Czwartek 28 Marca 2024r. - 88 dz. roku,  Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 05.10.18 - 21:16     Czytano: [1034]

Miliardy złotych na wspieranie Ukrainy


Głupota do kwadratu: wspieranie Ukrainy kosztuje Polskę wiele miliardów złotych

W 2014 roku Rosja oderwała Krym od Ukrainy, dany jej w 1954 roku przez Chruszczowa, chociaż on nigdy nie należał do Ukrainy i którego ludność w większości to od 200 lat Rosjanie. Poza tym półwysep odegrał dużą rolę w historii Rosji. Tzw. świat zachodni rozdarł mordę na cały głos, że Ukrainę spotkała krzywda. Najwięcej krzyczała i krzyczy Ameryka, która ma w tym własny interes – przez wspieranie Ukrainy chce osłabić swojego dzisiejszego wroga Rosję. Ta sama Ameryka, która w Jałcie w 1945 roku wbrew prawu międzynarodowemu (!) oderwała od Polski Ziemie Wschodnie wraz z arcypolskim Lwowem i Wilnem i sprezentowała Stalinowi, za cenę przystąpienia Związku Sowieckiego do wojny z Japonią. I nigdy nas za tę krzywdę nie przeprosiła.

Po 1989 roku, a szczególnie po objęciu władzy przez PiS w 2015 roku Polska stała się parobkiem Ameryki i wykonuje posłusznie wszystkie polecenia przysyłane z Waszyngtonu. Dlatego Warszawa w 2014 roku dołączyła do grona najbardziej zaciekłych krytyków Rosji – prowokujemy ją na każdym kroku, ku uciesze Białego Domu – prezydenta Trumpa, nie patrząc na konsekwencje takiego zachowania – na wymierne szkody jakie przez tą głupią politykę ponosi Polska i naród polski. Bowiem doprowadziło to do zimnej wojny między Moskwą a Warszawą oraz Zachodem, co jest groźne dla Polski. Nigdy stosunki polsko-rosyjskie po 1989 roku nie były w tak krytycznym stanie. Jednocześnie Rosja uderzyła nas mocno po kieszeni – wprowadziła embargo na wybraną polską żywność, której eksport był kluczowy dla polskiego rolnictwa – dla polskich nadwyżek żywności. Aleksandra Ptak-Iglewska pisze w „Rzeczpospolitej” z 29 lipca 2018 roku: „Unia Europejska i Polska płacą za embargo, a zwyciężać zaczyna Rosja, która powoli buduje swoją samowystarczalność – mówi „Rzeczpospolitej" Bartosz Urbaniak, szef bankowości agro BNP Paribas na Europę Środkowo-Wschodnią i Afrykę. – Najważniejsze w handlu żywnością z Rosją było to, że Moskwa była w stanie przejmować z rynku polskiego nadwyżki, poniekąd stabilizowała sytuację na polskim rynku rolnym...”. Przez rosyjskie embargo eksport polskiej żywności spadł z 3 miliardów 679 milionów złotych w 2014 roku do 1 miliarda 669 milionów złotych w 2015, czyli o 2 miliardy złotych. To duża suma – duży ubytek dochodu z eksportu, ale to nie koniec problemu. Ponad 2 miliardy złotych straciliśmy także w 2016 roku i 1 miliard 700 milionów w 2017 roku, a eksport polskiej żywności do Rosji w pierwszych pięciu miesiącach 2018 roku zamknął się sumą zaledwie 669 milionów złotych i może spadek dochodu z eksportu być najniższy od 5 lat. W sumie na głupiej polityce rządu polskiego straciliśmy na handlu z Rosją około 5,5 miliarda złotych. To nie wszystko, bo wspieranie antyrosyjskiej i zarazem proukraińskiej polityki amerykańskiej kosztuje Polskę z pewnością dalszych 5-6 miliardów złotych. Bowiem PiS – wyjątkowo hojny kochanek Ukrainy zaraz po dojściu do władzy pożyczył Ukrainie na wieczne nieoddanie 4 miliardy złotych, udzielił szereg innych pożyczek (m.in. na infrastrukturę drogową) i „zapomóg” (ile poza plecami narodu?!) oraz udziela inną pomoc Ukrainie, jak np. ostatnio związanej z rozwojem sadownictwa (co w przyszłości bardzo uderzy w polskich sadowników) czy produkcji serów.

Ta bezzwrotna polska pomoc dla Ukrainy kontynuowana w najbliższych latach może w ostatecznym rozrachunku kosztować Polskę i polskich podatników kilkadziesiąt miliardów złotych.

Czy Polskę naprawdę stać na to?

A przy tym należy pamiętać, że banderowska Ukraina jest wrogiem Polski i Polaków. Hodujemy sobie wroga. Bo nie daj Boże jak się wzmocni, to może być poważnym zagrożeniem dla Polski, chociażby dlatego, że ma pretensje terytorialne do Polski (Chełmszczyzna, Ziemia Przemyska).

Do tego wszystkiego należy dodać, że Ameryka za prezydenta Donalda Trumpa staje się niewiarygodnym sojusznikiem Polski. Sprzeda nas jak sprzedali nas w Jałcie. Dąży bowiem do porozumienia z Putinem, z którego chce zrobić swego sojusznika w rozgrywce z Chinami, które Ameryka uznaje za największego swego wroga.

Prof. Dariusz Kozerawski w wywiadzie dla Onet.pl (28.7.2018) zatytułowanym „Polska nie ma aktualnej strategii bezpieczeństwa” mówi m.in.: „Jeśli prezydent Stanów Zjednoczonych traktuje wzajemne zobowiązania sojusznicze jako element transakcji biznesowych to mamy do czynienia z bardzo niebezpieczną sytuacją… Z Federacją Rosyjską powinniśmy dążyć do znormalizowania wzajemnych stosunków. Obecne relacje są fatalne. Powinniśmy ustalić listę rozbieżności oraz omówić kwestie, które mogą przynieść korzyści każdej ze stron (np. zwiększenie wymiany handlowej). Z punktu widzenia strategicznego Polska nie była w ostatnich dekadach i zapewne nie będzie – ze względu na swój potencjał – graczem, który może samodzielnie i bezpośrednio wpływać na mocarstwo jądrowe, jakim jest Rosja. Jeśli zatem nie jesteśmy w stanie wpłynąć na Kreml bezpośrednio, należy dążyć do normalizacji stosunków i wpływać na Moskwę pośrednio poprzez nasze członkostwo w organizacjach międzynarodowych, takich jak NATO, UE czy ONZ… poprzez aktywne zaangażowanie w politykę ww. organizacji i związane z nią sankcje czy cła zaporowe. Nie występujemy wtedy pojedynczo, a w grupie państw zainteresowanych. Dlatego potrzebna jest strategia bezpieczeństwa narodowego, która ma być dokumentem ponadpartyjnym i ogólnospołecznym...”.

W dzienniku „Rzeczpospolita” z dnia 29 lipca 2018 roku Andrzej Bryk omawiając głośną w całej Europie książkę znanego angielskiego dziennikarza Douglasa Murraya „Przedziwna śmierć Europy: imigracja, tożsamość, islam” (wyd. pol. 2017) pisze, że „Demokratyczne większości (czyli społeczeństwa) nigdy nie popierały masowej imigracji, lecz klasa rządząca, niezależnie od orientacji partyjnych, uważała inaczej”. Podobnie ma się sprawa wielkiego finansowego wspierania Ukrainy przez Polskę. Kraj nasz traci miliardy złotych i to w dodatku za nic w zamian, a co gorsze to to, że Ukraina jest wrogim Polsce państwem, budowanym na ideologii faszystowsko-nacjonalistycznej, przeżartej do szpiku kości wrogą antypolską postawą. Polacy tej wielomiliardowej pomocy nie popierają, a i zapewne wspierania banderowskiej Ukrainy. Ale popierają ją głupi politycy polscy wszystkich partii politycznych (to specjalna kasta ludzi oderwana od narodu polskiego!), działający pod dyktando Ameryki, która wspierając Ukrainę chce osłabić swego chwilowego (!) wroga Rosję. Polski suweren w tej sprawie nie ma nic do gadania!

Związany ze środowiskiem kresowym ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski w rozmowie z „Do Rzeczy” (30.7.2018) powiedział: „Po zmianie kierownictwa MSZ nic się w polityce polskiej na korzyść nie zmieniło. – Nie widzę żadnych zmian. To ta sama polityka, która sprowadza się do hasła Ukraina jest najważniejsza. Całe działanie MSZ podporządkowane jest temu, by Ukrainie pomóc finansowo, politycznie, wojskowo. Jednocześnie widzimy całkowitą pasywność w sprawach polskich, zarówno jeśli chodzi o upamiętnienie ofiar UPA, jak i o prawa polskiej mniejszości na Ukrainie”.
Natomiast goszczący 23 lipca 2018 w studiu telewizji wPolsce wiceprezes Ruchu Narodowego Krzysztof Bosak oceniając stan stosunków polsko-ukraińskich powiedział, że ukraińscy politycy oceniają polskich jako słabych ludzi i ich przez to wykorzystują na swoją korzyść.
Głupota polskich polityków jest bezgraniczna. To prawdziwe badziewie. Antypolskie badziewie z gębą pełną patriotycznych frazesów!
Kiedy Polacy wreszcie się przebudzą?!

Ukraina wrogiem Polski

Ukraina i Ukraińcy należą do największych wrogów Polski i Polaków, na co jest mnóstwo dowodów. Mówi o tym chociażby tylko co opublikowany artykuł Macieja Pieczyńskiego pt. „Jak nas piszą na wschodzie” („Do Rzeczy” 24.9.2018). Ukraińcy wymordowali w latach 1943-44 ponad 100 000 Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, a dzisiaj rząd ukraiński nie zgadza się na ekshumacje tych Polaków, tak aby ich szczątki doczekały się wreszcie chrześcijańskiego pochówku. Pismo „wPolityce” (11.7.2018) zapytało prof. Czesława Partacza: „Czy można skłonić Ukrainę do wydania zgody na ekshumacje Polaków pomordowanych przez OUN-UPA na Wołyniu?”. Ten odpowiedział: „Oczywiście”, a na pytanie: „Jak to zrobić?” powiedział: „Wystarczy zamknąć granice dla Ukraińców, a polskim pracownikom radykalnie podnieść pensje. Tak zrobili Czesi. Ile lat Polacy mają pracować za pół darmo? Cały czas nasi rodacy wyjeżdżają za pracą na Zachód. Rząd nie może działać w interesie wielkich korporacji. Musi działać w interesie obywateli, bo to nie korporacje, ale ludzie go wybrali. W interesie państwa polskiego jest, żeby Polacy przestali w końcu wyjeżdżać na Zachód i pracowali w ojczyźnie. Przecież Ukraińcy też z czasem będą domagać się podwyżek. Ukraińcy mają już związek zawodowy w Polsce. Nie zdziwię się, jeżeli zorganizują się w partię polityczną i będą walczyć w Polsce np. przy boku Platformy Obywatelskiej o swoje interesy. Polak powinien być mądry przed szkodą. Nie możemy dopuścić, żeby Ukraińcy w Polsce stali się dla nas takim problemem jak muzułmanie dla państw zachodniej Europy. PiS powinien pamiętać, że ludzie głosowali na nich, bo obiecywali przywrócić Polsce suwerenność. Wyborcy PiS muszą mieć przekonanie, że na decyzje rządu nie wpływają żadne zewnętrzne wpływy. Głównym zadaniem polityków jest dbanie o interes państwa. Jeżeli tego nie potrafią niech jadą na szkolenia do Londynu”.

Zemsta za krytykę polskiego MSZ

Polska pod rządami PiS staje się niebezpiecznym krajem dla krytyków obecnego reżymu, szczególnie jego polityki kresowej!
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski poinformował w mediach społecznościowych o procesie, który wytoczył mu b. wiceminister spraw zagranicznych Robert Ethan Grey. "Sprawa jak z Mrożka i Barei. Jednak traktuję ją jak odwet i szykanę za krytykę MSZ. Postuluję jawność procesu" – napisał na Twitterze.
"Przeszedłem już w życiu niejedno i nieraz zastanawiam się, czy jest coś mnie jeszcze zaskoczyć. Dziś przekonałem się, że jednak tak. Otóż otrzymałem - uwaga! - 30-stronicowy pozew do sądu cywilnego od byłego wiceministra MSZ Roberta Ethana Greya, który przez bardzo krótki czas, bo zaledwie 5-ciu miesięcy, pełnił tę ważną funkcję w rządzie pani premier Beaty Szydło. Szefem MSZ był w tym czasie minister Witold Waszczykowski" – napisał na Facebooku ks. Isakowicz-Zaleski.
"O co poszło? O dwa moje wpisy na Twitterze, w których zadałem pytanie, czy pan Grey mógłby pomóc w sprawie Pomnika Katyńskiego w New Jersey. Poszło także o to, że przekręciłem jego pierwotne nazwisko z Grygielko na Grygiełko" – tłumaczy.
Jak podkreśla ks. Iskowicz-Zaleski, jego zdaniem, pozew jest wynikiem krytyki, jakiej dopuścił się wobec polskiego MSZ "za uległość wobec USA, Izraela i Ukrainy". "Mam więc podstawy traktować to jako odwet i szykanę za wyrażanie niewygodnych poglądów. Oczywiście na pozew odpowiem, ale jeżeli dojdzie do procesu, to mam nadzieję, że będzie on jawny, aby opinia publiczna mogła się dowiedzieć, o co tak naprawdę w tej sprawie chodzi" – czytamy dalej (Były wiceszef MSZ pozywa ks. Isakowicza-Zaleskiego. "Sprawa jak z Mrożka i Barei" „Do Rzeczy” 19.7.2018).
Większość czytelników (internautów) z oburzeniem przyjęła informację o wytoczeniu procesu ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu. Rzeczywiście, zaczyna wyglądać w Polsce ponuro. Cholerę – PO zastąpił tyfus – PiS! Dzięki Bogu, że mieszkam w Australii – z dala od polskiego bagna i wojny polsko-polskiej. Tylko przykro mi, że nie mogę więcej pojechać do Polski, bo za cztery tomy „Spraw kresowych bez cenzury” mogę także trafić do polskiego więzienia.

Krytyka polskiej polityki wobec Rosji

Marszałek Senior Kornel Morawiecki, choć prywatnie jest ojcem obecnego premiera polskiego, Mateusza Morawieckiego, niejednokrotnie krytycznie ocenia niektóre posunięcia władzy polskiej. Tym razem negatywnie odniósł się do polityki wschodniej.
– To nie jest sprawa ani PiS-u, ani Platformy, ani tego czy innego rządu, ani tego czy innego premiera, czy mojego syna czy nie. To sprawa relacji między dwoma wielkimi europejskimi narodami i te relacje są złe i trzeba te relacje poprawić. Trzeba robić wszystko czy starać się zrobić bardzo dużo rzeczy, żeby je poprawić – powiedział szef koła Wolni i Solidarni w "Faktach po faktach" na antenie TVN24.
Marszałek Senior dodał: – Nie mogę brać pod uwagę opinii kolegów mojego syna czy PiS-u, czy kolegów z PO. To nie jest sprawa bieżąca, to nawet sprawa historyczna w jakimś sensie. Martwi mnie bardzo to, że polityka polska na tym kierunku wschodnim jest bardzo nieudolna – stwierdził polityk (Źródło: TVN24, „DoRzeczy” 19.7.2018).

Józef Piłsudski na tle walki o wolność i budowę niepodległej Polski

Naród polski mimo wymazania Polski z mapy politycznej Europy w 1795 roku i rozdarcia kraju na trzy części przez Rosję, Prusy i Austrię, żył ustawicznie myślą świetlanych kart historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów i wolności, a krzepiąc się wiarą i nadzieją jej odzyskania, podejmował wielokrotnie próby wydobycia się z niewoli.

W styczniu 1863 roku wybuchło piąte z kolei powstanie narodowe, które zdławili Rosjanie w morzu krwi późną jesienią 1864 roku. Rząd rosyjski, upewniwszy się o obojętności zagranicy w sprawie polskiej, postanowił autonomiczne dotychczas Królestwo Polskie ściślej zespolić z Imperium Rosyjskim. Walcząc z duchem narodu zrusyfikowano administrację kraju i szkolnictwo oraz bezwzględnie zaczęto prześladować Kościół katolicki do którego starano się także wprowadzić język rosyjski.

Jeszcze większe ciosy spadły na Polaków i polskość na ziemiach ukrainnych i byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tam dodatkowo na Polaków nałożono specjalne podatki, zabroniono nabywania dóbr ziemskich, a nawet mówić po polsku nie tylko w urzędach i szkołach, ale także i na ulicy, w parkach, sklepach, cukierniach itd.

Pod wpływem tych ciosów naród polski, a właściwie jego warstwy oświecone, rzuciły hasło zachowania polskości i uratowania ziemi ojców poprzez „pracę organiczną”. Głosiła ona pogodzenie się z utratą samodzielnego bytu państwowego przy równoczesnym rozwijaniu aktywności gospodarczej i kulturalnej narodu.

Niestety, hasło to znalazło setki tysięcy zwolenników pomimo tego, że pod względem kulturalnym i religijnym rząd rosyjski był nieubłagany aż do końca swego panowania na ziemiach polskich. A przecież tylko język, kultura i wiara, a nie bogactwo ekonomiczne odróżniały nas od Rosjan, decydowały o naszej odrębności narodowej. Przejściowe uzyskanie swobód religijno-kulturalnych w 1905 roku było tylko i wyłącznie wynikiem klęski Rosji w wojnie z Japonią. Zresztą natychmiast po opanowaniu rewolucyjnego wrzenia nastąpiła nowa fala rosyjsko-carsko-cerkiewnej reakcji. Tym samym hasło „pracy organicznej” było wymierzone przeciwko narodowi polskiemu i jego prawu do niepodległości.

W tych to tragicznych latach dla narodu polskiego urodził się 5 grudnia 1867 roku w Zułowie, w powiecie święciańskim na Wileńszczyźnie Józef Piłsudski. Jego matka Maria – z rodu Billewiczówna, z owych Billewiczów żmudzkich, w których tyle w sienkiewiczowskim „Potopie” – zaszczepiła w Jego serce głęboką miłość Ojczyzny oraz poczucie obowiązku i służby dla niej. Porywała Go historia Hellady i Rzymu, bohaterstwo mężów rzymskich, dla których przykazaniem było: „jak słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę”. Żyła w Nim pamięć opowieści o Sierakowskim i księdzu Mackiewiczu – bohaterów Powstania Styczniowego na Żmudzi, śmierć stryjecznego brata ojca w powstaniu, uwięzienie ciotki i babki za udział w pracy niepodległościowej. Z ich to prochów i cierpień narodził się Ten, któremu dane było wyprowadzenie Narodu Polskiego z domu niewoli.

Józef Piłsudski był pierwszym, a zarazem konsekwentnym rzecznikiem walki zbrojnej o niepodległość Polski. On to wyrwał Naród ze zgubnego zaślepienia pozytywizmu, On wydawał w latach 1894-1900 pierwsze polskie prawdziwie niepodległościowe pismo – „Robotnik”, On urządził pierwszą od 1861 roku manifestację patriotyczną w dniu 13 listopada 1904 roku pod kościołem Wszystkich Świętych na Grzybowie w Warszawie. Z myślą o wolnej Polsce wyjechał aż do Japonii, gdzie starał się o uzyskanie poparcia wojskowych kół japońskich dla akcji antyrosyjskiej w Polsce. Był także w roku 1905 organizatorem i wodzem Organizacji Bojowej PPS, liczącej blisko 6000 członków, która paraliżowała normalne funkcjonowanie rosyjskich instytucji rządowych w Królestwie Polskim. Po jej likwidacji w 1908 roku tworzy w Galicji po raz pierwszy od czasów Powstania Styczniowego pierwsze polskie formacje wojskowe – Związek Walki Czynnej, Związek Strzelecki, Legiony, Polską Organizację Wojskową.

Dla wolnej Polski był gotów cierpieć czy nawet oddać życie. 22 marca 1887 Józef Piłsudski został aresztowany pod zarzutem udziału w spisku na życie cara i 1 maja 1887 roku zesłany na Sybir (Kiereńsk, Tunka), gdzie przebywał pięć lat. Do Wilna powrócił 1 lipca 1892 roku.

Po wybuchu pierwszej wojny światowej 28 lipca 1914 roku na czele „swoich żołnierzy” 6 sierpnia 1914 roku przekracza granicę zaboru rosyjskiego koło Michałowic zajmując Miechów, Jędrzejów i Kielce. Następnie walczy z Rosjanami w Karpatach Wschodnich i na Wołyniu. Walki te elektryzują naród polski, który zaczyna uważać Go za bohatera narodowego, za przywódcę narodu w walce o niepodległość Polski. Po uwolnieniu z więzienia niemieckiego w Magdeburgu, 10 listopada 1918 roku, w którym przebywał od 20 lipca 1917 roku za odmowę współpracy z Niemcami, wraca do Warszawy witany entuzjastycznie przez społeczeństwo. 11 listopada Polacy rozbrajają Niemców w Warszawie, a Rada Regencyjny oddaje Józefowi Piłsudskiemu naczelne dowództwo, a 14 listopada pełnię władzy. Zwołany Sejm RP powierza 20 lutego 1919 roku Piłsudskiemu sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa – urząd głowy państwa polskiego.

W tym samym czasie młodemu państwu polskiemu zagraża inwazja sowiecka – bolszewickiej Rosji. Stojąc na czele Wojska Polskiego przepędza Rosjan, zajmując nawet przejściowo Kijów. Od czasów Chocimia naród polski takiego triumfu oręża polskiego nie przeżywał. Ale sukcesy te nie były ostatecznym zwycięstwem. Trzeba było jeszcze „Cudu nad Wisłą”, czyli pobicia Rosjan pod Warszawą w sierpniu 1920 roku, kiedy to ponownie zabłysnął geniusz strategiczny Piłsudskiego, aby ostatecznie pobić Rosjan i wyznaczyć wschodnie granice Polski.

Bitwa ta została zaliczona do 20 decydujących bitew w dziejach świata. I słusznie. Uratowała bowiem Europę przed zalewem komunistycznym na okres 20-25 lat.

19 marca 1920 roku armia ofiarowała Piłsudskiemu buławę Pierwszego Marszałka Wojsk Polskich.

Wymarzona przez Piłsudskiego niepodległość Polski stała się faktem dokonanym. Polska powróciła na polityczną mapę Europy, a Jego osobista zasługa w tym była przeogromna. I w tym tkwi Jego wielkość. Wielkość, której nie odmawiali mu nawet ci, co z Nim politycznie się nie zgadzali.

„…Dał Polsce wszystko, co człowiek dać może, dla siebie nie żądając niczego” – napisze przywódca PPS Ignacy Daszyński, a członek gabinetu Wincentego Witosa Kajetan Morawski stwierdził, że „Z Piłsudskim żywym można się było nie zgadzać, można się było spierać i mu się przeciwstawiać. Pamięć o Piłsudskim zmarłym stała się własnością całego narodu”.

Trafnie przewidywał więc prezydent Polski Ignacy Mościcki w mowie żałobnej, że pamięć o Piłsudskim nie zaginie, przeciwnie: z dnia na dzień będzie wzrastać.

Potwierdza to żywa pamięć o Jego wielkości i cześć składana Jego prochom nie tylko wśród Polaków w wolnym świecie, ale przede wszystkim w kraju. W dzisiejszej Polsce jest niewątpliwie więcej ludzi mówiących o Jego geniuszu niż o Jego nicości. I to pomimo prześladowania piłsudczyków, zakratowaniu – swego czasu – grobu w katedrze na Wawelu, oczernianiu osoby Marszałka w szkole, prasie, książkach, radiu i telewizji. Powiem więcej. Józef Piłsudski stał się duchem przewodnim prawie wszystkich poczynań niepodległościowych w kraju, a to dzięki warunkom politycznym panującym w dzisiejszej Polsce.

W kraju będącym obecnie pod panowaniem kliki antypolskiej i kierowanej przez Kreml, ludzie tańczą poloneza w rytm kozaka. Część narodu poszła na współpracę z reżymem. Inna, większa grupa wyrzuciła z życia wszelkie ideały, myśli tylko o dorabianiu się i korzystaniu z życia, a trzecia – największa grupa – twierdzi, że lepiej cicho siedzieć, bo głową muru się nie przebije. Czwartą grupę tworzy Kościół katolicki i tzw. niezłomni, którzy pomimo zdziesiątkowania i ciągłego prześladowania stoją wytrwale na gruncie walki o niepodległość, o swoje jestestwo, o język i kulturę polską, o wolność sumienia.

O jej częściowej sile mówi chociażby kilkaset tysięcy osób uchylających się od głosowania do farsowego sejmu PRL. Grupa ta oczywiście nie tworzy żadnej partii politycznej, nie ma żadnych przywódców, żadnych pism. Jednakże duchem przewodnim dla większości niezłomnych jest właśnie Józef Piłsudski. Jest to logiczna reakcja, gdyż Polska znajduje się w tej samej sytuacji w jakiej była za młodości Marszałka. Ludzie marzą o wolności, o demokracji, o nowym „Cudzie nad Wisłą”, którego dokonał Józef Piłsudski, zdecydowany wróg imperializmu rosyjskiego, pogromca sowieckiej Armii Czerwonej.

Drugim wielkim czynem Piłsudskiego, aczkolwiek nie zrealizowanym, była próba odbudowy federacji narodów: polskiego, litewskiego, białoruskiego i ukraińskiego. Koncepcja ta nawiązywała do przedrozbiorowej unii polsko-litewskiej. Piłsudski uważał, zresztą bardzo słusznie, że nie tylko należy walczyć o niepodległość Polski, ale także zabezpieczyć jej byt po zwycięstwie. Uważał, że Polska, leżąca między Rosją a Niemcami, nie ma szans na utrzymanie niezależnego bytu, chyba że utworzy między tymi wrogimi nam potęgami federację państw tworzącą równowagę sił w tej części Europy. Najkorzystniejszą byłaby federacja Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Łączyła te państwa wspólna historia, wspólny wróg, wspólne interesy gospodarcze, przemieszanie ludnościowe i silne związki kulturalne.

Dlatego tzw. umowa warszawska z kwietnia 1920 roku między Polską a Republiką Ukraińską była wielkim wydarzeniem nie tylko w dziejach stosunków polsko-ukraińskich, ale także i wschodniej Europy. Umowa ta była również osobistym dziełem Józefa Piłsudskiego. Należy w tym miejscu podkreślić i to, że jeśli „umowa warszawska” była krótkotrwała, nie było to winą Marszałka czy w ogóle Polaków. W każdym razie Polacy Ukraińców nie zdradzili.

Brak zrozumienia idei federacji polsko-litewsko-białorusko-ukraińskiej w szerokich kręgach społeczeństwa polskiego, jak również niedostatecznie rozwinięta świadomość narodowa wśród Ukraińców i Białorusinów zniweczyła plany federacji. Także odrodzony na bazie chłopskiej i w okresie przemian społecznych XIX i XX wieku ruch narodowy litewski obrał, najpierw z poduszczenia Moskwy, a potem Berlina, kurs zdecydowanie antypolski. Litwini nie tylko wzięli, po 500 latach zgodnego współżycia, rozbrat z Polakami, ale także współpracowali militarnie z zalewającą Polskę Armią Czerwoną. Bardzo na tym bolał Józef Piłsudski, który sam siebie uważał za „gente Lithuani, natione Poloni”.

Szowinistyczne nacjonalizmy rozbiły więc to, co, gdyby zostało zrealizowane mogło by przynieść bezpieczeństwo i ład wszystkim czterem narodom tworzącym jako wolni i równi jedną federacyjną całość. Jednakże „umowa warszawska”, która, ja już wspomniałem, była osobistym dziełem Marszałka, spełnia wciąż pozytywną rolę. Unaocznia, że przy odrobinie obustronnego zrozumienia istnieje ciągle możliwość na zbudowanie przyjaźni polsko-ukraińsko-białorusko-litewskiej.

Pokój ryski zawarty 18 marca 1921 roku nie był dziełem Marszałka. Aczkolwiek słuszny, jeśli chodzi o rozgraniczenie interesów narodowych poszczególnych państw, był zarazem bolesny nie tylko dla Ukraińców, Białorusinów i Litwinów, ale także i dla… Polaków.

Polska zrezygnowała na rzecz Ukrainy i Białorusi, a także i Litwy z granicy nie tylko z 1772 roku, ale także i z Linii Dmowskiego, którą w Rydze mogła wywalczyć. Rezygnowała Polska dobrowolnie z obszaru o powierzchni ok. 300 000 km kw., na którym mieszkało 1,5 miliona Polaków. W ich rękach było ok. 6 mln ha ziemi ornej i 2279 różnych zakładów przemysłowych zatrudniających 140 060 robotników. Wszystko to Polacy stracili bez odszkodowania, tak jak i większość skarbów narodowych zbieranych i pielęgnowanych pieczołowicie i z rozmachem przez tamtejszych Polaków. Ponad pół miliona Polaków musiało opuścić ziemię rodzinną. Ale to co najważniejsze, zrezygnowanie z tych terenów kosztowało naród polski bardzo dużo – zdziesiątkowaniu ulegli w okresie stalinowskim miejscowi Polacy. Setki tysięcy Polaków straciło życie tylko dlatego, że byli Polakami i że chcieli na tej ziemi żyć i na tej ziemi złożyć do grobu swoje kości.

Niestety o tej polskiej cenie i tragedii dzisiaj się nie pamięta! A co najgorsze, istnieje wśród nas na emigracji grupa osób (w Paryżu), która za amerykańskie pieniądze nie tylko że popiera amerykańską politykę status quo w Europie, ale także stara się nam ją narzucić.

Przyjaźń, w wypadku Polski i jej wschodnich sąsiadów, można zbudować tylko i wyłącznie na drodze obopólnych kompromisów, a nie na jednostronnej polskiej rezygnacji z wszystkiego do czego wysuwają roszczenia nasi sąsiedzi.

W roku 1939 mieliśmy pod każdym względem większe prawa do posiadania Lwowa i Wilna niż Szczecina i Wrocławia. W 1945 roku prawa te się wyrównały. Jeśli więc dzisiaj nie wyobrażamy sobie Polski bez Ziem Odzyskanych, dlaczego zaczynamy zapominać o mieście Filaretów i Filomatów, o mieście „Orląt”? Czy tylko z miłości do Stalina, który narzucił nam obecną wschodnią granicę Polski” Bo przecież nie z miłości do Litwinów i Ukraińców (szczególnie tych, którzy w Wilnie wjeżdżali konno do kościołów i rozpędzali tłumy wiernych śpiewających „Boże coś Polskę” czy tych, którzy bestialsko mordowali nasze rodziny w czasie ostatniej wojny na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej czy pomagali Niemcom w zdławieniu Powstania Warszawskiego), których nie kochaliśmy i nie kochamy!

Walczy się o prawo narodów do samostanowienia, robi się plebiscyty na terytoriach spornych. Tymczasem Polaków zmusza się do zrezygnowania z terenów, na których stanowili większość ludności (Wilno, Wileńszczyzna, Tarnopolskie, Lwów i okolice). Zmusza się nas do zrezygnowania z Lwowa, w którym nie tylko że stanowiliśmy większość mieszkańców, ale także który zbudowaliśmy (Lwów dzisiejszy nie ma nic wspólnego z daniłowskim Lwowem, gdyż Kazimierz Wielki zbudował nowy, dzisiejszy Lwów ok. 5 km od gruzów ruskiego Lwowa) i który przez swoją arcypolską historię został nazwany Wiernym Miastem Rzeczypospolitej i odznaczony, jako jedyne miasto w Polsce, orderem Virtuti Militari.

Ale to jest wszystko niczym w porównaniu z Prawem Bożym. Bóg rozstrzygnął już 300 lat temu do kogo Lwów ma należeć. Gdyby Lwów uważał za miasto ukraińskie z pewnością nigdy by nie doszło do ogłoszenia we Lwowie Matki Boskiej Królową Polski. Tak samo obraz Matki Boskiej Częstochowskiej pochodzi z Ziemi Lwowskiej, z miasteczka Bełza. Myślę, że każdy chrześcijanin zgodzi się z tym twierdzeniem.

Dziś zło króluje nad światem, któremu wielu z nas ulega w imię pseudoliberalizmu, pseudodemokracji, koegzystencji i postępu. Jednakże przeminą z wiatrem słowa mędrców współczesnego świata, ale Słowo Boże i Wola Boża nigdy nie przeminą. Na powrót Szczecina i Wrocławia do polskiej Macierzy czekaliśmy kilkaset lat. Kiedy Lwów i Wilno wrócą do Polski – nie wiadomo, ale że wrócą, to więcej niż pewne, bo taka jest Wola Boża!

W granicach wolnej Polski (1918-39) znalazła się jednak ziemia rodzinna marsz. Piłsudskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Kościuszki i Traugutta, Czackiego i Kołłątaja, Orzeszkowej, Reytana, Chłopickiego, Czekanowskiego i Domeyki, Felińskiego i Rodziewiczówny, Niemcewicza, Naruszewicza, Karłowicza i Ruszczyca, a także Jego miłe miasto Wilno. A jak Wilno to Piłsudski, a jak Piłsudski to Wilno. Oni są nierozerwalnie złączeni nawet w świadomości obywateli PRL. Ile razy słyszałem w Polsce rozmowę o Wilnie tyle razy była wspominana osoba Marszałka.

Jak łatwo natknąć się na pamięć o Piłsudskim w narodzie polskim udowadniają moje „spotkania z Marszałkiem”. Zaznaczyć z góry muszę, że rodzice moi nie byli nigdy piłsudczykami. Ale w domu Piłsudski zawsze był uważany za wielkiego Polaka i człowieka.

Poza domem z Piłsudskim spotkałem się po raz pierwszy (odkąd pamiętam) w 1958 roku w mieszkaniu znajomego moich rodziców. W jego gabinecie był portret Marszałka, chociaż sam jego właściciel był kiedyś działaczem chadecji. W następnym roku będąc na wakacjach w Karpaczu, w domu wczasowym „Morskie Oko” zapoznałem kolegę, którego matka miała ze sobą „Wybór pism” Józefa Piłsudskiego wydany w Londynie. Od tego czasu zacząłem się bardzo interesować osobą Marszałka.

Pamiętam, a było to w maju 1960 roku, jak od naszych znajomych „zdobyłem” numer żałobny miesięcznika „Morze” z 1935 roku. Prawie pół numeru było o marszałku Piłsudskim, między innymi cały przebieg uroczystości żałobnych. Oczywiście wziąłem go z sobą na drugi dzień do szkoły. Pokazywałem wszystkim i rozmawialiśmy o tym. Wracając ze szkoły przez park, spotkałem grupę polskich żołnierzy. Gdy im pokazałem miesięcznik, uważnie go oglądali, a potem z nami rozmawiali jak to on, marszałek Piłsudski dał porządne cięgi bolszewikom.

Później, gdy już zdałem do dziesiątej klasy, na okres wakacji gimnazjum nasze urządziło dwutygodniowy obóz wędrowny po Pomorzu Zachodnim. Przemierzając tę piękną krainę lasów i jezior, nieraz natrafialiśmy na wojska sowieckie, te same, które przeszło czterdzieści lat temu dostały od nas porządne cięgi. Przechodząc niedaleko poligonu sowieckiego w powiecie wałeckim, zmęczeni wędrówką, urządziliśmy sobie krótki odpoczynek, no i oczywiście posiłek. W trakcie tego, z lasu wyszło kilku gierojów i zwróciwszy się do dyrektorki, siostry znanego publicysty reżymowego Alojzego Srogi, zażądali, abyśmy opuścili teren.

Tego nam było za wiele. A że byliśmy bezbronni, więc tylko sztorcowaliśmy ich ile wlezie. Najwięcej Marek, który znał nieźle język rosyjski. Ja też od czasu do czasu coś wtrąciłem: wraz z Markiem przypomnieliśmy im Piłsudskiego. Niestety, Marszałka wśród nas nie było i źli – bo zmęczeni i głodni – na historię, na los opuściliśmy teren. Tak to my, Polacy na polskiej ziemi musieliśmy wykonać rozkaz sowieckiego kapitana.

Epilog tej sprawy miał miejsce w Bukowinie Wałeckiej, w dużym ośrodku sportowym przedolimpijskim, gdzie korzystając z pozwolenia kierownika ośrodka rozbiliśmy obóz. Kierownik ośrodka dowiedziawszy się o pokrewieństwie dyrektorki z Alojzym Srogą, zaprosił nas na obiad do siebie. Marek i ja (pupilek dyrektorki) siedzieliśmy razem z dyrektorką i kierownikiem ośrodka. W trakcie posiłku przypomnieliśmy incydent z sowieciarzami i wtrącenie w to osoby Marszałka. Marek był nieugiętym antysowieciarzem i głosicielem wielkości Piłsudskiego (jego dziadek zginął w Katyniu). Zapłacił za to natychmiastowym i bezapelacyjnym wydaleniem z obozu wędrownego.

Kierownikiem internatu przy naszym gimnazjum był w tym czasie prof. Sytnik, były nauczyciel gimnazjów lwowskich i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Tam była świetlica gimnazjalna z telewizorem, więc często tam przebywaliśmy. Opowiadał nam często swoje ciekawe wspomnienia ze Lwowa, Karpat Wschodnich, łagrów sowieckich, Indii i wyprawy kijowskiej, w której brał udział i w czasie której spotkał się z marsz. Piłsudskim. Wielbił Go za wielkość i za stosunek do wszystkich żołnierzy, których traktował jak synów.

Z kolei matka mojego gimnazjalnego kolegi Waldka opowiadała nam jak to jej ojciec organizował pobyt (wakacje) Piłsudskiego w Zaleszczykach. U rodziców innego mojego kolegi, Andrzeja, oglądałem album z uroczystości żałobnych po śmierci Marszałka.

Na Pomorzu, od rodziców mojego ojca, otrzymałem w prezencie książkę dra Stefana Hinczy „Pierwszy żołnierz odrodzonej Polski” wydanej w Łodzi w 1928 roku. Tam również spotkałem panią Mirosławę Glińską, która podczas okupacji sowieckiej Wileńszczyzny była nauczycielką szkoły polskiej w Zułowie. Opowiadała, że kiedy Niemcy w lipcu 1941 roku weszli do Zułowa, poprosili, aby wskazać im miejsce urodzenia Marszałka (krótko po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski w 1939 roku, dom rodzinny Piłsudskich został całkowicie zniszczony). W miejscu tym przez cały dzień trzymali wartę honorową.

Od znajomej z Poznania, pani Rybińskiej dostałem kartkę pocztową ilustrowaną „kluczami Wilna”, sprezentowanych marsz. Piłsudskiemu. Nadawcą pocztówki był znany dziennikarz wieleński Bolesław Wit Święcicki (Wilno, ul. Dąbrowskiego 5 m 3), a zaadresowana była na nazwisko marsz. Piłsudskiego – Funchal, Madera. W Zielonej Górze „zdobyłem” „Historię Polski” Kaspra Wojnara wydaną w 1920 roku, w której dużo miejsca autor poświęcił Piłsudskiemu i Legionom, a w Warszawie kupiłem komplet znaczków pocztowych z podobizną Marszałka.

Będąc w Krakowie od 27 do 30 lipca 1963 roku mieszkałem w Domu Turysty przy ulicy Westerplatte. Pokój nr 350 dzieliłem razem ze studentem bułgarskim przybyłym prywatnie na wakacje do Polski. Zaprzyjaźniliśmy się i wspólnie zwiedzaliśmy Kraków, za co był mi bardzo wdzięczny. Poszliśmy razem na Wawel. Zwiedzając katedrę nie omieszkałem mu pokazać krypt z sarkofagami wybitnych Polaków. Kiedy weszliśmy do krypty z sarkofagiem Józefa Piłsudskiego uklęknąłem i pomodliłem się. Mój Bułgar oniemiał. W między czasie przyszła wycieczka, a ja wtedy moim łamanym rosyjskim zacząłem tłumaczyć Bułgarowi wielkość Piłsudskiego. Wycieczkowicze byli tym zaskoczeni. Wszak nie wiedzieli kto my jesteśmy. Nie zatrwożyło to jednej pani, która położyła na sarkofagu bukiecik goździków.

Tak. Pamięć o Józefie Piłsudskim żyje i żyć będzie, gdyż walka o wolną i demokratyczną Polskę wciąż trwa i trwać będzie aż do ostatecznego zwycięstwa. (Za tę pracę w 1975 roku zdobyłem V nagrodę w konkursie rozpisanym przez Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie pod tytułem „Józef Piłsudski w oczach młodych pokoleń Polaków i Polek”; wydrukowana pt. „Przywódca duchowy narodu” w: „Tygodnik Polski” Melbourne 25.12.1974).

Marian Kałuski
(Nr 186)

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

28 Marca 1943 roku
Zmarł w Kaliforni Siergiej Rachmaninow, rosyjski kompozytor, pianista i dyrygent (ur. 1873)


28 Marca 1933 roku
Rozwiązano Obóz Wielkiej Polski


Zobacz więcej