Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 111 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 19.09.14 - 11:11     Czytano: [3876]

Dział: Głos Polonii

„Tygodnik Polski” w Melbourne (Aktual.)


Polonia australijska obchodziła akurat 65-lecie ukazywania się „Tygodnika Polskiego” w Melbourne – jedynego tygodnika polskiego wydawanego na antypodach.

65 lat to długi okres czasu w życiu człowieka – to trzy pokolenia. Prawdopodobnie niewiele pism polskich na emigracji może pochwalić się tak starą metryką. Jednak czy pismo „dożyje” do siedemdziesiątki jest dużym znakiem zapytania. Coraz więcej czarnych chmur zbiera się nad pismem.

„Tygodnik Polski” został założony jako „Tygodnik Katolicki” przez ks. Konrada E. Trzeciaka w mieście Bathurst, w stanie Nowa Południowa Walia, w lipcu 1949 roku; w 1954 roku redakcja przeniosła się do Melbourne. Ks. Trzeciak wydawał i redagował pismo z dużym powodzeniem do 1961 roku. Była to jego prywatna własność. W związku z przeniesieniem polskich księży misjonarzy (lazaryści) pracujących w Australii do Stanów Zjednoczonych Ameryki, ks. Trzeciak „sprzedał”, czy raczej właściwie przekazał pismo dziennikarzowi polonijnemu Romanowi Gronowskiemu, które stało się jego własnością. Red. Gronowski wydawał pismo również z dużym powodzeniem do swojej nagłej śmierci w lipcu 1974 roku; pismo, które w 1965 roku zmieniło tytuł na „Tygodnik Polski”, cieszyło się dużym poparciem ze strony Polaków w Australii, gdyż było redagowane w duchu niepodległościowym i ciekawie. Interes był intratny, gdyż Gronowski był w stanie założyć własną drukarnię. Niestety, w swoim testamencie red. Gronowski „zapomniał” o „Tygodniku Polskim” – o jego dalszej egzystencji po jego śmierci. Wygląda na to, że chciał aby wraz z nim umarło i pismo, co wyraźnie potwierdza ten fakt, że drukarnię zapisał swojemu wiernemu drukarzowi, który choćby nawet i chciał, to nie mógłby zostać redaktorem pisma, a na zatrudnienie kogoś na to stanowisko nie stać by go było.

Wykonawcami testamentu red. Romana Gronowskiego byli dr Zbigniew Stelmach i dr Mieczysław Piątek. „Tygodnik Polski”, jako jedyne polskie pismo w Melbourne, odgrywał wielką rolę w życiu dużej i aktywnej Polonii tego miasta. Stąd dr Zbigniew Stelmach i dr Mieczysław Piątek kiedy zapoznali się z testamentem i stwierdzili, że pismu grozi likwidacja, postanowili je ratować. Zdecydowali się na dalsze wydawanie go z funduszów masy spadkowej (przedpłat na prenumeratę; na kontach bankowych red. Gronowski miał ówczesnych 65 000 dolarów). Potrzebowali jednak poparcia dla tego przedsięwzięcia ze strony spadkobierców i społeczeństwa polskiego, a przede wszystkim nowego redaktora. Red. Gronowski zmarł w piątek 12 lipca 1974 roku, a już 13 lipca zatelefonował do mnie dr Stelmach z propozycją, a właściwie gorącą prośbą objęcia przeze mnie stanowiska redaktora pisma. Swoje zwrócenie się do mnie w tej sprawie tłumaczył tym, że do ostatniego numeru wydanego przez red. Gronowskiego byłem stałym współpracownikiem pisma, a poza tym red. Gronowski powiedział kiedyś dr Stelmachowi w prywatnej rozmowie, że po jego (Gronowskiego) śmierci „tylko Kałuski mógłby zostać redaktorem pisma – mógłby sobie dać radę z jego redagowaniem”. Co było prawdą, gdyż red. Gronowski uczył mnie na swego następcę (stąd bez niczyjej pomocy od razu redagowałem pismo bez najmniejszych problemów).

Dr Stelmach błagał mnie na wszystkie świętości, abym ratował pismo. Nie wiedziałem co robić. Miałem bowiem dobrą i dobrze płatną pracę, byłem żonaty i ojcem dwóch małych córek. Tymczasem praca w „Tygodniku Polskim” wcale nie była gwarantowana. Uległem jednak prośbą prawie że na kolanach dra Stelmacha. Chciał on jak najszybciej załatwić formalności prawne związane z dalszym wydawaniem pisma. Namawiał więc mnie do kupna pisma, obiecując załatwienie mi w razie potrzeby pożyczki bankowej.

Zostałem redaktorem pisma. Wspólnie z dr Stelmachem i dr Piątkiem zwołaliśmy na 25 lipca 1974 roku Nadzwyczajne Zebranie Przyjaciół „Tygodnika Polskiego” w sprawie przyszłości pisma. Niestety, jak to bywa z Polakami, nie można było osiągnąć wspólnego porozumienia w sprawie dalszego wydawania pisma. Niektórzy poczuli się dotknięci tym, że to im nie zaproponowano objęcie stanowiska redaktora pisma, choć wcale się do tego nie nadawali. W efekcie zamiast ratować pismo nastąpiło skłócenie społeczeństwa polskiego, co doprowadziło do tego, że pismo (właściwie tylko tytuł pisma) poszło w listopadzie 1974 roku na licytację.

Trzymając „Tygodnik Polski” w swoich rękach od czterech miesięcy, znając jego wszystkie sekrety i uzyskawszy zdecydowane poparcie większości tak czytelników „Tygodnika” jak i społeczeństwa polskiego (czego nie kwestionują nawet moi wrogowie) mogłem sam kupić pismo, albo utrudnić jego przejęcie i wydawanie przez jakiegokolwiek nabywcę. Tak jak już wspomniałem, dr Stelmach bardzo mnie zachęcał do kupna „Tygodnika Polskiego”, obiecując załatwienie dla mnie pożyczki bankowej. Uważałem jednak, że „Tygodnik Polski” powinien być pismem społecznym, gdyż pismo w prywatnych rękach nie zdało egzaminu w krytycznej chwili. Poza tym, prawdę mówiąc, bałem się, że przez rozbicie jakie zapanowało w tej sprawie, niektórzy „kochani” i wpływowi rodacy oraz niektórzy Żydzi polscy mogą bardzo utrudniać mi i pracę i życie. Bowiem prawdą jest, że w bitwie o „Tygodnik Polski” nie tylko w 1974 roku ale do końca mojego urzędowania na stanowisku redaktora brało udział wielu polskich Żydów. Red. Gronowski utrzymywał z nimi bliski kontakt i liczył na ich reklamy w gazecie; stąd zmienił tytuł pisma z „Tygodnika Katolickiego” na „Tygodnik Polski”. Dlatego po śmierci red. Gronowskiego ci ludzie martwili się o to czy nowy redaktor „Tygodnika Polskiego” będzie kontynuował przyjazną postawę wobec nich i interesów żydowskich. To oni po moim odejściu z „Tygodnika Polskiego” wpłynęli na to, że nowym redaktorem został Jerzy Grot-Kwaśniewski żonaty z Polką żydowskiego pochodzenia, i to oni wpłynęli na to, że jego status prawny jako redaktora został natychmiast uregulowany przez wydawcę (J. Lencznarowicz), czego mi złośliwie odmawiano. Niestety, wielu ówczesnych czołowych działaczy Polonii melbourneńskiej było pachołkami żydowskimi albo się ich bało. Taka jest prawda!

Wszystko to wpłynęło na to, że nie kupiłem pisma i zrobiłem wszystko aby „Tygodnik Polski” nabyła Spółdzielnia Dom Polski im. T. Kościuszki w Melbourne (właściciel Domu Polskiego w Melbourne (City), która zatrudniła mnie na stanowisku redaktora pisma, bo mnie wówczas bardzo potrzebowała. Spółdzielnia kupiła na licytacji tylko tytuł pisma. I dlatego na pewno wydawanie przez nią pisma nigdy nie doszło by do skutku, gdybym nie przekazał jej listę prenumeratorów i kolporterów oraz listy biznesów i instytucji, które ogłaszały się w „Tygodniku Polskim”. Zgodnie z prawem nie miałem prawa tego uczynić. Łamałem prawo australijskie, aby ratować pismo dla Polaków w Australii. Dlatego, jeśli dzisiaj ukazuje się „Tygodnik Polski”, to jest to tylko i wyłącznie moja zasługa. Niestety, nasi bonzowie nigdy mi za to nie podziękowali, nie byli za to mi wdzięczni. Na tym mi jednak nie zależało i Bóg mi świadkiem, że mówię prawdę. Jeśli to dzisiaj wspominam to tylko dlatego, aby pokazać jakie to były wredne i obrzydliwe typy ci nasi bonzowie i nowi właściciele pisma.

Włożyłem wiele serca i pracy w utrzymanie pisma, które przez testament red. Romana Gronowskiego straciło wszystko (redakcję, drukarnię, dotychczasowy dostęp do źródeł informacji, archiwum, bibliotekę, całą sumę przedpłat na prenumeraty – 4000 dolarów) poza samym tytułem pisma. Wszystko trzeba była zaczynać od podstaw i harować jak przysłowiowy wół. Zauważył i docenił moją pracę krajowy historyk prasy polskiej w Australii Jan Lencznarowicz, który w pracy „Prasa i społeczność polska w Australii 1928-1980” napisał: „M. Kałuski zdołał przeprowadzić gazetę przez najtrudniejszy okres utrzymując jej objętość i zyskując nowych prenumeratorów” (Kraków 1994, str. 66). Za to także dostałem kopniaka od naszych bonzów i właściciela pisma. Pocieszeniem dla mnie było to, że społeczeństwo polskie doceniało moją pracę i wiele osób po dziś dzień okazuje mi życzliwość, co potwierdza moje archiwum. Bez ich pomocy nie odniósłbym tylu życiowych sukcesów.

Niestety uspołecznienie pisma rozpoczęło walkę o to czyją własnością jest pismo – czy społeczeństwa polskiego czy prezesów organizacji polskich i delegata rządu londyńskiego na Australię. Od 1974 roku wszyscy prezesi Stowarzyszenia im. Kościuszki uważali i uważają pismo za swoją prywatną własność i tak je traktują. Osobiście jako redaktor starałem się, aby pismo było naprawdę pismem wszystkich Polaków w Australii o obliczu niepodległościowym. Niestety, praca w „Tygodniku” stawała się jednym wielkim koszmarem. 19 lipca 1977 roku wysłałem list polecony do wydawcy pisma, aby pod względem prawnym rozwiązał mój statut jako redaktora pisma i jednocześnie zażądałem załatwienia pewnych istotnych dla mnie spraw. Wydawca na to się nie zgodził i odszedłem z pisma. Podobna sytuacja zaistniała w 2003 roku, kiedy zaledwie po sześciu miesiącach od objęcia stanowiska redaktora „Tygodnika Polskiego” została zwolniona z pracy mgr Grażyna Walendzik, za to tylko, że podobnie jak ja chciała, aby pismo służyło wszystkim Polakom w Australii. Po sześciu latach pracy bez wynagrodzenia na stanowisku redaktora dostała kopniaka w tyłek Józefa Jarosz (2003-2009), a jej następcy, Wojciechowi Szlachetko, tak utrudniano pracę i życie, że po roku pracy (2010-2011) zrezygnował z redaktorskiego „zaszczytu”.

Ale nie tylko prezesi-wydawcy „Tygodnika Polskiego” cieszą się złą opinią. Otrzymałem email z taką oto opinią o całym zarządzie Stowarzyszenia im. Kościuszki: „Powszechnie wiadomo, że jest to jakieś ‘hermetyczne towarzystwo” wzajemnej adoracji, faworyzujące tzw. starych znajomych”. Przez ostatnich 40 lat było czy jest w tym „hermetycznym towarzystwie” zaledwie kilka przyzwoitych osób. Niektórzy z członków zarządu powinni stanąć przed sądem za to, że społeczeństwo polskie przez ich głupotę straciło Dom Polski na Lonsdale Street w City na początku lat 90. XX w., który dzisiaj byłby wart kilka milionów dolarów (nie dostali nawet dolara!). Albo chociażby być skazanymi przez społeczeństwo polskie na ostracyzm. Tymczasem nic takiego się nie stało, bo aferę szybko i cichutko zamieciono pod dywan, zgodnie z powiedzeniem: „Kur.a kur.ie łba nie urwie”.

Stowarzyszenie im. Kościuszki straciło Dom Polski, później wybrało sobie na redaktora swego kumpla, przez którego głupotę w kilku sprawach sądowych „Tygodnik Polski” stracił ponoć aż 50 000 dolarów, co powiedział mi redaktor „Tygodnika Polskiego” w latach 1977-91 Jerzy Grot-Kwaśniewski, a teraz jego prezeska robi wszystko, aby „Tygodnik Polski” poszedł razem z nią do grobu.

Prezeską tą jest od dwunastu lat 85-letnia (!) Marzenna Piskozub, kobiecina, która niczym w życiu nie zabłysła. Została prezeską w 2002 roku, kiedy nasi bonzowie postanowili usunąć ze stanowiska prezesa Stowarzyszenia im. Kościuszki, inż. Andrzeja Goździckiego, który chciał, aby „Tygodnik Polski” stał się pismem wszystkich Polaków w Australii, a nie tylko sitwy. Piskozubowa zaraz po objęciu prezesowskiego stolca zwolniła (2003) ze stanowiska redaktora, mgr Grażynę Walendzik, osobę, która na to stanowisko nadawała się pod każdym względem – jak rzadko kto, bo chciała mieć na tym stanowisku swojego człowieka, jak również uderzyć tym pociągnięciem w o. Dominika Jałochę OP, z którym blisko współpracowała red. Walendzik, a który nie był jej ulubionym kapłanem. W 2009 roku dała kopniaka w tyłek red. Józefie Jarosz, uprzednio swojej przyjaciółce, a w 2011 roku doprowadziła do rezygnacji ze stanowiska redaktora Wojciecha Szlachetko.

Spotkałem się niedawno z jednym z członków (członkinią) zarządu Stowarzyszenia im. Kościuszki, która mi powiedziała, że Piskozubowa zachowuje się na zebraniach zarządu jak prawdziwy dyktator, że w ostatnich trzech latach liczba prenumeratorów pisma zmniejszyła się aż o 40 procent (podała dokładne liczby, ale ich nie publikuję, bo nie chcę zaszkodzić pismu). Z tym, że od innej osoby, która niedawno pomagała przy wysyłce pisma, dowiedziałem się że liczba prenumeratorów jest jeszcze niższa. Jeśli to prawda, to nakład „Tygodnika Polskiego” jest trzy razy czy nawet 90% niższy od tego, kiedy ja byłem redaktorem pisma. Prawdę mówiąc trudno mi w to uwierzyć. Niemniej faktem jest, że nakład pisma jest dużo, dużo mniejszy i pismo ma poważne kłopoty finansowe. Swoją dwunastoletnią działalnością związaną z „Tygodnikiem Polskim” p. Piskozubowa doprowadziła do tego, że nikt z młodych nie czyta pisma. Jest to dzisiaj pismo emerytów. Stąd następuje tak duży spadek prenumeratorów i grozi mu likwidacja.

W tym miejscu chciałbym poruszyć jedną ważną sprawę. Otóż po przegranej przez „Tygodnik Polski” sprawy sądowej z Żydami, słyszałem od osoby dobrze poinformowanej, że zostało założone tajne konto (ponoć teraz są nawet dwa) na nazwisko jakiejś wybranej osoby. Szczegóły o nim zna tylko p. Piskozub. Nie chce udzielić żadnych informacji na ten temat pozostałym członkom zarządu. Jeśli tak jest, a jutro by umarła, to tajemnicę tego konta/kont zabrała by z sobą do grobu. Osoba, której nazwisko ma to konto, mogła by wówczas – gdyby była nieuczciwa – przywłaszczyć sobie te pieniądze. Jeśli to prawda, to takie zachowanie jest nielegalne i uważam, że konta te powinny być zlikwidowane, a pieniądze przerzucone do jawnego konta, aby była nad nim kontrola – pełna kontrola nad finansami pisma.

14 grudnia 2014 roku ma się odbyć kolejne zebranie wyborcze Stowarzyszenia im. Kościuszki. Na ostatnim zebraniu dwa lata temu p. Piskozubowa została ponownie wybrana na prezesa przewagą tylko jednego głosu. Widać, że nie tylko w społeczeństwie polskim narasta bunt przeciwko jej działalności w Stowarzyszeniu i w „Tygodniku Polskim” ale także wśród członków Stowarzyszenia. Chcą się pozbyć „dozgonnego” dyktatora.

85 lat to ładny wiek, ale człowiek w takim wieku jest tylko cieniem młodszej i zdrowszej osoby, tym bardziej, że rok temu p. Piskozubowa miała operację serca. Przyszedł dla niej czas na zasłużoną emeryturę, na dobrowolne przekazanie stanowiska prezesa osobie młodszej, bardziej energicznej, która mogłaby ratować „Tygodnik Polski” przed nieuchronnym pod prezesurą p. Piskozub upadkiem.

Tymczasem wiadomo, że p. Piskozubowa chce ponownie kandydować na stanowisko prezesa (dwa lata). Jeśli tak się stanie, to nich na zebranie przyniesie ze sobą świadectwo od psychiatry, że ma jeszcze wszystkie klepki w głowie, a drugie od innego lekarza, że on myśli, że zdrowie jej na to pozwala.

Czym można wytłumaczyć to, że p. Piskozubowa przekleiła się do „Tygodnika Polskiego” jak rzep do psiego ogona? Chyba tym tylko, że wmówiła sobie, że jest młodą, pełną energii „panną do wzięcia”, że nikt nie może zastąpić jej na tym stanowisku (nie ma ludzi nie zastąpionych!), że chce umrzeć w glorii wydawcy „Tygodnika Polskiego” (na pewno spodziewa się pogrzebu na koszt państwa z pełnymi honorami!), a jednocześnie chce go swoją niszczycielską działalnością zabrać ze sobą do grobu.

Nie dopuśćmy do tego. „Tygodnik Polski” nie jest jej własnością (!) i zróbmy wszystko, aby tego szkodnika odsunąć od pisma, aby uratować go jeszcze raz przed likwidacją.

Pani Marzenno, dziękujemy Pani za pracę i życzymy spokojnej i słonecznej emerytury oraz godnego chrześcijańskiego spotkania z Bogiem. Memento mori.

Marian Kałuski
Melbourne
Australia

.............................................................................................................................
21.10.2014 r.


Wysłałem artykuł do „Tygodnika Polskiego”


„Stary-nowy” zręcznie się wykręcił z tej sprawy, wiedząc bardzo dobrze, że „Tygodnik Polski” nie idzie w parze z wolnością słowa.
Skorzystałem jednak z jego rady i dzisiaj wysłałem mój artykuł o „Tygodniku Polskim” do redakcji tego pisma. Zobaczymy jak będzie reakcja, jak właśnie jest ważna sprawa wolności słowa w tym piśmie.



Marian Kałuski – KWORUM 20.10.14 1:26
Wyzwanie dla "Starego-nowego" i "Tygodnika Polskiego"
..."Stary-nowy" oburza się, że sprawy Polonii australijskiej są poruszane na łamach publikacji wydawanych poza Australią. Po pierwsze KWORUM jest pismem CAŁEJ Polonii na świecie, a po drugie w naszych australijskich mediach polonijnych żadna krytyka naszej wierchuszki jest nie do pomyślenia.
Jeśli to nieprawda, to niech "Stary-nowy", tak mocno związany z naszą wierchuszką i jej mediami, sprawi żeby mój powyższy artykuł o "Tygodniku Polskim" ukazał się w tym piśmie.
To doskonały test na wolność słowa w mediach polonijnych w Australii...


Stary-nowy – KWORUM 20.10.14 11:52
Kałuski!... Artukuł zanieś SAM do redakcji TP i poproś Panią Redaktor aby ci go wydrukowali.
Proste?!
Bywaj zdrów!
s-n


Szanowna Redakcjo,
Uprzejmie proszę o zamieszczenie poniższego mojego artykułu w „Tygodniku Polskim”.
Jeśli mają Państwo jakieś uwagi czy zastrzeżenia do jakiegoś wyrazu czy zdania, proszę się ze mną skontaktować.
Pozdrawiam,
Marian Kałuski




.................................................................................................................................
25.10.2014r.

List od Telewizji Polsat

Uprzejmie informuję czytelników KWORUM w Australii, że dzisiaj, tj. 25 października 2014 roku, wysłałem do Polsat – redakcji „Wiadomości” list następującej treści:


Telewizja Polsat Sp. z o.o.
Warszawa, Polska

Szanowni Państwo,

Jestem dziennikarzem i autorem 21 książek (są podane w internetowym katalogu Biblioteki Narodowej w Warszawie).
Polsat przesyła australijskiej państwowej etnicznej stacji telewizyjnej SBS swoje "Wiadomości", które są tu nadawane codziennie o godz. 7.30 rano. Zazwyczaj trwają one ok. 25 min. Jednak czasem znacznie mniej. Np. czas nadawania "Wiadomości" emitowanych u nas 23 października (czyli z dnia 22 X) wynosił zaledwie 10 minut. Resztę czasu nadawano muzykę.
Chciałbym wiedzieć czy wysłaliście tego dnia tak krótkie "Wiadomości" czy zostały one tutaj skrócone. Obawiam/obawiamy się, że osoba, która cenzoruje w SBS Wasze "Wiadomości" dokonuje sobie dowolnych skrótów, według swoich PRYWATNYCH zapatrywań politycznych.
Będę wdzięczny za tę informację, bo zakrawa to na skandal i trzeba coś zrobić w tej sprawie.

Z poważaniem,
Marian Kałuski

Wersja do druku

Włodzimierz Kowalik - 04.12.14 3:29
Dnia 2go grudnia br. wyemitowany na SBSie program Polsatu trwał tylko 8 minut.
Znamienne, było to zaraz po wyborach samorządowych w kraju.

Marian Kałuski - 25.11.14 10:28
A JEDNAK

"Tygodnik Polski" opublikował zawiadomienie, że jednak 85-letnia i schorowana Marzenna Piskozub zgłosiła ponownie swoją kandydaturę na przewodniczącego Stowarzyszenia im. T. Kościuszki w Melbourne, które jest wydawcą i urzędem cenzury tego pisma.

Widać, że ta staruszka uważa, że nikt nie może ją zastąpić na tym stanowisku.

Nie byłoby może nic w tym złego, gdyby naprawdę dbała o dalsze losy pisma. Tymczasem jest już ono właściwie na łożu śmierci. I to z jej winy.

Przykre w tym wszystkim jest to, że mało kogo to obchodzi. Staruszków-czytelników przez wiek, a młodsi, mając internet, pisma nie czytają; niektórzy właśnie przez cenzurę w nim panującą.

Marian Kałuski, Australia

Marian Kałuski - 31.10.14 6:39
Oczywiście, redakcja "Tygodnika Polskiego" zupełnie zignorowała moją prośbę w sprawie wydrukowania mojego artykułu o poważnych problemach tego pisma.

Jak widać jego redaktorka, wybrana bez konkursu przez Marzennę Piskozub, Magdalena Jaskulska - człowiek znikąd, nie grzeszy dobrym wychowaniem i nie jest samodzielnym redaktorem, a tylko służącą Piskozubowej. Ja na jej miejscu chociaż bym potwierdził otrzymanie artykułu i wymyślił jakiś dobry powód jego odrzucenia, jak to robią czasopisma australijskie.

"Tygodnik Polski" robi bokami, a p. Piskozubowa zatrudniła na pełnym etacie (800 dolarów tygodniowo!) osobę, która powinna albo pracować społecznie - bez wynagrodzenia (jak to jest w szeregu małych pismach etnicznych i jak to robiła p. Józefa Jarosz), albo powinien być zatrudniony tylko na pół etatu, bo pracy dla redaktora dzisiejszego "T.P." nie ma nawet na 20 godzin. Wiem co mówię, bo w tych sprawach siedzę!!!

Odnośnie polskich "Wiadomości" nadawanych przez telewizję SBS, to dowiedziałem się, że Polsat wysłała do SBS PEŁNE "Wiadomości" przez nich nadawane, a nie okrojone, które się nam prezentuje.

Marian Kałuski, Australia

Jan Orawicz - 26.10.14 16:40
Szanowny Panie M.Kałuski z takim osobnikiem,który się kryje
pod pseudonimem "Stary-Nowy," na polemikę szkoda tracić
Pański twórczy czas i nerwy. Jest to postać niezmiernie
jadowita. To z niego emanuje na wszystkie strony świata!
Gdzie się ten człowiek wychował? Jego język i zachowania,
w stosunku do drugiego człowieka, wskazuje dość dosadnie
na to,że pochodzi ze środowiska takich podwórkowców
urra-burra !!! Serdecznie Pana pozdrawiam

Włodzimierz Kowalik - 26.10.14 13:53
Panie Marianie,
Może by nieco przeredakowac ten list, skorzystać z FOI (Freedom of Information Act) i zaadresowac do SBS a dokładniej do "FOI Officer" i poprosić o szczegóły skrócenia tego programu.
Będą wtedy dwie odpowiedzi (jeśli Polsat odpowie).

Przeciez wszyscy wiemy ze polskojęzyczna sekcja w SBS to w istocie agentura michnikowszczyzny.

Marian Kałuski - 24.10.14 6:54
Cenzura jest chlebem powszednim nie tylko "Tygodnika Polskiego" ale prawie wszystkich polskich mediów w Australii (czasopisma, radio). I nie tylko polskich mediów, ale także polskich programów państwowego radia i telewizji etnicznej oraz coraz częściej mediów australijskich. Akurat dzisiaj w programie radia ABC (Current Affairs) pan Murdoch jr. mówił, że podczas gdy dwadzieścia lat temu Australia zajmowała 9 miejsce jeśli chodzi o wolność słowa, to dzisiaj spadła na 33 miejsce w skali światowej.
Cenzurze podlegają także polskie programy państwowej telewizji etnicznej i rada SBS. Cenzurze wewnętrznej. Jest tajemnicą poliszynela, że państwowe programy ABC i SBS, tak radio jak i telewizja, są pod kontrolą lewactwa lub ludzi o poglądach lewicowych. W SBS Tv nie ma Polaków, natomiast w radiu są, bo są cztery godzinne audycje polskie w tygodniu. Według mnie , szczególnie koordynatorka, p. Sadurska, jeśli nie ma poglądów lewicowych, to na pewno jest zwolenniczką Platformy Obywatelskiej. Na to wskazują jej audycje. Nie myślę, że SBS zatrudnia cenzora polskiego programu telewizyjnego i radiowego. Przypuszczam, że rolę cenzora spełnia koordynatorka polskiego programu radiowego tak dla radia jak i dla telewizji.

W telewizji SBS są nadawane codziennie półgodzinne wiadomości Polsatu. Programy te w zasadzie trwają ok. 25 minut. Ale czasami, i to zazwyczaj kiedy coś ciekawego w Polsce się dzieje - zazwyczaj krytyczne sprawy dla PO, programy te są skracane. I tak wczoraj (23 paźdz.) polskie wiadomości trwały zaledwie 10 minut. I w tym czasie zupełnie nic nie powiedziano o aferze Sikorskiego, która uderza w PO. Nie myślę, że Polsat przysłał wiadomości 10-minutowe i o duperelach. Musiał je skrócić - i to właśnie o Sikorskim - polski censor w SBS.

Na pohybel mu!

Marian Kałuski, Australia

Włodzimierz Kowalik - 23.10.14 14:49
Aktualne problemy z TP to konsekwencje zamierzeń Derwinskiego który chciał przejąć TP i zrobić z niego prywatne swoje pismo. Niestety niewiele o tym wiadomo. Pan Andrzej Gozdzicki by pewnie najwiecej mógł o tym powiedzieć który kierował w tamtym czasie Stowarzyszeniem Kościuszki.
Warto tez dodać ze Marzenna Piskozub w tym okresie "pracowała" w konsulacie honorowym na zapleczu gabinetu dentystycznego Luka-Kozika.
Sam miałem w pewnym momencie wrażenie , ze chyba warszawski msz ma interes w kontrolowaniu TP ale sadzac po jakości pisma to raczej niekompetencja i ambicje były głównym nośnikiem.

Stary-nowy - 20.10.14 11:52
Kałuski! Nigdzie nie napisałem, że jestem "radiowcem w Melbourne"!

Artukuł zanieś SAM do redakcji TP i poproś Panią Redaktor aby ci go wydrukowali.
Proste?!
Bywaj zdrów!
s-n

Marian Kałuski - 20.10.14 1:26
Wyzwanie dla "Starego-nowego" i "Tygodnika Polskiego"

"Stary-nowy" idzie w zaparte. Uważa, że nic złego nigdy nie zrobił i nie napisał.
A ja się pytam: jak nazwać osobnika, który w sposób złośliwy i kłamliwy pisze o drugim człowieku, a nawet rzuca się na niego do fizycznego bicia?
Zwracam uwagę na wyrazy: złośliwy i kłamliwy.

Usłyszałem, że "Staremu-nowemu", który przyznał się, że jest radiowcem w Melbourne (radiostacyjka społeczna otwarta nawet dla najgłupszych), należą się gratulacje za odwagę, bo takie publiczne popisywanie się ignorancją odnośnie mojej osoby przez niego wymaga jednak odwagi.

Można by się było po części z tym zgodzić, gdyby nasz radiowiec podpisywał swoje złośliwości i głupoty czy wręcz kłamstwa o mnie swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem.

Powtarzam, jak się chce kogoś krytykować, a tym bardziej zaatakować, to trzeba sprawdzać wszelkie informacje o tej osobie, a nie powoływać się na sowiecką "Prawdę" czy na plotki podawane w "Vivie" czy innych brukowcach i gadzinówkach.

Tymczasem nasz radiowiec "Stary-nowy" woli być jednak bardziej stary niż nowy, czyli nie rezygnować ze złośliwego i kłamliwego stylu swoich polemic czy raczej ataków. Dlatego także w ostatnim swoim wpisie bredzi, że w Polsce ocenia się Polonię australijską "tylko na podstawie jednego głosu Mariana Kałuskiego".

Pochlebna to opinia o mnie (jak bardzo liczą się w Polsce z tym co powie Kałuski), ale zupełnie kłamliwa i obraźliwa dla Rodaków w Kraju. Oni mają własny rozum i własne zdanie o Polonii australijskiej. Przypomnę tu, że kilka lat temu wydawany w Warszawie "Nasz Dziennik" zamieścił bardzo krytyczną ocenę Polonii australijskiej dokonanej w Ministerstwie Spraw Zagraniczych, zapewne na podstawie raportów otrzymywanych z polskich placówek dyplomatycznych w Australii (z którymi Kałuski nie ma żadnego kontaktu!) i że nasz "Tygodnik Polski" próbował wówczas nieudolnie bronić dobrego imienia nie tyle Polaków w Australii, co naszych polonijnych bonzów.

Jest zwykłym złośliwym i kłamliwym pomówieniem ze strony takich osobników jak "W.W.", którzy przedstawiają mnie od lat jako osobę, która niczym innym się nie zajmuje jak szkalowaniem Polaków w Australii. Tylko tyle, że te kanalie nie potrafiły by tego udowodnić w sądzie. Tak jak jedna czy dwie jaskółki nie czynią wiosny, tak kilka krytycznych artykułów Kałuskiego na przestrzeni kilkudziesięciu lat o niektórych Polakach w Australii nie dają podstawy do twierdzenia, że jego hobbym jest szkalowanie Polaków w Australii. Głupi on nie jest, bo szkalując Polaków w Australii szkalował by także sam siebie!
A wszystko to wypływa z tego, że nasi bonzowie, w tym i "Stary-nowy", odbierają krytykę ich działalności jako krytykę całej Polonii australijskiej. Bo, według nich "Polonia asutralijska to my i tylko my". Stąd mieliśmy kretynizm w postaci uzurpowania sobie przez Radę Naczelną Polonii Australijskiej reprezentowania WSZYSTKICH Polaków w Australii, podczas gdy reprezentowała tylko swyach członków czyli najwyżej 10% Polaków w Australii.

"Stary-nowy" oburza się, że sprawy Polonii australijskiej są poruszane na łamach publikacji wydawanych poza Australią. Po pierwsze KWORUM jest pismem CAŁEJ Polonii na świecie, a po drugie w naszych australijskich mediach polonijnych żadna krytyka naszej wierchuszki jest nie do pomyślenia.
Jeśli to nieprawda, to niech "Stary-nowy", tak mocno związany z naszą wierchuszką i jej mediami, sprawi żeby mój powyższy artykuł o "Tygodniku Polskim" ukazał się w tym piśmie.

To doskonały test na wolność słowa w mediach polonijnych w Australii.

Panie W.W. z prawdą ciężko wojować i z nią wygrać. Dlatego Pan ze mną nigdy nie wygra. Bo ja stawiam prawdę ponad wszystko inne, nawet jeśli to mi szkodzi. Bo przecież gdybym wam kadził to byście popierali moją tę czy inną działalność i możliwe, że po dziś dzień byłbym redaktorem "Tygodnika Polskiego".

Ja jestem katolikiem, a obowiązkiem katolika jest walczyć o prawdę i sprawiedliwość.

Marian Kałuski, Australia

Jan Orawicz - 19.10.14 21:18
W poprzednim moim komentarzu zapomniałem dodać to,ze pan
który się podpisuje "Stary-Nowy"postanowił -jak to się mówi
przyłożyć mi za fraszkę pt. W Australii,w której poruszyłem,
językiem metafory, dość przykre sprawy ,które tym się
wyrażają,że ci,którym się nie udało w pełni to,o czym sobie
marzyli zrealizować, kipią zazdrością w stosunku do tych,którym
się udało zrealizowanie ich życiowych marzeń. Najlepiej z tych
Polaków z Australii znam Pan historyka i pisarza M.Kałuskiego.
Ten Pan jest w moim pojmowaniu ORŁEM. a to z tej prostej
przyczyny,że ma bardzo poważny i ceniony dorobek z historii
Polski. Jest to zarazem, po prostu nasz Rodak Wielkiego formatu
z Wielkim Sercem dla Polski,co emanuje z Jego każdej pracy
historycznej.Przecież mógł sobie pisać prace historyczne o
Australii. Ale jako Polak z krwi i kości pisze historię własnej
Ojczyzny. I za to Jemu Chwała!! I co? Tego wspaniałego dorobku
zazdroszczą Jemu ci,których nie stać na taki intelektualny osiąg.
Ja jako Polak, tak zostałem duchowo ukształtowany przez Rodziców
i Nauczycieli,iż z każdej wybitnej postaci Polaka, bardzo się cieszę
i jestem z tego dumny.A w życiu, kiedy miałem okazje przemawiania
do ludzi w zakresie tematyki patriotycznej starałem się mocno
podkreślać postacie wielkich Polaków. A za to odbierałem rzęsiste
oklaski. To był czas naszej Kochanej zdradzonej Solidarności.
Pamiętam i też mam fotografię z mego wystąpienia 11 listopada
1989r pod przydrożnym krzyżem na rozwidleniach jednych kujawskich
dróg,gdzie poruszyłem postać Marszałka J.Piłsudskiego to wielu zebranych
po prostu płakało. Ale zanim do tego doszło, to ja postać tego
wielkiego syna RP przestudiowałem od A-Z + wspomnienia wujków
jako Legionistów J.Piłsudskiego. Na koniec dodam tę prawdę,że
niestety nadal nasza rdzenna ojczyzna jest Peerelem w II wydaniu.
A w nim nadal prosperują nie rozliczeni za ludzkie krzywdy towarzysze
z SB i ich wtyczki. W tym wypadku mam na uwadze wszystkie polskie
diaspory polonijne,które były suto naszpikowane wtyczkami SB,co
wśród nas polskich emigrantów tkwią prawie nie tknięte palcem.
Należałem do grupy odważniejszych publicystów,którzy starali się ich
wskazywać swoimi piórami. ale to tyle pomagało,co umarłemu kadzidło.
I ci osobnicy pozostali w środowiskach polonijnych,gdzie starym
zwyczajem sieją wśród nas nieporozumienia,które powodują podziały
itp. Przecież jest i prosperuje PRL!!! Są wybory z prawem - i naszym
do głosowania. Ale są już ze strony czerwonych i różowych okrzyki,by
nas pozbawić prawa do głosowania.Tutaj też się prowadzi lewackie
media,szczególnie radia i prasę.Na rynku prasowym można kupić nawet
tow. Urbana NIE. Więc wtyki żyją i robią swoja robotę. W moim
podchicagowskim środowisku polonijnym, tak zostałem okrążony przez
tych towarzyszy,że to się nie da opisać!! Nawet moi byli przyjaciele
dali się otumanić tak,że się odsunęli od mej osoby jakbym był
nosicielem strasznej choroby. Po to są tutaj TW SB i za to im się słono
dalej płaci. Za to też w czasie głosowań dużo głosów padało na PO.SLD,
Palikota i PSL. Więc nie mam się czego dziwić,że nawet z Australii tacy
się na mnie poznali. Zresztą moje pisanie wskazuje ich niczym palcem.
Więc takiemu trzeba dołożyć, skolko godno!! A ja o kwiatkach i bławatkach
będę pisał wtedy,jak Polska będzie Polską. Ale czy się doczekam takiej
WIELKIEJ CHWILI ?? Oby!! Trzymaj nam się Orle M.Kałuski,może wrony
twoim wzorem przeobraża się w Orłów,a będziesz miał spokój święty!
Ale z wron o czerwonych lotkach nie było i nie będzie pociechy!!! Mimo
wszystko jeszcze kiedyś napiszę o Tobie fraszkę,na przekór gapom!
Serdecznie pozdrawiam Drogich czytelników kworum.

Stary-nowy - 19.10.14 0:58
Panie Zbigniewie
Wolno było komuś porównać mnie do żmii, więc delikatnie wypisałem swoje zdanie na ten temat.

Pana Orawicza nie obraziłem ani słowem. A tylko dyskutowałem z nim "fraszkowo". I myślę, że Pan Orawicz zrozumiał to doskonale.

Nie nazwałem nikogo kanalią, świnią, chorym psychicznie czy sukisynem itp. itd. co robią INNI tutaj na Kworum.
Sp. Jan Pyszko założyciel Kworum był gościem Polaków w Melbourne i sam chwalił Polonię australijską. Dziwi mnie więc teraz, że wy tam w Warszawie, i wogóle w Polsce oceniacie Polonię australijską tak źle i tylko na podstawie jednego głosu Mariana Kałuskiego. Nie zauważacie pracy innych ale o tym pisać więcej to walenie grochem o ścianę.

I dziwi mnie jeszcze, że nie rozumie Pan (i inni) moich komentarzy w konwencji felietonowej, z domieszką NIEobrażliwej ironii - co czyni wielu najlepszych felietonistów jak np. red. Michalkiewicz z którym rozmawiałem na ten temat "jak on to robi" kiedy był gościem POLALÓW!!!.

Wiele lat spędziłem w tzw. mediach - na "papierze i w eterze" - ale w dyskusji NIGDY nawet po angielsku, nie słyszałem takiego "kalinizmu" (to od Kalego), aby jednego wolno nazywać najpodlej - od "żmii aż do kanalii" - a drugiemu nie wolno ODPOWIEDZIEĆ i wyrazić swojej myśli.

Pozdrawiam z przykrością.
PS. I proszę się nie martwić, nie będę reagował na Pana uwagi - nawet te najgorsze. Nie mam już ochoty pisać o tym co jest tutaj proste dla Polaków w Australii, a tam w Polsce dla dyskutantów bardzo skomplikowane.

ŻEGNAM ale i nie pozwolę aby ktoś wylewał na mnie więcej - tego, co już zostało wylane... o tym i o Polonii australijskiej będziemy dyskutować w innych polonijnych mediach w Australii, (Puls Polonii, Radio, Tygodnik Polski) - bo one są od tego.
s-n

Jan Orawicz - 19.10.14 0:41
Witam Pana Zbyszka! Otóż ja zawsze staram się
unikać awantur, wywoływanych przez frustratów,bo
wiem,że to doprowadza do nieporozumień między
nami. Nie jestem w tym "aniołkiem", ponieważ i
mnie czasami puszczają nerwy. Ale ktoś musi nad
sobą panować,bo w końcu jesteśmy ludzkim tworem,
którego obowiązuje kultura ludzka,a nie zwierząt w
postaci hien.
Moje poetyckie pisanie, włącznie z małymi formami
tj. fraszkami oceniali krytycy literaccy z tytułami
naukowymi i sami dużego formatu poeci.Oprócz tego
Czytelnicy oceniali moją twórczość.którą prezentowałem
w różnych obiektach kultury i kawiarniach,gdzie zbierałem
rzęsiste oklaski, a nawet pocałunki. Oprócz tego,moje prace
były kwalifikowane do zbiorowych wydań młodej poezji.
Naczelny Kworum Pan Z. Skowroński kwalifikuje moje
utwory, decydujac o tym,czy mogą w tym piśmie ujrzeć
światłość dni...A muszę tutaj przypomnieć,że Pan
Skowroński jest p o e t ą, w całym tego słowa znaczeniu!
A zawsze,kiedy puszcza moje utwory - szczególnie fraszki,
to stawia mi najwyższe oceny. Tak bywa,że
autentyczna dusza poety, ma dość poprawne widzenie
wartościowych składników poezjowania. Więc, jestem Panu
poecie Z.Skowrońskiemu za to wdzięczny,ponieważ wiem,że
są to oceny dość obiektywne. W związku z tym,że mam
zaległości nad przygotowaniem tomu poezji i fraszek, pewnie
muszę zupełne zakończyć moją współprace z Kochanym
Kworum.Przed wyjazdem na emigracyjny chleb wydałem
jeden tomik satyry i fraszek razem wziętch.W czasie PRL
nikt mi moich utworów nie chcial wydawać.,bo za obiektywne
fraszkowanie, okropnie oberwałem od krasnych Judaszów.
Jako solidarnościowiec moja twórczość była na ulotkach,
Najlepiej ją znali esbecy itp. A wię szła bitwa o codziennych
chleb i Prawą Ojczyznę. A czas nie czekał. Na emigracji,żeby
mieć dach nad głową i chleb, trza było harować!! A więc
poezjowanie znów czekało sporo czasu!! Pozdrawiam

Zbyszek - 18.10.14 18:49
Sz.Pan Kałuski.Redakcja Kworum ma wine,ze wpuszcza na swoje łamy
takie kanalie. to powoduje,ze wielu powaznych czytelników odchodzi od
czytania tego medium i uczestnictwa,powiedzmy w jego budowie własnymi
piórami.Ja się dziwie Panu Orawiczowi,ze tak sie da cierpliwie ponizac
temu zwyrodnialcowi, z australijskiego srodowiska polonijnego. To jest
faktycznie kanalia! Tego naszego poete, piszącego tutaj od sporego czasu
i cenionego ma prawo oceniac taka kanalia!! To stworzenie każdemu
ubliza i Panu tez! Tego nie powinno być w Kworum!!

Stary-nowy - 18.10.14 7:21
Zbysiu Drogi, dziękuję ci za troskę o moje zdrowie. To miłe z twojej strony.
Zbysiu Mądry, proszę cię, weź sobie elementarz do poczytania – pisze się nie żmiji - a żmii.
Zbysiu, itp.
Piszesz, że jestem żmiją... Wstęga kainowa na twoim grzbiecie – wyraźny zygzak – to znak firmowy właśnie żmii.

Odmianą r e g r e s j i jest s o m a t y z a c j a. Niektóre osoby na stres, zmiany, reagują chorobą, co pozwala im zostać w łóżku i zwolnić się z o d p o w i e d z i a l n o ś c i za różne sprawy i sprawki. Jeśli regresja jest podstawową strategią radzenia sobie, a ja sobie jakoś radzę - to – jak pisze psychiatra prof. McWilliams – mamy do czynienia z osobowością in fan t y l n ą.
I tak cię właśnie traktuję!
Infantylny oznacza osobę nierozsadną, nierozważną, dziecinną, /infant/ niedojrzałą emocjonalnie i psychicznie, naiwną oraz zachowującą się głupio w miejscach publicznych /Kworum/.
s-n

Marian Kałuski - 18.10.14 6:43
Wszyscy w Melbourne wiedzą, że "Stary-nowy", czyli W.W., to kanalia numer jeden. Ale nie o nim przecież tu mowa, a o "Tygodniku Polskim", któremu grozi zamknięcie.
Widać, że dla większości Polaków w Melbourne jest to sprawa już nieistotna.
Szkoda.
A przede wszystkim szkoda pisma, które odgrywało tak dużą role w życiu Polaków w Melbourne i Australii.
Marian Kałuski, Australia

Zbyszek - 17.10.14 20:55
... Re "mocium panie" ten cały "stary-nowy" jest tak sfrustrowany.ze
az dopuscił sie do rozwoju jej trzeciej fazy, okreslonej r e g r e s j a!
Polonio australijska, pouczcie tego biedaka zeby sie w terminie -
natychmiastowym zglosil do psychiatry! Ten osobnik, jak juz nie bedzie
mogł naskoczyc na kogos to sie porwie na siebie!!! Ratujcie go,bo
zapewne ma rodzine!! A z jakich powodów popadl w to psychiczne
zaburzenie mozna sie. tylko domyslic. Głowne przyczyny frustracji, to
trudnosci w przerastaniu srodowiska społecznego, w ktorego otoczeniu
wypadła jego egzystencja.Z tego fruastanta kapie jad jak z pyska zmiji!!
Ratujcie go,ratujcie go! bo jad jest zabojczy!!!

Marian Kałuski - 11.10.14 19:41
Wiem, że są osoby, które mogłyby powiedzieć coś konkretnego i ważnego o dzisiajszym "Tygodniku Polskim" czy jego samozwańczej właścicielce, p. Marzennie Piskozub, ale nie chcą. Oportunizm, tchórzostwo czy zwykłe lenistwo?
Sprawa "Tygodnika Polskiego" jest za ważna, aby tak lekceważąco czy beztrosko do niej podchodzić czy tak ją traktować.
Czy będzie z "Tygodnikiem Polskim" tak jak pisał biskup Ignacy Krasicki ponad dwieście lat temu w jednym ze swoich wierszy: wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły, czyli że wśród serdecznych przyjaciół "Tygodnik Polski" diabli wezmą.
"Tygodnikowi Polskiemu" grozi upadek!
Więcej odwagi Panowie i Panie. Więcej troski o wspólne dobro. Bez tej troski wspieramy zło i podłych ludzi. Przyczyniamy się do upadku pisma. A sobie wystawiamy złą opinię. Bo znajdzie się zawsze ktoś, kto rozliczy Wasze zachowanie, Wasze tumiwisiojstwo.
Tylko bez chamstwa i złośliwości w ew. uwagach i komentarzach, bo to droga donikąd, którą stosowali dotychczas wrogowie "Tygodnika Polskiego".

Marian Kałuski, Australia

Zbigniew Skowroński - 26.09.14 19:42

Prośba do zainteresowanych stron od Redakcji GI KWORUM

Szanowni Państwo, drodzy rodacy z Melbourne, miałem nie angażować się w spór, choćby z tego względu, że za mało mam informacji i nie żyłem wcześniej w tym klimacie, ale również by nie zaogniać, licząc, że jakoś wszystko się ułoży.

Potwierdzam tę informację, iż zwróciłem się kilka dni temu do Pani Krystyny Ruchniewicz-Misiak z propozycją przedstawienia swojej wersji wydarzeń, w odpowiedzi na list, w którym Pani Krystyna zażądała od nas wycofania artykułu red. Mariana Kałuskiego. Zapewniłem wówczas, że po otrzymaniu sprostowania niezwłocznie zamieścimy tekst w tym samym dziale. Do dziś nasza Redakcja nie otrzymała żadnego tekstu, dlatego zdecydowałem się zabrać głos i prosić strony o opamiętanie i powstrzymanie się od dalszych słownych wycieczek oraz, przede wszystkim, o podjęcie próby rozwiązania konfliktu na fundamencie prawdy, z korzyścią dla nas wszystkich.

Czy naprawdę nie może dojść do zgody między zwaśnionymi stronami? Czy jest tak trudno zwaśnionym Polakom i chrześcijanom wyciągnąć rękę do zgody?
W rozmowie z Redakcją pan Marian Kałuski wyraził gotowość do wyciągnięcia ręki do zgody bez żadnych warunków wstępnych. Czy druga strona jest gotowa uczynić to samo?
Może roli mediatora podejmie się rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii, o. Wiesław Słowik TJ, który, jak słyszeliśmy, ma największe poważanie i wpływy w polskim Melbourne, albo może, chociażby tylko na gruncie „Tygodnika Polskiego”, bohaterka Solidarności, która przecież w tamtym czasie zjednoczyła naród polski jak nigdy przedtem w naszych dziejach, pani Krystyna Ruchniewicz-Misiak?

W imieniu Redakcji GI KWORUM bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiam i proszę o rozwagę, wznieśmy się ponad podziałami, niech nastąpi prawdziwa zgoda i zacznie się budowanie. Bądźmy Solidarni, w imię tych, którzy walczyli o wolność i nie doczekali końca totalitaryzmu. Uważam, że nigdy nie jest za późno, jeśli chodzi o dobro naszej kochanej Ojczyzny, by odłożyć animozje i pogodzić się, niech mądrość zwycięży.
Szczęść Boże

Zbigniew Skowroński
Red. nacz. GI KWORUM

Jan Orawicz - 26.09.14 18:51
Panie HISTORYKU, ludzka zazdrość nie zna granic !! W obcym kraju,
powinniśmy się szanować i wspierać wzajemnie, to się dzieje zupełnie
odwrotnie!! Żyje w USA i jest to samo.I szczerze mówię,ze gdyby nie
Amerykanie czystej krwi to pewnie wracałbym z torbą i kijem Polski.
W czasie otrzymanej wizy na wyjazd uległem okropnemu wypadkowi
wybicia oczu przez detonacje kineskopu starego telewizora. Wyjażdżałem
do USA jakby 5 minut po ledwo udanej, jako tako operacji oczu,a tu
trzeba pracować,by żyć! A należę do tego pokolenia kiedy Kraj Rad
zakazał nauki j.angielskiego,a nauczycielkę tego języka UB zabiło,bo
miała męża .który był akowcem i sama też należała do AK.Leciałem do
Ameryki z namiastką tego języka. Ale nie zginąłem! Nie musiałem wracać
od córki i zięcia do Polski, dzięki pomocy nie Polaków,a AMERYKANÓW !!
Otrzymywałem pracę - po prostu z litości. Polacy się odwracali zadkami
do mnie.A jak dali pracę to do dzisiaj mi za nią nie wypłacili,bo nie stać
mnie było na sądzenie się z tymi obłudnikami, uważających się za Polaków.
Byli i tacy,że za płody mego pióra też mi nie zapłacili, choćby złamanego centa!!! Ale wszyscy udają wielce wierzących katolików! Wiadomo w jakim celu. Tak jest z nami Polakami w obcych krajach. Jest to jedna wielka
zbiorowa zgryzota,która zazdrości sobie różnych życiowych spraw. Stąd
ten jad Panie Kałuski. Jeżeli ktoś się z naszych wychyli wyżej, to już daje
się ładunki do grubej rury,by mu przywalić! Jeżeli ktoś z naszych upada z różnych powodów,a głównie choroby,to niech sobie zdycha!! Z miejsca
znikają wokół niego jego "przyjaciele"! Dużo można pisać o tych goryczkach
naszego żywota za rdzenną Ojczyzną. Serdecznie pozdrawiam

Marian Kałuski - 26.09.14 7:00
Myślę, że raz na zawsze wyjaśniłem sprawę rzekomego odznaczenia mnie przez prez. Lecha Wałęsę czy jak kto woli "Bolka", jak również sprawę rzekomego współredagowania ze mną "Tygodnika Polskiego" przez pp. M. Białowieyskiego i K. Łańcuckiego. Redaktor był tylko jeden - ja, a dodatkowym dowodem na to jest fakt, że tylko ja otrzymywałem pełne wynagrodzenie za sprawowanie tej funkcji. Ci panowie byli tylko honorowymi cenzorami i za tę pracę nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia.

Chociaż już wytłumaczyłem dlaczego uważam, że uratowałem "Tygodnik Polski" przed likwidacją w 1974 roku, są osoby związane z obecnym "Tygodnikiem", które starają się szerzyć niewiarę w ten fakt.
Postaram się to jeszcze lepiej udowodnić w oparciu o dokumentację z 1974 roku.

A ogólnie mówiąc to dziwię się, że zajmujemy się tu drugorzędnymi czy nawet trzeciorzędnymi sprawami zamiast tym co napisałem w sprawie p. Marzenny Piskozub i obecnego stanu "Tygodnika Polskiego". Artykuł wzbudził duże zainteresowanie, co potwierdza liczba jego czytelników, i wiem, że są osoby, które mogły by zabrać głos w tej sprawie. Dlaczego więc milczą?! Przecież tu można pisać pod pseudonimem. A sprawa jest chyba ważna.

Natomiast milczenie p. Piskozub i wydawcy raczej potwierdza to co napisałem, chociaż ją zachęciłem do odpowiedzi, obiecując nawet przeprosiny jeśli mnie przekona, że się pomyliłem i ją skrzywdziłem. Prawda, pani Krystyna Ruchniewicz-Misiak zażądała od redakcji usunięcia mojego artykułu, ale w ogóle nie uzasadniła tego żądania. We wszystkich redakcjach na całym świecie takie żądania idą do kosza. Redakcja KWORUM dała jej szansę na odpowiedź na mój artykuł.

O tym, Drodzy Czytelnicy musicie wiedzieć, aby nie siano nieprawdy.

Marian Kałuski, Australia

Marian Kałuski - 25.09.14 11:14
Jak się chce w sposób poważny krytykować kogoś, to najpierw trzeba dobrze sprawdzić wszystkie informacje o nim i dotyczące tych informacji, które chcemy krytykować, a nie powoływać się na tendencyjne czy złośliwe informacje osób trzecich czy takich samych publikacji. I przy tym upierać się, że jest to Słowo Boże (bo ja tak chcę).

Już raz pisałem w KWORUM, że nie jestem autorem mojego biogramu w Wikipedii. Przecież gdybym był jego autorem, to przede wszystkim pochwalił bym się swoimi książkami.

Autorka mojego biogramu w Wikipedia jest z Melbourne i powtórzyła informację o odznaczeniu mnie przez Wałęsę z "Tygodnika Polskiego".

Zawiść ludzka jest bezgraniczna. Kobieta ta jest autorką także kilku biogramów innych Polaków w Australii. Np. biogramy o Bogumile Zongołłowicz i Lechu Paszkowskim są obszerne i w szczegółach piszą o ich dorobku literackim, dużo skromniejszym od mojego.

Nie mam dobrego słownictwa dla "człowieka", który na Swięcie Sportowym w Albion w 2010 roku prowokował mnie i chciał mnie pobić. Człowiek, a tym bardziej rzekomy chrześcijanin, blisko współpracujący z proboszczem w Richmond, drugiego człowieka nie bije!

Tutaj też wszystkie jego wypowiedzi o mnie były (i będą tylko pod innym nickiem) niczym innym jak pluciem jadem. I pomyśleć, że taki "człowiek" ma ambicje zostania prezesem Rady Naczelnej Polonii Australijskiej!

Marian Kałuski, Australia

Robert - 25.09.14 10:49
"Stary-nowy" (część komentarza odnosi się w sposób zabroniony do osoby, i nie ma nic wspólnego z artykułem) .......................................................... twoje prawdy to isnynuacje - podaj dowody na to co piszesz o mnie - gdzie i do kogo, do Warszawy kieruje swoje pisanie. Wielbiciel prawdy nawet nie uszanował i nie ustosunkował sie do tago co napisam, co jest prawdą. "Gdzie sa te dobre ręce?" jaki jest stan TP i właściciela Kosciuszko inc, oraz stan osobowy mediów którymi kieruja, i co sami soba reprezentują.

Stary-nowy - 25.09.14 2:12
ZEGNAM, ZEGNAM I ZEGNAM! Czyli spływam, albo spadam - jak kto woli z moich sympatycznych przeciwników...
Bo naprawdę chcę iść do nieba
------------------------------------------


"Marian Kałuski (ur. 1946 w Chełmnie) – polsko-australijski dziennikarz, pisarz i historyk.

Od 1964 r. mieszka w Australii. Naukowo bada historię stosunków polsko-żydowskich oraz polsko-ukraińskich.

W latach 1974-1977 był redaktorem "Tygodnika Polskiego". Publikował m.in. w "Wiadomościach Polskich", "Przeglądem Katolickim", "Kulturze", "Wiadomościach", "Dzienniku Polskim", "Dzienniku Żołnierza", "Tygodniku Polskim", "Orle Białym" oraz "Gazecie Niedzielnej".

Współzałożyciel Studium Historii Polonii Australijskiej, którym kieruje od 1977 r.[1] Dzięki jego staraniom Australia Post w 1983 r. wydała znaczek pocztowy upamiętniający zasługi Pawła Edmunda Strzeleckiego dla Australii.

Należy do Australijskiego Towarzystwa Historycznego, Związku Pisarzy Australijskich i Stowarzyszenia Dziennikarzy Australijskich oraz Australijsko-Chińskiego Towarzystwa Przyjaźni.

W 1991 r. został odznaczony Krzyżem Zasługi przez prezydenta Lecha Wałęsę."

za Wikipedia

***
Jeśli chodzi o Pana Włodzimierza Kowalika, to PRZEPRASZAM bo prawdą jest, że pisał do Tygodnika wiele mądrych i opartych na prawdzie tekstów, jednym słowem - wyróżniał się obiektywizmem i umiejątnością władania piórem.
Co ważne wyróżniał się obroną imienia Polski i Polaków.
A to, co usłyszałem w Albion - to Pan Kowalik dobrze wie, że w tym okresie kiedy nadchodziły zmiany w Tygodniku, - które wbrew pozorom nie stały się tak nagle - były szeptanki i pod kościołami i w Domach Polskich o tym kto GDY nastąpi zmiana, obejmie stołek redaktora TP. W tych szeptankach padało kilka nazwisk, m.in. tzw."redaktorki z dyplomem" - która teraz pisze jakieś książki, jakiegoś Zbyszka (ale chyba nie z Melbourne, nazwiska nie pamiętam) i p. Kowalika. Bo p. Kowalik jest też znaną osobą w Melbourne.
Jeśli więc podchwyciłem tę szeptankę, nie od Tygodnika, a od szeptających i zrozumiałem NIEWŁAŚCIWIE, to powinienem napisać, że "w Albion mówiono m.in. że p. Kowalik, MÓGŁBY ubiegać się o stołek redaktora naczelnego TP" TO PRZEPRASZAM.
Uważam bowiem, że trzeba pisać konkretną prawdę!!!
Widocznie oburzenie krytyką starszej generacji, do której i ja należę, nauczycieli szkółek sobotnich - a szczególnie harcerstwa z lat mojej młodości - spowodowało to zamieszanie.

Natomiast jeśli chodzi o odznaczenia nadawane przeż Wałęsę, "Bolka", to w tym okresie, kiedy nawet nie przypuszczano, że prezydent III RP mógłby być agentem o tej ksywie, to byli tacy w Australii, którzy odmówili przyjęcia od NIEGO. Widocznie byli lepiej zoorientowani i o mocniejszym "kręgosłupie"...
Jednym z nich jest p. Baterowicz, którego nazwisko widnieje w stopce redakcyjnej obecnego TP., a także dwie osoby działające w obecnym Związku Więźniów Politycznych.
***
Reszty co napisałem NIE zmieniam.
Zagrożony sankcjami prawnymi, biciem po pysku i nazwany świnią, uważam, że ci co walczą o wolność własnych wypowiedzi, obrzucają wyzwiskami, TYCH, którzy też mają do tego prawo - do własnych wypowiedzi.

Niestety na Kworum w WYPADKU (podkr.) "artykułów" Kałuskiego istnieje tylko jedyna, jedyna prawda; prawda Kałuskiego Mariana i Roberta X.
I tej prawdy nie przekazuje się tutejszym mediom - Puls Polonii, czy Tygodnik Polski i. in. a przesyła do Warszawy - bo tak bezpieczniej, aby czytelnik z Googólowa wiedział jak to jest paskudnie w Tygodniku i w środowisku Polonii australijskiej

Pozdrawiam i życzę milusińskim przeciwnikom ugotowania się we własnym sosie, a wtedy wszystko będzie miękie, smaczne i strawne. Akurat do czytania i komentowania... Po waszemu!
S-n

mocium panie - 25.09.14 1:04
Dlaczego ta paniusia i ten "stary-ale nowy", zawsze wpychali sie pod szyld tej prawdziwej najprawdziwszej Solidarności, kiedy są to osoby wiecej niż zmyślone, żenujące są świeczniki i żyrandole w Australii. Postawa przeciwko lustracji tej pani, to skandal dla Solidarności. Po latach jako internowany, czuję sie jakbym dostał po mordzie, tym razem od księgowej z Brukselii zwolnionej z posady i przybłęda "stary-łgarz" bedzie mnie pouczał kto jest kto i czym była Solidarność

Marian Kałuski - 24.09.14 20:38
Gdyby "Stary-nowy" był mądrym i porządnym człowiekiem, to by wiedział, że kij ma dwa końce, że atakując Kałuskiego za niemające nic wspólnego z prawdą i wymyślone tylko przez "Tygodnik Polski" przyjęcie przez niego odznaczenia od "Bolka" (Lecha Wałęsy), atakuje także Krystynę Ruchniewicz-Misiak. No bo działaczem jakiej "Solidarności" ona była?
"Solidarność" była wówczas jedna, a jej przewodniczącym był "Bolek"!!!
Co za skandal! "Tygodnik Polski" jest w rękach koleżanki "Bolka"! I taka jest prawda!
Kałuski i "Bolek" to podłe kłamstwo - Krystyna Ruchniewicz-Misiak i "Bolek" to, niestety, PRAWDA!
I co pan na to, panie "Stary-nowy"?
Zaoszczędź sobie wstydu i spływaj z tego forum. Przestań je zasmradzać swoimi głupimi i podłymi wypocinami!
Jeśli jeszcze raz się odezwiesz, to pokarzesz jaką jesteś świnią! A pamiętaj, że świnie do nieba nie idą.
Ostro i groźnie, ale na taką ripostę sam sobie zapracowałeś.

Marian Kałuski, Australia

Robert - 24.09.14 16:45
""Stary - nowy"", włącz myślenie!

1. Oto komentarz na odpowiedz PROPOZYCJI IPN, o odznaczeniu:

Tytuł mylący. Nikt jej jeszcze krzyża nie przyznał. Prezes IPN dopiero wystosował do niej pismo, że zamierza wystąpić o przyznanie jej krzyża, ostrzegając równocześnie, że wiąże się to z przeprowadzeniem kwerendy co do jej związków z SB. W takiej sytuacji, nie pisze się "odmawiam przyjęcia krzyża" tylko: dziękuję za wysoką ocenę mojej postawy i dobre chęci, ale proszę nie wnioskować o odznaczenie dla mnie. Nie mam ochoty przyjmować go z rąk Bronisława Komorowskiego.


2. Stosunek i opinia pani Krystyny Ruchniewicz-Misiak, dotyczacy Lustracji.

Z Adelajdy także zawsze można spodziewać się mocnego ataku na ideę lustracji. Czarny koń układu, Krystyna Ruchniewicz-Misiak, po wystąpieniach antylustracyjnych na ostatnim Zjeździe Rady Naczelnej w Canberrze, zapewne nie spuściła z tonu. Niebezpieczna jest jej manipulacja delegatami, ponieważ wszędzie reklamuje się jako „wielka pokrzywdzona działaczka Solidarności”. W rzeczywistości pani działaczka nie widziała stanu wojennego na oczy, co nie przeszkadza jej atakować członków Zarządu AGL, którzy – wszyscy – byli długoletnimi działaczami podziemnej Solidarności i przeszli przez więzienia.

Włodzimierz Kowalik - 24.09.14 16:07
No cóż...
Ten "stary-nowy" wyglada na podejrzanie dobrze poinformowanego.
Ale po kolei....niby dlaczego Piskozub z Lancuckim nie mieli by założyć własnego pisma...??..dlaczego wycwanili Andrzeja Gozdzickiego i przejęli TP...??..pan Kaluski może pochwalić sie bardzo pokaźnym dorobkiem publicystycznym, nawet wyżej wymieniony (czyli ja) ma kilkadziesiąt opublikowanych tekstów począwszy od końca lat 80tych. Lancucki z Piskozub przejęli TP a czym właściwie mogli sie pochwalic..???...publikacjami...??...I jak teraz TP wygląda..??
Jakie "podwaliny kiedyś stworzyli" Lancucki z Piskozub...???...i dla kogo..??

Natomiast co do "ubiegania sie o stołek redaktora naczelnego" to, cóż , jeśli to jest kłamstwo to dobrze abyś napisał kto w Albion takie rzeczy opowiada..???..w końcu kim ja takim jestem aby o mnie mówiono ..??..
Jeśli , jednak jest to prawda to sprawa wyglada poważnie bowiem złamany został "Privacy Act". I to sa bardzo poważne konsekwencje które mogą spotkać właściciela TP. Mozna skorzystać z usług "Justice Authories" czyli sadu ale niekoniecznie, przynajmniej nie na tym etapie. Raczej skonsultowałym z "controlling bodies" opisując cała historie. Sa dwa takie ciała , jedno federalne a drugie stanowe i oba maja wystarczająco dużo ustawowej władzy aby zawiesić działalnośc lub ukarać właściciela TP. Jest jeszcze Human Rights Commission która tez zajmuje sie przypadkami pokrzywdzenia aplikanta przez korporacje. Albo "Ombudsman Office", tam tez takie przypadki trafiają.
Ale o tym pózniej, poczekam na kolejny komentarz.
After all , we are all subjects of Australian Law. And we have to respect it.

Robert - 24.09.14 12:03
“”Stary-nowy””, zmyślaj zmyślaj, twój wizerunek kłamstw, czyni cie już wielkim pasożytem publicznym w Australii. W TP, o tym się nie pisze – może ktoś z twojego otoczenia podziękuje ci za tą wazelinę bez pokrycia, „dla dobra mediów i Polonii w Australii”?

Marian Kałuski - 24.09.14 11:30
NIE DOSTAŁEM ZADNEGO ODZNACZENIA OD "BOLKA"!

Słyszałem, że "Stary-nowy" to Włodzimierz Wnuk, mój wielki wróg. Może tak, może nie. Nieważne. Ważne jest to, że znowu BARDZO GRZECZNIE polemizując sączy jadem - sieje, jak zwykle, złośliwą nieprawdę.

Oczywiście mówiąc tu o odznaczeniu od "Bolka" mówi ten wredny złośliwiec (dlatego ukrywa się pod pseudonimem!) o mnie.

Dlatego biorę tu wszystkich za świadków, że dam 1000 dolarów komukowiek kto przekonywująco - z wiarogodnymi dowodami w ręku udowodni, że prezydent Lech Wałęsa miał cokolwiek wspólnego z odznaczeniem mnie Krzyżem Zasługi.

Tę bajkę, jak widać złośliwą, podał "życzliwy" mi "Tygodnik Polski". I nikt więcej!

Sam się dopiero o tym niedawno dowiedziałem, gdyż znalazłem w Internecie listę osób odznaczonych przez polski rząd emigracyjny w Londynie i tam szczegóły o moim odznaczeniu.

A że to prawda potwierdzić może także ówczesny prezes Rady Naczelnej Polonii Australijskiej, pan Krzysztof Łańcucki, który brał udział na temat tego jakie odznaczenie powinienem dostać. Myślę, że pan Łańcucki jest porządnym człowiekiem i ten fakt potwierdzi. Ale nawet jak tego nie uczyni, to lista odznaczeń nadanych przez rząd emigracyjny w Internecie jest wystarczającym dowodem na to, że moje odznaczenie nie ma nic wspólnego z "Bolkiem".

A więc złośliwcu wszystko wiedzący i kipiący z nienawiści do Kałuskiego - spadaj!

Marian Kałuski, Australia

Stary-nowy - 24.09.14 1:14
Uzupełnienie

Pan Prezydent, powołujący się na swoją solidarnościową przeszłość (...) jest politycznym patronem postkomunistycznych służb. To wszystko nie mieści się w wyznawanych przeze mnie wartościach. W tej sytuacji ODMAWIAM przyjęcia tego, tak dla mnie wartościowego, KRZYŻA - napisała do prezesa IPN Krystyna Ruchniewicz-Misiak, odmawiając przyjęcia odznaczenia Krzyża Wolności i Solidarności.

***
Inni co tu pisują przyjmowali krzyże od "Bolka"
S-n

Stary-nowy - 24.09.14 0:46
Miły Robercie, wywołałeś mnie do tablicy, znowu...
Oto co Pisze Encyklopedia Solidarności o Krystynie Misiak, czytaj poniżej

Przypominam Ci jeszcze, że przed powstaniem Solidarności ubecja też istniała i prześladowała... No, ciebie chyba nie, bo nie miała za co!
Ponadto Solidarność ta prawdziwa istnieje do dzisiaj i dalej ludzie w Polsce już w innej formie są dalej upokarzani, prześladowani i dyskryminowani.

I nie kłam, że wyjechała na wycieczkę ot, tak, sobie na wycieczkę do Francji.
O agentach którzy na nią donosili można dowiedzieć się z dokumentów IPN, które są w posiadaniu p. Misiak
***
" (...) Od IX 1980 w „S”, członek Komitetu Założycielskiego Nauczycieli i Pracowników Oświaty i Wychowania przy MKZ Gdańsk, w XI 1980 członek KS podczas strajku pracowników oświaty i wychowania w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku; od jesieni 1980 wiceprzewodnicząca Regionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania „S”, uczestniczka w negocjacji Krajowej Sekcji z przedstawicielami Ministerstwa Oświaty i Wychowania. W VII 1981 delegat na I WZD Regionu Gdańskiego, przewodnicząca Regionalnej Komisji Rewizyjnej, IX/X 1981 delegat na I KZD, członek Krajowej Komisji Rewizyjnej.

13 XII 1981 przebywała z delegacją „S” we Francji, pozostała na emigracji. II 1982 – III 1983 działaczka Światowej Konfederacji Pracy w Brukseli, od 1 VII 1982 pracowniczka Biura Koordynacyjnego „S” w Brukseli, odpowiedzialna za sprawy finansowe. 31 XII 1982 zwolniona z pracy przez kierownika biura Jerzego Milewskiego (miejscowe związki zawodowe zakwestionowały tryb podjęcia decyzji jako niezgodny z prawem pracy w Belgii). Wyjechała do Australii, mieszka w Bellevue Heights".
Arkadiusz Kazański
***
PS. Właśnie Milewski był jednym z tajnych agentów UB!

Pani Krystyna jest wdową po śp. Jerzym Misiaku - przewodniczym (krajowym) SPK w Australii.

I wstyd mi za tych, którzy olewają "emerytów i starych harcerzy", za to, że Ci starsi już ludzie, stworzyli kiedyś podwaliny dla tych, którzy przybyli tu na gotowe, m.in stworzyli Tygodnik Polski.
Proponuję więc gęgaczom aby wzięli się do kupy i założyli własne pismo, a na redaktora powołali p. Roberta albo znowu p. Kałuskiego, a nawet może i p. Kowalika, który jak mi kiedyś powiedziano w Albion, też ubiegał się o stołek redaktora naczelnego - moim zdaniem szkoda, że ta propozycja została odrzucona - ale może się mylę w tym wypadku. Może p. Kowalik sam o tym napisze jak to było.
I jak to jest" ?

Tadeusz Kossakowski - 23.09.14 21:40
Szanowny Panie Robercie! Dziekuje b. za suplement do omawianego tematu,zapytujac sie jednoczesnie i zarazem,dlaczego wlasnie My Polacy,mamy az takie problemy ze soba oraz z otaczajacym NAS swiecie na prawie kazdym podlozu zycia? Znajac NASZE stosunki miedzy ludzkie, na obczyznie,nie potrafimy (z przykroscia!) sie skonsolidowac w jednosc oraz spojnosc narodowa,gdzie w mysl powiedzenia :,,3 Polakow i zarazem 10 opcji politycznych``Ubolewam nad stanem naszej mniejszosci na Zachodzie ,gdzie niekiedy jestesmy sobie sami winni w oczach ,,tubylcow``ktorzy NAS okreslaja, chociaz nieslusznie ,jako,,zlo konieczne``bedac niekiedy nawet ofiarami wlasnych organizacji polonijnych ,ktorzy sie okreslaja jako,,weterani``dajac do zrozumienia ,,wyzszosci``dla nowego narybku Polakow na emigracji.W wypadku polskich mediow,gdzie rozgrywaja sie batalie o rzadzenie oraz wplywy,jest zlym przykladem dla owego narybku,ktory oczekuje wlasnie innej ,dobrej i sprawiedliwej polskosci oraz przekazu slusznych i prawdziwych wiadomosci, bez niuansow oraz sprzeczek czy nie kompetencji danych osob w swiecie medialnym.Z pozdrowieniemT.K

Robert - 23.09.14 17:10
Szanowny Panie Tadeuszu Kossakowski. Saga Stowarzyszenia im. Kościuszki, i Tygodnika Polskiego TP, trwa już „wieki”albo i dłużej. Polega to na związkach wzajemnych, pomiędzy kliką prezesów rożnych formacji organizacji polskich w Victorii i RN /rady naczelnej/ w Australii oraz ich „przyjaciół” z w/w, gdzie upycha się do tych zarządów, swoich zaufanych. Do niedawna, te same osoby powiązane z Federacją Org Polskich w Victorii i redagowaniu TP, prowadzą i redagują audycje rządowego społecznego Radia 3ZZZ w Melbourne. Aby ucieszyć oko i ucho prezesów i sitwy, przy jednoczesnym łamaniu prawa, aby im nic nie uciekło. W rządowej dotowanej rozgłośni, kilka razy w tygodniu, reklamują na siłę TP który jest własnością prywatną. No cóż, w myśl zasady która wyemigrowała razem z nimi z Polski, kto ma media ten ma władzę. Oczywiście, walne zebrania też miały swoje podziały ról, gdzie pani prezes od Kościuszki, pełniła rolę dla innych jako jednoosobowej komisji rewizyjnej. Niebagatelna rolę ciągle maja wpływy parafialne.
Ktoś niezorientowany i niezrównoważony, namolnie wciskający kit cyt: „Otóż Pani Krystyna jest wieloletnią, znaną i dlatego prześladowaną przez Ubecję działaczką Solidarności, a więc pismo jest w dobrych rękach!”
Szanowni Państwo, gdyby Stowarzyszenie im T. Kościuszki i TP, był w „dobrych rękach” to obraz polskiej emigracji wyglądałby poprawnie. Wymienione instytucje, nie posiadają, jak i się nie dorobiły żadnego majątku, ani fotela stołu czy komputera. Stowarzyszenie T. Kościuszki to może posiada tylko własną skrzynkę pocztową , natomiast TP, siedzi kątem w Domu Polskim Millenium, zajmuje 2 pomieszczenia które absolutnie się nie nadają na żadną redakcję. Nie tak dawno, do Australii przybyli Azjaci, mają wszystko własne, top class. I jest jasne jak słońce, jaki pan taki kram, oczywiście w dobrych rękach.
Pani właściciel TP lat 85, chce kandydować na następne 2 lata, Pani Krystyna Ruchniewicz-Misiak, związana z TP, urodzona w maju 1942 roku a więc już leci 73 rok. Biorąc pod rozwagę, socjologiczny przekrój społeczeństwa polskiego w Australii – od kołyski do grobowej deski, te osoby nie nadają się do prowadzenia TP. Żadna z tych osób, nie posiada kwalifikacji ani doświadczenia, w redagowaniu TP, które ma być adresowane do wszystkich Polaków. Kto upartyjnia, tego typu stanowisko, obecnością w Solidarności, to albo pomylił kraje, albo stosuje sobie dobrze znane metody.
Pani Krystyna Ruchniewicz-Misiak, nigdy nie była znaną wieloletnią działaczką Solidarności, i nigdy nie była prześladowaną przez Ubecję. /google & pulsepolonii/ w Solidarności od IX 1980, do 3 grudnia 1981 wyjechała na wycieczkę do Francji, zamierzając emigrować uciec z Polski, na podstawie przykrych doświadczeń z roku 1970 w Gdańsku. Oznacza to że w Solidarności była tylko 15 miesięcy, bez prześladowania.
Stary- nowy, znowu okłamuje czytelników.

Włodzimierz Kowalik - 23.09.14 16:16
No cóż, fakty sa następujące:...współczesny Tugodnik Polski to pismo podstarzałych harcerek i przypadkowych nauczycielek szkółek sobotnich.
Prawie wyłącznie królują przedruki z internetu (wiekszosc to Niezależna ale mocno poprawne politycznie teksty i informacje) a dział "Listów do redakcji" praktycznie został zlikwidowany bo okazyjnie tylko ktoś napisze co wskazuje ze mało kto pismo czyta.

Tadeusz Kossakowski - 23.09.14 12:56
Przeczytalem z duzym zainteresowaniem oraz oburzeniem owy reportaz o stanie ,,Tygodnika Polskiego ``,okreslajac osobe doprowadzajaca do upadku tej gazety cytatem:,,Kobieta niezalezna,jest to taka kobieta,ktora nie moze znalezc nikogo,kto by chcial zalezec od niej``.,,Zelazna dama``o wybujalych betonowych fantazjach ,znajdujac jedynie poklask wsrod starej polskiej emigracji.

Marian Kałuski - 22.09.14 22:08
Aniołek z piekła rodem. On tylko BARDZO GRZECZNIE polemizując wbijał człowiekowi szpilki, a przy tym bawił się w moralizatora. "Po owocach ich poznacie".
Nie wszyscy byli działacze Solidarności są porządnymi ludźmi (Pan Jezus: Nikt z was nie jest bez winy). W życiu bywa tak, że porządny człowiek staje się świnią, a świnia porządnym człowiekiem. Przekonałem się na własnej skórze, że niektórzy z nich, walcząc z Jaruzelem o wolność słowa, dzisiaj pierwsi chcą zamykać innym usta. Do tych ludzi zalicza się także Krystyna Ruchniewicz-Misiak.
Taka jest prawda o "dobrych rękach"!
Czy nie mam racji, pani Krystyno Ruchniewicz-Misiak?
Marian Kałuski, Australia

Stary-nowy - 22.09.14 14:36
Odpisuję i ŻEGNAM!!!!

Bardzo grzecznie polemizowałem z Kałuskim Marianem, ale jemu się to nie spodobało. Pominąłem takie „eleganckie zwroty autora jak„Kur.a kur.ie łba nie urwie”.

Porównałem co jest w książce, (obiektywnie) a co w tzw. artykule, (bardzo subiektywnie) i odnosiłem się do tego co ów Jegomość napisał i... polemizowałem z tym!

Poza tym, nie jestem zajdałym wrogiem Kałuskiego, tylko dałem do zrozumienia, że Kałuski sam sobie wrogów wynajduje – obojga płci...

I nie boję się sądu jakim straszy mnie Marian Kałuski, lub dostania w pysk - jedynie zwracam uwagę, że za takie słowa skierowane do mnie „to wypłuczyna posolidarnościowa” - to prawdziwi Solidarni rzeczywiście leją po pysku!!!
***
Odnośnie wpisu Kałuskiego: Najbliższą jej (Piskozub) przyjaciółką jest Krystyna Ruchniewicz-Misiak, o której chodzą słuchy, że jest szarą eminencją "Tygodnika Polskiego", że to ona rzekomo ma pismo w swoich rękach.

Otóż Pani Krystyna jest wieloletną, znaną i dlatego prześladowaną przez Ubecję działaczką Solidarności, a więc pismo jest w dobrych rękach!
Zegnam

Marian Kałuski - 22.09.14 10:10
Try me!

Zeby móc zabierać głos w sprawie "Tygodnika Polskiego" i Mariana Kałuskiego jako redaktora trzeba było być wówczas w Australii i siedzieć w tych sprawach (a "Stary-nowy" to wypłuczyna poSolidarnościowa, kumpel Filka, który był nieszczęściem dla "Tygodnika"; na pewno w australijskim Sądzie Pracy są dokumenty o tym jak potraktował długoletnią sekretarkę "TP" p. Teresę Szulc i ile to wydawcę kosztowało; p. Teresa może to potwierdzić), albo chociażby zapoznać się z archiwum "Tygodnika Polskiego" z lat 1974-77, które zasadniczo w całości (99%) jest w moich rękach - jest dziś moją własnością. Jest tam CAŁA ORYGINALNA (!) korespondencja między wydawcą "TP" a Marianem Kałuskim - redaktorem pisma. Wtedy "Stary-nowy" nie pisał by bzdur, że redaktorami pisma oprócz Kałuskiego byli także M. Białowieyski i K. Łańcuski.

Oni nie byli żadnymi redaktorami, oni byli CENZORAMI (szczególnie Białowieyski), co w stu procentach potwierdza archiwum. Mieli kontrolować, aby drukowane były teksty tylko osób akceptowanych przez wydawcę lub ew. zniesławiające, ale takich NIGDY nie drukowałem. O to toczyłem największe boje z wydawcą. Bo autorzy odrzuconych tekstów nie mieli pretensji do Białowieyskiego czy Łańcuckiego a tylko do mnie, bo nie wiedzieli jaka była rola tych panów w "Tygodniku Polskim". To była polityka wydawcy: nastawiać czytelników przeciwko mnie, bo chcieli się mnie pozbyć, bo nie byłem członkiem ich sitwy.

Powtarzam, mam bogate i oryginalne archiwum w tej sprawie i nie boję się żadnych sądów! Ze to prawda, jestem gotowy pokazać to archiwum np. o. Wiesławowi Słowikowi TJ.

Poza tym, gdyby "Stary-nowy" nie był zajdałym wrogiem Kałuskiego (dlatego ukrywa się pod pseudonimem bojąc się sądu lub dostania w pysk; niech się nie boi, nie jestem agresywny) to nie dawał by SWOJEJ interpretacji tego co napisałem, tylko odnosił by się do tego co napisałem i ew. polemizował by z tym. Z tym, że nie miał by z czym wówczas polemizować.

Moi wrogowie, nie wywołujcie wika z lasu, bo was (i przez Was, niestety, "Tygodnik") zagryzie. Wy macie przeciwko mnie tylko obrzydliwe złośliwości nie poparte żadnymi dowodami, a ja mam na was twardy kij - twarde dowody waszego łajdactwa i łamania prawa. Nie jestem świnią, bo gdybym był to ja bym was dawno temu prowokował, abyście wzięli mnie do sądu. Mnie sprawy nic by nie kosztowały (sąd może mnie ogłosić najwyżej bankrutem - co mi wisi, a do więzienia za zniesławienie się nie idzie), bo nie jestem właścicielem nawet tego komputera na którym to piszę, a was adwokat, barrister i sąd będzie kosztował fortunę, przez którą się skichacie.

Jak jesteście tacy głupi i bogaci i chcecie zlikwidować "Tygodnik" - więc zachęcam: try me!

Teraz skrytykowałem, prawda że ostro, ale nie zniesławiająco!, p. Marzenną Piskozub, tylko dlatego, że troszczę się o dalszy los "Tygodnika Polskiego", który, a odnoszę takie wrażenie, ona chce - jak Gronowski - zabrać ze sobą do grobu. Niech mnie przekona na łamach KWORUM, że się mylę. Wówczas ją na pewno przeproszę.

Marian Kałuski, Australia

Marian Kałuski - 22.09.14 7:21
Oczywiście, niecałą winę ponosi p. Marzenna Piskozub. Jednak największą, bo jest prezeską. Na 85-letnią schorowaną kobietę mają wpływ otaczające ją osoby. Najbliższą jej przyjaciółką jest Krystyna Ruchniewicz-Misiak, o której chodzą słuchy, że jest szarą eminencją "Tygodnika Polskiego", że to ona rzekomo ma pismo w swoich rękach.

Ja z własnego doświadczenia mogę powiedzieć (i mam do tego pełne prawo) o niej tylko tyle, że to nieciekawa osoba.

Dowiedziałem się teraz także, że ostatnio, w więc prawie przed samymi wyborami do zarządu wydawcy "Tygodnika Polskiego", został dookoptowany nowy jego członek (osoba tu wychowana), oczywiście popleczniczka p. Piskozub. Zbrodnią to nie jest, ale za ładnie to nie wygląda.

"Iwa", emigranci, i to nie tylko polscy, dzielą się na dwie grupy: na tych co zrywają z poprzednią ojczyzną i na tych, którzy na emigracji chcą utrzymywać kontakt, np. z polskością.

Prawda jest także i taka, że spośród tych, którzy garnęli się tu do podtrzymywania polskości, wielu z posolidarnościowej emigracji zostało brutalnie odepchniętych z tych czy innych powodów przez głupią i mściwą sitwę rządzącą lokalną Polonią. Najlepszym przykładem jestem ja. Nie tylko, że chciano mnie odsunąć od "Tygodnika Polskiego", ale także wdepnąć w ziemię, żeby nikt nawet nie wiedział, że istniał tam jakiś Kałuski. Niestety, w tym brali i biorą udział prawie wszyscy wydawcy "Tygodnika Polskiego", w tym także p. Piskozub, co mogę udowodnić przekonywująco nawet w sądzie. Gwiżdżę jednak na to, gdyż im się to nie udało w odniesieniu do mojej osoby. Dla mnie to oni nie istnieją, gdyż to oni przeminą z wiatrem, a po mnie zostaną moje książki w bibliotekach na całym świecie.

Na temat "Tygodnika Polskiego" jestem otwarty do poważnej i merytorycznej (bez podłych wycieczek osobistych) polemiki tutaj z każdą osobą tym zainteresowaną, nawet z p. Piskozub. Byłoby dziwnym to, jakby nie chciała odpowiedzieć na mój artykuł. Ma do tego prawo i z tego musi skorzystać zanim zechce mi i redakcji grozić adwokatem, czym nam już przedtem grożono.

Marian Kałuski, Australia

Stary-nowy - 22.09.14 5:38
UZUPEŁNIENIE

W ksiązce - dokumencie - Tygodnik Polski - Sześdziesiąt lat w służbie Poloni - autorstwa Witolda ŁUKASIKA ZAPISANE JEST, że dr Zbigniew Stelmach i dr Mieczysław Piątek uratowali Tygodnik Polski - a p. Marian Kałuski "uważa za oczywiste", że WSPÓLNIE URATOWILI PISMO - BO M. KAŁUSKI został redaktorem pisma. A pisząc sam do niego podpisywał się pseudonimami np.: Marian Kliczkowski, Mar-Ka, m.k.
Ale nie redagował go sam bo w stopce redakcyjnej Z 22-29 STYCZNIA 1977 roku widnieją także nazwiska, inż. Mariana Białowieyskiego i inż. Krzysztofa Łańcuckiego. A tak wogóle to w książce jest o połowę mniej zapisane o redaktorze Kałuskim, niż w powyższym artykule.
***
ZGADZAM SIĘ tylko z jednym co pisze ps. IWA
... że tylko może część winy (ALE JAKIEJ?) leży po stronie p. Piskozub...

Tak, jest tylko prezeską Stowarzyszenia im. Kościuszki, a za treść pisma odpowiedzialność ponoszą redaktorzy. Moim zdaniem w historii TP, poza ks. Trzeciakiem reaktorami z prawdziwego zdarzenia byli tylko red. Gronowski i red. Filek - reszta powinna szukać sobie równie płatnego zajęcia - no, ale na bezrybiu i pies ryba...

Problem leży jednak w tumiwisizmie Polonii australijskiej:
Jeśli przy kosciele przy 23 Clifton St. Richmond VIC 3121 (czyli w Melbourne) sprzedaje się TP, a sterta egzemplarzy leży później w tylnych ławkach bo nie ma nabywcy, i bierze kto chce ...sam widziałem na własne oczy, to o czym to świadczy? O p. Piskozub? czy o Polonii, tzn tych którzy olewają polonijne pisma?
Z kolei w kilku sklepikach, klubach i tzw agencjach, gdzie można kupić jakies pisma, wielokrotnie słyszałem pytanie - ... A czy ma Pani/Pan "Wyborczą", Fakt, Wprost, a nawet Urban ma wzięcie ze swoim "NIE".

Złoty okres kiedy Polonia mogła być związana ze sprawi Kraju i tutejszego polonijnego życia i kupowała TP już minął - to taki w którym redagował p. Kałuski.
Resztę dobiła telewizja i komputer. I młoda generacja...!!!
***
Ale nie zgadzam się ani w kropkę z IWA, która (który) pisze, że "Znam Polaków z młodszego pokolenia, którzy wszelkie środowiska polonijne omijają dalekim łukiem i dzięki temu zachowują zdrowy rozsądek i pozytywny stosunek do świata.

To jest bzdura, bo IWA widocznie nie zna polonijnego środowiska.
To młode pokolenie, które zna IWA to STRACONE dla Polski i Polonii pokolenie z własnego wyboru.
Sprawy Polski i Polonii ma w czterech literach, a to (pokolenie) które spłodziło takie pokolenie nie ma nic do powiedzenia, bo "istnieje równość i wolność do wszystkiego". Niech robią co chcą - mówią.

Z kolei to które zostało zrodzone z małżeństw mieszanych woli walić orczykiem w twardą kulę czyli "Krykiet", albo grać rolę w walce byków i kopać jajo czyli w "Footy"

Całe szczęście (jeszcze), że to nie oni stanowią o życiu Polonii australijskiej! BO oni są ciągle tylko marginesem w całokształcie Polonii... wogóle!
W środowisku Polonii są patriotyczni młodzi ludzie i takich radzę poszukać IWIE - jeśli gdzieś bywa.

s-n

Marian Kałuski - 21.09.14 7:33
Doszły już do mnie słuchy, że moi "przyjaciele" zauważyli, że przyznałem się do działalności niezgodnej z prawem australijskim, aby ratować dla Polaków w Melbourne "Tygodnik Polski".
Polecam kubeł zimnej wody na rozpalone głowy.
Nikt nie poniósł szkody finansowej z tego tytułu (bo tylko wariat mógłby kupić od masy spadkowej listę prenumeratorów z której nie miałby żadnej korzyści), a sama sprawa jest już przedawniona.
A poza tym: co, chcielibyście uderzyć w Kałuskiego za to, że uratował pismo dla Polaków? Tacy z was Polacy?!

Marian Kałuski, Australia

iwa - 21.09.14 1:31
Może tylko część winy leży po stronie madame Piskozub, główną przyczyną jest postawa Polonusów. Znam Polaków z młodszego pokolenia, którzy wszelkie środowiska polonijne omijają dalekim łukiem i dzięki temu zachowują zdrowy rozsądek i pozytywny stosunek do świata. Piekiełko polskie i syndrom oblężonej twierdzy to główne cechy środowisk polonijnych na wszystkich kontynentach. Przyczyna jest oczywista i jasna jak Słońce. Jaka ? Domyślcie się sami. Znając to forum, inwektywy mnie nie zdziwią.

Wszystkich komentarzy: (42)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia 1889 roku
Urodził się Adolf Hitler, malarz, dyktator III Rzeszy Niemieckiej, kanclerz i prezydent Niemiec, ludobójca, prawdopodobnie zmarł śmiercią samobójczą w 1945


20 Kwietnia 1936 roku
Prezydent Ignacy Mościcki wydał dekret o utworzeniu Funduszu Obrony Narodowej.


Zobacz więcej