Piątek 26 Kwietnia 2024r. - 116 dz. roku,  Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 12.09.14 - 14:54     Czytano: [2528]

Polska nie dla Ukraińców i Rosjan


W wyniku procesów dziejowych powstały narody, czyli wspólnoty o podłożu etnicznym, gospodarczym, politycznym, społecznym i kulturowym, przejawiające się w świadomości swych członków. Każdy naród zajmuje określone terytorium i zazwyczaj utworzył własne państwo o określonych dzisiaj granicach politycznych. Posiadanie własnego państwa jest najważniejszym warunkiem jeśli nie istnienia to naturalnego rozwoju każdego narodu. Najbardziej wszechstronnie rozwinięte narody i państwa powstały w Europie i świecie kultury zachodniej.

W ostatnich 50 latach jesteśmy świadkami wielkiej fali emigrantów z zacofanych krajów Afryki i Azji do Europy. Ludzie ci nie tylko są bardzo często biedni (a to nie grzech), ale także brudni, chorzy i analfabetami, bez żadnej kultury wychowania, wychowani w bezprawiu i zbrodni, nie mający zielonego pojęcia o demokracji i funkcjonowaniu państw zachodnich. Są także zazwyczaj obcy duchowo i kulturalnie: nie tylko nie są chrześcijanami (a Europa ma chrześcijańskie korzenie), ale wyznawcami religii, które są wrogie chrześcijaństwu i kulturze zachodniej, na której zbudowane są państwa i społeczeństwa Zachodu.

Co oznacza masowa emigracja do ustabilizowanych od dawna państw europejskich? Przede wszystkim w wyniku tego procesu naród zamieszkujący dane państwo traci je na rzecz jakiegoś niesprecyzowanego społeczeństwa „multiculti”. Ci emigranci od wewnątrz rozsadzają państwa i narody zachodnioeuropejskie. Jednocześnie ci emigranci nie wpływają na likwidację swoich państw: np. emigracji algierscy we Francji nie przyczyniają się do likwidacji państwa i narodu algierskiego, a tylko do likwidacji Francji i narodu francuskiego, takiego jakim go znamy od setek lat.

To nic dobrego nie wróży tym państwom i narodom i to już w najbliższej przyszłości.

Dzięki Bogu Polskę jak dotychczas omija inwazja współczesnych barbarzyńców (barbarzyńca, z greckiego βαρβάρουςárbaros, z łaciny barbarus – cudzoziemiec – człowiek dziki, pierwotny, niecywilizowany, okrutny, o prymitywnych odruchach, nieznający kultury europejskiej) z Azji i Afryki.

Przez nieudolną politykę rządów polskich w ostatnich 10 latach aż 2 miliony Polaków było zmuszonych opuścić Polskę w poszukiwaniu lepszego życia na Zachodzie. Oni mają na pewno lepsze życie niż w Polsce. Jednak nie ma gwarancji, że ich dzieci będą tam szczęśliwe jak coraz liczniejszy i barbarzyński islam zaglądnie im w oczy.
Jednocześnie Polskę zalewają emigranci. Także z Azji (np. jest 30 000 Wietnamczyków, z których wielu to buddyści; jednak buddyści nie są tak niebezpieczni jak muzułmanie, którzy odpowiadają aż za 95% aktów terroryzmu światowego; nie powinniśmy wzbraniać się przez kontrolowaną emigracją katolików z Azji i Afryki, bo to ludzie nam bliscy w wierze i przez prześladowania we własnym kraju, ludzie w największej potrzebie). Jednak na razie są to emigranci głównie ze Wschodniej Europy: ludzie z Rosji, Białorusi i przede wszystkim Ukraińcy. W ostatnich miesiącach ok. 40 000 Ukraińców osiedliło się w Polsce. A ilu nielegalnie?! Media polskie podały wiadomość (m.in. „Wirtualna Polonia” 10.7.2014), że funkcjonariusze Straży Granicznej z Rzeszowa-Jasionki wspólnie z pracownikami Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie wykryli proceder fałszowania dokumentów, które umożliwiły bardzo wielu obywatelom Ukrainy uzyskanie polskiego obywatelstwa i legalne osiedlenie się w naszym kraju. W procederze tym było zamieszanych 25 Ukraińców mieszkających w Polsce i 6 Polaków. Pytanie jest: ilu wśród tych Ukraińców udających Polaków jest agentów ukraińskich oraz banderowskich działaczy i terrorystów wysłanych do Polski do robienia banderowskiej czy nawet terrorystycznej roboty w naszym kraju?!
Osiedlają się więc w naszym kraju ludzie z państw, które nigdy nie były (Rosjanie, Ukraińcy) przyjazne dla naszego kraju i prawdopodobnie nigdy nie będą. Tak pod względem politycznym, kulturalnym i religijnym. Wszystkie państwa europejskie, które mają mniejszość rosyjską (Estonia, Łotwa czy Mołdawia) mają wielkie problemy z tą mniejszością.

A jaki będzie rezultat potopu Polski przez Ukraińców i Rosjan?

Polska przestanie być Polską i krajem zachodnioeuropejskim. Nasz kraj będzie wieloetniczny i pełen wieloetnicznych problemów. Takich jakie mają państwa europejskie, którym zachciało się bawić w „multiculti”. Emigranci będą budować cerkwie, domy ukraińskie, rosyjskie i inne, zakładać organizacje, szkoły (tylko nie szkoły, bo to murowana gettoizacja!), kluby, zespoły i żądać aby polscy podatnicy to wszystko finansowali (podczas gdy na Ukrainie tamtejsi Polacy nie tylko, że nie otrzymują żadnej pomocy rządowej, ale także są prześladowani). Jednak przede wszystkim zaleje nas kultura i obyczajowość wschodnia, a kraj obsieją cerkwiami, które zeszpecą jego dotychczasowy zachodnioeuropejski krajobraz. I żeby tylko na tym się skończyło. W naszym kraju będzie pełno agentów rosyjskich i ukraińskich tworzących prawdziwą V-kolumnę, która będzie dawała znać o sobie, tak jak to było z niemiecką i ukraińską V-kolumną w przedwojennej Polsce, a przede wszystkim podczas kampanii wrześniowej 1939 roku. Kto gwarantuje, że nie będziemy mieli także nowej ukraińskiej irrydendy i próby odrywania od Polski rzekomo "etnicznych ziem ukraińskich" – Chełmszczyzny i Ziemi Przemyskiej, a może i Krakowa, który, według Ukraińców, założyli ich przodkowie?!

Nie jest nic złego z osiedlaniem się cudzoziemców w Polsce. Cudzoziemcy zawsze byli elementem w historii polskiego narodu i to zazwyczaj bardzo pozytywnym. Chodzi tylko o to, aby ludzie osiedlający się w Polsce asymilowali się – wchodzili w społeczeństwo polskie, aby w Polsce już nigdy nie było gett etnicznych. Pisemna zgoda przybyłego do Polski cudzoziemca na asymilację powinna być warunkiem przyznawania prawa do osiedlania się w Polsce, a obywatelstwo powinno być przyznawane dopiero po 10-15 latach i to na pewnych warunkach (np. dobra znajomość języka i udowodnienie, że wchodzą w naród polski). Do Polski nie powinni być wpuszczani na osiedlenie się niechrześcijanie, bo oni nie tylko że nie asymilują się, ale łatwo mogą stać się V kolumną jeśli nie obcego państwa to własnej religii, ze skutkami szkodliwymi dla państwa i ludności tubylczej. Chociaż w Polsce najwięcej mogło by się osiedlić Ukraińców, Rosjan i Białorusinów, to raczej powinni to być niemile widziani emigranci, szczególnie Ukraińcy i Rosjanie. Oba narody nie tylko są obce nam w wierze (prawosławni i grekokatolicy) i kulturze, ale także słusznie zaliczane do naszych największych wrogów.

Przez 123 lata byliśmy w niewoli naszych sąsiadów i walczyliśmy o własne państwo, wylewając morze krwi. Nie dopuśćmy do tego, abyśmy je na nowo stracili. Aby jego gospodarzami stali się cudzoziemcy. W tym najgorsi z nich – Ukraińcy i Rosjanie – odpowiednio od 400 i 500 lat nasi śmiertelni wrogowie (wyjątki potwierdzają regułę). Za dużo jest wrogości po obu stronach, a to nic dobrego nie wróży. Na pewno nie harmonijnego współżycia.

Uwaga o Kresach kard. S. Wyszyńskiego w związku ze śmiercią Bolesława Bieruta

Przebywający na przymusowym odosobnieniu w Komańczy w Bieszczadach prymas Polski, kard. Stefan Wyszyński na wiadomość o śmierci Bolesława Bieruta zanotował w swoich zapiskach więziennych pod datą 12 marca 1956: „Bóg położył kres życiu człowieka i głowy państwa, który miał odwagę pierwszy i jedyny z dotychczasowych władców Polski zorganizować walkę polityczną i państwową z Kościołem. To straszna odwaga! Na tę odwagę zdobył się Bolesław Bierut. (...) umarł na obczyźnie, w Moskwie - tam, gdzie zgodził się na oddanie jednej trzeciej terytorium Polski, tam, gdzie czerpał swoje natchnienie do walki z Kościołem”.

Polskie nazwy ulic w dzisiejszym Lwowie

Po zajęciu Lwowa przez Związek Sowiecki we wrześniu 1939 roku okupacyjne władze sowieckie zmieniły pod kątem depolonizacji nazwę większość lwowskich ulic i placów, często nazwy, które miały kilkuwiekową metrykę. Niemcy okupując Lwów w latach 1941-44 przywrócili dawne nazwy niektórym ulicom, a innym nadali niemieckie nazwy. Po zajęciu Lwowa przez Związek Sowiecki w 1944 roku ponownie dokonano zmian nazw ulic Lwowa. Wiele nazw miało cechy rusyfikacyjne. Z kolei po powstaniu niepodległego państwa ukraińskiego w 1991 roku i zdobycie w mieście władzy przez skrajnych nacjonalistów ukraińskich doprowadziło do ponownej zmiany bardzo wielu ulic lwowskich. Tym razem nastąpiła ukrainizacja większości ulic. Imiennikami ulic miasta zostali m.in. znani nacjonaliści ukraińscy, często o zapatrywaniach faszystowskich i ludobójcy.

Nowe władze miasta chociaż wrogie Polsce i Polakom pozostawiły nazwy ulic upamiętniających postaci polskiej historii i kultury, które pozostały z czasów sowieckich, nie chcąc wówczas okazywać publicznie swego wrogiego nastawienia do Polski, Polaków i wszystkiego co polskie, szczególnie we Lwowie. I tak pozostały ulice Aleksandra Fredry, Sebastiana Klonowicza, Marii Konopnickiej, Mikołaja Kopernika, Tadeusza Kościuszki, Jana Matejki, Elizy Orzeszkowej i Juliusza Słowackiego, Szeptyckich, Fryderyka Szopena, Gabrieli Zapolskiej. Sowieci zmienili nazwę ul. Mickiewicza, ale za to plac Mariacki, na którym stoi pomnik wieszcza, nazwano placem Mickiewicza; nazwę tę zachowały ukraińskie władze miasta, jak również ulice nazwane przez władze sowieckie w 1946 roku na pamiątkę Polaków związanych ze Lwowem: Stefana Banacha i Tadeusza Boya-Żeleńskiego. A z własnej inicjatywy uhonorowały nazwą ulicy dwóch Polaków: Oskara Kolberga – wybitnego etnografa historycznych ziem Polski, w tym ziem ukrainnych Rzeczypospolitej, oraz Aleksandra Myszugę – wybitnego polskiego śpiewaka operowego, pochodzenia ukraińskiego.

Z polskich nazw geograficznych ulic lwowskich, po 1945 roku pozostała jedynie ulica Krakowska. W okresie sowieckim była ul. Rzeszowska, jednak w najnowszym spisie ulic jej nie zauważyłem.

Polskie zakony i zgromadzenia żeńskie w archidiecezji lwowskiej w 1939 roku

W 1939 roku na terenie rzymskokatolickiej (polskiej) archidiecezji lwowskiej działały 24 polskie zakony i zgromadzenia zakonne żeńskie, mające łącznie 2470 sióstr zakonnych w 292 domach zakonnych-klasztorach. Były to następujące wspólnoty zakonne: benedyktynki – 1 dom, 50 sióstr; Siostry Benedyktynki od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu – 1 dom, 45 sióstr; karmelitanki bose – 1 dom, 20 sióstr; Siostry II Zakonu Św. Franciszka od Adoracji Najświętszego Sakramentu – 1 dom, 35 sióstr; urszulanki – 3 domy, 89 sióstr; Siostry Najśw. Serca Pana Naszego Jezusa Chrystusa – 1 dom, 49 sióstr; Siostry Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo – 29 domów – 438 sióstr; Siostry Bożej Opatrzności – 4 domy, 75 sióstr; felicjanki – 21 domów – 232 siostry; Siostry Niepokalanego Poczęcia Najśw. Maryji Panny – 2 domy, 106 sióstr; dominikanki – 7 domów, 48 sióstr; służebniczki starowiejskie – 94 domy – 368 sióstr; boremeuszki – 1 dom, 9 sióstr; józefitki – 21 domów, 179 sióstr; Siostry Franciszkanki Rodziny Maryi – 54 domy, 344 siostry; służebniczki dębickie – 21 domów, 66 sióstr; sercanki – 4 domy, 96 sióstr; serafitki – 3 domy, 29 sióstr; nazaretanki – 2 domy, 43 siostry; prezentki – 1 dom, 3 siostry; Siostry Notre Dame – 6 domów, 71 sióstr; zmartwychwstanki – 2 domy, 11 sióstr; albertynki – 11 domów – 61 sióstr; Siostry Matki Bożej Miłosierdzia – 1 dom, 3 siostry.

Polskie zakony i zgromadzenia męskie w archidiecezji lwowskiej w 1939 roku

W 1939 roku na terenie rzymskokatolickiej (polskiej) archidiecezji lwowskiej działało 17 polskich zakonów i zgromadzeń zakonnych męskich, mających łącznie 249 księży zakonnych i 582 zakonników: łącznie 237 kapłanów, 204 braci, 138 kleryków i 286 alumnów w 69 domach zakonnych-klasztorach. Były to następujące wspólnoty zakonne: księża jezuici – 6 domów, 36 kapłanów i 14 braci; dominikanie – 7 domów, 38 kapłanów i 31 braci; karmelici trzewiczkowi – 4 domy, 11 kapłanów, 14 braci i 8 kleryków; karmelici bosi – 1 dom, 4 kapłanów i 4 braci; franciszkanie konwentualni – 7 domów, 26 kapłanów, 30 braci, 48 kleryków; bernardyni – 18 domów, 48 kapłanów, 36 braci i 70 kleryków; reformaci – 2 domy, 6 kapłanów, 10 braci, 3 kleryków i 67 alumnów; kapucyni – 3 domy, 10 kapłanów i 9 braci; księża misjonarze św. Wincentego a Paulo – 5 domów, 24 kapłanów i 4 braci; zmartwychwstańcy – 2 domy, 10 kapłanów, 5 braci i 26 alumnów; redemptoryści – 1 dom, 3 kapłanów i 1 brat; salezjanie – 3 domy, 14 kapłanów, 6 braci, 9 kleryków i 130 alumnów; saletyni – 2 domy, 7 kapłanów; michalici – 2 domy, 2 kapłanów i 59 alumnów; bracia szkolni – 1 dom, 11 braci; albertyni – 3 domy, 18 braci: bracia Serca Jezusowego – 2 domy – 4 braci.

Polski Drohobycz w Małopolsce Wschodniej

Drohobycz do 1939 roku był miastem powiatowym w woj. lwowskim (po 1945 Ukraina) i liczył 39 000 mieszkańców, a w 1931 roku 32 261 mieszkańców, w tym 18 840 Polaków, 7589 Żydów oraz zaledwie 2686 Ukraińców i 2557 Rusinów. Natomiast cały powiat drohobycki miał w 1931 roku 194 456 mieszkańców, w tym 91 935 Polaków, 45 528 Ukraińców, 33 686 Rusinów i 19 529 Żydów. Król polski Kazimierz Wielki w 1340 roku nadał miastu herb przedstawiający 9 topek solnych (tradycyjna miara soli) umieszczonych na granatowej tarczy, nad którą widniała polska korona królewska (teraz Ukraińcy ją usunęli), w1392 roku król Władysława Jagiełło ufundował istniejący do dziś kościół farny, a w 1422 roku nadał miastu prawo magdeburskie. Miasto od końca XIX w. leżało obok polskiego największego zagłębia naftowego w Borysławiu, stąd działało tu 5 rafinerii ropy naftowej, w tym wielka Państwowa Fabryka Olejów Mineralnych, zatrudniająca ok. 3000 robotników. W mieście było znane gimnazjum, w którym nauczycielem rysunku był głośny dzisiaj w Polsce i na świecie polski pisarz i rysownik Brunon Schulz (1892-1942) oraz znany polski klub piłki nożnej „Junak”, który w 1937 roku awansował do ligi lwowskiej (jedna z najbardziej prestiżowych lig okręgowych w przedwojennej Polsce), a wygrał ją w sezonie 1938/1939. Po przyłączeniu Małopolski Wschodniej do Związku Sowieckiego w 1945 roku Stalin wypędził z Drohobycza i Ziemi Drohobyckiej do komunistycznej Polski większość Polaków – 48 593 (Polaków pochodzenia żydowskiego wymordowali hitlerowcy wraz z Ukraińcami).

W Drohobyczu urodziło się wielu znanych Polaków, m.in.: Aleksander Bednarz (1941-2013), aktor teatralny, filmowy, telewizyjny i dubbingowy, reżyser teatralny; Andrzej Chciuk (1920-1978), pisarz i poeta, autor książek o Drohobyczu i Ziemi Drohobyckiej; Tadeusz Chciuk-Celt (1916-2001), zastępca dyrektora Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium; Maciej Aleksy Dawidowski (1920-1943), bohater okupacyjnej Warszawy, sierżant podchorąży Armii Krajowej, uczestnik głośnej „Akcji pod Arsenałem” 26.3.1943, bohater książki Aleksandra Kamińskiego pt. „Kamienie na szaniec” (I wyd. 1943); Tadeusz Dąbrowski (1887-1919), krytyk literacki, badacz literatury polskiej, publicysta; Jerzy Drohobycz (1450- 1494), lekarz, profesor uniwersytetów w Bolonii i Krakowie; Stanisław Gerstmann (1911-1983), psycholog, profesor Uniwersytetu Łódzkiego; Leopold Gottlieb (1870-1934), malarz; Maurycy Gottlieb (1856-1879), malarz; Zbigniew Stanisław Kiedacz (1911-1944), podpułkownik dyplomowany kawalerii Wojska Polskiego, twórca 600-osobowego elitarnego oddziału o doskonałych walorach bojowych – batalion "S" w Armii Polskiej gen. Władysława Andersa; Eugeniusz Kucharski (1880-1952), historyk literatury, profesor uniwersytetów we Lwowie i Toruniu; Kazimierz Kuriański (1917-1940), duchowny katolicki – werbista, zamordowany za wiarę w niemieckim hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Mauthausen-Gusen, Sługa Boży Kościoła katolickiego; Marcin Laterna (1552-1598), jezuita, pisarz religijny, spowiednik królów Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy, Sługa Boży, zginął za wiarę; Wilhelm Leopolski (1828-1892), dobry malarz; Herman Lieberman (1870-1941), polityk PPS, 1919-30 poseł na Sejm PR; Hermann Adolf Loebl (1835-1907), polski polityk w służbie austriackiej, namiestnik Moraw (1888-93), minister ds. Galicji (1897-98); Ignacy Łobos (1827-1900), od 1885 biskup katolicki diecezji tarnowskiej; Jerzy Łucki (1898-1939), sportowiec: bobsleista -olimpijczyk z Sankt Moritz 1928, lekkoatleta - brązowy medalista mistrzostw Polski w: pchnięciu kulą w latach 1923 i 1927 oraz w rzucie młotem w roku 1923; Ignacy Popiel (1863-1941), szachista, czołowy gracz Galicji i w międzywojennej Polsce; Leszek Schneider (1925-1984), filolog, docent Uniwersytetu Jagiellońskiego; Bruno Schulz (1892-1942), pisarz, rysownik; Kajetan Stefanowicz (1886-1920), malarz; Leon Sternbach (1864-1940), filolog klasyczny, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego; Józef Szalay (1802-1876), uznawany za twórcę uzdrowiska w Szczawnicy; Kazimierz Wierzyński (1894-1969) wybitny poeta; Stanisław Windakiewicz (1863-1943), historyk literatury polskiej, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W Drohobyczu ukazywały się do 1939 roku następujące czasopisma polskie (razem 16): „Biuletyn Powiatowej Kasy Chorych w Drohobyczu” 1925-27, „Echo Zagłębia Naftowego” – tygodnik 1929-37, „Głos Drohobycko-Borysławsko-Samborsko-Stryjski” (1929-39; jako „Głos Drohobycko-Borysławski” 1933-37, „Nowy Głos 1937-38 i „Nowy Głos Zagłębia Naftowego” 1938-39), „Kurier Drohobycki” – tygodnik 1932, „Kurier Podkarpacia” 1930, „Nasze Pisemko” – miesięcznik 1929-33 Polskiego Prywatnego Seminarium Żeńskiego, „Nasze Pisemko” 1939, „Nowiny” – tygodnik 1932-33, „Oleum” – tygodnik dla sprawy przemysłu oleju skalnego w Polsce (po polsku, francusku, angielsku i niemiecku) 1935-39, „Ostatnie Wiadomości Zagłębia” – 2 razy w tygodniu 1932-34, „Petrol. Czaspoplismo Naukowe” – tygodnik 1927-39, „Przegląd Podkarpacia” – dwutygodnik 1934-39, „Sprawa Ludowa” – dwutygodnik polityczno-społeczny 1929-30, „Sprawozdanie Dyrekcji Gimnazjum Państwowego im. Króla Władysława Jagiełły w Drohobyczu” 1929-39, „Sprawozdanie z działalności za rok ... Ubezpieczalni Społecznej w Drohobyczu” 1936-37.

Czartorysk na Wołyniu i ród Czartoryskich

Czartorysk to miasteczko na Styrem, które do 1945 roku leżało na terenie powiatu łuckiego w województwie wołyńskim. Ten ruski gród został włączony do Litwy w XIV wieku, która w 1385 roku zawarła unię z Polską. W 1431 roku doszło tu do rozejmu pomiędzy królem Władysławem Jagiełłą i zbuntowanym księciem litewskim Świdrygiełłą. Z nadania Świdrygiełły, w latach 1442-1601 Czartorysk i tutejsze duże dobra ziemskie należały do Czartoryskich, którzy wznieśli tu swój zamek; jeszcze w XIX w. pozostawały po nim ruiny, a dziś tylko wały. Było to ich gniazdo rodzinne i od nazwy miasteczka wzięła w XV w. nazwisko gałąź domu Giedyminowiczów (bratem stryjecznym założyciela rodu Konstantego był król polski Władysław Jagiełło) – znany po dziś dzień polski ród książęcy Czartoryscy, który odegrał bardzo dużą rolę w historii Polski, który był bardzo zasłużony dla kraju i Kościoła polskiego, z uwagi na działalność polityczną, patriotyczną, społeczną, kulturalną i religijną.

Po Czartoryskich Czartorysk wraz z dobrami ziemskimi na krótko w drodze kupna należał do wojewody mińskiego Jana Paca (kupił za 400 000 zł pol.), potem do Leszczyńskich, w 1677 roku do Wiśniowieckich i w 1725 roku do Radziwiłłów. Radziwiłłowie wznieśli tu ładny pałac rokowowy z cennymi malowidłami ks. Łukasza Huebnera, który zdemolowali i potem rozebrali urzędnicy carscy. Dobra skonfiskowane przez carat po Powstaniu Listopadowym 1830-31 były w rękach rosyjskich do I wojny światowej. Wojewoda dorpacki Andrzej Leszczyński zostawszy panem Czartoryska, sprowadził tu polskich dominikanów, dla których w 1639 roku ufundował klasztor wraz z barokowym kościołem murowanym. Nowy piękny kościół w stylu rokokowym wzniósł w miejsce poprzedniego w latach 1736-41 znany architekt polski Paweł Giżycki. Jest to gmach trzynawowy, krzyżowy, bez wieży. W ramach antypolskich represji po Powstaniu Listopadowym 1830-31 władze carskie zlikwidowały klasztor dominikanów w 1832 roku a kościół przerobiły na cerkiew prawosławną pw. Zaśnięcia Bogarodzicy. Podczas I wojny światowej tereny te były miejscem walk, podczas których kościół podominikański uległ dużemu zniszczeniu; dalszej dewastacji uległ podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku przez żołdaków sowieckich, którzy poniszczyli groby Czartoryskich i okolicznej szlachty, a szczątki ich okradli z wartościowych przedmiotów i porozrzucane. W 1920 roku odzyskali go katolicy i został kościołem parafialnym w dekanacie kołkowskim w diecezji łuckiej. Do 1930 roku kościół został pięknie odbudowany i odrestaurowany staraniem ks. Apolinarego Tarnogórskiego i wiernych oraz, ze względu na swój zabytkowy charakter, dzięki dotacji Urzędu Konserwatorskiego w Łucku, Ministerstwa Robót Publicznych i właścicieli pobliskich lasów: Księżopolskiego, Siennickiego i Sittauera. Odrestaurowany kościół przejęli księża z Kongregacji Świętego Krzyża (oo. Hilary Paszek i Józef Kmieckik – do 1939 r.). Po oderwaniu Ziem Wschodnich od Polski przez Stalina w 1945 roku władze sowieckie odebrały kościół katolikom i obróciły ten zabytkowy i jeden z najpiękniejszych kościołów na Wołyniu na skład zboża, po czym z powodu dużej dewastacji porzuciły na zagładę. W 1997 roku kościół został przekazany Cerkwi prawosławnej i po odbudowie w duchu cerkiewnym od 1999 roku wchodzi w skład utworzonego tu monasteru Podwyższenia Krzyża Pańskiego.

W latach 1915-1916 w rejonie Czartoryska miały miejsce walki z udziałem wszystkich trzech brygad Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego; do najbardziej zaciętego boju z udziałem legionistów doszło w pobliskiej Kościuchnówce 4-6 lipca 1916. Od tego wydarzenia pochodziły nazwy: jednego ze wzgórz w pobliżu stacji kolejowej Czartorysk - Góra Polaków oraz Lasek Polski i Reduta Piłsudskiego, z których do dzisiaj miejscowa ludność zna nazwę Polska Góra, chociaż ona oficjalnie nie funkcjonuje. W 1928 roku legioniści usypali w tym miejscu kopiec-pomnik wiecznej chwały i wznieśli kaplicę drewnianą na cmentarzu wojennym (42 groby) w Kościuchnówce, która została zniszczona przez banderowców podczas II wojny światowej. Zachowały się jedynie resztki cmentarza legionistów.
W latach 1939-41 Czartorysk był pod okupacją sowiecką, a w latach 1941-44 niemiecką. W lipcu 1942 roku Niemcy wraz z nacjonalistami ukraińskimi wymordowali 300 żydów czartoryskich, a rok później mieszkających tu Polaków podczas przeprowadzanej przez nich masowej rzezi Polaków na Wołyniu (ok. 100 tys. ofiar); niedobitki Polaków uszły do Łucka, skąd większość z nich Niemcy wywieźli do Niemiec na roboty przymusowe. W 1945 roku Czartorysk przez imperializm Stalina został odebrany Polsce i wszedł w skład sowieckiej Republiki Ukraińskiej. W rękach polskich zachowało się trochę polskich pamiątek z Czartoryska, m.in. stempel z polskim napisem Agencja Poczt.-Tel. Czartorysk 2 z polskim Orłem.
W Czartorysku urodziła się Franciszka Radziwiłłowa (1705-1753), pierwsza polska dramatopisarka, która dla teatru dworskiego Radziwiłłów w Nieświeżu (woj. nowogródzkie) napisała 16 sztuk dramatycznych i przełożyła z francuskiego 3 komedie Moliera.
Teatr Polski w Wilnie i polskie afisze teatralne w zbiorach Biblioteki Wróblewskich

Wilno odegrało bardzo dużą rolę w dziejach teatru polskiego. Pierwszym teatrem polskim w Wilnie był teatr w kolegium jezuickim, czynny w latach 1569-1772. Natomiast pierwszy budynek teatralny w tym mieście został wzniesiony na dziedzińcu zamkowym w 1636 roku. Kolejnymi teatrami polskim w Wilnie były: teatr w Akademii Wileńskiej, czynny w latach 1780-84; teatr w pałacu Oskierczyńskim (później Abramowicza), istniejący od 1784 roku, w którym w 1785-89 występował zespół teatralny „ojca teatru polskiego” Wojciecha Bogusławskiego, a od 1795 roku grał tu zespół Dominika Morawskiego. W latach 1796-1831 działał teatr polski w pałacu Radziwiłłowskim (m.in. zespół Macieja Każyńskiego), który w 1831 roku przeniósł się do Wielkiej Sali Ratuszowej, którą w 1845 roku przebudowano na prawdziwą salę teatralną. Teatr ratuszowy działał do 1864 roku, kiedy to władze carskie zamknęły go w ramach represji po Powstaniu Styczniowym 1864 i zabroniły występów teatrów polskich w tym mieście. W wyniku rewolucji 1905 roku władze carskie były zmuszone przywrócić Polakom należne im prawa narodowe. Jeszcze w tym samym roku odrodził się stały – zawodowy teatr polski w Wilnie – w sali teatralnej w ogrodzie botanicznym. W 1906-07 teatr miał siedzibę w domu przy Ostrej Bramie. W 1907 roku teatr występował w baraku cyrku na Łukiszkach. Jednocześnie od tego roku działał teatr letni w ogrodzie Bernardyńskim, w 1911-13 teatr na placu Łukiskim oraz amatorski Teatr „Lutnia” od 1906 roku. W latach 1912-14 polskie społeczeństwo Wilno wzniosło wielki prawdziwy budynek teatralny – Teatr Polski (później Miejski – zwany także Teatrem na Pohulance) z salą na 800 miejsc (arch. Czesław Przybylski), który był głównym teatrem polskim w mieście do 1940 roku; zabrany Polakom służył najpierw Litwinom, a następnie i po dziś dzień Rosjanom.

W latach 1906-10 dyrektorem Teatru Polskiego w Wilnie była Nuna Młodziejowska, która stworzyła ze sceny wileńskiej jeden z najambitniejszych teatrów polskich: wystawiła m.in. „Dziady” Mickiewicza w inscenizacji S. Wyspiańskiego (1906), „Sędziów” (prapremiera polska) i „Wesele” Wyspiańskiego (1907) oraz „Lillę Wenedę” Słowackiego (1909) ze scenografią F. Ruszczyca. Bujnie rozwijało się polskie życie teatralne w międzywojennym Wilnie. Teatr na Pohulance stał się przybytkiem sztuki dramatycznej, a kierowali nim m.in. H. Cepnik (1921-23, reżyserował m.in. „Kordiana” Słowackiego), Z. Śmiałowski, F. Rychłowski (1923-25 i 1937-40), A. Zelwerowicz (1929-31), M. Szpakiewicz (1931-38), a występowali tu tacy znani aktorzy polscy jak: Irena Eichlerówna, Nina Andrycz, Henryk Borowski, Hanka Ordonówna, Aleksander Zelwerowicz, Zygmunt Bończa-Tomaszewski, Ludwik Sempoliński, Jan Kurnakowicz, Stanisława Perzanowska, Zdzisław Mrożewski, Danuta Szaflarska, Jerzy Duszyński, Igor Przegrodzki, Hanka Bielicka. Obok teatru dramatycznego Wilno miało stały teatr muzyczny „Lutnię”. Operetka, zepchnięta w wolnej Warszawie przez teatrzyki kabaretowe do roli kopciuszka, odradza się i kwitnie w Wilnie. Kwitnie przy tym o własnych siłach – bez subsydiów. A to dlatego, że wspaniała pod każdym względem wileńska operetka masowo przyciągała widzów. W 1936 roku Warszawa miała 1,2 mln mieszkańców, a Wilno od niej sześć razy mniej mieszkańców, czyli 200 tysięcy. Tymczasem podczas gdy w stolicy w 1936 roku sprzedano 1 818 000 biletów teatralnych, to w Wilnie w tymże roku sprzedano ich aż 624 000, a w rekordowym 1935 roku nawet 719 000 biletów.

Do dużych wydarzeń przedwojennego wileńskiego życia teatralnego należały występy Teatru Reduta (1925-29) pod kierownictwem wielkiego Juliusza Osterwy i Mieczysława Limanowskiego na scenie Teatru na Pohulance, osiągnięciami inscenizacyjnymi zespołu były „Wielki człowiek do małych interesów” Fredry i „Sen nocy letniej” Szekspira, prapremiera polska „Snu” F. Kruszewskiej (1927), wystawiona w konwencji ekspresjonistycznej, oraz przedstawienie jasełkowe „Betlejem Ostrobramskiego” T. Łopalewskiego. Za Szpakiewicza (1931-38) wystawiono „Dziady” Mickiewicza w reżyserii wielkiego L. Schillera oraz „Króla Edypa” Sofoklesa w reżyserii Stefana Srebrnego.

Litwinów w Wilnie do 1939 roku prawie nie było (było ich zaledwie ok. 2 tys. w mieście liczącym wówczas 209 tys. mieszkańców, w tym 140 tys. Polaków), stąd nie było tu teatru litewskiego. Był teatrzyk amatorski i przed 1919 r. występowały od czasu do czasu grupy teatralne z Litwy). Dlatego historia teatru w Wilnie do 1940 roku to historia polskiego teatru w tym mieście.

Za polskich czasów Biblioteka Wróblewskich, a po jej przywłaszczeniu przez Litwinów Biblioteka Litewskiej Akademii Nauk im. Wróblewskich w Wilnie przechowuje zbiory afiszów teatralnych, z których można się wiele dowiedzieć mi.in. o historii polskiego teatru nie tylko w Wilnie, ale w całej Polsce. Przechowywane tam afisze teatralne należą do najstarszych w Europie. Pochodzą z Wilna, Warszawy, Krakowa, Lwowa i Grodna. Wśród afiszów jest wiele unikatowych i rzadkich egzemplarzy. Najstarszy afisz w zbiorach pochodzi z 1787 roku, jest oczywiście w języku polskim i dotyczy występów zespołu teatralnego Wojciecha Bogusławskiego.

Z tego zbioru afiszów korzystali wielokrotnie w swoich badaniach polscy historycy teatru, między innymi Jerzy Timoszewicz i Zbigniew Jędrychowski.

Łajdackie zachowanie się Litwy wobec Polski we wrześniu-październiku 1939

W 1990 roku walił się Związek Sowiecki w skład którego wchodziła Republika Litewska. Na Litwie władzę dusz przejmował ruch zwany Sajudisem, jak się później okazało, zlepek głównie zajadłych komuno-nacjonalistów (członkowie Litewskiej Partii Komunistycznej, a de facto i zgodnie z narodową tradycją Lietuwisów skrajni nacjonaliści o zapędach faszystowskich), którym przewodził Vytautas Landsbergis, jak się później okazało współczesny czołowy polakożerca. Obecny marszałek Senatu RP, Bogdan Borusewicz jest przekonany, że problemom i nieporozumieniom między Litwinami i Polakami na Litwie jest winny duchowy lider konserwatystów Vytautas Landsbergis. „Mówię to otwarcie, chociaż niektórzy się od tego dystansują” - podkreślił marszałek (Kresy.pl 4.7.2014).

Otóż polakożerca Landsbergis, udając wówczas przyjaciela Polski i Polaków (mówi dobrze po polsku) przymilał się i żebrał solidarnościowy rząd polski, aby jako pierwszy na świecie uznał Litwę za niepodległe państwo, co mogło skłonić inne państwa do pójścia w ślad Polski.

Dlatego warto dziś przypomnieć w jak łajdacki sposób faszystowska Litwa zerwała stosunki dyplomatyczne z Polską 14 października 1939 roku.

1 września 1939 roku Niemcy hitlerowskie napadły na Polskę od zachodu, a 17 września 1939 roku Związek Sowiecki od wschodu.

Po napaści Niemiec na Polskę Litwa ogłosiła neutralność. Jednak po agresji sowieckiej na wschodnią Polskę, rząd litewski dał sam się złapać w pułapkę przygotowaną przez Stalina. Wyniuchał możliwość otrzymania arcypolskiego Wilna w prezencie od Moskwy, która uczyniła to już w przeszłości – w roku 1920 podczas wojny polsko-bolszewickiej. Już 19 września litewski dziennik rządowy „Lietuvos Aidas” opublikował artykuł, w którym napisał, że „Litwa może otrzymać granice na mocy umowy z Rosją Sowiecką i lipca roku 1920”.

I chociaż państwo polskie jeszcze istniało, żołnierze polscy walczyli z najeźdźcami na wszystkich frontach i do 27 września walczyła stolica Polski - Warszawa, a jego przedwojenne granice miały międzynarodowe uznanie, rząd litewski zaczął od razu umizgiwać się do Moskwy i 20 września rozpoczął tajne rozmowy ze Stalinem. Tym samym rząd litewski przystąpił do rozbioru Polski dokonywanego przez Hitlera i Stalina! Chytry Stalin za bazy wojsk sowieckich na Litwie dawał ochoczo głupim Litwinom Wilno, bo wiedział, że za kilka miesięcy i Wilno i cała Litwa będą w granicach Związku Sowieckiego. Do tego potrzebne mu były bazy wojskowe na Litwie.
10 października 1939 roku rządy Litwy i Związku Sowieckiego zawarły traktat o przekazaniu Litwie Wilna i części ziemi wileńskiej. Jak pisze w swoich wspomnieniach zatytułowanych Wspomnienia kowieńskie 1938-39 (Londyn 1938) polski attache wojskowy w Kownie, płk Leon Mitkiewicz: „Oczekiwaliśmy (poseł polski w Kownie Franciszek Charwat)... że Litwini uznają potrzebę wyjaśnienia tej sprawy w rozmowie choćby nawet prywatnej... Czekaliśmy dwa dni – do dnia 12 października – na ewentualne wyjaśnienie sprawy Wilna ze strony Litwinów... Niestety czekaliśmy na próżno. 12 października 1939 roku minister Charwat – po uzgodnieniu z rządem RP w Paryżu telegraficznie – złożył przygotowaną notę protestacyjną przeciwko bezprawnemu zajęciu przez Litwę naszego terytorium łącznie z Wilnem... Dwa dni później, dnia 14 października, minister Charwat otrzymał pisemną odpowiedź rządu litewskiego z podpisem ministra spraw zagranicznych, Urbszysa, tej treści, że Wilno stanowi część integralną Państwa Litewskiego i że jest jego stolicą oraz, co najważniejsze, że rząd litewski nie uznaje rządu polskiego w Paryżu, ponieważ Polska, jako państwo, przestała istnieć z dniem 18 września 1939 roku... Wręczeniu noty litewskiej – doręczona była przez (zwykłego posłańca!) – nie towarzyszyły ze strony ministra Urbszysa ani innych wysoko postawionych osobistości żadne wyjaśnienia, których w sytuacji ówczesnej członkowie poselstwa Polskiego w Kownie mieli pewne podstawy spodziewać się. Uznaliśmy wobec tego nasz wyjazd z Kowna za konieczny na znak protestu... W chwili opuszczania Kowna nie zostały skierowane do nas żadne słowa pożegnania ze strony Litwinów. Nikt z litewskiego MSZ czy też z litewskiego Sztabu Generalnego, nie uważał za potrzebne zjawić się w Poselstwie Polskim, aby zadość uczynić elementarnej kurtuazji. Ani jeden Litwin nie zainteresował się naszym odjazdem”.

Co więcej, Litwini w sposób wyjątkowo plugawy szydzili z Polaków w chwili ich tragedii narodowej.
Leon Mitkiewicz pisze także, że po podpisaniu traktatu litewsko-sowieckiego 10 października 1939 roku, w Kownie odbyła się masowa demonstracja nacjonalistów litewskich. Przed Muzeum Wojskowym przemówił do tłumów gen. Vladas Negavicius, który „pozwolił sobie w tragicznej dla Polaków chwili, na słowa szyderstwa i ciężkiej obrazy narodu polskiego”, że po upadku Polski „Polacy płaczliwie żebrzą o kawałek chleba, buty i kawałek dachu nad głową tu, na Litwie, jako uchodźcy”. Także w gazetach litewskich, w tym także katolickich (!), „mnożyły się szyderstwa i kpiny z tragedii bratniego przez wieki narodu” polskiego (Marceli Kosman „Orzeł i Pogoń” 1992).

Marian Kałuski

Wersja do druku

Marian Kałuski - 14.09.14 21:37
Polacy mieli, mają i zapewne będą mieli w przyszłości przyjaciół także wśród Ukraińców i Rosjan. Nie zmienia to jednak faktu, że jako całość oba narody były i są największymi wrogami Polski w naszych całych dziejach (dużo większymi od Niemców! - taka jest prawda historyczna). Dlatego MASOWA emigracja Ukraińców i Rosjan do Polski stworzyła by wielkie zagrożenie dla naszego kraju.
Marian Kałuski, Australia

Lubomir - 14.09.14 16:22
My Polacy nigdy nie byliśmy narodem rasistów. Myślę, że nie należy nikogo dyskryminować z racji jego pochodzenia. Nie wszyscy Ukraińcy to banderowcy, tak jak nie wszyscy Rosjanie to własowcy czy enkawudziści. Zawsze należy szukać i odkrywać tych, którzy mają szacunek do Polaków, polskiej wierności, sztuki, kultury, edukacji, gospodarności i zaradności. W Polsce można znależć zarówno ukraińskich, jak i rosyjskich artystów i fachowców z różnych dziedzin. Są to ludzie solidni i lojalni. O co mieć do nich pretensje?. O zbrodnie wołyńskie, o zbrodniarza wojennego Bronisława Kamińskiego, czy może o zamach na prezydencki samolot?. To właśnie tacy ludzie są w stanie tworzyć relacje, pozbawione masowych fobii. To dzięki ich apolityczności można optymistycznie patrzeć w przyszłość. Oni nie budują rakiet, ani antyrakiet. Nawet z tektury. Nie należą także do finansowych oligarchów. Podobnie do nas - ledwo wiążą przysłowiowy koniec z końcem. Nie aspirują do miana krezusów.

Admin - 14.09.14 11:48
Wszystkie komentarze nie odnoszące się do treści artykułu będą kasowane
Admin

J.P. II - 85 lat - 13.09.14 13:48
Szczeniaki mądrością nie grzeszą. Wiedza przychodzi z wiekiem.
A o kulturze współczesnych szczeniaków można powiedzieć tylko tyle: cham chama chamem pogania.

Rudy Maniek - 13.09.14 3:53
"Co było, a nie jest nie pisze się w rejestr." Ale widać,że Ukrainę pan
historyk jednak bierze w rejestr. No cóż panie, Kaluski wiek ma swoje
prawa do tzw. babulenia. Pisząc o tym wcale nie myślę,że i mnie w
starości złapie babulizna.Ale zaręczam panu,że się do tego przyznam,
ale pan się do tego nie chce przyznać i to tak,że aż ponoszą pana nerwy,
które powodują u pana zaburzenia w sferze prawideł kulturalnego
zachowania.

Wszystkich komentarzy: (5)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

26 Kwietnia 1986 roku
Awaria elektrowni atomowej w Czernobylu na Ukrainie.


26 Kwietnia 1943 roku
Ucieczka rotmistrza Witolda Pileckiego ps. „Witold”, „Druh”, z KL Auschwitz


Zobacz więcej