Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 07.07.14 - 21:30     Czytano: [2736]

Kazimierz Kubala

– przyczynek do biografii - 11.12.2009


................................................................................................................................

POLSKIE SKRZYDŁA



Dbając o zachowanie pamięci o wybitnych dokonaniach polskich lotników umieszczamy poniżej opowieści o ludziach polskiej awiacji - pilotach, oblatywaczach i konstruktorach, których dokonania zaciera nieubłagany czas. A było ich wielu.

Stanisław Latwis, przedwojenny pilot wojskowy i instruktor lotniczy, twórca melodii „Marsza lotników” mówił „Pilot, inżynier, tapicer, blacharz, w stolicy czy na cichym szybowisku, każdy kto choć o milimetr pcha naprzód lotnictwo – jest lotnikiem. Wszystko jedno czy będziemy głośni czy tylko codzienną, mrówczą pracą pchamy lotnictwo naprzód.”

Często ich nazwiska i czyny lepiej znane są poza granicami naszej Ojczyzny, ale i tam starsze pokolenie nie zawsze jest w stanie przekazać swym następcom wiedzę, która powinna trwać wśród Polaków i Polonii po wsze czasy.

Kierując się takim przekonaniem Oficyna Aurora rozpoczęła edycję książek o lotnictwie polskim, zatytułowaną POLSKIE SKRZYDŁA, które niniejszym polecamy naszym Czytelnikom, a które dostępne są na stronie
www.oficyna-aurora.pl

..................................................................................................................................

Kazimierz Kubala – przyczynek do biografii
11.12.2009



Historyk lotnictwa, żołnierz Dywizjonu 305, Wacław Subotkin, w książce „Z kart historii lotnictwa polskiego” zawarł taką oto pouczającą maksymę: „... ukazuję wiele nie znanych ogółowi naszego społeczeństwa faktów, nie przysparzających chwały tym, którzy przyczynili się do ich powstania. Oczywiście, przedstawiam także fakty znane i napawające dumą nasze społeczeństwo. Piszę o jednych i o drugich dlatego, gdyż uważam, że wnukom naszym należy mówić o dobrym, aby wiedzieli co naśladować i o złym, żeby potrafili go unikać, wystrzegać się, tępić”. To jest myśl, która powinna przyświecać nam wszystkim w poszukiwaniu prawdy.

Kazimierza Pułaskiego nie pochowano jednak w morzu.

Ostatnio daje się zauważyć w mediach dość dziwny trend. Odbrązawia się uznawanych w Kraju i za granicą bohaterów, sztucznie zaś gloryfikuje osoby nie zasługujące w ogóle na naszą pamięć. W ten sposób sprowadzono do poziomu murawy tak sławną w USA postać historyczną jak bohater spod Savannah gen.Kazimierz Pułaski. Apogeum ataków na wizerunek polskiego i amerykańskiego bohatera narodowego miało miejsce z okazji odkrycia i pochówku jego szczątków pod Savannah. Starano się udowodnić, że Pułaski jest postacią marginalną w historii, pełną wad i ułomności, nie zasługującą na nasz szacunek... A tak naprawdę pochowano tam jakieś niezidentyfikowane kości, bo przecie zwłoki Generała wrzucono do morza setki lat temu. Jakby na przekór tym odmawiającym wielkości gen. Kazimierzowi Pułaskiemu, opiniom w tym samym roku w którym poległ Pułaski, prezydent Washington i Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalili, że ku czci generała brygady hrabiego Pułaskiego ma być wzniesiony pomnik. Monumentów w Stanach nie wznosi się dla tuzinkowych osób. Nadanie Jego imienia ponad 200 miejscowościom, dodatkowo licznym szkołom, ulicom, parkom, okrętom, autostradom itp.świadczy o zupełnie czymś innym. Twierdzenie że Pułaskiego pochowano w morzu jest nieprawdziwe ponieważ w odnalezionym dzienniku okrętowym statku „Wasp” napisano o Pułaskim, że: zmarłego oficera przeniesiono na ląd. Równie nieprawdziwe jest twierdzenie o rzekomym zamachu na polskiego Króla Stanisława, którego miał dokonać Kazimierz Pułaski. Zarzut ten już dawno udowodniono jako nieprawdziwy, a ukuty przez rosyjską carycę KatarzynęII, w celu dyskredytacji Pułaskiego wśród polskich elit.

Przykłady wielkiego szacunku dla naszego Bohatera można by mnożyć, gdyż pamięć o nim żyje wśród zwykłych Amerykanów. Oni zawsze uważali go za swojego Bohatera. W wojnie polsko-bolszewickiej 1920 udział wzięło siedemnastu lotników amerykańskich, których przyprowadził kpt. pil. Merian Cooper. Szczycił się on tym, że jego przodek na własnych rękach wyniósł z pola bitwy pod Savannah gen. Kazimierza Pułaskiego. Przybył więc do Polski, aby choć symbolicznie spłacić dług zaciągnięty przez Amerykanów wobec Ojczyzny Kazimierza Pułaskiego. Trzech pilotów zza Oceanu oddało życie w imię tego szlachetnego rewanżu.

Po co kopać mjr. Sucharskiego?

Podobnym przykładem są ostatnie enuncjacje na temat dowódcy obrony Westerplatte, majora Henryka Sucharskiego. Otóż, po kilkudziesięciu latach gloryfikowania tej postaci nagle odkryto, że już po dwóch dniach dramatycznych walk usiłował on wywiesić białą flagę a załoga była zmuszona go związać by kontynuować bohaterski opór. Dziś wiemy, że kontynuowanie walki nie miało militarnie większego znaczenia, a legenda Westerplatte jeszcze się nie rodziła, zatem o co chodzi? Jak stwierdził prof. Paweł Wieczorkiewicz, major Sucharski ściśle wypełniał instrukcję Naczelnego Dowództwa. Do walki przystąpił na czele załogi bazy, a bój zamierzał zakończyć po ustalonym czasie wyprowadzając ludzi z tego piekła przy minimalnych stratach. Nie było sensu ginąć broniąc ruin wartowni i magazynów amunicji. Robienie dziś z dowódcy chorego psychicznie, tchórzem podszytego człowieka, jest czynem nieodpowiedzialnym, głupim i niegodziwym. Jeśli prawdą jest to, co podaje się na ten temat, to podwładni Majora odpowiedzialni za uniemożliwienie mu sprawowania obowiązków dowódcy winni stanąć przed sądem polowym, a nie stroić się po latach w piórka bohaterów, którzy ratowali honor polskiego żołnierza. Kolejka bohaterów do obśmiania i „wyonacenia” czeka. Np. dowódca słynnego okrętu podwodnego „Orzeł”, a także As lotnictwa Stanisław Skalski. Historia ucieczki ORP „Orzeł” i wyczynów polskiego myśliwca jest pełna zakrętów i zawirowań. Momenty zwątpień i wahań na polu walki są dla ludzi, którzy nigdy nie wąchali prochu idealną pożywką do pożal się Boże teorii histerycznych. Wolę jednak zwracać uwagę na fakty historyczne. Oto jeden z nich.

Dobre złego początki.

Ostatnio dla odmiany, usiłuje się „wskrzesić” z niebytu dość zaszarganą postać. Dla spokoju duszy człowieka, który zmarł w 1976 roku winna nad nim zapaść wstydliwa zasłona milczenia. Kazimierz, Ferdynand Kubala, bohater nieudanych przelotów Północnego Atlantyku, urodził się w 1893 roku w Podłęciu k/ Krakowa. Dzieciństwo i młodość spędził w Starym Sączu. Podczas pierwszej wojny światowej znalazł się w armii austro-węgierskiej. Ukończył tam szkołę oficerską, nie związaną jednak z lotnictwem. Służył jako obserwator w kompanii balonów. W powstającej Polsce latał jako obserwator w 1919 roku i ukończył szkołę pilotów w Ławicy. Objął stanowisko Oficera przy Sztabie Lotniczym. W międzyczasie dokończył studia farmaceutyczne. Jak większość żołnierzy biorących udział w wojnie 1920 roku został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari oraz Krzyżem Walecznych czterokrotnie.

W latach 20-tych był kierownikiem Centralnych Warsztatów Lotniczych, później powołany został do misji zakupów we Francji, wraz z Ludwikiem Idzikowskim. Życiorys zdawałoby się wysoce patriotyczny, jak większości młodych Polaków w tamtych czasach. Niestety późniejsza działalność Kubali, nie mająca nic wspólnego z patriotyzmem, ani zwykłą ludzką rzetelnością, zmarnowała jego wcześniejsze zasługi. Na razie nic jednak nie wskazywało na taki dramatyczny zwrot w karierze Kazimierza Kubali.

Próby bicia rekordu.

Ludwik Idzikowski, przebywający wraz z nim we Francji, zainteresował się możliwością dokonania wielkiego przelotu przez Atlantyk, ze wschodu na zachód. Ideę poparł, choć z pewnymi oporami, szef lotnictwa, Ludomił Rayski, finansując to przedsięwzięcie. Szef wyznaczając Idzikowskiego na dowódcę wyprawy polecił mu dobrać sobie nawigatora. Został nim towarzysz „Lulasa” z komisji zakupów kpt.Kazimierz Kubala. Rezulty dziś znamy, choć w zależności od osoby relacjonującej, w rozmaitych wersjach. Wyprawa wystartowała 3 sierpnia 1928 roku z lotniska Le Bourget na jednosilnikowym samolocie Amiot 123. Podawano, że po pokonaniu ponad 3000 km zawrócono z powodu wycieku oleju. Wodowali obok statku niemieckiego „Samos”, który zabrał ich na pokład. Po powrocie do Kraju zostali obaj awansowani i odznaczeni. Druga próba w roku następnym zakończyła się tragicznie. Drugi egzemplarz samolotu Amiot 123, nieco zmodernizowany, wypróbowany i poprawiany przekazano załodze, która wystartowała 13 lipca 1929 roku. Po kilkunastu godzinach lotu silnik zaczął zdawać obroty. Ponieważ nie przebyli jeszcze połowy dystansu, Idzikowski zdecydował się na powrót w kierunku Wysp Azorskich, znajdujących się w odległości ok.650 km. Nocne lądowanie na wyspie Graciosa zakończyło się kraksą. Kubala wyszedł z wypadku względnie cało, natomiast Idzikowski został uwięziony w kabinie. W ciemnościach nocy ktoś nadbiegający z pomocą zapragnął przyświecić sobie zapałką… Sącząca się z rozbitych baków benzyna wybuchła i Ludwik Idzikowski spłonął żywcem. Przy tej okazji wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Choćby takie: skoro solidarność lotnicza sugerowała natychmiastowe udzielenie pomocy uwięzionemu koledze, to dlaczego Kubala nie spłonął z nim razem, a tylko lekko podrapany z rozbitym nosem powrócił do Kraju?

Wspomina gen.bryg. Ludomił Rayski.

Warto też znać opinię człowieka, który na ten lot zezwolił i w dużej mierze go sfinansował. Ludomił Rayski na kartach swojej książki „Słowa prawdy o lotnictwie polskim” napisał: (…) „Lulas” wybrał kpt. Kubalę; znałem go z czasów wojny r.1920. Latał wówczas dużo i dobrze, jako obserwator. (…) Wreszcie załoga wystartowała. Po blisko 30 godzinach lotu rozbiła płatowiec w pobliżu niemieckiego statku na morzu o 60 km od brzegów Hiszpanii, tzn o 6 godzin lotu od Paryża. Lotnicy motywowali swoje niepowodzenie defektem silnika, koniecznością powrotu it.d., ale silnik wyciągnięty z wody i nasmarowany chodził bez zarzutu w obecności polskiej komisji. Według przypuszczeń i tego co dało się wyciągnąć z „Lulasa”, sprawa wyglądała jak następuje: Z powodu złych warunków meteorologicznych załoga chciała lecieć przez Azory. Gdy po obliczonej ilości godzin lotu, obserwator Kubala nie mógł znaleźć ani Azorów, ani określić punktu w którym się znajduje, nerwy nie wytrzymały, i postanowiono zawrócić. Po paru godzinach lotu powrotnego, nie mogąc doczekać się brzegów i sądząc, że zbłądzili, usiedli na wodę koło pierwszego spotkanego statku. (…) Po tym fiasku, załoga zgłosiła się do mnie znowu, z prośbą o umożliwienie powtórnej próby. Powinienem był odmówić poparcia. Nie zrobiłem tego. Zawiniłem, za co los ukarał mnie rękami Kubali. (…) Załoga tym razem doleciała do Azorów. Lądując w nocy na jednej z wysp zrobiła kraksę, w której zginął Idzikowski. (…) Dopiero pół roku później dowiedziałem się z listu szefa lotnictwa portugalskiego, płk. Cifca Duarte, jaki był właściwy przebieg katastrofy. Oto samolot, siadając w nocy, zdaje się z pracującym silnikiem, zawadził o murek jakiegoś ogrodu i rozbił się. Załoga wyszła z życiem. Kubala wydostał się zaraz z maszyny, podczas gdy Idzikowski jeszcze w niej pozostał. Ktoś z ludności biegnącej z pomocą, zapalił przez nieostrożność rozlaną benzynę i Idzikowski spalił się żywcem. (…) Kubala zgodnie ze swym życzeniem dostał przydział do Instytutu Technicznego Lotnictwa”.

Wdzięczność na pstrym koniu siedzi…

Ta nocna kraksa na wyspie Graciosa nie pozostała bez śladów na psychice nawigatora pozostałego z tej wyprawy, bo zaczął pisać obrzydliwe anonimy do żony Szefa Lotnictwa, w których przedstawiał go jako zbrodniarza, truciciela i szpiega, biorącego od Niemców pieniądze za każdego lotnika poległego w lotniczych kraksach. W większym „opracowaniu” które podał do prasy oraz przekazał rozmaitym władzom wojskowym i cywilnym, zarzucał gen. Rayskiemu wyimaginowane błędy w zarządzaniu lotnictwem oraz różne pospolite zbrodnie, jak choćby to, że zakazuje lotnikom używania spadochronów. Tropy prowadziły m.in. do krakowskiego wydawnictwa „ABC”, które było głównym kolporterem tego paszkwilu. Dowództwo Lotnictwa udokumentowane pismo złożyło w prokuraturze wojskowej w celu wszczęcia śledztwa. Pułkownik pilot Ludomił Rayski wystosował do Marszałka Piłsudskiego raport w którym prosił o dymisję i komisyjne zbadanie prawdziwości zarzutów Kubali. Komisja pod przewodnictwem gen.Kasprzyckiego nie potwierdziła w żadnym punkcie zarzutów Kubali, a rozprawa sądowa wykazała, że anonimy pisała pod dyktando Kubali jego sekretarka, co zeznała pod przysięgą. Wyrokiem sądu Kazimierz Kubala został usunięty z korpusu oficerskiego, zdegradowany i skazany na rok więzienia. Wskutek apelacji wyrok zmniejszono do kilku miesięcy. Marszałek Piłsudski po zapoznaniu się z wynikiem prac komisji wystosował do Rayskiego list pochwalny, który również nakazał ogłosić w prasie. Prezydent Ignacy Mościcki, biorąc pod uwagę wysokie odznaczenia bojowe z wojny polsko-bolszewickiej /V.M. i K.W./ ułaskawił (*) Kubalę, ale człowiek ten honorowo i towarzysko był w polskiej społeczności spalony, zatem wyemigrował do Brazylii, gdzie zmarł w 1976 roku. Zanim jednak pożegnał się z tym światem usiłował kilkakrotnie jeszcze przemycić swoje paszkwilanckie teksty na teren Kraju. Sądził, że władza komunistyczna łatwo da się namówić do szkalowania jednego z wiernych żołnierzy Józefa Piłsudskiego jakim był gen. Ludomił Rayski. Kubala swój znany elaborat przesłał do Komisji Historycznej Klubu Seniorów Lotnictwa w Warszawie z propozycją publikacji. Po zapoznaniu się z jego treścią, Rada Seniorów odpisała mu następująco: „(…) listy przesłane przez Pana do komisji historycznej KSL, nie mogą być uznane za materiał, czy też przyczynek historyczny. Brak im podstawowej cechy materiału historycznego - obiektywizmu i prawdy. Rayski był nie tylko dowódcą lotnictwa ale również polskim oficerem i pilotem. Stawianie gen. Rayskiego na jednym poziomie z hitlerowskimi zbrodniarzami wojennymi, jest obrazą nie tylko Rayskiego, ale również wszystkich lotników, którzy przez 13 lat służyli pod jego rozkazami”.
Bez komentarza!

Fakty mało znane, a bulwersujące.

Takie fakty dotyczące Kazimierza Kubali można odnaleźć na stronie internetowej WWW.sod.ids.czest.pl gdzie mgr Małgorzata Turlejska wertując wydawnictwo „Kurier Częstochowski” z lat okupacji niemieckiej natknęła się na cykl artykułów Rudolfa Stache, który przedstawiał w jak najgorszym świetle rządowe i wojskowe koła Polski przedwrześniowej. Między innymi znajduje się tam artykuł „Sprzedane skrzydła”, który upadek kampanii wojennej 1939r. upatruje w nieudolności osób odpowiedzialnych za obronę Kraju. Autor artykułu, jak podawał, oparł się na tajnych materiałach przekazanych dziesięć lat przed wybuchem wojny przez lotnika Kazimierza Kubalę „Gońcowi Częstochowskiemu”, a które nigdy nie zostały ujawnione. Według tych dokumentów, Kubala kieruje zarzuty przeciwko gen. pil. L.Rayskiemu o zdradę i świadome działania na szkodę państwa, oraz łapownictwo. W celu uwiarygodnienia tych sensacyjnych wiadomości „Kurier” opublikował list przesłany do redakcji w lutym 1941 roku. Jego autor obarcza gen.Rayskiego o skandaliczne zaniedbania w lotnictwie. Lotnicy rzekomo musieli latać na maszynach nie nadających się do użytku, a piloci ginęli w niezawinionych wypadkach. Według niego Rayski zakazywał używania spadochronów, a tych którzy odmawiali wykonywania takich rozkazów surowo karano. Osoby niewygodne dla Rayskiego były przez niego usuwane. Te oraz wiele innych podobnie bzdurnych zarzutów pokutuje do dnia dzisiejszego, a niektórzy publicyści czerpią całymi garściami z tej kopalni „wiedzy” o polskim lotnictwie międzywojennym. W cytowanym liście opisano też pewną inspekcję w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie. Rzekomo odbyła się ona w kasynie, a trwała cały dzień i całą noc. W tej absolutnie skorumpowanej armii dowodzonej przez Piłsudczyków, Rayski zamiast zostać ukaranym został mianowany Dowódcą Lotnictwa.

Styl i treść tych enuncjacji do złudzenia przypomina „anonimowe” elaboraty z lat 1930-32, adresowane do czołowych osobistości II Rzeczypospolitej oraz publikowane w prasie. Były one preparowane w celu spowodowania dymisji ówczesnego Szefa Lotnictwa Ludomiła Rayskiego, ale tak dalece odbiegały od rzeczywistości, że nie mogły być brane poważnie. O tym kto miałby zasiąść na miejscu ówczesnego Szefa Lotnictwa autorzy przytaczanych „kwitów” milczą, pozostawiając to domyślności czytelników…W tym czasie płk Rayski podawał się dwukrotnie do dymisji, gdyż uważał, że w takiej atmosferze nie może owocnie pracować. Marszałek Piłsudski uważając go za osobę właściwą na tym stanowisku, dymisji mu jednak nie udzielił.

W tym miejscu powinniśmy raz na zawsze zaciągnąć szczelną kurtynę nad osobą autora wspomnianych tajnych dokumentów, donosów, paszkwilów i anonimów. Jest to po prostu postać wstrętna nie warta naszej pamięci. Naprawdę, stawiajmy pomniki bohaterom pozostawiając w cieniu tych fałszywych…

*) _ W periodyku „Palestra” 3-4/2008, w artykule Stanisława Milewskiego, autor przedstawił postać znanego i niezwykle skutecznego adwokata przedwojennego, mec. Zygmunta Hofmokla-Ostrowskiego. Wśród licznych znanych jego klientów znalazł się również Kazimierz Kubala. Niestety, nawet ten sławny adwokat niewiele zmienił pierwotny wyrok Sądu Okręgowego. Mianowicie jak podaje mec.Milewski wyrok więzienia zmniejszono z roku do 8 miesięcy, resztę sentencji pozostawiając bez zmiany. Pan Milewski podaje ponadto, że nie udało się ustalić czy istotnie Prezydent Rzeczypospolitej udzielił prawa łaski Kazimierzowi Kubali. J.W.W.

Jerzy Wypiórkiewicz

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

29 Marca 1943 roku
Oddział Jędrusiów wspólnie z grupą AK rozbił więzienie niemieckie w Mielcu i uwolnił 126 więźniów


29 Marca 1983 roku
Uruchomiono pierwszy komputer typu laptop


Zobacz więcej