Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 19.06.14 - 13:43     Czytano: [2909]

Chcecie wyrżnąć? – Wyrżnijcie!


Chcecie wyrżnąć Polaków na Kresach? – Wyrżnijcie!

W 1945 roku Stalin oderwał od Polski Ziemie Wschodnie wraz z bastionami kultury polskiej - Lwowem i Wilnem i włączył do Związku Sowieckiego. Większość Polaków z tych ziem została wypędzona do stalinowskiej Polski, czyli Polski w nowych - obecnych granicach, wytyczonych przez Stalina. Jednak nie wszyscy. Zwarte grupy Polaków pozostały w Wilnie i przede wszystkim na Wileńszczyźnie, na której ludność polska stanowi po dziś dzień większość mieszkańców. Kilkaset tysięcy Polaków pozostało również na Grodzieńszczyźnie. Natomiast na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej czystka etniczna została przeprowadzona bardzo skrupulatnie najpierw przez nacjonalistów ukraińskich, którzy dokonywali masowych – na skalę ludobójstwa rzezi Polaków, a następnie przez władze sowieckie, które niedobitków wypędziły za Bug. Jednak i tutaj zachowało się trochę Polaków, szczególnie we Lwowie i na terenach przygranicznych wokół Mościsk (do 1945 r. woj. lwowskie).

Sowieci, oczywiście odmówili pozostałym Polakom na Kresach, szczególnie na terenach dzisiejszej Białorusi i Ukrainy – poza Lwowem, jakichkolwiek praw narodowych. Polacy byli tam obywatelami drugiej klasy, jeśli nie trzeciej. Oczywiście, dla reżymu warszawskiego podległemu Moskwie los Polaków na Kresach był nieistotny. Tym potworom, gorszym od targowiczan (nie każdy rzekomy człowiek jest człowiekiem; wiele tzw. ludzi jest dzikimi zwierzętami w ludzkim ciele!; trzeba się zachowywać jak inteligentny i kulturalny człowiek powinien się zachowywać, aby być uważanym za człowieka!), którym dzisiejsi władcy Polski urządzają państwowe pogrzeby, po prostu on wisiał!

W 1989 roku upadł komunizm w Polsce, a w 1991 roku upadł sam Związek Sowiecki. Polskie przedwojenne Ziemie Wschodnie przypadły teraz Litwie (Wilno i Wileńszczyzna), Białorusi (Grodzieńszczyzna, Nowogródczazna, Polesie i część Wileńszczyzny), oraz Ukrainie (Lwów, Małopolska Wschodnia, Wołyń). Władzę w tych krajach objęli ludzie nieprzychylnie ustosunkowani do Polski i Polaków (szczególnie na Litwie), a już na pewno wrogo do Polaków tam mieszkających. Jest na to SETKI dowodów zarejestrowanych po wieczne czasy i na wieczną hańbę Litwinów, Białorusinów i Ukraińców.

Jak do tych spraw podeszła niby wolna, niezawisła i demokratyczna Polska?

Niestety, 45 lat rządów komunistycznych i pachołków Moskwy w Polsce zniszczyły naród polski. Mamy dzisiaj prezydenta po studiach „wyższych”, który w oficjalnych dokumentach pisze „bulu” zamiast bólu i który pomimo tego, że z wykształcenia jest historykiem, nie wie, że polska Konstytucja 3 Maja 1791 roku była pierwszą w Europie (a nie jak powiedział – drugą). Tragiczne jest to, że nie jest on w tej materii żadnym wyjątkiem: zdecydowana większość Polaków nie zna języka polskiego. Starczy poczytać ich różne wypowiedzi w Internecie, aby się o tym przekonać. Dlatego w dzienniku „Rzeczpospolita” z 28 maja 2014 roku czytamy: „Rząd nauczy się polskiego... Urzędnicy nie potrafią pisać w języku ojczystym – uważa Kancelaria Premiera i organizuje dla nich szkolenia” (Wiktor Ferfecki „Rząd nauczy się polskiego”). Ale współcześni Polacy w Polsce nie tylko nie znają poprawnego języka polskiego, ale także historii swego państwa i narodu, co wykazały liczne sondaże. Historia Polski jest dla nich czarną magią. Michał Szułdrzyński w komentarzu pt. Triumf fałszywej wersji historii („Rzeczpospolita” 1.6.2014) pisze: „Urzędnicy i politycy, którzy podejmowali decyzję, by uroczystości pogrzebowe generała Wojciecha Jaruzelskiego miały oficjalny charakter, dobrze odczytali społeczne emocje. Z wykonanego przez IBRIS Homo Homini sondażu wynika bowiem, że 59 proc. Polaków uważa, że to była słuszna decyzja. W efekcie ostatniego dyktatora PRL, oficera zasłużonego na froncie walki z Żołnierzami Wyklętymi, wykonawcę antysemickich czystek w ludowym Wojsku Polskim, dowódcę polskich wojsk najeżdżających Czechosłowację, ministra obrony w czasie, gdy wojsko krwawo pacyfikowało Wybrzeże, i twórcę stanu wojennego pochowano jako męża stanu, prezydenta wolnej Polski, współautora i patrona III Rzeczypospolitej. Fałszywa wersja historii przez lata wtłaczana do głów Polaków przez najbardziej wpływowe medialno-polityczne środowiska zwyciężyła. Odpowiedzialność za ten stan rzeczy obciąża hipotekę polskiego państwa...”

A jeszcze bardziej czarną magią dla większości współczesnych Polaków jest historia Kresów i tamtejszych Polaków.

Jednak najbardziej wymownym przykładem na to jak rządy komuny zniszczyły naród polski – jego duszę są następujące fakty: już cztery lata po obaleniu komunizmu w Polsce, czyli w 1993 roku, w wolnych i demokratycznych wyborach do Sejmu i Senatu większość Polaków zagłosowała na postkomunistów, w 1995 roku i ponownie w 2000 roku wybrała na prezydenta postkomunistę i w 2001 roku ponownie zagłosowała na postkomunistów w wyborach do Sejmu i Senatu. To tak, jakbyśmy ponownie oddali pod opiekę swe dziecko pedofilowi, który za pedofilię był już karany z naszego powództwa. Głupota większości narodu była tym większa, że rządy postkomunistów tak w latach 1993-97 i 2001-05 Polsce nic dobrego nie dały. To były kolejne stracone lata dla Polski i narodu polskiego.

Tak, marnych Polaków mamy u władzy w rzekomo wolnej Polsce od czasu upadku komunizmu w 1989 roku. Wśród tych ludzi naprawdę cep cepa cepem pogania (CCCP). CCCP to rosyjskojęzyczny skrót Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich – tutaj synonimem komunistycznej głupoty naszych polityków, do których wyraz „homo Sovieticus” – człowiek radziecki pasuje jak ulał, nawet jak odżegnują się od sympatii prokomunistycznych.

Nasi prawie wszyscy posolidarnościowi politycy – homo Sovieticus z PRL-owskich szkół nie wynieśli żadnej wiedzy o Polakach w Związku Sowieckim i o ich tragicznym losie. Jednocześnie nowa sytuacja polityczna zmusiła ich do podporządkowywania się Zachodowi i w nowym wydaniu rusofobii. To nie jest jednak tradycyjna rasistowska rusofobia. To jest rusofobia, która ma swe źródło w koncepcji politycznej redaktora paryskiej „Kultury” Jerzego Giedroycia: to rusofobia, która nie jest rasistowską, a tylko polityczną.

Jak czytamy w „Wikipedia”: W 1974 na łamach „Kultury” Jerzy Giedroyc za pieniądze amerykańskie sformułował, wraz z Juliuszem Mieroszewskim koncepcję, iż suwerenność Ukrainy, Litwy i Białorusi (ULB) jest czynnikiem sprzyjającym niepodległości Rzeczypospolitej, natomiast zdominowanie tych krajów przez Rosję otwiera drogę do zniewolenia także Polski (Jerzy Giedroyc, Juliusz Mieroszewski. Rosyjski 'kompleks polski' i obszar ULB „Kultura” Nr 9, 1974).

W 2004 roku socjolog polski, prof. Zbigniew Kurcz określił koncepcje Jerzego Giedroycia terminem „mit giedroyciowski”, który tworzy zespół wyobrażeń w sprawie stosunków pomiędzy Polakami a ich wschodnimi sąsiadami. Mit ten wnosi założenie o koniecznej współpracy Polaków z Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami. Polacy muszą okazać wspaniałomyślność wobec tych sąsiadów i wspólnej z nimi przeszłości, co umożliwi koordynację działań na rzecz własnej suwerenności. Polacy i ich wschodni sąsiedzi muszą współdziałać w celu odsunięcia radzieckiego (rosyjskiego) zagrożenia, które ponadto grozi Europie barbaryzacją. Jedynie federacja umożliwi narodom Europy Środkowo-Wschodniej odzyskanie i utrzymanie niepodległości. Federacja Środkowoeuropejska musi pozostawać w sojuszu z federacją zachodnioeuropejską (Zbigniew Kurcz Giedroyciowski mit wschodni „Kurier Wileński” 22.1.2008).

Odwołując się do pojęcia „mitu giedroyciowskiego” polski historyk i politolog, prof. Bogumiłł Grott stwierdził krytycznie, że po 1989 roku stwarzał on w Polsce (wśród jego zwolenników) podatny grunt dla szerzenia własnej interpretacji najnowszej historii (mniej wśród polskiej emigracji), jednak po rozpadzie ZSRR stopniowo tracił na znaczeniu. Zdaniem krytyków mit giedroyciowski stanowił powszechnie akceptowaną ideę, dopóty uniwersalną, dopóki istniało wspólne dla wszystkich uczestników zagrożenie, po wygaśnięciu tego zagrożenia na plan pierwszy wysunęły się inne obawy - co do wzajemnych stosunków Polski z jej nowo powstałymi wschodnimi sąsiadami (Zbigniew Kurcz, Mit giedroyciowski wobec wyzwań polskiego sąsiedztwa na Wschodzie [w:] Pogranicza i multikulturalizm w warunkach Unii Europejskiej: Implikacje dla wschodniego pogranicza Polski, t. 2, Białystok 2004). "Mit giedroyciowski" jest interpretowany przez polskiego historyka, prof.Czesława Partacza jako poświęcenie pewnych zasad, prawdy historycznej i interesów Polski, za cenę innych zasad ("uniwersalnych zasad demokratycznych") i dobrosąsiedzkich stosunków ze wspomnianymi trzema byłymi republikami ZSRR. Według Bogumiła Grotta „mit” ten, prowadził nie tylko do przemilczeń, ale i prostego zakłamania, jak w przypadku odsuwania na margines sprawy masowych mordów ludności polskiej na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów.

Koncepcje Jerzego Giedroycia i ich wdrażanie w polityce polskiej po 1989 skrytykował na konferencji naukowej zorganizowanej 10 lipca 2008 w Warszawie przez Instytut Pamięci Narodowej prof. Czesław Partacz, określając je jako ahistoryczne i antypolskie, mówiąc: „Niestety, polityka Unii Wolności doprowadziła do tego, że znów jak za PRL-u poświęcono prawdę historyczną na rzecz dobrosąsiedzkich stosunków. Tym razem z Ukrainą. Była to i jest polityka naiwna ale obliczona na jak najszybsze oddzielenie Ukrainy od Rosji i uczynienie z Ukrainy kraju o prozachodniej orientacji politycznej. W tym miejscu należy stwierdzić, iż referent podważył tezę Giedroycia i polityków Unii Wolności, że bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski. To stwierdzenie ukazuje całą naiwność i fałszywość tej nowej polityki wschodniej Polski. Teza Giedroycia jest całkowicie fałszywa i naiwna, świadczy o nieznajomości historii i geopolityki, a nawet, co należy podkreślić, jest nie tylko ahistoryczna ale i antypolska. Muszę stwierdzić, że nie było żadnego politycznego tworu o nazwie Ukraina (oczywiście pomijając fantastyczne twory historyków nacjonalistów ukraińskich) a istniała Rzeczpospolita Dwojga Narodów, potężna i bogata, dopóki nóg jej nie podcięli kozacy. Istniała i rozwijała się II Rzeczpospolita, żadnej Ukrainy poza USRR nie było. Było PRL, niesuwerenne jako satelita i kolonia Moskwy, a żadnej Ukrainy nie było. Odrodziła się III Rzeczpospolita, suwerenna i niepodległa. Wówczas dopiero po trzech latach powstała Ukraina. Popieranie jej orientacji prozachodniej a antyrosyjskiej, to popieranie "rezunów" banderowców i szeregu kierowanych przez nich organizacji.” (Przyczyny i tło konfliktu polsko-ukraińskiego w latach 1939-1947 [w:] „27 Dywizja AK" Biuletyn Informacyjny, nr 1 (101), Warszawa styczeń-marzec 2009).

To że koncepcja polskiej polityki wschodniej Jerzego Giedroycia jest zwykłym kretynizmem i wielce szkodliwa dla Polski i Polaków na Kresach potwierdzają codzienne stosunki polsko-białoruskie, polsko-litewskie i polsko-ukraińskie. Białoruś rządzona od 1994 roku przez prorosyjskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę jest wroga Polsce i prześladuje tamtejszych Polaków.

Litwa dąży wszelkimi sposobami do wynarodowienia Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie, zniszczenia wszelkich śladów polskich na tym terenie i kłamliwego przeredagowania dziejów polsko-litewskich. Obecny prezydent Litwy Dalia Grybauskaite jest otwartym wrogiem Polski i Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie („Kresy.pl” 15.5.2014), a za panią matką także Litwini. Chociaż Polska uznała obecne granice Litwy, uznaje Litwę za strategicznego partnera, pomogła Litwie wejść do Unii Europejskiej i NATO, nie walczy o prawa Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie, kupiła rafinerię w Możejkach aby nie wpadła w ręce rosyjskie, a polskie samoloty wojskowe akurat w tej chwili strzegą litewskie niebo, to pomimo tego wszystkiego w najnowszym badaniu opinii publicznej przeprowadzonym na Litwie więcej niż co czwarty (27 proc.) respondent uznał Polskę za „wrogie państwo”, a tylko 12% za przyjazne (IAR 2.6.2014). Jeden z internautów tak skomentował tę wiadomość: „Osobiście uważam, że przyjaźń na siłę jest bez sensu. Dajmy spokój Litwinom. Brońmy tylko spraw Polaków mieszkających na Litwie. Jeszcze troszkę a okaże się, że większym przyjacielem (Litwy) okażą się Rosjanie niż Polacy u tego przewrotnego narodziku (to ruń 2.6.2014).

Również Ukraińcy od 1991 roku okazują na każdym kroku swoją wrogość do Polski, Polaków i pozostałej we Lwowie garstce Polaków, chociaż Warszawa robi wszystko, aby nawet banderowcom się przypodobać. Ukraińcy nie przeprosili i nie myślą przepraszać za brutalne wymordowanie 100 000 Polaków podczas II wojny światowej (rzezie ludności polskiej przeprowadzane przez bandy nacjonalistów ukraińskich w ramach czystki etnicznej), stosują wobec polski różne szykany, m.in. ekonomiczne (obecnie - za Rosją! - wstrzymali import wieprzowiny z Polski), prześladują Polaków na Ukrainie (np. nie zwracają kościołów, sprawa Domu Polskiego we Lwowie) i kpią sobie z Polski i Polaków w żywe oczy. Pamiętamy wszyscy ich wyjątkowo odrażające zachowanie się w sprawie odbudowy wojskowego Cmentarza Obrońców Lwowa, albo sprawę związaną z konserwacją wielkich obrazów z kościoła katolickiego w Żółkwi koło Lwowa, w którym były do 1945 roku: „Bitwa pod Wiedniem” i „Bitwa pod Parkanami” z XVII w. Zgodnie z umową z Ukraińcami, po kosztownej konserwacji w Polsce w latach 2007-12 na koszt podatnika polskiego, obrazy miały powrócić do kościoła; Ukraińcy złamali umowę i nie zwrócili ich kościołowi. Nie zwrócili Polsce skradzione przez Stalina, a obecnie w ich rękach znajdujące się bezcenne dla Polaków polskie skarby narodowe, które w ich łapach niszczeją. Itd. Itd.

Tak więc koncepcja polskiej polityki wschodniej Jerzego Giedroycia była marzeniem ściętej głowy od samego początku jej realizowania przez Warszawę z winy Litwinów, Białorusinów i Ukraińców.

Tymczasem Warszawa, realizując niepolską rację stanu, a tylko obcego mocarstwa, po dziś dzień jest jej wierna. Chociaż to słono kosztuje Polskę i Polaków. Oto jeden z wielu przykładów na to: rządy Lecha i Jarosława Kaczyńskich w 2006 roku zmusiły polską firmę Orlen z Płocka do kupna litewskiej rafinerii ropy naftowej w Możejkach, aby ona nie wpadła w ręce rosyjskie. Orlen zapłacił za nią 3 miliardy dolarów i dodatkowo jeden miliard dolarów wydał na jej modernizację. Tymczasem rząd litewski (oraz Rosjanie) od samego początku utrudniają rafinerii normalną i dochodową działalność i rafineria tylko w pierwszych trzech miesiącach tego roku przyniosła stratę na sumę 40 milionów dolarów („Dziennik.pl” 24.5.2014). Problem potęguje to, że trudno dziś znaleźć na nią kupca i jak zostanie sprzedana za 1 miliard dolarów, to będzie to wielki sukces. Zabawa w partnerstwo z Litwą kosztowała Polaków – tylko w odniesieniu do rafinerii! – 3 miliardy dolarów. I oby tylko tyle!
Prof. Partacz pisze, że to „Unia Wolności doprowadziła do tego, że znów jak za PRL-u poświęcono prawdę historyczną na rzecz dobrosąsiedzkich stosunków” ze wschodnimi sąsiadami Polski.

Unia Wolności może przodowała w tej antypolskiej działalności, czemu nie należy się dziwić, gdyż była to najmniej polska z ducha partia polityczna działająca w Polsce po 1989 roku. Nawet ślepcy i głupcy to dostrzegli i dlatego już ją diabli wzięli.

Jednak bezsprzecznym faktem jest, że wszystkie rządy polskie i wszyscy prezydenci po 1989 roku wcale nie byli lepsi od Unii Wolności w odniesieniu do polskiego interesu narodowego i pozostałych Polaków na Kresach. Wszyscy oni ze szkodliwej dla Polski koncepcji Giedroycia w odniesieniu do naszych wschodnich sąsiadów uczynili sztandarowy punkt polskiej wschodniej polityki zagranicznej i przez to poświęcili prawdę historyczną i kresowych Polaków oraz starania o zwrot polskich dóbr narodowych na rzecz dobrosąsiedzkich stosunków z nimi. Dla przykładu, prof. Wojciech Kowalski z MSZ opracował w 1993 roku listę naprawdę ważnych dla Polaków polskich dóbr kultury przetrzymywanych przez Ukraińców, które powinny być zwrócone Polsce. W tymże roku wybory do polskiego Sejmu i Senatu wygrała postkomunistyczna SLD i postkomuniści oraz kolejne władze polskie tą sprawą wcale się nie zajęły po dziś dzień, a więc rządy AWS, Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej. Aleksander Kwaśniewski był (i nadal jest!) więcej ambasadorem spraw ukraińskich niż prezydentem Polski. Wiadomo, że prezydent Lech Kaczyński spotykał się z prezydentem Litwy Valdasem Adamkusem aż dwadzieścia razy i nic, kompletnie nic nigdy nie załatwił dla polepszenia sytuacji Polaków na Litwie, a przed samym wypadkiem lotniczym w Smoleńsku poniżyli go w oczach Polaków. W 2008 roku Lech Kaczyński odmówił objęcia patronatu nad obchodami 65. rocznicy rzezi wołyńskiej, czyli wymordowania 100 000 przez bandy nacjonalistów ukraińskich. Z kolei rząd Donalda Tuska, w obawie aby nacjonaliści ukraińscy nie pogniewali się na niego, odmówił uznania za ludobójstwo przez Sejm wymordowanie przez nacjonalistów ukraińskich podczas II wojny światowej 100 000 Polaków na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Rządzący Polską nie troszczą się o los Polaków na Kresach. Jednocześnie garstkę Litwinów, Białorusinów i Ukraińców „nosi się na rękach”, dając im super przywileje i różne ułatwienia, aby w naturalny sposób nie zniknęli z polskiej ziemi. Do tego stopnia, że zmusza się Polaków (przez nie mówienie prawdy o kandydacie), aby do Sejmu wybierali Ukraińców, jak np. Mirona Sycza, syna człowieka, który mordował Polaków jako bandyta banderowski (członek UPA), za co został skazany przez sąd polski na karę śmierci w 1947 roku, a który, po złagodzeniu kary, wychował Mirona (według jego własnych słów!) na człowieka nienawidzącego Polaków. Miron Sycz był w okresie komunistycznym członkiem PZPR, po 1990 roku działał w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, Unii Wolności i Partii Demokratycznej, po czym z otwartymi rękoma przyjęła go bardzo mało polska Platforma Obywatelska, która uczyniła go posłem. Dlaczego? W jakim celu? Czy nie przypadkiem po to, aby mieć swojego człowieka do kontaktu z nacjonalistami na Ukrainie, z którymi od dawna flirtuje także Prawo i Sprawiedliwość?

Kiedy kilka tygodni temu premier Węgier Viktor Orban powiedział, że chce, aby rząd ukraiński przyznał autonomię Węgrom mieszkających na Ukrainie przy granicy z Węgrami (te tereny oderwał od Węgier w 1945 r. Stalin), to politycy „polscy” jak jeden mąż skrytykowali czy wręcz ostro zaatakowali go za to NATURALNE żądanie (autonomia powinna przysługiwać w każdym państwie dla każdej mniejszości terytorialnej – tak powinna uchwalić ONZ). Bowiem Orban pośrednio obnażył tym łajdacką politykę rządów „polskich” po 1989 roku wobec Polaków na Kresach.

Michał Wołłejko w artykule Orban a polska mniejszość („Do Rzeczy” Nr 23/2014) pisze: „Polscy politycy bezwarunkowo popierali i popierają ugrupowania, które dążą do wyzwolenia państw za naszą wschodnią granicą. Nie dbają jednak o prawa mieszkającej tam polskiej mniejszości oraz nasze dziedzictwo narodowe. (...) Można się spierać, kiedy jest właściwy czas na poruszenie kwestii mniejszości narodowych i upominanie się o rozszerzenie ich praw lub – jak czynią to obecnie polscy politycy – w ogóle nie podnosić tych spraw w rozmowach z Ukraińcami. Orbán jednak jest w odróżnieniu od naszych rodzimych polityków głębokim pesymistą w kwestii przyszłego losu Ukrainy. Trzy dni po swoim przemówieniu w Budapeszcie powiedział, że „nie widzi dziś na Ukrainie żadnego planu, wizji przyszłości dla gospodarki, która zabezpieczy jej należyte funkcjonowanie”. Wygląda więc na to, że Orbán zakłada gigantyczne problemy wewnętrzne na Ukrainie, niepokoje, a być może nawet czarny scenariusz rozpadu tego państwa. Opierając się na tym założeniu, Viktor Orbán chce po prostu chronić mieszkającą zwarcie na Zakarpaciu autochtoniczną ludność węgierską. (...)

Tymczasem „polscy” politycy po 1989 roku do tego stopnia nienawidzą Polaków na Kresach, że wierzę, że stać ich byłoby na powiedzenie ukraińskim banderowcom i szowinistom litewskim: „Chcecie wyrżnąć Polaków na swoim terenie – to proszę bardzo: wyrżnijcie. My na pewno nie będziemy wam w tym przeszkadzać, a tym bardziej was za to potępiać”.

To nie żadna przesada z mojej strony. Warszawa miała bowiem w Wilnie takiego ambasadora, który z przyjemnością pomagał by szowinistom litewskim w mordowaniu tamtejszych Polaków! Jestem pewny, że kiedyś tak ostro osądzi go historia. A jego nazwisko wymieni bez namysłu każdy patriota polski w Wilnie.

Poza tym, jak dotychczas polscy politycy dawali i dają Ukraińcom i Litwinom wolną rękę do prześladowania Polaków na Ukrainie i Litwie. Np. maleńka Litwa, która należy do Unii Europejskiej, gdzie rzekomo przestrzega się prawa mniejszości narodowych i w której obowiązuje prawo na dwujęzyczne nazwy miejscowości gdzie mniejszość narodowa stanowi duży odsetek ludności, ignoruje to prawo i porozumienie polsko-litewskie z 1994 roku i karze finansowo Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie za używanie pisanego języka polskiego w miejscach publicznych (np. nazwy miejscowości i ulic), a rząd polski w ogóle ignoruje tą sprawę! A przecież ma wszelkie środki ku temu, aby przywołać Litwinów do porządku!

Kiedy media podały, że masa Litwinów uważa Polaków za swoich wrogów, to dziennik "Rzeczpospolita" (Jerzy Haszczyński Wróg? Aż źle tak nie jest 5.6.2014), tak jak i polskie rządy, hołdująca antypolskiej koncepcji polityki wschodniej red. Jerzego Giedroycia, szybko uspakajała Polaków, że nie jest tak źle. - Prawda, nie ma czystki etnicznej czy nowych Ponar. A że niszczy się polskość na Kresach, to temu nie są winni Litwini i Ukraińcy. To przecież dalszy ciąg kochanej tak bardzo przez polaków (bo nie przez Polaków) wojny polsko-polskiej. Przecież to nie Litwini i Ukraińcy są temu winni, że rządy polskie od 1991 roku dają im wolną rękę do prześladowania Polaków i niszczenia śladów polskości na Kresach. Oni z tego przyzwolenia tylko korzystają bo jest im na rękę. I byli by głupcami gdyby z tego nie skorzystali.

Dziwny i tragiczny naród z tych współczesnych "Polaków"! Naród sam się likwidujący. Matka Boska w Fatimie w 1917 roku powiedziała, że znikną z powierzchni ziemi niektóre narody. Jestem pewny, że na tej liście są Polacy, bo ku temu sami dążą.

Na koniec należy postawić pytanie: dlaczego rządy polskie po 1989 roku, szczególnie od 1991 roku, popierają polityczną koncepcję Jerzego Giedroycia, chociaż ona w obecnej sytuacji geopolitycznej jest nierealna i szkodliwa dla Polski?

Odpowiedź jest jedna i jak najbardziej prawidłowa. Jerzy Giedroyc był agentem amerykańskim i paryska „Kultura”, która wydawana była w okresie „zimnej wojny”, była tubą amerykańskiej propagandy. Kto zna działalność emigracji polskiej ten zaakceptuje to, że żadna instytucja emigracyjna pokroju paryskiej „Kultury” nie istniała by tak długo, tak się dobrze miała jak się miała i tak owocnie pracowała tylko w oparciu o własne środki materialne lub pomoc ze strony emigracji. To że Giedroyc był agentem amerykańskim, a jego Instytut Literacki finansowany przez Amerykanów napisał nie kto inny jak sam Jan Nowak Jeziorański, w latach 1951-76 kierownik Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa (RWE) w Monachium, które było finansowane przez Amerykanów i było ich tubą propagandową (zresztą bardzo pożyteczną!) w wydawanym przez RWE miesięczniku w języku polskim „Na Antenie” z czerwca 1972 roku. A Jan Nowak-Jeziorański wiedział co pisze i nikt nie zakwestionował tej jego wypowiedzi!

Jerzy Giedroyc nie napisał polskiej koncepcji polityki wschodniej (on przecież NIC nie pisał, bo był redaktorem ze złamanym piórem). Ten tekst otrzymał z Waszyngtonu do druku w paryskiej „Kulturze”. A więc jest to amerykańska koncepcja polskiej polityki wschodniej!

Po upadku komunizmu w Polsce w 1989 roku i samego Związku Sowieckiego w 1991 roku rządy „polskie” po tym ostatnim roku postawiły na sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i Biały Dom narzucił Warszawie realizowanie „koncepcji Giedroycia” i wszystkie rządy „polskie” posłusznie ją realizują, jak prawdziwi pachołkowie obcego mocarstwa. Jest ona szkodliwa dla Polski, ale nie jest szkodliwa dla USA. Przeciwnie, osłabia Rosję i o to chodzi Białemu Domowi, w chwili, kiedy oni swoje pełne zaangażowanie militarne kierują na Daleki Wschód. Chcą mieć pewność, że Rosja nie odrodzi się jako supermocarstwo nieprzyjazne Ameryce (to jest dla Polski rzecz pozytywna w tej sprawie, w chwili, gdy obecny władca Rosji wchodzi na imperialistyczną ścieżkę). Widać to wyraźnie w amerykańskim zaangażowaniu się w obecny konflikt na Ukrainie, który bez wątpienia jest dziełem agentów amerykańskich i ma służyć interesom amerykańskim – długi konflikt rosyjsko-ukraiński będzie osłabiał Rosję. Ale czy bratanie się Amerykanów z banderowcami, bo na nich postawili Amerykanie, jako na jedyną na Ukrainie siłę zdecydowanie antyrosyjską, jest naprawdę korzystne dla Polski? Na pewno nie. Bo banderowcy są niebezpiecznym sąsiadem dla Polski. A jednak wszyscy politycy warszawscy udają się do Kijowa i pod banderowsko-faszystowską flagą czarno-czerwoną wykrzykują banderowskie hasła, brutalnie depcząc pamięć polskich ofiar ich polityki ludobójstwa etnicznego!

Podczas wizyty Donalda Tuska w Gorzowie Wielkopolskim w maju tego roku (2014) licealistka Maria Sokołowska powiedziała premierowi prosto w oczy, że udaje patriotę, a tak naprawdę jest zdrajcą. Niestety, tak można powiedzieć o prawie wszystkich politykach „polskich” od 1991 roku. Wielu z nich to zdrajcy na miarę targowiczan!

Warszawa stała się bezwstydnym parobkiem Białego Domu: wykonuje wszystkie polecenia amerykańskie i nie tylko w zamian za to nic nie otrzymuje (np. sprawa wiz do USA, tarcza antyrakietowa), ale przez nie ponosi ofiary w ludziach (śmierć i kalectwo żołnierzy polskich w Iraku i Afganistanie), traci dobrą opinię w świecie (więzienie amerykańskie w Polsce) i finansowo (zakupy amerykańskich samolotów-bubli wojskowych i cywilnych dla LOT-u). Naiwniacy z Warszawy wierzą w bajki, że jak np. Rosja zaatakuje Polskę, to Biały Dom będzie gotowy umierać za Polskę i Polaków.
Boże, jaka to głupota, wręcz kretynizm! Jaka to wielka nieznajomość Amerykanów, a przede wszystkich ich polityków i ich racji stanu. Czy Polaka naprawdę nie ma prawdziwych politologów -amerykanoznawców, którzy mieliby w sobie dosyć odwagi powiedzieć naszym politykom z bożej łaski, że bujają w obłokach, że sprawy przedstawiają się tak, a tak, a nie inaczej. Zdrada Polski przez Amerykę w Jałcie w 1945 roku to nie był jakiś jednorazowy lapsus, to była ich świadoma polityka oparta na amerykańskiej racji stanu. Np. w Warszawie 3 czerwca 2014 roku prezydent USA Barak Obama powiedział, że Polska jest najważniejszym sojusznikiem Ameryki. KŁAMSTWO! Po stokroć kłamstwo! JEDYNYM prawdziwym sojusznikiem Ameryki jest Izrael i tylko i wyłącznie Izraelczycy mogą być pewni, że Biały Dom ich nigdy nie zdradzi. A najlepszym na to dowodem jest to, że Ameryka będąc de facto bankrutem, każdego roku przekazuje bezzwrotną pomoc finansową i militarną w wysokości 3 miliardów dolarów. Polskę, jak zaistnieje taka potrzeba, sprzedadzą Amerykanie w nowej Jałcie i to bez przymrużenia oka!!! W Stanach Zjednoczonych WSZYSTKO – także polityka - kręci się wokół biznesu i tylko i wyłącznie takiego, na którym zarobi tylko lub przede wszystkim Ameryka. Zgodnie z tym cała Ameryka Łacińska była przez 150 lat wyzyskiwana ekonomicznie przez Amerykę i jej biznes i stąd tyle nienawiści WSZYSTKICH Latynosów do Jankesów.

W tej chwili jesteśmy świadkami wojny politycznej o Ukrainę między Białym Domem a Kremlem. Celem strategicznym Ameryki jest osłabianie Rosji (daj im Boże za to zdrowie, bo Rosja od kilkuset lat jest naszym śmiertelnym wrogiem!). Oderwanie Ukrainy z dotychczasowej rosyjskiej strefy wpływów to dla USA gra warta świeczki. Niestety, sytuacja społeczno-polityczna na Ukrainie wygląda tak, że jedynym sojusznikiem Ameryki na Ukrainie, na którego Biały Dom może naprawdę liczyć to, jak już wspomniałem, nacjonaliści zachodnioukraińscy, wypierdki faszysty i ludobójcy Polaków i Żydów Stepana Bandery, któremu na Zachodniej Ukrainie wznosi się niebosiężne pomniki (także w historycznie polskim Lwowie, a na ścianie POLSKIEJ szkoły umieszczono tablicę sławiącą ludobójstwo innego banderowca – Szuchewycza!), uważając za bohatera narodowego właśnie za to jego ludobójstwo. Polacy nie kochają Ukraińców, bo nie mają za co. Przeciwnie mają pełne prawo ich nienawidzić, tak jak nienawidzą Hitlera i Stalina. I nie zmieni tej niechęci Polaków do Ukraińców żaden Obama, Kaczyński czy Tusk dopóki Ukraińcy nie przeproszą szczerze Polaków za rzeź wołyńską i nie zaczną swoimi czynami udowadniać, że nie są wrogami Polski i Polaków oraz Polaków na Ukrainie. W okresie PRL i Związku Sowieckiego „na chama” i pod przymusem budowano przyjaźń polsko-sowiecką, a tym samym i polsko-ukraińską. Komuchom nie udało się to i teraz nie uda się to naszym współczesnym dziwakom Giedroyciom bez właściwego podejścia do tej sprawy. A gra jest warta świeczki – tak dla Polaków jak i Ukraińców. Szczególnie dla Ukraińców. Bo oni potrzebują więcej naszego poparcia niż my ich poparcia. Polska może być niepodległa bez niepodległej Ukrainy. Ukraina bez wolnej Polski i jej poparcia może zniknąć z mapy politycznej Europy. Bo ostatecznie do 1991 roku NIGDY nie istniała jako państwo i Europie i światu nigdy to nie przeszkadzało (a przez zniewoloną Polskę w XIX w. Europa Zachodnia miała sporo problemów – sprawa polska była zawsze na tapecie). Najmniej Europie Zachodniej a teraz Unii Europejskiej, dla której Rosja jest sto razy ważniejszym partnerem niż jakaś tam Ukraina. Jeśli dziś interesuje się jako tako sytuacją na Ukrainie, to tylko i wyłącznie przez presję ze strony Białego Domu (naciski poprzez NATO, które jest pod kontrolą amerykańską).

Prezydent Obama przyleciał na początku czerwca do Warszawy nie tyle po to, aby celebrować upadek komunizmu w Polsce, co promować sprawę Ukrainy wśród Polaków – przeciętnego Polaka, bo politycy polscy są w tej sprawie wiernymi pachołkami Białego Domu. I z pewnością po to, aby polski podatnik wsparł finansowo bankruta finansowego jakim jest Ameryka (gdyby Ameryka, jako jedyny państwo na świecie, nie miała fabryki pieniędzy, to jej sytuacja finansowa była by podobna do obecnej sytuacji finansowej Ukrainy!) w budowaniu banderowskiej Ukrainy. Obama otwarcie wezwał inne kraje do udzielenia wszelkiej pomocy Ukraińcom, zwłaszcza w sferach: energetyki i wojskowości. Biały Dom szuka więc głupiego partnera/partnerów do realizacji jego ukraińskiej polityki. Nie ukrywano nawet tego, że sprawa ukraińska zdominowała obecny zjazd warszawski, tak jakby to Polska była w stanie wojny politycznej o Ukrainę z Rosją. Podczas pobytu Obamy w Warszawie ponownie usłyszeliśmy więc giedroyciowsko-amerykański kretynizm nad kretynizmami, że „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. Kretynizm, gdyż przed wojną była wolna Polska, a nie było wolnej Ukrainy i obecnie jest wolna Polska, ale ciągle nie ma wolnej Ukrainy.

Mądrą byłoby twierdzenie, że wolna i demokratyczna Ukraina wzmacniać będzie niepodległość Polski. Tak, istnienie takiej oraz życzliwej Polsce i Polakom Ukrainy leżałoby w interesie Polski. Niestety, na demokratyczną Ukrainę się nie zanosi jeśli przy władzy w Kijowie będą banderowcy, tak jak jest to obecnie: banderowcem jest premier Arsenij Jaceniuk i czterech jego ministrów. Poza tym banderowska Ukraina stanie się prawdziwym zagrożeniem dla Polski. Zawsze groźny dla Polski historyczny sojusz Berlina z Moskwą może zastąpić równie groźny sojusz Kijowa z Berlinem, gdyż taki sojusz był zawsze celem nacjonalistów ukraińskich. Celem, który miał zawsze antypolskie oblicze (obrzydliwa współpraca nacjonalistów ukraińskich z HAKATĄ, pokój brzeski 1918 – oderwanie od Polski Chełmszczyzny, wojna ukraińsko-niemiecka o Lwów, antypolska współpraca nacjonalistów ukraińskich z Republiką Weimarską, a następnie wielka współpraca z hitlerowcami podczas II wojny światowej – włącznie z ukraińską dywizją SS Galizien). Ci co mówią, że Ukraińcy się zmienili (starczy pojechać do Lwowa i przypatrzeć się jaki jest stosunek tamtejszych Ukraińców do Polaków i wszystkiego co polskie, jaką oddają cześć bandycie, który był odpowiedzialny za ludobójstwo Polaków w latach 1939-47; także Ukraińcy na właściwej Ukrainie – tej etnicznie ukraińskiej i prawosławnej nie są naszymi przyjaciółmi: czczą za bohatera narodowego ojca ludobójców ukraińskich - Bohdana Chmielnickiego, który np. pod Batohem w 1652 roku zgotował Polakom pierwszy w historii Katyń, mordując w brutalny sposób 5000 polskich jeńców wojennych, co jest dobrze udokumentowane, na potęgę fałszują historię stosunków polsko-ukraińskich i Polaków na Ukrainie, nie zwracają Polakom kościołów, m.in. św. Mikołaja w Kijowie czy kościół w Białej Cerkwi, itd., itd.) i że nie te czasy na sojusz niemiecko-ukraiński, sami siebie okłamują, albo są idiotami, albo świadomymi wrogami Polski i narodu polskiego!

Problem polega na tym, że nasi politycy są analfabetami w odniesieniu do historii. Nawet ci, którzy studiowali historię na uniwersytetach. I mają w genach bycie parobkiem możnych tego świata.

.......

Nie, nie jestem agentem sowieckim (Putina kocham jak psy dziada i boję się jego faszystowsko-imperialistycznej Rosji) i nie mam nic przeciwko sojuszowi Polski ze Stanami Zjednoczonymi, ale nie w naszej roli jako posłusznego parobka, którego w dodatku obciąża się kosztami amerykańskiej polityki wschodnioeuropejskiej. I jako patriota polski nie mogę patrzeć na to, jak rządy „polskie” od 1991 roku traktowały i traktują pozostałych Polaków na Kresach, jak liżą tyłek banderowcom i szowinistom litewskim, i jak działają na szkodę Polski i narodu polskiego. (Marian Kałuski)

Polskie Towarzystwo Historyczne powstało we Lwowie

We Lwowie, który był ostatecznie przez 600 lat polskim miastem, nigdy nie brakowało historyków polskich. Stąd historycy lwowscy odegrali wielką rolę w dziejach historiografii polskiej. Jednak od XIX wieku, a szczególnie od polonizacji Uniwersytetu Lwowskiego w 1871 roku Lwów wraz z Krakowem stał się kolebką polskich współczesnych nauk historycznych. Było tu pełno historyków i to wielkiej klasy. Historycy ci powzięli decyzję o utworzeniu pierwszego polskiego towarzystwa historycznego; faktycznym jego inicjatorem był prof. Ksawery Liske i jego uczniowie. Towarzystwo Historyczne powstało we Lwowie 14 października 1886 roku, a jego celem było wzbudzanie i popieranie rozwoju nauk historycznych, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Rusi Czerwonej – jak zapisano w pierwszym statucie. Dożywotnim prezesem został Ksawery Liske, wiceprezesem Tadeusz Wojciechowski, skarbnikiem Antoni Prochaska, członkami Wydziału Towarzystwa: Oswald Balzer – sekretarz, a także Wojciech Kętrzyński, Fryderyk Papée i Roman Piłat. Organem naukowym Towarzystwa był „Kwartalnik Historyczny”, którego pierwszy zeszyt ukazał się w 1887 roku pod redakcją Ksawerego Liskego, członkami Komitetu Redakcyjnego było zaś grono innych wybitnych historyków: Ludwik Finkel – sekretarz, a także Wojciech Kętrzyński, Saturnin Kwiatkowski, Roman Piłat, Aleksander Semkowicz i Tadeusz Wojciechowski. W latach 1886-1924 Towarzystwo działało jedynie na terenie Galicji; miało koła w Tarnopolu i Przemyślu od 1891 roku i w Krakowie od 1913 roku. Po odrodzeniu się państwa polskiego w listopadzie 1918 roku postanowiono przekształcić je w naczelną organizację historyków polskich (postulat Władysława Konopczyńskiego z 1920 r.), co nastąpiło w latach 1924/25. Polskie Towarzystwo Historyczne (PTH) powstało w wyniku połączenia się lwowskiego Towarzystwa Historycznego z Towarzystwem Miłośników Historii w Warszawie (które zachowało nazwę i autonomię), a następnie ze stowarzyszeniami historyków w Wilnie, Poznaniu, Łodzi i Lublinie. Siedzibą PTH pozostał Lwów i był nią do 1939 roku. Polskie Towarzystwo Historyczne objęło całą polską naukę historyczną i reprezentowało ją na zewnątrz. PTH z okresu lwowskiego inicjowało i prowadziło badania historyczne, a jego członkowie wprowadzali nowe formy organizacji studiów historycznych, organizowało zjazdy powszechne historyków polskich oraz konferencje regionalne, skupiało wszystkich historyków zawodowych i miłośników historii (kilkuset członków), a powstała w 1926 roku Sekcja Dydaktyczna podjęła działania o zapewnienie sobie prawa opiniowania programów nauczania. Do 1939 roku powstało 15 oddziałów, z których w 1939 roku działało 12 oddziałów: Brześć n. Bugiem (1933), Bydgoszcz (1933-34), Grodno (1935), Katowice (1929), Kielce (1933), Kraków (1925), Lublin (1927), Lwów (od 1925), Łódź (1927), Poznań (1925), Przemyśl (1928), Stanisławów (1927-34), Tarnopol (1929-35), Warszawa (1925), Wilno (od 1925). 20 lutego 1925 odbyło się we Lwowie I Walne Zgromadzenie Delegatów PTH. W okresie lwowskim prezesami Towarzystwa Historycznego i Polskiego Towarzystwa Historycznego byli: 1886-91 Ksawery Liske, 1891-1914 Tadeusz Wojciechowski, 1914-23 Ludwik Finkel, 1923-32 Stanisław Zakrzewski, 1932-34 Franciszek Bujak, 1934-36 Stanisław Zakrzewski, 1936-37 Franciszek Bujak i 1937-47 Ludwik Kolankowski; a sekretarzami generalnymi byli: 1886-91(?) Oswald Balzer, 1891(?)-1902 Ludwik Finkel, 1903-05 Alojzy Winiarz, 1906-07 Stanisław Zakrzewski, 1908-16 Eugeniusz Barwiński, 1917-20(?) Eugeniusz Barwiński i Teofil Emil Modelski, 1920-24 Teofil Emil Modelski, 1924-29 Kazimierz Tyszkowski, 1929-32 Bronisław Włodarski, 1932-34 Stefan Inglot, 1934-37 Kazimierz Tyszkowski i 1937-47 Wojciech Hejnosz – jak widzimy kwiat polskich historyków. W okresie lwowskim Towarzystwa zostały zorganizowane Powszechne Zjazdy Historyków Polskich: II: 17-19 VII 1890 roku we Lwowie, poświęcony zagadnieniom metodycznym i wydawniczym; III: 4-6 VI 1900 roku w Krakowie, poświęcony znaczeniu historii literatury, historii sztuki, archeologii i etnografii; IV: 6-8 XII 1925 roku w Poznaniu, na temat roli historii politycznej, historii prawa i historii gospodarczej; V: 28 XI-4 XII 1930 roku w Warszawie w 100-lecie Powstania Listopadowego; VI: 17-20 IX 1935 roku w Wilnie na temat stosunków polsko-litewskich. Po oderwaniu od Polski Lwowa przez Stalina w 1945 roku, siedziba Polskiego Towarzystwa Historycznego została przeniesiona 8 stycznia 1947 roku do Krakowa, ale już 28 września 1947 roku siedzibą Zarządu Głównego stała się Warszawa. Do dziś dnia ukazuje się w Warszawie założony we Lwowie „Kwartalnik Historyczny”. Bezcenne dla polskich historyków archiwum Polskiego Towarzystwa Historycznego z okresu lwowskiego Sowieci zwrócili Polsce dopiero w latach 50. XX w., po usilnych staraniach strony polskiej.

Wielka rola Lwowa w historii matematyki polskiej

Lwów odegrał wybitną rolę w dziejach matematyki polskiej, szczególnie w okresie międzywojennym – współtworzył polską (lwowsko-warszawską) szkołę matematyczną, która zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach matematyki polskiej i światowej. Jednak już przed powstaniem polskiej szkoły matematycznej lwowsko-warszawskiej znana była lwowska szkoła matematyczna. Jej prekursorem był Wawrzyniec Żmurko (1824-1889), profesor Uniwersytetu Lwowskiego 1871-89 i Politechniki Lwowskiej 1871-84, wynalazca konograficznych przyrządów geometrycznych, za które otrzymał nagrody na wystawach w Wiedniu 1873, Paryżu 1878 i Londynie 1878. Międzywojenna lwowska szkoła matematyczna zajmowała się analizą funkcjonalną, nowoczesną dziedziną matematyki powstałą i rozwijaną w XX wieku. Wokół jej dwóch największych filarów - profesorów Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie: Stefana Banacha (jeden z największych matematyków na świecie w XX w.) i Hugo Steinhausa skupili się jej pozostali przedstawiciele – wszyscy matematycy wielkiej klasy: Stanisław Mazur, Stanisław Ulam, Antoni Łomnicki, Włodzimierz Stożek, Stanisław Ruziewicz, Karol Borsuk, Marek Kac, Stefan Kaczmarz, Bronisław Knaster, Kazimierz Kurnatowski, Stanisław Saks, Juliusz Schauder, Władysław Orlicz, Feliks Barański, Leon Chwistek, Władysław Nikliborc, Herman Auerbach. Dzisiaj pojęcie przestrzeni Banacha, jedno z podstawowych w analizie funkcjonalnej, znane jest pod tą nazwą wszystkim matematykom na świecie. J. Schauder był wybitnym badaczem równań różniczkowych, a H. Steinhaus pierwszy stosował metody probabilistyczne w analizie, rozwinięte potem przez N. Wienera w Stanach Zjednoczonych i leżące u podstaw teorii procesów stochastycznych. Matematycy lwowscy zajmowali się również ogólną teorią mnogości. Lwowska szkoła matematyczna wydawała w latach 1929-39 „Studia Mathematica” (9 tomów), które stały się nie tylko organem lwowskiej szkoły matematycznej, ale też jednym z najpoważniejszych w skali światowej czasopism w dziedzinie analizy funkcjonalnej. Po oderwaniu Lwowa od Polski w 1945 roku, „Studia Mathematica” zostały wznowione w Warszawie w 1948 roku i są wydawane przez Instytut Matematyczny Polskiej Akademii Nauk.

Jedną z najcenniejszych pamiątek matematycznych XX wieku o dużej wartości naukowej jest tzw. Księga Szkocka. Jest to gruby zeszyt zakupiony w 1935 roku przez Łucję, żonę wielkiego polskiego i lwowskiego matematyka, jednego z największych matematyków XX wieku Stefana Banacha, w którym matematycy lwowscy, zarówno profesorowie, jak też studenci, którzy odwiedzali Kawiarnię Szkocką na Placu Akademickim we Lwowie (popularna wśród lwowskich matematyków), zapisywali w latach 1935-41 zagadnienia matematyczne wymagające rozwiązania (wiele z nich nie zostało rozwiązanych do tej pory). Po wypędzeniu Polaków ze Lwowa w 1945 roku, Łucja Banach wywiozła Księgę Szkocką do Warszawy, a w 1972 roku ofiarowana Międzynarodowemu Centrum Matematycznemu im. Stefana Banach. W 1957 roku Księga Szkocka została przetłumaczona z języka polskiego na język angielski i wydana przez Los Alamos National Laboratory w USA.

Ludzie władzy w II RP (1918-45) urodzeni we Lwowie

Polski Lwów odgrywał bardzo dużą rolę w życiu politycznej Galicji, której był stolicą, jak również dużą rolę w życiu II Rzeczypospolitej Polskiej (1918-39), a szczególnie politycy urodzeni w tym mieście:

Roman Abraham (1891 – 1976), generał brygady Wojska Polskiego (1938); Ernest Adam (1868 – 1926), polityk, działacz gospodarczy i społeczny, poseł na Sejm Ustawodawczy RP 1919-22, senator RP 1922-26; Franciszek Ksawery Alter (1889 – 1945), gen. bryg. WP (1936); Maria Bałłabanówna (1894 – po 1939), pedagog, działaczka społeczna 1930-35 posłanka na Sejm RP; Kazimierz Bartel (1882-1941), matematyk, profesor Politechniki Lwowskiej, minister kolei żelaznych 1919-20, pięciokrotnie premier: 15 V – 4 VI 1926, 8 VI – 24 IX 1926, 27 IX – 30 IX 1926, 27 VI 1928 – 13 IV 1929, 29 XII 1929 – 17 III 1930, wicepremier i minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego 1926-28, 1922-30 poseł na Sejm RP; Alfred Biłyk (1889 – 1939), prawnik, 1936-37 wojewoda tarnopolski i 1937-39 wojewoda lwowski; Antoni Deryng (1901 – 1978), prawnik, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, 1938-39 poseł na Sejm RP; Aleksander Des Loges (1868 – po 1926), prawnik, 1923-24 dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, 1924-25 wicewojewoda i 1925-26 wojewoda stanisławowski; Herman Diamand (1860 – 1931), prawnik, czołowy polityk Polskiej Partii Socjalistycznej, 1919-30 poseł na Sejm RP; Franciszek Józef Dindorf-Ankowicz (1888 – 1963), gen. bryg. WP (1938); Aleksander Domaszewicz (1887 Lwów – 1948 Kraków), dr med., zasłużony psychiatra, pułkownik WP, działacz wojskowy i harcerski, poseł na Sejm RP 1930-35, senator 1935-38; Piotr Paweł Dunin-Borkowski (1890 – 1949), polityk, 1927-28 wojewoda lwowski i 1928-29 wojewoda poznański; Juliusz Dzieduszycki (1882 – 1942), dyplomata, kierownik Wydziału Osobowego MSZ, konsul generalny RP w Nowym Jorku 1920-22, Konstantynopolu 1922-26 i poseł w Kairze 1932-33; Aleksander Juliusz Ehrbar (1870 – 1948), gen. bryg. WP (1927); Julian Filipowicz (1895 – 1945), gen. bryg. WP (1942); Henryk Fitz (1869 – 1936), gen. bryg. WP (1923); Jan Fryling (1891 – 1977), dr praw, dyplomata na placówkach w Tokio 1927-30, Czerniowcach (Rumunia) 1939-40, Kairze 1941-42, Jerozolimie i Bejrucie 1942-43 i w Chinach (Czunkingu) 1943-45; Rudolf Gall (1873 - ?), działacz gospodarczy, 1919-22 poseł na Sejm Ustawodawczy RP; Janusz Gąsiorowski (1889 – 1949), gen. bryg. WP (1932); Michał Gnoiński (1886 – 1965), inż. górniczy, płk WP, 1936-37 wojewoda krakowski; Kazimierz Grabowski (1866 – 1932), prawnik, 1919-21 członek Naczelnego Trybunału Administracyjnego i sędzia Sądu Najwyższego, 1921-24 pierwszy wojewoda lwowski; Jan Marian Hempel (1879 – 1932), gen. bryg. WP (1924); Stanisław Hempel (1891 – 1968), polityk, dyplomata, 1925-38 poseł RP w Persji (Iranie) i 1928-38 w Iraku, 1935-39 senator RP; Adolf Marian Herforth (1866 – 1932), gen. bryg. WP (1919); Wilam Horzyca (1889 – 1959), pedagog, dyrektor teatrów, m.in. 1931-37 Teatrów Miejskich we Lwowie, 1930-35 poseł na Sejm RP; Stanisław Huepsch Zygmunt Jasiński (1860 – 1939), inżynier, 1920-21 minister kolei żelaznych; Władysław Kalkus (1892 – 1945), gen. bryg. WP (1939); Michał Karaszewicz-Tokarzewski (1893 – 1964), gen. bryg. WP (1924), gen. dyw.(1943); Stanisław Kętrzyński (1876 – 1950), historyk, dyplomata: 1922-23 dyrektor Departamentu Politycznego MSZ, 1925-26 poseł RP w Moskwie, 1927-31 poseł RP w Hadze; Henryk Kolischer (1853 – 1932), działacz gospodarczy, 1919-22 poseł na Sejm Ustawodawczy; Zdzisław Kostecki (1864 – 1947), gen. bryg. WP (1920), tyt. gen. dyw.; Stanisław Józef Kozicki (1893 – 1948), gen. bryg. WP (1937); Mieczysław Linde (1868 – 1940), gen. bryg. WP (1919), gen. dyw. (1924); Aleksander Wacław Ładoś (1891 – 1963), dyplomata, 1922-23 naczelnik Wydziału Środkowo-Europejskiego MSZ, 1923-26 poseł RP w Rydze, 1927-31 konsul generalny RP w Monachium, 1939-45 charge d’affaires w Szwajcarii; Kazimierz Ładoś (1877 – 1963), gen. bryg. WP (1919), gen. dyw. (1924); Jan Łopuszański (1875 – 1936), inżynier, profesor Politechniki Lwowskiej, 1922-23 minister robót publicznych; Tadeusz Łopuszański (1874 – 1955), pedagog, 1919-20 minister i 1920-27 wiceminister wyznań religijnych i oświecenia publicznego; Jan Leopold Łukasiewicz (1878 – 1956), uczony, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, 1919 minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego; Feliks Maciszewski (1884 – 1957), gen. bryg. WP (1928); Bronisław Majewski (1853 – 1934), gen. bryg. WP (1919); Tadeusz Majewski (1863 – 1920), gen. bryg. WP (1919); Maksymilian Matakiewicz (1875 – 1940), inżynier, profesor Politechniki Lwowskiej, 1929-30 minister robót publicznych; Franciszek Meraviglia-Crivelli (1871 – 1934 Lwów), gen. bryg. WP (1924); Stefan Mękarski (1895 – 1985), dziennikarz, polityk, 1930-35 poseł na Sejm RP; Henryk Mianowski (1882 – 1955), pedagog, działacz gospodarczy, 1922-30 poseł na Sejm RP; Izydor Modelski (1889 – 1962), gen. bryg. WP (1940); Kazimierz Moszyński (1873 – po IX 1939), prawnik, 1926-34 komisarz rządowy i 1934-39 burmistrz Złoczowa, 1928-35 poseł na Sejm RP; Erwin Kazimierz Nehlem (1878 – po 1934), gen. bryg. WP (1924); Franciszek Tomasz Niżałowski (1859 – 1937), gen. dyw. WP (1919); Roman Odzierzyński (1892 – 1975), gen. bryg. WP (1943); Karol Olpiński (1876 – 1944), prawnik, 1921-23 pierwszy wojewoda tarnopolski, 1923 wojewoda krakowski, 1923-26 wiceminister spraw wewnętrznych, 1930-39 sędzia Naczelnego Trybunału Administracyjnego; Wilhelm Orlik-Rueckemann (1894 – 1986), gen. bryg. WP (1933); Henryk Kazimierz Ostaszewski (1892 – 1957), prawnik, 1927-32 starosta w Łęczycy i 1932-37 w Kaliszu, 1937-39 wojewoda białostocki; Stanisław Ostrowski (1892-1982), dr medycyny, docent Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, 1934-36 wiceprezydent i 1936-39 ostatni prezydent Lwowa, 1930-39 poseł na Sejm RP (1972-79 prezydent RP na obczyźnie); Wiktor Ostrowski (1872 – 1935), pedagog, działacz społeczny, polityk, 1923-27 poseł na Sejm RP; Kazimierz Papee (1889 – 1979), dyplomata, 1929-32 konsul generalny RP w Królewcu, 1932-36 poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny RP w Wolnym Mieście Gdańsku, 1939-58 ambasador RP w Watykanie (od 1945 rządu emigracyjnego); Jan Kanty Piętak (1885 – 1933), prawnik, 1926-32 szef Biura Prawnego prezesa Rady Ministrów, 1932-33 I prezes Naczelnego Trybunału Administracyjnego; Zygmunt Platowski (1882 – 1948), gen. bryg. WP (1924); Adam Próchnik (1892 – 1942), historyk, publicysta, czołowy działacz PPS, 1928-30 poseł na Sejm RP; Jan Edward Romer (1869 – 1934), gen. dyw. WP (1919); Roman Rudnicki (1893 – po IX 1939), działacz związkowy, 1938-39 poseł na Sejm RP; Antoni Schultis 1869 – 1939), prawnik, wysoki urzędnik administracji państwowej, 1923-24 wojewoda śląski; Teodor Seidler (1882 – 1972), prawnik, polityk, 1928-35 poseł na Sejm RP; Kamil Jan Seyfried (1872 – 1960), gen. bryg. WP (1919); Franciszek Józef Sikorski (1889 – 1940 Charków), gen. bryg. WP (1927); Władysław Skrzyński (1873 – 1937), dyplomata, 1919 wiceminister spraw zagranicznych, 1919-21 poseł RP w Madrycie, 1921-37 ambasador RP w Watykanie; Julian Smulikowski (1886 – 1934), , pedagog, polityk, 1919-30 poseł na Sejm RP; Franciszek Sokal (1881 – 1932), inżynier, 1924-25 minister pracy i opieki społecznej; Julian Stachiewicz (1890 – 1934), gen. bryg. WP (1923); Wacław Teofil Stachiewicz (1894 – 1973), gen. bryg. WP (1935); Zdzisław Stahl (1901 – 1987), prawnik, politolog, publicysta, polityk, 1937-39 - zastępca redaktora naczelnego rządowej „Gazety Polskiej”, 1930-35 i 1938-39 poseł na Sejm RP; Eugeniusz Aleksander Tinz (1877 – 1943), gen. bryg. WP (1919), gen. dyw. (1924); Władysław Wojtowicz (1883 – po VI 1941), działacz ludowy, polityk, 1922-38 poseł na Sejm RP; Stanisław Zimny (1856 – 1927), prawnik, 1919 wiceprezydent lwowskiego Namiestnictwa i generalny komisarz Rządu RP dla byłej Galicji, 1921-23 wicewojewoda i 1923-24 wojewoda lwowski; Juliusz Zulauf (1891 – 1943), gen. bryg. WP (1932); Adam Żółtowski (1881 – 1958), filozof, profesor Uniwersytetu Poznańskiego, 1928-30 poseł na Sejm RP.

Ludzie władzy w II RP (1918-45) pochodzący z Wilna

W Wilnie urodziło się wiele Polaków, którzy odgrywali dużą rolę w życiu II Rzeczypospolitej Polskiej (1918-39). Oto lista ówczesnych najważniejszych polityków rodem z Wilna, która dodatkowo potwierdza jak bardzo polskim było to miasto, w którym polityków litewskich z okresu Litwy Kowieńskiej (1918-40) tu urodzonych trzeba – przysłowiowo - szukać ze świecą:

Wacław Bitner (1893 – 1981), adwokat, polityk chadecki, 1922-35 poseł na Sejm RP; Stanisław Hellman (1869 – po IX 1939), działacz oświatowy, kulturalny i związkowy, polityk ludowy, 1922-27 poseł na Sejm RP; Stanisław Hermanowicz (1882 – 1944), buchalter, biegły sądowy, 1935-38 poseł na Sejm RP; Roman Rudolf Jasieński (1875 – 1937), gen. bryg. WP (1924); Zygmunt Jundziłł (1880 – 1953), prawnik, polityk, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, czł. Naczelnej Rady Adwokackiej, wicemarszałek Sejmu Wileńskiego, senator RP 1930-35; Stanisław Maciejewicz (1869 – 1940), ksiądz katolicki, kanonik wileński, 1922 poseł na Sejm Ustawodawczy RP 1922, 1922-27 senator RP; Wacław Makowski (1880 – 1942), prawnik, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, polityk, 1922-23 i 1926 minister sprawiedliwości, 1928-35 poseł na Sejm RP i wicemarszałek Sejmu, 1935-39 senator RP ora 1935-38 wicemarszałek i 1938-39 marszałek Senatu, Tomasz Nejman (1867 – 1942), kontradmirał polskiej marynarki wojennej(1919); Mieczysław Niedziałkowski (1893 – 1940), czołowy polityk PPS, 1927-39 redaktor naczelny „Robotnika”, 1919-35 poseł na Sejm RP; Jan Piłsudski (1876 – 1950), brat marsz. Józefa Piłsudskiego, adwokat, 1928-35 poseł na Sejm RP i 1930-31 jego wicemarszałek, 1930-39 wiceprokurator Sądu Najwyższego, 1931-32 minister skarbu, 1932-37 wiceprezes Banku Polskiego w Warszawie; Kazimierz Porębski (1872 – 1933), wiceadmirał, 1919-25 dowódca Marynarki Wojennej; Aleksander Prystor (1874 – 1941), działacz niepodległościowy, podpułkownik, polityk, 1918-21 wiceminister i 1929-30 minister pracy i opieki społecznej, 1930-31 minister przemysłu i handlu, 1931-33 premier, 1930-35 poseł na Sejm RP, 1935-39 senator RP; Antoni Ludwik Religioni (1866 – 1939), gen. bryg. WP (1919); Bronisław Rydzewski (1884 – 1945), geolog, profesor geologii Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie i Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, 1930-35 senator RP; Witold Cezary Staniewicz (1887 – 1966), inżynier rolnik, profesor Politechniki Lwowskiej i Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie (po wojnie prof. Uniwersytetu Poznańskiego), 1926-30 minister reform rolnych, 1930-32 poseł na Sejm RP; Jan Stankiewicz (1862 – 1945), gen. bryg. WP (1919); Franciszek Stężowski (ur. w Wilnie ? - ?), działacz kolejowy i socjalistyczny w Wilnie, 1929-30 poseł na Sejm RP; Józef Zachariasz Świętorzecki (1876 – 1936), gen. bryg. WP (1923); Władysław Wejtko (1859 – 1933), generał dywizji Wojska Polskiego (1919); Józef Wołodkowicz (1889 – 1947), studiował prawo, dyplomanta, m.in. 1928-29 charge d’affaires poselstwa polskiego w Tallinie (Estonia); Władysław Zawadzki (1885 – 1939), ekonomista, polityk, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie i Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, 1931-32 wiceminister skarbu, 1932 minister bez teki, 1932-35 minister skarbu; Bronisław Zamięcki (1885 – 1944), inżynier, polityk PPS, 1918-19 i 1925-26 minister pracy i opieki społecznej, 1919-30 poseł na Sejm RP, 1928-35 prezydent miasta Łodzi; Aleksander Zawsztowt (1877 – 1944), dziennikarz, działacz socjalistyczny, 1922 poseł na Sejm Ustawodawczy RP; Stanisław Zieliński (1875 – 1954), ukończył prawo, redaktor „Dziennika Kijowskiego” do 1918, 1924-30 konsul generalny RP w Berlinie, 1930-35 poseł na Sejm RP; Alfons Żukiel (1898 – 1948), inżynier rolnik, pedagog, 1938-39 poseł na Sejm RP.

Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

29 Marca 1837 roku
Urodził się Władysław Sabowski, polski poeta, pisarz, dramatopisarz, dziennikarz i tłumacz (zm. 1888)


29 Marca 1937 roku
Zmarł Karol Szymanowski, polski kompozytor. Obok F. Chopina, uznawany za najwybitniejszego kompozytora (ur. 1882)


Zobacz więcej