Piątek 19 Kwietnia 2024r. - 110 dz. roku,  Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 30.12.15 - 13:01     Czytano: [1068]

Dział: Opowiadania

Tyle niewypowiedzianych słów



Oczekiwanie

Menelska dzielnica wojewódzkiego miasta. Z początku wydawało jej się, że sąsiedztwo Cyganów przysporzy im tylko samych kłopotów. Z czasem okazało się, że zdarzają się pośród nich porządni ludzie. A ci młodzi, agresywni „swoich” nie ruszają. Ona teraz, mieszkając wśród nich, była traktowana jak „swoja”.
Helena przypomniała sobie przeprowadzkę i pierwsze dni w tym mieszkaniu. Mimo że tak niewielkie, było apartamentem w porównaniu z ich poprzednim lokum. No i już bez jej ślubnego, Heńka. Znajomy ksiądz doradził separację. Na rozwód nie miała sił. Ciągle gdzieś głęboko łudziła się, że może Heniek się zmieni, może zacznie się leczyć. Córki rozumiały aż nadto dobrze, co się dzieje. Musiała tak zrobić, by ratować rodzinę. Podzielić rodzinę, by ratować rodzinę. Życie potrafi pisać scenariusze jak z kiepskiego serialu.
Jurek jęknął. Zmoczyła kompres i wytarła mu czoło. Taka blada, zimna skóra. Nie otwiera już oczu. Godzinę temu było pogotowie. Lekarz wyglądał na zmęczonego. Długo wertował papiery.
– To była ta operacja, proszę panią, czy nie było? – zapytał po zbadaniu Jurka.
– Nie było, panie doktorze – tłumaczyła kobieta – miała być, ale tyle dni czekaliśmy na telefon z kliniki i byliśmy tam, ciągle to przekładali…
– Trzeba było nalegać, przyspieszać – przerwał jej lekarz, a jego głos przybrał nieco oskarżycielski ton.
Poczuła narastający ucisk wokół gardła. Przecież na łapówkę poszły wszystkie pieniądze! Nie powiedziała tego jednak głośno. Może się znają z tamtymi z kliniki. Zdrowia Jurkowi to nie wróci, a żalu w sercu trzymać nie można. Ciśnienie opadało powoli, ucisk gardła zelżał.
– Proszę panią – lekarz starał się być delikatny – pani mąż umiera. Czy chciałaby pani, żeby umarł w szpitalu, czy w domu? Bo jeśli pani nalega…
– Nie – Helena ucięła szybko. Zaległa niezręczna cisza. Zmęczony lekarz nie wiedział teraz, czy kobieta nie zgadza się na śmierć, czy na przewiezienie chorego do szpitala. Sanitariusz stojący przy drzwiach spojrzał znacząco na zegarek. Zaskrzeczała krótkofalówka, którą trzymał w dłoni. Odezwał się zniekształcony głos:
– Trzydzieści osiem, wypadek na skrzyżowaniu Sienkiewicza i Świętokrzyskiej, czy możecie to wziąć?
Lekarz spojrzał pytająco na kobietę, a ta oznajmiła szybko:
– Jedźcie, bardzo dziękuję, jedźcie.


Miłość

Mąż. Pomyślała, że to by było tak pięknie. Ciągle jednak był przecież jej ślubny, Heniek. Wprawdzie w alkoholicznym amoku, ale jednak był. Gdzieś tam docierały do niej strzępy informacji o nim. Samotność to podstępny doradca. Gdy poznała Jurka, był wspaniałym wysokim mężczyzną. Zdawał jej się na tę chwilę jak wybawienie z życiowej gehenny, jak światło w ciemnościach. Prowadził gospodarstwo ekologiczne. Z jaką pasją zachwalał jajka ze swego kurnika.
– Jakby sam je wysiedział – żartowały czasem jej córki.
– To jajka od szczęśliwych kur – opowiadał za każdym razem, gdy przywoził jej ekologiczną żywność. Przetwory smakowały wybornie.
– Prawdziwe jedzenie – zaznaczał, gdy kosztowali w czasie wspólnych kolacji szynki lub wiejskiej kiełbasy. – Na takim jedzeniu człowiek dożyje stu lat.


Rak

Rak przyszedł tak nagle, jakby kpiąc sobie z powtarzanych wielokrotnie zapewnień. Jurek nie mówił o tym głośno, ale sikał krwią już kilka tygodni przed rozpoznaniem. USG potwierdziło guza nerki. Dostał chemię i wydawało się, że operacja może zatrzymać chorobę, a tu kolejny cios – przerzuty do płuc.
Wrażenie jakby grunt zadrżał jej pod nogami. Tak niedawno się poznali. Poczuła szczęście po raz pierwszy od wielu długich, samotnych lat. Była dla kogoś ważna, znów nabrały sensu słowa „święta” czy „urodziny”.
Dzwonił. Gdy spostrzegała na ekranie telefonu imię „Jerzyk”, a znana melodia rozbrzmiewała w pokoju, wszystko robiło się jaśniejsze. Bieda nie doskwierała tak mocno, świat nabierał kolorów, a życie wydawało się wędrówką po kwietnych dywanach. Codziennie dostawała SMS-y, w których zapewniał ją o swojej pamięci. Nawet jego, trochę zabawna w tych okolicznościach zazdrość nabrała z czasem znamion troski i wywoływała na jej twarzy uśmiech. Teraz ten silny mężczyzna leżał półprzytomny, przygnieciony śmiertelną chorobą. Jeszcze wczoraj poprosił ją, by pomogła mu dojść do łazienki. Delikatnie zasugerowała pampersy, ale widząc jego reakcję, wycofała się szybko. Jurek wolałby na czworakach doczołgać się do sedesu, niż pozwoliłby założyć sobie pieluchę.


Córki

Kiedyś był żołnierzem, teraz walczył do końca. Odszedł z armii, bo nie mógł znieść feudalnego systemu sprowadzającego człowieka do roli bezrozumnego mięsa armatniego.
Na parapecie otwartego okna ich pokoju usiadły dwa gołębie. Gruchały i tuliły się do siebie łebkami. Samiec tańczył w sierpniowym, cudnym słońcu, a samica pozwalała na te zaloty, delikatna, subtelna, cicha.
– Może i my tak moglibyśmy kiedyś... – pomyślała Helena i poszła do kuchni, by zrobić sobie herbatę. Wczoraj była młodsza córka. Płakała. Jurek akurat zasnął, więc i Helena mogła wypłakać się przed nią. Marysia i Zosia bardzo lubiły Jurka. Ciągle dzwoniły do kliniki, pytając o termin operacji. Podobnie jak Helena nie rozstawały się z telefonem, „bo może dziś zadzwonią”. To wielki dar, że po latach dziewczyny przez krótki czas mogły doznać prawdziwej ojcowskiej opieki mężczyzny, choć dla nich obcego. A przecież powinno być inaczej. To Heniek powinien być obok niej, obok córek w tych najtrudniejszych chwilach.
O ojcu nie rozmawiały często. Helena wszystko wzięła na siebie. Opłaciło się. Kiedyś starsza, Zosia powiedziała do niej:
– Pamiętasz, mamo, jak ojciec przyszedł w święta pijany i zarzygał nam ten nowy dywanik, co dostałaś od koleżanek w pracy?
Pamiętała dobrze ten wigilijny wieczór. Dywan śmierdział potem długo, tak że trzeba go było kilka razy prać.
– Ja wtedy powiedziałam sobie – ciągnęła dziewczyna – że mu tego nigdy nie wybaczę. Zabrałaś mnie tego dnia na spacer, bo w domu smród był nie do wytrzymania i powiedziałaś ważną rzecz. Że ojciec nie jest taki zły, tylko wiele wycierpiał, że widział, jak mordują robotników na ulicach i przez to tak pije. Gdy mój Tomek się napił, wiesz, raz mu się zdarzyło, przypomniałam sobie twoje słowa i łatwiej było wybaczyć.


Jak ptak

Jakiś ruch w pokoju, Helena otrząsnęła się ze wspomnień i ruszyła do drzwi. Gdy zajrzała do środka, aż jęknęła przerażona. Jurek spadł z łóżka, leżał na podłodze i machał bezwładnie rękami. Usta miał otwarte, usilnie próbował złapać oddech. Dopadła do niego w sekundę i spięła się, by dźwignąć go z powrotem. Ta drobna, szczupła kobieta nadludzką siłą szarpnęła bezwładne ciało i ułożyła barkami na łóżku. Potem szybko, blokując bok chorego biodrem, wydźwignęła na łóżko także nogi. Po chwili mężczyzna leżał już bezpiecznie. Spojrzała mu w oczy. Były ogromne i czarne. Jak u ptaka. Przepastne, jak ocean nocą.
– Jerzyk!– Szarpała go za ramiona – Jerzyk, oddychaj!
Ale on już tylko patrzył tymi wielkimi, czarnymi oczami. Złapała jego dłoń. Jeszcze poczuła dreszcz, jakby chciał zacisnąć palce.
To już teraz? – dotarło do niej i panika zdusiła w niej oddech. – Co robić?
Przypomniała sobie, że prosił, by ten różaniec, co go przywiózł z Lourdes, był zawsze obok łóżka. Rzuciła się w stronę nocnej szafki, strącając butelkę z syropem. Odnalazła drżącymi dłońmi modlitewny sznur i szybko zaplątała mu na dłoni. Spojrzała na krzyż zawieszony nad łóżkiem, ale rozmywał jej się przez łzy. Jurek nie oddychał. Kobieta pocałowała jego dłoń.
– Tak wiele chciałam ci powiedzieć – szlochała skulona, na klęczkach przy łóżku. – Zostań jeszcze chwilę, zostań...
Gołębie wzbiły się z furkotem i odleciały gdzieś. Zadzwonił jej telefon. Dzwonił długo, aż zamilkł.


Rozmowa

Jerzyka nie ma już od tylu godzin. Dziś rano obudziła się i spojrzała na jego łóżko. Pustka tego miejsca uderzyła w nią niepokojem, jakby coś strasznego stało się dosłownie przed chwilą. Ludzie dzwonią, chcą pocieszać. Większość połączeń pozostaje nieodebrana. Ona czeka na to jedno, najważniejsze. By na ekranie znów wyświetliło się jego imię.
Pod poduszką znalazła telefon Jurka. Drżały jej ręce, gdy podnosiła go do oczu. Poszła do kuchni, wyszukała w spisie „Helenka” ozdobione pięknym serduszkiem i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilkunastu sekundach w pokoju obok zaczęła rozbrzmiewać znana jej tak dobrze melodia. Zatrzepotało serce w jej piersi. Odgarnęła pukiel rudych włosów, który przylepił jej się do policzka i ruszyła w tamtą stronę. Podniosła ostrożnie swój telefon, jakby się bała, że melodia ustanie. Teraz mu wszystko powie. To, czego nie zdążyła powiedzieć wcześniej. To, co szamocze się w jej zdrętwiałym umyśle kolorowym gwarem. Powie mu, jak bardzo była przy nim spokojna. Jak wiele dla niej znaczył, choć to wszystko przecież nie mogło się udać. Powie mu…


Andrzej Chodacki
Strona autorska


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powołania mąż i ojciec, z zawodu lekarz. Pisze prozę i poezję, a także fotografuje. Laureat kilkudziesięciu konkursów literackich. Jego opowiadania były drukowane między innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, Miesięczniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, oraz w wielu czasopismach polonijnych na całym świecie. W 2012 roku wydał debiutancką książkę z poezją i fotografią pt.„ Pejzaże tęsknoty”. W 2013 roku wydał cykl opowiadań pt. „ Opowieści ze świata”. W 2014 roku wydał kolejny cykl opowiadań pt „ Wyczekując dnia”.
W 2015 roku jego najnowsza powieść pt „ Doktor Seliański” została przetłumaczona na język ukraiński. Od 2015 roku członek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy


Od Redakcji: Opowiadania Andrzeja Chodackiego można również znaleźć w dziale:Na każdy temat.

Wersja do druku

Andrzej Chodacki - 03.01.16 22:07
Bardzo dziękuję za dobre słowa. Opowieść, którą przedstawiłem jest prawdziwa. Imiona zmieniono. Pozdrowienia serdeczne dla wszystkich czytelników i odwiedzających.

Lubomir - 31.12.15 14:11
Pisarstwo pomaga żyć. Pomaga napiętnować zło, ale i pomaga tworzyć świat znośny do życia. Pomaga kreować ludzi, jakich chcielibyśmy mieć w swoim otoczeniu. Wydaje mi się, że tą znakomitą misję pełni autor opowiadań, p. dr Chodacki.

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

19 Kwietnia 1899 roku
Zmarł Stanisław Kierbedź, konstruktor mostów (ur. 1810)


19 Kwietnia 1882 roku
Zmarł Charles Robert Darwin, twórca teorii ewolucji biologicznej (ur. 1809)


Zobacz więcej