Środa 24 Kwietnia 2024r. - 114 dz. roku,  Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 14.06.15 - 18:18     Czytano: [1157]

Dział: Opowiadania

Żywoty owsików, czyli na ratunek krajowi


W sali panował przyjemny chłód. Klimatyzacja pracowała bezgłośnie, czyniąc posiedzenie rady kryzysowej choć odrobinę znośnym.
Siedzący na końcu długiego stołu premier właśnie kończył ostatnie analizy z doradcami i chrząknął znacząco na znak, że zamierza rozpocząć kryzysowe posiedzenie. Doradcy, dorabiający po godzinach jako rządowi klakierzy, wycofali się taktownie, a premier stuknął w mikrofon, sprawdzając nagłośnienie.
– Szanowni państwo, rozpoczynam obrady sztabu kryzysowego – zabrzmiał jego głos, przerywający szum rozmów – Jak zapewne państwu wiadomo, unijny kryzys obejmuje powoli także i nasz kraj, więc dalsze udawanie, że nic się nie dzieje, nijak się ma do wzrostu cen żywności i paliw. Musimy wziąć się ostro do roboty, bo nastroje społeczne wskazują na duże niebezpieczeństwo wybuchu ulicznych protestów. Będę kolejno oddawał głos specjalistom branżowym, którzy, mam nadzieję, przygotowali na dzisiejsze posiedzenie propozycje rozwiązań systemowych. Zaczniemy od minister zdrowia, posłanka Niezgoda, bardzo proszę.
– Panie premierze, szanowni państwo – zaczęła posłanka wkładając na nos grube okulary – nie od dziś wiadomo, że popyt społeczeństwa na tanie leki i procedury medyczne przewyższa znacznie możliwości, którymi dysponuje rząd, a z jego ramienia Narodowy Fundusz Zdrowia.
Szmer dezaprobaty przetoczył się po zacnym zgromadzeniu, jakby chciało ono, jak nigdy, jednym głosem orzec, że takie bzdety to może posłanka opowiadać mediom, tu trzeba konkretów. I już po chwili przerwy konkrety zaczęły padać z siłą osławionego w reklamie wodospadu.
– Biznesmen powie „czas to pieniądz”, ja mówię dziś „refundacja to pieniądz”. To tu tkwi największe zagrożenie dla służby zdrowia naszego kraju. Za dużo marnotrawimy pieniędzy na refundację leków. To trzeba ukrócić!
Ostatnie słowa minister wybrzmiały jak twarde warunki bezwzględnej kapitulacji.
– Zapewne pani minister ma jakieś gotowe propozycje? – Rzucił premier z nadzieją, bo temat był nieświeży i jako taki zaczynał cuchnąć.
– Oczywiście, panie premierze – z pobłażaniem dla niecierpliwego przełożonego wyraziła się posłanka – sto pięćdziesiąt tysięcy lekarzy, każdy chce refundować. Nie muszę nikomu przypominać, że to setki milionów przepuszczone przez zachłanne przewody pokarmowe pacjentów i lądujące w szambie. Proponuję wprowadzić ustawę, która przewiduje kary więzienia za błędy w refundacji dla lekarzy np. pięć lat więzienia bez zawiasów – tu zawiesiła głos, delektując się szumem krytyki, który podniósł się na sali.
Premier uciszył zebranych ruchem ręki.
– No, ale zaraz się zbuntują i pozamykają gabinety – wyraził swą wątpliwość, pocierając łyse czoło.
– To możliwe, dlatego po miesiącu wycofamy ustawę – dodała pewnym głosem Niezgoda – i wprowadzimy umowy z lekarzami na refundację leków, w których zawrzemy duże kary finansowe za refundowanie czegokolwiek. Dodatkowo we wskazaniach do refundacji należy wnieść zapisy tak rozbudowane i niespójne, by przeciętny lekarz z braku czasu lub strachu przed karami, sam zrezygnował z refundowania. Gwarantuję, że siedemdziesiąt procent lekarzy nie podpisze nowych umów, a w budżecie zostanie kilkaset zaoszczędzonych milionów.
Posłanka rzuciła papiery na stół i spojrzała z satysfakcją na wybrańców narodu, jakby chciała zapytać „I co, przebijecie mnie?”
– Propozycja jest bardzo obiecująca – twarz premiera rozjaśniła się uśmiechem, gdy pomyślał o milionach, które bez certolenia będzie mógł wydać na nowe limuzyny – to może się udać. Jedno pytanie, pani minister, co z pacjentami? Ostatecznie obiecałem im w exposé tanie leczenie i takie tam... – Tu zamachał ręką, jakby mówił o sposobach na uzdrowienie ekstraklasy piłki nożnej.
– To także przewidziałam – zerknęła na niego Niezgoda, obniżając okulary na nosie – rozbudujemy instytucję rzecznika praw pacjenta i damy narzędzia prawne, by bez opóźnień pozywać lekarzy do sądu za pominięcie na recepcie należnej pacjentom refundacji. W ten sposób, czy lekarze będą refundować, czy nie, pieniądze i tak spłyną do budżetu.
Minister zdrowia ostatecznie zatrzasnęła notes i rozparła się z ulgą w fotelu.
– Trzeba przyznać, pani minister, dobra robota – pochwalił ją premier, zastanawiając się przez chwilę, czemu sam wpadł na coś tak genialnego – a co ma do zaproponowania minister pracy?
Jegomość w czarnym garniturze przebudził się właśnie z drzemki i mlaskając, podrzucił spory brzuch zawieszony przed nim na pasku.
– A więc, panie premierze, szanowni koledzy, powiem krótko: młodych pognać za granicę odbierając im wszelką pomoc w znalezieniu pracy, pracującym wydłużyć wiek emerytalny do osiemdziesięciu lat, dzięki temu zniknie całkowicie problem wypłacania emerytur.
Tu głos ministra się zachwiał, jakby po nagłym przebudzeniu wypowiedział tę kwestię niepotrzebnie, za wcześnie. Cała sala zamilkła na moment, by po chwili wybuchnąć burzą komentarzy. Premier znów uciszył zgromadzonych i znacząco spojrzał na ministra.
– Nie spodziewałem się tego po panu – zaczął, a minister zapadał się w fotel z każdym następnym słowem.
– Tyle wpadek w ostatnim okresie, tyle niedociągnięć w pana resorcie, a tu… – premier przerwał na chwilę, kręcąc głową – … genialna myśl i doskonałe rozwiązanie rehabilituje pana całkowicie w moich oczach!
Koledzy siedzący obok ministra pracy pomogli mu wydostać się z czeluści fotela, poklepując go po ramieniu, gdy ten uśmiechał się głupawo. Oto los okazał się łaskawy także i dla niego. Pochwała przed całym sztabem kryzysowym!
Zapadła chwila ciszy. Jeden z posłów pomyślał, że w sumie to przecież leczy się w klinice rządowej, więc mało go obchodzi, gdzie będzie się leczyło pospólstwo. Ktoś inny przypomniał sobie, że tyle jest spółek skarbu państwa, że dla jego rodziny nie zabraknie pracy przez kilka następnych pokoleń. Po tym ułamku sekundy, w którym wybrańcy narodu zorientowali się, że żadna z proponowanych ustaw antykryzysowych nie godzi w ich interesy, zerwały się gromkie oklaski. Jest ratunek dla kraju! Jest wybawienie!

Andrzej Chodacki


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powołania mąż i ojciec, z zawodu lekarz. Pisze prozę i poezję, a także fotografuje. Laureat kilkudziesięciu konkursów literackich. Jego opowiadania były drukowane między innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, Miesięczniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, oraz w wielu czasopismach polonijnych na całym świecie. W 2012 roku wydał debiutancką książkę z poezją i fotografią pt.„ Pejzaże tęsknoty”. W 2013 roku wydał cykl opowiadań pt. „ Opowieści ze świata”. W 2014 roku wydał kolejny cykl opowiadań pt „ Wyczekując dnia”.
W 2015 roku jego najnowsza powieść pt „ Doktor Seliański” została przetłumaczona na język ukraiński. Od 2015 roku członek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy


Od Redakcji: Opowiadania Andrzeja Chodackiego można również znaleźć w dziale:Na każdy temat.

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

24 Kwietnia 1907 roku
Urodził się Stefan Stanisław Okrzeja, polski pilot wojskowy, zginął w walce powietrznej o Warszawę w 1939 roku


24 Kwietnia 1915 roku
Rozpoczęła się rzeź Ormian w Turcji.


Zobacz więcej