Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 12.09.20 - 21:29     Czytano: [1757]

Litewski Kościół katolicki w szponach Szatana

czyli prześladowanie polskich katolików na Litwie
w latach 1883 – 2020



(Są to rozdziały z mojej przygotowywanej do druku pt. „Litwa Kowieńska – tam była Polska oraz Litwa unicestwia polskość w Wilnie i na Wileńszczyźnie”)


Melbourne 2020
(Na prawach rękopisu)

Przedmowa: w tej pracy jest „Palec Boży”



Poniższa praca jest z pewnością bardzo przykra dla porządnych Litwinów, ale także dla Kościoła katolickiego, szczególnie litewskiego jak również dla Stolicy Apostolskiej i polskiego Kościoła katolickiego, który odnośnie konfliktu polsko-litewskiego na gruncie kościelnym zachowywał się i zachowuje jak Piłat, jakby słowo „rodak” nie miało dla niego żadnego znaczenia.
Nie wszystko da się wytłumaczyć prawem narodu litewskiego do samostanowienia i pielęgnowania języka litewskiego, czego mu nikt nie odbiera. Tak, „To jest bardzo bolesne, ale na to, żeby atmosferę oczyścić, trzeba stać na gruncie prawdy, choćby przykrej, i na przyszłość zająć jasne stanowisko wobec tych faktów... Tylko prawda wyzwala – również od urazów nienawiści” – czytamy w numerze 6/369 paryskiej „Kultury”, która wówczas tak pisała, zajmując się pozytywnym stosunkiem i współpracą ukraińskiej Cerkwi unickiej (grekokatolickiej) z hitlerowskimi Niemcami. A my, katolicy, powinniśmy wiedzieć, że Pan Bóg, będący stróżem i gwarantem pełnej prawdy, na pewno nie tolerował by zamiatanie przez nas naszych brudów pod dywan. Nas gorzka prawda boli, ale nie Jego. Bo bez prawdy nie ma Boga! Na sądzie ostatecznym Bóg oceni wszystko to co żeśmy zrobili – oceni także litewskie burdy w kościołach – w Jego świątyniach i prześladowanie Polaków-katolików – Jego dzieci. Sami wówczas zobaczymy jak wielka liczba księży litewskich została skazana na wieczne potępienie. Bowiem najważniejszym przykazaniem w chrześcijaństwie nie jest bycie dobrym nacjonalistą litewskim, ukraińskim, niemieckim czy polskim, ale miłowanie Boga i drugiego człowieka – każdego człowieka. I to nawet wroga!!! (Katechizm religii katolickiej) Polacy nie byli wrogami Litwinów. To Litwini zrobili z Polaków swoich rzekomych wrogów i byli gotowi zawrzeć pakt nawet z samym diabłem, aby niszczyć Polskę, Polaków i wszystko co jest polskie, szczególnie na Litwie i Wileńszczyźnie. To jest litewska droga donikąd, czy raczej do czeluści piekielnych.
O prześladowaniu polskich katolików na Litwie przez litewski Kościół katolicki wspierany w tej jego działalności przez Watykan i Kościół polski (!), z pewnością wie spora grupa historyków polskich i to oni bardziej ode mnie są powołani do upublicznienia i potępienia tej prawdy. Jednak oni z pobudek czysto oportunistycznych wolą milczeć, zapominając o tym, że przez swoje milczenie biorą współudział w tym grzechu. Dlatego Bóg powołał mnie do upublicznienia i potępienia tego grzechu.
Życie każdego z nas jest w rękach Boga. To Bóg sprawił, że interesując się dziejami Polaków na Kresach poznałem tragiczny los Polaków-katolików na Litwie od 1883 r. do dnia dzisiejszego, a teraz właśnie na mnie nakłada obowiązek publicznego ujawnienia/wyciągnięcia na światło dzienne tej tragicznej prawdy. Wręcz zmusza mnie do tego, bo widzi, że szczerze wierzę z niego i nie jestem śmierdzącym tchórzem jak inni, że postąpię zgodnie z tym, do czego mnie zmusza nauka Jezusa Chrystusa. Bowiem jako uczeń Chrystusa, nie mam prawa tego nie uczynić, czyli ignorować Jego naukę, chyba, że tę tragedię chcę wziąć na swoje sumienie i być za to rozliczony przez Boga. Także jako Polak (Bóg stworzył mnie jako Polaka i nie zabrania mi nim być, a Kościół w Katechizmie religii katolickiej naucza, że mamy po chrześcijańsku kochać swoją Ojczyznę, co właśnie czynię) nie mogę milczeć nie tylko o poznanym grzechu w litewskim Kościele katolickim, ale także w moim – polskim Kościele, jak również o grzesznej działalności Watykanu. Tym bardziej, że oprócz Boga sam Kościół katolicki zmusza mnie do powiedzenia prawdy i do zaprotestowania przeciw złu, ucząc bowiem, że obowiązkiem dobrego/prawdziwego katolika/chrześcijanina, a więc także i biskupów jako następców Apostołów jest walka ze złem – z wszelkim złem, które nas otacza! Zatem ten, kto chciałby na mnie ciskać gromy za napisanie tej pracy, musi zdać sobie sprawę z tego, że te gromy będą ciskane przez niego nie we mnie, ale w samego Boga, w Kościół katolicki i w jego samego jako rzekomego katolika. Że będzie swym grzesznym zachowaniem ponownie krzyżował Chrystusa, a prawdy i tak nie ukryje, bo ona, jak mówi stare powiedzenie, zawsze – wcześnie czy później – na wierzch wypływa.
Tak wyglądała ta przedmowa do dnia 10 września 2020 r., w którym dokonałem korekty redakcyjnej tej pracy. Uznałem, że jest gotowa do druku.
Tymczasem w nocy z 10 na 11 września, nad ranem miałem bardzo dziwny sen – wprost niewiarygodny, po którym zaraz się obudziłem, chyba dlatego, abym go zapamiętał (bo każdej nocy wiele razy śnimy, i rzadko który pamiętamy); zaraz wstałem i przystąpiłem do pracy. I Bóg mi świadkiem, że ten sen nie jest zmyślony. - Otóż w śnie jakiś głos (w śnie nie było osoby fizycznej) mówi mi, że nie napisałem nic o ks. Józefie Obrembskim (1906-2011), bardzo zasłużonym kapłanie polskim pracującym całe życie na Wileńszczyźnie. Tą część snu można by było łatwo wytłumaczyć, gdyż działalność ks. Obremskiego była mi znana – dużo o nim pisano. Jestem zupełnie zdziwiony drugą częścią snu, o wytłumaczenie której nie jest łatwo. Otóż ten głos następnie mi daje radę, gdzie mogę znaleźć odpowiednie informacje o ks. Obrembskim. Dla mnie właśnie ta część snu jest niesamowita – zadziwiającym zdarzeniem, które przekonało mnie co do tego, że w napisaniu tej pracy jest „Palec Boży”, czyli znak, przejaw działania sił nadprzyrodzonych.


Część 1

Polakożercza działalność duchowieństwa litewskiego
w latach 1883 – 1918




Jezus Chrystus: „Masz miłować swego bliźniego jak samego siebie” (MAT. 22:39)

Jezus, zapytany o największe przykazanie w Prawie, oświadczył: „‚Masz miłować twojego Boga, całym swym sercem i całą swą duszą, i całym swym umysłem’. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie, podobne do tego, jest to: ‚Masz miłować swego bliźniego jak samego siebie’” (Mat. 22:37-39). Za Jezusem Słowo Boże naucza nas: „Wyświadczajmy dobro wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy są z nami spokrewnieni w wierze” (Gal. 6:10; odczytaj Rzymian 12:10). Z kolei apostoł Piotr napisał: „Oczyściwszy swe dusze dzięki posłuszeństwu prawdzie, czego wynikiem jest nieobłudne uczucie braterskie, jedni drugich żarliwie, z serca miłujcie”. Polecił też współwyznawcom: „Nade wszystko darzcie jedni drugich żarliwą miłością” (1 Piotra 1:22; 4:8).
Przez swą naukę chrześcijaństwo nazywane jest „religią miłości”.
W świetle faktów podanych w tej pracy mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek zapytać: Czy litewski Kościół katolicki można nazwać Kościołem Chrystusowym?
W Kościele litewskim widać wyraźne rozdwojenie: z jednej strony w nawiązaniu do nauki Chrystusa wzniosłe frazesy o miłości bliźniego, z drugiej – wyjątkowo cyniczne i niemoralne zachowanie dyktowane pogańskim nacjonalizmem. Odpowiedź na takie zachowanie musi być tylko jedna – stanowcza i ostra: Nie, litewski Kościół katolicki jest daleki od chrześcijaństwa przez odrzucanie przykazania miłości bliźniego.
Tymczasem z ubolewaniem należy przyjąć fakt, że Watykan – wszyscy papieże od stu lat nie tylko ignorują ten fakt, ale także ciągle uważają litewski Kościół „katolicki” za wspólnotę katolicką. Takie zachowanie Stolicy Apostolskiej jest do głębi oburzające i przez to wołające o pomstę do nieba. Kościół tak postępujący nie może być uważany za apostolski i święty! Bo świętość nie ma i nie może mieć nic wspólnego z grzechem, a tym bardziej ze stałym grzeszeniem! Bowiem w chrześcijaństwie grzech oznacza dobrowolne zerwanie przymierza z Bogiem poprzez dokonanie jakiegoś złego czynu i powoduje oddalenie od życia, którego źródłem jest Bóg.

……….

Pod koniec XIX w. narodził się wspierany przez Rosję i Niemcy – dwóch największych wrogów Polski i narodu polskiego separatystyczny ruch litewski, dążący nie tylko do zerwania 500-letniej harmonijnej unii z Polską, ale także do zagłady Polaków i polskości na Litwie. Niestety, pionierami i największymi szermierzami siania nienawiści do Polaków była i jest po dziś dzień zdecydowana większość litewskich księży katolickich.
Toteż terenem, gdzie odrodzeniowy ruch litewski najbardziej bezpośrednio zetknął się z polskością był Kościół – świątynie katolickie. Na Litwie obok Litwinów od kilku wieków mieszkali także Polacy. Oba narody - litewski i polski przez wieki były katolickie i modliły się w tych samych kościołach. Separatyzm litewski spowodował strukturalny wstrząs w Kościele katolickim na Litwie, ponieważ wśród Litwinów zrodził się Kain, który postanowił nie tylko przepędzić ze świątyń na Litwie Polaka Abla, ale także go zabić. Kościół litewski był i jest gorszy w sianiu nienawiści do Polaków i w ich prześladowaniu od rządów litewskich. Bowiem w rządzie litewskim było i jest pełno ateistów, a biskupi i księża litewscy ponoć chrześcijanie (miłujcie się nawzajem) stali się istnymi diabłami w sutannach. Ich sumienia obciąża większy grzech od grzechu rządzących. Szczegółowo te sprawy omawiane są w I części tej książki.

……….

Niezależnie od zorganizowanych nacjonalistów litewskich wokół „Auszry” (1883-86), z propagandą nienawiści do Polaków występował z całą energią młody kler litewski, który, domagając się usunięcia języka polskiego z dodatkowych nabożeństw w kościołach oraz zastąpienia księży-Polaków litewskimi, pobudzał w tym kierunku ciemne masy litewskie, co doprowadziło do gorszących awantur i bójek w kościołach. Duchowieństwo litewskie wydawało w Prusach szereg antypolskich pism. Samą „Auszrę” zastąpiło w 1887 r. czasopismo klerykalne i także antypolskie „Szwiesa” („Światło”). Wyjątkowo antypolskim czasopismem katolickim był „Tevynes Sargas” („Stróż Ojczyzny”), wydawany w latach 1896-1904, w którym czołowym publicystą był ks. Juozas Tumas-Vaiżgantas (1869-1933). „Tevynes Sargas” oznajmił, że jego zadaniem będzie obrona Litwinów „od trzech największych naszych nieprzyjaciół: miejscowej administracji, Żydów i wyrodnych Litwinów. Do rzędu „wyrodnych Litwinów” pismo zaliczało oczywiście „litewskiego pochodzenia polonizatorów” (J. Ochmański Historia Litwy Wrocław 1983). Chrystusowe przykazanie miłości bliźniego było całkowicie obce temu katolickiemu duchownemu. Ten zarzut dotyczył zresztą kilkuset księży litewskich i chyba wszystkich litewskich pism katolickich.
Największym sprzymierzeńcem nacjonalistów litewskich w walce z Polakami i polskością na Litwie Kowieńskiej, szczególnie do końca okupacji rosyjskiej na tej ziemi okazało się być tamtejsze katolickie duchowieństwo litewskie. Było ono z pewnością dużo większym wrogiem dla tamtejszych Polaków i polskości od samych Rosjan. Skąd wśród młodych księży litewskich, którzy wówczas stanowili już większość duchowieństwa na Litwie, wzięła się wręcz zoologiczna nienawiść do Polaków – równie katolików tak jak Litwini, którzy bardzo często byli także ich parafianami? Więcej, skąd się wzięła u nich ta wprost zwierzęca nienawiść do drugiego człowieka – brata w Chrystusie, całkowicie sprzeczna z nauką Jezusa Chrystusa i Kościoła katolickiego?
Jak już powyżej pisałem, po upadku polskiego Powstania Styczniowym 1863-64, aby móc lepiej podporządkować swoich poddanych na Kresach, Rosjanie postanowili zniszczyć unię polsko-litewską i silne wpływy polskie na ziemiach litewskich, wykorzystując do tego celu m.in. różnice klasowe i językowe, ażeby u pewnej części pochodzących z biednych rodzin chłopskich Litwinów rozbudzić uczucia obcości, separatyzmu i nienawiści wobec Polski i Polaków na Litwie i Żmudzi. W tym celu postanowili zlitwinizować Kościół katolicki na Litwie. Już w 1865 r. zabroniono ludziom urodzonym na Litwie wstępować do seminariów polskich, w 1868 r. księżom przybyłym z Polski obejmować stanowiska kościelne na Litwie, a w 1874 r. przed ludźmi urodzonymi w Polsce (Królestwie Polskim/Kongresówce) zamknęły się drzwi seminariów katolickich w Kownie i Sejnach. Proces litwinizacji Kościoła katolickiego na etnicznej Litwie był o tyle ułatwiony, że prawie stuletnie panowanie rosyjskie na Litwie uczyniło ten kraj zacofanym w rozwoju gospodarczym i cywilizacyjnym. Lud był ciemny (większość to analfabeci: w 1897 r. w guberni kowieńskiej do szkół uczęszczało 7% dzieci w wieku szkolnym; w 1918 r. największym współczynnikiem analfabetyzmu odznaczały się powiaty koszedarski – 51,7%, poniewieski – 39,5% i birżański – 32,5%), barbarzyński w postępowaniu i niemiłosiernie rozpijaczony przez Rosjan. Po uwłaszczeniu chłopów litewsko-żmudzkich w 1864 r., w szczególnie zdominowanym teraz przez dzieci chłopów litewskich gimnazjum w Mariampolu i seminarium nauczycielskim w pobliskich Wejwerach Rosjanie dbali o to, aby Litwini wychodzili z nich jako wrogowie Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. Aby ich sobie zjednać, w gimnazjum mariampolskim, jako jedynym na Litwie, wykładany był także język litewski, a Rosjanie oferowali im bezpłatne studia od 1874 r. na uniwersytecie moskiewskim, a później na innych uniwersytetach rosyjskich.
Równocześnie uwłaszczenie litewskich chłopów otworzyło znacznie szerzej drzwi seminariów duchownych w Kownie i Sejnach dla młodych mężczyzn z chłopskich rodzin. Bardzo często nie wstępowali oni do seminarium z powołania, ale za namową rodziców-materialistów, którzy pchali ich do seminariów (P. Łossowski Polska-Litwa Ostatnie sto lat Warszawa 1991, H. Wisner Wojna nie wojna Warszawa 1978), gdyż, jak mówi bardzo stare powiedzenie: „Kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie dobodzie”, a w nędzy żyło wówczas ponad 80% mieszkańców Europy; na ówczesnej Litwie odsetek nędzarzy był jeszcze większy. W życiorysie jednego z głównych działaczy nacjonalizmu litewskiego, księdza Jonasa Mačiulis-Mačiulevičius (Maironisa), zamieszczonym w Wikipedii, wyraźnie czytamy, że po ukończeniu kowieńskiego gimnazjum podjął studia literaturoznawcze na Uniwersytecie w Kijowie, które przerwał po roku, gdyż za namową rodziców wstąpił do kowieńskiego seminarium duchownego, a więc bez powołania kapłańskiego. Młodzi Litwini wstępowali do tych seminariów, aby polepszyć swoje i swoich rodzin warunki bytowania, jak również z nadzieją na to, że za współpracę z caratem spotkają ich kościelne zaszczyty, że zostaną kanonikami, prałatami i biskupami, o co zresztą sami zabiegali (tęsknota chłopa do bycia królem). Ale nawet przez zostanie proboszczem czuli się wywyższeni od reszty Litwinów tym, że byli panami nad swoimi parafianami. Litewscy seminarzyści wychowani w duchu antypolskim i nie będąc kapłanami z powołania, a tylko dla dobrego ich i ich rodziców życia i kariery nie służyli Bogu i ludziom. Pozbawieni moralnego kręgosłupa katolickiego przez chęć dostatniego życia i robienia kariery, a także przez swój źle rozumiany patriotyzm, łatwo nawiązywali współpracę z caratem w jego walce z Polakami i polskością na Litwie. Stawali się politykami ubranymi w sutanny i posłusznym narzędziem w rękach caratu. Uwidoczniło się to w całej krasie podczas rodzącego się konfliktu polsko-litewskiego, na terenie kościołów w mieszanych polsko-litewskich parafiach, który podsycały stojąc po stronie litewskiej władze carskie, a także i rosyjska Cerkiew prawosławna (m.in. czasopisma „Nowoje Wremia” i „Wilenskij Wiestnik”) ten konflikt podsycały przez podtrzymywanie pretensji litewskich; np. domaganie się przez Litwinów aby w nowobudowanym kościele w Surażach koło Niemenczyna podczas nabożeństw posługiwano się wyłącznie językiem litewskim, chociaż zdecydowana większość parafian była Polakami (H. Wisner). Była to więc także rosyjsko-cerkiewna walka nie tylko z polskością na Litwie, ale również z samym Kościołem katolickim, której z pomocą szli Litwini – rzekomi katolicy! Nastąpił swoisty sojusz „katolickich” księży litewskich z caratem w walce z polskimi katolikami na Litwie. Rzekomy katolik i nawet były kleryk z seminarium duchownego w Sejnach Jan Basanowicz - Jonas Basanavičius po zmuszeniu przez władze rosyjskie w 1907 r. biskupa wileńskiego Edwarda Roppa do opuszczenia diecezji za obronę interesów polskich w jego diecezji, wysłał 2 X 1907 r. list do rosyjskiego departamentu wyznań obcych, w którym napisał: „Z powodu usunięcia ze stanowiska biskupa Roppa przynoszę panu w imieniu licznych Litwinów najszczerszą wdzięczność... Polityka rozsądku i sprawiedliwości powinna zniewolić rząd, twardą ręką dopomóc nam zrzucić jarzmo polskie i wyzwolić się od polskiej opieki kościelnej” (H. Wisner; w diecezji wileńskiej Polacy stanowili zdecydowaną większość wiernych!). Oto do czego prowadził ślepy i zwyrodniały nacjonalizm litewski!
Innym polakożercą współpracującym blisko z administracją carską był ks. Kazimierz/Kazimieras Prapuolenis (1858-1933), który studiował w Seminarium Teologicznym w Warszawie i Petersburgu. Zanim przeszedł na antypolskie pozycje był sekretarzem de facto polskiej kurii metropolitalnej mohylewskiej (abp Bolesław Kłopotowski 1901-03) w Petersburgu, którym przestał być w 1904 r., kiedy na jaw wyszły jego sekretne powiązania z urzędnikami carskimi, stając się „osobą wyjątkowo oddaną rządowi” carskiemu (J. Ochmański). Następnie udał się do Sejn, gdzie już jawnie włączył się w litewską antypolską działalność nacjonalistyczną. Wraz z księdzem Juozasem Laukaitisem jako partnerem założył tygodnik „Šaltinis” (Źródło, 1906) i miesięcznik „Vadovas” (Przewodnik, 1908) dla kapłanów, które zaszczepiały w nich polakożerstwo. Czynił to samo w swoich licznych artykułach dla czasopism włoskich i niemieckich. W nagrodę za wierną służbę caratowi i zasługi w walce z polskością na Litwie, w 1912 r. rząd carski mianował go kapelanem kościoła polskiego (!) pw. św. Stanisława w Rzymie (od XVI w.), który po rozbiorach Polski bezprawnie był pod zarządem ambasady rosyjskiej w Rzymie, czyniąc z niego antypolską litewską placówkę. Kapelanem kościoła był do 1920 r., kiedy historyczna świątynia polska wróciła do prawowitego właściciela – narodu polskiego. W 1913 r. ks. Prapuolenis ogłosił po polsku oszczerczą broszurę Polskie apostolstwo w Litwie, z której zionął jad nienawiści do polskości (J. Ochmański). Broszura została wydana także po litewsku w 1918 i 1928 r. oraz po francusku w 1916 r. W latach 1921-25 w Kownie był organizatorem i dyrektorem departamentu wyznań religijnych przy litewskim Ministerstwie Oświaty, który kontrolował walkę z polskością w kościołach katolickich na Litwie Kowieńskiej. Jego przyjacielem był ks. Aleksander/Aleksandras Dambrauskas-Jakštas (1860-1938), ideolog litewskiego obozu narodowo-klerykalnego, odznaczający się daleko posuniętą nietolerancją i jaskrawą antypolskością. Człowiek, który swą działalnością bardzo zaognił stosunki polsko-litewskie. Na przykład w 1902 r. w sposób wręcz podły i głupi atakował Potop Henryka Sienkiewicza jako twór głębokiego szowinizmu polskiego (H. Wisner), jednocześnie sam zapluwał się szowinizmem litewskim, pisząc w broszurze Głos Litwinów do młodej generacji... (1902), że za prawdziwych Litwinów uważa tylko tych, którzy mówią po litewsku. W polemice celował bardzo złośliwymi komentarzami (P. Łossowski), co nie tylko że nie licowało z sutanną, którą nosił, ale sprzeczne było z chrystusowym przykazaniem miłości bliźniego, czym wystawiał sobie świadectwo niedobrego kapłana – po prostu sługi Szatana.
Tak więc zgodnie z planem carskim większość kleryków w seminariach w Kownie i Sejnach stanowili Litwini (archidiecezja wileńska miała polski charakter i seminarium w Wilnie było zdominowane przez Polaków). W seminarium w Kownie wśród 95 kleryków w 1881/82 aż 82 pochodziło z rodzin chłopskich, w zdecydowanej większości litewskich, a 13 z rodzin szlacheckich 9 i mieszczan 4 – byli to Polacy. Natomiast w diecezji sejneńskiej, w której było 392 tys. Polaków i 280 tys. Litwinów i odpowiednio 81 etnicznie parafii polskich i 55 litewskich (szereg z nich było litewsko-polskimi), w latach 1872-93 z etnicznie litewskiej części przyjęto do seminarium 226 osób, natomiast z polskiej części (Sejny, Suwałki, Augustów, Łomża) tylko 115. Stąd w diecezji sejneńskiej na początku XX w. było zaledwie 78 księży Polaków i 271 księży Litwinów, co podał ks. Biła w artykule pt. Trzeba nam biskupa Litwina, który ukazał się w wydawanej wówczas gazecie litewskiej „Vilniaus Żinios”; w 1910 r. biskupem sejneńskim został nominowany przez carat szowinista litewski, ks. Antanas Karosas.
Władzom carskim udało się nie tylko zerwać unię polsko-litewską, ale także doprowadzić do tego, że Litwini zaczęli pałać właśnie wprost zoologiczną nienawiścią do Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. Seminaria w Kownie i Sejnach stały się bowiem prawdziwą kuźnią litewskich nacjonalistów. Wypuszczały na Litwę nie kapłanów chrześcijańskich (chrześcijaństwo jest religią miłości), a tylko nacjonalistycznych agitatorów politycznych i polakożerców w sutannach. To nie byli kapłani Chrystusa. To byli świeccy politycy – i to z najgorszej, bo szowinistyczno-nacjonalistycznej branży, a przede wszystkim bezbożnicy na usługach prawosławnej carskiej Rosji. I jako tacy byli prawdziwymi sługami Szatana! Bowiem w świetle znanych ogólnie faktów historycznych nie ulega wątpliwości, że to litewscy księża-politycy jako de facto ateiści stali się głównymi siewcami nacjonalizmu litewskiego i wrogości do Polaków na Litwie i Żmudzi
Ewidentny brak wiary w Boga u bardzo wielu kleryków litewskich rzucał się w oczy nawet samym rektorom seminariów i szereg z nich zostało usuniętych z seminariów, jak np. w 1898 r. z seminarium w Sejnach Vincas Mickevicius, który następnie związał się z antyreligijnym lewactwem, a w 1913 r. z bolszewikami i zmarł w Moskwie jako zajadły komunista czy Adolfas Vegele wyrzucony z seminarium duchownego w Kownie za niemoralne prowadzenie się. Karolis Račkauskas wstąpił w 1900 r. do seminarium duchownego w Kownie, lecz księdzem nie tylko że nie został, ale po wyjeździe do USA w latach 1910-11 redagował czasopismo tamtejszych ateistów i wolnomyślicieli litewskich „Laisvoji mintis” (Wolna Myśl). Z kolei Liaudas Adomauskas wytrwał w seminarium duchownym w Kownie do końca i w 1903 r. został wyświęcony na księdza. Polityka i polakożerstwo tak całkowicie go ogarnęły, że w 1921 r. nie tylko porzucił stan duchowny, ale także wstąpił do... Komunistycznej Partii Litwy (!) i rok później wydał antyreligijną książkę Šventraščio paslaptys, a za Litwy sowieckiej był jej ministrem. W 1918 r. powstała organizacja Zvalgyby, która zasłynęła z okrucieństw wobec nielitewskiej ludności, głównie Polaków (Marceli Kosman Orzeł i Pogoń 1992). Na jej czele stał Liudas Gira (1884 – 1946), znany później pisarz litewski. Był synem Niemca i Polki. Wychowywał go jednak Polak Konstanty Giro-Syryjski, a potem ksiądz litewski w Stokliszkach, który był polakożercą. Ten namówił go, aby został księdzem. Gira ukończył seminarium duchowne w Wilnie w 1905 r., ale święceń kapłańskich nie przyjął. Skończył jako czołowy komunista na sowieckiej Litwie (Mieczysław Jackiewicz Literatura polska na Litwie XVI-XX wieku Olsztyn 1993). Księdzem chciał zostać także późniejszy dyktator Litwy Kowieńskiej (1926-40) Antanas Smetona. Został przyjęty do seminarium duchownego w Kownie, jednak ostatecznie nie podjął nauki (Wikipedia), gdyż wolał jednak zostać politykiem. Tyle było w nim powołania kapłańskiego! Górę wzięła chęć zrobienia kariery politycznej, która dawała więcej władzy nad ludem i bogactwa niż stanowisko wiejskiego klechy. Zadziwiającym jest ilu późniejszych polityków litewskich-polakożerców kształciło się na księży. Poza Jonasem Basanavičiusem – pierwszym redaktorem „Auszry” i prezydentem Antanasem Smetoną, klerykami czy nawet księżmi byli m.in.: także prezydent Litwy w latach 1918-26 Aleksandras Stulginskis, premier 1938-39 Vladas Mironas, minister spraw zagranicznych 1920-22 Juozas Purickis, minister spraw zagranicznych w 1922 Vladas Jurgutis, minister spraw zagranicznych 1925-26 Mečislovas Reinys, minister rolnictwa 1923-26 Mykolas Krupavičius czy Vincas Mickevičius-Kapsukas. Spośród księży polakożerców chodzących na co dzień po świecku należy wspomnieć dyplomatę litewskiego z lat 20. XX w. Konstantinasa Olšauskasa, który miał kochankę i z nią dwóch synów, którą zamordował w 1928 r.; a na koniec sam został zamordowany w 1933 r. (ang. Wikipadia).
Powracając szerzej do sprawy litewskich księży, to właśnie jako de facto ateiści stali się oni bodajże głównymi siewcami nacjonalizmu litewskiego i wrogości do Polaków na Litwie i Żmudzi, co potwierdzają ich biogramy np. w Encyclopedia Lituanica (Boston 1970-78) jak i fakty, które utrwaliła historia. To oni zaczęli szczuć Litwinów na Polaków. Ksiądz i pisarz Juozas Tumas-Vaižgantas (1869-1933), uchodzący za litewskiego wieszcza, wychowanek seminarium duchownego w Kownie (1888-93), głosił nawet z ambony kościelnej hasła nienawiści do Polaków, zatruwając tym jadem dusze swoich parafian (Z.S. Brzozowski Litwa – Wilno 1910-1940 Paryż 1987).
Zgodnie w ideą księży litewskich Polacy – ich bracia w Chrystusie (!) po prostu mieli zniknąć na terytorium Litwy Kowieńskiej. I w tym kierunku z całą energią pracowały te nacjonalistyczno-rasistowskie potwory w sutannach, wciągając do tego swoich litewskich parafian w mieszanych parafiach litewsko-polskich. Stąd w 1922 r. Władysław Studnicki pisał: „duchowieństwo na Litwie przepojone jest zoologicznym nacjonalizmem”. W Kownie rektorem seminarium w latach 1909-32 był wspomniany wyżej ks. Jonas Mačiulis-Mačiulevičius (1862-1932). Jak już wspomniałem, po ukończeniu gimnazjum podjął studia literaturoznawcze na Uniwersytecie w Kijowie, które przerwał po roku, za namową rodziców przenosząc się w 1884 r. do kowieńskiego Seminarium Duchownego. Wstąpił więc nie z powołania, ale właśnie za namową rodziców (Wikipedia.pl), bo on i alumni pochodzący z głuchych wiosek i biednych rodzin wiedzieli, że „kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie dobodzie”. A więc bez specjalnie wielkiej wiary w Boga i szczerej chęci służenia Jemu i WSZYSTKIM ludziom! Został wyświęcony na księdza i chodził w sutannie do śmierci, chociaż bez wątpienia był ateistą. Jako „miłośnik Litwy” – od 1885 r. współpracownik antypolskiej „Auszry”, a więc jako skrajny nacjonalista i wróg Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. Piastując stanowisko rektora seminarium kowieńskiego wypowiedział całkowitą walkę z elementami i występującymi w nim objawami polskości – całkowicie zlitwinizował seminarium, które stało się kuźnią wielu kapłanów, ale nie sług Bożych, a bardzo często sług Szatana! Dla ks. Mačiulis-Mačiulevičiusa dobrym kandydatem na kapłana był młodzieniec, który zionął nienawiścią do Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. Jego wychowankowie lepiej niż Pismo Święte znali literaturę rasistowską, wydawaną wówczas masowo w języku rosyjskim i niemieckim. O niskim poziomie wykształcenia kleru litewskiego współcześnie pisał m.in. ks. Henryk Bolcewicz w pracy Stosunki kościelne na Litwie. Nie ma się temu co dziwić, jak nauka w seminarium duchownym trwała zaledwie trzy lata (dzisiaj trwa 5-6 lat, a i to księża często są niedouczeni, tak do nieprzytomności Kościół katolicki rozbudował swoją teologię).
Ks. Mačiulis-Mačiulevičius był nie tylko skrajnym nacjonalistą, ale także zwykłym rasistą. W jednym ze swoich wierszy ten duchowny katolicki nazywał Polaków wyrodkami, pisząc: „Pavojuj motina-tėvynė, Ateina audra iš pietų!, Tai lenkas, išgama tautų (W niebezpieczeństwie ojczyzna-matka; Burza idzie z południa! To Polak, zwyrodniały naród). Wśród Litwinów dużym powodzeniem cieszyła się pieśń Halbana „Wilija” z powieści poetyckiej Adama Mickiewicza Konrad Wallenrod. Tłumaczyło ją na litewski wielu Litwinów, m.in. ks. Mačiulis-Mačiulevičius. Mickiewiczowska Wilija pokochała Niemen, a Litwinka „ukochała cudzego młodzieńca”, opuściła ojczyznę, by później płakać „w samotniczej wieży”. Ks. Mačiulis-Mačiulevičius w swoim tłumaczeniu zmienił sens. W swoim tłumaczeniu porusza aktualną w końcu XIX i na początku XX wieku kwestię czystości narodowej, czyli rasowej (czy Hitler i Goebbels weszli później w buty ks. Mačiulis-Mačiulevičiusa?!) wśród Litwinów i nawołuje ich, aby nie zawierali związków małżeńskich z kobietami obcej narodowości, pisząc: „Litwin bowiem nie szuka miłości za górą i lasem ciemnym”, tj. w obcych krajach, lecz we własnym kraju...” (Mieczysław Jackiewicz Literatura polska na Litwie XVI-XX wieku Białystok 1993).
Kolegą Mačiulis-Mačiulevičiusa w seminarium kowieńskim był wspomniany wyżej Aleksandras Dambrauskas (1860-1938), późniejszy ksiądz i pisarz. On także zanim wstąpił do seminarium duchownego miał powołanie w innym kierunku – w 1880-81 studiował matematykę na Uniwersytecie w Petersburgu. Studia były za kosztowne, więc wstąpił do seminarium duchownego. Był on skrajnym rasistą jednym z szermierzy hasła: „Litwa dla Litwinów”: w 1902 r. pisał, że Litwinem jest tylko ten, kto zna język litewski.
Podobnie rzecz się miała w seminarium duchownym w Sejnach na Suwalszczyźnie. To właśnie litewska część Suwalszczyzny stała się kolebką nacjonalizmu litewskiego. Jej teren pokrywał się z obszarem utworzonej w 1818 r. diecezji augustowskiej/sejneńskiej ze stolicą biskupią w Sejnach. Bardzo dużą część diecezji stanowiła w większości etnicznie litewska północna Suwalszczyzna, z głównymi miastami Mariampol, Kalwaria, Wyłkowyszki. Południowa Suwalszczyzna z miastami Suwałki, Augustów, Łomża, Kolno, Szczuczyn, Wysokie Mazowieckie była etnicznie czysto polska. Wszyscy biskupi sejneńscy do 1893 r. byli Polakami. W 1897 r. biskupem sejneńskim został pochodzący z Litwy ksiądz litewski Antoni Baranowski, w latach 1884-97 biskup sufragan żmudzki. Z pomocą władz carskich od ostatniej dekady XIX w. przewagę w diecezji sejneńskiej miało duchowieństwo litewskie o obliczu antypolskim i chociaż w Sejnach Litwinów było niewielu, po wzięciu w swoje ręce tutejszego seminarium duchownego i kurii biskupiej (polski ks. Romuald Jałbrzykowski był jedynym kanonikiem kapituły katedralnej w Sejnach) uczynili z miasteczka prawdziwą stolicę nacjonalizmu litewskiego w zaborze rosyjskim. Pod naciskiem rosyjskim, ale także litewskich wykładowców do seminariów przyjmowano bardzo mało polskich kandydatów do stanu kapłańskiego. Chociaż etnicznie polskie wschodnie Mazowsze wchodziło w skład diecezji sejneńskiej i wśród Polaków nigdy nie brakowało i nie brakuje powołań kapłańskich, to „Wśród 24-ch seminarzystów jednego kursu znajdował się jeden tylko Polak – przyszły biskup Romuald Jałbrzykowski” (E. Żagiell „Kultura” Nr 4 1973, Paryż). Doszło do tego, że księża litewscy byli kierowani do czysto polskich parafii w polskiej części diecezji sejneńskiej. W pamięci Polaków wielu z nich nie zapisało się dobrze. W 1910 r. biskupem sejneńskim został nacjonalista litewski ks. Antoni Karaś/Antanas Karosas (1856-1947). Biskup Baranowski był życzliwie ustosunkowany do Polski i Polaków oraz unii polsko-litewskiej. Karaś był odwrotnością tego, był zażartym nacjonalistą i w okresie sprawowania przez niego urzędu biskupiego, a poprzednio litewskiego administratora diecezji (wikariusza kapitulnego) w latach 1903-1910 ks. Józefa Antonowicza diecezja była faktycznie w szponach Szatana. Prawie wszyscy tamtejsi księża litewscy byli zaangażowani w brutalnej i czasami krwawej walce z tamtejszymi polskimi katolikami. Warto tu wspomnieć, że Antoni Karaś przed objęciem stolca biskupiego w Sejnach był od 1906 r. biskupem sufraganem diecezji łucko-żytomierskiej na Ukrainie, która była etnicznie polska. Przez cztery lata jadł polski chleb, bo na niego pracowali Polacy. Pomimo tego zionął wprost zwierzęcą nienawiścią do Polaków i wszystkiego co polskie. Także w okresie międzywojennym jako najpierw – do 1926 r. biskup litewskiej części diecezji sejneńskiej, a następnie – do 1947 r. jako biskup nowo utworzonej z jej litewskiej części diecezji w Wyłkowyszkach.
To głównie księża litewscy, bo mieli największe możliwości ku temu, prowadzili bezwzględną, często wręcz brutalną – często połączone z rozlewem krwi walkę z Polakami i polskością w kościołach na Litwie. Dużo większe możliwości od świeckich polityków litewskich w tym okresie (do 1915 r.). Oto tylko kilka przykładów spośród wielu setek jakie miały miejsce na terenie całej Litwy – z terenu litewskiej części diecezji sejneńskiej: „(Polacy z kościołów na Litwie) byli wypierani przeważającą siłą litewską... lecz nie przez rozumne ustępstwa a jedynie pod groźbą twardych pięści litewskich, a łatwe w tej dziedzinie zwycięstwa Litwinów tak ich rozzuchwalały, że dzisiaj gwałtownie i zupełnie wypierają język polski z tych nawet kościołów, w których on obok języka litewskiego powinien mieć należne mu prawa używalności..”. (H. Wisner). To działo się na Litwie zamieszkałej w większości przez Litwinów. I trzeba tu mocno podkreślić, że język litewski nie był nigdy dyskryminowany w tych kościołach i nie tylko kościołach.
Wiarę katolicką przynieśli na Litwę duchowni polscy, po chrzcie Litwy, dokonanym w 1387 r. Ten chrzest i chrzty dokonywane w najbliższych kilkudziesięciu latach dotyczyły głównie szlachty i mieszczan litewskich, których w tamtym czasie pierwszym językiem był język ruski, który był językiem urzędowym Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdyż bardzo prymitywny język litewski był językiem wyłącznie chłopstwa, chociaż wielu szlachciców i mieszczan litewskich mogło go mniej lub więcej znać przez styczność z chłopstwem litewskim. Dlatego pierwsze nabożeństwa odprawiane były zapewne w języku ruskim. Kiedy chrystianizacja objęła masy litewskie językiem nabożeństw był także język litewski, a od XV-XVI w. także polski, jak chociażby w Wilnie, gdzie od unii polsko-litewskiej (1385) mieszkało zawsze sporo Polaków. Chociaż z biegiem czasu prawie cała szlachta i mieszczaństwo litewskie uległo polonizacji, znajomość języka litewskiego w duszpasterstwie wiejskim była niezbędna. I choć większość księży na Litwie aż do XX w. była Polakami, prawie wszyscy, nawet ci przybyli na Litwę z ziem etnicznie polskich, znali mniej lub bardziej język litewski i posługę duszpasterską w parafiach litewskich prowadzili w języku litewskim. Potwierdza to chociażby praca ks. dra Tadeusza Kasabuły Język litewski w duszpasterstwie w dekanatach Kowno i Kupiszki w drugiej połowie XVIII wieku (Soter Nr 33/2010). Henryk Wisner dodaje: „Zapomniany dziś pisarz Teodor Tripplin wędrując w roku 1856 po Żmudzi zauważył, że język litewski jest tam w powszechnym użyciu, rozbrzmiewa w szkołach, kościołach, stanowi język kazań i pieśni”. Podobnie było na litewskiej części Suwalszczyzny. „Prowadzący swe badania etnograficzne w połowie XIX w. Oskar Kolberg zanotował, że w okolicach Władysławowa i Gryszkobodzi, w dwu rozległych parafiach, tylko jednostki i to słabo znają język polski. W kościele dominował litewski”. W Wilnie, gdzie pod koniec XIX w. osiedliło się kilkuset Litwinów, władze kościelne w 1902 r. utworzyły przy kościele św. Mikołaja parafię litewską. Natomiast dla kolonii litewskiej w Petersburgu decyzją arcybiskupa Szymona Kozłowskiego kazania w języku litewskim od 1896 r. były głoszone w kościele św. Katarzyny, która miała charakter polski. To nacjonalistów litewskich jednak nie zadowalało. Chcieli więcej, dużo więcej. I to tego do czego nie mieli żadnego prawa.
Otóż auszrowcy (pionierzy litewskiego nacjonalizmu i polakożerstwa) na samym początku swej działalności głosili, że Litwinem jest tylko ten, kto zna język litewski. Kiedy zorientowali się, że przez takie określenie Litwina przekreślili swe – i tak całkowicie ubzdurane – prawa do bycia jedynymi spadkobiercami po Wielkim Księstwie Litewskim, w którym 80% ludności stanowili nie-Litwini, wówczas zamieszkujących tam Białorusinów (40% ludności WKL) zaczęli nazywać „zesłowianizowanymi Litwinami” (H. Wisner), a osoby mówiące na co dzień po polsku (25% ludności WKL) spolonizowanymi Litwinami, których mają prawo zrobić ponownie Litwinami. Tak podchodząc do spraw etnicznych i zdając sobie sprawę z tego, że nie zdołają zlitwinizować prawosławnych Białorusinów, których było wówczas ponad dwa razy więcej niż wszystkich Litwinów, ich przyszłe państwo litewskie miało obejmować poza ziemiami etnicznie litewskimi polską etnicznie część Suwalszczyzny z guberni suwalskiej, całą gubernię wileńską i grodzieńską (m.in. polskie Podlasie z Białymstokiem, polską część Polesia m.in. z Białą Podlaską oraz Polesie właściwe z Brześciem nad Bugiem). Na tych terenach (poza częścią guberni wileńskiej) Litwini nigdy czy od setek lat nie mieszkali. Trzeba więc było przystąpić do brutalnej metody ich litewszczenia. Tak rozpoczęli nacjonaliści litewscy bój o kościoły na Suwalszczyźnie i Wileńszczyźnie. Żądali wprowadzenia do nich języka litewskiego i przejęcia ich w wyłączne posiadanie litewskie. W etnicznie polskich parafiach, gdzie nie było w ogóle Litwinów sugerowali zastąpienie polskiego języka nabożeństw językiem rosyjskim, aby nikt na Litwie nie mówił po polsku (H. Wisner).
Auszrowcy i nacjonalistyczni księża-politycy w sutannach, sprawujący rząd dusz w swoich parafiach, poprowadzili do prawdziwego boju o wyłącznie narodowe litewskie kościoły na całej Litwie „katolicki” motłoch litewski, czyli swoich litewskich parafian. Parafie litewskie były już w litewskich rękach, więc ten bój toczono w mieszanych parafiach polsko-litewskich, których proboszczami byli Litwini i gdzie była chociaż garstka Litwinów. Awantury, bójki, nawet fałszowanie wykazów, które miały świadczyć o stosunkach narodowościowych w parafiach, wydawały się dla Litwinów środkami godziwymi. Domagając się wprowadzenia języka litewskiego do kościołów na terenie etnicznie mieszanym polsko-litewskim, i to nawet w tych, w których parafianie stanowili wyłącznie Polacy, Litwini powoływali się na dekret soboru trydenckiego (1563). 13 X 1906 r. Litwini wysłali papieżowi Piusowi X memoriał, w którym skarżono się na rzekomą dyskryminację Litwinów w Kościele, żałośnie lamentując w nim na wrednych Polaków: Apie lenku kalbą lietuvos baznyciose, opracowany w języku łacińskim, litewskim i polskim (Internet: wersja polska) Zgodnie z jego brzemieniem strona duszpasterska winna odbywać się w języku ludu. W odpowiedzi Stolica Apostolska stwierdziła, że „stosowany być winien język będący językiem większości”, co Litwinów nie zadowoliło, bo chcieli litwinizacji wszystkich parafii na terenie, który oni uważali za ziemie litewskie (H. Wisner). Taka odpowiedź nie zadowoliła także Polaków, gdyż wcale nie była sprawiedliwym rozwiązaniem kwestii. Czy tylko dlatego, że w danej parafii mieszkało 1500 Litwinów i 1000 Polaków, to Polacy nie mieli prawa modlić się po polsku?! Gdzie w tej sprawie jest Duch Święty, który „kieruje nim (Kościołem), naucza go, broni od błędów i uświęca” (Katechizm religii katolickiej Warszawa 1957, str. 42). Przecież to wyraźny błąd, który nie uświęca Kościoła!
Zapoczątkowany przez księży litewskich bój o kościoły podzielił parafian i niejednokrotnie przybierał formy nie licujące z powagą miejsca i celu. Bowiem Polacy, szczególnie w parafiach w których stanowili większość nie myśleli rezygnować z nabożeństw w języku polskim. Jednocześnie wydawane przez księży litewskich czasopismo „Zvaigzde” (Nr 51 1905) zwolenników zaprzestania walk w kościołach i pojednania z Polakami nazwało „judaszami narodu litewskiego”.
Największe nasilenie konflikt o kościoły przybrał w parafiach polsko-litewskich w guberni suwalskiej – na pograniczu etnicznie mieszanym oraz wileńskiej – w powiatach trockim i święciańskim i nawet lidzkim, mimo że leżał poza strefą zwartego języka litewskiego - parafie były tu czysto polskie (H. Wisner).
Latem 1904 r. doszło do głośnego konfliktu w Berżnikach na polskiej Suwalszczyźnie (powiat Sejny), w której wśród parafian było 2549 Polaków i tylko 491 Litwinów (Ks. Witold Jemielity Parafie polsko-litewskie na Suwalszczyźnie w latach 1919-1939 Studia Ełckie 8/2006). Z poduszczenia litewskiego proboszcza tej parafii z nominacji władzy carskiej doszło do szeregu otwartych krwawych bójek, podczas których zginął człowiek, przez co kościół został zamknięty 1 listopada na okres trzech lat... Do wyjątkowo ostrego starcia doszło także w Kalwarii Suwalskiej w 1906... koło Mariampola, gdzie postrzelony został przez Litwina miejscowy Polak... W Wyłkowyszkach z bocznej bramy kościoła parafialnego został usunięty napis w języku polskim „Dajcie cześć Panu”.... W 1910 r. Polacy skarżyli się, że Litwini wypędzają ich z kościoła i „wprost zabijają” w świątyni” (Jarosław Schabieński Konflikt o język nabożeństw w diecezji sejneńskiej i próby jego rozwiązywania „Rocznik Augustowsko-Suwalski” t. IX 2009). Piastujący urząd administratora diecezji sejneńskiej nacjonalista litewski i wróg Polaków, ks. Józef Antonowicz w 1909 r. wydał zarządzenie, by w Wisztyńcu msza dla Polaków była odprawiana tylko raz w miesiącu, co wywołało opór polskich parafian i doprowadziło do starć Polaków z Litwinami 3 IV 1910 r. Proboszcz kościoła parafialnego w Piwoszunach koło Olity, ks. Alfons Petrulis, który był Litwinem, także doprowadził do ostrego konfliktu między litewskimi a polskimi parafianami. Urządzał w plebanii „wieczorynki”, gdzie jego siostrzenica uczyła tańców litewskich, a on sam uświadamiał zebranych parafian narodowo, uważając ich wszystkich za Litwinów, „a niesfornych częstował... pięścią”, czyli bił! Kuria biskupia badała także inny incydent związany z ks. Petrulisem. Chodziło o incydent związany z wezwaniem jego do umierającej Polki w gospodarstwie w okolicy Klidzi. Ks. Petrulis wchodząc do sypialni powiedział po litewsku „Tebūna pagarbintas Jėzus Kristus” (Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus), na co domownicy odpowiedzieli mu po polsku. Strasznie się tym oburzył i krzyknął: „Dlaczego nie odpowiadacie po litewsku?”. Umierająca zaczęła jęczeć i błagać słabym głosem, aby jej spowiedzi nie odmawiał. Gdy ks. Petrulis zbliżył się i ponownie usłyszał język polski, zagroził, że wyjedzie natychmiast. Biedna kobieta odbyła jak potrafiła spowiedź łamanym językiem litewskim (Zbigniew Siemienowicz Błądząca Pogoń – relacje polsko-litewskie „Kurier Wileński”, Wilno, 10.9.2010).
„Podobnie, choć na mniejszą skalę, zajścia ogarnęły całe kresy litewskie od Kalwarii aż po Jeziorosy na granicy łotewskiej… Najbardziej przykre formy przybierała ona na wschodnich kresach litewskiego obszaru językowego na Wileńszczyźnie… gdzie żywioł litewski… największe poniósł straty” (J. Ochmański). Księża litewscy starali się ten fakt zmienić brutalną siłą, która miała przywrócić litewski charakter tej ziemi. Także i bardzo litewska Żmudź, gdzie Polacy byli kroplą w morzu, nie była pozbawiona antypolskich wybryków księży. Np. litewski proboszcz w parafii w Poniewieżu, ks. Józef Stachowski mówił w 1911 r., że „lepsze jest Ojcze Nasz zmówione po litewsku niż 100 całych pacierz po polsku” i w tymże roku doprowadził do ostrego konfliktu między Polakami a Litwinami na terenie swojej parafii. Polakożerstwo księży litewskich było tak wielkie, że wraz z listem protestacyjnym podpisanym przez 1141 Polaków z Poniewieża wręczonym 26 XII 1911 r. biskupowi żmudzkiemu podjęli oni myśl zbudowania własnego kościoła, aby zerwać wszelki związek z polakożerczą parafią litewską. Ogółem do powstania państwa litewskiego w 1918 r. litewscy proboszczowie doprowadzili do likwidacji nabożeństw polskich w ponad 150 kościołach (H. Wisner).
Od końca XIX w. wiele tysięcy Polaków i sporo Litwinów emigrowało za chlebem do Ameryki. Zgodnie z tradycją Rzeczypospolitej liczniejsi i lepiej zorganizowani Polacy amerykańscy udzielali poparcia Litwinom. Np. w 1894 r. Sejm Związku Narodowego Polskiego w Cleveland wprowadził przedstawiciela Litwinów dra Kodisa do „Rządu Centralnego” i zdecydował, że organ Związku „Zgoda” umieszczać będzie również artykuły w języku litewskim. Harmonijne współżycie polsko-litewskie w Ameryce rozwalił przybyły do Ameryki na początku lat 90. XIX wieku litewski ksiądz katolicki przesiąknięty auszrowskim nacjonalizmem Aleksander Burba/Aleksandras Burba. Po objęciu stanowiska proboszcza polsko-litewskiego kościoła w Plymouth w Pensylwanii wraz z socjalistą litewskim i bezbożnikiem (!), autorem antychrześcijańskiej książki Tikyba ar moksklas (Wiara i nauka, 1895; książka potępiona przez litewski Kościół katolicki) Jonasem Šliūpasem przystąpił nie tylko do depolonizacji katolików litewskich (litewska Wikipedia, W. Sukiennicki), ale także do uczynienia z nich wrogów Polaków. Tak się stało i tak jest po dziś dzień. Amerykańscy Litwini są takimi samymi polakożercami jak na Litwie, a dzisiaj polakożercami są także Litwini, którzy po 2004 r. wyjechali do Wielkiej Brytanii (przykłady w Internecie).
Księża litewscy nie omieszkali wciągnąć w tę swoją walkę z Polakami/katolikami polskimi samego Watykanu i rządu carskiego. Słali do Watykanu skargi i paszkwile na biskupa wileńskiego Edwarda Roppa (1903-07), a potem na jej administratora (1907-18), bpa Kazimierza Michalkiewicza (w skład diecezji wileńskiej wchodziła środkowo-wschodnia część późniejszej Litwy Kowieńskiej). Od tamtej pory po pontyfikat Jana Pawła II Litwini stali się w Watykanie znani jako szantażyści (ponawiali szantaże przy kilku innych okazjach przez ponad 70 lat). Po raz pierwszy szantażowali Stolicę Apostolską w memorandum oskarżającym biskupa Roppa wobec papieża Piusa X, w którym zawarli groźby przejścia wielu katolików litewskich na prawosławie, o ile język polski nie zostanie wyrugowany z kościołów, a w jego miejsce nie zostanie wprowadzony język litewski (Aldona Gaigalaite Klerikalizmas Lietuvoje 1917–1940 m. Wilno 1970). Walka o język litewski jak podkreśla Gaigalaite, była w tym czasie dla litewskich działaczy katolickich nie tylko celem, lecz i środkiem „zdobycia autorytetu i rozszerzenia wpływów wśród mas ludowych” – także wśród Polaków, z których poprzez narzucenie im języka litewskiego chciano zrobić Litwinów.
W walce z Polakami i polskością na Litwie katolicy litewscy, tak księża, litewska chrześcijańska demokracja jak i wielu wiernych nie omieszkało również korzystać z pomocy wielowiekowych wrogów Polski i Polaków – Rosji i Niemiec. Skarżono się więc na bpa Edwarda Roppa nie tylko w Watykanie, ale również wobec rządu carskiego i jednocześnie obiecywano władzom w Petersburgu, iż w wypadku otrzymania autonomii „Litwini sami zatroszczą się o wyparcie języka polskiego z kościołów na Litwie”. Dzięki staraniom księży litewskich władze carskie zezwoliły na budowę kościoła w Sużanach koło Wilna, zastrzegając, że nabożeństwa mają być w nim odprawiane jedynie po litewsku, chociaż było tu bardzo wielu Polaków. Litewscy katolicy nawiązali także współpracę (także na odcinku walki z Polakami) z Niemcami. Ta współpraca znacznie wzrosła podczas I wojny światowej, kiedy to od 1915 do 1919 r. wojska niemieckie okupowały Litwę. Bardzo blisko współpracował z nimi od 1914 r. biskup żmudzki Franciszek Karewicz. Zwłaszcza jego związki z Matthiasem Erzbergerem wywarły duży wpływ na rozwój stosunków niemiecko-litewskich w tym okresie. Za sprawą Litwinów, głównie Karewicza i członka wileńskiej kapituły, ks. Józefa Kuchty, Niemcy 19 VI 1918 r. aresztowali i wywieźli do klasztoru benedyktyńskiego Maria Laach w Nadrenii administratora diecezji wieleńskiej, kanonika gremialnego i protonotariusza apostolskiego, ks. Kazimierza Michalkiewicza. Antypolską politykę okupantów niemieckich na Litwie i polskim Wilnie oraz współpracujących z nimi nacjonalistów litewskich popierał nuncjusz apostolski w Bawarii, którego jurysdykcja rozciągała się wówczas na całe Niemcy i tereny okupowanej przez nie Litwy Eugenio Pacelli (późniejszy prohitlerowski papież Pius XII) (PSB t. 20).
W zbiorach archiwum biskupstwa wileńskiego sprzed I wojny światowej jest bardzo wiele dowodów na antypolską, a tym samym antychrześcijańską postawę wielu księży litewskich przeżartych nacjonalizmem.


Część 2

Prześladowanie Polaków-katolików na Litwie Kowieńskiej w latach 1918-1940



Narodzony pod koniec XIX w. i wspierany przez Rosję i Niemcy – dwóch największych wrogów Polski i narodu polskiego - separatystyczny ruch litewski, dążył nie tylko do zerwania 500-letniej harmonijnej unii z Polską, ale także do zagłady Polaków i polskości na Litwie. Urzeczywistniło to ich marzenie w sposób wyjątkowo brutalny powstałe w 1918 r. niepodległe państwo litewskie – Republika Litewska. Kiedy w 1918 r. na Litwie Kowieńskiej mieszkało 200-250 tysięcy Polaków, to po pięćdziesięciu latach prześladowań pozostało ich ok. 2500. Starczyły dwa pokolenia, aby zniszczyć 250-tysięczną społeczność polską na Litwie Kowieńskiej! To niebywała rzecz w skali światowej. Świadcząca o wyjątkowo brutalnej – nie przebierającej w środkach walce Litwinów z Polakami, którą prowadził rząd litewski wespół z litewskim Kościołem „katolickim”. Kościół ten był nawet gorszy w walce z Polakami od władz litewskich, bowiem władze w Kownie musiały się jako tako liczyć z władzami polskimi, gdyż w Polsce mieszkało 90 000 Litwinów, którzy domagali się swoich praw. Natomiast biskupi litewscy nie musieli się liczyć ani z Warszawą, ani z Watykanem, a biskupów polskich sprawa Polaków na Litwie nie interesowała, bo zabraniało im to prawo kanoniczne, według którego biskup jest panem „życia i śmierci” na terenie swojej diecezji – może robić co mu się rzewnie podoba. Bardzo to niedemokratyczne, a przede wszystkim niechrześcijańskie. Demokracji w Kościele katolickim nigdy nie było i nie ma. Jednak powinien nie tylko nauczać, ale także przestrzegać przykazania miłości bliźniego. Bo bez przestrzegania tego przykazania nie ma chrześcijaństwa. Kościół staje się po prostu jeszcze jednym przedsiębiorstwem biznesowym. Bardzo dochodowym. Bo bogactwo Kościoła katolickiego jest wręcz astronomiczne. Pomimo tego z głodu umiera każdego roku kilka milionów katolików, bo ich współbracia w Chrystusie nie potrafią ich nakarmić i napoić, bo tych uczynków miłosiernych co do ciała niewielu biskupów i duchownych przestrzega, a przez to samo i wiernych.

……….

Aby zrozumieć lepiej zachowywanie się Litwinów w okresie istnienia Litwy Kowieńskiej (a także i dzisiaj), czyli od kiedy powstało w Europie państwo litewskie pomocnym jest poznanie ich charakteru.
W Warszawie w latach 1880-1900 wyszedł drukiem „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”, liczący 15 bardzo dużego formatu i grubych tomów (po ponad 900 stron każdy tom). Jest to praca zbiorowa pod redakcją Bronisława Chlebowskiego. Hasło o Żmudzi/Litwie w XIV tomie (1895) opracował Aleksander Dowojna-Sylwestrowicz (1857-1911), który pochodził z Łapkaś w powiecie szawelskim, a więc osoba pochodząca ze Żmudzi. Nacjonalistom litewskim sprzyjał fakt, że większość majątków ziemskich na Litwie była w rękach Polaków, a chłopi litewscy byli małorolni i w większości analfabetami (z winy władz carskich!), którymi łatwo było manipulować – nastawiać przeciwko lepiej uprzywilejowanym Polakom. Dodatkowo Litwini, którzy uczęszczali do szkół, uczęszczali do szkół rosyjskich (bo innych nie było), a tam podlegali wyjątkowo brutalnej antypolskiej propagandzie. Tym bardziej, że nacjonalistów litewskich, pochodzących z chłopstwa, popierało w nienawiści do Polaków katolickie duchowieństwo litewskie, które również w większości pochodziło z rodzin chłopskich (w 1897 r. spośród 105 kleryków w seminarium duchownym w Kownie 84 pochodziło z rodzin chłopskich oraz 7 z miast i 14 z rodzin szlacheckich, czyli polskich) i pod względem wykształcenia, według A. Dowojny-Sylwestrowicza, stało bardzo nisko. Było niewiele bardziej wykształcone od swoich rodziców analfabetów, ale za to przesiąknięte rosyjską antypolską propagandą. Najgorsi w każdym narodzie są nacjonaliści-półanalfabeci, szczególnie księża półanalfabeci w tym także w sprawach duchowych. Jak pisze Dowojna-Sylwestrowicz, w 1865 r. z nakazu władz carskich w seminarium usunięto język polski jako język wykładowy, zastępując go żmudzkim/litewskim (dwie osoby świeckie wykładały język rosyjski oraz historię – skrajnie antypolską! i geografię Rosji). Jeszcze przed I wojną światową język litewski był bardzo prymitywny – to po pierwsze, a po drugie prawie że nie było literatury teologicznej w tym języku, a katolickiej w języku rosyjskim. Stąd kler litewski był niedouczony i stał na bardzo niskim poziomie. Mało oświecony Kościół litewski był w szponach dewotek. Jak pisze Dowojna-Sylwestrowicz: „Lud żmudzki odznacza się pobożnością, która często, jak zwykle z klas mało oświeconych, jest oparta bardziej na formach zewnętrznych niż na istocie samej religii. To też formalizm ten wytworzył tu wśród kobiet, głównie po miasteczkach (tj. większych wsiach), liczną klasę tzw. dewotek, które stają się plagą miejscową”. Inną ujemną cechą Litwinów według Dowojny-Sietrzeńcewicza jest rozpowszechnione pieniactwo, ciąganie się po sądach: „wynajdują rozmaite powody do spraw sądowych”. Do tego należało by dodać bardzo uparty charakter i wyjątkowo duże pijaństwo (mówiło się o Litwinach – „zapijaczony naród”), a wśród bardziej oświeconych Litwinów występująca u nich mania wielkości historycznej Litwy – jej historii, która była de facto historią nie Litwy a Wielkiego Księstwa Litewskiego, zdominowanego w 80% przez Białorusinów i Polaków, w którym etniczni Litwini odgrywali bardzo minimalną rolę, podobnie jak i sama Litwa, tj. etniczne ziemie litewskie. W kontaktach z nie-Litwinami potrafią zachowywać się po grubiańsku/chamsku: być agresywni, złośliwi, pluć jadem w rozmowach – stąd wzięło się bardzo stare powiedzenie: „kiedy gadzina ukąsi Żmudzina - od jadu Żmudzina zdycha gadzina” (tj. Litwina, bo do XX w. wyraz „Litwin” odnosił się do wszystkich mieszkańców dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, a więc także do Białorusinów i Polaków; stąd np. marsz. Józef Piłsudski, urodzony w pobliżu Wilna, nazywał siebie „Litwinem”). Narodowa pisarka Litwy - Julija Beniuševičiūtė-Žymantienė, nieprzypadkowo tworząca pod pseudonimem Žemaitė ostrzegała „tam mieszka ciemny, zły naród” – ale w tym wypadku miała na myśli Żmudzinów. No i na koniec: od kiedy Litwini mają własne państwo są także mało demokratycznym i nietolerancyjnym społeczeństwem. Litwini od XX w. są prawdziwą zakałą ludzkości! I myślę, że ta książka to udowodni.
Prostactwo i chamstwo Litwinów miało duży wpływ na ich zachowania i to bynajmniej nie tylko wobec Polski i Polaków, czego najlepszym przykładem były pełne konfliktów stosunki dyplomatyczne litewsko-watykańskie. Były one prowadzone w mało dyplomatyczny sposób - w formie raczej żądania, naszpikowanego groźbami i szantażem, co cechowało stosunki litewsko-watykańskie od chwili powstania państwa litewskiego i po nawiązaniu konkordatu przez oba państwa. Kowno w swoich stosunkach ze Stolicą Apostolską domagało się od niej spełnienia wszystkich jego żądań, a jak zaistniały jakieś problemy to grożono i szantażowano tym, że stosunki te zostaną zerwane, że Litwa nie zawrze konkordatu ze Stolicą Apostolską, że katolicy litewscy odłączą się od Rzymu itd. Stąd dopiero 25 X 1922 r. został mianowany pierwszy delegat apostolski na Litwie – abp Antonio Zecchini TJ, ale długo w Kownie nie zabawił. Zawarcie przez Polskę i Watykan konkordatu w 1925 r. i utworzenie metropolii wileńskiej w ramach polskiej prowincji kościelnej, doprowadziło prawie do zerwania stosunków dyplomatycznych między Litwą i Watykanem. Jeśli one były utrzymane na lodowatym poziomie to tylko dlatego, że rząd i Kościół litewski dążyli do utworzenia litewskiej prowincji kościelnej, której dotychczas nie było. W związku z zawarciem konkordatu i utworzeniem litewskiej prowincji kościelnej w 1927 r. Watykan mianował 10 III 1927 r. abpa Lorenzo Schioppa internuncjuszem apostolskim na Litwie, jednak z powodu ciągłych i związanych teraz także z nim zadrażnień litewsko-watykańskich był on zmuszony do zrezygnowania z tej funkcji już 27 V 1928 r. Po nim pierwszym nuncjuszem watykańskim na Litwie został 17 V 1928 r. bp Riccardo Bartoloni. Także i on musiał zrezygnować z tej godności 12 VI 1931 r. (Litwini zawsze stawiali sprawę na ostrzu noża: albo spełnicie to co chcemy, a jak nie to zabieramy zabawki; a wszystko to zawsze zakrapiane szantażem). Od tej pory do lutego 1940 r. nie było na Litwie przedstawiciela Stolicy Apostolskiej. Stosunki między Litwą a Watykanem były prawie, że zamrożone. Stąd niektórzy historycy litewscy uważali, że właściwie były zerwane (A. Gaigalaite Klerikalizmus Lietuvoje 1917-1940 Wilno 1970). Do nowych zadrażnień w tych stosunkach – właśnie z powodu chamskiego zachowania Kowna w kontaktach z Watykanem doszło po zajęciu Wilna przez Litwę w 1939 r. (P. Łossowski Litwa a sprawy polskie 1939 – 1940 Warszawa 1985), o czym poniżej.
Natomiast uniżoność karła cechowała stosunki Litwy z Berlinem i Moskwą.

……….

W 1918 r. z pomocą Niemiec powstało państwo litewskie – Republika Litewska. Litwini, tak nacjonaliści rządzący krajem jak i cały litewski Kościół katolicki mogli teraz prowadzić nie tylko już jawnie, ale także niczym już niepohamowaną działalność mającą na celu całkowite zniszczenie społeczności polskiej na Litwie Kowieńskiej, zgodną zresztą z ich politycznym credem, którym tak w polityce zagranicznej jak i wewnętrznej był wprost wyjątkowo zażarty i brutalny antypolonizm. Stąd stosunki polsko-litewskie aż do marca 1938 r. były wyjątkowo bardzo złe, kiedy to Polska powiedziała „Basta!” dyktatorowi w Kownie. I zgodnie ze stanowiskiem rządu litewskiego nic nigdy nie miało ich polepszyć, które całkowicie popierał Kościół litewski. Aby do ich polepszenia nie dopuścić wmawiano Litwinom, że Litwa jest w stanie wojny z Polską, która chce podbić ich kraj, co trzymało Litwinów w antypolskim napięciu. Polska mogła łatwo wygrać wojnę z maleńką Litwą, ale Warszawa, oderwana od powstałej rzeczywistości, bo marząca ciągle o ponownym braterskim współżyciu Litwinów z Polakami – Litwy z Polską, wcale nie chciała podboju czy ukarania Litwy za chociażby jej wspieranie Związku Sowieckiego w wojnie z Polską w 1920 r. Zaniechała tego, pozwalając tym samym Litwie na prowadzenie wyjątkowo złośliwej antypolskiej polityki w Europie i na gorsze od pruskiego i rosyjskiego traktowanie tamtejszych Polaków. Niestety, jak pokazuje historia Polski, Polacy byli i są często największymi wrogami Polski i narodu polskiego! A prawie zawsze prowadzili i prowadzą głupią politykę zagraniczną. To tylko dlatego Polska – przez kilka wieków największe państwo Zachodniej Europy w 1795 r. zniknęła z mapy politycznej Europy.
W okresie istnienia Litwy Kowieńskiej (1918-40) Litwini stali się polakożercami do ostatnich możliwych granic. To polakożerstwo u nich – rzekomych katolików stało się tak wielkie, że stanowi ono po dziś dzień jestestwo duszy litewskiej. Odważny historyk litewski Alfredas Bumblauskas tak tłumaczył tę ciężką zapadłość psychiczną w audycji „Komentarze tygodnia” w prywatnej litewskiej stacji telewizyjnej TV3: „Cała nasza litewska tożsamość jest antypolska. My, współczesny naród litewski, urodziliśmy się jako antypolacy. Najważniejsi XIX-wieczni twórcy naszej tożsamości narodowej mówili, że podstawowym dążeniem tworzącego się narodu litewskiego powinno być wyzwolenie się spod dominacji polskiej (zasianie nienawiści do Polski i Polaków i wszystkiego co polskie)...”. Zdaniem Bumblauskasa każdy humanista i naukowiec litewski powinien zadać sobie pytanie, co osobiście zrobił, by przezwyciężyć te uformowane w okresie międzywojennym antypolskie stereotypy we wszystkich naukach, a w tym i w polityce. Jego zdaniem w tej dziedzinie nie zrobiono nic albo bardzo mało (Kresy24.pl 18.5.2011) i dlatego ta nienormalna i niezdrowa nienawiść do Polski i Polaków jest ciągle żywa na Litwie i u prawie wszystkich Litwinów. Powtarzam: ta nienormalna i niezdrowa nienawiść do Polski i Polaków zakwitła na przedwojennej Litwie pod fachowym okiem ogrodnika, którym był (i ciągle jest) litewski Kościół katolicki. Bo to on – jego psim obowiązkiem było (i jest) dbanie o zdrowie moralne narodu, ponoć prawie w całości „katolickiego”, o to, aby Litwini byli prawdziwymi chrześcijanami. Tymczasem on wspólnie ze świeckimi nacjonalistami odczłowieczył społeczeństwo litewskie, co szczególnie stało się smutnym faktem w okresie II wojny światowej, kiedy to prawie wszyscy Litwini postawili na hitlerowskie Niemcy i z wielką energią i poświęceniem wspierały ich zbrodnie przeciwko Polakom, Żydom (Holokaust – Niemcy tylko przyglądali się jak Litwini wymordowali 200 000 Żydów litewskich oraz w Wilnie i na Wileńszczyźnie), Rosjanom i Białorusinom. W tym upadku moralnym, w tym bandytyzmie i ludobójstwie Litwini mogli konkurować jedynie z hitlerowcami okupującymi Polskę w latach 1939-1945 i z okupującym polskie Ziemie Wschodnie w latach 1939-41 Związkiem Sowieckim. Nastąpiło totalne odczłowieczenie tego małego narodku. A miało ono początek właśnie na Litwie Kowieńskiej, gdzie Polak dla nacjonalistycznego rządu litewskiego nie był człowiekiem. Również Polak-katolik dla Litwina-„katolika” także nie był człowiekiem i chyba katolikiem! Było to widoczne na każdym kroku w miejscach publicznych włącznie z kościołami, jeśli Litwin wiedział, że ma do czynienia z Polakiem. Szczególnie widoczne to było w Sejmie litewskim (Seimas). Jak wspomina polski poseł Wiktor Budzyński: „Nikt z Litwinów (w Sejmie) nie witał się z nami, nie nawiązywał znajomości, nawet z najbliższych sąsiadujących foteli. Każdy omijał Frakcję naszą lub poszczególnych jej członków, spotykanych na korytarzach, w obawie o posądzenie go o jakąś znajomość” (P. Łossowski). Co więcej, polskich posłów nagminnie wyzywano, a nawet w 1922 r. pobito posła Śnielewskiego, a w innego posła polskiego, ks. Bronisława Lausa rzucił krzesłem poseł Jonas Bildušas. Wśród posłów litewskich, którzy bojkotowali posłów polskich w Sejmie litewskim była duża gromadka litewskich księży katolickich i dużo więcej ich zwolenników. No i oczywiście nic nie zareagowali na pobicie posła Śnielewskiego i rzucenie krzesłem w księdza (!) Bronisława Lausa, uważając zapewne, że księżom litewskim tak wolno postępować, że mają na to przyzwolenie od Boga. Gorzej, podczas posiedzenia litewskiego Sejmu Ustawodawczego 6 VII 1921 r. działacz mniejszości polskiej w przedwojennej Litwie i poseł na ten Sejm z listy polskiej, ksiądz (!) Bronisław Laus został publicznie nazwany przez posła litewskiej chadecji, księdza (!) Mykolasa Krupavičiusa "wszą" (Bronisław Laus Wikipedia); podobnym epitetem ten ksiądz-poseł obdarzył wówczas wszystkich Polaków mieszkających na Litwie: „wszy naszego litewskiego narodu”. Oto prawdziwy w tamtych latach kapłan litewski – ponoć sługa Boga i głosiciel Jego przykazania miłości każdego człowieka! Jak mówią Rosjanie: „Napluć i przykryć”. Nienawiść do Polaków, szczególnie na Litwie sączyły wszystkie czasopisma litewskie, wśród których jednak prym wiodły tzw. czasopisma katolickie, przechowywane dzisiaj w szeregu bibliotekach na Litwie.
Rząd litewski starając się o międzynarodowe uznanie dla Litwy Kowieńskiej 12 V 1922 r. wydał tzw. deklarację o ochronie mniejszości narodowych, którą 4 XII 1923 r. aprobował Sejm litewski i 11 XII 1923 r. Rada Ligi Narodów w Genewie. Deklaracja ta okazała się nic nieznaczącym świstkiem papieru, bowiem katolickim nacjonalistom litewskim rządzący Litwą (Litwą do 1926 r. rządziła partia chadecka, czyli katolicka) i katolickiemu Kościołowi litewskiemu kierowanemu także do 1926 r. przez biskupa żmudzkiego/kowieńskiego Pranciškusa Karevičiusa przyświecały zupełnie inne plany odnośnie mniejszości narodowych, a przede wszystkim wobec Polaków, zamieszkujących Litwę Kowieńską. Polacy po prostu mieli zniknąć na terytorium Litwy Kowieńskiej, bo tego domagała się patologiczna nienawiść nacjonalistów litewskich do Polski i Polaków, w tym prawie wszystkich księży litewskich, szczególnie młodych, wychowanków zlitwinizowanych w ducha nacjonalistycznym seminariów duchownych w Sejnach i Kownie. To była ich swoista droga do boga. Ale nie chrześcijańskiego, ani nawet nie Dievasa – pogańskiego litewskiego boga - opiekuna światła niebiańskiego, boga pokoju i przyjaźni, ani Perkunasa – boga sprawiedliwości, a tylko do Velinasa (Velniasa) - diabła, złego i strasznego władcy królestwa podziemi/piekła. Stąd w 1922 r. Władysław Studnicki pisał: „duchowieństwo na Litwie przepojone jest zoologicznym nacjonalizmem”, czyli ideą daleką od nauki Jezusa Chrystusa.
O niskim poziomie chrześcijańskiego wykształcenia kleru litewskiego potwierdziła działalność na Litwie w roli wizytatora apostolskiego (czyli Stolicy Apostolskiej) w latach 1925-26 abpa Jerzego Matulewicza. W jego biogramie czytamy: „Osobiście skłonił kilku kapłanów, aby powrócili do praktyki codziennego odprawiania mszy św.; natomiast księży zlaicyzowanych, którzy stali na czele różnych partii politycznych i pracowali w rządzie, wezwał do powrotu do zajęć duszpasterskich”. Ponadto, na odbytym zjeździe podniósł na duchu i lepiej zorientował w sprawach duszpasterskich dziekanów diecezji żmudzkiej” (Hagiografia polska, t. 2, Poznań 1972). Dlatego nie można się dziwić, że tacy „księża” – nacjonaliści w szponach Szatana jako proboszczowie mieli największe możliwości ku temu, prowadzili bezwzględną, często wręcz brutalną – często połączoną z rozlewem krwi walkę z Polakami i polskością w kościołach na Litwie. Tym bardziej, że w państwie litewskim mieli na to przyzwolenie od biskupów i władz litewskich.
Działalność uzdrowieniowa abpa Jerzego Matulewicza niewiele poprawiła sytuację panującą w litewskich seminariach duchownych i w Kościele litewskim. Bowiem powołania kapłańskie w okresie międzywojennym również często nie wypływały z głębokiej wiary, a tylko z pazerności (dla życia w dobrobycie) i robienia kariery, albo z chęci spokojnego i dostatniego życia. Ten ostatni powód potwierdza praca Pawła Chudzika Kryzys wśród braci mariańskich na Litwie w latach 1933-38 (w:) Ephemerides Marianorum. Studia historyczno-teologiczne Nr 1 (2012). Otóż podczas wielkiego kryzysu gospodarczego na świecie na początku lat 30. XX w. kilkadziesiąt młodzieńców wstąpiło do nowicjatu zakonu marianów w Mariampolu na litewskiej Suwalszczyźnie jednak, kiedy po kilku latach sytuacja gospodarcza na Litwie się poprawiła, prawie wszyscy opuścili zakon. Z pewnością podobnie było w innych zakonach litewskich. Służenie Bogu i ludziom było na ostatnim miejscu tak podczas wstępowania do seminarium jak i w późniejszej pracy „duszpasterskiej” wśród tych, którzy doczekali wyświęcenia.
Najlepszymi tego przykładami, a zarazem najgłośniejszymi wówczas były przypadki znanego poety i pisarza, ks. Vincasa Mykolaitisa-Putinasa (1893-1967), który w 1935 r. zrzucił sutannę i ożenił się oraz ks. Jonasa Ragauskasa, wyświęconego na kapłana także w 1935 r. i w latach 1944-48 profesora seminarium duchownego w Kownie. Wierząc w trwałe zwycięstwo komunizmu na Litwie w 1948 r. nie tylko że zrzucił sutannę, ale także rozpoczął działalność antyreligijną: z profesora seminarium duchownego zamienił się w zawodowego lektora ateizmu i wydał 7 antyreligijnych książek oraz przetłumaczył z polskiego na litewski antyreligijną książkę Zenona Kosidowskiego Opowieści biblijne (ciekawe, że byli seminarzyści i księża przez swą wiedzę teologiczną i poznane sekrety kapłaństwa są w swojej działalności ateistycznej i antykościelnej najbardziej przekonywujący). Takich przypadków była cała masa. Wracając do Vincasa Mykolaitisa to choć w końcowym okresie studiów seminaryjnych targały nim wątpliwości co do własnego powołania, ostatecznie w 1915 r. przyjął święcenia kapłańskie, jednak nie podjął pracy duszpasterskiej (Wikipedia). Dwa lata przed zrzuceniem sutanny, w 1933 r. napisał powieść Altorių šešėly (W cieniu ołtarzy). Jest ona oparta na własnych przeżyciach autora. Bohater książki Ludwik Vasaris trafia do seminarium duchownego przypadkowo, głównie z woli rodziców i tam staje przed nim problem powołania kapłańskiego. Analizując przeżycia młodego seminarzysty, który nie może sobie poradzić z rozwiązaniem tego problemu we własnym sumieniu, autor ukazuje drogę, która - mimo iż pozostał człowiekiem wierzącym - doprowadziła go później do decyzji zerwania ze stanem kapłańskim. Powieść ukazała się po raz pierwszy w przekładzie polskim w 1938 r., a następnie w 1959 r. Nawisem mówiąc Mykolaitis był doskonałym znawcą literatury polskiej oraz przełożył na litewski Konrada Wallenroda i Pana Tadeusza A. Mickiewicza.
Cały okres istnienia Litwy Kowieńskiej (1918-40) był drogą krzyżową dla tamtejszych Polaków i ponownym krzyżowaniem Jezusa Chrystusa przez Kościół litewski, bezprawnie nazywający siebie katolickim. Jednak chyba najgorsze były lata 1918 - 1926, to jest, kiedy u władzy na Litwie była chadecja (katolicy) i w okresie sprawowania urzędu biskupa żmudzkiego (ostatniego) przez Franciszka Karewicza/Pranciškus Karevičius w latach 1914-26. Urodził się on na Żmudzi w 1861 r. jako Franciszek Karewicz i zmarł w Mariampolu 30 V 1945 r. Ukończył studia teologiczne w Cesarskiej Rzymskokatolickiej Akademii Duchownej w Petersburgu. Powstała ona w 1833 r. z wydziału teologicznego właśnie zamkniętego przez carat polskiego Uniwersytetu Wileńskiego i również polskiego Głównego Seminarium Wileńskiego najpierw jako Wileńska Rzymsko-Katolicka Akademia Duchowna. W 1842 r. na polecenie władz carskich przeniesiono ją do Petersburga i została podporządkowana arcybiskupowi mohylewskiemu (było to arcybiskupstwo polskie). Po likwidacji w 1867 r. Warszawskiej Akademii Duchownej jej studentów przeniesiono do petersburskiej akademii. Językiem wykładowym była łacina i język rosyjski, jednak dlatego, że wszyscy jej rektorzy oraz większość profesorów i studentów była Polakami, panował w niej duch polski; znajdująca się w budynku Akademii kaplica była pw. polskiego świętego Jana Kantego. Dlatego po bolszewickiej rewolucji październikowej w 1917 r. Akademia została zamknięta i przeniesiona do Polski, gdzie stała się Katolickim Uniwersytetem Lubelskim (1918); w gronie jego wykładowców znaleźli się również profesorzy Akademii, a zaczątkiem biblioteki uniwersytetu były księgozbiory wykładowców zakupione przez Karola Jaroszyńskiego. Franciszek Karewicz, chociaż czuł się Litwinem miał wiele powiązań z Polakami, np. w samej Akademii, został kanonikiem mohylewskim, jego konsekratorem był arcybiskup mohylewski Wincenty Kulczycki, a współkonsekratorem biskup Jan Cieplak, później pierwszy polski arcybiskup wileński. 20 II 1914 r. został prekonizowany ostatnim biskupem żmudzkim (biskupi rezydowali w Kownie), które swym zasięgiem obejmowało ponad 70% obszaru Litwy Kowieńskiej wraz z jej stolicą - Kownem. Biskupstwo żmudzkie należało do polskiej prowincji kościelnej (w 1421 r. zostało włączone do metropolii gnieźnieńskiej, a od 1798 r. do polskiej metropolii mohylewskiej), stąd do 1925 r. zaliczany był do grona biskupów polskich. Sakrę biskupią przyjął 17 V 1914 r., a więc przed samym wybuchem I wojny światowej. W 1915 r. wojska niemieckie zajęły Litwę. Duchowieństwo żmudzkie było już wówczas zarażone polakożerczą pandemią. Karewicz jako biskup żmudzki/kowieński popłynął z prądem. A że, jak mówi stare porzekadło: z prądem płynie zdechła ryba, więc Karewicz zdechł tym samym jako chrześcijanin. Stał się prawdziwym narzędziem w rękach Szatana. Polakożerstwo biło od niego na milę. Nawiązał współpracę z niemieckimi panami Litwy – Paulem Hindenburgiem, Erich Ludendorffem – faktycznym panem Litwy i Matthiasem Erzbergerem, wspierając ich walkę z Polakami i polskością na Litwie. Po powstaniu państwa litewskiego przyjął obywatelstwo litewskie i wcześniej zlitwinizował swoje nazwisko na Pranciškus Karevičius. Jednocześnie swoje polakożerstwo doprowadził do zenitu. Jak pisze Z.S. Brzozowski: „Prześladowanie Polaków od pierwszych lat istnienia Litwy Kowieńskiej było dziełem rządu i duchowieństwa litewskiego” do 1926 r. będącego pod dowództwem Pranciškusa Karevičiusa, a następnie do 1944 r. arcybiskupa i metropolity kowieńskiego Juozasa Skvireckasa. Wszyscy inni biskupi litewscy okresu Litwy Kowieńskiej wcale nie byli od nich lepsi.
Oto pełna lista okrytych hańbą i grzechem biskupów litewskich – osób najbardziej odpowiedzialnych za prześladowanie polskich katolików na Litwie Kowieńskiej: Pranciškus Karevičius (Franciszek Karewicz) - biskup żmudzki z siedzibą w Kownie 1914-26, Juozapas Skvireckas - sufragan żmudzki w Kownie 1919-26 i arcybiskup kowieński 1926-44 (uciekł z Niemcami), Vincentas Brizgys – sufragan kowieński 1940-92, Mečislovas Reinys- koadiutor wileński 1926-1940 i sufragan wileński 1940-47 (nominacja ta łamała konkordat Polski z Watykanem z 1925 r.; przed wojną kłamano dla zamydlenia oczu rządu polskiego, że jest koadiutorem Wyłkowyszek), Antoni Karaś (Antanas Karosas) – biskup Wyłkowyszek, Justinas Staugaitis – biskup Telsz 1926-39, Vincentas Borisevicius - biskup Telsz 1940-46, Juozapas Kukta - biskup Koszedarów 1926-42, Kaziemiras Paltarokas - biskup Poniewieża 1926-58. Byli to nie słudzy Boga, a purpuratowi słudzy Szatana, którzy, jeśli piekło naprawdę istnieje, tam się dzisiaj znajdują.
O biskupie sejneńskim Antonim Karasiu już pisałem powyżej. Tutaj tylko dodam, że po powstaniu państwa litewskiego w 1918 r. przeniósł na część litewską Suwalszczyzny – najpierw do Mariampola, a potem do Wyłkowyszek, zabierając ze sobą bezprawnie, czyli kradnąc skarbiec katedry sejneńskiej (który nigdy nie został zwrócony Polsce). Przyjął obywatelstwo litewskie i zaczął używać zlituanizowanego urzędowo nazwiska - Antanas Karosas. Kiedy podczas niemieckiej okupacji Suwalszczyzny podczas I wojny światowej Niemcy pozwolili na ponowne otwarcie seminarium duchownego w Sejnach, przyjmował do niego tylko Litwinów, chociaż w diecezji mieszkało więcej Polaków-katolików niż Litwinów. Jako rzekomy kapłan chrześcijański splamił się wówczas tym (nie po raz pierwszy w stosunkach z Polakami), że gdy „klerycy polscy (z tego seminarium) wracali (z zesłania) w Rosji obdarci i wyniszczeni, seminarium zamknęło przed nimi drzwi, bo nie znali języka litewskiego” (Ks. Witold Jemielity Parafie polsko-litewskie na Suwalszczyźnie w latach 1919-1939 Studia Ełckie 8/2006). Przysługuje jemu „zaszczytny” tytuł pogromcy polskiego katolicyzmu na Suwalszczyźnie litewskiej. Jego biskupem pomocniczym był Mečislovas Reinys, który był członkiem skrajnie polakożerczej – do potęgi milionowej organizacji Związek Wyzwolenia Wilna, a w latach 1941-47 bezprawnym arcybiskupem litewskim w Wilnie (prohitlerowski papież Pius XII mianował go wbrew zawartemu z Polską konkordatowi w 1925 r.!), który w latach 1940-47 dał się poznać jako wyjątkowo brutalny prześladowca polskich katolików w tym mieście.
O antypolskiej działalności bpa Pranciškusa Karevičiusa pisze Krzysztof Buchowski w pracy Polacy w niepodległym państwie litewskim 1918 – 1940 (Białystok 1999). Pisze m.in., że podczas debaty konstytucyjnej w Sejmie Ustawodawczym chadecji, mającej swe korzenie rzekomo w chrześcijaństwie i na którą działalność wielki wpływ miał bp Pranciškus Karevičius, udało się Kościołowi przeforsować cały szereg zapisów, które podkreślały i umacniały jego rolę i religii katolickiej w życiu publicznym. Praktyka rządów chadeckich (rządzili do 1926 r.) sprawiła, że interesy państwa, narodu i Kościoła zostały niemal ze sobą utożsamione. Polsko-litewski spór w kościołach w okresie budowy oraz umacniania niepodległości z impetem przekształcał się zatem konflikt nie tylko języka kazań, śpiewów i spowiedzi, ale w gwałtowny antagonizm z funkcjonariuszami państwa przekonanymi o swej misji religijnej, którą na gruncie litewskim utożsamiali z litewskim interesem narodowym. Niby chrześcijańska Chrześcijańska Demokracja rządząca do 1926 r. konsekwentnie pozostawała ugrupowaniem nacjonalistycznym i – z różnych powodów – wyraźnie agresywnym w swej antypolskiej retoryce. Obraz sytuacji dodatkowo komplikował się gdy idee narodowe, najgłębsze przekonania polityczne oraz swoiście pojmowany patriotyzm znajdowały priorytet w tak delikatnej materii jaką jest wiara. W warunkach religii wspólnej dla Litwinów i Polaków, wspólnych świątyń i wspólnych kapłanów, dalsza eskalacja konfliktu w kościołach wydawała się zatem nieunikniona.
Znakomita większość litewskiego duchowieństwa skupiała się oczywiście wokół chadecji, która była skrajnie antypolska. W powszechnej opinii głównym ośrodkiem generującym antypolskie nastroje pozostawał także kowieńska (żmudzka) kuria biskupia, będąca posłusznym narzędziem w rękach bpa Karevičiusa. Wrażenia te, jak pisze prof. Buchowski, utwierdzały publiczne wystąpienia biskupa, który w czasach konfliktu z Polską określał walkę z polskimi wpływami na Litwie jako podstawowy cel litewskiego duchowieństwa. Dlatego Polacy w parafiach demonstracyjnie bojkotowali jego osobę podczas wizytacji kościołów.
Podczas rządów chadecji Kościół litewski czuł się bezkarny w swych bezwzględnych antypolskich akcjach. Kary ze strony biskupiej spotykały polskich księży wspierających polską działalność. Dlatego w miarę umacniania się chadecji u władzy ogół litewskiego duchowieństwa przystąpił do bezwzględnej akcji, której celem było ograniczenie resztek polskiego stanu posiadania w Kościele katolickim. Teraz do akcji tej dołączyli także księża, niekiedy polskiego pochodzenia, którzy do tej pory w konflikcie polsko-litewskim utrzymywali stanowisko neutralne. Byli to już zazwyczaj kapłani w średnim lub częściej starszym wieku i obawiali się z pewnością trudnego dla nich życia pod każdym względem poza Kościołem. Najwyżej kilkudziesięciu księży miało odwagę pozostać Polakami. Takich wysyłano wówczas do pracy w parafiach czysto litewskich. Tylko nieliczni mogli pracować wśród Polaków. Tak na pokaz: że niby tolerancja obowiązuje na Litwie i w Kościele litewskim.
Zważywszy na ogromną rolę religii, szczególnie w środowiskach wiejskich, było bardziej niż pewne, że właśnie bezwzględna akcja mająca na celu eliminację resztek polskiego stanu posiadania w Kościele litewskim będzie najbardziej antagonizowała litewskich i polskich sąsiadów. Litewscy biskupi i duchowni tym się w ogóle nie przejmowali, w myśl jezuickiego powiedzenia: „Cel uświęca środki”. Nawet ten barbarzyński – z piekła rodem.
Przedstawiciele polskiej społeczności już w 1923 r. usiłowali interweniować w tych sprawach u biskupa Karevičiusa i nuncjusza papieskiego, arcybiskupa Antoniego Zacchiniego, jednakże bez wyraźnego rezultatu. Polska delegacja - Wiktor Budzyński i Bolesław Lutyk, z ust biskupa usłyszała jedynie zdawkowe zaprzeczenia zasadności pretensji, od nuncjusza zaś jedynie wyrazy współczucia (tyle warte i skuteczne co przysłowiowe „umarłemu kadzidło) oraz wyraźnie akcentowaną obawę, że jakakolwiek interwencja w tej sprawie mogłaby doprowadzić do zaognienia stosunków kleru litewskiego z Rzymem i stworzenia Kościoła narodowego na Litwie.
Biskup Pranciškus Karevičius mając pewność, że ze strony Watykanu nic mu nie grozi, bo wiadomo, że w strawach etnicznych konfliktów w Kościele katolickim tzw. Stolica Apostolska ZAWSZE jak Piłat obmywa ręce, prawie zaraz po powstaniu państwa litewskiego usunął język polski jako przedmiot nauczania w seminarium duchownym w Kownie (w tym przypadku Karevičius postąpił gorzej niż postępowali Prusacy/Niemcy, także wielcy polakożercy - niemieccy biskupi Wrocławia, bowiem w tamtejszym seminarium duchownym wykładany był język polski, aby znali go także kapłani pracujący w parafiach polsko-niemieckich na Śląsku) i razem z biskupem sejneńskim Antanasem Karasosem usunęli język polski prawie we wszystkich kościołach (w ponad 150 – H. Wisner; Maciej Trojnar Spory o polskie nabożeństwa w kościołach na Litwie 1918-1940 (w:) IV International Lithuania Congress 22-24 of May University of Wrocław, Poland), gdzie jeszcze się uchował oraz z katechizacji (a więc nie tylko Niemcy zabraniali uczyć dzieci polskie religii po polsku). Biskupi litewscy tylko w kilku kościołach, w których było wyjątkowo dużo polskich parafian, pozwolili na odprawianie polskich nabożeństw, przez co bardzo wiele parafii więcej polskich niż litewskich lub polsko-litewskich zostało pozbawionych polskich nabożeństw - ostatnie na całej Litwie nabożeństwo polskie w Kownie zlikwidowano w 1937 r., pozbawiając tym samym 30 tysiącom (według tendencyjnych danych litewskich 16 tys.) polskich katolików w mieście jakiegokolwiek duszpasterstwa polskiego. Biskupi litewscy doprowadzili do tego, że na terenach zamieszkałych przez Polaków nie było ani jednaj parafii obsadzonej przez księdza Polaka (B. Makowski Litwini w Polsce 1920-1939 Warszawa 1986), a polskich księży, jak już wspomniałem, kierowali do parafii na Żmudzi, gdzie nie było w ogóle Polaków. Np. przywódcę duchowego Polaków w Kownie, ks. Polikarpa Maciejowskiego władze duchowne wysiedliły najpierw do Chwałojni, a następnie do wsi Wydsodze, gdzie musiał duszpasterzować Żmudzinom. Na Żmudź wysiedlono w 1924 r. także 11 polskich zakonnic – benedyktynek z jedynego polskiego klasztoru na Litwie – w Kownie. Biskupi natomiast księży litewskich kierowali do parafii polskich i jednocześnie zarządzili, aby odmawiali jakiejkolwiek posługi kapłańskiej (nawet spowiedzi!) w języku polskim. Zakaz ten był przestrzegany do tego stopnia, że znający język polski księża litewscy odmawiali słuchania spowiedzi w języku polskim starszych osób, które nie znały dobrze języka litewskiego. Nie mogła wreszcie istnieć żadna polska organizacja czy instytucja katolicka. Założony w 1924 r. przez ks. Bronisława Lausa dwutygodnik katolicki „Dzwon Świąteczny” mógł być wydawany w zaledwie 1000 egzemplarzy i w 1937 r. został zlikwidowany.
To właśnie za urzędowania bpa Karevičiusa doszło w latach 1924-1926 do prawdziwej antypolskiej ofensywy w kościołach. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że za nią odpowiedzialni byli księża litewscy, jako jej inspiratorzy. Jej początkowym sygnałem stała się wspomniana powyżej sprawa dziesięciu (w innych źródłach 11) polskich zakonnic z klasztoru sióstr benedyktynek w Kownie. Został on założony w Kownie w 1650 r. i jako jeden z niewielu klasztorów w zaborze rosyjskim nie uległ kasacji; po ogłoszeniu w 1905 r. przez cara Mikołaja II ukazu tolerancyjnego otwarto w nim nowicjat (Encyklopedia Katolicka Tom II Lublin 1976). Jeszcze w 1920 r. zarządzeniem ówczesnego nuncjusza wizytującego Litwę, Achille Rattiego, klasztor został wyłączony spod jurysdykcji biskupa żmudzkiego i oddany pod zarząd delegatury apostolskiej w Kownie. Przełożonym zakonnic został wyznaczony Polak, ks. Franciszek Pacewicz. Litewskie władze duchowne i kościelne usilnie zabiegały w Rzymie o likwidację klasztoru owej – jak mówili - „prawdziwej cząstki Polski w stolicy Litwy”. Niemałe znaczenie miał przy tym fakt, iż niewielki klasztor posiadał dobra ziemskie i nieruchomości w Kownie i okolicy. Wreszcie w lutym 1924 r. uzyskano zgodę na przeniesienie sióstr do Chwałojń (Kolainiai) na Żmudzi.
Jak się jednak okazało, sprawa klasztoru dopiero zapoczątkowała kolejne posunięcia. W okresie od marca do maja 1924 r. w całym kraju miały miejsce chuligańskie napady bliżej niezdentyfikowanych bojówek młodzieżowych na polskich księży, rozpędzanie i zakłócanie mszy w języku polskim oraz pobicia wiernych w kościołach. W Kownie akcja skoncentrowała się na kościele pokarmelickim i kościele św. Teresy oraz w kościele Serca Jezusowego na Szańcach. Naoczny świadek tych wydarzeń Władysław Wielhorski pisze: „20 stycznia 1924 r. w kościele Karmelickim w Kownie miało miejsce zakłócenie ustalonego porządku nabożeństw przez bandę przybyszów. Tym został rozpoczęty szereg zorganizowanych napaści na kościoły (polskie)... 27 stycznia - banda nie dopuściła do wygłoszenia kazania polskiego w kościele Karmelickim przez okrzyki, śmiechy, popychania... 2 lutego – taż banda nie dopuściła do śpiewów polskich suplikacji w tymże kościele po wotywie. Nieustającym rykiem napastników udaremniono; 17 lutego – napad bandy przeniósł się do kościoła Św. Trójcy. Udaremniono polskie kazanie i śpiewy...” (Byt ludności polskiej w państwie litewskim w świetle dochodzeń jej praw przed Ligą Narodów (w Genewie) Wilno 1925).
Posłowie polskiej frakcji sejmowej Budzyński i Lutyk natychmiast poprosili o ponowną audiencję u biskupa i przedstawili mu memoriał podpisany przez blisko 7000 mieszkańców Kowna. Według relacji Budzyńskiego biskup Karevičius oznajmił, że „w odradzającym się państwie litewskim naród musi odrobić to, co polonizacja przez stulecia sprawiła” („Dzień Kowieński” 16.3.1924). Jak wspomina Budzyński: „Odnieśliśmy raczej wrażenie, że traktowani byliśmy nie jak przedstawiciele diecezjan Polaków przez swojego biskupa, lecz jak antagoniści polityczni przez polityka, który na przytoczone mu fakty ucisku nie znajduje innych odpowiedzi jak wskazanie w rodzaju zapytań w rodzaju: „A czym lepszy generał Żeligowski?”, „Czego wy wobec tego chcecie od nas?”. Biskup zastrzegł także, iż przyjmował będzie jedynie indywidualne skargi, dlatego wkrótce też przestał przyjmować polskie delegacje z podobnymi memoriałami z innych parafii. Awantury w kościołach w niektórych przypadkach stały się natomiast pretekstem do przesuwania godzin nabożeństw odprawianych w języku polskim na bardzo wczesne godziny ranne lub do wydania zakazu odprawiania mszy po polsku.
Posłowie próbowali także poruszyć sprawę zajść w kościołach w Sejmie litewskim. Premier i minister sprawiedliwości Antanas Tumenas gwałtownie zaatakował tam posłów polskich mówiąc m.in., że „posłowie na mocy Konstytucji są i powinni być przedstawicielami Narodu Litewskiego. Nie powinni być przedstawicielami innego narodu”. Budzyński nawiązując do ogólnej sytuacji posłów polskich replikował: „Dopóki milczeliśmy w Sejmie – byliśmy dobrzy, lecz gdy ostatecznie zmuszeni byliśmy podnieść tu głos w obronie uciśnionych, zostaliśmy (nazwani) zdrajcami państwa”. Swoistą zemstą rządu była specjalna uchwała Rady Ministrów na mocy której pozbawiono obywatelstwa i wydalono z Litwy znanego działacza polskiego – z Biura Informacyjnego Władysława Wielhorskiego, który informował o pogromach Polaków w kościołach (K. Buchowski).
Zajścia chuliganerii litewskiej w kościołach powtarzały się przez cały następny rok, szczególnie wiosną i jesienią, podsycane przez propagandę rządową i polakożercze duchowieństwo. I tym razem wykorzystywano je do likwidowania polskich nabożeństw w kolejnych kościołach. Pogrom dokonany w Kownie w tymże roku tak opisuje prof. Piotr Łossowski: „26 września 1925 r. w kościele Św. Trójcy w Kownie odbyć się miała właśnie jubileuszowa procesja, ale nie doszło do niej. Na łagodne perswazje ze strony polskiej banda uzbrojona w kije okute w żelazo, rzuciła się na Polaków okładając ich ze wszystkich stron pięściami i kijami z okrzykiem „Won w kościoła”, „Bij” itd. Powstała panika. Wśród płaczu i lamentu kobiet i dzieci tłum uciekając rzucił się do drzwi. Tymczasem rozjuszeni napastnicy zamknęli wyjście z kościoła, gdzie zaczęła się dzika rozprawa z bezbronnymi wiernymi Polakami. Polała się krew...”.
Spośród wielu innych antypolskich akcji bpa Pranciškusa Karevičiusa należy wspomnieć, że w 1924 r. rząd litewski wspólnie z nim planował urządzać nielegalne pielgrzymki „religijne” przez „zieloną” granicę do Polski – do Wilna, na czele których mieli iść księża w otoczeniu chmary dzieci, tak aby polska straż graniczna była bezradna w ich zatrzymaniu. Ingerował wówczas Watykan i biskupowi Karevičiusowi dano do zrozumienia, że Stolica Apostolska jest stanowczo przeciwna „wykorzystywaniu praktyk religijnych dla celów politycznych” i to w dodatku z udziałem dzieci (P. Łossowski). Karevičius zgodził się na to, aby jego diecezja była miejscem zsyłki dla wysiedlanych z polskich czy mieszanych polsko-litewskich parafii księży polskich z terenu całej Litwy Kowieńskiej, jak również zabronił księdzu polskiemu z Kowna Bronisławowi Lausowi kandydowania na posła do Sejmu litewskiego, podczas gdy inni księża, narodowości litewskiej, mogli bez przeszkód ubiegać się o parlamentarne mandaty. Wielu Polaków mieszkających na Litwie Kowieńskiej, szczególnie w miastach w latach 20. XX w., nie znało języka litewskiego, bo do czasu powstania państwa litewskiego był to w nich język używany przez garstkę ludzi (dominowały języki rosyjski i polski) i przez to nie mogło korzystać z sakramentu pokuty, gdyż chyba wszyscy księża litewscy przymuszeni do tego przez bpa Karevičiusa, którzy wynieśli znajomość języka polskiego nie tylko z seminariów duchownych, odmawiało słuchania spowiedzi w języku polskim. Czyli biskup i ci księża bawili się w Boga, skazując świadomie Polaków na wieczne potępienie!!! – Dzisiaj za to sami smolą się w piekle!
Na 2 VII 1927 r. zapowiedziano odbycie w Wilnie, za zezwoleniem papieża Piusa XI, koronacji cudownego obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, jako Królowej Polski i Wielkiej Księżnej Litewskiej (był to gest Polski w stronę litewskich katolików). Kościół polski, a także i rząd, uważali, że uroczystość o charakterze czysto religijnym, jeśli będzie wspólną manifestacją religijną, może przyczynić się do zbliżenia katolików polskich i litewskich, a tym samym polsko-litewskiego. Rząd polski na prośbę Episkopatu polskiego ogłosił jako wyraz dobrej woli, że w czasie uroczystości granica z Litwą zostanie otwarta, tak aby na uroczystość mogli przybyć pątnicy litewscy. Rząd litewski wraz z dyktatorem Antanasem Smetoną przyjęli ten gest polskiego Kościoła i rządu z oburzeniem. Litewska agencja prasowa Elta opublikowała 27 V 1927 r. komunikat, w którym potępiła rzekome wykorzystywanie uczuć religijnych dla celów politycznych. Dziennik „Rytas” wezwał 3 czerwca rząd, aby zwrócił się z protestem do Watykanu, że wyraził zgodę na koronację obrazu. Katolickie czasopismo „Kelis” lawirowało pomiędzy niemożnością poparcia inicjatywy polskiej z przyczyn politycznych, a niechęcią do występowania przeciwko uroczystości o charakterze wyłącznie religijnym i nie bez znaczenia także dla wielu katolików litewskich, szczególnie tych mieszkających w pobliżu granicy polsko-litewskiej (przebiegała ona zaledwie 20 km od Wilna). Do końca Kościół litewski nie wyjaśnił swego stanowiska w tej sprawie, czym właściwie poparł stanowisko rządu, a wielu księży litewskich samorzutnie jawnie popierało bojkot, czym i jedni i drudzy udowodnili, że uroczystość religijna - kult maryjny musi ustąpić polityce. Natomiast rządowy dziennik „Lietuva” wpadł w antypolską histerię przed uroczystością, a 2 VII 1927 r., tj. w dniu koronacji, stwierdził buńczucznie, że katolicy litewscy w ceremonii uczestniczyć nie będą. Także nieliczni katolicy litewscy w Polsce zbojkotowali uroczystość. Wychodzący w Wilnie „Vilniaus Aidas” nazwał bluźnierczo uroczystość „maskaradą i demonstracją polityczną” (M. Kałuski Litwa. 600-lecie chrześcijaństwa 1387-1987 Veritas, Londyn 1987, str. 83).
4 IV 1926 r. została utworzona litewska prowincja kościelna, a biskupstwo żmudzkie/kowieńskie zostało arcybiskupstwem i metropolią, której podlegały nowo utworzone biskupstwa w Wyłkowyszkach, Koszedarach, Poniewieżu i Telszach. Skompromitowany jako duszpasterz katolicki biskup Karevičius, który zadzierał także z Watykanem, szczególnie w okresie starań o litewską prowincję kościelną, został wysłany na emeryturę, a pierwszym arcybiskupem metropolitą został ks. Juozas Skvireckas. Ludność polska z nadzieją przyjęła nominację Skvireckasa na arcybiskupa licząc na to, że nastąpi normalizacja kościelnych stosunków polsko-litewskich. Niestety już najbliższe miesiące udowodniły, że na żadną zmianę nie ma co liczyć. W 1926 i w 1927 r. doszło do ponownych ataków na polskie nabożeństwa w kościołach, w których jeszcze były odprawiane i do początku lat 30. Niemal całkowicie wyparto język polski w kościołów. W kościele w Birżach w 1928 r. zlikwidowano czytanie ewangelii po polsku. Wychodząca w Birżach gazeta „Birżu Zinios” pisała, że to skandal, aby w kościele litewskim czytana była Ewangelia po polsku dla tamtejszych polskich parafian (K. Bychowski). Ostatnie polskie nabożeństwa na Litwie Kowieńskiej – w kościele św. Teresy w Kownie – zostały zlikwidowane w 1937 r. Przywrócono odprawiania polskich mszy po nawiązaniu przez Polską i Litwę stosunków dyplomatycznych w marcu 1938 r.
Piotr Łossowski pisze: Odnosi się wrażenie – że walka o kościoły, o nabożeństwa litewskie, była tylko formą działania, a nie celem głównym. Np. w sprawie klasztoru benedyktynek z Kownie chodziło o dokonanie zmian w kurii, o zlikwidowanie ważnego ośrodka polskiego katolicyzmu, który stał na drodze podjętej polityki litwinizacji (za ks. T. Krahelem).
W szponach Szatana byli nie tylko biskupi litewscy, ale jak już pisałem także zdecydowana większość litewskich księży katolickich.
Jak wiemy, wielu księży litewskich należało do twórców i ojców chrzestnych nacjonalizmu litewskiego o zdecydowanie antypolskim obliczu i do 1915 r. to właśnie przede wszystkim oni, gdyż świeckich nacjonalistów było wówczas niewielu i nie mieli większego wpływu na społeczeństwo litewskie jeszcze wówczas w bardzo dużym odsetki propolskie, byli odpowiedzialni za sianie nienawiści do Polaków i wszystkiego co polskie na Litwie. Uzyskanie przez Litwę własnej państwowości dało im, a przez nich Kościołowi litewskiemu potężny oręż w walce z polskością na terenie Litwy Kowieńskiej. Księża litewscy atakowali teraz Polaków bez opamiętania i podjudzali Litwinów do ataków na polskich katolików. To głównie oni, bo biskupów było tylko kilku, w przedwojennej Litwie zasiali w duszy, umyśle i czynach wszystkich Litwinów wprost zwierzęcą nienawiść do Polski, i Polaków, a przede wszystkim do Polaków mieszkających na Litwie i do wszystkiego co jest polskie na litewskiej ziemi. To właśnie spośród tych księży wywodzili się wszyscy przedwojenni biskupi litewscy. I powtarzam: wszyscy oni byli polakożercami właśnie dlatego, że takimi byli w zdecydowanej większości księża litewscy, szczególnie ciemnie i grubiańscy w zachowaniu wiejscy plebani – niedouczeni w Piśmie Świętym i bez kultury osobistej, której nie mogli wynieść w wiejskich chat (podobnie i politycy litewscy), którzy stanowili prawie 90% litewskiego duchowieństwa, bo w miastach niewielu mieszkało Litwinów i w szkołach rosyjskich wychowanych na anty-Polaków. Pisaliśmy już o tym, że urodzony w biednej i prymitywnej rodzinie chłopskiej ksiądz i poseł litewskiej partii chadeckiej (katolickiej) Mykolas Krupavičius podczas posiedzenia Sejmu 6 VII 1921 r. nazwał polskiego posła, ks. Bronisława Lausa „wszą”, a wszystkich Polaków na Litwie „wszami naszego narodu litewskiego” (to on jako minister rolnictwa w latach 1923-26 odebrał Polakom na Litwie prawie całą ziemię bez odszkodowania, łamiąc – jako ksiądz! – przykazanie „Nie kradnij”). Ks. Mikolas Krupavičius nie był jedynym „sługą Bożym” nazywającym polskich katolików „wszami”. Mykolasów Krupavičiusów było setki! Ta książka byłaby grubsza od Pisma Świętego jakbyśmy chcieli wymienić wszystkie łajdactwa-zbrodnie księży litewskich popełnione na polskich katolikach na Litwie. Musimy się ograniczyć więc do kilku (tak jak to się czyni często w sądzie) dowodów/przykładów. I tak np. w lipcu 1919 r. w Mereczu doszło do antypolskiego incydentu. Sołtys o nazwisku Janulis oraz jego syn otrzymali od litewskich władz karę po 25 uderzeń stemplem na gołe ciało za to, że otwarcie deklarowali narodowość polską. Wyrok został wykonany naprzeciwko okien plebanii miejscowej parafii katolickiej. W tym okresie służyli tam proboszcz Rylikowski (Rybikowski) i ksiądz Bakszyn (Bakszyc). Obaj uważali się za Litwinów i z nieukrywaną wrogością odnosili się do Polaków. W czasie egzekucji stali w oknach plebanii, uśmiechali się z zadowoleniem i komentowali: Polakom tak i trzeba. Wkrótce potem, w dniach 7, 8 i 9 lipca 1919 r. Merecz został zajęty przez dwa szwadrony polskie, które przybyły z nieodległych terenów znajdujących się pod polską administracją. Dowiedziawszy się od miejscowych mieszkańców o incydencie, żołnierze polscy postanowili zabrać obu księży ze sobą w celu oddania ich w ręce sprawiedliwości. Wydarzenie to spotkało się z rewanżem ze strony litewskiej – komenda litewska aresztowała grupę 40 mieszkających w Mereczu Polaków. Ponieważ nie udało im się postawić żadnych zarzutów, Litwini wydali im polecenie posprzątania pomieszczenia pełnego odchodów, śpiewając podczas wykonywania tej czynności pieśń „Boże, coś Polskę”. Zdarzenie to wstrząsnęło mieszkańcami Merecza, w tym także porządnymi Litwinami i Żydami (Joanna Gierowska-Kałłaur: Rozdział VIII. Program ZCZW w odniesieniu do ziem Litwy i Białorusi (w:) Joanna Gierowska-Kałłaur Zarząd Cywilny Ziem Wschodnich (19 lutego 1919 – 9 września 1920), Instytut Historii PAN, Warszawa 2003 i Lietuvos Mokslu Akademijos Biblioteka, Fond 13, Ap. 1 B. 103, k. 10, Notatka o zajściach w Mereczu 8 i 9 lipca do wiadomości Straży Kresowej w Wilnie, Wikipedia).
Wyjątkową bezczelnością popisywał się ks. Mirski, proboszcz parafii Wieprze koło Wiłkomierza. Przystępujących do komunii wielkanocnej parafian pytał w 1921 i 1923 r., na jakie ugrupowanie zamierzają oddać głos w najbliższych wyborach do parlamentu litewskiego. Jeśli spowiadający się odpowiadał, że na listę polską, ks. Mirski przerywał spowiedź słowami: „To jedź spowiadać się do Warszawy”. Wieprzańscy parafianie wielokrotnie składali na ręce biskupa żmudzkiego Karevičiusa zbiorowe prośby o odwołanie szowinistycznego proboszcza. Zawsze bezskutecznie (Jeremi Sidorkiewicz „Kurier Wileński” 23.3.2011). Księża głosili, nawet z ambon kościelnych, hasła nienawiści do Polaków, zatruwając tym jadem duszę ludu litewskiego. Ks. Juozas Tumas (1869-1933), poeta i wieszcz litewski – znany jako Vaisgantas twierdził, że gdyby nie było sprawy wileńskiej, należałoby znaleźć inny pretekst, który pozwoliłby na wywołanie zatargu z Polską (Z.Sz. Brzozowski).
O stanie ducha Polaków Kowieńszczyzny płk Leon Mitkiewicz, attaché wojskowy RP w Kownie w latach 1938-39, pisał w swoich Wspomnieniach kowieńskich (Londyn 1968): „…starsi... przeważnie robotnicy i włościanie Polonii litewskiej, wypytywali o warunki życia szerokich mas w Polsce, o możliwości pracy i zarobków. Nie narzekali przy tym na swój los, chociaż niejeden z nich wyglądał bardzo ubogo - i co było dla mnie niezmiernie ważne - nie wyrażali żadnych chęci emigracji. Najbardziej interesowało ich, czy Polska pogodzi się z Litwą, poruszali również kwestię Wilna i czy będzie można swobodnie przejeżdżać przez granicę do Ostrej Bramy, do cudownego obrazu Matki Boskiej. Chcieliby również, aby na Litwie były polskie szkoły początkowe, a w kościołach katolickich spowiedzi, kazania i śpiewy w języku polskim. Pewna starsza kobieta, szlachcianka z okolic Poniewieża, mówiła trzymając mnie za rękaw: „Ja nie mogę, panie, inaczej śpiewać Zdrowaś Maryja jak tylko po naszemu, ja nie rozumiem po litewsku. Do spowiedzi chadzać nie mogę, bo kunigas (ksiądz) nie gada po naszemu”. O trwaniu Polaków przy polskości na Litwie Kowieńskiej Zygmunt Brzozowski pisze: „Pracując teraz (podczas wojny) w Kownie przekonałem się jak tu dużo było Polaków pomimo 20-letniej eksterminacyjnej polityce Litwinów…”.
Po ataku Związku Sowieckiego na Polskę 17 IX 1939 r. chcąc uniknąć niewoli sowieckiej, granicę litewską przekroczyło około 14 tysięcy polskich żołnierzy (P. Łossowski) i około 20 tysięcy cywilnych uchodźców. Dla uchodźców wojskowych władze litewskie utworzyły szereg specjalnych obozów w Birsztynach, Birżach, Kalwarii (Suwalskiej), Kołotowie, Olicie, Połądze, Rakiszkach, Wojtkuszkach koło Wiłkomierza i w samym Wiłkomierzu. Bardzo dużo internowanych żołnierzy udało się zbiec do wojska polskiego na Zachodzie – Francji i Anglii (Z. Brzozowski); pozostali wpadli w łapy NKWD i zostali wywiezieni w głąb Rosji, gdzie wielu z nich zostało zamordowanych. W wielu polskich prolitewskich, czyli tendencyjnych artykułach i publikacjach czyta się o nadspodziewane poprawnym ustosunkowaniu się Litwinów do polskich uchodźców. Okazuje się jednak, że odnoszenie się Litwinów do tych Polaków, szczególnie do cywilnych uchodźców nie zawsze było poprawne.
Otóż we wspomnieniach Stanisława Jankowskiego „Agatona” pt. Z fałszywym ausweisem w prawdziwej Warszawie (Warszawa 1980), w rozdziale „Litwa, ojczyzna nie moja” czytamy o tym, że oddział żołnierzy polskich, w którym znajdował się Jankowski, wieziony przez Litwinów do obozu jenieckiego w Połądze, został w Poniewieżu wrogo przyjęty przez miejscową ludność: „Otoczyli nas gestykulując i wykrzykując. Wygrażali nam pięściami. Ktoś rzucił kamieniem w nasz samochód... Wyratował nas z opresji dowódca szaulisów, zaalarmowany zbiegowiskiem na rynku. Przecisnął się do nas z kilku swoimi ludźmi. Coś tłumaczył, przekonywał. Gdy to nie poskutkowało, szaulisi zdjęli karabiny przewieszone przez plecy. Kamieniem nikt więcej nie rzucił, ale nienawistne okrzyki wtórowały nam, gdyśmy pod eskortą przejeżdżali przez wrogi szpaler”. O wrogim nastawieniu Litwinów do uchodźców pisze w swoich wspomnieniach także Zygmunt Brzozowski, naoczny świadek tych incydentów. Także mój znajomy w Australii, p. Antoni Mackiewicz rodem z Litwy Kowieńskiej mówił mi, że kiedy polskich żołnierzy prowadzono do obozu w Wiłkomierzu, ludność litewska pluła na nich i ich wyzywała. Również senator Józef Godlewski, który znał język litewski w swoich wspomnieniach pisze, że jak jechał autobusem w Kownie to jeden Litwin słysząc go mówiącego po polsku z drugim Polakiem obruszył się głośno, że „tym Polakom, wrogom, dają władze prawo pobytu, objadania i skrywania się przed wojną”, a w Polpielanach, gdzie musiał się zameldować jako uchodźca polski, komendant miejscowej policji, nie wiedząc że zna litewski, krzyczał: „Licho nadało tu tych Polaków, co Wilno Litwie zabrali, kto ich tutaj wzywał i po co władze zezwalają im zaśmiecać Litwę”.
Jeśli chodzi o cywilnych uchodźców polskich to, jak pisze Zygmunt Brzozowski, społeczeństwo litewskie w pierwszym okresie w stosunku do nich wykazywało dużo życzliwości i zrozumienia. Wyczuwało się wśród Litwinów (ale nie bezrozumnych i antypolskich polityków litewskich) niepokój o los samej Litwy. Tak było do momentu zajęcia Wilna przez Litwę pod koniec października 1939 r., ofiarowanego im przez Stalina (właściwie była to „pożyczka”, bo po ośmiu miesiącach Wilno i cała Litwa zostały włączone do Związku Sowieckiego). Los cywilów polskich był nie do pozazdroszczenia. Władze litewskie bardzo niezadowolone z ich pobytu w Wilnie (najchętniej przekazali by ich w ręce sowieckie i niemieckie, co zresztą właściwie próbowali robić, co potwierdza Krzepkowski) mało im pomagały w ich trudnych warunkach bytowych. Gdyby nie pomoc amerykańskiej misji pomocy w Kownie i Czerwonego Krzyża, a przede wszystkim Polaków mieszkających na Litwie Kowieńskiej (B. Wierzbiański, Z. Brzozowski), to przymierali by z głodu i zimna.
Na takich zawziętych wrogów Polski i Polaków wychowali Litwinów nacjonaliści i księża litewscy rządzący Litwą i Kościołem litewskim w latach 1918-40, którzy uważali siebie za chrześcijan!
Po zajęciu Wilna Litwini od listopada 1939 do stycznia 1940 r. prowadzili rozmowy ze Stolicą Apostolską w sprawie arcybiskupstwa wileńskiego. Podczas tych rozmów 5 XII 1939 r. poseł litewski przy Watykanie Stanislovas Girdvainis w imieniu rządu i Kościoła litewskiego wystąpił z oficjalnym żądaniem usunięcia arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego i mianowanie w jego miejsce Litwina oraz przyłączenia archidiecezji wileńskiej do litewskiej prowincji kościelnej, obiecując za to poprawę stosunków Litwy z Watykanem. Nie dały one jednak spodziewanych rezultatów z powodu sposobu prowadzenia tych rozmów przez Litwinów podczas wszystkich rozmów Litwy z Watykanem w okresie międzywojennym. Były one prowadzone w mało dyplomatyczny sposób - w formie raczej żądania, naszpikowanego groźbami i szantażem. Kowno w swoich stosunkach ze Stolicą Apostolską domagało się od niej spełnienia wszystkich jego żądań, a jak zaistniały jakieś problemy to grożono i szantażowano tym, że stosunki te zostaną zerwane, że Litwa nie zawrze konkordatu ze Stolicą Apostolską, że katolicy litewscy odłączą się od Rzymu itd. W odpowiedzi watykański sekretarz stanu, kard. Luigi Maglione, oburzony zuchwałym zachowaniem się posła Girdvainisa oraz pomny poprzednich litewskich gróźb i szantaży wobec Watykanu i właściwie przez cały czas niedobrych stosunków Litwy ze Stolicą Apostolską, odpowiedział rządowi litewskiemu: „Rząd w Kownie powinien przyjąć do wiadomości, że Stolica Apostolska nie lata za armiami i zmienia biskupów w następstwie okupacji wojskowej nowych terytoriów, należących do innych państw” („Luigi Maglione” angielska Wikipedia; polska Wikipedia ten fakt przemilcza!). Jednak rząd litewski nie myślał rezygnować z walki o przyłączenie archidiecezji wileńskiej do litewskiej prowincji kościelnej i do obsadzenia jej duchownymi litewskimi. Wierzono, że Watykan podporządkuje się jednak zaistniałej sytuacji politycznej w Europie. I nie pomylili się. W walce z polskim katolicyzmem w Wilnie i na terenie archidiecezji wileńskiej w granicach Litwy rząd i Kościół litewski uzyskali jednak częściowe poparcie ze strony proniemieckiego i antypolskiego papieża Piusa XII, wierzącego w tysiącletnie panowanie Rzeszy Niemieckiej i w to, że Polski jako państwa już nigdy nie będzie. Dlatego bezceremonialnie postanowił złamać konkordat zawarty z Polską w 1925 r. Nie mogąc jednak usunąć z wileńskiej stolicy biskupiej arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego, mianował litewskiego duchownego, polityka i znanego także w Watykanie polakożercę Mecislovasa Reinysa drugim, tytularnym arcybiskupem i sufraganem wileńskim, doprowadzając do bezprecedensowej sytuacji w Kościele, gdy w Wilnie było dwóch rzymskokatolickich arcybiskupów – polski i litewski, a kościół został podzielony na dwie zwalczające się części.
W polskim Wilnie w 1939 r. mieszkało 209 000 ludzi, z których zaledwie 1643 osób uważało się za Litwinów. Mieli oni swoją własną litewską parafię – kościół św. Mikołaja. Wszystkie inne parafie katolickie w mieście były czysto polskie. Po przejęciu przez Litwinów Wilna z rąk sowieckich w październiku 1939 r., rząd i Kościół litewski postanowili zlikwidować polski charakter kościołów w Wilnie i na przyznanej im części diecezji wileńskiej (wokół Wilno było 44 parafii czysto polskich).
To nie garstka mieszkających w Wilnie Litwinów przystąpiła do walki o kościoły wileńskie – o odebranie im polskim parafianom. Tę walkę rozpoczął Kościół litewski, a konkretnie arcybiskup Kowna Juozapas Skvireckas. To on wydał rozporządzenie dla księży litewskich, aby organizowali każdej niedzieli masowe „pielgrzymki” wiernych do Wilna. 21 I 1940 r. nastąpił atak „pielgrzymów” z Kowna, a de facto zwykłych bandziorów litewskich na kościół św. Rafała w Wilnie, którzy uniemożliwili odprawianie w nim tej niedzieli polskich nabożeństw. Bandy Litwinów zakłócały porządek nabożeństw, przerywając je śpiewem litewskich pieśni świeckich, terroryzowały, a nawet biły modlącą się ludność polską (Ks. Tadeusz Krahel Archidiecezja wileńska w: Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939-1945 1992). Od tej niedzieli aż do pierwszych dni maja 1940 r. prawie co niedziela dochodziło do organizowanych przez przybłędów litewskich z Litwy Kowieńskiej awantur i bójek w wielu kościołach wileńskich. W niedziele 7, 14, 21 i 28 IV oraz 2 V 1940 r. doszło do tak krwawych walk Litwinów i wspomagającej ich konnej policji litewskiej z Polakami podczas mszy polskich w Bazylice (katedrze), że władze kościelne były zmuszone ją zamknąć. Wtedy bojówkarze kowieńscy napadli na kościoły św. Kazimierza, św. Katarzyny i pofranciszkański. W czasie bijatyki z Polakami w kościele św. Kazimierza w niedzielę 5 maja, Litwini pobili dotkliwie attache nuncjatury watykańskiej w Kownie, ks. dra Peroni, który przybył do Wilna incognito, aby zapoznać się z sytuacją w mieście – w kościołach wieleńskich, gdyż bojówkarze wzięli go za polskiego księdza. Wybuchł skandal dyplomatyczny, a Watykan dowiedział się, w jaki sposób Litwini postępują z polskimi katolikami. Władze litewskie dopiero wówczas nakazały zaprzestania napadów i okupacji kościołów wileńskich przez litewskich „katolickich” bandziorów z Kowna. Obszernie o tym pisze historyk i członek Komitetu Historycznego Polskiej Akademii Nauk, profesor Piotr Łossowski w pracy Litwa a sprawy polskie 1939-1940 (Warszawa 1985) oraz ja w Sprawach kresowych bez cenzury Tom I (Toruń 2018).
Na zajętych przez Litwę terenach polskiej Wileńszczyzny (włącznie z Wilnem) władze litewskie wspólnie z Kościołem litewskim narzuciły polskim księżom, z których prawie nikt nie znał języka litewskiego, prowadzenie ksiąg i wyciągów metrykalnych w języku litewskim z obowiązkiem litwinizowania imion i nazwisk polskich, a szkołom polskim, za wzorem Prusaków! (Września), starano się narzucić naukę religii w języku litewskim. Wielu polskich księży i zakonników wypędzono z Wilna i Wileńszczyzny, albo wysiedlili ich w głąb Litwy, jak np. ks. Manturzyka z Podbrodzia k. Wilna. W maju 1940 r. zaplanowano masowe aresztowanie księży polskich. Przed wejściem wojsk sowieckich na Litwę 15 VI 1940 r. zdążono aresztować następujących kapłanów: Adama Kuleszę, Witolda Pietkuna, Lucjana Pereświet-Sołtana, Piotra Wojno-Orańskiego, Wiktora Szymczukiewicza, których deportowano do Liszkowa na Litwie Kowieńskiej.
Policja litewska, którą Polacy nazywali kalakutasami (lit. – indykami, bo byli upstrzeni kolorowymi piórami) biła brutalnie Polaków przy pierwszej lepszej okazji lub nawet bez niej (Mieczysław Krzepkowski W Wilnie. Ze wspomnień „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego” IX 4 Warszawa 1974). Aresztowano wielu Polaków. W ogóle dokuczano Polakom na co dzień przez chamskie poniżanie i w ogóle na każdym kroku (np. w urzędach), obrzydzając im życie. Kiedy podczas awantur zginął litewski policjant, to „przechodniom koło cmentarza, gdzie był pochowany ów policjant, kazano czołgać się na kolanach od bramy cmentarnej do jego grobu” (Z. Brzozowski).
We wrześniu 1939 r. Litwa i Litwini dziękowali Bogu za upadek Polski. Przez swe zwyrodniałe do ostatnich granic polakożerstwo pozbawili się sami logicznego myślenia i nie zdawali sobie sprawy, że jednocześnie dziękowali Bogu za upadek Litwy – za utracenie przez nią niepodległości. Bowiem 15 VI 1940 r. diabli wzięli Litwę. Armia Czerwona zajęła cały kraj bez oddania ani jednego strzału: tchórze – nie potrafili stanąć w obronie swego kraju, a dyktator Litwy Antanas Smetona jak szczur z tonącego statku uciekł do Niemiec! Litwa popadła w niewolę sowiecką. 3 VIII 1940 r. została oficjalnie włączona do Związku Sowieckiego, w którego niewoli była do 1990 r., z przerwą na lata 1941-44, kiedy była pod okupacją niemiecką. Kara Boża spotkała tych obrzydliwych, wręcz plugawych nacjonalistów-polakożerców. Szkoda, że kara ta trwała tak krótko! Bo za wszystkie zbrodnie popełnione na Polakach zasługiwali na karę dożywocia. Bowiem wypuszczeni przedwcześnie z sowieckiego więzienia okazali się być – ponownie razem z litewskim Kościołem katolickim recydywistami. Dzisiaj unicestwiają Polaków i polskość w Wilnie i na Wileńszczyźnie (Władysław Korowajczyk Litwa unicestwia polskość „Tygodnik Polski” 30.4.2003, Melbourne, za „Naszą Polską).
To co Kościół litewski wyprawiał z polskimi katolikami na Litwie Kowieńskiej, a potem w Wilnie i na Wileńszczyźnie jest nie tylko czarną plamą na historii katolicyzmu etnicznie litewskiego, ale także całego Kościoła katolickiego. Watykan dobrze wiedział co się dzieje, jednak milczał. A milcząc brał grzech na swoje sumienie. To samo dotyczy polskiego Kościoła katolickiego, który nie ma odwagi stanąć w obronie krzywdzonych Rodaków-katolików w Wilnie i na Wileńszczyźnie. To bardzo niechrześcijańskie zachowanie! Możliwe, że jako jedyny w Polsce i na świecie Polak-katolik, który chce być prawdziwym chrześcijaninem ma to odwagę powiedzieć.


Część 3

Prześladowanie Polaków-katolików w archidiecezji wileńskiej od II wojny światowej



Pod koniec XIX w. narodził się wspierany przez Rosję i Niemcy – dwóch największych wrogów Polski i narodu polskiego separatystyczny ruch litewski, dążący nie tylko do zerwania 500-letniej harmonijnej unii z Polską, ale także do zagłady Polaków i polskości na Litwie. Urzeczywistniło to na Litwie Kowieńskiej w sposób wyjątkowo brutalny powstałe w 1918 r. niepodległe państwo litewskie. Kiedy w 1918 r. na Litwie Kowieńskiej mieszkało 200-250 tysięcy Polaków, to po pięćdziesięciu latach prześladowań pozostało ich ok. 2500. Starczyły dwa pokolenia, aby zniszczyć 250-tysięczną społeczność polską na Litwie Kowieńskiej! To niebywała rzecz w skali światowej. Świadcząca o wyjątkowo brutalnej – nie przebierającej w środkach walce Litwinów z Polakami.
Terenem, gdzie odrodzeniowy ruch litewski najbardziej bezpośrednio zetknął się z polskością był Kościół. Oba narody litewski i polski były katolickie i modliły się w tych samych kościołach. Separatyzm litewski spowodował strukturalny wstrząs w Kościele katolickim na Litwie, ponieważ wśród Litwinów zrodził się Kain, który postanowił nie tylko przepędzić ze świątyń na Litwie Polaka Abla, ale także go zabić. Kościół litewski był gorszy w sianiu nienawiści do Polaków i w ich prześladowaniu od rządów litewskich. Bowiem w rządzie litewskim było pełno ateistów, a biskupi i księża litewscy ponoć chrześcijanie (miłujcie się nawzajem) stali się istnymi diabłami w sutannach. Ich sumienia obciąża większy grzech od grzechu rządzących. Szczegółowo te sprawy omawiane są w całej tej książce.
W październiku 1939 r. Litwa dostała w prezencie od antychrysta Stalina, tyrana Związku Sowieckiego, który 17 września tego roku napad na Polskę, arcypolskie pod każdym względem Wilno i Wileńszczyznę, gdzie Litwinów prawie nie było od kilkuset lat. Od tej pory, a szczególnie od 1944 r. rządzący w Wilnie komuniści litewscy do 1989 r. jak i litewscy nacjonalistyczni administratorzy przefarbowani na czerwono, a od 1989 r. arcybiskupi wileńscy i ich nacjonalistyczni hunwejbinowie w sutannach niszczą teraz Polaków i polskich katolików w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Tego faktu nikt i nic nie zakryje! Bo w dzisiejszym świecie niczego nie da się ukryć. Wszystko jest rejestrowane nie tylko w mediach i książkach, ale także w prywatnych telefonach komórkowych.

……….

W 1939 r. kolejnym papieżem został kard. Eugenio Pacelli (1876-1958). Znany był ze swego germanofilstwa, a będąc daleki od sympatii wobec Polski i Polaków, w przeddzień wojny zasugerował rządowi polskiemu, aby przyjął dyktat Hitlera (Zygmunt Zieliński Papiestwo i papieże dwóch ostatnich wieków PAX, Warszawa 1983, str. 490-491), który podczas całej II wojny światowej nigdy nie stanął w obronie mordowanych przez hitlerowców Polaków, co więcej nawet w obronie mordowanych księży polskich (2647 księży: Bp Wincenty Urban Ostatni etap dziejów Kościoła w Polsce przed nowym tysiącleciem (1815-1965) Rzym 1966)). Polski na mapie politycznej Europy znowu nie było, upadła także Francja, los Wielkiej Brytanii wisiał na włosku, a hitlerowskie Niemcy wszędzie triumfowały, stąd Pius XII wierzył w to, że hitlerowska Rzesza Niemiecka będzie trwała 1000 lat, tak jak głosiła jej propaganda nazistowska. Wierzył także, że Polski już nigdy nie będzie. Mógł więc nie liczyć się z państwem, którego już nie było i z podpisanym z rządem polskim konkordatem w 1925 r. Toteż kiedy 16 II 1940 r. zmarł polski biskup pomocniczy wileński Kazimierz Michalkiewicz (Polak) i kiedy rząd litewski zażądał od Watykanu mianowania nowym biskupem pomocniczym Wilna Litwina, Pius XII bez wahania 9 VII 1940 r. mianował na ten urząd obywatela litewskiego, byłego litewskiego ministra spraw zagranicznych i biskupa Mecislovasa Reinysa, obrzydliwego polakożercę, któremu jednocześnie nadał godność arcybiskupa tytularnego, aby był równy polskiemu metropolicie wileńskiemu, abp Romualdowi Jałbrzykowskiemu (dziwne to posunięcie, bowiem Wilno stało się jedynym miastem na świecie z dwoma arcybiskupami łacińskimi)! Co więcej, na wypadek wakansu stolicy biskupiej w Wilnie, abp Reinys otrzymywał prawa administratora apostolskiego z uprawieniami biskupa rezydencjalnego (T. Krahel Archidiecezja wileńska w: Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939-1935 Katowice 1992). Tym samym polskie Wilno zostało bezprawnie powiązane z Kościołem litewskim. Trzeba było tylko czekać albo spowodować okazję (zabicie abpa Jałbrzykowskiego, czego Pius XII nie wykluczał) do przejęcia przez Reinysa pełnej władzy kościelnej w Wilnie z błogosławieństwem Watykanu. Nuncjusz na Litwie ks. Luigi Centoz, nawet nie kontaktował się w tej sprawie z aktualnie urzędujących arcybiskupem wileńskim Romualdem Jałbrzykowskim (rzecz zupełnie niebywała!), formalnie – dla zachowania przyjętego zwyczaju. Tą nominacją Pius XII obraził Polaków, zadrwił z nas – z naszych cierpień i zawartego konkordatu z Polską, zgodnie z którym obywatel obcego państwa nie mógł być mianowany na biskupa w Polsce! Zadrwił przede wszystkim z Polaków mieszkających w Wilnie, którzy pamiętali Reinysa jak mieszkał w Wilnie w latach 1916-22, do którego przybył tu po zajęciu miasta przez wojsko niemieckie, aby z pomocą niemiecką walczyć z polskim Wilnem i który za swoją wyjątkowo zajadłą działalność antypolską i przeciwko katolikom polskim został z miasta wydalony na Litwę. Jego działalność w Wilnie po 1940 r. tylko pogłębiła żal społeczeństwa polskiego do Piusa XII (Marian Kałuski Litwa 600-lecie chrześcijaństwa. 1387 – 1987, Veritas, Londyn 1987). Ambasada polska przy Stolicy Apostolskiej, w związku z tą nominacją, wystosowała pismo do Sekretariatu Stanu, w którym tę nominację potraktowała właśnie jako naruszenie konkordatu polsko-watykańskiego (T. Krahel jw.). Fakt naruszenia konkordatu przez Watykan wykorzystał później komunistyczny rząd warszawski, kiedy w 1945 r. oficjalnie zrywał go z Watykanem, w którym to akcie miał poparcie milionów Polaków, oburzonych antypolskim postępowaniem Piusa XII podczas wojny. Później propaganda katolicka zaczęła przedstawiać i nadal przedstawia BEZPODSTAWNIE Piusa XII jako przyjaciela Polski i Polaków (najbardziej zakłamaną z wszystkich historii jest prawdopodobnie historia Kościoła katolickiego!). Tymczasem był to, jak dotychczas ostatni antypolski papież, zakochany bezprzytomnie w Niemcach (nawet jego gosposia w Watykanie była Niemką – s. Pascalina – Eric Frattini Papieże… Warszawa 2014), która miała dużo do powiedzenia w sprawach kościelnych), który m.in. zupełnie milczał w sprawie niszczenia Kościoła polskiego i mordowania polskich księży (2647!, z tego 69 zostało zamordowanych w archidiecezji wileńskiej) przez hitlerowskie Niemcy podczas wojny. Propaganda katolicka w Polsce twierdzi, że prowadził cichą dyplomację. Tylko że nigdy nie przedstawiono żadnych dowodów na to – bo ich po prostu nie ma, bo gdyby były to by je pokazano historykom, a szczególnie krytykom Piusa XII. To niewybaczalna plama na jego sumieniu! Tymczasem Watykan stara się go wynieść na ołtarze – z upadłego kapłana zrobić świętego, a polscy biskupi to popierają! (Wikipedia).
O wprost zwyrodniałej niechęci Reinysa do Polaków świadczy także i to, że po przyjeździe do Wilna nie zamieszkał w pałacu biskupim, do czego miał prawo jako biskup sufragan, ale na plebanii jedynego w Wilnie kościoła litewskiego – św. Mikołaja, gdyż mieszkając w pałacu biskupim przebywał by w znienawidzonym przez siebie środowisku polskim. Za okupacji sowieckiej Reinys nie mógł za wiele podskakiwać. Po zajęciu Wilna przez Niemcy hitlerowskie w czerwcu 1941 r., których stał się wiernym sługą, przystąpił z ich pomocą (dali mu wolną rękę do rozprawy z polskim Kościołem w Wilnie – Z. Brzozowski) do brutalnej walki z polskim katolikami na terenie archidiecezji wileńskiej. Nastąpić to jednak mogło po odsunięciu od władzy abpa Romualda Jałbrzykowskiego, co zostało już ukartowane wspólnie z Watykanem i Niemcami. Na prośbę Reinysa niespodziewanie i bez specjalnej przyczyny 3 III 1941 r. gestapo uwięziło 13 polskich profesorów i 81 alumnów wileńskiego Seminarium Duchownego oraz Wydziału Teologicznego, a także 14 polskich księży pracujących w Wilnie i 2 księży związanych z Seminarium Duchownym. Jednego dnia znalazło się w więzieniu 29 kapłanów i 81 kleryków. Następnie 22 III 1942 r. gestapo aresztowało metropolitę wileńskiego, arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego i kanclerza Kurii Arcybiskupiej, ks. Adama Sawickiego. Zostali internowani w klasztorze litewskich marianów w Mariampolu na Litwie Kowieńskiej i przebywali tam do 5 sierpnia 1944 roku. Dopiero wtedy abp Jałbrzykowski powrócił do swojej stolicy biskupiej w Wilnie, które w lipcu 1944 roku zajęła Armia Czerwona. Z kolei 26 III 1942 r. zostali uwięzieni polscy zakonnicy (ok. 60) i prawie wszystkie polskie zakonnice z Wilna (ok. 230). Później uwięziono jeszcze polskie dominikanki wileńskie. Wszystkie te osoby były Polakami, a więc był to wielki cios dla polskiego Kościoła w Wilnie. W aresztowaniu ich uczestniczyła znana ze zwierzęcej wprost nienawiści do Polaków i bestialstwa litewska policja – Sauguma, współpracująca z Niemcami, wśród której – oczywiście – było wielu rzekomych katolików, no bo prawie wszyscy Litwini to rzekomo katolicy albo ludzie bawiący się w katolików. Że za tymi zbrodniami stał Reinys/Litwini pisze historyk archidiecezji wileńskiej, ks. Tadeusz Krahel. Odnośnie Seminarium Duchownego, pisze: „Wiele wskazuje na to, że spowodowali to Litwini, którym nie podobało się "Polskie Seminarium", jak je nazywali („W Służbie Miłosierdzia”, Białystok, Nr 3 2007). Natomiast w numerze 7 2008 tego pisma pisze: „W dniu 22 III 1942 r. gestapo wywiozło z Wilna Arcybiskupa Jałbrzykowskiego i kanclerza Kurii Arcybiskupiej, ks. Adama Sawickiego, do klasztoru Księży Marianów w Mariampolu... Tymczasem w nocy z 22 na 23 III 1943 r. miał miejsce nalot samolotów sowieckich na Wilno i jedna z bomb trafiła w plebanię (litewskiej) parafii św. Mikołaja. Od tej bomby 23 marca zginął (litewski proboszcz tego kościoła) ks. Krzysztof Czybiras, a abp Reinys i (i inny litewski ksiądz) Wincenty Taszkun zostali ranni. Ten ostatni pod wrażeniem śmierci ks. Czybirasa oraz odniesionych ran przez siebie i abpa Reinysa, w szpitalu przy kościele św. Jakuba, miał powiedzieć do pielęgniarki: „To bombardowanie Wilna i śmierć ks. Czybirasa to kara Boża za nasze knowania (przeciwko Polakom). Wszystko wskazuje więc na to, że pewne czynniki litewskie pertraktowały z Niemcami w sprawie zamknięcia Seminarium Duchownego w Wilnie, a może i w sprawie odsunięcia od władzy Arcybiskupa Jałbrzykowskiego. Te sprawy jednak wymagają pogłębionych badań”.
Nie owijajmy więc tej zbrodni w bawełnę, tylko dlatego, że popełnił ją Kościół katolicki i dlatego, że jest w zwyczaju ukrywanie wszelkich grzechów Kościoła katolickiego. Zbrodnia, jeśli dokonana nawet przez księdza/biskupa czy Kościół musi być potępiona, jeśli Kościół ma być wiarygodny i być prawdziwie chrześcijański. Powiedzmy więc prawdę w oczy: ręce duchownych litewskich, a już na pewno abpa Reinysa są zbroczone w krwi polskich księży, zakonników i zakonnic, którzy i które straciły życie w wyniku tej akcji (np. przełożona dominikanek z Wilna, s. Julia Rodzińska znalazła się potem w obozie koncentracyjnym w Stutthofie i tam zamęczona oddała swoje życie 20 II1945 r.; prowadziła bardzo szeroką działalność charytatywną i społeczną w Wilnie, a potem dała dowody wielkiego poświęcenia dla współwięźniów w obozie; została zaliczona do błogosławionych męczenników przez papieża Jana Pawła II w 1999 r.). Że w ogóle Kościół litewski popełnił i popełnia straszliwe zbrodnie i uczynki wobec Kościoła polskiego i Polaków sprzeczne z nauką Kościoła. I przyszedł czas, aby go za te niecne uczynki rozliczyć w duchu chrześcijańskiej sprawiedliwości.
Oczywiście zaraz po aresztowaniu i internowaniu abpa Romualda Jałbrzykowskiego abp Reinys powiadomił o tym kard. Maglione i pytał, w jakim charakterze ma rządzić archidiecezją, jako administrator czy wikariusz generalny. Wynikało to z tego, że podczas wspomnianego nalotu sowieckiego na Wilno, zostały stracone dokumenty i on sam trafił na miesiąc do szpitala. Kard. Maglione pismem z 17 VI 1942 r. powiadomił go, że ma rządzić jako administrator apostolski i z uprawnieniami, jakie przysługują biskupom rezydencjalnym (T. Krahel jw.). Litwin, abp Reinys za zgodą Watykanu uzyskał więc pełnię władzy w polskim w świetle prawa międzynarodowego Wilnie i archidiecezji wileńskiej. Mając tę władzę z miejsca usunął Patronat Polski z Mszału i Brewiarza („Kurier Wileński” 23.3.2011). W miejsce polskiego seminarium duchownego otworzył nowe, ale tylko dla kleryków narodowości litewskiej i białoruskiej – oczywiście za wzorem hitlerowców (słynne z lat okupacji niemieckiej: Nur für Deutsche – Tylko dla Niemców). Polak nie mógł zostać kapłanem, bo prawdziwym kapłanem bożym mógł być – według abpa Reinysa – tylko nacjonalista litewski! Rektorem tego seminarium (45 seminarzystów przywiezionych do Wilna z Litwy Kowieńskiej) został także współpracujący z Niemcami ks. Vladyslovas Tulaba, szanowany po wojnie w Watykanie rektor Kolegium Litewskiego św. Kazimierza w Rzymie. W wielu domach zakonnych w Wilnie i na Wileńszczyźnie w miejsce Polaków przełożonymi zostali zakonnicy litewscy (Życie religijne w Polsce pod okupacją niemiecką 1939-1945 Warszawa 1982).
Aresztowanie przez Gestapo i litewską Saugumę wielu księży polskich w Wilnie i na Wileńszczyźnie otworzyło szeroko drogę abp Reinysowi do litwinizacji dotychczas bardzo polskiego Kościoła katolickiego na Wileńszczyźnie, z czego skwapliwie skorzystał. Na ich miejsce sprowadził z Litwy Kowieńskiej 25 księży litewskich (15 osiedliło się w Wilnie, a 10 na prowincji), których tamtejsi biskupi mu nie żałowali. Wszak mieli oni za zadanie depolonizowanie Wilna i Wileńszczyzny. A to dla nich była sprawa ważniejsza od wiary w samego Boga, a tym samym ważniejsza od przykazania miłości bliźniego! Oprócz przybyłych księży z Litwy służyło nie Bogu, a abp Reinysowi ok. 50 księży litewskich mieszkających w Polsce przed wojną. Oto jeden z wielu przykładów jakimi pseudochrześcijanami było wielu litewskich kapłanów arcybiskupa Reinysa w polskim Wilnie i na polskiej Wileńszczyźnie. Oddajmy głos historykowi, ks. Tadeuszowi Krahelowi: „Ksiądz Ambroży Jakowanis (1886-1944). Kapłan ten był postacią tragiczną. Zginął z wyroku Wojskowego Sądu Specjalnego Armii Krajowej... W 1934 został proboszczem parafii w Jęczmieniszkach niedaleko Wilna, która liczyła 2500 wiernych narodowości polskiej. Bardzo trudne czasy dla wiernych tej parafii nastały w czasie drugiej wojny światowej. W jesieni 1942 r. z terenów na północ od Wilna, w tym z parafii podbrzeskiej, mejszagołskiej i jęczmieniskiej zaczęto wysiedlać Polaków, a na ich miejsce sprowadzano rodziny litewskie... Wysiedlania były bardzo brutalne i przeprowadzała je na Wileńszczyźnie policja litewska. Niestety, proboszcz parafii Jęczmieniszki, ks. Jakowanis, nie stanął na wysokości swego zadania. Współpracował on z policją litewską i okazał wielką nieżyczliwość dla wyrzucanych rodzin polskich. Zresztą jego szowinizm antypolski znany był już przed wojną. Działalność antypolska i kolaboracja z policją litewską (Saugumą) skłoniły sztab Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej do zbadania sprawy i wpłynięcia na ks. Jakowanisa, by zaprzestał tego rodzaju działań. Po przybyciu na teren parafii Jęczmieniszki zrobiono wywiad, który potwierdził zarzuty wobec miejscowego proboszcza. Po południu pierwszego dnia świąt Wielkanocnych (w 1944 roku) grupa operatywna, w skład której wchodziło m.in. dwóch oficerów kontrwywiadu, przybyła na plebanię. Ksiądz Jakowanis przyjął ich wrogo i usiłował zniszczyć jakieś kartki. Okazało się, że był to „kolejny numerowany donos na polskich parafian z Jęczmieniszek, adresowany do Saugumy”. W donosie tym chciał przesłać wykaz mieszkańców swojej parafii, należących do siatki konspiracyjnej AK i wrogich wobec niemieckiego okupanta. Lista zawierała kilkadziesiąt nazwisk i gdyby trafiła w ręce litewskiej policji i gestapo, byłaby wyrokiem śmierci dla tych ludzi i być może groziłaby zesłaniem do obozów koncentracyjnych ich rodzin. Proboszcza wzięto poza Jęczmieniszki i decyzją Wojskowego Sądu Specjalnego AK zapadł wyrok śmierci i konfident został rozstrzelany...”. Swój artykuł o ks. Jakowanisie ks. Krahel zakończył taką oto uwagą: „Życiorys ten jest smutny i tragiczny. Pokazuje on, do czego może dojść, gdy się odejdzie od ideałów kapłaństwa na rzecz szowinizmu narodowego” („W Służbie Miłosierdzia” Nr 3 2009). Jak wielkim szowinistą litewskim i wrogiem Polski i Polaków był abp Reinys świadczy także i to, że objąwszy władzę w archidiecezji wileńskiej zasuspendował kapłanów polskich z tej archidiecezji, którzy w wyniku II wojny światowej znaleźli się w Wojsku Polskim na Zachodzie, walczącym o ponownie niepodległą Polskę (Zenon Fijałkowski Kościół katolicki na ziemiach polskich w latach okupacji hitlerowskiej Warszawa 1983). Obszernie o zbrodniach Kościoła Litewskiego i abp Reinysa piszę w I tomie „Spraw kresowych bez cenzury” Toruń 2017, str. 536-586).
W związku z setną rocznicą urodzin metropolity wileńskiego, arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego, 14 XI 1976 r. biskup Edward Kisiel, administrator ówcześnie istniejącej w Kościele w Polsce części archidiecezji wileńskiej, odsłonił i poświęcił w prokatedrze białostockiej (obecnie kościół katedralny archidiecezji białostockiej) dwie tablice granitowe z nazwiskami 69 kapłanów i 2 alumnów polskich archidiecezji wileńskiej, którzy zostali umęczeni w latach 1939-45 przez okupantów sowieckich i niemieckich/litewskich.
Po zajęciu Wilna przez Armię Czerwoną w lipcu 1944 r. Mecislovas Reinys pozostał w Wilnie, chociaż do miasta – do swych owieczek w 1944 r. powrócił arcybiskup Romuald Jałbrzykowski wraz z innymi księżmi polskimi, którzy rozpoczęli znowu pracę w nowej sytuacji. Wznowiło działalność nawet seminarium duchowne i Wydział Teologiczny. Arcybiskup i polscy księża byli jednak niewygodni dla litewskiej władzy sowieckiej i planów Moskwy, gdyż Wilno zostało teraz prawdziwie stolicą sowieckiej Litwy. A litewska władza sowiecka nie tylko była wrogiem Kościoła, ale, tak jak nacjonaliści litewscy, wrogiem Polaków i wszystkiego co polskie w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Wielu tzw. komunistów było de facto nacjonalistami przefarbowanymi na czerwono. 25 I 1945 r. został aresztowany przez NKWD abp Romuald Jałbrzykowski i kanclerz Kurii, ks. Adam Sawicki. Umieszczono ich w więzieniu przy ul. Ofiarnej. Abpa Jałbrzykowskiego po miesiącu zwolniono z więzienia i w lipcu wydalono do stalinowskiej Polski w nowych granicach. Arcybiskup osiadł w Białymstoku, który należał do archidiecezji wileńskiej i tu zorganizował wileńską Kurię Arcybiskupią i seminarium duchowne oraz zarządzał, a potem jego następcy należącą do Polski częścią archidiecezji wileńskiej (5,5 tys. km kw., 63 parafie), a teoretycznie do 1991 r. całą archidiecezją wileńską. Zmarł w Białymstoku 19 VI 1955 r. W latach 1945-47 z archidiecezji wileńskiej wchodzącej w skład Litwy wyjechały, zazwyczaj pod przymusem, ogółem do stalinowskiej Polski 752 osoby duchowne – księża, zakonnicy, siostra zakonne i alumni seminarium duchownego; zdecydowaną większość z nich stanowili katolicy (Jan Czerniakiewicz Repatriacja ludności polskiej z ZSRR 1944-1948 Warszawa 1987). W części archidiecezji wileńskiej włączonej do Sowieckiej Litwy pozostało ciągle sporo księży, zakonników i sióstr zakonnych (musiały chodzić po cywilnemu i mieszkać osobno). Postanowili tu pozostać i prowadzić pracę duszpasterską wśród pozostałych Polaków. Adam Hlebowicz w książce Kościół odrodzony (Gdańsk 1993) wymienia nazwiska 61 księży polskich, którzy po wojnie pracowali i zmarli w Wilnie i na Wileńszczyźnie i 4 na Litwie Kowieńskiej oraz nazwiska 18 księży polskich, którzy pracowali po wojnie na Litwie i opuścili ją z różnych przyczyn; 12 z nich wyjechało do Polski w latach 1947-48 i 1956-57; byli to w większości księża zwolnieni z łagrów. W pierwszych latach po wojnie w 80 kościołach w Wilnie i na Wileńszczyźnie były odprawiane polskie nabożeństwa. W 1991 r. było już tylko w Wilnie i na Wileńszczyźnie już tylko 15 polskich księży i 30 parafii, w których odprawiane były msze św. wyłącznie po polsku. Na Litwie Kowieńskiej duszpasterstwo polskojęzyczne było ograniczone tylko do Kowna i Wędziagoły, nie było go natomiast w miejscowościach, w których mieszkało dużo Polaków: Łopie, Kiejdany czy Janów. Brak księży polskich był wynikiem niechętnego przyjmowania do jedynego na Litwie seminarium duchownego w Kownie polskich kandydatów, co usprawiedliwiano małą ilością miejsc dla młodzieży litewskiej i zastanawiająco częstego relegowania przyjętych już polskich kandydatów, których zastępowali litewscy kandydaci. W seminarium nie wprowadzono nauki języka polskiego, przynajmniej dla tych studentów, którzy mieli potem pracować na Wileńszczyźnie. Sytuacja taka powodowała, że coraz częściej do parafii z większością polską kierowano litewskich księży, nie znających dobrze języka polskiego, nierzadko nie potrafiących w pełni zrozumieć potrzeb swoich parafian. Natomiast nielicznych polskich księży częstokroć wysyłano do parafii czysto litewskich, np. przez 5 lat (1976-81) w Poniewieżu na Litwie Kowieńskiej pracował ks. Aleksander Kaszkiewicz rodem z podwileńskich Ejszyszek, którego skierowano do Wilna dopiero na interwencję kościelną z zewnątrz (A. Hlebowicz). Polscy księża mieli ciężkie życie, będąc prześladowani przez władze sowieckiej Litwy i administrację kościelną w Wilnie, opanowaną teraz przez Litwinów. Byli np. często dotkliwie bici przez „nieznanych sprawców”, np. jesienią 1980 r. został pobity proboszcz z Białej Waki, 95-letni ks. Leopold Chomski.
Jednocześnie w latach 1945-46 komuniści litewscy wypędzili większość Polaków z Wilna - 107 tys. i 90 tys. z litewskiej części polskiej Wileńszczyzny. Jednak aż do lat 80. XX w. większość praktykujących katolików w archidiecezji wileńskiej nadal stanowili Polacy, pomimo wypędzenia do Polski Ludowej w latach 1957-58 dodatkowo około 47 tys. Polaków; w 1959 r. było na Litwie 235 tys. Polaków, a w 1989 r. 247 tys.
W Wilnie pozostał abp Mecislovas Reinys, który po wypędzeniu abpa Jałbrzykowskiego ponownie był administratorem litewskiej części arcybiskupstwa wileńskiego. Jego rządy były krótkie. 18 VII 1947 r. został aresztowany przez NKWD. Skazany na 10 lat więzienia, był więziony we Włodzimierzu koło Moskwy, gdzie zmarł jak jakiś pies pod płotem 8 II 1953 r. Tak los ukarał go za polakożerstwo. Tymczasem nacjonaliści litewscy i Kościół litewski uważają abpa Reinysa za bohatera narodowego, wielkiego kapłana-męczennika. W 2009 r. Poczta Litewska wydała znaczek z podobizną Reinysa z okazji 125 rocznicy jego urodzin. Jednak wprost niebywałą bezczelnością ze strony Kościoła litewskiego są jego starania w Watykanie o wyniesienie Reinysa na ołtarze (angielska wersja internetowej Wikipedii, polska Wikipedia przemilcza ten fakt, bo Polacy nie powinni o tym wiedzieć: mają się o tym dowiedzieć po fakcie wyniesienia na ołtarze, jak jakieś protesty niewiele już pomogą!).
Po abp Mecislovasie Reinysie archidiecezją wieleńską zarządzali tylko wikariusze generalni, bo należała ona ciągle do polskiej prowincji kościelnej (do 1991 r.): 1946-49 Edmundas Basys, 1949 Juozapas Vaiciunas, 1949-58 biskup poniewieski Kazimieras Paltorakas jako zarządca, 1958-61 bp Julijonas Stepanovicius jako administrator i ponownie wikariusze generalni: 1961-79 Ceslovas Krivaitis i 1979-89 Algirdas Gutauskas.
Komuniści litewscy drogą administracyjna niszczyli struktury administracyjne i organizacyjne Kościoła wileńskiego. Zamknięto większość kościołów wileńskich (ponad 20) i tylko kilka na prowincji (bo kraj był całkowicie katolicki i nawet władza komunistyczna musiała się z tym liczyć). Jednak doprowadzono do tego, że działalność religijna ograniczała się wyłącznie do możności odprawiania mszy św. Komuniści litewscy (nie rosyjscy!) w katedrze urządzili galerię obrazów, kościoły: Augustianów zamieniono na skład materiałów do rozbudowy sieci elektrycznej, św. Bartłomieja magazyn, następnie warsztat rzeźbiarski, Bernardynów na skład Instytutu Sztuki i pracownię rzeźbiarską, św. Ignacego na skład dekoracji studium kinematograficznego i restaurację, Serca Jezusowego na klub budowlańców, św. Jakuba na skład dekoracji opery i baletu, św. Jana (akademicki) został najpierw składem papieru, a potem muzeum „myśli postępowej” i salę koncertową, św. Jerzego na skład makulatury/książek, św. Katarzyny na skład produktów mięsnych, następnie muzeum sztuki, św. Kazimierza na magazyn, potem restaurację i muzeum ateizmu, Bonifratrów na salę koncertową, św. Michała (Bernardynek) był składem, następnie salą wystawową budownictwa, Franciszkanów na archiwum centralne, św. Stefana na skład cementu i innych materiałów budowlanych, św. Trójcy był salą sportową, następnie pracownią muzeum historycznego i etnograficznego, Trynitarzy na skład wojskowy, Wszystkich Świętych na skład produktów żywnościowych, następnie na wystawę sztuki ludowej, Wizytek na więzienie dla nieletnich (Adam Hlebowicz Kościół odrodzony Gdańsk 1993). W zabranym Pałacu Arcybiskupim, wzniesionym w latach 1932–35 według projektu Stefana Narębskiego, znalazło siedzibę Prezydium Najwyższego Sowietu Litewskiej Republiki.
Niestety komunistyczna antykatolicka polityka na Litwie nie zbliżyła do siebie katolików polskich i litewskich. I to wyłącznie z winy Litwinów i duchownych litewskich, którzy teraz pod każdym względem dominowali w arcybiskupstwie wileńskim, szczególnie w Kurii. Wydawana poza zasięgiem cenzury w latach 1972-89 przez katolików litewskich głośna „Kronika Kościoła Litewskiego na Litwie” nigdy nie informowała opinii publicznej o problemach polskich katolików na Litwie, a nieliczne, najczęściej anonimowe wzmianki o Polakach, miały niechętny do nich stosunek (A. Hlebowicz). Ciągle paranoicznym celem Kościoła litewskiego było zniszczenie polskiego katolicyzmu w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Toteż napięcia polsko-litewskie w sferze kościelnej były tam i wówczas ciągle aktualne i ogólnie Polacy skarżyli się na nieprzychylny stosunek do nich hierarchii litewskiej i wielu księży litewskich. W 1975 r. na 9 czynnych kościołów w Wilnie, w pięciu odprawiano msze św. dla Litwinów i Polaków, w dwóch tylko dla Litwinów i także dwóch tylko dla Polaków: kościoły św. Ducha i św. Rafała. Potem Polacy mieli i nadal mają tylko kościół św. Ducha. W latach 80. księża litewscy czynili starania, aby z parafii dwujęzycznych i z Ostrej Bramy wyrugować język polski.
W 1981 r. dotarł na Zachód dokument zatytułowany List otwarty w sprawie religijnych praw Polaków na Litwie, który opublikował „Tydzień Polski” w Londynie z 7 II 1981 r. Jego autorzy opisują ciężką sytuację Polaków-katolików na Wileńszczyźnie i na koniec błagają biskupów litewskich o przydzielanie do 40 czysto polskich parafii na Wileńszczyźnie polskich księży (a nie kierowanie ich do parafii czysto litewskich) lub księży znających język polski i o nie odrzucanie kandydatów z polskich rodzin do seminarium duchownego w Kownie (bo w Wilnie zostało zamknięte przez komunistów). Niestety, postulaty katolików polskich na Wileńszczyźnie zostały zupełnie zignorowane przez biskupów litewskich. A jak „List otwarty” dotarł do Watykanu to z pewnością od razu wylądował w koszu na śmieci. Dlatego po pięciu latach od opublikowania „Listu otwartego” czytamy w paryskiej „Kulturze” (Nr 9/468 1986) o nadal pogarszającej się religijnej sytuacji Polaków na Wileńszczyźnie, gdzie księża litewscy okrutnie postępują z Polakami-katolikami (np. w Wilnie zabrano Polakom kościół św. Rafała). Kończąc tę relację stały współpracownik „Kultury” Józef Mirski pisze: „Trudno jest pisać o wymienionych wyżej faktach. Lecz też nie można o nich milczeć właśnie dlatego, że w interesie Litwinów i Polaków leży zrozumienie wzajemnie i przyjaźń. Nie można jej jednak budować na przemilczaniu tego, co w nią uderza i służy wzbudzaniu wrogości. Bo choć jest to dziełem ludzi o ograniczonych umysłach, u których motywacja etniczna góruje nad etyczną, to jednak rzutuje to na całość obu społeczności, litewskiej i polskiej. Katolicy litewscy zyskali sobie sympatię w świecie dzięki swojej odwadze w obronie praw ludzi wierzących. Działania, o których była tu mowa sympatię tę podważają, nie tylko wśród Polaków. Służą też nie dobru Litwy i Kościoła katolickiego w tym kraju, lecz polityce kogoś innego, kto po mistrzowsku stosuje zasadę „divide et impera””.
W 1990/91 r. upadł Związek Sowiecki co przyniosło ze sobą odrodzenie się państwa litewskiego.
Polacy na Litwie żyli teraz nadzieją, że naród litewski, doświadczony niewolą sowiecką, która miała do pewnego stopnia także oblicze antylitewskie oraz „polski” papież na tronie Piotrowym w Watykanie (Jan Paweł II od 1978 r.) poprawią ich los – ich status w Kościele litewskim. Nic takiego nie nastąpiło! Chociaż Litwa jest niby państwem demokratycznym, członkiem Rady Europy, Unii Europejskiej i NATO i pomimo tego, że w 1994 r. rządy Polski i Litwy podpisały traktat, w którym Polska uznała obecną granicę polsko-litewską, czyli uznała przynależność Wilna do Litwy, i w którym „zapisane są ważne sprawy dla mniejszości polskiej na Litwie” („Gazeta Wyborcza” 16.2.2011), rząd litewski, Litwini i Kościół litewski nadal nie należą do przyjaciół Polski i Polaków. Są ciągle niepoprawnymi obrzydliwymi polonofobami i ciągle walczą brutalnie z Polakami w Wilnie i na Wileńszczyźnie.
I tak twierdzi nie żaden Polak, a tylko historyk litewski Alfredas Bumblauskas. W audycji „Komentarze tygodnia” w prywatnej litewskiej stacji telewizyjnej TV3 powiedział: „Cała nasza litewska tożsamość jest antypolska. My, współczesny naród litewski, urodziliśmy się jako antypolacy. Najważniejsi XIX-wieczni twórcy naszej tożsamości narodowej mówili, że podstawowym dążeniem tworzącego się narodu litewskiego powinno być wyzwolenie się spod dominacji polskiej (zasianie nienawiści do Polski i Polaków i wszystkiego co polskie). Stąd, przy najmniejszym pretekście, Litwini tak łatwo wpadają w złość na swojego strategicznego sąsiada - Polskę." Zdaniem Bumblauskasa każdy humanista i naukowiec litewski powinien zadać sobie pytanie, co osobiście zrobił, by przezwyciężyć te uformowane w okresie międzywojennym antypolskie stereotypy we wszystkich naukach, a w tym i w polityce. Jego zdaniem w tej dziedzinie nie zrobiono nic albo bardzo mało (Kresy24.pl 18.5.2011).
Jak widać po ich owocach, nie tylko każdy humanista i naukowiec litewski, ale przede wszystkim każdy katolicki biskup i ksiądz litewski powinien zadać sobie pytanie, co zrobił, by przezwyciężyć antypolskie stereotypy w katolickiej społeczności litewskiej. Nic, dosłownie nic! Bowiem Kościół litewski, tak jak i rząd litewski, ciągle uważają za swój cel litwinizację Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie i zniszczenie wszelkich znajdujących się tam śladów polskości. Biskupi i kapłani litewscy w kościołach Wilna i Wileńszczyzny realizują ten program skwapliwie i to przy milczącej zgodzie... Watykanu lub nawet z jego pomocą i milczących biskupach polskich, którzy na każdym kroku trąbią wbrew prawdzie, że polski Kościół katolicki stał ZAWSZE z narodem polskim (można tu postawić chociażby to pytanie: za co więc Polacy wieszali polskich biskupów w okresie powstania kościuszkowskiego w 1794 r.?!).
Że Kościół litewski stawia na zniszczenie Polaków i polskości na w Wilnie i na Wileńszczyźnie potwierdza wiele faktów tak tu wymienionych, jak i wszystkie inne, które nie sposób tu wymienić, ale które można znaleźć w prasie polskiej wydawanej w Wilnie.

……….

Wybór Polaka na papieża w 1978 r. był niemiłym zaskoczeniem dla rządu sowieckiego, a na Litwie został przyjęty z trwogą przez tamtejszych dygnitarzy partyjnych i z mieszanymi uczuciami przez katolików litewskich, z powodu ciągnących się od prawie stu lat animozji polsko-litewskich. Nielegalnie wydawana „Kronika Kościoła Litewskiego” napisała, że „wybór napełnia nas nadzieją…”, licząc na to, że Jan Paweł II będzie walczył o większe prawa dla katolików w państwach obozu komunistycznego. Natomiast emigracja litewska, która wyniosła z przedwojennej i wojennego czasu Litwy wrogość do Polski i Polaków (wśród niej było bardzo wiele osób kolaborujących z Niemcami podczas wojny) przyjęła wybór Jana Pawła II z nieufnością i raczej buńczucznie, żądając od papieża przyłączenia Wilna do litewskiej prowincji kościelnej, kapelusza kardynalskiego dla Litwina, więcej audycji litewskich w Radiu Watykańskim oraz wymuszenia (!) u władz sowieckich zgody na wydawanie legalnej prasy katolickiej na Litwie, powiększenie seminarium duchownego w Kownie i przyznanie wolności wyznawania religii, dodając: „O tym nowy Papież powinien wiedzieć i odpowiednio postępować, gdyż tylko konkretne posunięcia przekonają Litwinów, że Głowa Kościoła narodowości polskiej może się wznieść ponad uprzedzenia nacjonalistyczne” („Kultura” Nr 4/379 1979, Paryż). Niemcy mieli więcej kultury i nie żądali od papieża Jana Pawła II oddania im przez Polskę Ziem Zachodnich (Marian Kałuski Litwa. 600-lecie chrześcijaństwa 1387-1987 Londyn 1987).
Niestety, papież Jan Paweł II uległ szantażowi litewskiemu. Kiedy jako Polak kardynał Karol Wojtyła wspierał Polaków na Wschodzie, w tym także na Litwie i np. także pamięć o polskim Wilnie, to po wyborze na papieża odwrócił się całkowicie od spraw polskich katolików na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Po wstąpieniu na tron Piotrowy stał się obywatelem Państwa Watykańskiego i wiernym jego patriotą – i tylko jego patriotą. Od tej pory miał służyć tylko interesom Kościoła i być pasterzem wszystkich katolików. Polacy nie mieli być prawa uprzywilejowanym narodem – wspólnotą katolicką. Nie było by nic w tym złego (bo papież musi być ojcem wszystkich katolików), gdyby Jan Paweł II nie chciał się podobać wszystkim polskim wrogom przez wspieranie ich antypolskich posunięć, szczególnie litewskich i ukraińskich grekokatolików. Cała ta jego działalność jest nie tylko ukrywana przed społeczeństwem polskim i nie tylko przez Kościół polski, który miał obowiązek strzec „dobrego imienia” papieża wśród Polaków przez ukrywanie prawdy o jego antypolskich pociągnięciach, ale także przez wszystkie polskie partie polityczne rządzące Polską po 1989 r., prowadzące polską politykę wschodnią zgodnie z wytycznymi polityki wschodniej dla Polski przez Jerzego Giedroycia - wspierania Litwinów, Ukraińców i Białorusinów nawet kosztem żywotnych interesów narodu polskiego poprzez spełnianie wszystkich żądań tych narodów odnośnie Polski i Polaków oraz polskiej przeszłości na Kresach, aby w ten sposób zbudować antyrosyjski sojusz tych państw, ale także z Jana Pawła II czyni się wielkiego patriotę polskiego i wielkiego dobroczyńcę Polski. Tymczasem jedyną rzeczą, którą zrobił dla Polski/narodu polskiego było jego otwarte poparcie idei niezależnych, wolnych związków zawodowych, czyli polskiej Solidarności, co w jakimś stopniu, ale na pewno nie decydującym, przyczyniło się do upadku systemów komunistycznych w państwach bloku wschodniego. Tak, zrobił to m.in. dla Polski, ale przede wszystkim dla Kościołów katolickich w Europie Wschodniej. Oczywiście także i polskiego, o którego interesy dbał jak tylko mógł do końca życia (np. postarał się o konkordat, wspaniały dla Kościoła – polskiego i Watykanu, jednak niekoniecznie korzystny dla Polski, dokonał potrzebnego nowego podziału administracyjnego Kościoła). Jan Paweł II nie zrobił natomiast niczego dobrego dla Polonii – polskich emigrantów mieszkających na całym świecie, którzy podlegali miejscowym biskupom, w ogóle nie troszczących się o potrzeby polskich katolików (to było powodem powstania Polskiego Kościoła Narodowego w Ameryce niezależnego od Rzymu). Pracujący w Australii w latach 50. XX w. ks. Konrad Trzeciak odnotował w swoich wspomnieniach, że podczas konferencji biskupów australijskich w sprawie potrzeb duszpasterskich przybywających wówczas masowo do Australii emigrantów biskup z Brisbane powiedział, że jeśli emigrantom nie podoba się Kościoła australijskiego zmierzającego do ich szybkiej asymilacji, to mogą nie chodzić do kościoła, grunt żeby dzieci swoje wysyłali do szkół katolickich/łożyli na utrzymanie Kościoła (Marian Kałuski Polonia katolicka w Australii… Toruń 2010). Polonia amerykańska licząca 8-10 mln osób od dawna i podczas pontyfikatu Jana Pawła II narzekała na brak biskupów polskich, a później na ich tak małą liczbę biskupów, którzy by ją reprezentowali w episkopacie amerykańskim, troszcząc się o ich potrzeby. Polscy katolicy w USA stanowili ok. 12-15% katolików w tym kraju; trzymając się proporcji powinno być ponad 30 biskupów polskiego pochodzenia. Jednak wobec sprzeciwu głównie irlandzko-niemieckiego episkopatu amerykańskiego było ich zazwyczaj zaledwie kilku. Jan Paweł II nie chcąc sobie zrazić przedstawicieli irlandzko-niemieckiego episkopatu w zasadzie utrzymał ten stan rzeczy (także jego następcy). Był brak biskupów polskich w Kanadzie, Brazylii, Argentynie, Francji, Anglii czy nawet w Niemczech. Jednak najgorzej Jan Paweł II potraktował Polaków mieszkających na Litwie, Białorusi, Ukrainie i Rosji.
Po upadku Związku Sowieckiego w 1991 r. Jan Paweł II widząc w tym korzyści dla Kościoła katolickiego dążył do utworzenia narodowych Kościołów katolickich: białoruskiego i ukraińskiego przez brutalną (!) asymilację tamtejszych polskich katolików, co nie sposób nie uznać za antypolskie pociągnięcie. Watykan już od czasów carskich uważał, że przez likwidację polskiego katolicyzmu na Kresach i powstanie w jego miejsce narodowych Kościołów – białoruskiego i ukraińskiego łatwiej będzie prowadzić akcję nawracania prawosławnych Białorusinów i Ukraińców, a nawet Rosjan na katolicyzm. A po zamachu na jego osobę na placu św. Piotra w Rzymie 13 V 1981 r., dokonanym przez tureckiego zamachowca Ali Ağcę, Jan Paweł II miał obsesję na punkcie nawrócenia Rosji. Uważał je za swoją misję życiową. Bowiem papież wierzył, że swoje ocalenie nie zawdzięczał tylko szczęściu – wyraził to słowami: „Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę”. Dlatego że zamach miał miejsce 13 maja, podobnie jak pierwsze objawienie Matki Boskiej w Fátimie w 1917 r., związał je z nim. A że Matka Boska mówiła tam o nawróceniu Rosji, więc uznał, że to on ma doprowadzić do jej nawrócenia (Wikipedia). Rosja po upadku komunizmu w 1991 r. się nawróciła – powróciła do swojego historycznie prawosławia i nikt z Rosjan nie chciał i nie chce w ogóle słyszeć o jakimś nawróceniu się na katolicyzm, bo uważają, że także prawosławie prowadzi do Boga i że ono jest ich religią. A Matka Boska nawet nie doprowadziła do wizyty Jana Pawła II w Rosji, której tak bardzo pragnął i o którą się starał, chociaż danym mu było odwiedzić inne komunistyczne kraje, jak np. Kubę.
Jan Paweł II znając litewskie żądania kierowane do niego i uwagi Litwinów odnośnie swego polskiego pochodzenia, zaraz po objęciu tronu Piotrowego przyjął bardzo życzliwą postawę wobec Litwinów i postulatów litewskich, powoli realizując ich szantażowe życzenia. Zapewne wpływ na to miała bardzo proniemiecka i prolitewska (i skrajnie antypolska!) postawa papieża Piusa XII, a przez to i wielu dygnitarzy watykańskich. Wykorzystując to emigracja litewska wystarała się o to, aby w Watykanie, w podziemiach bazyliki św. Piotra, w 1970 r. została zbudowana Kaplica Litewska. W ołtarzu umieszczono – oczywiście - mozaikę przedstawiającą Ostrobramską Matkę Miłosierdzia, którą czcili głównie Polacy, a nie Litwini, których w Wilnie było zawsze bardzo mało; tak więc i tu Litwini wprowadzili politykę: miała ona podkreślać, że Wilno jest litewskie, a MB Ostrobramska ich i tylko ich ikoną. Aby przypodobać się Litwinom papież Jan Paweł II na samym początku swego pontyfikatu powiedział, że „połowa mego serca jest na Litwie”, chociaż do tej pory z Litwą, Litwinami, Wilnem czy kultem Matki Boskiej Ostrobramskiej nie miał nic czy bardzo niewiele wspólnego, parokrotnie odwiedził Kaplicę Litewską już w pierwszych latach pontyfikatu, pochodzącego z litewskiego środowiska emigracyjnego księdza litewskiego Audrysa Bačkisa mianował w. 1979 r. zastępcą sekretarza Rady Spraw Publicznych Kościoła, a w 1988 r. nuncjuszem w Holandii, a amerykańskiego arcybiskupa pochodzenia litewskiego Paula Marcinkusa mianował Pro-Prezydentem Miasta Watykanu, trzecią najważniejszą osobą w Watykanie po papieżu i sekretarzu stanu (w 1982 r. Marcinkus został uwikłany w finansowy skandal związany z bankructwem Banco Ambrosiano: David Yallop: Potęga i chwała. W mrocznym sercu Watykanu Jana Pawła II Kraków 2011), zaczął utrzymywać wyjątkowo serdeczne stosunki z biskupami litewskimi, w 1988 r. mianował duchownego Vincentasa Sladkevičiusa 27 V przewodniczącym Konferencji Episkopatu Litwy, 28 VI 1988 r. pierwszym w dziejach kardynałem narodowości litewskiej, a jak został przez papieża 10 marca 1989 r. mianowany arcybiskupem Kowna, to w podzięce papieżowi na przełomie 1991-1992 r. z kościoła Wniebowzięcia NMP (tzw. kościół Witolda) w Kownie usunął polskie epitafium hrabiów Tyszkiewiczów (Juliusz Jadecki Fikcje i fakty – „Magazyn Wileński” Nr 17 1993), w 1984 r. z okazji 500 rocznicy śmierci Świętego Kazimierza (właśc. Kazimierz Jagiellończyk 1458 Kraków - 1484 Grodno), polskiego królewicza, od 1481 r. namiestnika królewskiego w Koronie Królestwa Polskiego, świętego Kościoła katolickiego (1602), patrona Polski i Litwy (od początku w tej kolejności) papież Jan Paweł II ogłosił głównym patronem Litwy, a Poczta Watykańska wydała znaczek pocztowy przedstawiający św. Kazimierza wyłącznie jako patrona Litwy (napis), w 1987 r. doprowadził nie tylko do beatyfikacji pierwszego „Litwina”, czy raczej Litwina i Polaka w jednej osobie – abpa Jerzego Matulewicza/Jurgisa Matulevičiusa (nigdy nie używał nazwiska w litewskiej pisowni!) ale także ogłosił go jednym z patronów Litwy – tylko Litwy, chociaż życie abpa Matulewicza było więcej związane z Polską, Polakami i polskim Kościołem.
Pod koniec lat 80. XX w. trząsł się w posadach Związek Sowiecki. Papież Jan Paweł II uznał, że może bez przeszkód mianować biskupów na jego terenie. W ten sposób w marcu 1989 r. Jan Paweł II spełnił główne żądanie Litwinów – przeprowadził jeszcze wtedy częściową reorganizację administracji kościelnej na Litwie Sowieckiej dokonując oficjalnej nominacji litewskiego duchownego, ks. Julionasa Stepanoviciusa na arcybiskupa wileńskiego („Tygodnik Powszechny” 25.3.1989), czym właściwie także złamał polsko-watykański konkordat z 1925 r., bowiem archidiecezja wileńska ciągle wtedy – do 1991 r. należała do polskiej prowincji kościelnej. Jednocześnie dla Białorusi mianował biskupem polskiego kapłana z Wilna Tadeusza Kondrusiewicza, uprzednio (w 1988 r.) przenosząc go z Wilna do Grodna. Zaistniała wtedy okazja, aby razem z ks. Julionasem Stepanoviciusem mianować jako jego biskupa pomocniczego (sufraganem) bardzo zasłużonego polskiego kapłana z Wileńszczyzny, ks. Józefa Obrembskiego, w latach 1950-2002 proboszcza parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mejszagole – legendę Wileńszczyzny, patriarchę kapłanów polskich na Litwie, kapłana, który nie kłaniał się i nie bał komunistów, m.in. pomagał księżom ukrywającym się przed siepaczami komunistycznymi (. Ks. Jarosław Wąsowicz SDB w Internetowym „Przystanku Historii” (19.6.2020) pisze: „Był na Litwie niekwestionowanym autorytetem dla Polaków i wiernych innych narodowości. Nazywano go patriarchą kapłanów Wileńszczyzny i jeszcze za życia był otoczony legendą. Przeszedł do historii jako wychowawca kilku pokoleń naszych rodaków, którzy po 1945 r. pozostali na swojej ojcowiźnie”. Uczestniczył często jako świadek w dokonywanych przez nich potajemnych święceniach kapłanów, którzy po ukończeniu podziemnego seminarium mieli pracować w różnych częściach Związku Sowieckiego. Wielokrotnie przesłuchiwali go funkcjonariusze sowieckiej służby bezpieczeństwa, groziło mu nawet zesłanie na Syberię, ale szczęśliwie uniknął tego (Deon.pl). Jak bardzo był zasłużonym kapłanem dowodzi to, że po upadku Związku Sowieckiego odwiedzali go prezydenci Polski Lech Kaczyński i Bronisław Komorowski, częstym gościem u niego był poprzedni nuncjusz papieski arcybiskup Peter Stephan Zurbriggen, ambasadorzy Polski na Litwie (w 2008 r. ambasador Janusz Skolimowski wręczył ks. Obrembskiemu pierwszą na Litwie kartę Polaka), biskupi. Jeśli mianowanie ks. Obrembskiego nie było do przyjęcia przez Litwinów, to Jan Paweł II powinien mianować go wtedy biskupem honorowym/tytularnym. Uczynił to z podobnie zasłużonym kapłanem polskim (Sługa Boży Kościoła katolickiego) pracującym na terenie archidiecezji lwowskiej ks. Rafałem Kiernickim, właśc. Władysławem Kiernickim (1912 - 1995), którego w wieku 79 lat (!) mianował biskupem pomocniczym lwowskim. W przypadku ks. Józefa Obrembskiego Jan Paweł II „zapomniał” o czym nauczał jego Kościół – o sprawiedliwym wynagradzaniu za pracę. Bo i tym razem poszedł na rękę antypolskim szowinistom litewskim. Na co nie zdobył się Watykan, ignorujący działalność ks. Obrembskiego i polski Kościół katolicki, który faktycznie był parobkiem Jana Pawła II – bezwzględnym wykonawcą jego nawet antypolskich posunięć (w Polsce całkowicie przemilczanych!), zdobyli się polscy świeccy chrześcijanie, a przez nich Polska. W uznaniu wybitnych zasług dla ochrony dziedzictwa kulturowego i narodowego Polaków na Litwie, za zaangażowanie w działania na rzecz pojednania i rozwoju przyjaznych relacji Polaków i Litwinów oraz działalność charytatywną ks. Józef Obrębski został odznaczony: w 1992 r. - Złotą Oznaką Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej (równoważną z Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej), w 1994 r. – Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski – za wybitne zasługi w pracy duszpasterskiej wśród Polaków zamieszkałych w Republice Litewskiej, w 2001 r. – Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – za wybitne zasługi i zaangażowanie w działalności na rzecz normowania stosunków polsko-litewskich w 2011 r. Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Niestety, Litwini nie przyznali ks. Obremskiemu żadnego odznaczenia, okazując tym swoją małość. Po śmierci ks. Józefa Obrembskiego proboszczem mejszagolskim w latach 2011-16 był znany, ceniony i zasłużony kapłan polski na Wileńszczyźnie ks. Józef Aszkiełowicz, następnie proboszcz parafii św. Michała Archanioła w Butrymańcach i parafii św. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Podborzu. Osoba, która swą pracą kapłańską z pewnością zasłużyła na przyznanie jej przez arcybiskupa wileńskiego Gintaras Grušas tytułu honorowego kanonika. Niestety, litewski arcybiskup wileński o tym nawet nie pomyślał, bo ks. Aszkiełowicz to Polak. Tytuł ten został natomiast nadany ks. Aszkiełowiczowi w 2018 r. przez diecezję grodzieńską na dzisiejszej Białorusi za pracę i zasługi dokonane przez ks. Aszkiełowicza na jej terenie (L24.lt 11.5.2018).
Nowo mianowany przez Jana Pawła II biskup wileński Julionas Stepanovicius odwdzięczył się „polskiemu” papieżowi Janowi Pawłowi w ten sposób, że podjął decyzję o uczynieniu z arcypolskiej katedry wileńskiej w biegu dziejów Narodowej Katedry Litewskiej, w której nie ma miejsca na msze w języku polskim i że w również arcypolskim kościele św. Kazimierza w Wilnie nabożeństwa będą się odbywać tylko w języku litewskim i rosyjskim, z wykluczeniem polskiego, chociaż w Wilnie mieszkało KILKASET razy więcej polskich katolików niż rosyjskich oraz nie zezwolił w 1989 r. na odprawienie w Dzień Zaduszny nabożeństwa ku czci Polaków pomordowanych w podwileńskich Ponarach przez Niemców i Litwinów (J. Jadecki, jw.). Abp Julionas Stepanovicius był nieodrodnym synem przedwojennych biskupów litewskim – stuprocentowym polakożercą – sługą Szatana. Nie tylko czynił katedrę wileńską litewskim prawie że pogańskim chramem narodowym i przez to bez dostępu do niego Polaków, ale jak prawdziwy barbarzyńska zakrył lub poniszczył zabytkowe tablice i inne rzeczy tylko dlatego, że miały polskie napisy. Udowadnia to znany pisarz litewski Tomas Venclowa w rozmowie z tygodnikiem „Newsweek” (Co gryzie Litwina „Express Wieczorny” 10.8.2008 za „Newsweek”) mówiąc: „Znałem dobrze księdza Vasiliauskasa, pierwszego proboszcza katedry wileńskiej po zwróceniu jej Kościołowi. On tego ukrywania polskich napisów nie chciał, nie zgadzał się z ówczesnym arcybiskupem wileńskim. Ale arcybiskup postawił na swoim… (czuł) stałą niechęć do Polaków” (i to był chrześcijanin?!). Za jego rządów doszło do usunięcia języka polskiego z kościołów w Święcianach i Jewiach, chociaż mieszkało tam dużo Polaków (A. Hlebowicz).
W latach 1989-91 polityka Watykanu wobec Kościoła katolickiego na Litwie nie była jeszcze dokładnie sprecyzowana. Toteż w tym okresie Kościół polski okazywał zainteresowanie polskimi katolikami na Litwie. M.in. wysłano sporo polskich książek katolickich (modlitewniki, Katechizm, śpiewniki) i do Wilna udało się kilku biskupów polskich, m.in. Henryk Gulbinowicz i Edward Materski (obaj pochodzili z Wilna) i doprowadzili do pewnych ustępstw ze strony kurii wileńskiej wobec katolików polskich, szczególnie biskupa sufragana Juozasa Tunaitisa. Biskup ten zgodził się na przyjazd z Polski kilku duszpasterzy, którzy mogli objąć najbardziej potrzebujące polskich kapłanów placówki w Kalwarii Wileńskiej i Ejszyszkach, na lektorat języka polskiego w seminarium kowieńskim oraz na założenie Katolickiego Stowarzyszenia Polaków na Litwie, zajmującego się działalnością charytatywną wśród Polaków i katechizacją (A. Hlebowicz). Po śmierci Julionasa Stepanoviciusa w 1991 r. nowym arcybiskupem wileńskim został taki sam jak on nacjonalista litewski Audrys Bačkis i odwilż dla polskich katolików w archidiecezji wileńskiej się skończyła, tym bardziej, że papież Jan Paweł II poparł politykę wynaradowienia Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie.
Mianowanie ks. Stepanoviciusa arcybiskupem wileńskim zaowocowało oderwaniem archidiecezji wileńskiej od polskiej prowincji kościelnej w 1991 r. i włączeniem arcybiskupstwa litewskiego w skład litewskiej prowincji kościelnej. Nacjonaliści litewscy dopięli swego i triumfowali. Jan Paweł II, z urodzenia Polak, stał się tym samym grabarzem polskiej archidiecezji wileńskiej, która odegrała wielką rolę w historii Kościoła polskiego: dzisiaj przedstawia się je jako historię Kościoła litewskiego, głównie przez głupią – na chama robioną próbę jej litwinizowania/fałszowania historii i robienia z Polaków Litwinów, co często odbywa się za zgodą Kościoła polskiego, rzekomo patriotycznego i rzekomo zawsze będącego z narodem polskim (w co może uwierzyć tylko osoba nie znająca historii Polski). A można było tego uniknąć, gdyby Jan Paweł II nie utworzył w 1991 r. z polskiej części archidiecezji wileńskiej nowej diecezji archidiecezji białostockiej, a tylko archidiecezję białostocko-wileńską, która byłaby spadkobierczynią polskich dziejów biskupstwa, a następnie archidiecezji wileńskiej w latach 1388-1945. Niestety, ani papież, ani biskupi polscy o tym nie pomyśleli (to samo należało zrobić z arcybiskupstwem lwowski – z polskiej jego części powinno zostać utworzone biskupstwo zamojsko-lwowskie; poszli na rękę Litwinom i Ukraińcom kosztem polskiej historii katolickiej na Kresach). Następcą abpa Stepanowiciusa na wileńskiej stolicy biskupiej Jan Paweł II mianował swego watykańskiego pupila Audrysa Bačkisa, którego następnie uczynił kardynałem. Był on synem Stasysa Antanasa Bačkisa (1906-1999), litewskiego dyplomata i działacz emigracyjny, przywódca litewskiej emigracji w latach 1983–1987 - polakożercy. A że „niedaleko pada jabłko od jabłoni” synem został wychowany na przykładnego polakożercę. Tak zwany kapłan Audrys Bačkis całą swoją działalnością w Wilnie udowodnił to bez najmniejszego wstydu. Był zasłużonym sługą Szatana walczącym z polskim katolicyzmem w archidiecezji wileńskiej: wiedział bowiem, że ze strony Watykanu ma wolną rękę w sprawach polskich katolików, że może liczyć nawet na poparcie Jana Pawła II. Najlepszym na to dowodem jest to, że Bačkis w brutalny sposób zabrał z kościoła polskiego św. Ducha obraz Jezusa Miłosiernego, związany ze św. Faustyną Kowalską i z okresem jej pobytu w Wilnie, gdyż kościół ten stawał się polskim sanktuarium związanym kultem z tą świętą, a Bačkis nie chciał nowego polskiego sanktuarium w Wilnie. Pozwolenie na to wyjątkowo bolesne antypolskie pociągnięcie udzielił mu „polski” papież Jan Paweł II! (Tadeusz Andrzejewski Patowa sytuacja Tygodnik Wileńszczyzny 22-28.4.2004).
Jest przykrym faktem, że Jan Paweł II popierając antypolską politykę wschodnią Jerzego Giedroycia szedł zawsze na rękę antypolskiemu Kościołowi litewskiemu i przez to, chociaż był polskiego pochodzenia nigdy nie stanął w obronie Polaków – polskich katolików na Litwie przed prześladowaniami ze strony Kościoła litewskiego! Natomiast wręcz oburzające jest to, że Kościół litewski w walce z Polakami w Wilnie i na Wileńszczyźnie miał sprzymierzeńca w Watykanie. I że ten fakt tolerował Episkopat Polski i ukrywany jest po dziś dzień przed społeczeństwem polskim. Powtarzam to po raz kolejny, że polscy biskupi lubią szastać kłamliwym sloganem (kłamliwym, gdyż bardzo wiele faktów temu zaprzecza), że „Polski Kościół był zawsze z narodem polskim”. Więc dlaczego nie martwi go w ogóle prześladowanie polskich katolików na dzisiejszej Litwie?!
Oto dwa najbardziej oburzające przykłady na uległość Jana Pawła II wobec wrogich Polakom biskupów litewskich i Kościoła litewskiego.
Największym skandalem na tle nietolerancji etnicznej w Kościele litewskim jak i Litwie, która ledwo co odzyskała niepodległość, i to z udziałem papieża Jana Pawła II, była sprawa odmowy przez rząd litewski i Kościół litewski osobnego spotkania się z Polakami podczas pobytu papieża Jana Pawła II w Wilnie w 1993 r. Było to skandalem z tego powodu, że na Litwie – w Wilnie i na Wileńszczyźnie mieszkało wówczas ok. 250 000 Polaków, z czego ok. 110 000 w Wilnie, które było pierwszym etapem jego podróży, a także dlatego że Jan Paweł II podczas swych pielgrzymek po świecie (ponad 100 podróży) spotykał się ZAWSZE z lokalną Polonią, nawet jeśli to była mała grupa osób. Np. w spotkaniu papieża z Polakami w Gwatemali wzięło udział zaledwie 100 osób, czyli tyle ilu tam mieszka Polaków. O spotkanie papieża z Polakami na Litwie zabiegało wiele polskich środowisk (Ojciec Św. nie wyróżni Polaków Słowo. Dziennik Katolicki 28.1.1993). Bowiem na takie spotkanie nie zgadzał się rząd litewski jak również biskupi litewscy, oczywiście z powodu swojej wielkiej „miłości” do Polaków. Papież nie chcąc drażnić tak ich jak i w ogóle polakożerczych Litwinów postanowił nie spotykać się osobno z Polakami. Wybuchły z tego powodu skandal stał się tak głośny i ostry, że informacje o nim poszły w świat. Jan Paweł II ostatecznie był zmuszony spotkać się z Polakami w Wilnie. Jednak, aby to spotkanie „nie rzucało się w oczy” światowym mediom i było jak najmniej liczne, Kościół litewski zgodził się jedynie na to, aby urządzono je w niedużym kościele polskim św. Ducha w Wilnie, w którym mogło się pomieścić zaledwie najwyżej 1000 osób (Odnieśliśmy zwycięstwo! Merkuriusz Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej Nr 4 1993). Tak więc w spotkaniu mogła wziąć udział jedynie mała garstka Polaków mieszkających na Litwie; w australijskim Melbourne, gdzie mieszka zaledwie 20 000 Polaków, spotkanie z papieżem odbyło się na wielkim stadionie MCG! Będąc w katedrze wileńskiej papież nie powiedział ani jednego słowa po polsku, chociaż w świątyni było bardzo dużo Polaków.
Podczas pielgrzymki po Litwie, na Górze Krzyży koło Szawli (Żmudź) papież Jan Paweł II zrobił drugi oburzający ukłon w stronę nacjonalistów litewskich. W kazaniu wśród męczenników z okresu komunistycznego wymienił nazwisko abpa Mecislovasa Reinysa, mówiąc, że są to kandydaci na ołtarze. Litwini to podchwycili i od tego czasu czynione są starania w Watykanie o beatyfikację abpa Reinysa (angielska wersja internetowej Wikipedii, polska tę sprawę przemilcza, aby Polacy o tym nie wiedzieli!). Czy jego śmierć w sowieckim więzieniu zmyła z niego haniebną antypolską działalność z okresu II wojny światowej?! - Jeśli jakiś papież odważy się wynieść go na ołtarze, to wówczas powinien mieć odwagę ogłosić go patronem polakożerców! Jednak lata lecą i jak dotychczas nie ma ani świętego, ani nawet błogosławionego Reinysa. Domyślam się, ile trudu zadają sobie duchowni litewscy i kurialiści watykańscy, aby zakłamać biografię abpa Reinysa, aby z czarnej owcy zrobić białego gołąbka, aby z polakożercy zrobić gołąbka pokoju, aby sfabrykować jakiś „cud”.
Papież Jan Paweł II wybrał jako intencję modlitw na XXII Światowy Dzień Pokoju 1989, który jest obchodzony w Kościele 1 stycznia każdego roku, temat: „Poszanowanie praw mniejszości warunkiem rozwoju pokoju”, który jest jakby naturalnym przedłużeniem intencji modlitw o pokój na świecie z 1988 r.: „Wolność religijna warunkiem pokoju”. W związku z tym, że wolności religijnej Polakom na Litwie nie chce zapewnić Kościół litewski, będący na usługach szowinistów litewskich, prawdziwi chrześcijanie uznali, że skandaliczny konflikt między katolikami polskimi a litewskimi powinna nareszcie rozwiązać Stolica Apostolska, wykorzystując powstanie niezależnej Litwy w 1991 r. Dlatego, jak czytamy w dokumencie Związku Ziem Wschodnich RP w Melbourne w Australii pt. O prawa dla Polaków-katolików w Wilnie („Tygodnik Polski” 15.7.1989) po oddaniu administracji arcybiskupstwa wileńskiego w ręce całkowicie litewskie, chociaż w tej diecezji ok. 40-50% praktykujących katolików stanowią Polacy, nadszedł czas, aby Watykan także ugruntował i zagwarantował tak wielkiej masie Polaków-katolików w archidiecezji wileńskiej opiekę duszpasterską w ich języku. Najlepszym rozwiązaniem będzie mianowanie Polaka biskupem sufraganem (pomocniczym) wileńskim (którego otrzymali Litwini pod naciskiem Watykanu w 1940 r.) i zabezpieczenie praw polskich katolików w ramach Kościoła litewskiego, a gdyby tego nie można było zrealizować, wówczas należałoby odseparować katolików polskich od Kościoła litewskiego i mianowanie dla nich administratora apostolskiego z tytułem biskupa, co było już w przeszłości praktykowane przez Stolicę Apostolską. Sugestie te są całkowicie usprawiedliwione i możliwe do zrealizowania, i są warunkiem rozwoju pokoju między Polakami i Litwinami na Litwie, zgodnie z tym co napisał litewski humanista Tomas Venclova: „musimy zdobyć się na przyznanie, że Wilno i Wileńszczyzna były przez wiele stuleci – i pozostaną – co najmniej dwukulturowym. Nie jest to powodem do utyskiwań. Wprost przeciwnie, daje szansę wspólnego wzbogacenia…” (List otwarty do Litwinów i Polaków na Litwie „Kultury” Nr 3/1989, Paryż). Również znany i ceniony działacz polski w Wilnie dr Jan Mincewicz, podczas pobytu papieża Jana Pawła II w Białymstoku w 1993 r., zwrócił się do niego z prośbą o mianowanie polskiego biskupa pomocniczego w Wilnie, ale rzekomo polski papież Jan Paweł II chcąc ponownie przypodobać się Litwinom, a właściwie nacjonalistom litewskim, nigdy tego nie uczynił (zmarł w 2005 r.). Z kolei jego następców ta sprawa nic nie obchodziła i nie obchodzi. Bowiem w tradycji Watykanu jest niewtrącanie się w konflikty etniczne między katolikami (zawsze w tych sprawach obmywał ręce jak Piłat), chyba że sprawa dotyczy możnych tego świata. Wtedy zawsze zabierali głos z poparciem dla tego możnego. Tak było np. z papieżem Grzegorzem XVI, który zamiast stanąć w obronie prześladowanych Polaków i prześladowanego również Kościoła polskiego, w swojej encyklice Cum primum ogłoszonej 9 VI 1832 r. potępił polskie powstanie z 1830 r. przeciwko PRAWOSŁAWNEMU cesarzowi Rosji, mające na celu obalenie legalnej władzy i potępił je (według nauki Kościoła „każda władza pochodzi od Boga”) i napomniał polskich biskupów oraz duchowieństwo, aby podporządkowali się władzy zaborców oraz aby zachęcali do tego lud (Wikipedia). Dlatego wszelkie skargi kierowane do Watykanu na prześladowane przez biskupów danej grupy etnicznej wędrują zawsze, ale to zawsze do kosza na śmieci. A że każdy biskup odpowiada za swą działalność na terenie powierzonej mu diecezji „tylko przed Bogiem i papieżem”, więc de facto staje się udzielnym księciem, na którego, jakby zaistniała taka konieczność, nie ma żadnego kija: bo Bóg za daleko i w ogóle nie bierze udziału w życiu ludzkości (Kościół usprawiedliwia to następująco: Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”, a na tę sprawiedliwość mamy czekać do sądu ostatecznego, czyli „czekaj tatka latka”), a papież w takich sprawach zawsze obmywa ręce, zapominając o Słowie Bożym: „Dobry pasterz dwa o owieczki swoje”. Biskupi mogą więc dowolnie prześladować podległą im grupę etniczną. Z czego litewscy biskupi wileńscy korzystają pełną garścią. Dla mnie jako Polaka i katolika trudno zaakceptować głuche milczenie Kościoła POLSKIEGO w sprawie prześladowania POLSKICH katolików na Litwie. To milczenie Kościoła polskiego woła o pomstę do nieba!

……….

Sprawa prześladowania polskich katolików w Wilnie i na Wileńszczyźnie przez litewski Kościół katolicki dała o sobie znać ze zdwojoną siłą po ogłoszeniu przez lidera Związku Sowieckiego Michaiła Gorbaczowa w 1987 r. tzw. głasnosti, która miała prowadzić „do uzyskania jawności życia publicznego i otwarcia informacyjnego na świat”. W wyniku głasnosti przeprowadzono m.in. zniesienie cenzury. Głasnost zapoczątkowała również proces formowania się w Związku Radzieckim społeczeństw obywatelskich. A więc także polskiego społeczeństwa obywatelskiego na Litwie. Tamtejsi Polacy zaczęli domagać się większych praw narodowych na gruncie państwowym i religijnym. Litwini, którymi kierował ogólnonarodowy ruch Sajudis, walczący o te same prawa ani myśleli o przyznaniu tych praw Polakom na Litwie. W Sajudisie w imieniu Kościoła litewskiego, który uważał go za swego ambasadora, antypolskie stanowisko reprezentował ks. Vaclovas Aliulis MIC (Bernardinai.lt 17.2.2020).
Sprawy i troski polskich katolików na Litwie stały się głośne nie tylko na Litwie, ale także w Polsce, głównie w prasie.
Józefa Hennelowa w ukazującym się w Krakowie katolickim „Tygodniku Powszechnym” z 4 XII 1988 r. w artykule zatytułowanym W cieniu Rossy pisze: „Litewsko-polskie współżycie kształtować będzie w ogromnej mierze także i katolicyzm … Powinien wszak łączyć. A tymczasem jest właśnie jednym ze źródeł konfliktu”.
Sprawą tą zainteresował się Jan Paweł Gawlik, znany eseista, teatrolog, krytyk teatralny, publicysta, dramaturg, pisząc w „Życiu Literackim (Sprawa Jana Ciechanowicza Nr 42 1991): „…z perspektywy Wilna pojawiają cię cienie nietolerancji… A nas – Polaków i Litwinów – nie stać na konflikty. Łączy nas wspólnota, nie sprzeczność interesów. Przyszłość, która się rysuje w ramach wspólnej i wolnej Europy, Europy Ojczyzn, powinna być przyszłością współpracy i tolerancji, rzetelności i prawdy – wszystkich wobec wszystkich. A to, co się w tej sprawie nad Wilią dziś dzieje, nie zawsze ma, niestety, taki charakter. Być może i my nie jesteśmy bez winy. Być może stajemy się uczuleni na sposoby postępowania litewskich władz i litewskiego społeczeństwa, bo lepiej widzi się i czuje przejawy niechęci niż lojalności i dobrej woli z przeciwnej strony. Ale gdy napięcia przenoszą się na miejsca kultów religijnych, gdy prężny litewski Kościół katolicki staje się terenem relacjonowanych tu uczuleń, a wierni zbierają podpisy przeciwko odprawianiu w ich świątyniach nabożeństw w języku polskim, litewska zaś hierarchia lokuje księży-Polaków w parafiach litewskich, księży Litwinów w parafiach polskich, a będący zawsze bastionem polskości polski Kościół katolicki na Litwie przeżywa wraz z wiernymi swoje trudne dni, to nie jest to dobrze i nie powinniśmy udawać, że nic się nie dzieje”.
Natomiast Jerzy T. Zalesiak pisze: „…Kościół litewski zszedł na pozycje narodowe, gdy tymczasem Polacy wileńscy tradycyjnie przywiązani są do Kościoła Powszechnego. Na co dzień płacą oni bardzo wysoką cenę za to… Na Litwie nie dosłyszano głosu Papieża Jana Pawła II w Orędziu „Poszanowanie mniejszości warunkiem pokoju” z 8 grudnia 1988 r. i nie podjęto dzieła naprawy: szanowanie wolności religijnej jednostek w ich życiu zbiorowym, nieskrępowanego sprawowania kultu wiary, stworzenia warunków do religijnego wykształcenia. Dzisiaj jest więcej niż pewne, że ponad trzystutysięczna polska społeczność na Wileńszczyźnie nie może oczekiwać od hierarchii Kościoła litewskiego rozwiązania jej najbardziej żywotnych potrzeb religijnych” (Język liturgii – tylko część problemu „Słowo. Dziennik Katolicki” 20.3.1995).
Jeszcze bardziej na temat prześladowania polskich katolików przez litewskich biskupów wileńskich, którzy jednocześnie ośmielają się krytykować przedwojennego polskiego arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego za rzekome prześladowanie litewskich katolików na Wileńszczyźnie (czynił to np. abp Julionas Stepanovicius, który w ten sposób usprawiedliwiał wykluczenie mszy polskich w katedrze i kościele św. Kazimierza) pisały i piszą polskie gazety wydawane na Litwie. Np. Jeremi Sidorkiewicz w polskim „Kurierze Wileńskim” z 23 marca 2011 r. pisze: „Dzisiejsi litewscy hierarchowie kościelni również nie raz pokazali niechętne Polakom oblicze”. I dodaje „Polacy nie powinni jednak biernie poddawać się dyktatowi nacjonalistów w sutannach. Warto pisać zbiorowe petycje z żądaniem nabożeństw w języku polskim nawet do Benedykta XVI. Jest to sprawa honoru i godności ludzkiej. Kto nie szanuje siebie samego, szanowany przez innych nie będzie”.
Nie sposób w tym rozdziale przedstawić wszystkie krzywdy jakie spotkały i spotykają polskich katolików na Litwie.
Dlatego, że wszyscy papieże od 1918 r. nie przejmowali się i nie przejmują losem polskich katolików na Litwie, więc po wytępieniu polskich katolików na Litwie Kowieńskiej, obecnie do wytępienia Polaków-katolików w Wilnie i na Wileńszczyźnie, które to miasto i ziemię sprezentował Litwinom Stalin po napadzie na Polskę we wrześniu 1939 r., to według nich zbożne dzieło prowadzili i prowadzą litewscy arcybiskupi-metropolici Wilna: Julijonas Steponavičius 1989-91, Audrys Bačkis 1991-2013 i obecnie Gintaras Grušas - skrajni nacjonaliści litewscy wrogo ustosunkowani do Polski, Polaków i wszystkiego co polskie na terenie arcybiskupstwa wileńskiego. Jak już pisałem, Julijonas Steponavičius zaraz po odzyskaniu katedry wileńskiej uczynił z niej - tej wielowiekowej arcypolskiej świątyni będącej pod patronatem patrona Polski – św. Stanisława i z grobami królów i królowych Polski oraz królewicza św. Kazimierza, także patrona Polski, wzniesioną w obecnym kształcie przez polskich architektów Wawrzyńca Gucewicza i Michała Szulca, w której na ołtarzu głównym jest ciągle obraz Zamordowanie św. Stanisława przez Bolesława Śmiałego polskiego malarza Franciszka Smuglewicza, którą cały naród polski po wielkiej powodzi w 1931 r. uratował przed niechybnym zawaleniem się (Marian Kałuski Polskie Wilno 1919 – 1939 Toruń 2019) LITEWSKĄ świątynią narodową, tym samym zamkniętą dla polskich katolików w Wilnie; msze odprawiane są wyłącznie po litewsku. Usunięto ze świątyni prawie wszystkie pamiątki polskie, m.in. zamurowano nagrobek przedwojennego arcybiskupa wileńskiego Jana Cieplaka, m.in. męczennika więzień sowieckich oraz usunięto tablicę upamiętniającą króla Władysława Jagiełłę – pierwszego budowniczego katedry wileńskiej! (M. Kosman Orzeł i Pogoń), a prochy biskupa Władysława Bandurskiego – honorowego kapelana Legionów Polskich i biskupa polowego Wojska Polskiego w 1996 r. za abpa Bačkisa, wypędzono do Warszawy. W świątyni bożej Litwini umieścili natomiast bardzo brzydko namalowane portrety nacjonalistów litewskich (widziałem te kicze podczas pobytu w Wilnie w 2002 r.). Fakt uczynienia z katedry wileńskiej chramu litewskiego na poły pogańskiego tak skomentował znany poeta i pisarz litewski Tomas Venclova w swym „Liście otwartym do Litwinów i Polaków na Litwie”, zamieszczonym w paryskiej „Kulturze” (Nr 3/1989): „Przerażają mnie ludzie, którzy sprzeciwiają się dopuszczeniu mszy polskiej w katedrze wileńskiej, ostatnio zwróconej wierzącym w wyniku presji całej ludności kraju. Mówi się o „świątyni narodowej”, gdzie powinien brzmieć wyłącznie język litewski. Jest to rzeczą skandaliczną, bo samo pojęcie świątyni „narodowej” jest niechrześcijańskie, przeciwne idei braterstwa oraz wspólnego przyznawania się do wartości ponadnarodowych, uniwersalnych… (Kościół polski dopuścił język litewski do prokatedry w Sejnach). Czy musimy teraz odwdzięczać się za ten gest Kościoła polskiego gestem wyraźnie wrogim?... Postawa ciągłego prowokowania Polaków jest bezpłodna, destruktywna i niebezpieczna”. Napisała to Litwin i osoba świecka. Tymczasem Watykan idąc na rękę nacjonalistom litewskim zaakceptował uczynienie z katedry wileńskiej chramu litewskiego. Natomiast biskupi polscy w tej sprawie skulili ogon pod siebie.
Z kolei abp Bačkis uczynił z katedry wileńskiej chram bożka nacjonalizmu litewskiego. Tym bożkiem dla nacjonalistów litewskich jest współtwórca niepodległości Jonas Basanavičius (zm. 1927), który był zaciekłym polonofobem. To on pierwszy powiedział jakże kłamliwe słowa: „Każdy, kto zna się na przeszłości Litwy, wie, że w szeregu wrogów narodu litewskiego Polacy zajmują pierwsze miejsce” i nawoływał do „przerobienia Kościoła (na Litwie) w litewski narodowy, który będzie lekiem na przeklętą polonizację”. Poza tym był raczej ateistą czy osobą daleką od praktykowania wiary katolickiej. Tymczasem w katedrze wileńskiej ustawiono na widocznym miejscu jego popiersie i to w rozmiarach większych od figury jakiegokolwiek świętego, a nawet i Chrystusa. Pomnik człowieka nic nie mającego wspólnego z wiarą i z miłością do bliźniego, a wręcz przeciwnie, pałającego ogniem nienawiści do drugiego człowieka, do Polaków (Zbigniew Siemienowicz Błądząca Pogoń – relacje polsko-litewskie Kurier Wileński 10.9.2010). Bowiem w Kościele katolickim jest tak, że ordynariusz diecezji jest „panem życia i śmierci” – może robić co mu się rzewnie podoba i wara innym do tego, co samo w sobie jest skandalem, a przede wszystkim niechrześcijańskie. A jeśli ktoś widzi zło w Kościele, to nie ma prawa milczeć. Jeśli milczy, to bierze na swoje sumienie grzechy upadłego biskupa! Przestaje być nie tylko następcą Apostołów, ale również chrześcijaninem!
W pierwszej części tej książki pisałem obszernie o tym, że przed I wojną światową duchowieństwo litewskie, a w okresie międzywojennym Kościół litewski na równi z nacjonalistami był największym wrogiem Polaków i języka polskiego. W okresie międzywojennym biskupi litewscy nie tylko zlikwidowali w prawie stu procentach odprawianie polskich mszy św. w kościołach na Litwie, ale także w ogóle usunęli język polski z kościołów, zabraniając na przykład słuchania spowiedzi w języku polskim, nawet w przypadku osób starszych, które nie miały okazji nauczyć się języka litewskiego, a w późniejszym wieku nie były w stanie opanować bardzo trudnego języka litewskiego. Przez 22 lata (1991-2013) arcybiskup wileński Audrys Bačkis nie chciał i nie nauczył się języka polskiego, chociaż co najmniej połowę ludzi uczęszczających do kościoła stanowili i zapewne nadal stanowią Polscy (litewski portal internetowy „Delfi” w kwietniu 2010 r. podał, że według przeprowadzonych badać zaledwie 16% Litwinów zadeklarowało chodzenie do kościoła) z nienawiści do połowy swoich „owieczek”. Abp Bačkis idąc w ślady przedwojennych biskupów litewskich postanowił wyrugować język polski z kościołów na terenie arcybiskupstwa wileńskiego. I cały czas wytrwale do tego dążył.
W zachowaniu czy podtrzymywaniu polskości wśród Polaków poza granicami dzisiejszej Polski ważną rolę odgrywał i odgrywa język polski. Wspólnoty polskie pozbawione polskiego duszpasterza i polskich nabożeństw wynaradawiają się już w drugim pokoleniu. Zdają sobie sprawę z tego litewscy biskupi wileńscy i całą garścią – bez żadnych skrupułów wykorzystywali i wykorzystują to w walce z polskim katolicyzmem na terenie arcybiskupstwa. Od czasów sowieckich likwidują polskie nabożeństwa. Zmarłych księży polskich zastępują proboszczami litewskimi, chociaż na etnicznej Litwie występuje drastyczny brak księży. Według artykułu Petrasa Gaucasa pt. Język liturgii w kościołach archidiecezji wileńskiej („Lietuvos Aidas” 6.1.1995) w 1994 r. na 100 czynnych w Wilnie i na terenie diecezji wileńskiej kościołów, w 32 nabożeństwa były odprawiane po polsku, w 29 po litewsku, w 38 po litewsku i po polsku. W 1994 r. w parafiach autor artykułu przyznaje, że w grupie kościołów dwujęzycznych są takie, w których Litwini stanowią zaledwie 7% ogółu parafian. Jednak należąc do grupy katolików panującego narodu mają zabezpieczone nabożeństwa w ojczystym języku, czego nie można powiedzieć o parafiach z nabożeństwami tylko litewskimi, chociaż Polacy często stanowią w nich dużo, dużo więcej niż 7% wiernych. W parafiach dwujęzycznych ewangelia jest czytana po litewsku, zaś kazania wygłaszane są po litewsku i polsku, z tym, że księża litewscy posługują się często językiem rzekomo polskim, całkowicie niezrozumiałym przez Polaków (Aleksander Dawidowicz W sprawie Polaków na Wileńszczyźnie „Nowy Świat”, Warszawa 25-26.7.1992). W praktyce jednak, jak zaznacza Gaucas język liturgii należy od księdza. Gdy ksiądz ma przypisane dwie czy trzy parafie, to wówczas nie ma czasu na dwujęzyczną liturgię i msze odprawiane są po litewsku, co wykorzystują księża litewscy, którzy z reguły pracują w takich parafiach. Księża ci w wielu wypadkach prowadzą głównie działalność nie duszpasterską, ale polityczną, skierowaną na lituanizację społeczności polskiej, głównie polskich dzieci” (A. Dawidowicz). Czasami przy komunikowaniu wiernych posługuje księdzu litewskiemu ministrant trzymający chorągiewkę o barwach narodowych Litwy. Poza tym księża litewscy w księdze metrykalnej wpisują imię chrzczonego dziecka polskiego nie po polsku tylko po litewsku (Jerzy T. Zalesiak Język liturgii – to tylko część problemu „Słowo. Dziennik Katolicki” 20.3.1995). Gorzej, w Druskiennikach, Marcinkańcach, Olanach, Ignalinie, Rymszanach, Duksztach i kilkunastu innych parafiach, w których Polacy stanowią duży odsetek wiernych, nie mają oni możliwości modlenia się w tych kościołach po polsku. Działacz społeczności polskiej w Wilnie i na Wileńszczyźnie i w latach 1992-96 poseł na Sejm litewski Zbigniew Siemienowicz w „Kurierze Wileńskim” (Błądząca Pogoń – relacje polsko-litewskie 10.9.2010) pisze, że niektórzy księża litewscy potrafią zwalczać nawet polskie słowo w kościele: „W wielu kościołach zaniechano nie tylko kazań polskich, ale nawet odczytywania po polsku polskiej ewangelii”. Carskie ogłoszenie w ówczesnym Wilnie, które ostrzegało Polaków: „Goworit polskij wospreszczaetsia” (mówienie po polsku zabronione) odżyło na dzisiejszej Litwie – w państwie niby demokratycznym i tolerancyjnym oraz katolickim, należącym z polską pomocą do Unii Europejskiej i NATO. Na odbytym w dniach 6-8 V 2016 r. Narodowym Kongresie Miłosierdzia w Wilnie, 90 tys. Polaków mieszkających w Wilnie, „nie miało okazji usłyszeć języka ojczystego w modlitwach ogólnych… Polskie środowisko znów się czuje pokrzywdzone, ponieważ po raz kolejny to, co jest polskie, jest traktowane po macoszemu” - pisze w „Tygodniku Wileńszczyzny” Teresa Worobiej i dodaje (Bowiem litewscy) „organizatorzy nie zatroszczyli się o to, żeby chociaż cząstkę koronki do Bożego Miłosierdzia, którą modlono się w sobotę na Placu Katedralnym podczas nabożeństwa pokutnego, odmówić w języku polskim, przecież w diecezji wileńskiej sporo wiernych jest polskojęzycznych. Tym bardziej, że jest to język, w którym Jezus ją podyktował św. Faustynie. Mimo że Kongres Miłosierdzia odbywał się na poziomie ogólnokrajowym, to wiernym, przybyłym ze Żmudzi, czy Kowieńszczyzny, chyba nie przeszkadzałoby kilka słów wypowiedzianych w języku polskim” („Tygodnik Wileńszczyzny”, „Kresy.pl., „L24.lt 6.8.2016). W 1994 r. wśród ok. 250 tys. katolików polskich pracowało zaledwie 24 księży polskich, w tym wielu w podeszłym wieku. Bowiem w okresie sowieckim do jedynego seminarium duchownego na Litwie – w Kownie przyjmowano bardzo niewielu polskich kandydatów do kapłaństwa. W pierwszych latach po odzyskaniu przez Litwę niepodległości było jeszcze gorzej. W 1989/90 roku nie przyjęto do seminarium ani jednego z 6 polskich kandydatów (Piotr Błaszczykowski Epopeja Polaków Ziemi Wileńskiej Gdańsk 1990). W Polsce od 1932 r. istnieje Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej – chrystusowcy, czyli rzymskokatolickie zgromadzenie zakonne, którego celem jest apostolstwo poprzez pracę duszpasterską na rzecz Polaków mieszkających poza granicami kraju. Chrystusowcy prowadzą duszpasterstwo wśród Polaków w kilkudziesięciu krajach, w tam w dalekiej Australii, gdzie mieszkam. Mogliby pracować także wśród polskich katolików na Litwie, jednak biskupi litewscy nie wyrażają na to zgody, gdyż księża z Polski byliby psychicznie od nich niezależni i ocalali by polskość, którą oni chcą koniecznie zniszczyć (P. Błaszczykowski). W takiej sytuacji księża z Polski udawali się na wyjazd na Wileńszczyznę na wakacje, aby móc odprawiać polskie nabożeństwa w tamtejszych parafiach pełnych Polaków. Nieliczni księża polscy uzyskali zgodę na pracę duszpasterską na Wileńszczyźnie. Wśród nich był m.in. ks. Dariusz Stańczyk. Przybył na Wileńszczyznę w 1991 r. i pracował w parafiach w Kalwarii Wileńskiej, Taboryszkach i Szumsku. Był dobrym kapłanem, ale także zasłużonym działaczem społecznym i obrońcą polskości. Nie podobało się to arcybiskupowi Bačkisowi, który go odwołał 10 lipca 1996 r. ze stanowiska proboszcza czysto polskiej parafii szumskiej. Wywołało to głośny sprzeciw parafian i w ogóle Polaków na Wileńszczyźnie oraz w Polsce. Biskup radomski Edward Materski (który urodził się w Wilnie) w oświadczeniu wydrukowanym w katolickim dzienniku „Słowo” napisał, że nie odwołuje z Litwy żadnego z księży radomskich, w tym księdza Dariusza Stańczyka. Działacze polscy na Wileńszczyźnie zwrócili się z prośbą o pomoc do Nuncjusza Apostolskiego na Litwie i nawet niedawny i znany ze swej pro litewskości ambasador RP w Wilnie Widacki poparł akcję na rzecz zatrzymania na Litwie ks. Stańczyka. Protestowała prasa polska na Litwie, m.in. „Nasza Gazeta”. Abpa Bačkis został zmuszony do zmiany swej decyzji. Ksiądz Dariusz Stańczyk pracował następnie w parafii św. Siostry Faustyny na Antokolu (Wilno). Całym sercem wspierał i pomagał Polakom na Wileńszczyźnie. Inicjował i prowadził budowę wielu obiektów sakralnych /wcześniej w Polsce był współbudowniczym Bazyliki - sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej w Skarżysku-Kamiennej –kopia Ostrej Bramy w Wilnie), z jego inicjatywy powstał pierwszy na Litwie pomnik Jana Pawła II w Kowalczukach, gdzie także wybudował nowy kościół. Był gorliwym obrońcą i ambasadorem kultu Bożego Miłosierdzia na Litwie oraz miejsca objawień na Antokolu w Wilnie, gdzie znajduje się klasztor św. Faustyny Kowalskiej. W 2003 r. został Polakiem Roku na Litwie i otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Rejonu Wileńskiego. W 2016 r. został odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej za wybitne zasługi w krzewieniu polskiej kultury i tradycji narodowych oraz za działalność na rzecz polskich mniejszości narodowych (Urszula Gąssowska Wileńskie racje i żale „Myśl Polska o Kresach” Nr 9 1996). Ksiądz Dariusz Stańczyk był komendantem Wileńskiego Hufca Maryi im. Pani Ostrobramskiej. Przed 150-tą rocznicą wybuchu Powstania Styczniowego 1863 r. władze litewskie głośno zachęcały do uczczenia tej rocznicy, jednak w żaden sposób zainteresowanym środowiskom nie okazały wsparcia. Przeciwnie, kiedy Wileński Hufca Maryi im. Pani Ostrobramskiej 22 stycznia br. 2013 r., akurat w dzień wybuchu powstania, poprowadził w ulicami Wilna Marsz Wolności dla uczczenia tej rocznicy, który zakończono mszą św. na Górze Trzykrzyskiej, celebrowaną przez komendanta Hufca, ks. Dariusza Stańczyka. Harcerzy nie było stać na zapłacenie aż 2500 litów (kilkaset dolarów) za prawo do „Parady Wolności”, a tym bardziej do zapłacenia 200 000 litów za obsługę i ochronę parady. Tymczasem kilka dni wcześniej samorząd wileński wydał zezwolenie na zorganizowanie w Wilnie parady równości „Za równość" („Už lygybę"). W tym wypadku koszty obsługi i ochrony parady zostały pokryte z kieszeni podatnika. Ksiądz Stańczyk, dostrzegając w tym ogromną niesprawiedliwość (również wobec młodzieży i wartości chrześcijańskich), uznał, że tym razem przeciwstawi się literze prawa, za co został pociągnięty do odpowiedzialności karnej (youtube Rozprawa księdza D. Stańczyka www.wilnoteka.lt 21.2.2013). Prześladowany przez Litwinów ks. Stańczyk po 25 latach pracy wśród Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie opuścił czy raczej został zmuszony do opuszczenia Litwy.
Poza katedrą wileńską polskich nabożeństw nie dopuszcza się także do tak bardzo polskich historycznie dwóch innych kościołów wileńskich: w zwróconym przez litewskie władze komunistyczne katolikom kościele św. Kazimierza (bastionu polskich jezuitów na Litwie) i św. Anny i tak jest po dziś dzień. W kościele św. Kazimierza postanowiono obok mszy litewskich odprawiać także msze w języku rosyjskim. W tej sprawie wypowiedział się znany wówczas działacz Polaków na Wileńszczyźnie Jan Ciechanowicz z Polskiej Partii Praw Człowieka w jej oficjalnym oświadczeniu zatytułowanym „Bez języka polskiego”, w którym czytamy m.in.: „…Na fali gorbaczowskiej pierestrojki wiernym w roku 1989 udało się Kościół św. Kazimierza odzyskać i po gruntownym remoncie w 1991 r. zaczął on ponownie pełnić sobie właściwe funkcje. Ale tylko część (litewska) tych, którzy walczyli o zwrot świątyni Bożej, cieszy się dziś z odniesionego zwycięstwa; inna (polska) została w sposób poniżający godność ludzką tej możliwości pozbawioną. Postępowanie takie równoznaczne jest z umieszczeniem na bramie kościoła tabliczek: „Tolko dla Russkich” oraz „Tik Lietuvimas”. Nawet w kościele, podobnie jak i w oświacie i innych sferach, szowiniści litewscy preferują Rosjan i dyskryminują Polaków. Pod adresem więc litewskiego Kościoła katolickiego wypada złożyć gratulacje z powodu „godnej” kontynuacji zarówno nazistowskiej, jak i neobolszewickiej tradycji: podobnie jak w ciągu dziesięcioleci funkcjonowania Muzeum Ateizmu Litewskiej SRR (w kościele św. Kazimierza) kierowali i pracowali w nim wyłącznie Litwini, Żydzi i Rosjanie, także i dziś wstęp do skradzionej Polakom świątyni mają zagwarantowany tylko te „wybrane” narody, ci zaś, którzy kościół św. Kazimierza wznieśli i ozdobili, nie są puszczani w jego progi. Wydaje się wszelako, że w postępowaniu takim więcej jest pogańskiej nienawiści co do polskości i prowincjonalnego szowinizmu niż chrześcijańskiego uniwersalizmu i europejskości, które powinny cechować duchownych katolickich”.
Prawie sto tysięcy Polaków w Wilnie ma do swojej wyłącznej dyspozycji tylko jeden kościół – św. Ducha, a do większości parafii na Wileńszczyźnie biskupi litewscy kierują księży litewskich, często nacjonalistów, którzy, jak np. proboszczowie w Dziewieniszkach i Oranach usunęli pomniki polskie z dziedzińców kościelnych. W Oranach dokonał tego mianowany przez abp Bačkisa w 2004 r. na stanowisko proboszcza jego kolega, znany litewski szowinista, ksiądz Valentinas Virvičius. Przystąpił tu od razu do robienia antypolskich porządków: zburzył 4-metrowy pomnik-kolumnę upamiętniający polskich żołnierzy poległych w latach 1919-1923, który stał na dziedzińcu kościoła. Ten ponoć katolicki kapłan – sługa Chrystusa, „kochający” każdego bliźniego 16 II 2010 r. popełnił samobójstwo. Pomimo tego, że samobójstwo w katolicyzmie jest uznawane za grzech śmiertelny, który skazuje samobójcę na wieczne potępienie, orański proboszcz został pochowany ze wszystkimi honorami katolickimi, a w uroczystościach pożegnalnych wziął udział sam arcybiskup wileński, kardynał Audrys Bačkis („Kurier Wileński” 19.2.2010). Przecież trzeba było podziękować za pracę dobremu polakożercy.
Jak już wspomniałem, w 2005 r. doszło do ostrego konfliktu między polskimi katolikami w Wilnie, a arcybiskupem Audrysem Backisem, który w sposób wyjątkowo brutalny nakazał wynieść z polskiego kościoła św. Ducha znany dzisiaj na całym świecie (dosłownie: w swoich wędrówkach po świecie widziałem ten obraz w wielu kościołach w wielu państwach; jest on także w wielu kościołach australijskich) obraz Jezu Ufam Tobie, namalowany w 1934 r. przez polskiego malarza Eugeniusza Kazimirowskiego według wskazówek przebywającej wówczas w klasztorze wileńskim świętej Faustyny Kowalskiej, usuwając z niego jednocześnie polski napis Jezu Ufam Tobie. Obraz został umieszczony w innym kościele, aby nie był utożsamiany z polskim katolicyzmem (Polakom ukradziono obraz „Goniec” 30.9. – 6.10.2005, Kanada).
W 2009 r. Wileńska Kuria Arcybiskupia odrzuciła prośbę Społecznego Komitetu Uczczenia Pamięci Józefa Mackiewicza o umieszczenie pamiątkowej tablicy na budynku należącym obecnie do niej, a w którym w okresie międzywojennym mieściła się redakcja redagowanego przez jego brata – Stanisława Cat-Mackiewicza „Słowa”, jednego z najważniejszych – opiniotwórczych dzienników polskich. Komitet wyraził ubolewanie podstawą Kurii Arcybiskupiej. Swoją inicjatywą chciał bowiem dołożyć cegiełkę do polsko-litewskiego pojednania. W jego uzasadnieniu pisał m.in.: „Uważamy, że wmurowanie w Wilnie tablicy utrwalającej pamięć postaci Józefa Mackiewicza i jego starszego brata Stanisława będzie służyło w przyszłości przyjaznej koegzystencji naszych narodów oraz stanowiło cenną pamiątkę historyczną dla wielu Polaków i Litwinów, niezależnie od ich miejsca zamieszkania” („Kurier Wileński”; Kresy.pl 2.10.2009).
W 2018 r. polskim kościele w Turgielach na Litwie doszło do szokującego incydentu. Grupa litewskich aktorów przebranych za księży wtargnęła do świątyni zakłócając mszę św. Proponowali alternatywny litewski sposób wiary. Cel był tylko jeden – zadrwić z uczuć religijnych zgromadzonych Polaków (przecież mogli swoje przedstawienie cyrkowe odbyć w kościele litewskim)” (PAP, Polsat News, wPolityce 16.8.2018). Do sieci trafiło wideo dokumentujące prowokację. Jak podkreśla redakcja strony „Wileński Pegaz z uśmiechem i smutkiem” na Facebooku, to już kolejny przypadek atakowania modlących się w kościołach Polaków przez Litwinów. „Wileński Pekaz” zauważa dalej: „Takie rzeczy są możliwe tylko w polskich kościołach na Litwie, bo kiedy Polacy z Litwy zwracają się o pomoc do prezydenta i premiera Polski, Polska milczy i tylko polski MSZ tłumaczy, że prześladowania Polaków nie zmienią stosunków Polski i Litwy, że wszystkie prześladowania Polaków i polskości na Litwie to wewnętrzna sprawa Litwy… i Polski to nie dotyczy, i dodaje: podnoszenie kwestii Polaków na Litwie może stanowić istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski, co jest zgodne z doktryną opracowaną przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Władze zamieszkałego przez Polaków rejonu solecznickiego, na terenie, którego znajdują się Turgiele, są oburzone zachowaniem litewskich aktorów. Twierdzą, że naruszona została konstytucja i prawo wolności religijnej. Zgodnie z kodeksem karnym aktorom grozi kara w postaci prac publicznych, grzywna bądź kara pozbawienia wolności. Turgielanie oczekują nie tylko działań policji, ale także reakcji litewskich władz kościelnych i państwowych. Jak informuje w czwartek polski portal wilnoteka.lt, będąca w rękach tylko Litwinów kuria wileńska odmówiła komentowania incydentu w Turgielach. Rzeczniczka kurii Santa Kanczyte oświadczyła, że „nie ma tu nic do komentowania i nie warto lać wody na młyn tej reklamy”. „Nie jest to jakieś ważne wydarzenie” dodała”. A teraz pomyślmy sobie co by było, gdyby grupa polskich aktorów dokonała profanacji w kościele litewskim w Puńsku koło Sejn. Rząd i Kościół litewski darli by się na cały świat o nietolerancji Polaków. Tymczasem polski rząd i Kościół zamknęli gębę na kłódkę w sprawie profanacji polskiego kościoła w Turgielach na Litwie. No bo przecież tak polski rząd jak i Kościół nie mogą się wtrącać w wewnętrzne sprawy litewskie.
Cmentarz na Rossie, na którym spoczywa setki wybitnych wilnian, jest zaniedbywany przez litewskie władze państwowe i Wilna, gdyż nie jest to cmentarz litewski, a tylko polski. To panteon polskości Wilna i czwarty polski panteon narodowy (nie ma natomiast panteonu litewskiego w Wilnie!). Podobnie jest z Ostrą Bramą w Wilnie, w której znajduje się cudowny obraz MB Ostrobramskiej. To także całkowicie polska pamiątka – polskiego katolicyzmu i dlatego Litwini i obecny arcybiskup Wilna (zrezygnował w 2013 z urzędu – M.K.), Audrys Bačkis, znany z szowinizmu litewskiego i antypolskiej postawy nie troszczą się o Ostrą Bramę, a jedynie o to jak zniszczyć jej polski charakter. Na jego polecenie przystąpiono więc do jej „remontu”, który okazał się zwykłym wandalizmem i antypolską hucpą. Departament Ochrony Zabytków przy Ministerstwie Kultury Litwy określił dokonany remont w kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej „przerażającym wandalizmem” i zażądał wstrzymania dalszych prac („Rzeczpospolita” 25.2.2010). Zaplanowano m.in. przebudowę samej kaplicy i cofnięcie o około 3-4 metrów w głąb Cudownego Obrazu. Taka ingerencja spowodowałaby bowiem, że po ponad 400 latach Cudowny Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej zniknąłby z oczu wiernych modlących się z ulicy. A wierni ci to głównie Polacy, co rzuca się w oczy mieszkańcom Wilna i turystom, co drażni szowinistów litewskich. Z „Naszego Dziennika” (1.3.2010) dowiadujemy się, że po "remoncie" z kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej zginęła część wotów składanych od setek lat przez polskich pielgrzymów. Poza tym przesuwając obraz w głąb kaplicy arcybiskup Backis zaplanował zlikwidowanie skarbca, w którym od wieków przechowywane się cenne wota – polskie wota, które są polskimi pamiątkami narodowymi. Litwini weszli w posiadanie POLSKIEGO w całym tego słowa znaczeniu Wilna w 1939 r. Sprezentował im miasto Józef Stalin po wspólnym z Hitlerem podboju Polski we wrześniu 1939 r. Litwini i Kościół litewski przywłaszczyli sobie wszystko w mieście co należało PRAWNIE do Polaków. W tym także Ostrą Bramę i jej polskie pamiątki. Jeśli Litwini chcą te pamiątki jak prawdziwi barbarzyńcy zniszczyć, to tak rząd jak i Kościół polski powinny energicznie zażądać przekazania Kościołowi polskiemu tych pamiątek. To jest psim obowiązkiem polskiego rządu i polskiego Kościoła! Te polskie pamiątki narodowe powinny znaleźć się w Polsce!
I jeszcze jedna sprawa. Arcybiskupem Wilna od 2013 r. jest Gintaras Linas Grušas, który ma do pomocy aż dwóch biskupów pomocniczych, chociaż arcybiskupstwo wileńskie jest raczej średniej wielkości (ma tylko 95 parafii i tylko 171 księży): Arūnasa Poniškaitisa (od 2010 r.) i Dariusa Trijonisa (od 2017 r.). Oczywiście cała ta nieświęta trójca to Litwini – nacjonaliści litewscy. Tymczasem w arcybiskupstwie wileńskim około 40% katolików to Polacy. Jak już pisałem, sprawiedliwie by było, aby jeden z biskupów pomocniczych był Polakiem, który dbałby o interesy polskich katolików w archidiecezji wileńskiej. Zaistniała taka sytuacja w 2020 r., która powinna zadowolić i Polaków i Litwinów. Dobrym kandydatem na sufragana wileńskiego i opiekuna polskich katolików na terenie archidiecezji wileńskiej był Algirdas Jurevičius (ur. 1972), litewski duchowny katolicki, od 2004 r. wikariusz generalny diecezji koszedarskiej. Jego matka, Helena, była/jest Polką i nauczyła go języka polskiego, a podczas studiów teologicznych we Frankfurcie (Niemcy) w latach 1998-2001 pomagał w polskim duszpasterstwie w kościele St. Laurentius (św. Wawrzyńca) w Bad Soden i okolicy (Internet: Polska Misja Katolicka w Hanau – Fulda). Był więc dobrym kandydatem na biskupa pomocniczego w Wilnie (matka Polka, znajomość języka polskiego), ale nacjonalistyczni biskupi litewscy na to się nie zgodzili – bo Wilno musi być „Tik Lietuvimas”, czyli tylko dla Litwinów, Watykan im ulega, a Kościół polski ma gdzieś tę sprawę. A ja się pytam: gdzie w tym wszystkim jest chrześcijaństwo? Papież Franciszek mianował go w 2020 r. biskupem telszewskim (Żmudź), czyli z dala od Polaków. Trudno się więc dziwić temu, że coraz więcej katolików na świecie – miliony każdego roku! - przestaje uważać Kościół katolicki za chrześcijański, a tym bardziej za święty i przechodzi do sekt, których liczba członków rośnie jak na drożdżach.
Bezczelność i antypolskość Kościoła litewskiego jest bezgraniczna. Jest faktem historycznym i dobrze udokumentowanym, że Litwini, czyli litewscy katolicy z błogosławieństwem kleru litewskiego (!) brali udział w zagładzie Żydów (oraz Polaków) podczas niemieckiej okupacji Litwy Kowieńskiej oraz Wilna i Wileńszczyzny (Żydzi tutejsi mieli obywatelstwo polskie i część z nich uważała się za Polaków). Razem z Niemcami zamordowali 250 000 tamtejszych Żydów. Tymczasem jak podaje „Kronika Sejmowa” (Styczeń 2020, str. 125) „Litewski poseł partii rządzącej Arunas Gumuliauskas przygotowuje rezolucję, w której ma się pojawić zapis, że ani Litwa, ani naród litewski nie uczestniczył w Holocauście…” (bo naród litewski jest bez żadnej skazy, a kłamanie w żywe oczy to litewska specjalność!). Z kolei z internetowej angielskiej Wikipedii dowiadujemy się (Wikipedia litewska i polska ten fakt ukrywają przed Polakami), że biskupi litewscy Teofilius Matulionis and Vincentas Borisevičius w 1990 r. rozpoczęli w Watykanie starania o kanonizację biskupa Mečislovasa Reinysa, jednego z największych litewskich polakożerców XX wieku, który bez wątpienia ma polską krew na rękach, w tym szeregu księży polskich! (sprawy te omawia szczegółowo ks. Tadeusz Krahel w serii artykułów opublikowanych w 2007 r. na łamach wydawanego w Białymstoku miesięcznika „W Służbie Miłosierdzia” oraz Marian Kałuski w I tomie Spraw kresowych – bez cenzury Toruń 2017, str. 536-586).
Podobnych przykładów można by było podawać w nieskończoność. Są one zarejestrowane w czasopismach polskich wydawanych w Wilnie.
Najwymowniejszym dokumentem mówiącym o tym jak Kościół litewski tępi polski katolicyzm w archidiecezji wileńskiej jest wysłany w czerwcu 2005 r. do arcybiskupa wileńskiego A.J. Backisa przez polskich katolików w Wilnie „List otwarty do J. E. Kardynała Audrysa Juozasa Bačkisa Arcybiskupa Metropolity Wileńskiego”, który opublikował „Tygodnik Wileńszczyzny” z 12-18 maja, a następnie „Kurier Wileński” z 14-16 maja, który w Polsce – przez polskie główne media w ramach rzekomej przyjaźni polsko-litewskiej prawdopodobnie został zupełnie przemilczany. Dlatego przytaczam go tu w całości jako ważny dokument odnoszący się do najnowszych stosunków polsko-litewskich – tych prawdziwych, a nie zakłamanych:
„Jego Eminencjo,
Wierni narodowości polskiej w okresie bolszewizmu, pomimo prześladowań, trwali w wierze swych ojców, utrzymywali kościoły i bronili księży bez względu na ich narodowość.
Sądziliśmy, że gdy Litwa odzyska niepodległość, nastanie okres rozwoju i rozkwitu Kościoła Katolickiego na Litwie, że hierarchia kościelna oceni nasze poświęcenie i Polacy na Litwie będą mogli bez przeszkód się modlić (w swoim języku). Szczególne nadzieje żywiliśmy w stosunku do Jego Eminencji jako osoby nieskażonej nacjonalizmem litewskim, wychowanej w tradycjach chrześcijańskiej Europy (ks. Bačkis wychował się na emigracji, od 1964 r. pracował w Watykanie, w latach 1988-91 był nuncjuszem apostolskim w Holandii i w 1991 r. przybył do Wilna; był pupilkiem Jana Pawła II – widać, że papież postawił na złego konia; czyli wrogość do Polaków Bačkis wypił z mlekiem matki wychowanej na Litwie Kowieńskiej – M.K.). Z żalem w sercu stwierdzamy, że postawa i działalność, jaką Jego Eminencja i szczególnie wikariusz Metropolity Wileńskiego ks. prałat Kestutis Latoza prowadzą w stosunku do nas, wiernych narodowości polskiej, jest dla nas krzywdząca.
Świadczy o tym, między innymi, brak nabożeństw w języku polskim w Archikatedrze Wileńskiej, ostatnio odmowna odpowiedź Jego Eminencji na prośbę nawet o jednorazową Mszę św. w intencji Papieża Jana Pawła II w 30. dniu po jego śmierci, brak tychże nabożeństw i uroczystości po polsku podczas obchodów 400-lecia św. Kazimierza, faktyczne wypędzenie (polskich) dominikanów o. Witolda i o. Dariusza z (polskiego) kościoła Ducha Świętego, brak rozkładów nabożeństw w języku polskim np. przy wejściu do kościoła Wszystkich Świętych, kościoła św. Piotra i Pawła. W kościele św. Piotra i Pawła, polskiemu chórowi kościelnemu zabrania się śpiewać na głosy – przez co ubliża się godności ludzkiej, poniża się wiernych. W czasie bierzmowania w roku ubiegłym kilkuset dzieci w polskim kościele Ducha Świętego Kardynał był nieobecny.
Przyjmujemy to jako ignorancję w stosunku do wiernych Polaków ze strony Kardynała. Siostry benedyktynki, wileńskie Polski, czekają wciąż na zwrot kościoła św. Katarzyny i klasztoru. W jednym z wywiadów Kardynał powiedział, że nie będzie tworzyć nowej parafii (dla Polaków). Więc lepiej sprzedać lub oddać je w dzierżawę, a siostry niech łaskawie czekają kolejne 25 lat?
A los innych klasztorów czyż nie jest podobny? Całkowitej ruinie uległ klasztor polskich bernardynek przy kościele św. Michała. Jak mówi w jednym z wywiadów członek Państwowej Komisji Ochrony Zabytków przy Sejmie Republiki Litewskiej Grazina Dramait, Kuria planowała oddać ten budynek we władanie właścicieli pobliskiego hotelu „Mabre”.
Jedenaście lat parafianie kościoła Ducha Świętego czekają i nie mogą usłyszeć brzmienia słynnych organów, które wciąż znajdują się w renowacji u niejakiego Gucasa…
Czy nieprzyjęcie do seminarium duchownego dwóch braci franciszkanów narodowości polskiej nie było dyskryminacją? Czy zamknięcie wstępu do klasztoru s. Faustyny (Kowalskiej) pielgrzymom z Polski nie jest dyskryminacją? A znikanie (polskich) dzieł sztuki z kościołów wileńskich?
Kościół powinien być instytucją, która chroni swoje dziedzictwo i zapewnienie tego na terenie Archidiecezji Wileńskiej jest obowiązkiem właśnie Jego Eminencji.
W Kościele Katolickim obowiązują zasady hierarchii, obowiązuje Kodeks Prawa Kanonicznego. Czy Kodeks Prawa Kanonicznego obowiązuje również Jego Eminencję? Czy dekrety z 2004.03.08 Nr 42 i Nr 43 odnośnie rekonsekracji kościoła Trójcy Świętej i przekazaniu obrazu Jezusa Miłosiernego do Wileńskiej Kurii Diecezjalnej są zgodne z tym prawem? Uważamy, że decyzje w Kościele powinny być wyważone, poparte ważkimi argumentami. Czy obecny kościółek Miłosierdzia Bożego może pomieścić 2-3 tys. wiernych, którzy się gromadzą na nabożeństwa w kościele Ducha Świętego w czasie Tygodnia Miłosierdzia Bożego?
Jego Eminencja wcale nie liczy się ze zdaniem wiernych. Nie tylko niektóre wypowiedzi Jego Eminencji przed kamerami telewizyjnymi, ale też w wywiadach prasowych rozmijają się z prawdą. Chrystus powiedział: Nie wy mnie, lecz ja was wybrałem, nie wy mnie służycie, lecz ja przyszedłem służyć wam. Czy tak jest w przypadku Kardynała? Skąd ten brak miłości i szacunku dla wiernych? Może stąd, że Jego Eminencja jest zarządcą ogromnych kościelnych dóbr sakralnych i materialnych i dysponuje nimi według własnego uznania?
Bóg wszystko widzi: i nasze intencje Jego Eminencji. W sytuacji, gdy codziennie są naruszane prawa wiernych narodowości polskiej, gdy Jego Eminencja czyni wszystko, by tych wiernych nastawić przeciwko sobie, a przez to i przeciwko Kościołowi Katolickiemu, nie możemy milczeć i zwracamy się do Księdza Kardynała o zaprzestanie tych działań, o liczenie się ze zdaniem wiernych, o odpowiedzialny stosunek do powierzonych Kardynałowi przez Ojca Świętego obowiązków. Jeżeli Ksiądz Kardynał nie zmieni swego postępowania, zwrócimy się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o zmianę Metropolity Archidiecezji Wileńskiej.
Niniejszy list wysyłamy również do przedstawicieli zorganizowanej społeczności polskiej: Związkowi Polaków na Litwie, Katolickiemu Stowarzyszeniu Polaków na Litwie, posłom na Sejm Litwy z prośbą o pośrednictwo we wspólnym poszukiwania rozwiązań tych, jakże bolesnych dla nas spraw.
Z wyrazami chrześcijańskiej miłości i wielkiej nadziei.
Parafianie kościoła pw. Odnalezienia Krzyża św. i kościoła św. św. Piotra i Pawła”.
List ten abp Bačkis na pewno „wyrzucił do kosza” albo jak mówili Polacy w Wilnie: „wytarł sobie nim tyłek” i do końca swej władzy arcybiskupiej w Wilnie, czyli do 2013 r. kontynuował antypolski kurs w Kościele wileńskim. Chociaż był arcybiskupem wileńskim przez 22 lata w diecezji, w której Polacy stanowią ok. 40% wiernych, nigdy nie nauczył się nawet jako tako po polsku bo nie chciał. Czy to nie była pogarda i buta oraz nietolerancja, rasizm i deptanie nauki Chrystusa ze strony tego purpurata okazywane polskim katolikom na terenie archidiecezji wileńskiej?! Czy po śmierci także i on zostanie przez Watykan wyniesiony na ołtarze Kościoła katolickiego, tym bardziej, że od czasu pontyfikatu Jana Pawła II wynosi się na ołtarze zwykłych grzeszników, jak np. ukraińskich biskupów-nacjonalistów i polakożerców Josifa Jozafata Kocyłowskiego i Andreja Szeptyckiego (żaden nacjonalista nie powinien być wynoszony na ołtarze!; czy Polacy mają się modlić do tych dwóch jawnych polakożerców tylko dlatego, że tak chcą Ukraińska Cerkiew Grekokatolicka i Watykan, który za to dostał pieniądze?; zobacz: Marian Kałuski Sprawy kresowe bez cenzury. Tom I Toruń 2017, str. 193-208)? Bo Watykan również nic nie zareagował, czyli uznał, że nie ma problemu i że kardynał Bačkis spełnia należycie posługę kapłańską.
W Warszawie w 2019 r. w tłumaczeniu na język polski (z francuskiego) ukazała się książka Martela Frederica Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie (640 stron), w której autor pisze – przekonywająco dowodzi (przez cztery lata zbierał materiał), że 80% duchownych zatrudnionych w Watykanie to upadli kapłani. O nic nie oskarżam kardynała Audrysa Bačkisa, bo nie ma na to dowodów. Ale faktem jest, że w latach 1964-73 i 1988-91 pracował w Watykanie – w służbie dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej, w latach 1973-88 pozostawał związany z Radą Spraw Publicznych Kościoła przy watykańskim Sekretariacie Stanu, a od 1979 r. był zastępcą sekretarza Rady Spraw Publicznych Kościoła. Czyżby należał do grona upadłych duchownych zatrudnionych w Watykanie lub do katolickiej mafii (Matthias Mettner Katolicka mafia Warszawa 1995) i stąd był nietykalny? Inaczej trudno zrozumieć postawę Watykanu w tej sprawie.
Boże, Ty to wszystko widzisz i nie reagujesz?
Następca abpa Bačkisa na wileńskiej stolicy biskupiej, także emigrant, czyli obce ciało w Wilnie (bowiem nie ma księży litewskich urodzonych w Wilnie, którzy mogliby zostać biskupami!) i osoba nie znająca języka polskiego, Gintaras Grušas (od 2013 r.), latem 2016 r. m.in. zlikwidował prowadzone od 1989/90 Studia Teologiczne w Wilnie w języku polskim, kształcące nauczycieli religii do polskich, rosyjskich i białoruskich szkół archidiecezji wileńskiej, tak bardzo potrzebnych, gdyż czasy sowieckie spowodowały braki kadrowe w tej sferze, szczególnie w zakresie katechezy w języku polskim (Litewski arcybiskup likwiduje Centrum Katechetyczne uczące w języku polskim L24.lt 6.8.2016). Wcześniej, jako sekretarz komitetu organizacyjnego pielgrzymki Jana Pawła II na Litwie w 1993 r. doprowadził do tego, że nie miało w ogóle dojść do spotkania „polskiego” papieża z wileńskimi Polakami, pomimo tego, że tradycyjnie Jan Paweł II podczas swoich bardzo licznych pielgrzymek po świecie zawsze spotykał się z Polakami o czym Litwini bardzo dobrze wiedzieli (niestety, Jan Paweł II idąc zawsze na rękę antypolskiemu Kościołowi litewskiemu, zaakceptował antypolski plan pielgrzymki na Litwie. A Watykan tego wrogiego Polakom na Litwie duchownego wyniósł do godności arcybiskupa wileńskiego, pełnego polskich katolików. Gdzie w tym pociągnięciu była moralność chrześcijańska?! A biedni polscy księża pracujący wśród Polaków, szczególnie przybyli z Polski, ciągle narażani na wydalenie z archidiecezji są zmuszani do mijania się z prawdą, jeśli są pytani przez polskie media o sytuację polskich katolików na Litwie. Np. pracujący od 23 lat w Wilnie polski franciszkanin, o. Marek Dettlaff na antenie Polskiego Radia 24 (25.6.2019) przedstawiając sytuację polskich katolików, którzy żyją na Litwie, powiedział: „Polskie tradycje, w krajach byłego Związku Sowieckiego, są chyba najlepiej zachowane właśnie tam. Chociaż nasi rodacy muszą walczyć, by zachować to, co polskie. Wynika to z pewnych nieporozumień międzynarodowych. Mają tu znaczenie także bardzo silne wpływy Rosji…” (Internet). A więc za prześladowanie polskich katolików na Litwie nie są obwiniani duchowni litewscy i Litwini, a tylko… jakieś nieporozumienia międzynarodowe i Rosjanie, którzy nie rządzą Litwą już od 30 lat! Dostałem ostatnio list (21.12.2019) z informacją, że: „Sytuacja się trochę poprawia dla polskich katolików w Wilnie. W Seminarium Wileńskim rektor, prefekt i większość profesorów, i alumnów to Polacy”. Ale zapewne tylko dlatego, że, nie ma powołań kapłańskich wśród młodych „katolików” litewskich oraz wystarczającej liczby teologów litewskich i seminarium wileńskiemu – w stolicy Litwy - groziło zamknięcie. Biorąc jednak pod uwagę ciągłą wrogość hierarchii litewskiej do Polaków – polskich katolików, można przypuszczać, że za wzorem przedwojennych biskupów litewskich abp Grušas nowo wyświęconych księży polskiego pochodzenia będzie kierował do parafii litewskich zamiast polskich. Czyli nic się nie zmieni i lituanizacja polskich parafii na terenie Wileńszczyzny będzie dalej kontynuowana, a wstyd z likwidacji ponoć litewskiego seminarium wileńskiego oszczędzony.
Celem Kościoła litewskiego, podobnie jak to było za czasów Litwy Kowieńskiej, jest całkowita depolonizacja Kościoła w archidiecezji wileńskiej, do czego dążą wytrwale litewscy biskupi wileńscy. To jest dla niego sprawa priorytetowa, a nie na przykład religijność Litwinów (tylko 16% Litwinów chodzi do kościoła!) czy zastraszające pijaństwo wśród Litwinów – katolików litewskich. Na 191 krajów, ujętych w rankingu Światowej Organizacji Zdrowia z lat 2010 – 2015, Litwa znajduje się na niechlubnym 3 miejscu ze średnim rocznym spożyciem czystego alkoholu na poziomie 16,2 litrów (Polska na 21 miejscu ze średnio 11,5 litrami czystego alkoholu na osobę; przed Polską jest nie tylko Rosja i Ukraina, ale także np. Czechy i Australia); najnowsze dane mówią, że Litwa wysunęła się na 1 miejsce, a Litwini są nazywani zapijaczonym narodem – zapijaczonymi katolikami. Przez alkoholizm Litwa przoduje także w światowej statystyce samobójstw (Co gryzie Litwina „Express Wieczorny” 10.8.2008). Kościół litewski i jego księża nie są dla Litwinów żadnym przykładem moralnym (sianie nienawiści między mieszkańcami Litwy, niemoralność, pijaństwo, pedofilia, luksusowe życie). Z braku głębokiej wiary występuje chroniczny brak księży (według Catholic Hierarchy w 2017 r. w archidiecezji wileńskiej, mającej 600 tys. katolików, pracowało zaledwie 174 księży i było zaledwie 50 zakonników i 167 sióstr zakonnych; z braku księży i przez sprzeciw arcybiskupów wobec tworzenia nowych parafii, które musiałyby być polskie, w samym Wilnie jest zaledwie 19 parafii katolickich na 350 tys. wiernych, po 1991 r, zbudowano tylko 1 kościół; w przedwojennym polskim Wilnie było 12 parafii dla 135 tys. katolików), coraz więcej Litwinów zrywa z Kościołem (KAI 15.5.2017) albo staje się Świadkami Jehowy (w 2012 r. powstał w Wilnie także polski zbór i z pewnością niektórzy Polacy wstąpili do innych wspólnot protestanckich) i członkami kilkunastu innych wspólnot protestanckich, w których dostrzegają więcej chrześcijaństwa niż w Kościele katolickim oraz kwitnie neopogaństwo: powstała Romuva – związek wyznaniowy odwołujący się do przedchrześcijańskich wierzeń Bałtów.
Wspomniany wyżej Jerzy T. Zalesiak pisze: „Te i inne przykłady litwinizowania i nietolerancji religijnej wobec Polaków można mnożyć. Ich liczba dowodzi, że Kościół litewski zszedł na pożycie narodowe… Na Litwie nie dosłyszano głosu Papieża Jana Pawła II w orędziu Poszanowanie mniejszości warunkiem pokoju z 8 grudnia 1996 r. i nie podjęto dzieła naprawy: szanowania wolności religijnej jednostek w ich życiu zbiorowym, nieskrępowanego sprawowania kultu wiary, stworzenia warunków do religijnego wykształcenia”. Wątpliwe, aby wzięli sobie do serca również słowa papieża Franciszka, który w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, obchodzony przez Kościół jako uroczystość świętego Szczepana - pierwszego męczennika, powiedział, że chrześcijański styl życia to łagodność, odwaga, pokora i braterstwo (Polsat News 26.12.2019).
Duża jest w tym wina samej Stolicy Apostolskiej i polskiego Episkopatu, którzy dla świętego spokoju i w trosce o dobre imię Kościoła katolickiego, jak Piłat obmywając ręce, nie reagują wcale na sprzeczne z duchem Ewangelii i nauki Kościoła powszechnego postępowanie Kościoła litewskiego (polscy biskupi tym samym biorą na swoje sumienie zagładę Polaków i polskiego katolicyzmu w Wilnie i na Wileńszczyźnie; gdzie jest u nich odwaga i braterstwo w odniesieniu do prześladowanych rodaków-katolików na Litwie?!), który przez takie postępowanie wyklucza się ze wspólnoty chrześcijańskiej, stając się jakimś pseudochrześcijańskim chramem, czyli świątynią pogańską. Większość Litwinów powróciła już właściwie do pogaństwa! Dla Litwinów chrześcijaństwo stało się bardziej kulturą niż religią. Kościół litewski stał się narzędziem w rękach diabła – rozsadnikiem nacjonalizmu i to w najgorszym wydaniu! Dlatego powinien być przez Stolicę Apostolską, nazywaną także Świętą, oficjalnie wykluczony ze światowej wspólnoty katolickiej.
Mogę prędzej zrozumieć, jak rządy prześladują mniejszości narodowe, bo nacjonalizm i rasizm siedzi w mniejszym lub większym stopniu w każdym z nas (tak pokazały przeprowadzone badania). „Jezus Chrystus wybrał dwunastu apostołów w tym celu, aby byli świadkami Jego nauki, życia i cudów, a potem uczynił ich pierwszymi kapłanami Nowego Testamentu” (Katechizm religii katolickiej Warszawa 1957). Dlatego nie mogę zrozumieć i nigdy tego nie zaakceptuję jak rzekomy chrześcijanin, a tym bardziej księża i biskupi są plugawymi rasistami i Watykan na to nie reaguje. Tak biskupi i duchowni litewscy oraz Watykan świadomie depczą Powszechną Deklarację Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych uchwaloną w 1948 r. To skandal nad skandale! Jednocześnie Watykan ma czelność apelować o pilną dyskusję międzynarodową wokół mało ważnej sprawy Vincenta Lamberta, pisząc w komunikacie opublikowanym przez Dykasterię ds. Świeckich, Rodziny i Życia: „Należy pilnie rozpocząć na szczeblu międzynarodowym poważną i profesjonalną refleksję nad tym, co dzieje się w imię prawa, a co wypacza ów relacyjny wymiar człowieczeństwa!... (i przestrzega), że łamanie w świetle prawa podstawowych praw człowieka wypaczy poczucie sprawiedliwości” (Stacja7.pl 12.7.2019). Hipokryzja Kościoła katolickiego sięga dalekich przestworzy! Jako katolik, autor kilku książek religijnych (w tym dwóch o papieżu Janie Pawle II, życzliwie przyjętej przez arcybiskupa Filadelfii, kard. Jana Króla), starający się być prawdziwym chrześcijaninem nie mogę tej hipokryzji dłużej tolerować. Sam Kościół naucza, że obowiązkiem prawdziwego chrześcijanina jest walka ze złem.
Nietolerancja to tak samo ciężki grzech jak często występująca wśród duchownych chrześcijańskich pedofilia, bardzo nagłośniana w ostatnich latach. Przecież to co robi Kościół litewski jest jawnym deptaniem nauki Boga i Jezusa Chrystusa! W Starym Testamencie przykazanie miłości Boga uzupełnia drugie przykazanie: Będziesz miłował bliźniego Twego jak siebie samego (Kpł 19,18). Postawę obojętną lub wrogą wobec bliźnich uznawano za obrazę wyrządzoną Bogu samemu (Rdz 3,12). W orędzie na XXII Światowy Dzień Młodzieży (2007) papież Benedykt XVI napisał:
Drodzy Młodzi!
Z okazji XXII Światowego Dnia Młodzieży, który będzie obchodzony w diecezjach w tegoroczną Niedzielę Palmową, chciałbym, abyście rozważyli słowa Jezusa: «Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem» (por. J 13, 34).
Czy miłość jest możliwa?
Każdy człowiek pragnie kochać i być kochany. A jednak jakże trudno jest kochać, ileż błędów popełniamy w miłości, ileż spotyka nas niepowodzeń! Niektórzy wręcz wątpią, że miłość jest możliwa. Niedobory i rozczarowania uczuciowe mogą zrodzić myśl, że miłość to utopia, nieosiągalne marzenie, ale czy trzeba się z tym pogodzić? Nie! Miłość jest możliwa, a celem tego mojego przesłania jest rozbudzić w każdym z was — którzy jesteście przyszłością i nadzieją ludzkości — ufność w prawdziwą, wierną i mocną miłość. W miłość, która rodzi pokój i radość; w miłość, która łączy osoby i sprawia, że czują się one wolne, wzajemnie się szanując…”.
Niech za pięknymi słowami często wypowiadanymi przez kapłanów idą czyny. Niech oni sami wezmą sobie do serca słowa Benedykta XVI i niech realizują je w swojej pracy duszpasterskiej, dając przykład wiernym.
Adolf Hitler urodził się w rodzinie katolickiej i prawdopodobnie był wychowywany w tej wierze. I co? I stał się jednym z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości. Ile za to jest odpowiedzialna działalność niektórych przesiąkniętych nacjonalizmem księży niemieckich, którzy co innego mówili z ambony, a co innego robili w sferze miłości bliźniego – wie tylko sam Bóg. Z naszej historii wiemy jak Kościół niemiecki prześladował Polaków w zaborze pruskim. Na początku XX w. Kościół litewski poszedł w jego ślady – widział w nim natchnienie i swego mistrza, i w tym nacjonalizmie - w tym bagnie moralnym brnie po dziś dzień.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa związana z zachowaniem biskupów i bardzo wielu kapłanów litewskich.
W Katechizmie religii katolickiej (Warszawa 1957, str. 5 i 45-46) czytamy: „Aby posiąść Boga, trzeba: 1. Wierzyć w to, co Bóg objawił, 2. Czynić to, co Bóg nakazał, czyli zachowywać Jego przykazania… Jezus założył Kościół w tym celu, by Kościół prowadził ludzi do zbawienia i rozszerzał Królestwo Boże na ziemi”. Podczas ostatniej Wieczerzy Jezus powiedział: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt. 28, 19-20).
A więc kapłan ma być pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Kapłan musi poddawać się określonym wymogom religijnym, a więc samemu przestrzegać 10 przykazań Bożych. Kościół katolicki naucza, że ludzie/kapłani odrzucający Boga i Jego naukę zostaną umieszczeni w piekle.
Tymczasem możemy z czystym sumieniem – w świetle namacalnych faktów stwierdzić, że chyba wszyscy katoliccy biskupi litewscy i zdecydowana większość kapłanów w odniesieniu do Polaków i polskich katolików na Litwie od ponad stu lat łamią na każdym kroku co najmniej dwa przykazania Boże: V: „Nie zabijaj”, gdyż: „Każdy, kto nie miłuje brata swego, mordercą jest” (I J. 3, 15) i VII: „Nie kradnij – „Nie pożądaj żadnej rzeczy bliźniego swego”.
W świetle przytoczonych przeze mnie powyższych faktów łamanie V przykazania w odniesieniu do Polaków i polskich katolików na Litwie przez Kościół litewski nie podlega najmniejszej dyskusji. Jeśli chodzi o łamanie VII przykazania, to dotyczy ono m.in. opracowania i wdrożenia w życie przez litewskiego księdza katolickiego Mykolasa Krupavičiusa, w latach 1923-26 ministra rolnictwa, skrajnie antypolskiej – wyraźnie rasistowskiej reformy rolnej, która pozbawiła Polaków zazwyczaj bez godziwego lub żadnego odszkodowania 700 tys. ha gruntów rolnych i 500 tys. ha lasów i przy tym gwałcie poczyniła drugi gwałt: tylko małorolnym gospodarzom polskim świadomie nie poprawiła położenia i nadal żyli w biedzie (L. Mitkiewicz). Doprowadziło to do ogólnego wielkiego zubożenia Polaków na Litwie. Zgodnie z planem księdza Krupavičiusa Polacy na Litwie mieli się stać biednymi i bez żadnych praw pariasami. Inny przykład to bezczelna kradzież z polskiego kościoła św. Ducha obrazu Jezu ufam Tobie przez arcybiskupa wileńskiego Bačkisa w 2005 r.
Natomiast Jezus Chrystus ustanowił przykazanie miłości, czyli według Ewangelii dwa przykazania zestawione ze sobą przez Jezusa Chrystusa: miłości do Boga i miłości bliźniego. Zwane są też największym przykazaniem. Ewangelie przedstawiają przykazanie miłości jako centralny motyw etyki Jezusa. Ustanowienie największego przykazania występuje w relacji ewangelii synoptycznych. W 22 rozdziale Ewangelii Mateusza Jezus został zapytany przez faryzeuszy, które przykazanie w Prawie jest największe - odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.
Wspomniany wyżej ksiądz katolicki Mykolas Krupavičius okazał całkowitą pogardę dla przykazania miłości Jezusa Chrystusa. Bowiem, jak już pisałem, podczas posiedzenia litewskiego sejmu ustawodawczego 6 lipca 1921 r. publicznie nazwał polskiego księdza zasiadającego w Sejmie litewskim Bronisława Lausa „wszą” i podobnym epitetem ten grzesznik, cham i rasista w sutannie obdarzył całą mniejszość polską na Litwie – „wszy naszego litewskiego narodu” (Wikipedia). Oczywiście nie było żadnego potępienia ks. Krupavičiusa przez jego biskupa i Kościół litewski! Z pewnością ci słudzy szatana w sutannach cieszyli się, że Krupavičius wypowiedział głośno to, co oni sami myśleli i Polakach. Nie czytałem nigdzie, że polscy biskupi potępili wypowiedź „ks.” Krupavičiusa. Zapewne przez często niemoralną solidarność kapłańską: bo nie wypada, aby jeden ksiądz krytykował nawet w słusznej sprawie drugiego kapłana. Czyżby?! Następcy apostołów powinni być nieskazitelni - niemający żadnej skazy moralnej. Zło jest zawsze złem i zawsze woła o pomstę do nieba, a już na pewno o potępienie!
Przez deptanie godności Polaków i kradzież ich majątku przez biskupów i większość litewskich duchownych katolickich zachwiała się wiara u wielu Polaków na Litwie Kowieńskiej. Redaktor polskiego dziennika ukazującego się w Kownie – „Dnia Polskiego” Edmund Jakubowski napisał „Rola jaką odegrał (ks. Krupavičius) wpłynęła na ochłodzenie wśród Polaków uczuć religijnych” (Na Resztówkach „Tygodnik Polski” 20.10.1984). Podobnie dzieje się także dzisiaj. Wielu Polaków przez polakożerstwo biskupów i księży litewskich odchodzi od Kościoła. Nie widzę nigdzie, aby nadal istniało Katolickie Stowarzyszenie Polaków na Litwie. O. Paweł Gużyński OP mówi: „O faktycznej sile Kościoła, jako wspólnoty przede wszystkim religijnej, decyduje jego wierność Ewangelii” (Onet.pl 3.1.2020). Bez wierności Ewangelii Kościół katolicki upada. Każdego roku miliony ludzi opuszcza jego szeregi. Wśród nich są także Polacy i Litwini, którzy nie widzą w nim Boga; w litewskim – ci trzeźwo myślący widzą śmierdzący na milę wprost zwierzęcy nacjonalizm (już 300 tys. przestało być katolikami). Mówi się o dechrystianizacji Europy. Wiele innych milionów katolików z urodzenia szuka Boga w innych wspólnotach religijnych. Sto lat temu cała Ameryka Łacińska była katolicka. Dzisiaj, dla przykładu katolicy stanowią w Brazylii tylko 62% ludności (protestanci 25%), w Argentynie 70% (protestanci 14%), a w Meksyku jest dzisiaj 9 milionów protestantów (Wikipedia).
Obowiązkiem księży katolickich jest przybliżać ludzi do Boga, a nie odpychać ich od Niego! Bo to jest robota Szatana. Jeśli tak czynią to grzeszą i biorą ten grzech na swoje i na sumienie całego Kościoła katolickiego. Udowadniają, że są narzędziem w rękach diabła (Paweł VI był pierwszym i chyba jedynym papieżem, który miał odwagę powiedzieć 29 czerwca 1972 r., że „wdarł się do Kościoła Bożego swąd (dym) szatana”). Jeśli tak czynią, jeśli grzeszą, a tym bardziej jeśli bez przerwy grzeszą, to nie zasługują na miano „sług Chrystusa”, na miano chrześcijan, na miano członków Kościoła katolickiego. Na te nazwy z pewnością nie zasługują biskupi litewscy i większość ich kapłanów! A przez to samo zasługują na wykluczenie ze wspólnoty katolickiej.
Znany i ceniony działacz polski w Wilnie dr Jan Mincewicz, podczas pobytu papieża Jana Pawła II w Białymstoku w 1993 r., zwrócił się do niego z prośbą o mianowanie polskiego biskupa pomocniczego w Wilnie, ale rzekomo polski papież Jan Paweł II chcąc przypodobać się Litwinom, a właściwie nacjonalistom litewskim, nie uczynił tego aż do swojej śmierci w 2005 r. Jego następców ta sprawa nic nie obchodziła i nie obchodzi. Katolik w Kościele katolickim nie ma prawa o nic prosić, a tym bardziej żądać. Musi posłusznie wykonywać polecenia Watykanu, biskupów i księży, uważających się za równych Bogu. Nawet jak są one w jawnej sprzeczności z nauką Jezusa Chrystusa i samego Kościoła czy, w wypadku Polski i Polaków, szkodliwe dla sprawy polskiej i polskich katolików. Taki Kościół na pewno nie jest Kościołem Jezusa Chrystusa, bo daleko mu do świętości. I także przez to traci wiernych.
Prawdziwi chrześcijanie/katolicy uważają za skandaliczne i sprzeczne z nauką Kościoła zachowanie się Kościoła litewskiego wobec polskich katolików na Litwie i utrzymują, że Stolicy Apostolska powinna zapewnić im wolność religijną. Stolica Apostolska powinna wyłączyć polskich katolików na Litwie spod jurysdykcji biskupów litewskich i mianować ordynariusza dla Polaków na Litwie z tytułem biskupa. I ten ordynariusz powinien mieć stanowcze poparcie ze strony Stolicy Apostolskiej (np. sprawa polskich kościołów, które w 1945 r. prawem kaduka przejął Kościół litewski). Było to już w przeszłości praktykowane w innych państwach przez Watykan. Np. dnia 5 czerwca 1945 r. Stolica Apostolska zamianowała ks. abpa Józefa Gawlinę ordynariuszem dla Polaków w Niemczech i Austrii, z określeniem zakresu jurysdykcji, stwarzając kurię biskupią z pełną niezależną jurysdykcją nad duchowieństwem i wiernymi. Według prawa kościelnego kuria podlegała bezpośrednio Stolicy Apostolskiej.
Jeśli Watykan tego nie uczyni (kto zna historię ten wie, że podczas tysiąclecia katolicyzmu w Polsce, Watykan prawie zawsze należał do wrogów Polski i narodu polskiego; ta historia, która jest ukrywana przed Polakami, jest uczciwie opisana w książce: Marian Kałuski Włochy – druga ojczyzna Polaków Toruń 2016, str. 187-227), to polscy katolicy na Litwie powinni sami odłączyć się od Kościoła katolickiego. Pan Jezus nie założył Kościoła katolickiego – założył Kościół chrześcijański, złożony z ludzi przyjmujących i pielęgnujących Jego naukę. Dlatego poza Kościołem katolickim też jest zbawienie. Bowiem nikt nie ma monopolu na wiarę i dzisiaj Kościół nie jest już potrzebny do zachowania wiary wśród ludzi naprawdę wierzących i do uzyskania zbawienia. Szczególnie tego monopolu nie mają grzesznicy, jak np. upadli księża i opanowane przez nich lokalne kościoły. Oto przykład na to: do jego upadku w 1991 r. w Związku Sowieckim, jak np. na Syberii aż przez siedemdziesiąt lat (to trzy pokolenia ludzi) wiara katolicka i innych wyznań chrześcijańskich przetrwała bez biskupów, bez księży i bez kościołów, a więc także bez sakramentów. Ci ludzie wierzyli w Boga i do Niego się modlili. I wszyscy zmarli bez wątpienia dostąpili zbawienia. Bo Bóg jest miłosierny i pełen łaski, i sam Kościół uczy, że bez wiary w Boga nie ma zbawienia. Wiara w Boga, połączona z Jego umiłowaniem i modlitwą do Niego oraz przestrzeganie Jego Dekalogu oraz Jego miłosierdzie są najważniejsze. Jest właśnie drogą do zbawienia. Wszystko inne to zazwyczaj mniej istotne lub całkowicie zbędne dodatki wymyślone przez człowieka-kapłana i często wcale nie z myślą o Bogu, jak np. czyściec, który ma straszyć ludzi i zachęcać do płatnej modlitwy przez księży za dusze zmarłych (przekupienie Boga nie jest możliwe: kto na co zasłużył za życia, temu to będzie dane; przysłowia są mądrością ludzi, a jedno z polskich powiedzeń mówi: „tyle to mu pomoże co umarłemu kadzidło”, czyli nic mu nie pomoże), i przez to jego istnienie jest odrzucane nie tylko przez wszystkie inne kościoły protestanckie, ale także przez Cerkiew prawosławną, czy wymyślone dla wyłudzania pieniędzy od wiernych skandaliczne odpusty, które w XVI w. doprowadziły do powstania protestantyzmu – do rozbicia chrześcijaństwa. Na pewno rani Boga należenie i chodzenie do Kościoła pseudochrześcijańskiego, w którym kapłan sieje nienawiść do drugiego człowieka (to Kościół litewski)! A pisze to katolik, któremu – a Bóg mi świadkiem – na sercu leży troska o świętość i rozwój Kościoła katolickiego. I przez to za swój obowiązek – za swój psi obowiązek uważa walkę z wszelkim grzechem, także tym rozpanoszonym w Kościele – nazywanym przecież przez sam Kościół „Kościołem grzeszników” (Jezus: „NIKT z was nie jest bez winy”). Zachętą dla mnie do tej walki jest także nauka samego Kościoła: „obowiązkiem chrześcijanina jest walka ze złem”.
Złem - grzechem i to wyjątkowo obrzydliwym jest prześladowanie polskich katolików na Litwie przez Kościół litewski, nazywający siebie chrześcijańskim.
Czas najwyższy powiedzieć biskupom litewskim i Watykanowi: Basta! Wybierajcie ostatecznie Boga czy Szatana. Innej drogi nie ma do bycia chrześcijaninem czy antychrystem, którym jest dzisiaj Kościół litewski.
Powrót do Boga i do miłości bliźniego jest jednak ciągle możliwy i na pewno wskazany, a przede wszystkim oczekiwany przez Boga, tak dla dobra samego Kościoła jak i wiernych, którzy przez zło w Kościele nie tylko odchodzą od niego, ale często tracą także wiarę w Boga, a przez to zbawienie. Nie po to Chrystus zmarł na krzyżu i założył nasz Święty Kościół katolicki.

(Tekst ten wraz z odpowiednim listem został wysłany 6 I 2020 r. do: abpa Stanisława Gądeckiego – przewodniczącego Episkopatu Polski (skep1@episkopat.pl), Nuncjatury Stolicy Apostolskiej w Warszawie (nuncjatura@episkopat.pl - ks. prał. Kryspin Dubiel) i do Kurii Arcybiskupiej w Wilnie (curia@vilnensis.lt), a także do kancelarii polskiej Rady Ministrów (kontakt@kprm.gov.pl), Ministerstwa Spraw Zagranicznych (sekretariat.minister@msz.gov.pl), bo to jest ich psi obowiązek walczyć o prawa Polaków na obczyźnie, czego jak widać nie robią - tacy to „Polacy”!, oraz Ambasadzie Polskiej w Wilnie (amb.pl@urm.lt), Ambasadzie Litewskiej w Warszawie (ambasada@lietuva.pl) i redakcji „Kuriera Wileńskiego” (r.mickiewicz@kurierwilenski.lt.
Nikt z odbiorów nawet nie raczył potwierdzić jego odbioru. Tacy to Polacy i chrześcijanie!!!).

Jeremi Sidorkiewicz w „Kurierze Wileńskim” z 23 III 2011 r. pisał: „Dzisiejsi litewscy hierarchowie kościelni również nie raz pokazali niechętne Polakom oblicze. Polacy nie powinni jednak biernie poddawać się dyktatowi nacjonalistów w sutannach. Warto pisać zbiorowe petycje z żądania nabożeństw w języku polskim nawet do Benedykta XVI. Jest to sprawa honoru i godności ludzkiej. Kto nie szanuje siebie samego, szanowany przez innych nie będzie”.

Tak, Polacy w Wilnie i na Wileńszczyźnie i ogólnie Polacy nie mają prawa się poddawać w walce o prawa człowieka-Polaka w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Słuszność jest po naszej stronie. Więcej, po naszej stronie jest sam Bóg i Jezus Chrystus. Sprawę polskich katolików w Wilnie i na Wileńszczyźnie należy rozwiązać drogą pokojową lub rewolucyjną i to jak najszybciej, i w duchu prawdziwie chrześcijańskim. Tego przede wszystkim od Watykanu spodziewa się sam Bóg i Jezus Chrystus, który przez Kościół wileński i Watykan jest obecnie ponownie krzyżowany! Jeśli do tego nie dojdzie, to będzie to najlepszym dowodem na to, że Kościół założony przez Jezusa Chrystusa stał się przez swych purpuratów narzędziem w rękach Szatana!

Marian Kałuski



Podstawowa bibliografia
(poza publikacjami podanymi w pracy)



Ronam Aftanazy Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej. Tom 3: Województwo trockie,
Księstwo Żmudzkie…
Wrocław 1992
Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945, t. I-VI, Wrocław 1990-1991
Juliusz Bardach O dawnej i niedawnej Polsce Poznań 1988
Kazimierz Bem Polacy, kalwiniści, patrioci „Newsweek” 17.1.2018
Bitwy polskie. Leksykon Kraków 1999
Grzegorz Błaszczyk Litwa współczesnaWarszawa-Poznań 1992
Krzysztof Bojko Harcerstwo Polskie na Litwie Kowieńskiej 1918 - 1945
Mirosław Boruta Polskie prywatne szkolnictwo powszechne w Republice Litewskiej 1926-1939 (w:) Studia Polonijne tom 12, Lublin 1989
Zygmunt Szczęsny Brzozowski Litwa – Wilno 1910-1845 Paryż 1987
Krzysztof Buchowski Polacy w niepodległym państwie litewskim 1918-1940 Białystok 1999
Krzysztof Buchowski Panowie i żmogusy. Stosunki polsko-litewskie w międzywojennych karykaturach Białystok 2004
Krzysztof Buchowski Szkice polsko-litewskie czyli o niełatwym sąsiedztwie w pierwszej połowie XX wieku Toruń 2005
Krzysztof Buchowski Litwomani i polonizatorzy. Mity, wzajemne postrzeganie i stereotypy w stosunkach polsko-litewskich w pierwszej
połowie XX wieku
Białystok 2006
Krzysztof Buchowski Polityka zagraniczna Litwy 1990-2012. Główne kierunki i uwarunkowania Białystok 2013
Krzysztof Buchowski Uwagi o tak zwanych „repatriacjach” ludności polskiej z terenów Litwy etnicznej w
latach 1945-1947 (Internet)
Stanisław Buchowski Ziemia Sejneńsko-Suwalska 1918-1920 Sejny 2004
Jan Stanisław Bystroń Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Tom 1 Warszawa 1960
Ewa Cherner Słownik biograficzny duchownych ewangelicko-reformowanych. Jednota Litewska i Jednota
Wileńska 1815-1939,
Warszawa 2017
Janusz Cisek Sąsiedzi wobec wojny 1920 roku Londyn 1990
Ryszard Czarnecki Stosunki polsko-litewskie 1863-1939, odcinki 1-5, „Gazeta Niedzielna” październik-listopad
1988, Londyn
Jan Czerniakiewicz Repatriacja ludności polskiej z ZSRR 1944-1948 Warszawa 1987
Aleksander Ćwikiewicz Zapadno-russizm. Narysy z gistoryi gramadzkaj myśli na Biełarusi u XIX i paczatku XX
w. Minsk 1993
Stanisław Dąbrowski (Zbigniew Raszewski red. nacz.) Słownik biograficzny teatru polskiego 1765-1965
Warszawa 1973
Henryk Dominiczak Granica wschodnia Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1919-39 Warszawa 1992
Kazimierz Dopierała (red.) Encyklopedia Polskiej Emigracji i Polonii, t. 1-5, Oficyna Wydawnicza Kucharski
Tor uń 2003-2005
Encyklopedia Historii Polski. Dzieje polityczne, t. 1-2, Warszawa 1994
Antoni Fridrich Historia cudownych obrazów Najświętszej Maryi Panny w Polsce 1-2, Kraków 1904
Tomasz Gąsowski, Jerzy Ronikier, Zdzisław Zblewski Bitwy polskie. Leksykon Kraków 1999
Zygmunt Gloger Encyklopedia staropolska, t. 1-4, Warszawa 1974
Małgorzata Głowacka-Grajper Zbiorowości polskie w zachodnich republikach byłego ZSRR [Polacy na Litwie] Biuro Analiz Sejmowych
Studia BAS Nr 2(34) 2013
Józef Godlewski Na przełomie epok Londyn 1978
Leszek Gondek Działalność Abwehry na terenie Polski 1933-1939 Warszawa 1974 I. Grek-Pabisowa, I. Maryniakowa Współczesne gwary
polskie na dawnych kresach północno-wschodnich
Slawistyczny Ośrodek Wydawniczy, Warszawa 1999
Bronisław Grużewski Kościół ewangelicko-reformowany w Kielmach, Warszawa 1912
Barbara Hołub Przy wileńskim stole Warszawa 1992
Internet: Archiwum Fotografii. Dynamiczny herbarz rodzin polskich
Mieczysław Jackiewicz Literatura polska na Litwie XVI-XX wieku Olsztyn 1993
Mieczysław Jackiewicz Polskie życie kulturalne w Republice Litewskiej 1919-1940 Olsztyn 1997
Mieczysław Jackiewicz Polacy na Litwie 1918-2000, Słownik Biograficzny Warszawa 2002
Bogdan Jagiełło Rok 1863 pod znakiem Orła i Pogoni Warszawa 1992
Edmund Jakubowski Z cyklu gawęd o Polakach na Litwie Kowieńskiej „Tygodnik Polski”
Melbourne 1968-88 oraz Kronika litewska Paryż
Paweł Jasienica Rzeczpospolita Obojga Narodów t. 1-3, Warszawa 1967-72
Marian Kałuski Litwa. 600-lecie chrześcijaństwa 1387-1987 Londyn 1987
Marian Kałuski Sprawy kresowe bez cenzury, T. I-IV, Toruń 2016-2018
Marek Kamiński, Michał J. Zacharias Polityka zagraniczna II Rzeczypospolitej Polskiej 1918-1939 Warszawa
1987
L. Kondratas Polacy na Litwie i ich stosunki z Litwinami w ciągu dziejów Internet
Konflikt polsko-litewski (1918-1921) Internet
Janusz Kopciał (red.) Suwałki miasto nad Czarną Hańczą Suwałki 2006
Marceli Kosman Historia Białorusi Wrocław 1979
Marceli Kosman Orzeł i Pogoń. Z dziejów polsko-litewskich XIV-XX w. Warszawa 1992
Marceli Kosman Stosunki polsko-litewskie (w:) Polska i jej nowi sąsiedzi (1989-1993) Poznań-Toruń 1994
Stanisław Kot La Reformation dans le Grand-Duche de Lithuanie, facteur d occidentaliation culturalle Bruksela
1953
Kazimierz Krajewski „Jęliśmy się oręża w duchu jedności z Królestwem Polskim”. Powstanie Listopadowe na Litwie „Biuletyn IPN” nr 11 (144), 2017
Tomasz Andrzej Krajewski „Niemen - Rzeka Obojga Narodów” Internet: Włocławski Klub Wodniaków 2006
Walerian Krasiński Zarys dziejów reformacji w Polsce Tom II cz. II Warszawa 1905
Mieczysław Krzepkowski W Wilnie. Ze wspomnień „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego IX 4, Warszawa
Tomasz Krzywicki Litwa. Przewodnik, Oficyna Wydawnicza REWASZ, 2005
Kto był kim w Drugiej Rzeczypospolitej Warszawa 1994
Dorota Kubiak „Kiejdany na Litwie…” (w:) Internet: Bezbrzeżne myśli 16.9.2018
J. B. Kucharska Ilustrowany przewodnik po zabytkach na Wileńszczyźnie i Żmudzi Warszawa 2004
W. Kurkiewicz i in. Tysiąc lat dziejów Polski Warszawa 1961
Linas Kojala, Vilius Ivanauskas Lithuanian Eastern Policy 2004–2014: The Role Theory Approach
Academia.com
Tadeusz Krahel „Diecezja wileńska. Studia i szkice” Białystok 2014
„Archidiecezja wileńska w latach II wojny światowej. Studia i szkice” Białystok 2014
Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, t. 1-2, Warszawa 1984
„Lithuania” Nr 1 1990, Warszawa
Piotr Łossowski Po tej i tamtej stronie Niemna. Stosunki polsko-litewskie 1883-1939 Warszawa 1985
Piotr Łossowski Polska-Litwa. Ostatnie sto lat Warszawa 1991
Grzegorz Łukomski Walka Rzeczypospolitej o Kresy Północno-Wschodnie 1918-20 Poznań 1994
Grzegorz Łukomski, Bogusław Polak W obronie Wilna, Grodna i Mińska 1918-1920 Koszalin-Warszawa 1994 Grzegorz Łukomski Walka o Wilno Warszawa 1994
Bronisław Makowski Litwini w Polsce 1920-1939 Warszawa 1986
Mała Encyklopedia Wojskowa, t. 1-3, Warszawa 1967-1971
Czesław Miłosz Dolina Issy Paryż 1955
Rodzinna Europa Paryż 1959
Leon Mitkiewicz Wspomnienia kowieńskie 19138-1939 Londyn 1968
My historyczni, prawdziwi Litwini jesteśmy Polakami a nie Żmudzinam Internet: Ruch Christus Rex 10.11.2017
Piotr Nitecki Biskupi Kościoła w Polsce. Słownik biografiaczny Warszawa 1992
Jerzy Ochmański Historia Litwy Wrocław 1982
Aleksander Olechnowicz Polacy na Litwie Fronda.pl 9.9.2014
Maciej Orzeszko 28 października 1939 r. – wkroczenie wojsk litewskich do Wilna. Litewska okupacja
Wileńszczyzny 1939-40
Internet: BLOGPUBLIKA.COM Listopad 13, 2015
Andrzej Paczkowski Prasa polska w latach 1918-1939 Warszawa 1980
Polska i jej dorobek dziejowy w ciągu tysiąca lat istnienia. Zarys i encyklopedia spraw polskich, T. 1, Londyn
1956
Władysław Pobóg-Malinowski Najnowsza historia polityczna Polski 1964-1945. Tom drugi Londyn 1956
X. Walerian Meysztowicz Poszło z dymem Londyn 1973
Polacy na Litwie 1918-1939, Salon24 5, 6 października 2010
Polski Słownik Biograficzny, t. 1-40, Kraków-Warszawa 1935 -
Grzegorz Rąkowski Ilustrowany przewodnik po zabytkach kultury na Litwie, Burchard Edition, Warszawa 1999
Paweł Rokicki Glinciszki i Dubinki. Zbrodnie wojenne na Wileńszczyźnie w połowie 1944 roku i ich konsekwencje we
współczesnych relacjach polsko-litewskich
Warszawa IPN 2015
Andrzej Romanowski Czy Czesław Miłosz musiał pisać po polsku? „Tygodnik Powszechny” nr 26/1996
Sąsiedzi wobec wojny 1920 roku Londyn 1990
Jarosław Schabieński Konflikt o język nabożeństw w diecezji sejneńskiej i próby jego rozwiązywania „Rocznik Augustowsko-Suwalski” t. IX 2009
J. Siedlecka Połąga i okolice: przewodnik turystyczny Warszawa 1998
J. Siedlecki Losy Polaków w ZSRR w latach 1939–1986 Wrocław 1990
Zbigniew Siemienowicz Kim byli nasi przodkowie – obywatele Wielkiego Księstwa Litewskiego „Kurier
Wileński” Wilno 24.10.2010
Bohdan Skardziński Polskie lata 1919-1920, t. 1-2, Warszawa 1993
Słownik geograficzny Królestwa Polskiego, T. 1-15, Warszawa 1880-1902
A. Srebrakowski Polacy w Litewskiej SSR 1944–1989Toruń 2001
Hipolit Stupnicki Herbarz polski Lwów 1855
Wiktor Sukiennicki „Rara avis” czyli o Litwinach mówiących po polsku „Kultura” Nr 12 1972, Paryż
Monika Tomkiewicz Współpraca niemieckiej i litewskiej policji bezpieczeństwa na terenie Komisariatu Rzeszy
Ostland w latach 1941–1944 (zarys problemu).
„Europa Orientalis”. 2, 2010. ISSN 2081-8742
Monika Tomkiewicz Zbrodnia w Ponarach 1941–1944 Warszawa: Instytut Pamięci Narodowej, 2008
Maria Barbara Topolska Historia wspólna czy rozdzielna. Polacy, Litwini, Białorusini, Ukraińcy w ich
dziejowym stosunku (XV-XX w.)
Toruń 2015
Bp Wincenty Urban Ostatni etap dziejów Kościoła w Polsce przed Nowym Tysiącleciem (1815-1965) Edizioni
Hosianum Roma 1966
Antoni Urbański Memento kresowe Warszawa 1929, 1991
Gakina Vaščenkaitė Lithuanian-Polish relations after 2004 Academia.com
Władysław Wielhorski Polska a Litwa. Stosunki wzajemne w biegu dziejów Londyn 1947
Wielka Encyklopedia Powszechna PWN, t. 1-13, Warszawa 1962-1970
Bolesław Wierzbiański Polacy w świecie Londyn 1946
Wikipedia (polska, litewska, angielska – bardzo ważne źródło informacji o Kresach)
Henryk Wisner Wojna nie wojna. Szkice z przeszłości polsko-litewskiej Warszawa 1978
Mieczysław Wrzosek Wojny o granice Polski Odrodzonej 1918-1921 Warszawa 1992
Hieronim Eugeniusz Wyczawski OFM (red.) Klasztory bernardynów w Polsce w jej granicach historycznych
Kalwaria Zebrzydowska 1985
Lech Wyszczelski Niemen 1920 Warszawa 1991
Z dziejów wojskowych ziem północno-wschodnich Polski Białystok 1986
E. Żagiell (Edmund Jakubowski) Kronika litewska „Kultura” - roczniki, Paryż
E. Żagiell (Edmund Jakubowski) Dwadzieścia lat niepodległej Litwy (w:) Zeszyty Historyczne. Zeszyt
Dwudziesty Drugi, Paryż 1972
Jerzy Żenkiewicz Ziemianie na Litwie Kowieńskiej. Wykaz części majątków na Litwie Kowieńskiej w latach 1919-1939, Internet 2018

Wersja do druku

Lubomir - 14.09.20 22:51
Chciałoby się krzyknąć: 'Poeta pamięta' - cytując fragment znakomitego utworu Czesława Miłosza. Ale to przecież nie o poetę chodzi, ale o badacza dziejów polskich na Litwie Wileńskiej i Kowieńskiej - mówiąc w wielkim skrócie. Myślę, że praca p. Kałuskiego bardzo przybliża nam zawiłe losy Kościoła Powszechnego - na historycznych ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Wszystkich komentarzy: (1)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

29 Marca 1937 roku
Zmarł Karol Szymanowski, polski kompozytor. Obok F. Chopina, uznawany za najwybitniejszego kompozytora (ur. 1882)


29 Marca 1848 roku
We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania legionu polskiego.


Zobacz więcej