Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 29.08.14 - 15:34     Czytano: [1459]

Ks. Stanisław Małkowski pobity i okradziony!!


W sobotę 23 sierpnia, między godziną 21:00 a 22:00, został pobity i okradziony we własnym w domu ks. Stanisław Małkowski. Napadł go były więzień, któremu duchowny wcześniej pomagał…

– Ten człowiek o imieniu Andrzej po wyjściu z zakładu karnego odwiedzał mnie szereg razy i zawsze o coś prosił. Niektóre prośby spełniałem, niektóre, te dotyczące dawania pieniędzy – z niechęcią, bo powinien sobie również sam radzić. On tłumaczył mi, że pracował na czarno i nie dostał pieniędzy. Mówił kiedyś, że został pobity, czy okradziony. W miarę możliwości mu pomagałem – opowiada w rozmowie z portalem niezalezna.pl ksiądz Małkowski.

– Kiedy w sobotę mnie odwiedził, poprosiłem go, żeby o pieniądzach nie było mowy, bo mu ich nie dam. On powiedział, że nie chce pieniędzy, że chce napić się kawy. Po spokojnej rozmowie w domu, chciał pieniędzy i powiedziałem mu: „Andrzeju, umówiliśmy się, że nie będziesz o nie prosił i tym razem tobie ich nie dam”. Dałem mu jednak 10 zł. Dostał też trzy koszule, skarpety i spodnie, o które prosił. Zapakował je i już jakby wychodził. Jednak odwrócił się, obrzucił mnie okropnymi wyzwiskami i powiedział, że jeśli nie dam mu 3 tys. zł. to mnie zabije i to że mnie zabije było powtarzane szereg razy. Spoliczkował mnie dwukrotnie, mam podbite oko do dziś, kopnął mnie, zarzucił ręce aby dusić. Chciał wszystkie pieniądze jakie mam – opowiada kapłan.

Bity ksiądz dał mu około 2 tys. zł. Były kryminalista na odchodne zagroził księdzu. – Jak dasz znać policji, to cię zabiję i spalę – powiedział. Zabrał też duchownemu telefon, aby nie mógł do nikogo szybko zadzwonić. – To było inne oblicze tego człowieka. Miał do tej pory wiarygodny sposób postępowania. Pokazał mi np. kartę, że zadeklarował oddanie honorowo swojej nerki – mówi kapłan, który nie krył, że był bardzo zaskoczony okrutnym zachowaniem byłego więźnia.

Ksiądz po konsultacji z bratem zdecydował się o pobiciu powiadomić policję. Z Andrzejem T. korespondował od czasu, kiedy tamten przebywał w zakładzie karnym w Sztumie. Kapłan pomaga od lat wielu więźniom. Wysyła do nich tygodniowo około 50 listów m.in. z prasą, środkami czystości i literaturą religijną.

za: niezalezna.pl


...........................................................................................


„Zniszczyć Księdza Małkowskiego!” Apeluję do jego przełożonych


„K… pier…, jeśli wygłosisz ten pier… wykład, to gorzko tego pożałujesz” – takimi słowami miał zwrócić się do księdza Stanisława Małkowskiego jego przełożony, ksiądz proboszcz z parafii pod wezwaniem Świętego Ignacego Loyoli na Wólce Węglowej w Warszawie. Za co wyzwiska? – Bo ksiądz Stanisław Małkowski znalazł się w gronie prelegentów Kongresu „Dla społecznego panowania Chrystusa Króla”.

O co chodzi? Przed kilku dniami zadzwonił do mnie profesor Mirosław Dakowski.

- Panie Wojtku, niech pan coś zrobi, bo zamęczą Stasia. On sam nie ma już siły się bronić – rzucił krótko, by po chwili dodać: - Został wyzwany od najgorszych i to nie pierwszy raz. Tym razem tylko za to, że znalazł się na liście prelegentów Kongresu „Dla społecznego panowania Chrystusa Króla”, który odbył się 24 i 31 maja br. w Warszawie i Częstochowie. Jest coraz gorzej…

Zapytałem księdza Stanisława Małkowskiego, czy to prawda. – I cóż ja mogę odpowiedzieć? Prawda, niestety – odparł smutno.

Z dalszej relacji księdza wynikało, że nie uległ groźbom i wykład wygłosił. I od tamtej pory ksiądz proboszcz nasilił ograniczanie odnośnie liczby odprawianych pogrzebów – ograniczając tym samym do minimum sprawowanie służby (i przy okazji także możliwość pozyskiwania środków do życia).

Przez kilka dni zastanawiałem się, czy można, czy wolno mi, taką informację upublicznić – Ksiądz Stanisław zostawił mi w w tej kwestii wolną rękę. Rozważałem różne aspekty sytuacji, radziłem się osób, którym ufam i doszedłem do wniosku, że milczeć w tej sprawie jednak nie można, z wielu względów – nie tylko dlatego, że w ten sposób nikt nie ma prawa zwracać się do starszego człowieka, tym bardziej do kapłana – i to jeszcze takiego Kapłana…

Refleksje dotyczące osoby księdza Stanisława Małkowskiego, z którym mam zaszczyt się przyjaźnić, zawarłem w książce „Z mocy nadziei”. Tak naprawdę tyle jest do opowiedzenia o tym kapłanie, że nie wiadomo, od czego zacząć. Z jednej rzeczy wypływa sto innych. Problem polega na tym, żeby się zdecydować, o której opowiedzieć najpierw.

Wydarzenie, które charakteryzuje go najlepiej, miało miejsce latem 2010 roku. Na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie podjęto właśnie walkę z krzyżem, bo nowo wybranemu prezydentowi, Bronisławowi Komorowskiemu, przeszkadzał ten symbol Zmartwychwstania, przyniesiony przez harcerzy pod pałac prezydencki po tragicznej śmierci w Smoleńsku prezydenckiej pary, Lecha i Marii Kaczyńskich oraz towarzyszących im blisko stu osób. Krzyża broniło kilkaset modlących się przy nim osób, z księdzem Stanisławem Małkowskim na czele. I właśnie wówczas w samym sercu stolicy miały miejsce wydarzenia, w które pewnie nigdy bym nie uwierzył, gdybym ich nie widział na własne oczy.

Podczas jednej z rozmów ksiądz Stanisław zasugerował mi, że będzie dobrze, jeśli do modlitwy pod krzyżem włączy się więcej osób, więc przyjechałem do Warszawy i dzięki temu mogłem obserwować dramatyczne wydarzenia znajdując się w oku cyklonu. Wraz z innymi modlącymi się osobami spędziłem pod krzyżem tylko jeden dzień, ale to wystarczyło, by zobaczyć dość: hordy satanistów z wytatuowanymi trzema „szóstkami” na palcach i wielkimi przenośnymi magnetofonami, które dudnieniem zagłuszały modlitwy, dziesiątki łysogłowych, pijanych mężczyzn, szarpiących starszych ludzi oraz podobna liczba policjantów, którzy bezczynnie stali tuż obok udając, że nie widzą oprawców oraz ich poniewieranych ofiar. Całość przedstawiała obraz więcej, niż abstrakcyjny.

Mimo takiej sytuacji, potencjalnie bardzo groźnej, kilkaset osób trwało pod krzyżem do czasu, aż pod osłoną nocy zabrano krzyż spod pałacu. Zanim to nastąpiło, ksiądz Stanisław Małkowski został wezwany przez przełożonych do odstąpienia od obrony krzyża, pod groźbą suspensy, czyli zawieszenia czasowo wyrzucającego poza nawias Kościoła. Jednocześnie powiedziano mu ironicznie, że – jak to określił w rozmowie z księdzem jeden z przełożonych – „nie załapałeś się na prawdziwe męczeństwo, to teraz twoje męczeństwo będzie polegać co najwyżej na oblaniu ciepłym moczem”.

Ostatecznie Stanisława Małkowskiego, którego postawa stanowiła wzór dla wszystkich kapłanów, „nagrodzono” odebraniem duszpasterstwa w Hospicjum dla umierających Sacra Miser na Krakowskim Przedmieściu – służby, którą kochał i którą pełnił od lat. Taka „nagroda” za obronę krzyża spotkała bohaterskiego kapłana, który w stanie wojennym cudem uniknął śmierci z rąk Służby Bezpieczeństwa, ale nie uniknął rozlicznych przykrości, a nawet prześladowań w wolnej, podobno, Polsce, w której do dziś, gdyby nie mieszkanie matki na Saskiej Kępie, nie miałby gdzie się podziać.

Pamiętam, jakie wrażenie wywarł na mnie ten niezłomny i skromny ksiądz, gdy przed laty spotkałem go po raz pierwszy. „Prawdziwy kapłan i uczciwy człowiek” – taka była moja pierwsza myśl i taka była pierwsza myśl prawie każdego, kto spotkał na swojej drodze Stanisława Małkowskiego. O takiej ocenie decydowała cała sylwetka, ale przede wszystkim twarz, bo na twarzy człowieka zapisane jest wszystko wstecz, od samego początku. Była to twarz człowieka o takiej uczciwości, że nie było w nim miejsca na nic innego. Po prostu niczego nie pragnął, a trzeba czegoś pożądać, żeby być nieuczciwym. Szczera twarz, otwarta twarz, patrzenie prosto w oczy – to w pierwszej kolejności zwracało uwagę u księdza.

Przez szereg następnych lat przy każdym spotkaniu jedynie utwierdzałem się w przekonaniu, że mam szczęście przyjaźnić się z człowiekiem niezwykłym.

Tak było, gdy odwiedzałem go w Hospicium Res Sacra Miser na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i widziałem, z jakim zaangażowaniem pomaga umierającym pacjentom w przygotowaniu się do przejścia na Drugą Stronę.

Tak było, gdy każdą wolną chwilę poświęcał na wspieranie kilkuset nieszczęśników, którzy trafili do miejsc odosobnienia. Tak było, gdy z pokorą znosił nieformalny zapis na jego nazwisko, utrudniający, a częstokroć wręcz uniemożliwiający mu głoszenie homilii w kościołach na terenie całego kraju.

Tak było, gdy na spotkaniu bohaterów programu „Pod prąd” w warszawskich Hybrydach zapytany, co zmieniło się u niego od lat osiemdziesiątych, odpowiedział bez cienia skargi: „nic się nie zmieniło, wtedy byłem w podziemiu i dziś jestem w podziemiu”.

Tak było, gdy bliscy generała Zenona Płatka ze zbrodniczego Departamentu IV SB, nieświadomi niezwykłości sytuacji, poprosili księdza Małkowskiego o zgodę na poprowadzenie katolickiego pogrzebu dla generała, który w latach osiemdziesiątych właśnie na księdza Małkowskiego wydał wyrok śmierci – i uzyskali akceptację niedoszłej ofiary.

Tak było wreszcie, gdy każdorazowo w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego pokonanie dwustu metrów, od cmentarnej bramy wejściowej do Pomnika Gloria Victis na warszawskich Powązkach, zajmowało nam godzinę, bo setki osób chciało podziękować księdzu za to, że jest, jaki jest…

O tym, jak to możliwe, że taki kapłan traktowany jest w taki sposób w wolnej – podobno – Polsce, szerzej w książce – już jesienią. A niniejszym publicznie apeluję do przełożonych księdza Stanisława Małkowskiego o godne traktowanie tego niezwykłego kapłana. Od dłuższego czasu ten przyjaciel Błogosławionego Księdza Jerzego nie jest traktowany tak, jak na to zasługuje.

Czy jednak to, że tak jest oznacza, że tak być musi?

Wojciech Sumliński, Dziennikarz, publicysta. Napisał książkę "Z mocy bezprawia".
wPolityce.pl


.........................................................................................


„NIE MOGĘ MILCZEĆ”. Oto niezłomny kapłan z Krakowskiego Przedmieścia, ksiądz Stanisław Małkowski


Warszawska Gazeta 18 – 24 kwietnia 2014 r.
Wywiad Aldony Zaorskiej z ks. Stanisławem Małkowskim


„Jaka jest polityka, w której nie ma miejsca dla Boga?”

Po odmówieniu modlitwy egzorcyzmu pod Pałacem Prezydenckim 10 kwietnia spotkał się Ksiądz z krytyką niektórych polityków, a media doniosły że otrzymał Ksiądz wezwanie do Kurii. Czy spotkały Księdza jakieś nieprzyjemności ze strony kard. Nycza?


Żadne kary mnie nie dotknęły. Owszem – był przejaw niezadowolenia, ale sankcje karne – nie. To mogło oznaczać, że moi przełożeni nie chcą, abym wypowiadał się w sprawach polityki, gdyż traktują to jako udział w kampanii wyborczej i opowiadanie się po stronie takiej czy innej partii, co zresztą nie było ani nie jest moją intencją.

Tylko zdaniem jednego z trzech moich rozmówców z Kurii – Ewangelii nie należy mieszać z polityką. Uważam to za dziwny pogląd, bowiem oznacza on, że Pana Jezusa nie należy łączyć z polityką. I chcę tu podkreślić – ani z polityką, ani z politykami. A przecież polityka to nie partyjne spory, tylko troska o wspólne dobro, o dobro każdego obywatela. A jeśli tak – to jaka jest polityka, w której nie ma miejsca dla Boga?

Gniew wywołało więc nie tyle nieukrywanie przez Księdza własnych poglądów na to, jak wygląda w Polsce polityka i debata polityczna, ile właśnie ta modlitwa?


Gniew i oburzenie dotyczyły odprawienia przeze mnie pod Pałacem Prezydenckim egzorcyzmów. Pojawił się więc zarzut, że do odprawienia egzorcyzmów trzeba mieć pozwolenie biskupa, o które nie prosiłem. Tymczasem nie do końca jest to prawda. W sprawach egzorcyzmów rozróżnia się bowiem egzorcyzmy uroczyste i proste.

Do odprawienia egzorcyzmów uroczystych istotnie potrzebne jest pozwolenie biskupa, natomiast egzorcyzmy proste nie wymagają takiego pozwolenia. Publiczne odmówienie egzorcyzmów prostych dokonuje się, ilekroć uczyni to ksiądz pod koniec Mszy św. Jest to egzorcyzm Leona XIII zaczynający się od słów „Święty Michale Archaniele…”, często odmawiany w kościołach po Mszach świętych. Nie podobał się też wstęp – opowiedziana przeze mnie przed odmówieniem egzorcyzmu anegdota o Janku usypiaczu. Usłyszałem, że przeholowałem, że polityków wybranych przez naród nie można obrażać, że przecież naród ich wybrał i to naród, a nie ja, zdecydował i dalej zadecyduje, czy w odpowiednim momencie nie wybrać innych.

A co, jeśli polityk obraża naród? Jeśli kłamie, jeśli lekceważy wyborców lub działa tylko na rzecz swoich, a nie dla dobra całego społeczeństwa?

Rzecz w tym, że w Kościele jest bardzo stara tradycja zabierania głosu, gdy ktoś łamie przykazania Boże, aż po sięganie po inwektywy. Przecież nawet Pan Jezus używał wobec faryzeuszy twardych słów, np. mówiąc, że są jak groby pobielane. Twardych słów, posuniętych aż po inwektywy używali też Apostołowie. Czyli z punktu widzenia Kurii – mieszali się do polityki.

Angażuje się Ksiądz nie tylko w obronę Krzyża, nie tylko w sprawę Smoleńska, ale też w protest rodziców chorych dzieci. Czy była o tym mowa?

Pod sejmem byłem trzykrotnie, ale rozmówcy moi nie nawiązali ani do mojej obecności wśród protestujących rodziców, ani do wypowiedzi na temat Smoleńska, ani do mojej publicystyki. Bezpośrednim powodem wezwania i pierwszym tematem rozmowy była modlitwa do św. Michała Archanioła odmówiona pod Pałacem Prezydenckim. Tłumaczyłem zresztą, że przecież była ona zakończeniem Marszu Pamięci, który wyruszył z archikatedry po Mszy św. Skoro marsz zaczął się modlitwą, modlitwą powinien się zakończyć.

Natomiast pomimo to, że zostałem skarcony za to, co już powiedziałem, usłyszałem też, że jeśli nadal będę zabierał głos w sprawach politycznych, to grozi mi przejście na emeryturę ze względu na wiek. Usłyszałem też, że jeśli zostanę zaproszony poza archidiecezję warszawską, to mogę z takiego zaproszenia skorzystać. Proszę zwrócić uwagę – poza archidiecezję warszawską.

Było Księdzu przykro usłyszeć coś takiego?


Odnosząc się do tego ostatniego zdania powiedziałem, że już w 1984 r. został wydany zakaz zapraszania mnie do kościołów archidiecezji warszawskiej, który został rozesłany do proboszczów i rektorów z pominięciem mojej osoby. Po wyborach kontraktowych 1989 r. dostałem z Kurii pismo, w którym napisano, że Kuria przywraca mi prawo do głoszenia słowa Bożego. Tymczasem usłyszałem, że takiego pisma nigdy nie było. A ja trzymałem je w ręku, doskonale je pamiętam i mam gdzieś w domu.

Czyli słowo Boże może Ksiądz głosić tylko na zaproszenie. A uczestniczyć w manifestacjach, zgromadzeniach publicznych, chociażby takich, jak zebranie narodowców i protest w sprawie odbudowy tęczy?

To zależy, jak się zachowam. Gdybym wystąpił w stule, czyli w imieniu Kościoła, to mogą mnie spotkać konsekwencje. Cóż, będę musiał po prostu ważyć słowa i uważać, żeby personalnie nikogo nie dotknąć. Ale też nie mogę milczeć. Nie mogę milczeć, gdy władze stawiają pod kościołem instalację, która wywołała takie oburzenie społeczeństwa. Nawiasem mówiąc, przecież tęczę pod kościołem na Placu Zbawiciela zaaprobowała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która publicznie określiła siebie jako katoliczkę. Gdzie w tym sens? Jak katolik może popierać gender? A przecież Hanna Gronkiewicz-Waltz już zapowiedziała, że jeśli tęcza zostanie spalona, każe ją odbudować.

Nie sądzi Ksiądz, że narzucanie Mu, kiedy, gdzie i ile wolno powiedzieć, jest, jakby nie patrzeć, pewnym rodzajem wewnętrznej, wewnątrzkościelnej cenzury? Oczywiście, Kościół powinien mówić jednym głosem, ale czy koniecznie musi to być głos części hierarchów?

Dla mnie jest to wyraz zbyt daleko posuniętej poprawności politycznej, która wkroczyła także do kościołów. Oczywiście – są biskupi, którzy stanowczo potępiają poprawność polityczną i mówią o tym wprost, ale są też hierarchowie, którzy zachowują milczenie albo nie potrafią się zdobyć na publiczne jej potępienie.

Czy takie tarcia nie są szkodliwe dla Kościoła?

Na pewno są. Ale proszę sobie wyobrazić, że poszukiwania winnych nie zawsze odbywają się we właściwych kręgach. Na przykład podczas rozmowy w Kurii padło i takie stwierdzenie, że ja tworzę podziały.

I co Ksiądz odpowiedział?

Odpowiedź wymagałaby dłuższego wywodu, a na taki nie bardzo był czas. Natomiast gdyby były warunki do takiej rozmowy, powiedziałbym, że pierwszym twórcą podziałów był diabeł (zob. felieton). Pamiętać trzeba, że Krzyż Chrystusa jest nie tylko znakiem jedności, ale też znakiem sprzeciwu. Krzyż Chrystusa jest prawdą. A prawda nas wyzwoli. Mam więc obowiązek mówienia prawdy, a nie rezygnowania z niej w imię politycznej poprawności. Natomiast zauważyłem, że słowo prawda, wypowiedziane przeze mnie, wzbudziło negatywną reakcję.

„Cóż to jest prawda?”

Nie aż tak. Ale że posługiwanie się pojęciem prawdy jest nadużyciem, że ciągle się mówi o prawdzie, że zawsze jest jakaś „prawda”, ale nie należy jej nadużywać.

Może to spotkanie i sposób, w jaki Księdza na nim potraktowano, były efektem słynnego apelu pana senatora Libickiego, który nawiasem mówiąc, posłużył się w nim retoryką bliską pamiętnemu poleceniu Jaruzelskiego wydanemu Kiszczakowi w sprawie ks. Popiełuszki…

Nikt się na senatora Libickiego nie powołał. Pan Libicki żądał sankcji, te mnie nie spotkały, więc myślę, że Kuria nie kierowała się jego opinią. A co do retoryki – przypuszczam, że wypowiadając się na mój temat, nawet nie zwrócił uwagi na podobieństwo obu wypowiedzi. Nie skojarzył. Panu Libickiemu trzeba współczuć. Tylko i aż tyle.

Czyli nie powołano się na czyjąś opinię czy ocenę Księdza działalności?

Personalnie nie. Ale powołano się na „opinię wielu katolików” – bez podania ich liczby nie mówiąc o nazwiskach. Mówili oni, że przeholowałem…

A Ksiądz słyszał takie opinie?

Miałem ze dwa czy trzy telefony, kiedy rozmówcy wyrażali różne pretensje – przede wszystkim o tworzeniu przeze mnie podziałów. Ton wypowiedzi był jednak tak napastliwy i tak agresywny, że nie dało się w ogóle rozmawiać i czegokolwiek tłumaczyć, więc nie tłumaczyłem.

Może to były te same osoby, które do Księdza dzwoniły po nocach w latach 80.?

Niewykluczone.

A może został Ksiądz „kozłem ofiarnym”? Posłużył do odwrócenia uwagi od obchodów rocznicy Smoleńska? Przecież w nich uczestniczyły tysiące ludzi, a od paru dni nie ma mowy o niczym innym, tylko o Księdza modlitwie…

Na pewno jest to odwracanie uwagi od istoty sprawy. Chociaż z drugiej strony –pokazanie tego egzorcyzmu w całości może zostanie zapamiętane przez kogoś, kto zechce się tą modlitwą modlić. Może więc z tej sytuacji wyrośnie dobro… Nieraz już tak bywało… Może będzie i tym razem. I to jest w całej tej historii pocieszające.

Warszawska Gazeta.
Wywiad Aldony Zaorskiej

ewastankiewicz.wordpress.com


...............................................................................................................................


Senator Platformy Obywatelskiej Jan Filip Libicki:
"pora zrobić porządek z księdzem Małkowskim"



"Pora już zrobić porządek z księdzem Małkowskim. Choćby przez nałożenie nań zakazu głoszenia kazań i odebranie mu misji kanonicznej" - napisał na swoim blogu Jan Filip Libicki, senator Platformy Obywatelskiej.


Platforma rozprawi się przed wyborami z niewygodnymi księżmi? Senator PO przekroczył na swoim blogu kolejną granicę. Napisał: Prawdziwą jednak „wisienką” na smoleńskim torcie były egzorcyzmy, odmawiane z ustawionej przed Pałacem Prezydenckim sceny przez księdza Stanisława Małkowskiego. Trudno uznać to zachowanie owego – niegdyś zasłużonego kapłana – inaczej niż skandalem lub czystym szaleństwem.

Libicki dodał: "Wiele wskazuje na to, że w głowie nieszczęsnego księdza Małkowskiego Polska, Pan Bóg, Smoleńsk, szatan i obecny rząd to jakiś jeden logiczny myślociąg".

Konkluzja senatora PO jest następująca: "Ksiądz Małkowski kilka tygodni temu był przecież już autorem skandalu w jednej z poznańskich parafii, kiedy to, podczas jego kazania spora grupa wiernych zwyczajnie wyszła ze świątyni. Nie mnie pouczać kardynała Nycza, ale moim zdaniem – mimo wielkich zasług – pora już zrobić porządek z księdzem Małkowskim. Choćby przez nałożenie nań zakazu głoszenia kazań i odebranie mu misji kanonicznej. O to do Metropolity Warszawskiego bym apelował".

Ks. Stanisław Małkowski jest jednym z najbardziej zasłużonych polskich duchownych. Za PRL był jednym z sygnatariuszy Listu 59, w którym protestował przeciwko wprowadzeniu do konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zapisu o kierowniczej roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i wieczystego sojuszu ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Przyjaźnił się i blisko współpracował z ks. Jerzym Popiełuszką.

Na początku lat 80. znalazł się na liście niewygodnych księży sporządzonej dla zastępcy dyrektora Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, płk. Adama Pietruszki, których zamierzano skrytobójczo zgładzić. Figurował na niej pod numerem pierwszym, przed ks. Jerzym Popiełuszką.

23 września 2006 r. prezydent RP Lech Kaczyński za zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej oraz za działalność na rzecz przemian demokratycznych w kraju, odznaczył ks. Stanisława Małkowskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W styczniu 2011 r. został uhonorowany Nagrodą im. Grzegorza I Wielkiego przyznaną mu przez redakcję miesięcznika „Niezależna Gazeta Polska – Nowe Państwo”.

Dziś senator PO - partia, która wielokrotnie występowała przeciw nauce Kościoła katolickiego - chce z księdzem Małkowskim "zrobić porządek".

Za: Niezależna.pl

Wersja do druku

Jan Orawicz - 16.09.14 23:19
Ja księdza kapelana NSZZS, odczytałem do tej pory, jako duchownego
z dużym zasobem wiedzy i talentem oratorskim, z prawdą na ustach! Z tego prostego powodu,stanowił sól w oczach SB,a ściślej pachołów Krasnego
Imperium Zła.Przez to też był powstrzymywany przez Episkopat Polski -
głownie przez kardynała J.Glempa,który przerażony nieszczęściem śp.ks
Popiełuszki, nie chciał dalszych takich tragedii. Po prostu, Jego uwagi do ks Małkowskiego,były motywowane obawą - po prostu o życie kapelana NSZZS.
Sytuacją obecną ks kapelana Stanisława Małkowskiego, jako tamten członek
NSZZS jestem zaniepokojony, zamykaniem - po prostu Jemu ust!! A no,
bo nie została rozliczona czerwona i różowa "pachołkoneria" Czerwonego
Imperium Zła,które nie cierpi - prawdy szczególnie o sobie i czerwonej
magmie,w której nasza Ojczyzna jeszcze jest do połówki zanurzona.I to
wielu nas widzi i przeżywa,a także przeżywają to nasi prawi duchowni,
do których należy maltretowany ks. kapelan Stanisław Małkowski. No,ale
Człowiek autentycznie wierzący w Boga nie cierpi wszystkiego tego,co się krótko nazywa złem, wkradającym się we wszystkie składniki naszej
ziemskiej egzystencji.A zatem,muszą być prawi ludzie,którzy tworzą zapory
przeciwko zlu. Kto tego ważnego aspektu życia nie pojmuje,czy pojmować
nie chce automatycznie staje sie wrogiem tych,co nie nawidzą zła w każdym jego wymiarze. ako katolik, przy tej okazji zwracam sie do nas wierzących w Boga o modlitwę za zdrowie i wytrwałość naszego Kochanego księdza
kapelana NSZZS Stanisława Małkowskiego. Ja od chwili nieszczęsnego
pobicia tego duchownego, w każdej wieczornej modlitwie, proszę Pana Boga
o łaskę opieki nad tym naszym Wspaniałym Duchownym.Taki jest nasz
katolicki Świety obowiazek! Serdecznie pozdrawiam

Agamemnon - 03.09.14 15:01
Z księdzem Stanisławem Małkowskim spotkałem się w 1980 roku na sympozjum naukowym w Laskach pod Warszawą. Uczestniczył w nim również nieżyjący już profesor Stanisław Stelmachowski. Ksiądz Stanisław dał się poznać jako święty człowiek i taki pozostał do dnia dzisiejszego.

zdenka - 30.08.14 5:29
No cóż, zrobili porządek z śp. ks. kapelanem Solidarności
H. Jankowskim ze Świętej Brygidy,teraz bije się także w
kapelana S. Małkowskiego. Tylko ślepi tego nie widzą. Po
tym duchownym, pewnie przyjdzie kolej na kapelana NSZZ"S"
T. Isakiewicza Zalewskiego. Z tego powodu mają przy okazji
lekkie oddech byli szpiclowatych w koloratkach, jak Pieronek,
Wielgus i wielu dalszych nietykalnych świętych krówek w
naszym Bożym Kościele,których także głaszcze o T.Rydzyk.
A to też o czymś świadczy... Zresztą także sam egzystował
sobie na Zgniłym Zachodzie w czasach zakazanych,kiedy to
można było polecieć tam na tamtą "zgniliznę",ale tylko i
wyłącznie za przepustką otrzymaną z SB. A jaki był koszt tej
Przepustki? A no, szpiclowanie Polaków tam egzystujących.
A ściślej emigrantów. Ze strony tych szpiclowatych w
koloratkach nie słychać ubolewania nad losem kapelana
Solidarności S.Małkowskiego.Identycznie się zachowywali
wtedy, jak bito w śp.kapelana H. Jankowskiego. Jeżeli
o Rydzyk nie przedstawi z IPN zaświadczenia,tak długo - nie
tylko ja będę się tego domagała publicznie.

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

29 Marca 1983 roku
Uruchomiono pierwszy komputer typu laptop


29 Marca 1848 roku
We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania legionu polskiego.


Zobacz więcej