Czwartek 25 Kwietnia 2024r. - 116 dz. roku,  Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 24.10.14 - 14:05     Czytano: [5222]

Putin: Lwów jest polskim miastem

czyli poszukiwanie prawdy


Radosław Sikorski, od 2007 do 2014 minister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska, udzielił wywiadu dla amerykańskiego serwisu Politico. Stwierdził on w nim m.in., że podczas wizyty w Moskwie premiera Donalda Tuska w lutym 2008 roku ze strony prezydenta Rosji Władimira Putina miała paść propozycja podziału Ukrainy między Polskę a Rosję. Oto dosłowne słowa Radosława Sikorskiego: „Chciał (Putin), żebyśmy uczestniczyli w podziale Ukrainy... Od lat wiedzieliśmy, że tak myślą. Była to jedna z pierwszych rzeczy, jakie Putin powiedział premierowi Donaldowi Tuskowi w czasie jego wizyty w Moskwie. Mówił, że Ukraina jest sztucznym krajem, a Lwów jest polskim miastem i dlaczego by nie załatwić tego wspólnie”.

W Polsce wśród polityków zapanowała konsternacja i zaszokowanie, które niebawem przerodziły się w gniew, kiedy zorientowano się, że wypowiedź ta to cios między oczy dla Platformy Obywatelskiej, a przede wszystkim samobójczy zamach na polską dyplomację („Rzeczpospolita” 22.10.2014). Były premier Włodzimierz Cimoszewicz jako pierwszy powiedział, że Sikorski postawił Tuska w okropnym położeniu. Podniosły się głosy, aby Sikorskiemu odebrać tylko co otrzymane marszałkostwo Sejmu.

Zaczęto zastanawiać się co zrobić i to jak najszybciej z tym fantem. Platforma Obywatelska zmusiła Sikorskiego do całkowitego wycofania tego co powiedział. Sikorski, ratując własną skórę, chcąc nie chcąc musiał na to się zgodzić i 21 października, podczas spotkania z dziennikarzami, wycofał wszystko to co powiedział dla amerykańskiego serwisu „Politico”. Zapytany wprost, czy się wycofuje ze stwierdzenia, że podczas wizyty Donalda Tuska w lutym 2008 roku padły słowa, które przytoczył portal Politico odpowiedział: „W tej sprawie zawiodła mnie pamięć” i podkreślił, że jest mu przykro, iż postawił Donalda Tuska i premier Ewę Kopacz w niezręcznej sytuacji. „Zdarza się człowiekowi zagalopować, tak było w tym przypadku” – zaznaczył i dodał: „Zawiodła mnie też pamięć, bo po sprawdzeniu okazało się, że w Moskwie nie było spotkania dwustronnego premier Tusk - prezydent (Władimir) Putin”.

Sikorski uratował swoją skórę, ale jednocześnie ośmieszył Polskę i polską dyplomację na całym świecie. Tym bardziej, że cała ta afera wcale się nie zakończyła po przyznaniu się do tego, że – co tam dużo mówić – jest wariatem (bo mądry człowiek tak się nie zachowuje!). Świat odrzucił to, że taka rozmowa między Putinem a Tuskiem nie mogą mieć miejsca. Przypomniano, że prezydent Putin w Bukareszcie w 2008 roku (na szczycie NATO) mówił wobec wszystkich przywódców Zachodu, że Ukraina to zlepek z kilku krajów, w tym Polski i groził jej państwowości. Były gruziński prezydent Micheil Saakaszwili na początku października br. mówił, że Putin ofertę podziału Ukrainy złożył wiele lat temu nie tylko Polsce, ale też innym liderom państw skrzywdzonych przez Stalina („Rzeczpospolita” 21.10.2014). Z kolei niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" z 22 października 2014 roku pisząc o kontrowersyjnej wypowiedzi Sikorskiego zauważył: „to, że Putin uważa istnienie Ukrainy za swego rodzaju przypadek udowadniają inne źródła”. FAZ wspomina w tym kontekście o przechwyconych przez portal „Wikileaks” szyfrogramach amerykańskiej dyplomacji, w których rosyjski prezydent miał „w mniej więcej tym samym czasie” powiedzieć to samo ówczesnemu prezydentowi USA George'owi Bushowi. „Ukraina, mówił Putin, jest jakoby sztucznym tworem pozbieranym z terytoriów Polski, Rumunii, Czechosłowacji a także Rosji” - pisze FAZ. Putin miał zawołać wtedy: „Słuchaj George, Ukraina to przecież nie państwo!” - kończy FAZ.

Czyli wygląda to na bardzo prawdopodobne, że Putin mógł mówić Tuskowi o tym, że Lwów jest polskim miastem i podsuwać mu myśl odzyskania go przez Polskę. A jeśli tak, to Sikorski kłamie, że takiej rozmowy nie było.

Nie jest to jednak jedyne kłamstwo Sikorskiego w tej aferze. Otóż na spotkaniu z dziennikarzami powiedział on, że „po sprawdzeniu okazało się, że w Moskwie nie było spotkania dwustronnego premier Tusk - prezydent (Władimir) Putin”. Tymczasem tego wyjaśnienia nie rozumie dziennikarz „Pulsu Biznesu” Jacek Zalewski. – Wczorajsze słowa Sikorskiego na wieczornej konferencji prasowej był dla mnie absolutnie zdumiewające - przyznaje w rozmowie z TV Republika. Zalewski był w Moskwie w czasie wizyty polskich władz w 2008 roku. To była pierwsza wizyta polskiej delegacji po 6 latach. Takie spotkania składają się zwykle z dwóch części. Pierwsza ma formułę 1 na 1, czyli spotkania w cztery oczy między najwyższymi rangą z obu stron. To rozmowa kurtuazyjna i Putin właśnie w tej formule spotkał się sam na sam z Tuskiem. Trwało to kilka minut – relacjonuje. Jak dodaje, druga część była już oficjalna. – Delegacja zasiadła przy stole ze stroną rosyjską. Był tam m.in. ambasador Jerzy Bahr i właśnie minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Nie mieści mi się w głowie to, dlaczego mówi, że spotkania nie było, tym bardziej, że wczoraj różne kanały telewizyjne pokazywały dokumenty z tej misji – dziwi się dziennika „PB” (Marcin Pieńkowski „Sikorski kłamał? "Na Kremlu Tusk spotkał się z Putinem w cztery oczy"” „Rzeczpospolita” 22.10.2014).

Czyli najprawdopodobniej w lutym 2008 roku doszło do spotkania Tuska z Putinem w cztery oczy podczas którego Putin zasugerował odzyskanie przez Polskę Lwowa.

W tym momencie dochodzimy do, jak to napisał publicysta polityczny dziennika „Rzeczpospolita” Jerzy Haszczyński w komentarzu „Samobójczy zamach na polską dyplomację” (22.10.2014), zadziwiającego rozliczenia przez Sikorskiego z polityką zagraniczną, którą przez siedem lat prowadził w rządzie Donalda Tuska. Przeprowadził zamach samobójczy na muzeum czasów swojego długiego urzędowania w polskim MSZ. I jak to z zamachami samobójczymi bywa, uderzył nie tylko w siebie. Ujawnił bowiem, że od dawna wiedział, jak agresywnym państwem jest Rosja. Mimo to przez niemal cały okres bycia ministrem, aż do końca ubiegłego roku (19 grudnia podpisał wspólną deklarację z szefem rosyjskiego MSZ), prowadził wraz z premierem Tuskiem politykę, w której Rosja występowała jako państwo cywilizowane, obliczalne, jako normalny partner. Obaj wspierali nawet myśl przyjęcia Rosji do NATO.

I tu dochodzimy do najważniejszego wynurzenia red. Haszczyńskiego, na które powinien zwrócić uwagę każdy zdrowo myślący Polak i osoba, której na sercu leży dobro Polski. Red. Haszczyński pisze: Można się domyślać, że takie przyjacielskie traktowanie Rosji miało odróżniać Sikorskiego i Tuska od znienawidzonych poprzedników politycznych (czytaj: polityków Prawa i Sprawiedliwości), którym politycy Platformy Obywatelskiej zarzucali rusofobię obniżającą rangę Polski w Unii Europejskiej. I zauważa: Nie ma oczywiście nic dziwnego w tym, że politycy jedno myślą, a drugie robią. Poza tym znacznie więcej wiedzą, niż mogą lub chcą powiedzieć. Jednak Sikorski – a może i Tusk – wiedzieli coś bardzo ważnego o Rosji, ale nie tylko o tym nie krzyczeli, lecz zachowywali się, jakby było inaczej. I te działania dałoby się usprawiedliwić, gdyby przyniosły dobre skutki. Gdyby reset w stosunkach z Kremlem okazał się świetną pokerową zagrywką. Zdarzają się przecież miłe niespodzianki, a nawet cuda, w polityce zagranicznej. Okazał się jednak porażką. Rosja jest taka, jaką ją – jeśli wierzyć temu, co pojawiło się na Politico – po cichu przez lata widział Sikorski. Wywołała wojnę u naszych granic. I nie okazując wdzięczności za kredyt zaufania, odesłała Polskę do drugiej ligi europejskiej dyplomacji.

Rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Adam Hofman powiedział, że każdy dzień milczenia obciąża Tuska w sprawie tego co powiedział Sikorski. A fakt że Donald Tusk nie przyszedł do Sejmu na dzisiejsze głosowania świadczy o tym, że nie chce powiedzieć jak było naprawdę. Zdaniem rzecznika PiS, im Donald Tusk dłużej milczy, tym bardziej wszyscy zaczynają podejrzewać, że Radosław Sikorski w wywiadzie dla politico.com powiedział prawdę, a we wtorek wieczorem po prostu go „zmuszono żeby sobie pamięć zablokował”. Donald Tusk milcząc potwierdza tylko, że dostał propozycję rozbioru Ukrainy i niestety co najgorsze nie podjął żadnych ruchów, nie zaprzeczył temu, nie poinformował sojuszników, to go poważnie obciąża - powiedział rzecznik PiS (Dziennik.pl. 23.10.2014).

W podsumowaniu: prawda jest więc taka, że Tusk i Sikorski – psychopaci z nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości, a szczególnie Jarosława Kaczyńskiego, kombinowali z Szatanem i znali jego niecne cele, ale o tym milczeli, czym zaszkodzili Polsce i polskiej racji stanu.

A na zakończenie: jakże pocieszającym jest to, chociaż to nie ma już realnego znaczenia, że prezydent Rosji, która w 1945 roku oderwała arcypolski Lwów od Polski, Władimir Putin powiedział, że Lwów jest polskim miastem.

Po artykule w „Rzeczypospolitej” (20.10.2014) „Sikorski: Putin chciał wciągnąć Polskę w rozbiór Ukrainy. Oferował nam Lwów” wielu Polaków przyjęło z zadowoleniem wypowiedź Putina o Lwowie. Np. „Dawid” napisał: „Putin ma rację mówiąc że Ukraina to sztuczny twór bo sowieci ją stworzyli i że Lwów to najbardziej polskie z polskich miast”. A kiedy jakiś „Paweł Kowal” czy jakiś nacjonalista ukraiński napisał, że Lwów założyli Rusini (czyli Ukraińcy), ja odpowiedziałem na ten wpis: „Nie ma żadnych wiarygodnych dowodów - historycznych źródeł na to, że Lwów założyli Rusini, jak to się zwykle w historiografii ukraińskiej i polskiej przyjmuje. Tę bajkę wymyślił polski dziejopis Lwowa Bartłomiej Zimorowic (zm. 1677). Powtarzam, to jest polska bajka, którą Ukraińcy skwapliwie przyjmują bo to im na rękę. Marian Kałuski, Australia”.

Lwów w dziejach polskiej korporacji adwokackiej

Korporacja adwokacka pojawiła się po raz pierwszy na ziemiach polskich w Galicji dokładnie w 1862 roku, w oparciu o prawodawstwo zaborcze (austriackie). Później powstały polskie korporacje adwokackie w zaborze pruskim i rosyjskim. Samorząd adwokacki oparty został o izby adwokackie, na czele których stali prezydenci izb. Izby podlegały nadzorowi ze strony władz sądowych, zaś o wpisie na listę adwokacką decydował minister sprawiedliwości. Na terenie Galicji pierwsze izby adwokackie: lwowska i krakowska powstały w 1862 roku. Pierwszym prezydentem Izby Lwowskiej został Franciszek Smolka, późniejszy prezydent parlamentu austriackiego, a Izby Krakowskiej adwokat Mikołaj Kański. Po uzyskaniu przez Galicję autonomii z własnym Sejmem, została uchwalona nowa ustawa o adwokaturze, która weszła w życie 1 stycznia 1869 roku. Ustawa ta dawała adwokaturze pełny samorząd i uniezależniała ją od sądów. Podstawą samorządu były nadal izby adwokackie, których organami były rady adwokackie z prezydentami i zastępcami prezydentów na czele. Ustawa tworząc samorządną adwokaturę otworzyła jednocześnie polskiej palestrze drogę do tworzenia korporacji zawodowej, w ramach której ta mogła zaznaczyć swą odrębność. Do I wojny światowej (1914) odbyło się 5 zjazdów polskich adwokatów i ekonomistów trzech zaborów: 1887 - Kraków, 1889 - Lwów, 1893 - Poznań, 1906 – Kraków i 1912 - Lwów. Adwokatura galicyjska podejmowała różnorakie inicjatywy, m.in. adwokatura lwowska powołała w 1911 roku Związek Adwokatów Polskich, który skupiał adwokatów z trzech zaborów; kontynuował on następnie swoją działalność również po 1918 roku. Zorganizowała też w czerwcu 1914 roku, tuż przed wybuchem I wojny światowej – Pierwszy Ogólny Zjazd Adwokatów Polskich we Lwowie. Zjazdowi przewodniczyli: Franciszek Nowodworski (Kongresówka), Władysław Mieczkowski (z. pruski) i Mikołaj Koj (Galicja). Adwokaci polscy we Lwowie wydawali od 1910 roku czasopismo „Palestra”, a w okresie międzywojennym (do 1939) we Lwowie i Warszawie ukazywało się „Czasopismo Adwokatów Polskich”.

Arcybiskup Andrej Szeptycki wrogiem polskich unitów

Nacjonaliści ukraińscy wraz ze swoją Cerkwią greckokatolicką starają się w Watykanie o wyniesienie na ołtarze Andreja Szeptyckiego, który w latach 1901-44 był greckokatolickim arcybiskupem Lwowa. Chociaż jego rodzice byli Polakami, za urząd ten wyparł się nie tylko polskości, ale stał się także zagorzałym wrogiem Polski i Polaków i na życzenie Austrii głównym twórcą nacjonalizmu ukraińskiego, człowiekiem, który oferował Hitlerowi wspólną walkę o nową, hitlerowską Europę.

Napisałem już o nim artykuł w KWORUM, który potem uzupełniłem dodatkowymi faktami z jego antypolskiej działalności, sprzecznej całkowicie z Boskim przykazaniem miłości bliźniego! Ostatnio znalazłem nowy dowód na to, że abp Szeptycki nadaje się tak na świętego jak ja na primabalerinę w Teatrze Wielkim w Warszawie. Otóż ostatnio znalazłem nowy dowód na antypolską działalność i niezrozumiałą z punktu widzenia chrześcijańskiego, a tym bardziej jeśli odnosi się to do duchownego unickiego, postawę abpa Andreja Szeptyckiego. W pracy Jędrzeja Giertycha „Tysiąc lat historii polskiego narodu” (t.1, Londyn 1986, str. 297-298) czytamy: „Metropolita Szeptycki przerobił Cerkiew grecko-katolicką na twierdzę nacjonalizmu ukraińskiego i wrogości wobec Polski i polskości. Zajmował on postawę ukraińską także i po upadku Austrii, a więc w niepodległej Polsce. Jest znamienne, że jako wybitny członek episkopatu unickiego nie zrobił nic a nic, by przyjść z pomocą prześladowanym unitom w zaborze rosyjskim. Prześladowania te skończyły się dopiero w roku 1905, gdy on był metropolitą unickim już od 4 lat, a biskupem unickim od lat 6. A tymczasem unici w zaborze rosyjskim w tym czasie zdobyli się choćby na tyle, że zebrali 56 tysięcy podpisów pod petycją do Ojca świętego z prośbą o opiekę w obliczu prześladowań i delegacja 52 chłopów-unitów, pochodzących z dziesięciu powiatów Chełmszczyzny i Podlasia (niektórzy z nich z bliznami od rosyjskich bić) zawiozła tę petycję do Rzymu i wręczyła ją papieżowi Piusowi X na uroczystej audiencji 3 maja 1904 roku. To nie metropolita Szeptycki i nie Cerkiew unicka w zaborze austriackim była w tej akcji i w tej podróży pomocna, lecz tylko Polacy, katolicy obrządku łacińskiego”.

Kapituła z Łucka na Wołyniu w Toruniu

Katolicka diecezja łucka na Wołyniu została założona ok. 1404 roku i do XVI w. była podporządkowana metropolii lwowskiej, następnie do 1798 roku metropolii gnieźnieńskiej, w latach 1798 – 1925 metropolii mohylewskiej i od 1925 roku ponownie lwowskiej. Kapituła diecezji łuckiej powstała w XV wieku, a jej prepozytami było wielu kapłanów, którzy zapisali się jako wybitni duszpasterze i patrioci w dziejach Kościoła i Polski. Chociaż w 1945 roku biskup łucki Adolf Piotr Szelążek (1865-1950) musiał opuścić Łuck przyłączony do Związku Sowieckiego i wyjechać do Polski (gdzie przebywał i zmarł w Zamku Bierzgłowskim koło Torunia), kapituła łucka nigdy nie przestała istnieć. Wszyscy jej członkowie, w liczbie 17, wraz ze swym biskupem wyjechali do Polski; tylko członek kapituły Adolf Kukuruziński przybył do Polski z ZSRR dopiero w 1957 roku. Część z nich osiadła w Toruniu i w pobliskim Zamku Bierzgłowskim. Byli to prałaci i kanonicy: Florentyn Czyżewski, Gustaw Jełowiecki, Jan Szafrański, Leopold Szuman i Antoni Wojniłowicz. W Zamku Bierzgłowskim mieszkali i zmarli również niektórzy członkowie drugiej kapituły diecezji łuckiej – Kapituły Ołyckiej: Franciszek Milewski i Konrad Moszkowski. Przez wiele lat kanonicy łuccy posługiwali duszpastersko w toruńskim kościele św. Jakuba, w którym w 1950 roku został pochowany biskup Adolf Szelążek. Ostatni przedwojenny prepozyt łucki ks. inf. Teofil Skalski osiadł w archidiecezji krakowskiej i był proboszczem w Mszanie Dolnej, gdzie zmarł w 1958 roku. Kiedy w 1998 odbywał swój ingres w ukraińskim dziś Łucku bp Marcjan Trofimiak – pierwszy po wojnie biskup tej diecezji i następca biskupa Szelążka – w Polsce żyli jeszcze przedwojenni członkowie tamtejszej kapituły. Ciągłość jej istnienia została więc zachowana, chociaż nie miała ona swego prepozyta, czyli przełożonego. Ks. inf. Wacław Hipsz, który 6 marca 1963 roku zastąpił ks. T. Skalskiego, zmarł bowiem w Ostródzie dopiero 4 marca 1992 roku.

Rola Polaków w historii Kijowa

Polacy na prawobrzeżnej Ukrainie i Kijowie, przechowujący dziedzictwo historyczno-kulturowe Rzeczypospolitej, to ludzie obecni w tym mieście od stuleci. Dlatego, jak słusznie zaznaczył ambasador polski w Kijowie Marek Ziółkowski na polsko-ukraińskiej konferencji naukowej „Polacy w Kijowie”, odbytej w stolicy Ukrainy 28-30 września 2001 roku, „Polacy w Kijowie i na Ukrainie są nieodłączną częścią jej historii”. Polacy od wieków mieszkający na Ukrainie przyczyniali się walnie do rozbudowy dobrobytu gospodarczego i rozwoju kulturalnego tego kraju, jak również samego Kijowa. Tymczasem, wbrew tej prawdzie historycznej, dla bardzo wielu historyków ukraińskich i rosyjskich, a przez to samo dla Ukraińców i Rosjan, nie ma czegoś takiego jak polska historia Kijowa. Dla nich udział Polaków w historii Kijowa był nawet mniej niż marginalny, ograniczony zaledwie do podania - i to w lakoniczny sposób - zaledwie 3-4 wydarzeń historycznych. Np. poszerzona ukraińska historia Kijowa w Wikipedii w historii tego miasta odnotowuje tylko trzy wydarzenia związane z Polakami: wyprawę Polską na Kijów w 1069 roku na rzecz Izasława, przyłączenie do Polski Kijowa w 1569 roku i zdobycie Kijowa przez wojska polskie w maju 1920 roku. Historię Kijowa w latach 1385-1569 przedstawia się tak, jakby nie było unii polsko-litewskiej, a tylko niezależne od Polski państwo litewskie, do którego Kijów wówczas należał i wszystko, co wówczas związane było z Kijowem, wbrew prawdzie historycznej, według nich nie miało nic wspólnego z Polską. Tymczasem katolicką diecezję kijowską założył Władysław Jagiełło w 1405 roku jako król Polski, z kolei założone przez króla polskiego Kazimierza Jagiellończyka w 1471 roku województwo kijowskie wywodzi się nie z litewskiej a historycznie polskiej jednostki podziału administracyjnego kraju, a rozszerzone w 1514 roku miejskie prawo magdeburskie nadał miastu król Zygmunt I. Niestety, takie istotne w historii Kijowa wydarzenia jak na przykład zdobycie Kijowa przez Bolesława Chrobrego w 1018 roku, założenie katolickiej (polskiej) diecezji kijowskiej ok. 1405 roku czy polskie korzenie Uniwersytetu Kijowskiego są zupełnie ignorowane przez historyków ukraińskich i rosyjskich. Co więcej, np. działalność patriotyczna polskich studentów Uniwersytetu Kijowskiego przed 1863 rokiem jest przedstawiana jako ukraińska działalność patriotyczna, a z zasłużonych Polaków działających w Kijowie robi się także Ukraińców, jak np. z architekta Władysława Horodeckiego czy malarza Wilhelma Kotarbińskiego, celowo rozmywając tym samym ich polskie pochodzenie. Natomiast polskie pamiątki narodowe w muzeach, bibliotekach i archiwach Kijowa bardzo często włącza się bezceremonialnie do przedmiotów ukraińskiego czy nawet rosyjskiego dziedzictwa narodowego. Np. z wielkiego malarza i patrioty polskiego (!) Henryka Siemiradzkiego (1843-1902), autora m.in. wspaniałej kurtyny w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, robi się... Rosjanina, w najlepszym wypadku malarza rosyjsko-polskiego (np. we Lwowskiej Galerii Obrazów jego obrazy prezentowane są w dziale malarstwa rosyjskiego)!

W najważniejszym okresie w historii Kijowa – w latach 1654-1917 miasto nie tylko należało do Rosji, ale było miastem rosyjskim w całym tego słowa znaczeniu, gdyż oprócz tego, że Rosjanie stanowili większość mieszkańców Kijowa (55% w 1917 r.), to także prawie wszystko co było wówczas w Kijowie było rosyjskie.

Polacy nawet w całej historii Kijowa nie odegrali tak dużej roli jaką odegrali Rosjanie, jednak w przeciwieństwie do Rosjan i Ukraińców mają o połowę dłuższy kontakt z tym miastem (od 992 roku) od tego jaki mają Ukraińcy i Rosjanie, gdyż co najmniej do XV-XVI wieku mieszkańcy Kijowa nie byli ani Ukraińcami, ani Rosjanami, a tylko Rusinami (tej samej mowy mieszkańcami Rusi Kijowskiej, której obszar należy dziś do Ukrainy, Białorusi i Rosji), z których od tego czasu wyłaniały się narody ukraiński, rosyjski i białoruski. Można także śmiało postawić tezę, że Polacy w dziejach tego miasta do 1917 roku odegrali większą rolę od Ukraińców, że większe były powiązania Polaków z tym miastem niż powstałego dopiero w XVII wieku narodu ukraińskiego, którego przedstawiciele aż do czasów bolszewickich stanowili nie tylko mały odsetek ludności Kijowa (w 1919 r. zaledwie 23.6% ludności miasta), ale także grupę mieszkańców, która odgrywała bardzo małą rolę w życiu miasta tak za polskich jak i rosyjskich czasów. Prawdopodobnie jest to przykry fakt dla Ukraińców, ale taka jest prawda.

Ukraińscy i rosyjscy historycy jeśli chcą uchodzić za wiarygodnych naukowców, to nie mogą wykreślić z historii Kijowa takich jego powiązań z Polską i Polakami jak np. zajęcie miasta przez wojska polskie w 1018, 1069, 1076, 1651 i 1920 roku ; faktu przynależenia Kijowa do Polski w całym tego słowa znaczeniu, a nie tylko ponoć w nic nie znaczącej teorii w latach 1385-1654, uczynienie z Kijowa prawdziwego – w europejskim znaczeniu - miasta w latach 1492-1514; że król Stefan Batory nadał miastu prawa miasta królewskiego; faktu, że w XVI-XVII język polski był w Kijowie „lingua franca”, że był nauczany nawet w szkołach rusko-prawosławnych; założenia przez Polaków w 1405 roku katolickiej diecezji kijowskiej; że w rosyjskim Kijowie mieszkało przez długi okres czasu więcej Polaków niż Ukraińców; że przeniesione przez carat w 1798 roku z Dubna na polskim Wołyniu do Kijowa słynne kontrakty kijowskie były de facto zjazdami głównie polskiej szlachty; że w latach 1832-63 sprawa polska była tematem politycznym numer jeden w carskich Kijowie; że w latach 1860-63 prezydentem Kijowa był Polak – Józef Zawadzki – twórca giełdy kijowskiej, jak i to, że na początku XIX w. wielu bardzo wysokich urzędników kijowskich było Polakami; ignorować faktu, że Polacy byli pionierami nowoczesnej oświaty w Kijowie (M.F. Hamm) i że Uniwersytet Kijowski mógł powstać jedynie po likwidacji przez carat polskiego Uniwersytetu Wileńskiego i słynnego polskiego Liceum Krzemienieckiego i przekazaniu ich zbiorów bibliotecznych i naukowych kijowskiej uczelni; że do 1863 roku uczelnia ta miała charakter głównie polski; że zawsze ok. 20% studentów Uniwersytetu Kijowskiego i Politechniki stanowili Polacy; istnienia w Kijowie polskich wyższych uczelni; że polska księgarnia Leona Idzikowskiego odegrała bardzo znaczącą rolę w życiu kulturalnym nie tylko polskiego Kijowa; że Polacy zapoczątkowali i że był duży ich udział w życiu teatralnym Kijowa; że pierwszą lożę masońską w Kijowie założyli Polacy; że w Kijowie prędzej drukowano czasopisma polskie niż ukraińskie; że Kijów ozdabiali polscy architekci i malarze; że Polak był dyrektorem wodociągów w Kijowie, wicedyrektorem Kijowskiego Towarzystwa Rolniczego i założycielem pierwszego pogotowia ratunkowego w Kijowie. Itd., itd.

Jest jeden kijowianin, który w szczególny sposób powinien łączyć Polaków i Ukraińców. Ale nie łączy! To znany ukraiński kompozytor – Narodowy Artysta Ukrainy o polskim nazwisku, ale nie imieniu, Borys Latoszynski (1895-1968), absolwent, a następnie lektor i od 1935 profesor konserwatorium w Kijowie, autor m.in. opery Złota obręcz (według powieści historycznej Zachar Berkut Iwana Franka), Kwintetu ukraińskiego (1945), opracowań ukraińskich pieśni ludowych i muzyki do filmu „Taras Szewczenko” (1951). Można by rzec: z krwi i kości kompozytor ukraiński. Jednak przez nielicznych wtajemniczonych i odważnych (!) jest nazywany „kompozytorem ukraińskim z duszą polską”. Bo Latoszynski, chociaż był nikim innym jak Ukraińcem i patriotą ukraińskim, nie zapominał o swoich polskich korzeniach i nie unikał wpływu polskich tradycji na swą twórczość kompozytorską. Jego dziadek, Leon, był Polakiem, a on sam już w wieku zaledwie czternastu lat komponował polskie mazurki. Później, w swej dojrzałej twórczości, skomponował 2 mazurski na tematy polskie (1953), poematy symfoniczne: Grażyna (1955, według Adama Mickiewicza), Na brzegach Wisły (1958) oraz Suitę polską (1961). Ukraińcy nie lubią podkreślać jego polskich korzeni, a Polacy nie chcąc ich tą informacją drażnić, np. w internetowej polskiej Wikipedii i stronie internetowej Fundacji Pro Musica Viva, nie tylko że nie wspominają polskich korzeni Latoszynskiego, ale także całkowicie przemilczają jego polskie utwory, które są ważne w jego kompozytorskiej twórczości! Tak więc Polacy i Ukraińcy zamiast wykorzystywać osobę Borysa Latoszynskiego do budowania przyjaźni polsko-ukraińskiej, przez tak niepoważne zachowanie zaprzepaszczają na dobre tak wielką okazję do tego.

Niedawno niemiecki instytut historyczny Geschichtswerkstatt Europa/Institut für angewandte Geschichte we Frankfurskie nad Odrą (dr. Olena Betlii, dr. Katerina Dysa, Anna Łazar) zajął się projektem „Pamięć o przedsowieckim Kijowie i jego polskiej społeczności”. Dlaczego takim projektem nie chce zająć się żadna ukraińska placówka naukowa? W nauce nie powinno być niechcianych czy delikatnych tematów. Tym bardziej jeśli te tematy nie są kontrowersyjne.

Przecież Ukraińcy są dzisiaj dojrzałym, wszechstronnie rozwiniętym narodem, uznanym członkiem międzynarodowej społeczności, a Kijów nie tylko jest stolicą Ukrainy ale po prostu ukraińskim miastem, z bogatą dzisiaj jego ukraińską historią. Kijowa nikt dzisiaj Ukrainie nie odbierze, tym bardziej Polska, która w swej historii współczesnej, to jest od odrodzenia się państwa polskiego w 1918 roku, nigdy nie miała pretensji rewindykacyjnych wobec Kijowa. Dlatego Ukraińcy nie mają podstaw i prawa w imię rzetelności i prawdy historycznej do minimalizowania czy raczej w ogóle przekreślania udziału Polaków w historii Ukrainy, a tym samym i polskiej historii Kijowa. Przeciwnie, podkreślanie wielokulturowości Kijowa powinno leżeć w ich własnym – narodowym interesie. Podkreślanie wielokulturowości Kijowa to przeciwstawianie się rosyjskiej propagandzie, że Kijów w swych dziejach to miasto z krwi i kości rosyjskie, że to „matka miast rosyjskich”, że Rosjanie mają prawo do jego posiadania. Historia Polaków w Kijowie i wspólna ukraińsko-polska historia tego miasta, była zazwyczaj harmonijna i ten fakt nie powinien dzielić oba narody, a raczej zachęcać je do budowania czy pogłębiania przyjaźni polsko-ukraińskiej.

Znani Polacy urodzeni lub związani z Łunieńcem na Polesiu

Łunieniec, który od 1945 roku należy do Białorusi (obwód brzeski), w okresie międzywojennym należał do Polski – był miastem powiatowym w województwie poleskim. Była tu parafia katolicka pw. św. Józefa należąca do diecezji pińskiej, 7 szkół podstawowych, Państwowe Gimnazjum Koedukacyjne, Średnia Szkoła Techniczna. Stacjonowała tu Brygada Korpusu Ochrony Pogranicza „Polesie”. Nawet na tej poleskiej głuszy urodziło się szereg znanych Polaków, a poza nimi związani z miastem byli inni Polacy, których upamiętniają różne polskie słowniki biograficzne.

I tak w Łunieńcu urodzili się m.in.: Eugeniusz Aniszczenko (1913-2002 Wrocław), aktor, reżyser teatralny; Włodzimierz Antyporowicz (1917-2006), doktor nauk medycznych (U. Lwowski), społecznik, 1960-84 twórca i ordynator Oddziału Laryngologicznego w Centralnym Szpitalu Kolejowym w Warszawie-Międzylesiu, 1952-83 skarbnik w Zarządzie Głównym Polskiego Towarzystwa Otolaryngologicznego w Warszawie; Stanisław Pohl (ur. 1931), duchowny katolicki w archidiecezji gnieźnieńskiej, prałat, długoletni (do 2005) proboszcz parafii pw. św. Ap. Piotra i Pawła w Kruszwicy, dziekan kruszwicki; Leszek Polessa (1935-1997), aktor i dyrektor naczelny Teatru Ziemi Pomorskiej w Grudziądzu; Wiesław Prastowski (ur. 1936), dr nauk medycznych, specjalista chorób wewnętrznych i angiologii (Akademia Medyczna we Wrocławiu), poeta, autor 7 tomików poetyckich, członek Związku Literatów Polskich, współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Angiologicznego, wiceprezes Stowarzyszenia Lekarzy Dolnośląskich i Wychowanków Medycyny Wrocławskiej; Mikołaj Sukniewicz (1898-1979 Bielawa), major piechoty Wojska Polskiego i Armii Krajowej – komendant powiatu Hrubieszów, 1941-44 zastępca dowódcy 7 Pułku Piechoty Legionów AK „Garłuch”, uczestnik Powstania Warszawskiego 1944; Włodzimierz Szklarski (ur. 1933), duchowny katolicki – bernardyn, m.in. gwardian w klasztorze w Piotrkowie Trybunalskim.

Do grona znanych Polaków, którzy działali w polskim Łunińcu należeli m.in. : Mieczysław Bohatkiewicz (1904-1942), duchowny katolicki, męczennik, błogosławiony katolicki, beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 roku, w latach 1936-1939 prefekt gimnazjum w Łunińcu; Franciszek Marian Drucki-Lubecki (1878-1944 Warszawa), ziemianin i działacz społeczny związany z Polesiem, m.in. członek sejmiku i wydziału powiatowego w Łunińcu, senator RP 1928-35; Zygmunt Stefan Jagodziński (1891-1968), społecznik, polityk, działacz państwowy II RP (m.in. wojewoda stanisławowski 1930.36), starosta powiatu łuninieckiego 1926-30; Aleksy Korenistow - Jerzy (1900-1979 Łódź), duchowny prawosławny, od 1951 roku pierwszy biskup diecezji łódzko-poznańskiej, 1935-38 proboszcz i dziekan w Łunińcu; Czesław Zbierański (1885-1982 Nowy Jork), major Wojska Polskiego, inżynier, pionier lotnictwa i konstruktor lotniczy, od 1930 roku przez kilka lat starosta powiatu łuninieckiego; Zygmunt Ziółkowski (1889-1963), samorządowiec, burmistrz Łunińca 1932–37), następnie Kobrynia 1937–39.

Żyrowice na Nowogródczyźnie

Żyrowice, to po 1945 roku miejscowość na Białorusi, w obwodzie grodzieńskim. Przed wojną było to miasteczko w powiecie słonimskim, w województwie nowogródzkim. Miasteczkiem uczynił Żyrowice król Zygmunt III, który nadał im prawo miejskie i ustanowił jarmarki. Słynęło z cudownego obrazu Matki Bożej, szczególnie od kiedy w 1613 roku tutejszą cerkiew prawosławną wraz z obrazem przejęli uniccy bazylianie po unii brzeskiej. Wznieśli tu oni nową okazałą cerkiew – Sobór Zaśnięcia w stylu barokowym i obok duży klasztor; obie budowle ufundował kasztelan smoleński Jan Mieleszko. Pierwszym przełożonym zakonników został późniejszy święty męczennik Jozafat Kuncewicz, zaliczany do grona polskich świętych. W 1655 roku kozacy ukraińscy najechali Żyrowice i zniszczyli sobór i monastyr. Po tym tragicznym wydarzeniu żyrowiecka ikona Matki Bożej zaczęła być jeszcze bardziej czczona i tym razem również przez katolików, gdyż polski Kościół katolicki i Cerkiew unicka żyły w wyjątkowej zgodzie, a Cerkiew szybko się polonizowała. Żyrowice, niemniej sławne niż Jasna Góra, nazywano Częstochową unitów albo „litewską” (nie w dzisiejszym znaczeniu tego słowa) Częstochową. W leksykonie pt. „Miejsca święte Rzeczpospolitej” czytamy: „Do czasów rozbiorów Żyrowice były najważniejszym miejscem kultu katolików i grekokatolików w Wielkim Księstwie Litewskim”. Pielgrzymowali więc do żyrowickiej ikony Matki Bożej także i królowie polscy: Władysław IV (1644), Jan Kazimierz (przed wielką i zwycięską bitwą z Kozakami pod Beresteczkiem na Wołyniu w 1651), Michał Korybut Wiśniowiecki, Jan III Sobieski z królewiczem Jakubem (27.4.1688), którzy ofiarowali tu jako wotum dziękczynne szablę z bitwy pod Wiedniem, August II Mocny i Stanisław August Poniatowski (1784). Stara żyrowicka kantyczka ludowa opiewała jeszcze przed wojną dostojnych pielgrzymów, którzy obrazowi hołdy i bogate dary składali: „Połubińscy i Ogińscy/ I zacni Sapiechowie/ I Koreccy i Czarnieccy,/ Bitni Chodkiewicze/ Tu przyznali, że doznali/ Żyrowickiej pomocy./ Chociaż mali, rozpłaszali/ Nieprzyjacielskie moce./ A Sobieski, król nasz Lachski/ Wotum swoje oddaje -/ Że to nowa Częstochowa/ Obrazowi przyznaje”. Na podstawie brewe papieża Benedykta XIII, obraz został ukoronowany koronami papieskimi w dniu 19 września 1730 roku przez biskupa lwowskiego Atanazego Szeptyckiego przy udziale 38 000 wiernych. Była to, po Częstochowie, Trokach, Kodniu, Sokalu, i Podkamieniu, szósta koronacja cudownego wizerunku Matki Bożej w Rzeczypospolitej. W XVIII w. bazylianie założyli tu dobrą szkołę polską. W latach 1810-1839 była tu siedziba biskupstwa unickiego. Przebudowano wówczas sobór w stylu klasycystycznym (1828). W 1839 roku car Mikołaj I zlikwidował Cerkiew unicką, a jej wiernych zmuszono do przejścia na prawosławie. Do monasteru żywowickiego wprowadzili się rosyjscy prawosławni mnisi. Obiekt ten był do 1845 roku także siedzibą prawosławnego biskupa, zanim nie przeniesiono diecezji do Wilna. Protojerejem klasztoru był tu wówczas Placyd Jankowski (1810-1872), polski duchowny unicki, a następnie prawosławny, znany swego czasu pisarz polski oraz jeden z pierwszych tłumaczy dzieł Williama Shakespear’a na język polski. Pochowany jest w żyrowickiej cerkiew św. Jerzego. Sobór przebudowano, upodabniając go do rosyjskiej cerkwi. Prawosławni mnisi nie dopuszczali katolików do ikony Żyrowickiej Matki Bożej. Jednocześnie z pomocą carskich urzędników prowadzili bardzo intensywną rusyfikację miejscowej ludności polskiej.

W 1919 roku Żyriowice znalazły się w odrodzonym państwie polskim. W Żyrowicach i okolicy mieszkało sporo Polaków i dlatego ok. 1927 roku została tu założona parafia katolicka, która należała do dekanatu słonimskiego, w archidiecezji wileńskiej; miała 658 parafian. W latach 1931-34 był tu proboszczem ks. Leonard Pukianiec, później profesor Seminarium Duchownego w Wilnie, a w latach 1934-39 ks. Jan. Ślemp. W 1921 roku większa część majątku klasztornego oraz jego budynków mieszkalnych i gospodarczych została przejęta przez państwo polskie na cele szkolnictwa zawodowego: w 1924 roku została założona tu znana w międzywojennej Polsce polska Państwowa Średnia Szkoła Rolniczo-Leśna, w której każdego roku do 1939 roku pobierało naukę 300 uczniów.

Otoczona również kultem kopia Żyrowickiej Ikony Matki Bożej znajduje się w granicach obecnej Polski - w kościele św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Białowieży.

Litwinizowanie dziejów Wilna

Wilno, od 1945 roku stolica Litwy z woli Stalina, nigdy nie było miastem litewskim w całym tego słowa znaczeniu. Od chwili założenia miasta przez wielkiego księcia Gedymina na pocz. XIV w. było to miasto wielokulturowe, w którym rodowici Litwini zawsze stanowili minimalny procent jego mieszkańców i odgrywali zawsze minimalną rolę w jego dziejach. Po unii polsko-litewskiej w 1385 roku miasto podlegało ciągłej polonizacji, a od XVII wieku Polacy zdecydowanie dominowali pod każdym względem w życiu miasta. Wilno było polskim miastem. Czwartym, po Warszawie, Krakowie i Lwowie, najważniejszym miastem w historii Polski i narodu polskiego. W Wilnie do 1945 roku litewskich zabytków architektonicznych prawie niczego nie było. A było to i jest piękne barokowe i klasycystyczne miasto, budowane przez obcych architektów w służbie polskiej albo przez Polaków. Tymczasem dzisiaj Litwini na potęgę litwinizują nie tylko Wilno, ale i jego polskie dzieje, Polaków, którzy mieszkali czy działali w Wilnie, no i oczywiście architekturę miasta – jej historię. Najlepszym na to przykładem jest m.in. artykuł Paola Totaro pt. „Going for baroque in Vilnius”, który ukazał się w sekcji turystycznej australijskiego dziennika „The Weekend Australian” (26-27.7.2014). Autorka pisząc o Wilnie i okolicy zachwyca się przede wszystkim pięknym barokiem wileńskim i nie dziwi się, że wileńska Starówka została w 1994 roku na listę dziedzictwa UNESCO. Autorka była gościem litewskiego państwowego Departamentu Turystyki, skąd uzyskała wszelkie potrzebne mu dodatkowe informacje od jego przewodnika turystycznego po Wilnie, Litwina o imieniu Edvinas. Informacje, które litwinizują historię Wilna i całkowicie wykreślają z niej udział Polaków.

I tak np. z historii Wilna dowiadujemy się, że pierwsza pewna wzmianka o mieście pochodzi dopiero z 1323 z listu wielkiego księcia Giedymina do papieża Jana XXII. I ogólnie przyjmuje się, że Wilno jako miasto i stolicę Litwy założył właśnie Giedymin. Tymczasem współczesna nacjonalistyczna propaganda litewska tak bezwstydnie zakłamują historię Wilna, że Totaro pisząc o katedrze wileńskiej powtarza brednię do kwadratu, że katedra ta stoi w miejscu katedry wzniesionej przez litewskiego króla Mendoga, który przyjął katolicyzm w roku 1251 (ale tylko na jeden sezon). Kłamstwo to jest wyjątkowo obrzydliwe i obliczone na niewiedzę czytelników, gdyż stolicą Mendoga był Nowogródek, a poza tym z czasów pomiędzy panowaniem Mendoga a panowaniem Giedymina, nie ma żadnych wzmianek kronikarskich o Wilnie.

Oczywiście w artykule nie ma żadnej wzmianki o tym, że prawdziwy chrzest Litwy miał miejsce dopiero w 1387 roku, po zawarciu unii z Polską i że odbywał się on za pośrednictwem Polski i Kościoła polskiego. W całym artykule nie ma nic o tym, że Wilno było polskie i nic o Polakach, chociaż są wspomniani Żydzi i Karaici oraz okupant sowiecki. Autorka pisząc o pałacu w Zatroczu (lit. Uzutrakis) koło podwileńskich Trok wspomina tylko tyle, że zbudował go w latach 1897-1902 „litewski książę”. Tymczasem pałac ten zbudowali Polacy – hrabia Józef Tyszkiewicz i jego żona, księżna Jadwiga Swiętopułk-Czetwertyńska i należał on do tej rodziny do 1940 roku, kiedy przejęły go władze sowieckie. Plany pałacu wykonał znany architekt warszawski Józef Huss.

Niestety, takie informacje na Litwie są w sposób bezwzględny zatajane przy pełnej bierności strony polskiej w tych sprawach, czym pomagamy Litwinom w oczyszczaniu z polskości historii Wilna i Litwy.

Bezczelność nacjonalistów litewskich, czyli na śmietnik z Jerzym Giedroycem

W latach 1944-1991 Litwa była częścią Związku Sowieckiego. W 1991 upadł Związek Sowiecki i Litwa stała się niepodległym państwem. Od czasu ogłoszenia niepodległości Litwy oficjalne, czyli międzypaństwowe stosunki z Polską mają charakter przyjazny. Polska uznała niepodległość Litwy 26 sierpnia 1991 roku, a 5 września tego samego roku nawiązano stosunki dyplomatyczne. Współpracę gospodarczą zapoczątkowało podpisanie przez oba państwa 28 września 1992 roku „Umowy w sprawie wzajemnego popierania i ochrony inwestycji”. 26 kwietnia 1994 roku, podczas spotkania prezydentów obu państw Lecha Wałęsy i Algirdasa Brazauskasa w Wilnie, podpisano „Traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy”, który jesienią tego roku ratyfikowały parlamenty Polski i Litwy, a w którym Polska uznała obecne, krzywdzące nasz kraj!, granice Litwy oraz kradzież przez Związek Sowiecki/Litwę dóbr polskiego dziedzictwa narodowego. Polska uznała – tylko i wyłącznie przez grzeczność i dobrą wolę, gdyż Litwa na takie wyróżnienie nie zasługuje ze względu na to, że jest małym i bez żadnego znaczenia strategiczno-gospodarczo-militarnego krajem - Litwę za partnera strategicznego Polski, a także wspierała przyjęcie Litwy do Unii Europejskiej i NATO, wspomaga Litwę na płaszczyźnie militarnej itd.

Czy Litwa mogła znaleźć lepszego sąsiada? Na pewno nie.

A jednak stosunki polsko-litewskie nie układają się poprawnie z winy Litwy i Litwinów. Kością niezgody są Polacy na Litwie.

Otóż w 1939 roku, a potem a 1945 roku dyktator Związku Sowieckiego Józef Stalin sprezentował Litwie bezprawnie, bo zajęte wbrew prawu międzynarodowemu i drogą agresji militarnej, całkowicie polskie Wilno i prawie czysto polską część Wileńszczyzny. Z oderwanej od Polski i włączonej do Litwy części Wileńszczyzny w 1945 roku chęć wyjazdu do Polski wyraziło 134 446 rodzin – 379 498 Polaków, a zgodę na wyjazd od władz sowieckich uzyskało 61 127 rodzin – 171 158 Polaków (Jerzy Ochmański „Historia Litwy”, Ossolineum, Wrocław 1982). Tak więc na Sowieckiej Litwie pozostało grubo ponad 250 000 Polaków, gdyż nie wszyscy Polacy z Wileńszczyny chcieli opuścić swoją ojcowiznę, wierząc, że Polska tu powróci. W latach 1957-58 Związek Sowiecki wyraził zgodę na wyjazd do Polski dalszych 50 000 Polaków z Sowieckiej Litwy (Wilna i Wileńszczyny). W chwili upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku na Sowieckiej Litwie mieszkało ok. 258 000 Polaków. Dzisiaj, według litewskich danych (na pewno mało wiarygodnych) w niepodległej Litwie mieszka 200 317 Polaków (2011 r.), z tego w Wilnie 88 408 Polaków, a np. w powiatach: wileńskim 49 648, solecznickim 26 858, trockim 10 362 i święciańskim 7239 Polaków. W Wilnie Polacy stanowią 16.5% ogółu ludności, w powiecie solecznickim 78% ludności, wileńskim 52% ludności, trockim 30% ludności i święciańskim 26% ogółu ludności. Jak widzimy, po 70 latach brutalnej litwinizacji polskiej Wileńszczyny, Polacy stanowią ciągle większość ludności w powiatach solecznickim i święciańskim. I nie jest wcale wykluczone, że liczba Polaków na Wileńszczyźnie jest wyższa od tej podawanej przez Litwinów. Bowiem jeszcze w 2001 roku, a więc zaledwie 10 lat wstecz, Polaków było: 104 446 w Wilnie, 56 197 w powiecie wileńskim, solecznickim 31 233 i 12 403 w powiecie trockim.

Litwini nie mogą pogodzić się z tym, że w „ich” Wilnie mieszka ciągle aż tyle Polaków i że stolica ich państwa leży na polskim morzu - z wszystkich stron jest otoczona polskimi wioskami i miasteczkami i z tym, że Polacy odziedziczyli po czasach sowieckim polskie szkoły, gimnazja, prasę, organizacje, zespoły taneczne, kościoły z polskim księżmi itd. Od 1991 roku rząd litewski i nacjonaliści litewscy robią wszystko, aby polskość zniszczyć w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Jak czytamy w Wikipedii: „Problemem pozostaje jednak kwestia niezbyt przychylnego traktowania mniejszości polskiej na Litwie. Ponadto niektóre posunięcia litewskich władz wobec polskich kombatantów budziły żywe protesty litewskiej Polonii. Drażliwą kwestią pozostaje również sprzeczność litewskiej ustawy o języku państwowym z ustawą o mniejszościach narodowych, a także Konwencją ramową Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych i Europejską Kartą Samorządu Terytorialnego”.

Polacy na współczesnej Litwie walczą z rządem i władzami litewskimi o swoje prawa. Rządy polskie, prowadzące politykę wschodnią zgodnie z wytycznymi Jerzego Giedroyca, czyli de facto z wytycznymi amerykańskiej polityki odnośnie krajów Europy Wschodniej, znalazły się między młotem a kowadłem, tj. między przestrzeganiem wytycznych z Waszyngtonu (który był współtwórcą Jałty w 1945 r.!), a prześladowanymi przez Litwinów Polakami, którzy spodziewali i spodziewają się wsparcia ze strony rządu polskiego. Prezydent Lech Kaczyński (2005-2010) odwiedził Wilno 20 razy, ale, tak przez całkowite popieranie wytycznych Jerzego Giedroyca, jak i przez swoją spolegliwość wobec Litwinów nic nie zdziałał w obronie praw Polaków na Litwie. Przeciwnie, swoją spolegliwością wobec Litwinów zyskał ich życzliwość, a oni przekonanie, że rządy polskie chcąc nie chcąc przez palec patrzą na ich dyskryminację Polaków.

W 2007 roku władzę w Polsce przejęła Platforma Obywatelska, a w 2010 roku odszedł w zaświaty Lech Kaczyński. Nie znaczy to, że polityka polska wobec Litwy i Polaków na Litwie uległa większej zmianie. Ciągle obowiązują wytyczne Giedroyca/USA. Tyle tylko, że swoją własną niemoc odnośnie spraw Polaków na Litwie, Platforma Obywatelska tłumaczyła zaniedbaniami poprzedników na tym polu, podkreślając przy tym z dozą złośliwości, że Kaczyński tak nisko kłaniał się Litwinom i nic nie zdziałał dla Polaków na Litwie. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zdobył się jedynie na to, że powiedział, że złoży oficjalną wizytę na Litwie dopiero wówczas jak Litwa zacznie wypełniać postanowienia traktatu polsko-litewskiego odnośnie Polaków na Litwie. Nie pomogło to nic Polakom na Litwie, ale wywołało wściekłość u Litwinów, bo jednak to była otwarta krytyka ich dyskryminacji Polaków.

Wydawany w Warszawie dziennik „Rzeczpospolita” to prasowa tuba wytycznych Giedroyca/USA odnośnie polskiej polityki wschodniej. Wszyscy zwolennicy tych wytycznych mają łatwy dostęp do łamów tego pisma. Teraz, z okazji odejścia ze stanowiska ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, korespondent gazety litewskiej „Lietuvos Rytas” Eldoradas Butrimas w „Rzeczpospolitej” („Litwini czują się poniżani” 9.10.2014), skrytykował Radosława Sikorskiego za odejście od polityki Lecha Kaczyńskiego wobec oficjalnego Wilna. Napisał, że Litwini czuli się poniżani przez to, że Sikorski „porzucił przyjacielskie inicjatywy Lecha Kaczyńskiego i zaczął rozmawiać z Wilnem jak starszy brat z młodszym i głupszym”. Butrimasa uważa, że krytyka litewskich antypolskich poczynań przez byłego polskiego ministra spraw zagranicznych przyniosła relacjom polsko-litewskim więcej szkody niż pożytku, gdyż masa Litwinów przestała lubić Polskę i Polaków, którzy „stali się negatywnymi bohaterami litewskich kabareciarzy”. W podsumowaniu Eldoradas Butrimas przytacza słowa Jerzego Giedroyca, który mówił, że „w nieporozumieniach mniejszego kraju z dużym zawsze większa wina jest po stronie dużego, dlatego że ma on większe możliwości działania”. Dziennikarz stawia pod rozwagę, czy to nie odpowiedni moment, by rozpocząć rozmowy sąsiadów jak równych partnerów.

Przypatrzmy się bliżej tej ostatniej wypowiedzi. Butrimas (czytaj Litwini) chce, by rozpocząć na nowo rozmowy sąsiadów – Polaków i Litwinów - jak równych partnerów, ale na zasadzie, że Polska – jako większy kraj i naród – musi, zgodnie z filozofią Jerzego Giedroyca, że są równi i równiejsi partnerzy, zgodzić się z tym, że Litwa jest w relacjach z nami mniejszym czyli równiejszym partnerem i dlatego musimy jej we wszystkim ustępować. Czyli w tym przypadku, Polska i Polacy muszą zaakceptować politykę rządu litewskiego zmierzającego do zniszczenia Polaków na Litwie.

Czy może być lepszy przykład na kretynizm i antypolskość idei polskiej polski wschodniej proponowanej nam przez Jerzego Giedroyca i Biały Dom?!

A oto moja odpowiedź na wypowiedź Eldoradasa Butrimasa: „Polska powinna zaskarżyć Litwę w odpowiednich instytucjach europejskich za łamanie praw polskiej mniejszości narodowej na Litwie i uznać pakt polsko-litewski z 1994 roku za jednostronnie zerwany przez Litwę, a tym samym litewskie panowanie na Wileńszczyznę za okupację polskiego terytorium i zacząć rozmawiać z pozycji siły z rządem litewskim w sprawie Polaków na okupowanych terenach polskich przez Litwę. Z nimi można tylko coś załatwić drogą ultimatum! Marian Kałuski, Australia („Rzeczpospolita” 9.10.2014).

Marian Kałuski

Wersja do druku

Marian Kałuski - 10.11.14 22:58
W sądzie potrzebne są minimum dwa dowody na potwierdzenie czegoś.
Dałem dwa dowody na potwierdzenie tego, że prawda często leży pośrodku.
Obrońcy JEDYNEJ prawdy je odrzucają, zbliżając się w swych wywodach do granicy nonsensu. Bo czy nonsensem nie jest nazwanie karczmarza cwaniakiem i manipulatorem za to, że na swoim szyldzie namalował konia z jednej strony czarnego, a z drugiej białego. Dlaczego nie nazwać go także agentem Putina? Szkoda więc czasu na dalszą dyskusję w tej sprawie.
W Perth w Zachodniej Australii na początku lat 50. XX wieku ukazywał się tygodnik "Echo". Nonsensowna kłótnia na wzór "dyskusji" o prawdzie pośrodku doprowdziła do jego upadku.

Marian Kałuski, Australia

Agamemnon - 10.11.14 21:31
Formuła typu " prawda zwykle leży pośrodku" ma charakter sądu potocznego. Nie wchodzi do naukowego aparatu pojęciowego.

Marian Kałuski - 10.11.14 19:06
"Obiektywny" mówi o prawdzie absolutnej - takiej jak np. że dwa plus dwa jest cztery, ale ona nie jest jedyną prawdą.
Czy jest prawdą absolutną twierdzenie, że Polacy są czy nie są antysemitami?
Na pewno nie. Prawda w tej sprawie NA PEWNO leży pośrodku.

Marian Kałuski, Australia

Obiektywny - 10.11.14 12:06
"Tylko prawda jest ciekawa" – widnieją na tej witrynie słowa Józefa Mackiewicza.
***
Prawda nie może leżeć pośrodku.
Nie ma półprawd!
Pół prawdy to już całe kłamstwo.
***
"Błąd łatwiej dostrzec niż prawdę, bo błąd leży na wierzchu, a prawda w głębi" (J.W.Goethe)

***
Przykład z koniem, białym i czarnym to cwaniactwo i manipulacja karczmarza. To zły przykład na udowadnianie swoich racji.
***
Piszę "Do tych, co mają tak za tak - nie za nie" (Norwid).
***

Agamemnon - 10.11.14 1:56
" nie zasłużył nawet na to, aby go opluć, bo to byłby dla kogoś takiego zbyt wielki honor." pisze ~ york.

"Trzymaj sie york na tym dość wysokim poziomie! ktory zdobywaja tylko sokoły."
pisze Roman K.

Marian Kałuski - 09.11.14 3:15
"Zbych" twierdzi, że jajko jest mądrzejsze od kury. Ma do tego prawo, ale nie tylko że nie ma racji, ale także ośmiesza się tym twierdzeniem. Na pewno starszy człowiek jest zazwyczaj mądrzejszy życiem i doświadczeniem od przemądrzałego młokosa, który myśli że zjadł już wszystkie rozumy.
Z kolei "RomanK" zbłaźnił się twierdząc, że Kałuski nie dogada się z "Yorkiem". Dogadaliśmy się. A wiesz dlaczego? Bo polemika jest kulturalna, bez chamskich wycieczek.
Natomiast "Agamennon" nie ma racji odnośnie leżenia prawdy pośrodku. Przede wszystkim wyraźnie - bo już w tytule! - napisałem, że prawda ZAZWYCZAJ leży pośrodku, a nie ZAWSZE jak on to zinterpretował. A to duża różnica. Natomiast, że prawda zazwyczaj leży pośrodku wie każda inteligentna osoba, a przede wszystkim ten, kto zasmakował różnych sytuacji w życiu.
Mówi się, że przysłowia są mądrością narodów. Bardzo stare angielskie porzekadło mówi: There are two sides to every story czyli nasze Prawda zazwyczaj leży pośrodku. W gimnazjach australijskich przekonuje się (na pewno przekonywało się 50 lat temu) młodzież do tego przysłowia podając taki przykład: Dwóch kupców zbliża się z dwóch innych stron drogi do gospody nad której wejściem wisi szyld z koniem. W gospodzie między tymi kupcami doszło do sprzeczki, która miała zakończyć się pojedynkiem. Bowiem jeden kupiec mówił, że jest to gospoda pod czarnym koniem, a drugi utrzymywał, że pod białym koniem. Kiedy miało dość do pojedynku właściciel gospody uspakaja ich mówiąc, że i jeden i drugi ma rację i jeden i drugi się myli i poprosił ich aby wyszli z nim przed gospodę i zobaczyli szyld z obu stron. Koń z jednej strony był czarny a z drugiej biały. Okazało się więc że prawda leżała właśnie pośrodku.
Z Kałuskim trudno polemizować bo ma gruntowną wiedzę w tematach w których głos zabiera (Pan Jezus: Po owocach ich poznacie). To jedno, a drugie wiele ludzi nie lubi mądrzejszych od siebie. Do takich zawistników już dawno się przyzwyczaiłem i te kopniaki nie mają żadnego efektu na mnie. Szkodzą więc nie mnie, a tylko kopiącym, bo wystawiają sami sobie złą opinię - opinię złego człowieka.

Marian Kałuski, Australia

york - 09.11.14 0:12
Już kiedyś napisałem, a teraz powtórzę, że z takimi osobami, jak Agamemnon nie mam zamiaru prowadzić jakichkolwiek polemik, bo można prowadzić dyskusję opartą na argumenty, a w przypadku tego osobnika byłaby to polemika z urojeniami, a na to nie mam czasu, zamiaru, ani ochoty.
Ponadto swoim pieniactwem i nachalnością w rzucaniu na oślep zupełnie urojonych oskarżeń wobec innych osób oraz uczestników dyskusji na tym forum, nie zasłużył nawet na to, aby go opluć, bo to byłby dla kogoś takiego zbyt wielki honor.

Roman K - 09.11.14 0:00
Re york.Po co piszesz takie długie komentarze. Kaluski i tak ciebie skwituje
na - zwykle swoj sposob. Stad tylko tracisz czas na inne tematy. A piszesz
z wyrazistą wiedza Tego Tobie zycze.
Nie wiadomo,co sie stało z komentarzysta T. Kossakowskim? Jak szybko tutaj
wskoczył tak wnet wyskoczył. Podeirzewam,ze z powodu poety p.Orawicza,
ktory sie nim nadmiernie zachlysnal.Tak się najczęsciej koncza sprawy, jak
ktos sie podszywa pod wielkie nazwisko Polaka,nie bacząc na to,ze
w takich pismach kulturalnych jakim jest Kworum, piszą osoby wykształcone,
czesto z szeroka wiedza. Trzymaj sie york na tym dość wysokim poziomie!
ktory zdobywaja tylko sokoły.

Marian Kałuski - 08.11.14 22:42
Zgoda, nie ma dla Polski innej alternatywy politycznej. Jednak uważam, że aby osiągnąć cel - czyli usunięcie POpaprańców, a wśród nich wielu zwykłych kryminalistów od władzy, należy pozyskiwać jak największą część narodu. Jak pokazały dane GUS w Polsce 4,5 mln ludzi ma kresowe korzenie. Dlatego polityk, a szczególnie polityk, który szasta sloganami patriotycznymi, powinien starać się pozyskać tych ludzi dla swojej wizji Polski. Tymczasem PiS odwraca się do nich plecami, woląc schlebiać tym, którzy kresowianom wyrządzili wiele wielkich krzywd, tj. Ukraińcom-banderowcom i szowinistom litewskim w imię źle pojętego interesu narodowego i ponoć zagrożenia ze strony Rosji (tak Rosja jest groźnym wilkiem, z tym że ten wilk nie jest aż tak niebezpieczny DLA POLSKI jak go w PiS malują). Tymczasem tych kilka procent wyborców kresowych może zadecydować nie tylko o tym czy PiS wygra wybory czy nie, ale także o jego dalszym istnieniu. Bo w końcu ludziom zbrzydnie popieranie partii, która od 7 lat we wszystkich wyborach ZAWSZE przegrywa.

Marian Kałuski, Australia

Zbych - 08.11.14 19:22
Re Panie york z panem M.Kałuskim Pan sie nie dogada. To jest
postać tak zarozumiała ,że brak słów! Ale to musi Pan
wybaczyć,ponieważ ludzi w starszym wieku cechuje zadufanie
w sobie. Oczywiście nie wszystkich,ale psycholodzy stwierdzają,
że większość. To zjawisko musimy rozumieć,bo byśmy się wciąż
musieli kłócić z takimi osobami A to nie smaczna sprawa.

Agamemnon - 08.11.14 19:18
Prawda jest to zgodność sądów z rzeczywistym stanem rzeczy, którego ten sąd dotyczy (klasyczna definicja prawdy sformułowana przez Arystotelesa).

Jest tam, gdzie jest a nie "że leży pośrodku". Konformizm czy średnia arytmetyczna nie ma nic wspólnego z "położeniem" prawdy. Możemy mówić na gruncie naukowym o asymptocie dociekań prawdy w skrócie "o asymptocie prawdy".

Stosowanie zwrotów uogólniających tam, gdzie wymagana jest precyzja wypowiadanego sądu; półprawd; niedopowiedzeń; przemilczeń: to metody mające ściśle określony cel i stosowane są głównie w dziedzinie dezintegracji społecznej. Stosowane przez agentów. Stąd są łatwi do zidentyfikowania.
Agent nigdy nie jest precyzyjny w swoich wypowiedziach wówczas, gdy chodzi mu o osiągniecie skutków dezintegracji. Tak jak to np. miało miejsce z atakiem ~yorka na abp. Wielgusa.

york - 08.11.14 14:36
Ad. Marian KAŁUSKI
Zadał Pan Panie Marianie pytanie, wiec zwykła ludzka grzeczność nakazuje, że wypada na nie odpowiedzieć i tu chyba będę musiał Pana zawieść, bo zamieszczony przeze mnie tekst z portalu Solidarni.pl nie był bynajmniej próbą polemiki z Pana tekstem, a jeśli natomiast Pan tak to „odebrał”, to bardzo Pana za to przepraszam i w pełni się z Panem zgadzam, że prawda leży gdzieś pośrodku.
Faktycznym powodem, dlaczego zamieściłem ten tekst jest wyjątkowo bezczelna, a przy tym skrajnie nachalna chyba „misja” na tym forum dyskusyjnym jednego z uczestników dyskusji, który pod zupełnie urojonymi pretekstami z niezwykłą wściekłością i wrogością od bardzo dawna atakuje braci Kaczyńskich, a na to w obecnej sytuacji naszego kraju nie może być mojej zgody, zwłaszcza, że podobne opinie wyrażało wielu innych uczestników dyskusji.
Jaka jest sytuacja naszego kraju, to każdy, kto czuje i myśli po polsku doskonale to rozumie, że czas już najwyższy obecny obóz władzy PO/PSL, który jest głównym beneficjentem zdrady w Magdalence i zmowy „okrągłego koryta”, albo inaczej mówiąc wykantowanego stołu - skutecznie rozliczyć i odesłać na śmietnik historii.
Mam równocześnie świadomość, że jest to bardzo trudne „zadanie do odrobienia” nas wszystkich, którzy myślą w interesie polskiej racji stanu, bo przytłaczająca większość mas mediów elektronicznych i papierowych pozostaje pod kontrolą grup kapitałowych i służb specjalnych odwiecznie nam wrogich państw ościennych, a te media nie cofną się przed żadną nikczemnością, aby obronić będący de facto obcą agenturą obecny obóz władzy.
Jak już napisałem wcześniej w komentarzu do innego tekstu, to póki, co nie ma innej realnej, sensownej alternatywy dla połączonych, prawicowych formacji politycznych, którą reprezentują Jarosław Gowin, Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński na zbliżające się wybory do Sejmu i Senatu, gdzie ewidentnym liderem tej całej zjednoczonej formacji jest Jarosław Kaczyński.
Chciałem równocześnie bardzo mocno podkreślić, że moja opinia w tej sprawie, nie wynika bynajmniej z fanatyzmu, bo jestem również krytyczny w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich, gdzie zdecydowanie stawiałbym na profesora Andrzeja Nowaka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale jak na razie jedyną siłą polityczną w Polsce, która ma realne szanse wygrać zbliżające się wybory do Sejmu i Senatu jest PiS /Jarosław Kaczyński/, Solidarna Polska /Zbigniew Ziobro/ i Polska Razem /Jarosław Gowin/,
To oznacza, że jeśli leży nam na sercu dobro naszego kraju, to musimy zdecydowanie, jednym frontem poprzeć tą zjednoczoną formację polityczną, bo innej alternatywy nie ma, zwłaszcza, że jak napisałem wcześniej potomni nam tego nigdy nie zapomną, podobnie, jak my nie zapominamy: Franciszkowi Ksaweremu Branickiemu, Stanisławowi Szczęsnemu Potockiemu czy Sewerynowi Rzewuskiemu - inicjatorom Konfederacji Targowickiej, oraz hordom bolszewickich pachołków, jak Bierut, Berman, Cyrankiewicz, Jaruzelski, czy Kiszczak, którzy są od pokoleń synonimem zaprzaństwa i zdrady stanu.
Pozwalam sobie równocześnie dodać, że jeśli zabierałem głos w sprawach historycznych, a szczególnie tych, które dotyczą niełatwych od zawsze relacji polsko – rosyjskich, to opierałem się głównie na gruntownej lekturze dostępnych w Internecie wielu opracowań historycznych, a głównie całych cykli wykładów w wersji video najwybitniejszego obecnie polskiego historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego profesora Andrzeja Nowaka, które dostępne są na portalu Solidarni.pl.
http://solidarni2010.pl/14573-prof-anowak---wyklady-201213-polska---rosjageopolityka-inbspnbsptrudne-sasiedztwo.html
http://solidarni2010.pl/29210-profesora-andrzeja-nowaka-lekcje-historii-nbspnbspappeasement.html?PHPSESSID=75a8126b49791c1b90af4ed511882524
Łączę wyrazy Szacunku. york.

Marian Kałuski - 07.11.14 1:23
PRAWDA ZAZWYCZAJ LEZY POSRODKU

Poniższy tekst zamieszczony przez "Yorka" to prawdziwa mowa-trawa.

W internecine buszują nie tylko prorosyjskie "Brygady Sieciowe" ale także ludzie i agenci różnych państw, partii, zapatrywań, np. zwolennicy i przeciwnicy PO i PiS, komunizmu, faszyzmu, antysemityzmu, Ukrainy, Rosji, USA, Polski, Murzynów, Chińczyków, protestantów, katolików, pederastów i lesbijek itd., itd.

Nawet to co zamieścił "York" jest tylko półprawdą (przed której szkodliowścią sam nas ostrzega) z domieszką prawdy, kłamstw i bzdur.

Trzeba być kretynem - skrajnym fanatykiem swoich poglądów, aby np. KAZDEGO krytyka proukraińskiej polityki polskich polityków nazywać agentem Putina, człowiekiem z prorosyjskich "Brygad Sieciowych".

Tym co tak mówią można śmiało zarzucić, że to właśnie oni są z proamerykańskich "Brygad Sieciowych". Bo nikt inny tylko Stany Zjednoczone wywołały konflikt na Ukrainie i pchają Unię Europejską do wojny z Rosją - jak zawsze! - w imię dobrze pojętego interesu amerykańskiego: osłabienie Rosji (w tym wypadku byłoby to dobrze, ale nie za taka cenę!), podporządkowanie sobie Europy, nowy Plan Marshalla dla zniszczonej wojną Europy (a czy Polska po tej wojnie by istniała?!), co ożywiło by będącą w kryzysie gospodarkę amerykańską.

Politycy myślą, że ich narody - wszyscy ludzie poza nimi to głupi ludzie, którym wszysko można wepchać (to tylko dlatego większość ludzi na całym świecie odnosi się z pogardą do polityków i polityki).

Nieprawda, wielu z nas ma rozum i potrafi logicznie myśleć i partyjnego kitu nie kupuje.

Poza tym jakże słuszne jest powiedzenie, że prawda zazwyczaj leży pośrodku.

Mam do "Yorka" pytanie. Nie zgadzam się z polityką kresową PiS (Ukraina i Litwa dla niej ważniejsza niż Polska), ale nie jestem zwolennikiem PO (uważam, że powinna być odsunięta od władzy) czy innej polskiej partii politycznej, a Putina i Rosję kocham jak - przysłowiowo - psy dziada. Czyim jestem agentem?

Marian Kałuski, Australia

york - 05.11.14 19:25
Powracam raz jeszcze do cytowanego przeze mnie tekstu z portalu SOLIDARNI 2010, który wyjaśnia motywy i powody, dla których Internet zalewany jest szeregiem bardzo niebezpiecznych z polskiego punktu widzenia komentarzy, które za wszelką cenę odwracają uwagę od odradzającego się na naszych oczach pod rządami Putina wielkoruskiego szowinizmu:
„Internet w Polsce opanowany przez sowiecką agenturę?
Prorosyjskie organizacje aktywnie działają w sieci, aktywnie uprawiając kremlowską politykę propagandową. Sprawą zainteresowała się już Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
O działalności rosyjskich brygad sieciowych informuje tygodnik "Do Rzeczy". Ich aktywność polega na wpisywaniu haseł propagandowych, obronie rosyjskiego punktu widzenia oraz sianiu dezinformacji.
Czy przynosi to wymierne efekty w kształtowaniu polskiej opinii publicznej?
Z internetu korzysta coraz więcej osób a nieustanny zalew prokremlowskich wypocin wsącza się w umysły, działając jak trucizna. Wobec metodycznej pracy setek, jeżeli nie tysięcy, płatnych najemników, giną kometarze zrównoważone, zdroworozsądkowe i prezentujące polski punkt widzenia. Widać to wyraźnie np. na portalu onet.pl, całkowicie zdominowanym przez sowiecką propagandę.
Atak prowadzony jest przez wykwalifikowanych specjalistów; działają na wszystkich „politycznie nośnych” tematach dotyczących spraw wewnętrznych Polski, Ukrainy, Smoleńska... Podgrzewają atmosferę, nastroje wrogości, budują podziały między Polakami i narodami.
Każda treść/ głos w obronie tego co może być w jakikolwiek sposób wartościowe jako polskie i państwowe jest natychmiast wykpiona, „dołowana” i „neutralizowana” przez zagorzałych propagandzistów. Potrafią zdominować każdy temat, lansując wyznaczone doktryny, wypaczoną wersję historii, wspierając szkodliwą dla naszego kraju politykę.

Przypomnijmy zatem krążącą w internecie podstawową Instrukcję dla prorosyjskich Brygad Sieciowych:

1. Ukraina. Ukrainę utożsamiać z ideologią OUN/UPA /banderowcy/.
2. Rosja. Budować pozytywny obraz Rosji. Putina przedstawiać jako prawdziwego męża stanu, albo kierować uwagę w innym zupełnie kierunku.
3. Antyamerykanizm. Mocno krytykować Stany Zjednoczone. Przedstawiać ich jako agresora, państwo niesprawiedliwe, stanowiące zagrożenie dla reszty świata.
4. Antysemityzm. Atakować „żydów”. Żydów i Izrael przedstawiać jako największego wroga Polski.
5. Antyunijność. Bruksela jest kolejnym po USA i Izraelu „największym wrogiem”. Źródło wszelkiego zła i zepsucia. Najlepiej jakby Polska była poza Unią.
6. Gloryfikować PRL, wybielać historię i rosyjskie zbrodnie. Pokazywać zabory w dobrym świetle, minimalizować ilość ofiar rosyjskiej przemocy na terenie Polski.
7. Zniechęcać Polaków do wszelkich sojuszy.Każdy, kto myśli o sojuszu jest „agentem” – najlepiej jak Polska „będzie sama".
8. Dyskredytować wszystkie rządy Polski. Krytykować polskich polityków przy każdej okazji. Przekonywać, że Polska jest krajem biednym i bezbronnym.
9. Oprócz tego działać też na odcinkach wynikających z zapotrzebowania w danej chwili (gaz łupkowy, unia energetyczna, zbrojenia = marnotrawstwo pieniędzy lepiej na szpitale i domy dziecka).
10. Uderzać w drogie Polakom wartości- ze szczególną zajadłością atakowany jest Kościół katolicki
Niebezpieczeństwo polega na tym, że przytaczane argumenty zawierają często półprawdy, nadając im cechy prawdopodobieństwa. Ostateczny cel jest zawsze taki sam: zachwianie podstawami narodowej tożsamości, wprowadzenie chaosu, niepewności i poczucia zagrożenia.
Pozostaje wierzyć, że Polacy, jako naród ciężko doświadczony przez agresję rosyjską, nie poddają się tak łatwo zalewowi propagandy. Posiadamy wrodzoną nieufnośc wobec wypowiedzi kolejnych moskiewskich dyktatorów, agentów wpływu i pożytecznych idiotów, instynktownie popierając słuszne rozwiązania. Potrzebne jest jednak systemowe zlikwidowanie problemu- czy Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego stać na jakiekolwiek działania?” – koniec cytatu.
09 września 2014.
http://solidarni2010.pl/29015-internet-w-polsce-opanowany-przez-sowiecka-agenture.html?PHPSESSID=72aa551d6279269185c53ec1a4658435

Jan Orawicz - 30.10.14 1:46
Re Henryk. Od siebie dodam,iż przykro mi, jako Polakowi z tego powodu,
iż Putin szyderczo przypomina nam,że Lwów to polskie miasto. A kto to
miasto nam wydarł,by wbić klina wrogości miedzy nami Polakami,
Ukraińcami? Ten Car myśli,że my Polacy nie znamy własnej historii i
połaci ziemi ojczystej, wydartej nam siłą przez sławetny CCPP i jego
krasnego wodza Stalina. Pozdrawiam

Marian Kałuski - 29.10.14 23:10
PRZESTANMY BUJAC W OBŁOKACH

Gdyby "Henryk" czytał uważnie wszystkie moje wypowiedzi i komentarze opublikowane w KWORUM, to by nie pisał bzdur o rzekomej mojej "wielkiej wierze w Putina i w jego sztuczną szczerość".

Zeby zamknąć wszelkie niedorzeczne spekulacje na ten temat to stwierdzam tu, że Putina i wszystkich polityków rosyjskich "kocham" tak samo jak ukraińskich banderowców i szowinistów litewskich. Oni wszyscy są z tej samej antypolskiej gliny.

Ukrainę i Ukraińców uważam za większych od Rosjan wrogów Polski i Polaków. Chociażby dlatego, że Rosja nie rości żadnych pretensji terytorialnych wobec Polski, a ukraińscy banderowcy (5 jest ministrami w rządzie ukraińskim) jawnie głoszą oderwanie od Polski Chełmszczyzny i Ziemi Przemyskiej, o czym tylko co pisały media polskie.

Dlatego uważam, że w interesie Polski jest istnienie państwa ukraińskiego, ale słabszego od Polski. I powiem brutalnie: tylko dureń lub agent ukraiński z tym się nie zgodzi.

Mówienie o budowaniu na naszych oczach szczerej przyjaźni polsko-ukraińskiej to bzdura i marzenie ściętej głowy. Mogą o tym mówić i pisać tylko agenci banderowców w Polsce oraz te osoby, które nie znają natury Ukraińca i ich jawnego CODZIENNEGO polakożerstwa oraz historii stosunków polsko-ukraińskich.

Dlatego, że przyjaźni polsko-ukraińskiej nie ma i nigdy nie będzie, a Ukraina może zagrażać interesom Polski w wielu dziedzinach, naturalnym sojusznikiem Polski - niestety z musu, ale jednak - powinna być Rosja. Rusofobia nam nic dobrego nie da. Przeciwnie, wiele na niej stracimy (już teraz tracimy ekonomicznie: kilka miliardów złotych strat, ponad 25 000 ludzi straci pracę) i przez własną głupotę możemy doprowadzić do wojny, która może obrócić Polskę w perzynę (chcecie tego Polacy w kraju?). Natomiast na współpracy z Rosją wiele możemy skorzystać. Bierzmy przykład w tej materii z Finlandii (którą Rosja także skrzywdziła, zabierając jej Karelię). Bo tak jak ona jesteśmy za mali i za słabi, aby wymachiwać szabelką pod nosem Putinowi czy jego następcy. I to nie w interesie Polski, a tylko antypolskiej banderowskiej Ukrainy i USA (Biały Dom ma własne interesy i one NIGDY nie były propolskie: "Henryk" - w Jałcie nie tylko Rosja, ale także USA oderwały Lwów od Polski!!!). To głupota do kwadratu i antypolskie działanie na szkodę Polski i jej interesów.

Marian Kałuski

Henryk - 29.10.14 20:55
Re Panie Kałuski, to że Lwów i nie tylko L jest polskim miastem na kresach
wschodnich, to tego nie wie tylko półgłówek. Tylko od lat jest bardzo ważne
pytanie,kto to spowodował,że jest taki, a nie inny stan rzeczy?! Ukraińcy
nie zabrali nam Lwowa i dalszego terenu naszych Kresów wschodnich..
To nam skradł Kraj Rad. Taka jest prawda. A Putinek zgrywa przyjaciela
Polski,by skłócić nas z Ukraińcami,ponieważ od lat obawia się tego,że Polska
zawrze autentyczne przymierze z tym narodem. Ten cwany lis przecież widzi,
że już od sporego czasu stosunki między nami ,a Ukraińcami wzrastają na
dobre. I tu jest pies pogrzebany. I też tutaj tkwi przyczyna śmierci Prezydenta
L.Kaczyńskiego,który wiadomo nad czym pracował z ujęciem też Gruzji.
A zatem bardzo się dziwie Panu M.Kałuskiemu, takiej wielkiej wiary w Putina i
jego sztuczna szczerość. Musi Pan wiedzieć Panie Kałuski,że nasz wschodni
kolos nigdy nie będzie nam przyjazny. Wszelkie podlizywanie się Rosji,jak to też robi np. pan K.Mikke jest sprawą żenująca. A nawet cuchnie zdradą!

Lubomir - 29.10.14 18:26
Re: Marian Kałuski Dziękuję za poświęcenie mi swojego czasu. Jednak z pewnością Pan wie, że ci wymienieni przez Pana polscy politycy, nie tak znów bardzo rzadko okazują się agentami obcych wpływów, lobbującymi na rzecz Polin, Polen, Polszy, ale nie na rzecz Polski i nie są polskimi działaczami, zajmującymi się polską polityką gospodarczą, historyczną, demograficzną, finansową, zdrowotną czy obronną. Polska nie jest jednak własnością kilku wyalienowanych, sezonowych aktorów politycznych, czy koniunkturalnych graczy. Ojczyznę mają prawo ratować wszyscy!. Polska jest własnością niemalże czterdziestu milionów Polaków w ojczyźnie i milionów Polaków na obczyźnie. Także własnością tych ulubionych przez Pana rodaków z Ziem Wschodnich. Myślę, że człowiek tak pełny pasji jak Pan, byłby w stanie poprowadzić zarówno pismo dla łotewskich Polaków 'Ryski Kurier' czy 'Dyneburski Kurier', jak i stanąć na czele Światowego Klubu Miłośników Ziemi Królewieckiej czy np Światowego Związku Miłośników Litwy i Żmudzi. Życzę Panu wielu sukcesów w promocji Kresów Wschodnich.

Marian Kałuski - 29.10.14 2:42
NIE TU NA TO MIEJSCE

Panie Lubomirze, wciąż nie dociera do Pana, że na wszystko jest właściwe miejsce, że w dziale religijnym nie pisze się o nowych metodach dojenia krów, a w dziale dziecięcym o pigułkach antykoncepcyjnych. Ten dział jest o Kresach, a nie o Niemcach! To co Pan robi jest zwykłym zaśmiecaniem go. I to mnie irytuje jako jego autora. I nie ma to nic wspólnego z moim charakterem, bo najmniej na ten temat Pan może coś powiedzieć. Pańska uwaga jest więc zwykłą złośliwością, co może z kolei źle świadczyć o Pańskim charakterze.
Rodzina ze strony mojej matki jest kaszubska od setek lat (z powiatu starogardzkiego) i, poza jedną osobą, też nie przyjęła Volkslisty i moja matka musiała być przez to służącą u Niemców od 1939 do 1945 roku, dwie osoby zginęły w obozie koncentracyjnym w Sztutowie, a ciotka matki zginęła w Berlinie podczas bombardowania miasta. Nie mam więc za co kochać Niemców. Jednak nie latam za nimi z siekierą. Z kolei ja wychowałem się na Ziemiach Zachodnich (Pomorze Zachodnie, Dolny Sląsk) i z nich wyjechałem do Australii. I z wielką radością odwiedziłem te POLSKIE tereny - mój dom rodzinny podczas mego pierwszego pobytu w Polsce po 32 latach. A Polacy w Polsce jak sobie pościelą tak się wyśpią, czyli jeśli większość z nich chce mieć niemieckiego pana nad sobą - no to go mają. Ale ja o tych sprawach nie będę niczego pisał w tym dziale, bo to dział o Kresach Wschodnich, a nie Zachodnich. Niech Pan to zrozumie.
Inną sprawą jest to, czy Pańska antyniemiecka działalność "publicystyczna" jest skuteczna. Bardzo w to wątpię, bo, nawet jeśli słuszna, jest prezentowana w bardzo nudny sposób - w stylu "huzia na Soplicę". W taki sposób nie przekonuje się ludzi do swojej racji.
Kogo Pan przekona, że lada dzień 100 niemieckich żołnierzy stacjonujących w Szczecinie w ramach wojsk NATO opanuje to miasto, wyrżnie 100 000 Polaków, 300 000 innych przepędzi na wschód i miasto przyłączy do Niemiec?!
A więc po co komu te Pańskie "starchy na Lachy"? Niech o Polskę zaczną się troszczyć polscy politycy. A do tej troski niech ich zmuszą masy, bo pojedynczy Papkin nic tu nie zdziała. To głos wołający na puszczy i w nieodpowiednim miejscu.

Marian Kałuski, Australia

Obiektywny - 29.10.14 2:28
Osobiście uważam, że Pan Lubomir ma rację i nie jest to moim zdaniem wcale strona religijna. Ale jeśli żyjemy w czasach świętego pokoju, i Polsce nic nie zagraża ze strony Rosji, zdaniem p. Mariana Kałuskiego co podkreśla w innych wpisach, bo jest słaba, a od strony Niemiec też nie bo są teraz "pokojowo" nastawieni, chociaż dla nich byliśmy i jesteśmy "polnishe sweine" co sam słyszałem w Opolu, to po co nam się o Polskę martwić i jej bezpieczeństwo.

Lubomir - 28.10.14 21:41
Re: Marian Kałuski Widzę, że z Pańskim charakterem wciąż łatwiej Panu zdobyć wrogów, niż sympatyków. Muszę chyba zacząć oddzielać Pańskie prace - od ich autora. Cóż na to poradzę, że nie mam antyrosyjskich fobii, a ze strony obywateli Niemiec dostrzegam wiele zagrożeń i tylko to próbuję sygnalizować. Parę dekad temu to Niemcy przerabiali nazwę mojego miasta, dzielnicy a nawet nazwę ulicy - na niemiecko brzmiące. Moi bliscy nie dali się przekonać Niemcom do podpisania Volkslisty. Ba, nawet przeszli do antyniemieckiej konspiracji i czynnie walczyli z Niemcami. Nie zamierzam dokładać swojej ręki do budowy Czwartej Rzeszy a obecnie to grozi Polsce i Europie. W Szczecinie już dawno nie stacjonują wojska sowieckie ale niemieckie. Wojenne gry z Rosją i Ukrainą to tylko niemieckie zagrywki i nie należy się nimi zbytnio emocjonować. Putin i Merkel to dwoje przyjaciół a nie wrogów. Przyjaciele nie walczą ze sobą. Oni jedynie skłócają innych.

Marian Kałuski - 28.10.14 19:13
Panie Lubomirze, zignorował Pan mój wpis o Panu i jakby nigdy nic nadal chce Pan tu buszować ze swoją antynienmiecką manią.
Ten dział jest o dawnych Polskich Kresach, a nie o Niemcach - o tym jakimi są "świniami" i kolonizatorami dzisiejszej Polski. Z takimi sprawami niech Pan się przeniesie gdzie indziej. Niech Pan wreszcie zrozumie, że w dziale religijnym nie pisze się o hodowli kur czy naprawie samochodu. Dlatego Pańskie wpisy tutaj są bardzo irytujące.

Marian Kałuski, Australia

Lubomir - 28.10.14 13:14
Re: york Myślę, że ta wojna na plastikowe łopatki i wiaderka, jest tym razem zaplanowana przez sztab w Berlinie. Celowo porozwalano sektory strategiczne, niezbędne dla istnienia suwerennej państwowości. Od geologii, górnictwa i energetyki - po żeglugę i gospodarkę morską. Natomiast sektory wciąż działające, są obsadzane przez osobników w pełni niedojrzałych. Są paraliżowane, ośmieszane lub blokowane. Decydentami mają być starsi i mądrzejsi rodacy Karla Marxa i Angeli Merkel. Tym o to sposobem sprawy naszej obronności i m.in. sprawy kontaktów ze światem zewnętrznym, są najwyraźniej mocno zagrożone.

Jan Orawicz - 28.10.14 0:08
Drodzy Czytelnicy Kworum,po przeczytaniu komentarza Pana spod
pseudonimu Agamemnon spiąłem swój wysiłek,by odnaleźć nazwisko
tego Szanownego Pana,który 2 lata temu, po prostu napisał do mnie
krótki list, na nasze pisarskie tematy, podając mi swoje imię i nazwisko.
a także miejsce zamieszkania.Ale bez Jego zgody, nie podam pełnych danych. No,jedynie imię tego naszego poety. Otóż jest to Pan Franciszek.
Zaręczam,że nie żaden Kosiur! To nazwisko jest mi znane z niektórych
internetowych mediów. Czytałem tego twórcę bełkotu, przeplatanego
materiałem wyniesionym z dawnych szkoleń PZPR. Po kilku takich
"lektórach" miałem po uszy Kosiura!!! Z mej zamorskiej obserwacji
musze przyznać,że już od sporego czasu, bezpieczeństwo w PRL II
osób publicznych jest zagrożone. Stąd muszę zrozumieć,że ci Polacy,
po prostu chcą żyć,bo mają jeszcze dla kogo,włącznie z ICH Ojczyzna.
Tak sobie to tłumaczę od pewnego czasu,bo kiedyś sam ukrywałem
się pod pseudonimem,bo inaczej byłoby ze mną kiepsko.
Serdecznie pozdrawiam

Kuba Nowakowski - 27.10.14 23:00
Ad Oleńka.
Pani Oleńko, niech Pani nie wierzy w te uczonawe wywody, bo de facto Agamemnon i Dariusz Kosiur, to jest ta sama osoba, która myśli, że ma do czynienia z „głupkami” i rzuca na oślep oskarżeniami na innych internautów, aby odwrócić uwagę od swoich haniebnych czynów, na co zwracało uwagę bardzo wielu komentujących na tym forum - niemal w myśl zasady, że wszyscy są źli, a tylko jeden Agamemnon vel Dariusz Kosiur jest dobry ?
Wystarczy poczytać komentarze z ostatnich kilku miesięcy, gdzie ten osobnik pod byle jakim pretekstem wyjątkowo nachalnie atakował chociażby braci Kaczyńskich.

Agamemnon - 27.10.14 21:23
ad Oleńka

Niniejszy portal jak też i wszystkie wolne portale internetowe są oblegane przez agentów, specjalistów od dezintegracji społecznej. Ponieważ znam metody działania tych osobników łatwo ich wykrywam. Pierwszym agentem z którym wielokrotnie polemizowałem na niniejszych łamach był Dariusz Kosiur z Otwocka, który zamieszczał na niniejszych łamach różne artykuły. Jest też podejrzewany o podpisanie listu wiernopoddańczego do Putina. Trzeba przyznać, że był to agent dość inteligentny i można było
z nim nawiązać rzeczowy kontakt, ujawniony wycofał się jak na razie
z zamieszczania swoich artykułów na niniejszym portalu. W zamian za Kosiura mamy tu kilku innych np. ~yorka czy ~Stary- nowy, działają też pod innymi pseudonimami na niniejszych łamach np. ~Rudy Maniek czy ~ Karol M. Ci dwaj ostatni otwarcie stosują argumentum ad personam przy jednoczesnym pomijaniu faktów, przez co się automatycznie ujawniają.

Aktualny zespół agentów już nie jest tak inteligentny jak Dariusz Kosiur,
a ponieważ czasem ujawniam kim są postanowili mnie nazywać Kosiurem, ponieważ uważają, że czytelnicy im uwierzą.

Czym charakteryzuje się twórczość agenta?

a) atakuje Kościół katolicki, ( można było takie komentarze spotkać u agenta Kosiura, ~ yorka, ~ Starego- nowego),

b) nie prowadzi rzeczowej polemiki, pomija pewne kwestie, gdy tak jest mu wygodniej, uchyla się od odpowiedzi, przymila się do niektórych dyskutantów, zwłaszcza tych bardziej szanowanych przez czytelników ( metoda ta chętnie jest stosowana przez ~yorka),

c) stara się wzbudzić zaufanie, poprzez podawanie informacji, które już w internecie istnieją i w zasadzie większość internautów już o tym wie,

d) chętnie rzucają cień na tych internautów, którzy odkryli ich metody
i ujawniają je, nazywają tych internautów agentami. Często
zabieg ten jest skuteczny zwłaszcza jeśli trafia do odbiorców mniej inteligentnych.

f) agenci działają w taki sposób, że jeden drugiego na portalu popiera, np. jeden agent wychwala iloraz inteligencji drugiego agenta, przytakuje mu itp. ( charakter działania stadnego).

g) agenci ci stanowią cześć działań operacyjnych mających zdezintegrować opinię publiczną co przekłada się na sukcesy wyborcze ośrodków wrogich Rzeczpospolitej,

h) agenta nie interesuje prawda, dlatego często, gdy jest przyciśnięty argumentacją do muru wówczas stwierdza, że jest to tak niski poziom a on na takim poziomie oczywiście nie będzie dyskutował,

i) metody te nazywamy erystyką, błędnym rozumowaniem, które stwarzają wrażenie poprawności logicznego myślenia.



Pozdrawiam

york - 26.10.14 18:25
Z Netu, jak inni oceniają wyczyny PO-matołków:
„WATRIAT! WISŁA SIĘ PALI, A W POLITYCZNYM PRZEDSZKOLU NASZYCH ELIT RZĄDZĄCYCH PANOWIE LEJĄ SIĘ ŁOPATKAMI I WYSZARPUJĄ SOBIE WIADERKA”.
„Wariat, Wisła się pali”! To warszawskie porzekadło odnosiło się i nadal się odnosi do absurdów otaczającej rzeczywistości. Również politycznej, a w tych dniach do politycznej szczególnie.
Oto marszałek Sejmu i do całkiem niedawna wieloletni minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski stracił zmysły. I gada głupoty, godne dzieciaków z przedszkola, a nie ludzi odpowiedzialnych za politykę międzynarodową.
Najpierw udzielił wywiadu amerykańskiemu portalowi Politico, w którym powiadomił opinię publiczną, nie tylko amerykańską ale i światową, że premier Rosji Władimir Putin w 2008 roku zaproponował premierowi III RP Donaldowi Tuskowi rozbiór Ukrainy. Radzio dowiedział się tego właśnie od Tuska.
Następnie oświadczył, że takiej rozmowy nie było i że nic nie pamięta. A jego następca na stanowisku szefa MSZ Grzegorz Schetyna uznał sprawę za zamkniętą, bo Sikorski pomylił daty, a poza tym spotkania między Putinem i Tuskiem w Moskwie nie było. A gdzie było, chcielibyśmy się dowiedzieć.
Znaczy się, Sikorski to wariat, człowiek skrajnie nieodpowiedzialny i na dodatek obdarzony kiepską pamięcią. Mogę sobie wyobrazić, co się wyprawiało za kulisami tej kompromitacji, skoro Radek zerwał konferencję prasową na temat swego wywiadu dla Politico zastrzegając się, że to bardzo skomplikowana sprawa.
Faktycznie skomplikowana i kretyńska, bo słowo się rzekło, a rzekło się je w Polsce, dramatycznie osłabiając i tak już beznadziejną pozycję naszego państwa w Europie i na świecie. A przede wszystkim na Ukrainie, gdzie rodzi się podejrzenie, że wspólnie z Rosją, Polska zrealizuje swoje terytorialne zakusy. I trudno się będzie dziwić, skoro o tej propozycji Putina poinformował premier Tusk prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego, co ten potwierdził.
Paru innych zagranicznych polityków, oprócz prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który został ostentacyjnie pominięty, a potem zginął w niewyjaśnionej wciąż katastrofie pod Smoleńskiem.
Tak się robi gangsterską politykę, dorzyna się watahę, nie patrząc na konsekwencje. Teraz Sikorski dorżnął siebie, bo kto, pod kim dołki kopie, sam w nie wpada. Być może tym wywiadem, dla Politico zamierzał dorżnąć Donalda Tuska, który jako szef Rady Europejskiej wyszedł na głupka, faceta lekko traktującego swój status, nie tylko w kraju ale i w Europie. Na głupka wyszła Platforma Obywatelska, jej koalicjant PSL i premier Ewa Kopacz, która jeździ po kraju w charakterze dobrej prowincjonalnej lekarki, co to jest „blisko ludzi”.
Nie łatwo jest być premierem, zwłaszcza, gdy włada się językiem ubogim i pozbawionym treści, w którym czołowe miejsce zajmuje słowo „standardy”.
Nasza premier jak nie wie, co ma powiedzieć, to powołuje się na standardy.
Tymczasem WISŁA SIĘ PALI, A W POLITYCZNYM PRZEDSZKOLU NASZYCH ELIT RZĄDZĄCYCH PANOWIE LEJĄ SIĘ ŁOPATKAMI I WYSZARPUJĄ SOBIE WIADERKA.
Zapominając, że Polska to państwo, to naród, to społeczeństwo, a nie podwórko, na którym się wychowali i jak widać, nadal się na nim bawią. W piaskownicy o nazwie III RP.
Krystyna Grzybowska • wpolityce.pl

http://wzzw.wordpress.com/2014/10/24/%e2%96%a0%e2%96%a0-wariat-wisla-sie-pali-a-w-politycznym-przedszkolu-naszych-elit-panowie-leja-sie-lopatkami-i-wyszarpuja-sobie-wiaderka/

Oleńka - 26.10.14 10:28
Co to jest?
Kiedykolwiek ukaże się nick „Agamemnon”, to zaraz u komentatorów pojawia się jakieś straszne słowo „Kosiur”, a ja wtedy ze strachu zamykam Kworum – licho nie śpi przecież.
Co to jest albo kto to jest „Kosiur”?

Marian Kałuski - 26.10.14 7:01
STRACHY NA LACHY

Zgoda, trzeba trzymać rękę na pulsie, czyli przypatrywać się uważnie niemieckim działaniom odnośnie naszych Ziem Zachodnich i Północnych. Ale na razie i może już nigdy nie grozi oderwanie tych ziem od Polski z szeregu powodów, z których dwa są najważniejsze: gdzie Niemcy i jak przepędzą ponad 10 milionów Polaków z tych ziem? Musiałby w Niemczech dojść do władzy nowy - jeszcze gorszy Hitler, który podporządkowałby sobie politycznie
Europę i czując się bezkarnie mógłby mordować miliony ludzi, budując m.in. nowe obozy zagłady. Po drugie skąd Niemcy by wzięły 10 czy nawet chociażby tylko 5 milionów Niemców do zasiedlenia tych ziem? Po zjednoczeniu Niemiec dawne komunistyczne Niemcy Wschodnie wyludniają się. Starczy przekroczyć granicę na Odrze, aby się przekonać jak wyludnione są przygraniczne miasta i miasteczka.

Oczywiście, że dla Niemca Wrocław to Breslau a Szczecin Stettin. I nic w tym złego, bo to ich nazwy dla tych miast. Podobnie dla nas Lwów zawsze będzie Lwowem a nie Lvivem a Wilno Wilnem a nie Vilniusem. Niech Pan więc nie panikuje i zniechęca nas do Niemców. Ja osobiście wolałbym z Niemcem zgubić niż znaleźć coś z Ukraińcem czy Litwinem. W tym sensie, że dzisiejsi Niemcy na pewno nie są naszymi zajadłymi wrogami, a Ukraińcy i Litwini nimi są. I bardzo łatwo to udowodnić setkami przykładów.

Panie "Lubomirze" od kiedy dla Pana - jeśli Pan jest Polakiem - Małopolska Wschodnia i Wołyń to Zachodnia Ukraina? I teraz nie wiem: czy Pan prawdziwie tak mocno kocha Ziemie Zachodnie i Północne aż do tego stopnia że w sposób zupełnie nieracjonalny jest przestraszony ich utratą przez Polskę, czy strasząc Niemcami ma Pan może nawet otrzymane od kogoś zadanie wybijania Polakom z głowy samej myśli o Ziemiach Wschodnich. Bo, prawdę mówiąc, Pańska działalność zaczyna być podejrzana, albo jest objawem paranoi.

Moje "Kresy..." nie nawołują Polaków do wojny z Ukraińcami, Litwinami i Białorusinymi, ale mają za zadanie utrwalanie w społeczeństwie polskim wiedzy o ich polskiej historii, którą na potęgę zakłamują dzisiejsi moralni okupanci tych ziem - paserzy kradzieży Stalina.
Polska Jagiellońska o której Pan często pisze to marzenie ściętej głowy rusofobów. Jak może zapanować przyjaźń i współpraca Polski z Litwą, Ukrainą i Białorusią na szeroką skalę jeśli nasi wschodni sąsiedzi, szczuci na Polaków przez ich nacjonał-faszystów od ponad stu lat, zakłamują historię, stawiają pomniki mordercom Polaków i prześladują mieszkających tam Polaków?!

Niech Pan sobie daruje straszenie nas Niemcami, gdyż - jak mówi porzekadło - "wilk" wcale nie jest taki groźny jak go malują. A rzekomy przyjaciel różnych Kowalów jest właśnie naszym niebezpiecznym wrogiem.

Marian Kałuski, Australia

york - 26.10.14 1:00
Pozwalam sobie nawiązać do tekstu Pana Mariana Kałuskiego, nie po to bynajmniej, aby broń Panie Boże polemizować z jego tezami, ale po to by niejako twórczo rozwinąć tą niezwykle istotną dla naszego kraju tematykę poprzez odesłanie do cyklu wykładów profesora Andrzeja Nowaka, które wygłosił w Warszawie oraz w Toronto w Kanadzie.
A oto, co na ten temat pisze portal naszeblogi.pl: 2014-10-22 00:52
„Rozpoczął się właśnie czwarty cykl wykładów profesora Andrzeja Nowaka. Tym razem - pod nazwą "Lekcje historii". (...).
Wykłady odbywają się w Domu Pielgrzyma "Amicus" przy parafii św. Stanisława Kostki koło pl. Wilsona w Warszawie (...).
Przed jego rozpoczęciem pan Grzegorz Kutermankiewicz powiedział mi, że prelekcja ta została przedtem wygłoszona na początku października w Toronto, w Kanadzie /anglojęzyczne wideo - /TUTAJ//.
Profesor Nowak zaczął od wyjaśnienia, że "appeasment " znaczy dosłownie zaspokojenie, a w polityce oznacza politykę ustępstw wobec agresora, w nadziei zaspokojenia jego apetytów. (...).
Andrzej Nowak odniósł się również do wydarzeń bieżących komentując wywiad Sikorskiego dla "Politico Magazine" oraz artykuł Johna J. Mearsheimera we wrześniowo-październikowym numerze "Foreign Affairs. (...).
Profesor Nowak powiedzial, że kończy właśnie książkę na temat appeasmentu. Na zakończenie wykładu powrócil do wspólczesności i stwierdził, że obecnie sytuacja jest jednak lepsza.
Wciąż istnieją potężne siły dążące do appeasmentu z Putinem /n.p. pani minister obrony Niemiec, twierdząca, iż Niemcy nie sa w stanie wywiązać sie z obowiązków wynikajacych z punktu 5 statutu NATO/, jednak 25 lat istnienia niezależnej od Rosji Polski oraz 23 lata państwowosci ukraińskiej zrobiły swoje. Liczyć jednak powinniśmy przede wszystkim na siebie.
Po wykładzie pozostał jeszcze czas na trzy pytania z sali. Pytano o Wiktora Suworowa, o plac Wilsona (...).
Profesor podkreślił pionierską rolę Suworowa w badaniu przygotowań Stalina do wojny z Hitlerem w 1941, przypomniał, że Wilson był rzecznikiem powstania niepodległej Polski, choć wyobrażał ją sobie jako mały kraj, coś w rodzaju Królestwa Kongresowego. (...) – koniec cytatu.
To tylko oczywiście /z powodu limitu znaków na komentarze/ wybrane fragmenty artykułu wprowadzającego do tych wykładów, które można wysłuchać w wersji video pod niżej podanymi adresami:
http://naszeblogi.pl/50166-lekcje-historii-prof-andrzeja-nowaka-appeasment?utm_source=niezalezna&utm_medium=wpis&utm_campaign=blogi
http://www.youtube.com/watch?v=RVUemz0DDMQ
http://solidarni2010.pl/29210-profesora-andrzeja-nowaka-lekcje-historii-nbspnbspappeasement.html?PHPSESSID=75a8126b49791c1b90af4ed511882524
http://marszpolonia.com/2014/10/11/profesor-andrzej-nowak-w-toronto-czy-polska-moze-obronic-sie-przed-rosja/
http://marszpolonia.com/2013/09/25/profesor-andrzej-nowak-w-izbie-pamieci-plk-kuklinskiego/?relatedposts_hit=1&relatedposts_origin=2834&relatedposts_position=1

Lubomir - 25.10.14 21:21
'Lepszy gołąb w garści niż wróbel na dachu'. 'Gołebiem w garści' są teraz polskie Ziemie Zachodnie i Północne. Dzisiaj w jednej z polskich stacji telewizyjnych pokazywano Głogówek na Dolnym Śląsku. Jest to to samo miasteczko, w którym przebywał król Jan Kazimierz w czasie potopu i w którym to miasteczku wydał odezwę do Polaków, by na całym terytorium Rzeczyposolitej Polskiej podjęli walkę z najeźdżcą. Do walki ruszyły wszystkie kraje i ziemie Rzeczypospolitej, na czele z Litwą i Żmudzią. Na tablicy informującej o miejscowości, pod polską nazwą Głogówek, można było odkryć niemiecką nazwę Oberglogau. My dziwnie podgadzamy wszystkim. Nawet Niemcom. Jednak trudno dostrzec symetrię zachowań. Na terytorium krajów niemieckich nie toleruje się obecności języka polskiego. Ba, zaprzecza się temu, że istnieje tam polska mniejszość narodowa. Podobnie rzecz ma się na Litwie i na Żmudzi. Tam ciągle trwa walka z polskim nazewnictwem i polskimi nazwiskami. Kiedy Polacy 'łechtani są' Lwowem, niemiecki Korpus Wojsk Elektronicznych rozlokował się w Szczecinie. Rzecz jasna, żaden oficer czy żolnierz z Bundeswehry nie nazywa stolicy Pomorza Zachodniego - Szczecinem. Wszyscy mówią na miasto Stettin. Oby temat Ukrainy Zachodniej nie służył wyłącznie do tego, by odwrócić uwagę Polaków od zagrożeń na Pomorzu Zachodnim i m.in. na Dolnym Śląsku.

Roman K - 25.10.14 19:33
Re: Agamemnon (Kosiur) Pisanie prawdy historycznej, odczytujesz
jako podzeganie??? !!! To swiadczy o tym,ze wodzi ciebie za nochal
zazdrosc, z powodu duzego dorobku historycznego Pana M.Kaluskiego.

Agamemnon - 24.10.14 17:24
Panie Kałuski

Żadnych podżegań do użycia siły.

Pozdrawiam

Jan Orawicz - 24.10.14 16:18
To doskonały materiał,który daję bardzo jasne światło na to,
kto doszedł do władzy w Polsce To przerażająca sprawa! Jeden
filutek udaje,że go pamięć zawodzi,drugi filutek milczy. A co
z Polską? Gratuluję Panu historykowi M.Kałuskiemu za to celne
wyłożenie, wiadomej kawy na ławę! Wyobrażam sobie jak na to
patrzy dookolny świat,a głównie Zachód. Pozdrawiam

Wszystkich komentarzy: (34)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

25 Kwietnia 1937 roku
Zmarł Michał Drzymała, wielkopolski chłop, symbol walki z zaborcą pruskim (ur. 1857)


25 Kwietnia 1943 roku
W wyniku tzw. sprawy katyńskiej zerwano polsko-radzieckie stosunki dyplomatyczne.


Zobacz więcej