Dodano: 08.04.23 - 9:19 | Dział: FAKTY CIEKAWE LECZ MAŁO ZNANE - Marian Kałuski

Czy Polska doigra się katastrofy nuklearnej?


Jak Polska będzie prowadziła wobec Ukrainy taką politykę jak dotychczas to doigra się katastrofy nuklearnej.

Ukraina w ostatnich kilkuset latach nigdy nie była i nie jest przyjacielem Polski i Polaków. Niestety, taka jest prawda. Oczywiście nie można tego faktu lekceważyć. Z drugiej strony należy starać się o poprawę stosunków polsko-ukraińskich. Jednak nie za każdą cenę. To musi być szczery dialog zakończony kompromisem po obu stronach. Odgórne narzucanie narodowi polskiemu przyjaźni polsko-ukraińskiej i zamiatanie pod dywan krzywd jakie spotkały Polskę i Polaków ze strony Ukraińców, co czynią kolejne rządy polskie od 1991 roku to droga donikąd. Przecież to czyniły władze PRL w latach 1945-89 z wynikiem zerowym. Czy obecne polskie elity polityczne są aż tak przeżarte doktryną Giedrojcia, że nie są w stanie zrozumieć, że "na chama" nie buduje się przyjaźni między narodami. I czy doprawdy nie wiedzą - jako politycy polscy, że polskie interesy często nie są i nigdy nie będą tożsame z interesami Ukrainy. Jestem zdziwiony z jaką łatwością politycy ukraińscy potrafią "mydlić oczy" politykom polskim i jak łatwo potrafią uczynić z nich swoimi sługami.

Weźmy pod uwagę trzy przykłady już z okresu, kiedy trwa wojna na Ukrainie i kiedy Polska i Polacy tak BEZINTERESOWNIE pomagają Ukrainie i Ukraińcom. Profesor Rafał Chwedoruk ocenia w rozmowie z Interią, że rządzący politycy "tkwią w jednym wielkim złudzeniu". - Wystarczy też spojrzeć na to, co działo się po dramacie w Przewodowie, kiedy dyplomacja Ukrainy, kraju pogrążonego w wojnie, zakpiła sobie trochę z Polski i nie doczekaliśmy się żadnej reakcji. Kijów nie przyznał się do winy, nie przeprosił za nią i nie wypłacić odszkodowania Polakom, ofiarom ukraińskiej rakiety, która 15 listopada 2022 roku spadła na Przewodów koło Hrubieszowa i zabiła dwie osoby. Wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego wskazuje jednak, że to nie jedyny przykład, gdy Kijów dał Warszawie prztyczka w nos. - Mówi: "Potem pan Melnyk, którego podejścia do historii - rzezi wołyńskiej nie da się jakkolwiek usprawiedliwić... zostaje mianowany na wiceministra spraw zagranicznych Ukrainy. To pokazuje naszą realną siłę, a właściwie jej deficyt w stosunkach międzynarodowych (polsko-ukraińskich). Dowodzi też tego, że - jak to nieraz w naszej historii bywało - symbole i formę bierzemy za treść - ocenia politolog (Do Rzeczy 10.12.2022). Kiedy Polska wydaje miliardy złotych na pomoc uchodźcom ukraińskim, w tym samym czasie Ukraina bezwstydnie zasypuje Polskę swoją pszenicą, doprowadzając do ruiny polskich rolników - wypierając niższą ceną polskie zboże z Polski! Czy to nie skandal? Skandal, na który z przymrużonym okiem patrzeli rządzący Polską - no bo to robili Ukraińcy (chyba z pomocą jakiś "Polaków).

No i najświeższy i najważniejszy przykład złego nastawienia władz ukraińskich do Polski i Polaków: W proukraińskiej "Rzeczpospolitej" z 6 kwietnia 2023 roku redaktor polityczny tego opiniotwórczego dziennika Jerzy Haszczyński w artykule pt. "Putin do Hagi, a co z Wołyniem? pisze: "Podczas wystąpień Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie najtrudniejszy temat historyczny pojawił się w zakamuflowanej formie, nazwa "Wołyń" nie padła. Można powiedzieć, że gdy trwa wielka wojna na wschodzie, sprawy sporne między Polską a Ukrainą powinny przejść do poczekalni. Ale z drugiej strony to może właśnie czas wielkiej wojny z bestialstwem rosyjskich zbrodni na ukraińskich cywilach jest odpowiednim momentem do refleksji ukraińskich elit nad zbrodniami dokonywanymi przez ukraińskich nacjonalistów w czasie drugiej wojny światowej. To trudne i wymaga odwagi od przywódców, Wołodymyr Zełenski - bardzo odważny w innych kwestiach - jeszcze nie jest na tym etapie. Nie są na to najwyraźniej gotowe elity intelektualne Ukrainy, dla sporej części z nich odpowiedzialni za Wołyń są bohaterami, patriotami... To elity w Kijowie same powinny sobie uświadomić, że ten etap nie może trwać w nieskończoność. Ukraina ma trafić do Unii Europejskiej, wyznając europejskie wartości. Kluczenie w sprawie ludobójstwa na Wołyniu się wśród nich nie mieści. Trudno pogodzić odsyłanie Putina do Hagi z jednoczesnym wychwalaniem Bandery. Trudno domagać się nazywania zbombardowania przez Rosjan budynku pełnego ukraińskich cywilów ludobójstwem, jednocześnie zaprzeczając, że rzeź dziesiątek tysięcy polskich cywilów żadnym ludobójstwem nie była. Nie tylko w Ukrainie wymordowanie przez Rosjan w zeszłym roku w podkijowskiej Buczy kilkuset ludzi jest tym słowem określane. To jakie pasuje do Wołynia?"

Nie, Ukraińcy nie byli i nie są przyjaciółmi Polski i Polaków. A dzisiaj wykorzystują naiwność Polaków dla własnych celów. A jak wojna by się zakończyła ich sukcesem militarnym i politycznym, to skończą ze słodkimi słówkami pod adresem Polski i Polaków i będą nadal szkodzić Polsce i Polakom, gdzie tylko będą mogli. A wszystko dlatego, że nigdy nie rozliczyli się ze swej antypolskiej działalności od przeszło 150 lat i z ludobójstwa dokonanego na Polakach na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej (ok. 120 tys. ofiar) w latach 1943-45 i że Polska stoi na przeszkodzie temu, aby to Ukraina była najważniejszym państwem we Wschodniej Europie (Ukraińcy mają wybujałe ambicje wielkomocarstwowe).

...

24 lutego 2022 roku Rosja pod rządami dyktatora i fanatyka tzw. "ruskiego mira" Władimira Putina napadła zbrojnie na Ukrainę. Z pomocą militarną Ukraińcom przyszły Stany Zjednoczone, większość państw należących do NATO oraz kilka państw spoza tego sojuszu. Wielką rolę w tej pomocy militarnej jak i Ukraińcom odgrywa Polska - rząd polski i Polacy, widząc w tym nie tylko obronę Ukrainy przed Rosja, ale także jako pośrednią obronę samej Polski. Bo jak padnie Ukraina, to Polska będzie się czuła bardziej zagrożona przez imperializm rosyjski. 5 kwietnia br. rzecznik rządu Piotr Müller powiedział, że skala militarnej pomocy dla Ukrainy ze strony Polski wynosi obecnie ponad 10 mld zł. A ile miliardów złotych kosztowało Polskę i Polaków utrzymywanie 1,5 uchodźców ukraińskich, których wojna zagnała do Polski?

Pomoc Polski dla walczącej Ukrainy i uchodźców ukraińskich jest potrzebna, bo leży w interesie Polski. Ale mamy do czynienia w nową wojną w Europie i to wojną na terenie sąsiadującego z nami państwa. Jak Polska i NATO mają się do niej ustosunkować i jak daleko można posunąć się do wspierania Ukrainy, pamiętając, że Rosja jest mocarstwem nuklearnym i że Putin ciągle grozi użyciem broni atomowej w tej wojnie? Bowiem, jak czytamy w "Rzeczpospolitej" z 27 marca 2023 roku w artykule pod jakże wymownym tytułem: "Putin nigdy nie pogodzi się z przegraną na Ukrainie? Analiza think tanku" "...zakończenie wojny porozumieniem pokojowym może być nieosiągalne, ponieważ "Putin nie zaakceptuje rzeczywistości, w której nie może podbić Ukrainy"". I, według analityków wojskowych i politologów, aby osiągnąć ten cel, lub co najmniej zatrzymać przy Rosji obwody ługański, doniecki, zaporoski i chersoński oraz Krym, Putin może, czy raczej będzie musiał skorzystać z broni atomowej. Tym bardziej, że dotychczasowy przebieg wojny (14 miesięcy) wskazuje na to, że Rosja nie może podbić Ukrainy, a Ukraina nawet wspierana militarnie przez NATO nie może pokonać militarnie Rosji.

Niebezpieczeństwo użycia broni atomowej przez Putina bierze na serio kanclerz Niemiec Olaf Scholz odmawiając przekazania myśliwców Ukrainie, ponieważ obawia się, że NATO nie obroni Niemiec przed Rosją. Według Politico "Scholz obawia się nie tyle eskalacji konfliktu, co tego, że NATO, a zwłaszcza Stany Zjednoczone nie będą interweniować, jeśli Rosja podejmie działania odwetowe wobec Niemiec... Jak podkreśla Politico, w dyskusji na temat dostaw zachodnich myśliwców na Ukrainę to Scholz jest pierwszym hamulcowym - Berlin apeluje o brak pośpiechu w przekazywaniu samolotów, powtarzając ostrzeżenia o niebezpieczeństwie eskalacji i nalegając, aby NATO nie było stroną konfliktu. Zdaniem autorów artykułu swoje obawy kanclerz tłumaczy faktem, że art. 5 traktatu NATO, choć wzywa członków Sojuszu do wzajemnej pomocy w przypadku ataku, to nie wymaga od nich odpowiedzi w postaci użycia siły militarnej" (Bartosz Lewicki "Ciężka broń od Niemców?..." Dziennik.pl 22.4.2022).

Tyle jest warty artykuł 5 traktatu NATO! Tylko - jak zwykle - naiwni politycy polscy wierzą, że w razie napaści Rosji na Polskę wojska NATO przyjdą jej w pomocą, że Ameryka wystrzeli grad rakiet z głowicami atomowymi na Rosję. Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach zdaje sobie z tego sprawę, że Ameryka w obronie Polski nie zaryzykuje wojny atomowej z Rosją, która, nawet gdyby USA wyszły z niej zwycięsko, wiele największych miast amerykańskich obróci w gruzy, a olbrzymie radioaktywne tereny kraju nie będą nadawały by się do zamieszkania. Amerykanie samobójcami nie są.

Co więcej, dlatego, że ani Rosja nie jest w stanie podbić Ukrainy, ani Ukraina nie może pokonać Rosji i biorąc pod uwagę to, że wojna ta uderzyła w gospodarkę całego świata, widzimy wyraźnie zmęczenie tą wojną i dążenie wielu państw do jej jak najszybszego zakończenia. Prezydenci Słowacji Zuzanna Čaputová i Czech Petr Pavel odsłonili kulisy zmęczenia wojną społeczeństw naszej części Europy. I nie tylko naszej, ale wielu państw na świecie. Tyler Durden na portalu zerohedge.com zauważa, że "zachodni zwolennicy Ukrainy prezentują ostatnio coraz większy sceptycyzm co do przyszłego sukcesu działań wojennych przeciwko Rosji". Sprawa stała się dramatycznie ważna od czasu, gdy nowy czeski prezydent, Petr Pavel, odwiedził Polskę i powiedział polskim mediom, że "zamyka się okno możliwości na nową, wielką kontrofensywę Ukrainy". Stwierdził też, że "jego kraj może nie być w stanie utrzymać obecnego poziomu pomocy dla Kijowa". Z kolei Zuzana Čaputová powiedziała, że Słowacja jest "wyczerpana moralnie i finansowo" po tym, jak od ponad roku udziela wsparcia Ukrainie oraz pomaga uchodźcom wojennym napływającym do jej kraju. Čaputová poważnie się obawia, że kolejna fala ukraińskich uchodźców wojennych, a nawet te fale, które są już za nami, może się odbić na gospodarce i poziomie życia obywateli słowackich. Zauważyła, że pomoc Słowacji dla Ukrainy ma swoje granice. A słowackie społeczeństwo już obecnie mogło dojść do przekonania, że albo jest na granicy wytrzymałości, albo ta granica została przekroczona. A jeśli tak, to Słowacy mogą się czuć realnie zagrożeni ("Część Zachodu zdradza Ukrainę..." wPolityce 1.4.2023).

A jak długo Polskę i Polaków stać będzie na militarne i humanitarne wsparcie bez dna Ukrainy i Ukraińców? Czy Polacy będą walczyć o Ukrainę do ostatniej kropli krwi? Przecież jest mało prawdopodobna agresja Rosji na Polskę, więc po co się narażać. Polska to nie Ukraina. Jeśli Putin nie może podbić bądź co bądź sztuczne stworzone przez Związek Sowiecki i jego podboje państwo jakim jest Ukraina (pełna wewnętrznych konfliktów, także etnicznych i religijnych), to jak może pokonać Polskę - państwo etnicznie jednorodne, Polaków identyfikujących się ze sobą w oparciu o wspólne doświadczenia społeczne, kulturowe, narodowe, religijne oraz historyczne, jak również kraj należący do Unii Europejskiej i NATO oraz mający silną i nowoczesną armię?

Niestety, polskiego prezydenta i rząd Polski opanował skrajny filoukrainizm. Prezydent POLSKI Andrzej Duda, który ma obowiązek być sługą tylko Polski i Polaków, oświadczył urbi et orbi, że obecnie jest sługą Ukrainy i gdzie tylko będzie mógł będzie wspierać Ukrainę i reprezentować jej interesy narodowe. Podobnie czyni na każdym kroku rząd polski. Z codziennych poczynań prezydenta i rządu polskiego, a nie z majaczeń rosyjskiej propagandy wygląda na to, że ich codzienną pieśnią jest "Ukraine, Ukraine über alles" i że, jako "słudzy Ukrainy" są gotowi interesy Ukrainy i Ukraińców stawiać ponad interesy narodowe Polski i Polaków.

Ten skrajny filoukrainizm prezydenta i rządu niechybnie pcha Polskę w przepaść. Polska jako pierwsza, nie zwracając uwagi na możliwe konsekwencje tego kroku, wysłała na Ukrainę czołgi, a następnie myśliwce odrzutowe i zgodziła się być hubem do przesyłania przez terytorium Polski wszystkiej broni dostarczanej przez NATO Ukrainie. Rosja uznała to za udział Polski w wojnie i zagroziła zniszczeniem na terytorium Polski przy granicy z Ukrainą linii kolejowych i drogowych oraz lotniska w Rzeszowie i centrów dostawczych. Na dokładkę to Polska zmusza inne kraje NATO wbrew ich woli do dostarczania Ukrainie czołgów i samolotów i jeszcze się tym chwali na cały świat, jeszcze bardziej irytując Moskwę i pogłębiając i tak wielką nienawiść kacapów do Polski i Polaków.

Rząd każdego państwa, dbający o jego egzystencję i interesy narodowe stara się unikać udziału w jakichkolwiek wojnach, tym bardziej niebezpiecznej dla niego wojnie. Polska na odwrót - jak zwykle pierwsza do wódki i szabelki. I do walki o cudzą wolność - nawet kosztem utraty własnej wolności i spowodowania przez to tragicznych skutków dla kraju! Bowiem wyraźnie widać, że niektórzy politycy PiS, jako prawdziwi "słudzy Ukrainy" chcieli by w pełni zaangażować się w wojnie na Ukrainie, czyli wysłać na front rosyjsko-ukraiński wojska polskie. Do tego dąży uparcie rząd w Kijowie i robi wszystko, aby to się stało. I nie bez sukcesu. Ołeksij Honczarenko, deputowany ukraińskiej Rady Najwyższej dowodzi, że relacje polsko-ukraińskie zmierzają w kierunku sojuszu wojskowego. Przecież chodzi o wolność waszą i naszą (Rzeczpospolita 6.4.2023).

Dlatego należy postawić sobie pytanie: czy w interesie Polski jest dołączenie do wojny?

Ukraińcy chcieliby, żeby do wojny dołączyli Amerykanie, Polacy, żebyśmy zawarli z Ukrainą sojusz wojskowy - mówi Jacek Bartosiak, ekspert Strategy & Future ds. geopolityki i strategii polityczno-wojskowej. Co w jego ocenie powinna zrobić Polska, czy my mamy w tę wojnę wejść, mamy gwarantować bezpieczeństwo Ukrainy? - pytał go Bogdan Rymanowski na antenie Radia ZET 6 kwietnia. Bartosiak odpowiedział, że "W interesie Polski absolutnie nie jest dołączenie do wojny". W dalszej części rozmowy Bartosiak mówił o tym, że nasze interesy nie są w 100 proc. zbieżne z interesami Ukrainy, gdyż "niczyje interesy nie są w 100 proc. zbieżne. Na pewno nie jest zbieżny interes, chociażby w tym sojuszu wojskowym...", kończąc ten temat następującym zdaniem: w interesie Polski absolutnie nie jest dołączenie do tej wojny, tylko spowodowanie, żeby Ukraińcy ją wygrali własnymi rękami, własnym wysiłkiem, a najlepiej, żeby Amerykanie się do tego dołożyli ("Czy w interesie Polski jest dołączenie do wojny? Opinia Bartosiaka" Do Rzeczy 7.4.2023).

A co się stanie, jeśli prezydent Duda i Jarosław Kaczyński wyślą na Ukrainę wojsko polskie do walki z Rosjanami?

Nie ulega wątpliwości, że właśnie wówczas Putin sięgnie po swój arsenał atomowy i bomby polecą nie tylko na wybrane cele na Ukrainie, ale także w Polsce. Nie dziwiłbym się, gdyby jedna z nich nie została zrzucona na Warszawę. To nie tylko sparaliżowało by państwo polskie, ale kto wie czy wówczas Putin nie próbował by zająć także Polskę. Wie przecież ile wart jest artykuł 5 traktatu NATO. Sojusz ten w normalnej sytuacji wojskowo-politycznej na świecie - Europie na pewno odstrasza od zaatakowania jednego z państw członkowskich. W ekstremalnej sytuacji wojennej nie gwarantuje jednak amerykańskiego wsparcia atomowego na wypadek użycia broni atomowej przez Rosję.

I taką niebezpieczną sytuację należy unikać za wszelką cenę i niepotrzebnie wywoływać wilka z lasu, szczególnie jak się jest dużo słabszym od niego - można powiedzieć, że bezbronnym.

Czy Polska ma ginąć za Ukrainę jak nie musi ginąć? Czy Warszawa ma ulec ponownej zagładzie, jeszcze gorszej od poprzedniej? Ile razy słyszymy w radiu czy telewizji, że ktoś poszedł ratować tonącą osobę i sam się utopił, bo nie umiał pływać. To nie był heroizm ze strony tej osoby, to był bezmyślny czy często desperacki wyczyn w obronie życia kogoś bliskiego, gdyż nie skacze się do wody widząc w niej pełno rekinów. Chyba, że się chce zginąć razem z tonącą osobą.

Czy Polska chce zginąć razem z Ukrainą? To byłaby bezmyślna decyzja rządu "polskiego". Mądrzej jest posłuchać opinii Bartosika: wraz z innymi państwami pomagajmy Ukrainie wygrać wojnę z Rosją jej własnymi rękami, nie narażając przy tym bezpieczeństwa własnego kraju.

Marian Kałuski