Wtorek 23 Kwietnia 2024r. - 114 dz. roku,  Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 08.01.16 - 19:04     Czytano: [2249]

„Nie!” dla istnienia Polski


Nacjonaliści litewscy nie chcą istnienia Polski

Oto jeden z wielu setek dowodów nienawiści nacjonalistów litewskich do Polski. Dowód o tyle ważny, że pochodzi z wydawanej przez Jerzego Giedroycia paryskiej „Kultury” (Nr 7/358 / 8/359), która stawiała sobie za cel poprawienie stosunków polsko-litewskich. Otóż Litwini w Ameryce – Lithuanian-American Community wydało w 1977 książkę o łamaniu praw człowieka na Sowieckiej Litwie pt. „The Violations of Human Rights in Soviet Occupied Lithuania. A Report for 1976”. W opublikowanej tam deklaracji czytamy, że Litwa domaga się przyłączenia do swego państwa ziem białoruskich i obwodu kaliningradzkiego należącego do Rosji (do 1945 roku niemieckie Prusy Wschodnie). Opublikowana tam została również ciekawa mapa Litwy i graniczących z nią terenów i granicami Litwy jakich domagają się nacjonaliści litewscy, którą tak skomentowała „Kultura”: „Mniejsza z tym, że Grodno i Lida, należące obecnie do republiki białoruskiej, są włączone do Litwy, mniejsza, że Suwałki (i Augustów) są włączone do Litwy, a więc i obecna granica z PRL nie zadowala Litwinów, że obwód kaliningradzki (Królewiec) jak też i Mazury będące częścią dzisiejszej Polski figurują pod nazwą „Mała Litwa”, rozdzielona „linią poczdamską”, ale ciekawe, że od Szczecina aż po obwód kaliningradzki, figuruje napis Under Polish Administracją (pod administracją Polski – M.K.). Jak widać dla Litwinów nie tylko nasze Ziemie Zachodnie są pod tymczasową administracją polską, ale także przedwojenne województwo pomorskie z Gdynią. Nawet najzacieklejsi rewizjoniści niemieccy po 1945 nie żądają rewizji granicy wersalskiej. Jaki więc był cel i powód zamieszczenia takiej mapy? Powodem jest wprost patologiczna nienawiść do Polski i Polaków. Byli by szczęśliwi, jakby Polski w ogóle nie było, a jeśli ma już być na mapie politycznej Europy, to – możliwie – o obszarze mniejszym od obszaru tzw. „Wielkiej Litwy”. Cel jest także jeden – Litwini kwestionują prawa Polski do „korytarza”, aby mieć wspólną granicę z Niemcami (pamiętajmy, że Prusy Wschodnie /w tym polskie Mazury i Warmia/ mają być wg. nich częścią Litwy)...”.

Od 1977 roku ani na jotę nie zmienił się stosunek nacjonalistów litewskich do Polski i Polaków, pomimo tego, że od 1991 roku Litwa jest ponownie niepodległym państwem i – dzięki Stalinowi – jest w posiadaniu Wilna, poza tym Litwa i Polska są także członkami Unii Europejskiej i NATO, a wszystkie rządy polskie po 1989 roku we wszystkich sprawach polsko-litewskich idą na rękę Litwinom. Dzieje się tak dlatego, że w okresie Litwy Kowieńskiej (1918-40) i sowieckiej Litwy (1945-91) polakożerstwo na Litwie było chlebem powszednim i można śmiało zaryzykować twierdzenie, że dzieci litewskie piły go z mlekiem matki. Bowiem jest to zasadna konkluzja z tego co powiedział historyk litewski Alfredas Bumblauskas. W audycji „Komentarze tygodnia” w prywatnej litewskiej stacji telewizyjnej TV3 powiedział: „Cała nasza litewska tożsamość jest antypolska. My, współczesny naród litewski, urodziliśmy się jako antypolacy. Najważniejsi XIX-wieczni twórcy naszej tożsamości narodowej mówili, że podstawowym dążeniem tworzącego się narodu litewskiego powinno być wyzwolenie się spod dominacji polskiej (zasianie nienawiści do Polski i Polaków i wszystkiego co polskie)...”. Zdaniem Bumblauskasa każdy humanista i naukowiec litewski powinien zadać sobie pytanie, co osobiście zrobił, by przezwyciężyć te uformowane w okresie międzywojennym antypolskie stereotypy we wszystkich naukach, a w tym i w polityce. Jego zdaniem w tej dziedzinie nie zrobiono nic albo bardzo mało (Kresy24.pl 18.5.2011).

Majaczenia Litwinów i rzeczywistość oraz głupota Polaków

Punie to wieś w rejonie olickim, 13 km od Olity, położona nad wielkim zakolem Niemna, na jego prawym brzegu. Jest to stary gród litewski, w 1336 roku wsławiony jego obroną przed Krzyżakami przez wodza Margiera. W oparciu o to wydarzenie polski poeta doby romantyzmu Władysław Syrokomla napisał piękny poemat „Margier. Poemat z dziejów Litwy” (1855), a na jego podstawie powstało libretto do opery dramatycznej „Margier” Konstantego Gorskiego; premiera tej opery odbyła się 13 stycznia 1927 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Litwini uważają Władysława Syrokomlę za poetę polsko-litewskiego (np. litewska internetowa Wikipedia), chociaż Syrokomla z Litwą etniczną i Litwinami niewiele miał wspólnego (przede wszystkim jego rodzice nie byli Litwinami, nie urodził się na Litwie i nie znał języka litewskiego), a tak bardzo litewski z ducha i przez historię poemat i opera „Mergier” nie zostały nawet przetłumaczone na litewski, co pokazuje dobitnie, że nacjonaliści litewscy wszystko co dotyczy ziem, historii i ludzi dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego chcieli by zlitwinizować, ale nie są w stanie tego zrobić – przerasta to ich (małego narodu) możliwości. Jest łatwo powiedzieć, wmawiać ciemnym Litwinom, że np. Adam Mickiewicz czy Władysław Syrokomla to poeci litewscy, jednak niemożnością jest to udowodnić. Bo jak można udowodnić, że kolor biały jest de facto kolorem czarnym a dwa plus dwa jest pięć! Jest szczytem głupoty i oznaką braku patriotyzmu ze strony wielu polskich naukowców, którzy akceptują te majaczenia Litwinów. Doszło do tego, że np. związany z Uniwersytetem Jagiellońskim dr Jakub Niedźwiedź uważa za poetę litewskiego również Jana Kochanowskiego (1530-1584), który był pełnym etnicznie Polakiem z urodzenia, urodził się na polskiej ziemi (Sandomierskie), nie znał litewskiego i nigdy nie był na Litwie – nawet w Wilnie. Dr Niedźwiedź uzasadnia swoją głupotę tym, że Polska i Litwa stanowiły Rzeczypospolitą Obojga Narodów i tym, że w kilku utworach Kochanowski wspomniał półgębkiem o Litwie (Internet: Jakub Niedźwiedź „Jan Kochanowski, poeta litewski”). – Szekspir w kilku swoich utworach wspomniał również o Polsce i Polakach. Czy przez to mamy prawo nazywać go polskim poetą?!

Polski kościół św. Ducha w Wilnie

Chociaż według litewskiego spisu ludności z 2001 roku w Wilnie mieszkało 104 446 Polaków, z których zdecydowaną większość stanowili katolicy, w litewskim Wilnie jest dzisiaj tylko jeden kościół polski - kościół Świętego Ducha na Starym Mieście, przy ul. Dominikańskiej (Dominikonų) 8.
Kościół jest dziełem znanego architekta polskiego pochodzenia niemieckiego (pochodził ze Świdnicy na Dolnym Śląsku) Jana Krzysztofa Glaubitza (1700-1767 Wilno). Jest w stylu barokowym i został zbudowany w latach 1753-1770. Kościół uzyskał imponujący efekt przez zakończenie nawy i transeptu rokokowymi szczytami i usadowieniu na przecięciu nawy i transeptu wysokiej na 51 metrów kopuły z dwustopniową obudową. Dzięki temu zabiegowi kościół widziany z pewnej odległości, np. w panoramie miasta z jednego ze wzgórz, jest jedną z najbardziej okazałych i charakterystycznych budowli. Od strony ulicy widoczny jest jedynie rokokowy portal z herbem Rzeczypospolitej i Wazów. Dekoracja wnętrz jest dziełem Franciszka Ignacego Hoffera. Jest to jednolita, bogata w sztukaterie rokokowa kompozycja. Poszczególne elementy wystroju zdają się wzajemnie przenikać, wypełniając całą przestrzeń świątyni. Na wyposażenie wnętrza składa się 16 rokokowych ołtarzy o znacznych rozmiarach. Główny ołtarz przedstawia Trójcę Świętą. Przy ołtarzu Jezusa Miłosiernego znajduje się ołtarz świętego Rafała Kalinowskiego (1835 Wilno – 1907 Wadowice), polskiego karmelity, który był przez długi okres związany z kościołem św. Ducha przy którym mieszkał wraz z rodzicami i który w 1883 roku beatyfikowany przez Jana Pawła II na krakowskich Błoniach, a kanonizowany 17 listopada 1991 roku w Rzymie. Ładna i ciekawa jest m.in. ambona połączona w jedną całość z konfesjonałem. W tylnej części kościoła są XVIII-wieczne portrety przedstawiające króla Aleksandra Jagiellończyka oraz jego spowiednika ks. Korczaka na tle pierwszej, gotyckiej jeszcze świątyni. Organy sprowadzono z Królewca w 1776 roku. Mimo że są powszechnie uznane jako najbardziej imponujące dzieło Caspariniego, nie mogą doczekać się renowacji, gdyż kościół jest polski. Z powodu ich złego stanu technicznego używane są okazyjnie.

Jest nadal bardzo piękną świątynią. A to dlatego, że w odróżnieniu od większości świątyń wileńskich nie była ona nigdy zamknięta i przetrwała jako katolicki obiekt sakralny zarówno czasy zaboru rosyjskiego (1795-1915, część kościołów zamieniono wówczas na cerkwie, przebudowując je), jak i czasy sowieckie (1945-90). Po upadku Związku Sowieckiego i powstaniu niepodległej Litwy w 1991 roku świątynia, dzięki polskim usilnym staraniom i determinacji Polaków, została, za wymuszoną zgodą Kościoła litewskiego, który od ponad stu lat ma oblicze antypolskie, przejęta przez dominikanów z polskiej prowincji tegoż zakonu. Obecnie jest to tzw. kościół polski – jedyna świątynia, w którym sprawuje się liturgię wyłącznie w języku polskim.

Kiedy w 1948 roku władze sowieckie zamykały wileński kościół św. Michała, został wówczas przeniesiony do kościoła św. Ducha związany z kultem Miłosierdzia Bożego obraz Jezusa Miłosiernego, namalowany w 1934 roku przez polskiego artystę Eugeniusza Kazimirowskiego według wskazówek polskiej zakonnicy siostry Faustyna Kowalskiej (w 1993 r. beatyfikowana i w 2000 r. kanonizowana przez „polskiego” papieża Jana Pawła II). Po kilku miesiącach został on jednak wywieziony do wsi Nowa Ruda, aby uchronić go przez sowieckim ateistycznym barbarzyństwem. Powrócił do kościoła św. Ducha dzięki staraniom pracującego wówczas w tym kościele wikariusza (1987-88), ks. Tadeusza Kondrusiewicza i został umieszczony w bocznym ołtarzu, gdzie stał się celem pielgrzymek Polaków z Litwy i Polski. Irytowało to Litwinów. W 2005 roku decyzją znanego z antypolskiego nastawienia metropolity wileńskiego kardynała A. Backisa obraz, przy użyciu siły ze strony wysłanników Backisa, został odebrany Polakom i przeniesiony do kościółka św. Trójcy; usunięto wówczas napis w języku polskim: „Jezu ufam Tobie”. Polacy odwołali się ze skargą bezpośrednio do Jana Pawła II, który jednak ich nie poparł.

Papież Jan Paweł II udając się na Litwę z pielgrzymką apostolską we wrześniu 1993 roku umówił się z episkopatem Litwy, że podczas niej nie spotka się z Polakami i nic nie powie po polsku. Ujawnienie tej wiadomości wywołało głęboki ból i wstrząs wśród 300 000 Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie oraz protesty. Biskupi litewscy i papież musieli im ulec, aby zachować twarz. Uzgodniono więc, że nie dojdzie do spotkania papieża z wielotysięczną rzeszą Polaków na stadionie czy w jakimś parku, ale w kościele św. Ducha. Odbyło się ono dnia 5 września 1993 roku. Niestety, w spotkaniu mogło wziąć udział zaledwie kilkuset Polaków. I oto Litwinom chodziło. Nie chcieli, aby świat dowiedział się, że „polskiego” papieża w Wilnie witały wielotysięczne tłumy Polaków – mieszkańców Wilna i Wileńszczyzny.

Polski tenis stołowy (ping-pong) we Lwowie

Lwów odegrał wielką rolę w historii sportu polskiego do 1939 roku. Był pionierem wielu dyscyplin sportowych w Polsce.

Lwów jest związany również z historią polskiego tenisa stołowego, zwanego także ping-pongiem. Jest to gra, w której uczestniczą 2 (gra pojedyncza –singel) lub 4 osoby (gra podwójna – debel, mikst), polegająca na odbijaniu piłeczki rakietką tak, by przeleciała nad siatką na drugą połowę stołu. Piłeczka musi uderzyć o stół tylko raz, niedozwolone jest odbijanie piłeczki z powietrza, tak jak to ma miejsce w tenisie. Punkty przyznawane są za uderzenia, których przeciwnik nie odebrał. Tenis stołowy jest jedną z najpopularniejszych gier na świecie, biorąc pod uwagę liczbę zawodników uprawiających ten sport (Wikipedia).

Tenis stołowy narodził się w Anglii pod koniec XIX w. (pionierskie początki to lata 80.). Jednak dopiero wraz ze sprowadzeniem przez Anglika Jamesa Gibba ze Stanów Zjednoczonych w 1901 roku piłeczki celuloidowej nastąpił dynamiczny rozwój ping-ponga i to nie tylko w Anglii, ale także w Niemczech i Austro-Węgrzech. Ale jak widać, nie w polskiej Galicji, okupowanej przez Austrię do 1918 roku, chociaż, jak utrzymuje historyk tenisa stołowego Wiesław Pięta, właśnie do galicyjskiego Lwowa sprowadzono tę dyscyplinę z Austro-Węgier przed I wojną światową. Jednak prawdopodobnie przez I wojnę światową nie zachowały się żadne szczegółowe materiały na ten temat, albo, co jest bardziej pewne, ta dyscyplina sportowa była wówczas na wszystkich ziemiach polskich w powijakach i stąd lekceważona w prasie. Pierwszą wzmiankę prasową o ping-pongu w Polsce podał dziennik „Kurier Warszawski” w 1902 roku następującej treści: „Ping-pong, nowa gra pokojowa w piłkę - tenis pokojowy, grany na stole – wynaleziony ma się rozumieć w Anglii, ojczyźnie wszelkich sportów, stał się nadzwyczaj modny w Paryżu. Jak przedtem 'five o’clock tea', tak obecnie ping-pong jest na porządku dziennym w sferach, mających dużo czasu i pieniędzy”. Jak podaje Wiesław Pięta, potwierdzona prezentacja gry ping-pongowej nastąpiła w Łodzi w 1912 roku za pośrednictwem Georga Lewensteina, członka niemieckiego klubu sportowego Newcastle. Próbował on zainteresować ping-pongiem mieszkańców Łodzi, jednak uznano tą grę za „zabawkę dziecinną” i ostatecznie zapomniano o niej.

W odrodzonym państwie polskim (1918) podjęto ponownie próby zainteresowania Polaków ping-pongiem. W 1922 roku grę przedstawił mieszkańcom Warszawy Anglik Sid Kimpton, wówczas trener... piekarzy Polonii Warszawa (ping-pong był grą uzupełniającą trening piłkarski w okresie zimowym). Obok niego propagowaniem nowej dyscypliny sportowej również w Warszawie zajął się tenisista Edward Kleinadel. Udało się to na dobre przybyłemu do Łodzi Węgrowi Lajosowi Czeizleranie, który został trenerem piłkarskiego Łódzkiego Klubu Sportowego (ŁKS). Zainteresował on grą piłkarzy i działaczy ŁKS Łódź, którzy od 1924 roku chętnie w nią grali. Ówczesny członek ŁKS-u, właściciel firmy kupieckiej, R. Kowalski, sprowadził z Węgier piłeczki, rakietki i siatki. Dlatego dzisiaj przyjmuje się, że do Polski tenis stołowy dotarł i zadomowił się na dobre za pośrednictwem Lajosa Czeizlera.

Zaraz potem (1924-25) w tenisa stołowego grywano również w Warszawie i we Lwowie, gdzie za pionierskie w tej grze uznano środowisko żydowskie, które w styczniu 1926 roku w lwowskiej kawiarni „Rondo” zorganizowało mecz pokazowy Hasmonei Lwów (klub żydowski) z Pogonią Lwów (klub polski): Hasmonea Lwów wygrała z Pogonią Lwów wynikiem 389:354; był to pierwszy publiczny mecz w Polsce z udziałem 150 widzów. Grano według przepisów ustalonych przed zawodami, rywalizowano w siedmioosobowych składach. Lwów stał się silnym i znanym ośrodkiem ping-pongowym w Polsce. Poza Pogonią Lwów i Hasmoneą Lwów działały we Lwowie m.in. następujące kluby ping-pongowe: Jutrznia, Huragan, Sokół, Czarni, Kadima II. Najsłynniejszym polskim zawodnikiem okresu międzywojennego był Alojzy Ehrlich (1914 Komańcza k. Sanoka – 1992 Paryż) z klubu Hasmoneia Lwów. Był on także jednym z najbardziej popularnych sportowców w międzywojennej Polsce (plebiscyty warszawskiego „Przeglądu Sportowego”). Był ćwierćfinalistą mistrzostw świata w 1933, brązowym medalistą z 1935 oraz srebrnym z 1936, 1937 i 1939 roku. Ehrlich, który w 1930 roku przeniósł się do Francji, pozostał jednak wierny Polsce i reprezentował swój rodzinny kraj w kolejnych turniejach.

Zainteresowanie ping-pongiem w Polsce stale rosło. Powstawały nowe kluby, także na terenie Małopolski Wschodniej. Spowodowało to powstawanie Okręgowych Związków Pingpongowych kolejno w: Krakowie (1928), Łodzi (1928), Wilnie (1930), Lwowie (1931), Warszawie (1931), Katowicach (1932) , Poznaniu (1932), Pomorzu (1932), Zagłębiu Dąbrowskim (1933), Częstochowie (1933), Kielcach (1935), Białymstoku (1938), jak również w 1931 roku w Łodzi centralnej organizacji - Polskiego Związku Tenisa Stołowego. Pierwsze drużynowe mistrzostwa zorganizowano w Łodzi w 1932 roku, a indywidualne we Lwowie w 1933 roku. W latach 1932-1939 odbywały się Mistrzostwa Polski z udziałem klubów lwowskich. We Lwowie w 1927 roku ukazała się książka „Zasady gry tenisa stołowego” oraz wyprodukowano i dopuszczono do gry polskie piłeczki ping-pongowe („Maho”).

Pod koniec lat dwudziestych XX w. ping-pong pojawił się również w polskim środowisku akademickim. Pionierem tej gry w Akademickim Związku Sportowym stał się lwowski ośrodek akademicki – w 1929 roku (sekcja ping-pongowa zrzeszała także studentki). Po dwóch latach treningów akademicki zespół zgłoszono do rozgrywek prowadzonych przez Lwowski Okręgowy Związek Ping-Pongowy (LOZP-P) do klasy „C”. W 1932 roku AZS zdobył mistrzostwo „B” i awansował do klasy „A” (wtedy jako jedyna drużyna katolicka). Lwowski klub tenisa stołowego AZS prowadził popularne wśród studentów szkolenie sportowe w sekcjach tenisa stołowego. Jego członek – Alter ( student Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie) w 1932 roku startował w mistrzostwach świata tenisa stołowego w Pradze. Sukcesy akademickich ping-pongistów wpłynęły na zorganizowanie I Akademickich Mistrzostw Lwowa (AML). Pierwszym mistrzem został Józef Wrona. Ping-pongiści lwowskiego AZS przegrywali jednak rywalizację w województwie z czołowymi klubami Polski: Hasmoneą Lwów, Zenit Lwów, Gwiazdą Lwów. Większość medali w mistrzostwach Lwowa przypadła reprezentantowi Polski Lowenherzowi oraz Gallatowi (Hasmonea), Elmerowi (Gwiazda), Federowi i Reisslerowi (Zenit). AZS Lwów miała swój oddział w Jarosławiu (kierownikiem sekcji by􀃡 Kulczycki). W Mistrzostwach Polski w 1939 roku zabrakło sekcji AZS Lwów, gdyż zawiesiła ona działalność, prawdopodobnie z powodu zbliżającej się wojny.

Iwan Franko – pisarz i publicysta ukraińsko-polski

Iwan Franko, który urodził się 27 sierpnia 1856 roku we wsi Nahujowice w powiecie drohobyckim w Galicji czyli Małopolsce Wschodniej (do 1945 r. w Polsce, w woj. lwowskim), to ukraiński poeta i pisarz, slawista, tłumacz, działacz społeczny i polityczny. Nie był to pisarz (i uczony) wielkiego lotu, jednak, jak mówi polskie powiedzenie: na bezrybiu i rak ryba, więc na ówczesnym ukraińskim literackim pustkowiu urósł do rangi ukraińskiego galicyjskiego „wieszcza narodowego” i obok Tarasa Szewczenki, pochodzącego z właściwej Ukrainy, uważany jest za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli ukraińskiej myśli politycznej i literatury. Jednak w świecie literackim jego twórczość jest prawie zupełnie nieznana.

Galicja, czyli Małopolska Wschodnia, należąca do Polski od 1340 roku i okupowana przez Austrię w latach 1772-1918, była terenem mieszanym narodowościowo. Obok Ukraińców i Rusinów, którzy stanowili ok. 60% jej ludności, mieszkali tu Polacy (ok. 30% ludności), a pozostałą ludność stanowili głównie Żydzi; było tu także trochę Niemców. Ta galicyjska mozaika narodowościowa była obecna w Iwanie Franku. Współczesny historyk ukraiński Jarosław Hrycak utrzymuje, że w żyłach Iwana Franki płynęła krew niemiecka (po ojcu; był kowalem), polska (po matce, z drobnej szlachty) i ukraińska. Ukraińcy-Rusini w okupowanej przez Austrię Galicji w 95% stanowili małorolną ludność wiejską z dużym odsetkiem analfabetów, a jako grupa etniczna była prawie że pozbawiona inteligencji. Miasta była zdominowane przez ludność polską i żydowską, a Lwów był prawdziwym bastionem polskości. Własność ziemska była w zdecydowanej większości w rękach polskich, gospodarka w rękach polskich i żydowskich, inteligencja była polska ze sporym odsetkiem spolonizowanych Żydów. Toteż, kiedy w 1867 roku Wiedeń przyznał Galicji autonomię, władza w niej przeszła w polskie ręce, językiem urzędowym był w zasadzie język polski i wyższe uczelnie Lwowa (w tym uniwersytet i politechnika) były w zasadzie placówkami polskimi. Siłą rzeczy każdy Ukrainiec w Galicji był w ten czy inny sposób związany z Polakami i jej polskością. Nie ominęło to także Iwana Franki, który czuł się Rusinem, później Ukraińcem. Oto jego powiązania z Polakami i polskością, o których Ukraińcy bardzo często świadomie zapominają w swoich publikacjach o nim:

Iwan Franko mieszkając w polskiej Galicji znał język polski i miał chyba każdego dnia kontakt z Polakami. To sprawiło, że podczas studiów na polskim uniwersytecie we Lwowie nawiązał współpracę z socjalistami polskimi, ogłaszając po polsku popularny wykład marksizmu pt. „Katechizm socjalistyczny”. W 1877 roku został aresztowany za działalność socjalistyczną wspólnie z Polakami: Erazmem Kobylańskim, Edmundem Brzezińskim i Bolesławem Limanowskim. Po wyjściu z więzienia, wszedł do lwowskiego Komitetu Socjalistycznego i do komitetu redakcyjnego na wpół legalnego polskiego organu robotniczego we Lwowie „Praca” (1878-80). W 1880 roku został aresztowany po raz drugi. Od chwili powrotu do Lwowa w 1883 roku rozpoczęła się jego bliska współpraca z prasą polską. Nawiązał stałą współpracę z ukazującą się w Warszawie pozytywistyczną „Prawdą” Aleksandra Świętochowskiego i „Głosem” oraz z wychodzącym w Petersburgu „Krajem”, a także z „Ludem” i „Wisłą”, gdzie publikował materiały folklorystyczne. Od 1887 do 1897 roku Franko był stałym współpracownikiem dziennika polskiej inteligencji we Lwowie – „Kurier Lwowski” (bibliografia jego artykułów w tym dzienniku obejmuje kilkaset pozycji). Za współpracę z prasą polską, nacjonaliści ukraińscy usunęli Frankę z redakcji pism ukraińskich „Diło” i „Zoria”. Franko zaprzyjaźnił się bliżej z Henrykiem Rewakowiczem i Bolesławem Wysłouchem” (redaktorami „Kuriera Lwowskiego”) i brał czynny udział w życiu społeczno-politycznym polskich środowisk Galicji, zwłaszcza w organizowaniu ruchu socjalistycznego i ludowego. Uważał i głosił, że przez zespolenie postępowych sił narodu polskiego i ruskiego (ukraińskiego) uda się wyzwolić z niedoli masy ludowe obu narodów i polepszyć ich dolę.

Dorobek pisarski Franki obejmuje przeszło 5000 pozycji bibliograficznych, w tym ponad tysiąc zostało napisanych po polsku, m.in. powieści „Dla domowego ogniska” i „Lelum Polelum”; kilka jego nowel napisanych po polsku wydrukował warszawski „Przegląd Tygodniowy”; jego znana nowela „Historia kożucha” była także napisana najpierw po polsku i wydrukowana w „Przyjacielu Ludu” w 1892 roku, a dopiero potem została przełożona przez Frankę na język ukraiński. Reszta jego polskich publikacji to prace naukowe i kilkaset artykułów. Biorąc to pod uwagę słusznym byłoby nazywanie Iwana Franko ukraińsko-polskim pisarzem i publicystą. Ale tej słusznej propozycji Ukraińcy nie strawią.

Iwan Franko zajął czołowe miejsce w historii polsko-ukraińskich stosunków kulturalnych nie tylko przez to że pisał po polsku i dla polskiego czytelnika, lecz również dlatego, że od wczesnej młodości utrzymywał bliskie stosunki osobiste z przedstawicielami polskiej kultury. Znana jest powszechnie w polskim środowisku literackim jego długoletnia (1868-88) korespondencja z Elizą Orzeszkową (która wciągnęła go do współpracy z „Przeglądem Tygodniowym”) oraz długoletnia przyjaźń z wybitnym poetą Janem Kasprowiczem, publikował artykuły na temat twórczości Henryka Sienkiewicza, Marii Konopnickiej i Bolesława Prusa (m.in. ciekawa recenzja „Placówki”), zajmował się wreszcie polską poezją średniowieczną („Bogurodzica”) oraz literaturą XVI i XVII w, jak również twórczością Seweryna Goszczyńskiego, Józefa Bohdana Zaleskiego, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Zygmunta Krasińskiego i Włodzimierza Stebelskiego. Przed samą śmiercią wydał własnym nakładem znalezioną w zbiorach polskiego Zakładu im. Ossolińskich we Lwowie „Wielką Utratę”, jako rzekomo nie znaną część „Dziadów” Adama Mickiewicza. Przetłumaczył na ukraiński szereg utworów Adama Mickiewicza.

Iwan Franko zmarł 28 maja 1916 roku w polskim Lwowie.

Polskie Beresteczko na Wołyniu

Beresteczko to miasto na Wołyniu, nad Styrem. Leży na dawnym spornym terytorium polsko-ruskim. Wołyń, który zgodnie z testamentem ostatniego księcia Rusi Halicko-Hołyńskiej Bolesława Jerzego II (1310-1340), który był synem piastowskiego księcia mazowieckiego Trojdena I, miał należeć do króla polskiego Kazimierza Wielkiego, został zajęty zbrojnie przez Litwę (Kazimierz Wielki walcząc z Litwinami o swoje prawa do Wołynia, w 1366 r. odzyskał jedynie zachodni kawałek Wołynia wraz z Włodzimierzem Wołyńskim). Po unii polsko-litewskiej w 1385 roku Wołyń znalazł się w powstałym wówczas państwie polsko-litewskim. Natomiast po unii lubelskiej w 1569 roku, zgodnie z wolą szlachty wołyńskiej, został włączony do Królestwa Polskiego i był w jego granicach do 1795 roku. W latach 1795-1915 Wołyń był pod zaborem rosyjskim i bezlitośnie rusyfikowany. Oblicza się, że przez rusyfikację ubyło na Wołyniu aż 300 000 Polaków.

Beresteczko jako miasto zostało założone w 1445 roku, a prawa miejskie magdeburskie nadał mu król Zygmunt August w 1559 roku. Stało się to dzięki staraniom kasztelana gnieźnieńskiego Mikołaja Trzebuchowskiego, który ożenił się z Fedorą, wdową po Semeonie Prońskim, właścicielu Beresteczka.

Pod koniec XVI wieku Beresteczko stało się jednym z ośrodków braci polskich na Wołyniu. Sprowadził ich tu starosta łucki Aleksander Proński. Kościół katolicki stał się wówczas zborem ariańskim, przy którym założono szkołę polską. Od 1644 roku mieszkał tu i działał jako intendent zboru Andrzej Wiszowaty (1608-1678), znany filozof, teolog, ideolog religijny braci polskich, kaznodzieja ariański, pisarz-polemista, poeta, redaktor i wydawca. Po śmierci Prońskiego patronat nad zborem objął Andrzej Leszczyński, wojewoda brzesko-kujawski, żonaty z wdową po Prońskim. Oprócz Wiszowatego kaznodziejami byli tu m.in. Turnowski, A. Jarzyna i Samuel Prusicki (ostatni, powołany w 1654 r.). Musiał to być znaczący zbór, skoro w 1639 roku odbył się tu synod.
Podczas powstania Chmielnickiego, w dniach 28–30 czerwca 1651 roku opodal Beresteczka, na prawym brzegu Styru odbyła się słynna bitwa wojsk polskich króla Jana Kazimierza (60 tys. ludzi) z przeważającymi siłami kozackimi pod dowództwem Bohdana Chmielnickiego, posiłkowanymi przez Tatarów krymskich (razem 100 tys. ludzi). Polacy odnieśli druzgocące zwycięstwo. Była to największa bitwa polsko-kozacka i jedna z największych w Europie w XVII w.

Z kolei podczas Powstania Listopadowego, podczas wyprawy gen. Józefa Dwernickiego na Wołyń doszło pod Beresteczkiem 15 kwietnia 1831 roku do potyczki jego oddziału z wojskiem rosyjskim.
Miasto należało najpierw do Bohowitynów, następnie Prońskich. Wojewoda kijowski Symeon Fryderyk Proński na wyspie na rzece Styr wybudował zamek obronny, w którym mieszkali również kolejni właściciele Beresteczka i okolicznych dóbr ziemskich. Zamek nie zachował się do naszych czasów. Po Prońskich miasto należało do Leszczyńskich (od 1631 r.), potem Karczewskich. W 1756 roku nabył je Jan Jakub Zamoyski, starosta lubelski, a od niego w 1795 roku Józef Wincenty Plater, kasztelan trocki (majątek wówczas miał ponad 5000 ha). Matka ostatniego właściciela resztówki beresteckiej Wiktora Raciborskiego, który zmarł bezdzietnie w 1923 roku, większą część majątku wraz z pałacem zapisała polskim zakonnicom katolickim – Siostrom Franciszkankom Rodziny Maryi, które urządziły we dworze sierociniec imienia syna fundatorki. Jan Jakub Zamoyski zbudował tu dla siebie okazały dwór, w którym w 1787 roku podejmował przebywającego na Wołyniu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Z kolei w 1802 roku Katarzyna Platerowa wybudowała w Beresteczku murowany, piętrowy, dziewięcioosiowy pałac klasycystyczny. Salon środkowy został ozdobiony ładnymi freskami przez malarza włoskiego Cormaroniego. Pałac stał wśród rozległego parku krajobrazowego, założonego ok. 1805 roku przez sławnego ogrodnika Dionizego Miklera. Ze względu na położenie nas Styrem park był jednym ze wspanialszych na Wołyniu.

Wcześnie osiedlała się tu ludność polska i wiarę katolicką przyjmowała okoliczna szlachta prawosławna, skoro już w XVI wieku był tu kościół katolicki pw. św. Andrzeja. W okresie rozkwitu reformacji w Polsce właściciel Beresteczka Aleksander Proński przeszedł na arianizm i w 1585 roku zabrał kościół katolikom i oddał go braciom polskim. Był on w ich rękach do najazdu kozacko-moskiewskiego na Polskę w 1654 roku

Po przepędzeniu braci polskich z Beresteczka i po zakończeniu działań wojennych wzniesiony tu został nowy drewniany kościół katolicki, ponoć fundacji króla Jana Kazimierza – na pamiątkę bitwy beresteckiej, który modlił się na gruzach starego kościoła przed tą bitwą. Nowy właściciel miasteczka Tomasz Karczewski, kasztelan halicki, w 1691 roku dokonał zapisu na rzecz zakonników – trynitarzy polskich (15 000 złotych i wiele innych dóbr). Był to ich piąty dom zakonny na terenie Rzeczypospolitej. Na początku pracowało tu tylko dwóch ojców: o. Jan od Krzyża, Hiszpan, i Polak, o. Andrzej od św. Feliksa. Karczewski wkrótce umarł i zięć jego Prokop Granowski, starosta żytomierski, spełniając wolę teścia, wybudował w 1693 roku kościół pw. Trójcy Świętej i klasztor murowany. Brat Tomasza Karczewskiego – Jan wstąpił do zgromadzenia trynitarzy i zmarł w Beresteczku jako zakonnik. Nowy kościół został wzniesiony w latach 1711-33 i dokończony za Jana Zamoyskiego. Kościół berestecki był do 1945 roku jedną z najpiękniejszych katolickich świątyń na Wołyniu. Jest to trzynawowy gmach późnobarokowy. Ściany były przyozdobione pięknymi malowidłami, wykonanymi przez ks. Józefa Prechtla (za panowania króla Stanisława Augusta) i później przez malarza włoskiego Cormaroniego. Na zewnętrznej ścianie Prechtl namalował monumentalny fresk przedstawiający bitwę pod Beresteczkiem, jednak w 1853 roku proboszcz parafii beresteckiej polecił jego zabielenie, by uchronić kompozycję przed zniszczeniem jej na polecenie władz rosyjskich. Wnętrze było bogato zdobione w stylu rokokowym. Okazały wielki ołtarz z licznymi rzeźbami był w tym samym stylu, jak również organy. W ołtarzu głównym znajdowała się naturalnej wielkości figura Jezusa Nazareńskiego z cudownie odrastającymi włosami. W kaplicy obok prawej nawy znajdowały się relikwie św. Walentego, cieszące się wielkim kultem wśród wiernych tej części Wołynia (doroczny odpust 14 lutego). Była tu przechowywana szabla księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, którą ukradli bolszewicy w 1920 roku. Naprzeciw kościoła był cmentarzyk z grobami 23 żołnierzy polskich i zbiorowy pomnik poległych podczas wojny polsko-bolszewickiej; usunięto je w okresie stalinowskim. Trynitarze utrzymywali tu szkołę polską, którą w 1773 roku Komisja Edukacji Narodowej w Warszawie wyniosła do rzędu podwydziałowej (do 1831 r.). W ramach represji po Powstaniu Listopadowym 1830-31 władze carskie zniosły klasztor w 1832 roku i zamknęły szkołę polską. Klasztor zamieniono na więzienie, a później gmach został rozebrany. Kościół klasztorny został kościołem parafialnym. Do parafii beresteckiej należały kaplice publiczne w Werbeniu, Peremylu i Lipie (w okresie międzywojennym czynne były tylko dwie pierwsze). W połowie XIX w. parafia berestecka, która należała do katolickiej diecezji łuckiej i wchodziła w skład dekanatu beresteckiego, miała 942 parafian, a w 1938 roku 1671 parafian. Ostatnim proboszczem był ks. Jerzy Zwoliński (1882-1947), dziekan berestecki, szambelan Jego Świątobliwości, kanonik honorowy ołycki. Kościół był czynny do 1945 roku, gdy - już poważnie uszkodzony w toku działań wojennych - został opuszczony przez parafian; od tej pory popadał stopniowo w ruinę. Niedawno kościół został przekazany ukraińskim grekokatolikom.

Bresteczko wróciło do odrodzonego w listopadzie 1918 roku państwa polskiego wiosną 1919 roku.
Podczas wojny polsko-bolszewickiej, w dniach od 29 lipca do 4 sierpnia 1920 roku pod Beresteczkiem doszło do dużej bitwy wojsk polskich (2 armia gen. K. Raszewskiego) z bolszewicką 1 armią konną Budionnego, która opóźniła o kilka dni marsz Budionnego na Lwów.

W państwie polskim Beresteczko było miastem (6800 mieszk.) i siedzibą gminy w powiecie horochowskim, w województwie wołyńskim. Bardzo duży odsetek mieszkańców stanowili Żydzi (3000), którzy zostali wymordowani przez Niemców i ukraińską policję podczas II wojny światowej. Wielu Polaków w Beresteczku zajmowało się szewstwem.

Podczas rzezi Polaków na Wołyniu przez nacjonalistyczne bandy ukraińskie w 1943 roku, w Beresteczku znalazło schronienie bardzo dużo uchodźców polskich uratowanych z pogromów. Dla ich ochrony Niemcy powołali kilkudziesięcioosobowy oddział Schutzmannschaft złożony z Polaków, który odpierał liczne ataki bandyckich oddziałów ukraińskich (UPA) na Polaków w mieście. Polacy stopniowo opuszczali Beresteczko przedostając się do Małopolski Wschodniej (wówczas w granicach Generalnego Gubernatorstwa) bądź byli wywożonymi przez okupanta niemieckiego na roboty przymusowe do Rzeszy. 17 stycznia 1944 roku Niemcy ostatecznie ewakuowali się z Beresteczka zabierając ze sobą Polaków do Radziechowa, skąd zostali wywiezieni do obozu pracy w Prusach Wschodnich. Pozostali w mieście Polacy zostali wysiedleni przez władze sowieckie do komunistycznej Polski Ludowej po włączeniu Wołynia do Związku Sowieckiego w 1945 roku. Ukraińskie Beresteczko bardzo podupadło i ma dzisiaj zaledwie 1900 mieszkańców. Zachował się cmentarz katolicki (polski), jednak wiele grobów zostało zdewastowanych. Cmentarna kaplica z 1854 roku spełnia obecnie funkcję kościoła katolickiego dla nielicznych tu dziś Polaków.

Po powstaniu wolnej Ukrainy Beresteczko i Janów Lubelski stały się miastami partnerskimi.
Widok dawnego Beresteczka utrwalił znany polski rysownik i malarz Napoleon Orda w swoim „Albumie widoków Polski” (1873-1883).

Materiały do historii Polaków na białoruskiej Białorusi (1)

Dzisiejsza Białoruś składa się w dwóch części – wschodniej i zachodniej. Wschodnia to obszar pierwszego „państwa” białoruskiego – sowieckiej Republiki Białoruskiej w granicach sprzed 17 września 1939 roku. Zachodnia to ziemie polskie, należące do państwa polskiego przed 17 wrześniem 1939 roku, które zajął we wrześniu 1939 roku Związek Sowiecki, podczas wspólnej niemiecko (hitlerowsko)-sowieckiej agresji na Polskę i które, poza plecami Polski i wbrew prawu międzynarodowemu, Stalin (ZSRR), Roosevelt (USA) i Churchill (Wielka Brytania) oderwali od Polski podczas konferencji jałtyńskiej na Krymie w lutym 1945 roku. Prezentowane tutaj materiały do historii Polaków dotyczą wyłącznie historii Polaków na wschodniej Białorusi.

...

Kontakty polsko-białoruskie mają ponad tysiącletnią historię. Otóż pierwszy, od roku 1000 biskup kołobrzeski Reinbern około 1008 roku udał się na Ruś jako kapelan córki Bolesława Chrobrego, wydanej za księcia kijowskiego Świętopełka; prowadził na Rusi działalność misyjną rezydując w Turowie nad Prypecią, na wschodnim Polesiu (obwód homelski).

W mieście Orsza nad Dnieprem (wsch. Białoruś) dzięki pomocy króla Jana III Sobieskiego polscy jezuici otworzyli tu w 1690 roku kolegium, w którym w 1693 roku powstał tzw. „Kodeks orszański” będący zbiorem dramatów i sztuk teatralnych, popularny w teatrach m.in. Warszawy, Witebska, Nowogródka, Połocka; jezuici założyli też w Orszy szkołę teatralną.

W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie jest unikatowy obraz batalistyczny „Bitwa pod Orszą” przedstawiający bitwę stoczoną 8 września 1514 roku pomiędzy wojskami polsko-litewskimi (14 tys. Polaków i 30 tys. Litwinów) a moskiewskimi (60 tys.). Jest on jedynym dziełem tego typu w polskim malarstwie renesansowym.

Jednym z największych bastionów polskości na ziemiach białoruskich był Połock – miasto, które na zawsze ma swój udział w historii polski i życiu narodu polskiego. Tutaj wspomnimy tylko słynne kolegium jezuickie. Założył je w 1580 roku król Stefan Batory, a jego pierwszym rektorem był ksiądz Piotr Skarga; później jego rektorami byli równie znani jezuici polscy, jak np. Wojciech Slaski (1635-38) i Mikołaj Slaski (1663-70 i 1675-77). W latach 1626-28 był tu wykładowcą wielki poeta polski Maciej Kazimierz Sarbiewski. W 1653 roku w Połocku przebywał późniejszy święty katolicki Andrzej Bobola. Został zamordowany przez Kozaków Chmielnickiego w 1657 roku w Janowie na Polesiu. Został pochowany w kościele parafialnym w Połocku, gdzie jego zmumifikowane naturalnie zwłoki przez długie lata otaczane były czcią przez Polaków na Białorusi, Łotwie i Litwie. W 1922 roku bolszewicy zabrali je jako osobliwość (z racji dobrego stanu mumifikacji) do Gmachu Higienicznego Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia. Stolica Apostolska domagała się ich wydania. W maju 1924 roku relikwie – jako rodzaj „zapłaty” za pomoc w czasie głodu – przekazano Watykanowi, a po kanonizacji Andrzeja Boboli od 17 czerwca 1938 roku znajdują się w Warszawie.

Na obszarze Republiki Białoruskiej w granicach sprzed 17 września 1939 roku (tj. bez polskich ziem, które od 1945 r. stanowią tzw. Zachodnią Białoruś) znajdowały się dwie diecezje katolickie, które do 1920 roku miały charakter polski: archidiecezja mohylewska, erygowana w 1783 roku ze stolicą biskupią w Mohylewie nad Dnieprem (podlegały jej bezpośrednio także wszystkie kościoły katolickie w Rosji, poza ziemiami ukraińskimi) i należąca do niej diecezja mińska, erygowana w 1798 roku ze stolicą biskupią w Mińsku. W ramach represji po polskim Powstaniu Styczniowym 1863-64 władze carskie zniosły diecezję mińską w 1869 roku (była administrowana przez arcybiskupów mohylewskich); została reaktywowana w 1917 roku, a jej biskupem został zmarły w opinii świętości polski kapłan Zygmunt Łoziński (1870-1932). Po wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku część zachodnia diecezji mińskiej znalazła się w granicach Polski i biskup Łoziński administrował nią z Nowogródka do 1925 roku, kiedy z tej części jak i z części diecezji wileńskiej została erygowana nowa polska diecezja – pińska i bp Łoziński został jej pierwszym biskupem.

W 1806 roku w katolickiej diecezji mińskiej, która wówczas miała charakter czysto polski, było 86 parafii, 48 kościołów filialnych i 174 kaplic, 156 księży diecezjalnych i 112 214 wiernych. Pracowało na jej terenie 13 zakonów męskich, mających 50 klasztorów z 425 zakonnikami i 8 klasztorów żeńskich z 77 siostrami zakonnymi. W Mińsku w 1856 roku wśród 23 952 mieszkańców było 7411 katolików (prawie wszyscy Polacy).

P.N. Batjuszkow w swej książce „Bełorussja i Litva” (Petersburg 1890) pisze, że np. tylko w 1803 roku wierni aż 22 parafii unickich na terenie diecezji połockiej przeszli na obrządek łaciński (katolicki). Aby zapobiec temu procesowi w 1827 roku car Mikołaj I wydał dekret zakazujący przechodzenia unitom na obrządek łaciński. Unici, którzy przechodzili na obrządek łaciński czuli się Polakami i przechodzili na katolicyzm z powodu rusyfikowania Cerkwi unickiej przez carat.

19 lutego 1918 roku Polacy przejęli zbrojnie władzę w Mińsku (tzw. samoobrona mińska) po uciekających z miasta bolszewików i utrzymali ją przez 3 dni, tj. do chwili wkroczenia do Mińska wojsk niemieckich w myśl umowy bolszewicko-niemieckiej w Brześciu.

Do 1925 roku ukazywała się w Polsce „Wiadomości Archidiecezji Mohylewsko-Mińskiej” i osobno „Miesięcznik Diecezji Mińskiej”.

Po wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku i traktacie ryskim (traktat między Polską a Związkiem Sowieckim) zawartym w 1921 roku, w Polsce znalazło schronienie ponad 200 księży polskich z archidiecezji moheleskiej i wschodniej części diecezji mińskiej. Sowieci deportowali do Polaki arcybiskupa mohylewskiego Edwarda Roppa w 1919 roku i jego sufragana, biskupa Jana Cieplaka, w 1924 roku (po uprzednim skazaniu go na śmierć) oraz biskupa mińskiego Zygmunta Łozińskiego w 1921 roku (po uprzednim więzieniu w Moskwie).

W Ubielu na Mińszczyźnie urodził się Stanisław Moniuszko (1819-1872 Warszawa), wybitny polski kompozytor, twórca polskiej opery narodowej: najbardziej znane opery: „Halka”, „Straszny dwór”, „Paria” i „Verbun nobile”.

Po upadku caratu w marcu 1917 roku w Mińsku zaczął się ukazywać „Dziennik Miński” pod redakcją Stefana Kiedrzyńskiego.

Po upadku caratu, 3 maja 1917 roku w teatrze miejskim w Mohylewie odbyło się pierwsze i jedyne w historii miasta uroczyste przedstawienie „Dziadów” Adama Mickiewicza, wystawione przez działający tam wówczas teatr polski.

Z kolei Polacy w Witebsku nad Dźwiną (pn.-wsch. Białoruś) 3 maja 1917 roku po raz pierwszy zorganizowali obchody rocznicy polskiej Konstytucji 3 maja.

W latach 1842-1922 przed pałacem Paskiewiczów w Homlu (wsch. Białoruś) stał wywieziony z Warszawy pomnik księcia Józefa Poniatowskiego (wybitnego duńskiego rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena z 1832 r.), zwrócony Polsce, zgodnie z traktatem polsko-sowieckim z 1921 roku, stojący dzisiaj na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego w Warszawie.

Miast Bobrujsk nad Berezyną, leżące na płd.-wsch. od Mińska odegrało pewną rolę w dziejach polskiej wojskowości XX w. W 1918 roku Bobrujsk był miejscem walk i koncentracji I Korpusu Polskiego (29 tys. ludzi; zwani Dowbrowczykami), którym dowodził generał Józef Dowbór-Muśnicki. Podczas wojny polsko-bolszewickiej, w sierpniu 1919 roku wojsko polskie zdobyło twierdzę bobrujską i miasto przy użyciu czołgów (po raz pierwszy użytych w tej wojnie). Linia frontu tutaj się zatrzymała i w okolicach Bobrujska toczyły się ciągle walki z bolszewikami. W październiku 1919 roku Dowborczycy rozbili bolszewicki kontratak, biorąc do niewoli 1500 jeńców.

Również miasto Borysów nad Berezyną, leżące jednak na pn.-wsch. od Mińska także odegrało pewną rolę w dziejach wojskowości polskiej. Pierwszy raz w 1660 roku kiedy podczas IV wojny polsko-moskiewskiej Borysów oblegały przez dwa miesiące wojska hetmana Stefana Czarnieckiego, drugi raz w 1812 roku, kiedy miasto było miejscem przeprawy wojsk Napoleona (i walczących u jego boku wojsk polskich) przez Berezynę i ostatni raz terenem walk podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1919 roku.

W Mińszczyźnie zarządzone na początku 1935 roku rozszerzenie sowieckiej strefy przygranicznej do 70 km w głąb Związku Sowieckiego miało za skutek przesiedlenie na wschód, przeważnie do Azji, wszystkich ludzi, którzy mówili po polsku.

Marian Kałuski
(Nr 126)

Wersja do druku

Marian Kałuski - 12.02.16 12:34
Rzeczywiście, gdzie mi polemizować z KWIATEM INTELIGENCJI POLSKIEJ.
Kłaniając się umykam.
Marian Kałuski, Australia

Stanislaw - 12.02.16 5:54
Panie M.Kaluski jest pan jednak czlowiekiem zlosliwym!
Nie przeczyta pan dokladnie komentarzy,a zaraz posadza pan nas
o to,ze jestesmy sfrustrowani.Czy pan zna pojecie terminu
frustracja? Zapewne nie,poniewaz z nas tutaj komentujacych
przed panem nikt nic takiego nie napisal,co by swiadczylo o
naszym sfrustrowaniu. Kazdy narod nie jest monolitem jak sie
to panu wydaje. Ale,z osoba bez wyzszego wyksztalcenia nie
mozna prowadzic dialogu na wiele waznych tematow. Czlowiek
kulturaolny zawsze sie kontroluje,a pan chetnie wszystkich
nazywa glupcami,co to wypisuja glupoty. A pan Kaluski wypisuje
same wzniosle madrosci. Tak sie pan wyalienowal z ludzkiej
gromady. A to bardzo zle swiadczy o panu.

Lubomir - 10.01.16 12:25
Re: Jan Orawicz Śp mój dobry kolega, był w ramach wymiany studenckiej na Ukrainie. Kiedy w trakcie zakrapianego spotkania Polacy wznieśli okrzyk: 'Niech żyje Wolna Ukraina!', atmosfera mocno 'zgęstniała'. Było to rzecz jasna w czasach sowieckiego reżimu. Według relacji mojego kolegi, wszyscy Polacy zostali poproszeni do przejścia do osobnego pomieszczenia. Tam w izolacji spędzili cały dzień. Nie wiedzieli co ich czeka: natychmiastowa ekstradycja do Macierzy czy ...Sybir. Na szczęście wkrótce odesłano ich do Polski.

Marian Kałuski - 10.01.16 10:33
Panowie, patrzcie na sprawy kresowe i wschodnie bardziej realistycznie, a nie przez pryzmat swojej frustracji I swoich pobożnych życzeń.
Na pewno są Litwini i Ukraińcy oraz Rosjanie, którzy nie są naszymi wrogami. Jednak są to wyjątki. A wyjątki potwierdzają regułę. A tą regułą jest, że przez wiele dekad ani Litwini ani Ukraińcy nie będą naszymi przyjaciółmi. Tak jak nimi nie są Rosjanie.
Maleńka Litwa nie stanowi zagrożenia dla Polski. Silna Ukraina na pewno będzie dla Polski tak samo niebezpieczna jak silna Rosja. Ukraińcy są chorzy na manię wielkości. I uważają, że na drodze do ich wielkości stoi Polska. Już dzisiaj, kiedy są więcej niż słabi, prowadzą antypolską politykę. Będąc pewni swej siły mogą być bardzo niebezpieczni. Putin/Rosjanie i Ukraińcy są wypiekiem z tego samego antypolskiego ciasta!
Ani upadek niepodległej ale słabej Ukrainy, ani upadek Rosji nie leży w interesie Polski. Bo próżnię po Rosji wypełnią - no kto? - Chińczycy. Dla Polski będzie to wpadnięcie z deszczu pod rynnę.
Marian Kałuski, Australia

Jan Orawicz - 09.01.16 23:31
Witam Pana Panie Agamemnon z koniecznym dodatkiem,ze Pan
w tym swoim krotkim komentarzu podal oczywista prawde- glownie
o kolosie na glinianych nogach. Tu dodam,ze bardzo czesto na
stolach rosyjskich rodzin staje - jako pierwsza flacha z woda - ta
pedzona po domach,a pozniej slonina i cheb. Znam te sprawy z
opowiadan naocznych swiadkow,ktorzy maja tam znajomych,a nawet
czesci rodzin. Podobnie ma sie sytuacja na Ukrainie, rozpitej przez
CCCP. Raz bylem na osrodku wczasowym w Sianozetach,gdzie
przebywalo kilkanascie osob z Ukrainskiej Republiki Rad. To bylo
lato 1989r Ci ludzie -szczegolnie meszczyzni chyba nigdy nie byli
trzezwi! Ale musze przyznac,ze zazdroscili nam Solidarnosci!
Plakali wszyscy jak im zaspiewalem ich piosenke pt. "Rozprachajcie
chlopcy konie." Piosenki nauczyl mnie kolega Polak, pochodzacy z
Ukrainy w 1953r. Dzieki tej piosence,ktora gralem tez na ustnej
harmonijce, mialem wziecie wsrod ukrainskich wczasowiczow.
Od nich dowiedzialem sie tez o ich zyciu w komunie. Podali mi takze
te sprawe,ze ukrainska ambasada, przed wyjazdem na wczasowisko,
dala im do przebrania polska odziez - zeby wygladali bardziej po ludzku...
Przyrzekali mi,ze na Ukrainie zaloza Solidarnosc. Ale jakos do tej pory
nikt sie z nich nie odezwal! Na pewno w swej grupie mieli krasna wtyke
Swoj adres podalem wszystkim.

Lubomir - 09.01.16 22:24
Ubolewam, że żaden z wielkich polskich kompozytorów, takich jak np Wojciech Killar czy Mikołaj Górecki, nie podjęli się skomponowania muzyki do 'Ody do młodości' Adama Mickiewicza. Przecież te nieśmiertelne słowa zasługują na to. Myślę, że taki hymn, mógłby na nowo zbratać Polaków i Litwinów. Może temat należy wciąż uważać za otwarty?. Może należałoby ogłosić stosowny konkurs w Polsce i na Litwie?. Film o wszystkich uniach polsko-litewskich, też z pewnością ożywiłby dyskusję na temat: 'Unia polsko-litewska. Czy tylko przeszłość?'. W świetle prawa Unia Lubelska trwa nadal.

Agamemnon - 09.01.16 21:57
Nacjonalizm litewski jest pieczołowicie pielęgnowany, podsycany i sterowany przez GRU i NKWD. Myślę, że jest to zjawisko szczątkowe, podsycane jednak, jest postrzegane jako ruch powszechny. Rozmawiałem z Litwinami w rejonie północno - wschodniej suwalszczyzny, gdzie zamieszkują od wieków. To wspaniali ludzie, nawet nie chcą, by zostali przyłączeni do terenów administrowanych przez Litwę. W Polsce jest im bardzo dobrze. Są przez Polaków szanowani. Polacy nikogo nie prześladowali i nie prześladują. Szanują wszystkie nacje i dla wszystkich są gościnni a w okresach kryzysów polityczno - ekonomicznych, przyjmują potrzebujących pod dach swojej Ojczyzny. Rosja jednak chce dzielić i jątrzyć tak jak to było przed wiekami. Taka jest strategia Szatana. Potężny kolos, wiecznie głodny, o glinianych nogach niekoniecznie musi trwać wiecznie. Nic nie trwa wiecznie. Narody okupowane przez Rosję (rozróżnia się 1600 języków odrębnych narodów na obszarze okupowanej przez Rosjan Syberii) doczekają się upragnionej wolności. Takie są procesy historii. Na końcu zwycięża prawda i prawo, kształtujące godność i świadomość ludzką, będące ukoronowaniem tego co leży u źródeł człowieczeństwa jednostek i całych społeczeństw i narodów. Trudno powiedzieć, dlaczego Rosja przybrała strategię Szatana. Tylko modlitwa, jak się zdaje samych przecież wspaniałych Rosjan jak też narodów ościennych może uratować Rosję od zagłady. Rosji nie potrzebne są czołgi. Rosji potrzebne są maszyny rolnicze, by na jej stołach pojawił się chleb.

Lubomir - 09.01.16 18:29
Mamy przykłady na to, że oprócz pobasanovićowskich rasistów, etnocentrystów i ultranacjonalistów, coraz częściej można dostrzec Litwinów - wolnych od irracjonalnej nienawiści i antypolskich fobii. Do wspaniałych Litwinów, ceniących polsko-litewską historię i polsko-litewskie więzi należy m.in. młoda pisarka litewska Kristina Sabaliauskaite i kierowca rajdowy Litwin Benediktas Vanagas. Zapoznając się z poglądami takich ludzi, można myśleć bardzo pozytywnie o przyszłości relacji polsko-litewskich. Chyba nie przynosiłaby Polsce hańby, bardziej intensywna popularyzacja języka litewskiego i dzisiejszej Litwy. Pewne realne fakty musimy akceptować. Bez tego nie da się zrobić kroku naprzód.

Wszystkich komentarzy: (8)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

23 Kwietnia 1990 roku
Zarejestrowano Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej.


23 Kwietnia 1939 roku
Urodził się Stanisław Wielgus, polski arcybiskup


Zobacz więcej