Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 111 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 18.05.15 - 11:34     Czytano: [1180]

Dział: Opowiadania

USŁYSZEĆ CISZĘ


Biegnący w powstańczej panterce Zygmunt próbował nadążyć za przesuwającym się między gruzami plutonem, gdy nagle dostał postrzał w głowę. Kula okręciła potężnym ciałem wysokiego mężczyzny tak, że upadł na plecy. Niestety, nie zabrał swojego hełmu i teraz, gdy leżał na ziemi zamroczony, z trudem docierało do niego, co się właściwie stało. Pozostali, którzy zdążyli wskoczyć za ścianę budynku przy Polnej, zatrzymali się i wyjrzeli zza rogu. Niemiecki snajper leżący na dachu straży pożarnej spokojnie przeładował karabin. Czekał.
– Mocno oberwaliśmy – zabrzmiał czyjś pełen niepokoju głos. Porucznik spojrzał do tyłu, na sanitariuszki, które już były w pogotowiu. Dowódca zastanawiał się. To duże ryzyko, brak osłony, tylko te słoneczniki, a to niewielka pociecha, bo strzelec wyborowy patrzy zwykle z góry. Dziewczyny, „Danuta”(1) i „Jagienka”(2) , podeszły do niego.
– Panie poruczniku, proszę pozwolić – usłyszał ich pełne zniecierpliwienia głosy.
Boże mój – pomyślał – co mogę zrobić, przecież tam ktoś jęczy, aż skóra cierpnie.
– Gdzie Władek? – zapytał, rozglądając się za porucznikiem Kochem.
– Dostał, leży niedaleko Zygmunta – odpowiedział szybko „Wrzos”, kapral Wrześniowski.
– Krystyna – porucznik złapał dziewczynę za ramiona i spojrzał w jej zielone oczy – uważaj, nisko przy ziemi. Jak będziesz potrzebować pomocy, krzycz.
Dziewczyna ruszyła bez słowa przykulona, zza jej pleców ogień osłonowy plunął agresywnie w kierunku niemieckich umocnień. Nie mogła biec zbyt szybko. Niedawna choroba ciągle dawała się jej we znaki. Po kilkunastu krokach wybiegła zza sterty gruzów i przemykając pomiędzy słonecznikami, dotarła do pierwszego z rannych. Ostrzał od strony Nowego Kuriera Warszawskiego zelżał, zrobiło się dziwnie cicho. Sanitariuszka wiedziała, co to znaczy. Teraz snajper szuka celu.
– Spokojnie, Zygmuś – szeptała do rannego mężczyzny – zaraz cię opatrzę.
– Krysiu – Zygmunt trzymał się za głowę – już mi lepiej, chyba mnie zamroczyło.
Sanitariuszka, klęcząc z głową schowaną w ramionach, szybko rozdarła opatrunek i zawiązała na pomazanej krwią głowie rannego.
Rzeczywiście, tylko powierzchowna rana – pomyślała i rozejrzała się nerwowo.
– Spróbuj przeczołgać się do tych gruzów – wskazała palcem stertę cegieł na kierunku, gdzie ocalenie znalazł jej przerzedzony pluton – ja idę po Władka.
Podniosła niepewnie głowę. Jakiś ciemny kształt poruszał się wśród słonecznikowych łodyg dwadzieścia metrów dalej. Spojrzała do tyłu, w kierunku budynku straży pożarnej.

Poderwała się i z wielkim trudem dopadła do kolejnego rannego. „Mistrz” – porucznik Koch leżał na plecach i oddychał szybko. Chyba stracił świadomość, bo nie reagował na próby nawiązania kontaktu. Znów nerwowo rozrywała opatrunki, próbując wyrównać przyspieszony oddech. W głowie jej się kręciło. Przypomniała sobie, że namawiano ją do tego, aby się oszczędzała. Dobrze mówić, oszczędzać się w takich okolicznościach!
Gdy kończyła opatrywanie porucznika, usłyszała jęk wśród bruzd ziemi kilka metrów dalej. Jęk wzmagał się stopniowo i zanikał. To pewnie tego rannego słyszeli zza muru budynku. Nie poznała po głosie, kto to mógł być, ale uznała to za mało istotne. Tam człowiek potrzebuje pomocy. Zarzuciła torbę sanitarną na plecy i z ogromnym trudem dźwignęła się na nogi. Nie zdążyła przejść daleko, gdy seria z karabiny maszynowego rozpruła powietrze i rzuciła jej ciałem do przodu. Upadła bezładnie na twarz, łamiąc kilka słonecznikowych łodyg.
Zza budynku przy Polnej wypadli „Jagienka” z „ Wrzosem”(3) i rzucili się na ziemię, po czym zaczęli czołgać się pod gęstym niemieckim ogniem. Chłopcy z plutonu grzali z karabinów, jakby chcieli się odgryźć faszystom, a porucznik przez lornetkę próbował wypatrzyć snajpera. Wzbudzone kulami odłamki kamieni raniły boleśnie ręce ratowników, serie z niemieckich karabinów maszynowych raz po raz przeszywały powietrze, ale żadna z kul nie dosięgła celu. Z ogromnym trudem dotarli do Krystyny. Ostrożnie odwrócili przyjaciółkę na plecy, by ułatwić jej oddychanie. „Wrzos” automatycznie zajął pozycję do ostrzału przedpola i zaczął pruć oszczędnymi, krótkimi seriami, a „Jagienka” rozrywała opatrunki i przykładała do krwawiącej mocno piersi przyjaciółki.
– Janeczka… W imię Boga… – wyszeptała Krystyna – uciekajcie.
Nie przyjęli tego poważnie. „Wrzos” przerwał ostrzał i podczołgał się do dziewczyn.
Podniósł się na łokciu dosłownie na chwilę, by pomóc rannej, i wtedy kula wystrzelona przez snajpera trafiła go prosto w głowę. Przebity kulą hełm z biało-czerwoną opaską potoczył się wśród słoneczników, mężczyzna z rozłupaną czaszką runął obok nich. „Jagienka” przylgnęła przerażona do ziemi.
– Odejdźcie, odsuńcie się… Zostawcie mnie – przez kanonadę przebił się głos Krystyny, teraz jakby pełen żalu do nich, że przyszli po nią, że podjęli tak wielkie ryzyko.
Jej przyjaciółka czuła, jak łomocze jej serce pod mundurem. Przyłapała się na paradoksalnej myśli, że snajper też może słyszy jej strach. Znów cisza, złowieszcza cisza i te niepokojąco piękne słoneczniki, które kołysały się teraz nad ich dramatem. Popatrzyła w kierunku swojego plutonu. Dowódca nerwowymi gestami nakazywał jej stanowczy odwrót. Kule znów zaczęły gwizdać obok, a każda z nich niosła niechybną śmierć. Snajper na pewno celował teraz w ich stronę i tylko czekał na okazję, by nacisnąć spust. Zrobi to z uśmiechem satysfakcji. Strzeli do każdego, kto pojawi się w polu celownika.
Do uszu przerażonej dziewczyny dotarło ciche rzężenie. Pociski przebiły płuco jej przyjaciółki w kilku miejscach. Miała coraz większe trudności z oddychaniem. Z głową przy samej ziemi, dosłownie łykając pył, „Jagienka” podsunęła się do rannej. Wyszarpała zawieszoną u paska manierkę z wodą i odkręciła, potem podała drżącą ręką przyjaciółce do ust. Złapała ranną za rękę.

– Wytrzymamy! – próbowała przekrzyczeć serie z karabinów maszynowych, które od strony Placu Unii Lubelskiej kładły się śmiercionośnym żniwem wśród padających dookoła słoneczników. – Słyszysz, Krysia, wytrzymamy!

*****

Pierwszego sierpnia wieczorem czterech sanitariuszy przyniosło Krystynę na Polną. Powiedzieli, że gdy wieczorem ostrzał ucichł, zaczęli przeszukiwać okolicę na linii natarcia 1108 plutonu w poszukiwaniu rannych. Wtedy natknęli się na dziewczynę. Punkt opatrunkowy był mały, tylko trzy łóżka, z tego jedno ciągle zajęte w prowizorycznej sali operacyjnej. Miejscowy chirurg uwijał się jak mógł, postrzał w kręgosłup, ciężka rana miednicy. Gdy wnosili Krystynę, kończył kolejną operację, a kilka osób już czekało na opatrzenie.
Kierująca ruchem chorych pielęgniarka podeszła do nich i zajrzała pod opatrunek. Dwie dziury po kulach po prawej stronie klatki piersiowej pod obojczykiem, z dziur sączyła się ciemna krew. Potem jeszcze delikatnie podniosła dziewczynę, by obejrzeć jej plecy. Popatrzyła na czerwony krzyż na ramieniu rannej i skóra jej ścierpła.
– Ona następna do operacji, dawajcie ją bliżej – zarządziła stanowczym tonem do sanitariuszy.
– Kochana – odezwała się słabym głosem Krystyna – macie tylu rannych…Ja mogę poczekać.
Pielęgniarka spojrzała w intensywnie zielone oczy dziewczyny. Spokój, jaki z nich emanował, zatrzymał ją na chwilę w miejscu.
– Nie wiem, ile tam leżała – jej zadumę przerwał jeden z powstańców – ale straciła dużo krwi. Miała szczęście, że się na nią natknęliśmy.
Przełożyli ją ostrożnie na łóżko. Na noszach została brunatna plama krwi przemieszanej z ziemią. Pielęgniarka spojrzała na mężczyzn, a ci odwrócili się taktownie, gdy wraz z koleżanką przebierały ranną w wygotowaną szpitalną bieliznę.
– Dziękuję wam… moje kochane – szeptała przy tym Krystyna słabnącym głosem. – Nic nie boli… Bardzo dziękuję.
Jej głos wyraźnie słabł, a zielone oczy mętniały. Puls zanikał z minuty na minutę. Szczęśliwie w pomieszczeniu obok zakończyła się właśnie operacja poszarpanego biodra. Doktor wyszedł ze skrzywioną ze zmęczenia twarzą.
– Panie doktorze, to sanitariuszka – pielęgniarka spojrzała na niego znacząco. – Trzy kule z tyłu w prawe płuco, dwie wyszły z przodu.
Doktor wyobraził sobie skomplikowany, wielogodzinny zabieg i machnął tylko ręką.
– Dawajcie ją – oznajmił zbolałym głosem i zawrócił. – Jadzia, zrób herbatę, dezynfekcja się kończy.
Ranna dziewczyna ostatkiem sił złapała pielęgniarkę za rękaw fartucha.
– Powiedz chłopcom…że wrócę – wyszeptała ledwie słyszalnie.
– Pewnie, że wrócisz – kobieta poklepała ją po zimnej dłoni. – Dojdziesz do siebie, serce nienaruszone.
– Wrócę – znów słaby głos dziewczyny. – Boże…jak tu cicho.

Żołnierze spojrzeli na siebie. Jeden z nich odwrócił wzrok, by ukryć łzy. Tak wielu dziś zginęło, tak wielu musieli zostawić wśród gruzów...
– Boże – usłyszeli znów jak dziewczyna szepcze – dziękuję Ci…żeś mi pozwolił…usłyszeć ciszę.

1 - „Danuta” – pseudonim powstańczy Krystyny Krahelskiej.
2 - „Jagienka” – pseudonim powstańczy Janiny Krassowskiej.
3 - „Wrzos” – kapral Zbigniew Wrześniowski.



Andrzej Chodacki


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powołania mąż i ojciec, z zawodu lekarz. Pisze prozę i poezję, a także fotografuje. Laureat kilkudziesięciu konkursów literackich. Jego opowiadania były drukowane między innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, Miesięczniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, oraz w wielu czasopismach polonijnych na całym świecie. W 2012 roku wydał debiutancką książkę z poezją i fotografią pt.„ Pejzaże tęsknoty”. W 2013 roku wydał cykl opowiadań pt. „ Opowieści ze świata”. W 2014 roku wydał kolejny cykl opowiadań pt „ Wyczekując dnia”.
W 2015 roku jego najnowsza powieść pt „ Doktor Seliański” została przetłumaczona na język ukraiński. Od 2015 roku członek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy


Od Redakcji: Opowiadania Andrzeja Chodackiego można również znaleźć w dziale:Na każdy temat.

Wersja do druku

Andrzej Chodacki - 22.05.15 11:25
A ja dziękuję Wam za obecność i życzliwość :)

MariaN - 21.05.15 16:54
Ciekawie pisze Andrzej Chodacki, aż korci, żeby spojrzeć na koniec, który przeważnie jest zaskakujący.

Oleńka - 21.05.15 2:24
“Tak wielu dziś zginęło, tak wielu musieli zostawić wśród gruzów...”.
Mój Dziadek ranny w czasie powstania przeżył. I za życie płacił cenę w ubeckim więzieniu!

Pan Władysław Panasiuk, a teraz p. dr Andrzej Chodacki!
Bogactwo pięknych słów. Dziękuję KWORUM za TYCH co potrafią pisać tak pięknie i po polsku.

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia 1946 roku
Odział KWP pod dowództwem kpt J. Rogulki ps. "Grot" odbił 57 więźniów w Radomsku


20 Kwietnia 1889 roku
Urodził się Adolf Hitler, malarz, dyktator III Rzeszy Niemieckiej, kanclerz i prezydent Niemiec, ludobójca, prawdopodobnie zmarł śmiercią samobójczą w 1945


Zobacz więcej