Środa 24 Kwietnia 2024r. - 115 dz. roku,  Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 04.04.14 - 10:30     Czytano: [2070]

Krym: płacz hipokrytów!


Jałta i Krym: hipokryzja Londynu i Waszyngtonu

Przedwojenne Ziemie Wschodnie, tj. wschodnia część województwa białostockiego – Grodzieńszczyzna, województwa: wileńskie z Wilnem, nowogródzkie, poleskie, wołyńskie, tarnopolskie, stanisławowskie i wschodnia część woj. lwowskiego ze Lwowem od 1340-1386 należały do Polski i od tego czasu po 1945 rok, a więc przez prawie 600 lat, kształtowały się pod względem politycznym, społecznym, gospodarczym i kulturalnym w ramach naturalnego rozwoju Polski. Nawet podczas rosyjskiej okupacji ziem polskich w latach 1795-1914 interesy Kresów były pod każdym względem nierozerwalnie związane z tzw. Królestwem Polskim, tj. z etnicznie polskimi ziemiami zaboru rosyjskiego. Kto zna historię Polski ten wie, że większość polskich wydarzeń historycznych rozgrywała się właśnie na Kresach. Wśród 12,5 mln mieszkańców Ziem Wschodnich 5 mln stanowili Polacy. Były tam jednak tereny – i są po dziś dzień (!), jak np. Wileńszczyzna włączona do Litwy i niektóre okręgi na Białorusi – na których Polacy stanowili większość ludności (np. woj. wileńskie 59,7%, woj. nowogródzkie 52,4%, w 13 powiatach Małopolski Wschodniej mieszkało więcej Polaków niż Ukraińców). We wszystkich miastach Ziem Wschodnich Polacy wraz z Żydami stanowili zdecydowaną większość mieszkańców (np. we Lwowie tylko 11,3% mieszkańców miasta było Ukraińcami, a w Wilnie Litwini stanowili tylko 1% ludności). Wilno i Lwów były wielkimi ośrodkami kultury polskiej i oba miasta odegrały przeogromną rolę w dziejach Polaki i narodu polskiego. Wilno i Lwów były wielkimi skarbnicami polskiego dziedzictwa narodowego (muzea, archiwa, biblioteki – dzisiaj bezczelnie i bezprawnie zawłaszczone przez Ukraińców, Litwinów i Białorusinów!). Ziemie Wschodnie są miejscem urodzenia najwybitniejszych przedstawicieli polskiego ruchu niepodległościowego i kulturalnego (T. Kościuszko, R. Traugutt, J. Piłsudski, T. Czacki, A. Mickiewicz, J. Słowacki, E. Orzeszkowa, G. Zapolska, H. Rodakowski i wiele setek innych). Przez kilkaset lat Litwini, Białorusini i Ukraińcy jako masa prawie wyłącznie chłopska nie odgrywali żadnej pozytywnej i twórczej, a przede wszystkim znaczącej roli w życiu Ziem Wschodnich; byli mieszkańcami tych ziem bez udziału w ich wielkiej historii. Na Ziemiach Wschodnich nie byliśmy okupantami. Granicę polsko-ukraińską na Zbruczu i z Wołyniem po stronie polskiej była wynikiem kompromisu między Polską a Ukrainą – układ ukraińskiego rządu Semena Petlury z Polską zawartym 21 kwietnia 1920 roku. Natomiast granica pomiędzy Polską a Związkiem Sowieckim (ZSRR) i Ukrainą (o udziale w tym traktacie Ukrainy dzisiaj się zapomina!) ustalona traktatem ryskim 18 marca 1921 była wynikiem kompromisu wskrzeszonego państwa polskiego z imperializmem rosyjsko-sowieckim i była minimalnym zabezpieczeniem interesów politycznych, gospodarczych i strategicznych państwa polskiego. 15 marca 1923 roku konferencja ambasadorów w Paryżu (organ ententy) uznała granice odrodzonej Polski z uwzględnieniem granicy wschodniej zgodnej z traktatem ryskim. Tym samym wschodnia granica Polski miała międzynarodowe uznanie, stała się zgodna z prawem międzynarodowym. Tym samym także rządy Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych nie tylko uznały de iure państwo polskie, nawiązując z nim stosunki dyplomatyczne, ale także jego granice. Dodatkowo Związek Sowiecki zawarł z Polską 26 listopada 1932 roku pakt o nieagresji. W okresie międzywojennym definitywnie rządziliśmy na Ziemiach Wschodnich w imieniu większości ich mieszkańców, bo wielu Ukraińców i Białorusinów było lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej.

Niestety, nasi najwięksi historyczni wrogowie Niemcy i Związek Sowiecki/Rosja nie pogodzili się z istnieniem odrodzonego państwa polskiego. 1 września hitlerowskie Niemcy, a 17 września 1939 roku Związek Sowiecki napadły na Polskę i po zwycięstwie podzielili się naszym krajem pół na pół. Związek Sowiecki zajął całe Ziemie Wschodnie. Wobec tamtejszych Polaków zastosował politykę mordów i czystki etnicznej na wielką skalę. Za takie same zbrodnie popełnione dzisiaj tak Związek Sowiecki czy inne państwo byłoby potępione przez społeczność międzynarodową. Moskwie tamte zbrodnie uszły na sucho i do dziś dnia właściwie przemilcza się je na Zachodzie. Nie bez powodu. Szczególnie w przypadku Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, których rządy bardzo dobrze były poinformowane o nich (np. o zbrodni katyńskiej), ale wolały o nich milczeć, bo pośrednio uderzały moralnie także w Londyn i Waszyngton. Tak, zbrodnie sowieckie popełnione na Polakach w latach wojny obciążają także premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla i prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Roosevelta. Oni mają polską krew na swych rękach!!! Szczególnie ręce Churchilla, które prawdopodobnie są także zbroczone w krwi gen. Władysława Sikorskiego, który tragicznie zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w katastrofie lotniczej w brytyjskim Gibraltarze 4 lipca 1943 roku. Cień musi padać na Churchilla chociażby dlatego, że rząd brytyjski zablokował na zawsze archiwa w tej sprawie, chociaż zgodnie z prawem brytyjskim wszystkie dokumenty państwowe tracą tajność po 50 latach.

Państwo polskie upadło we wrześniu 1939 roku, bo nie mogło wygrać z dwoma Goliatami. Tym bardziej, że nasi sojusznicy Wielka Brytania i Francja, którzy, zgodnie z zawartymi umowami, mieli nas bronić w wypadku agresji niemieckiej, perfidnie nas zdradzili. Ale nie upadł naród polski. Stworzył rząd i armię polską na emigracji, czwartą pod względem wielkości wśród koalicjantów antyniemieckich. Broniliśmy m.in. mężnie i ofiarnie Wielką Brytanię w bitwie lotniczej o Anglię w 1940: lotnicy polscy, którzy stanowili 5% ogółu pilotów RAF biorących udział w tej bitwie, zestrzelili około 170 samolotów niemieckich, uszkodzili 36, co stanowiło około 12%. Churchill znał oczywiście wkład polskich pilotów w Bitwie o Anglię. Swoje słowa wypowiedziane przy polskich pilotach: „Tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym” kierował także i do nich. Miał więc wobec nich dług wdzięczności. Ale nie tylko wobec nich. Polscy żołnierze walczyli na wielu frontach II wojny światowej nie tylko o wolną Polskę, ale także o bezpieczną Wielką Brytanię. Dopiero dzisiaj dowiadujemy się, a Churchill i zapewne Roosevelt wiedzieli już wówczas, że podczas wojny wywiad polski dostarczył Brytyjczykom 30% ważnych informacji i że Enigma, w której rozszyfrowaniu polscy kryptolodzy odegrali dużą rolę (egzemplarz polskiej Enigmy wraz z dokumentacją został przekazany przez Polskę 25.7.1939 agencji wywiadu Wielkiej Brytanii), skróciła czas trwania wojny o dwa lata! Roosevelt podczas wojny powiedział, że „Polska jest natchnieniem narodów”.

Niestety, tak Churchill jak i Roosevelt pod sam koniec wojny, kiedy już na nas im nie zależało, bo los wojny i Hitlera był już przesądzony, w imię NOWYCH interesów swoich państw potraktowali nas zgodnie z powiedzeniem: „Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść”. Churchill powiedział brutalnie w oczy to gen. Władysławowi Andersowi: że może wziąć sobie swoje dywizje, jak się mu nie podoba jego prosowiecka i całkowicie uległa wobec żądań Stalina polityka.

4 lutego 1945 roku w Jałcie na Krymie spotkali się przywódcy Mocarstw Sprzymierzonych: Józef Stalin (jak mawiano: „Ojciec ludów krwawy Stalin”), „lew Albionu” i alkoholik Winston Churchill i „paralityk demokracji” Franklin Roosevelt, aby wspólnie „uporządkować” Europę po upadku III Rzeszy. Odnośnie Polski opracowali „deklarację jałtańską w sprawie Polski”, w której przywódcy „demokratycznego” Zachodu godzili się na sowietyzację Polski i oderwanie od Polski Ziem Wschodnich i przyłączenie ich do Związku Sowieckiego oraz na wysiedlenie stamtąd Polaków.

Ci sukinsyni (to delikatne ich określenie; to „sons of bitches” – popularne określenie w języku angielskim) o sprawach polskich decydowali tak jakby mieli do tego święte prawo i jakby Polska była ich folwarkiem, a Polacy ich niewolnikami, z którymi mogą robić co im się rzewnie podoba. Mieli w nosie polską konstytucję, polski prawowity rząd w Londynie i prawo międzynarodowe. Churchill i Roosevelt uznali, że nie mają żadnego zobowiązania moralnego wobec Polski i narodu polskiego. W 1991 roku upadł przeklęty Związek Sowiecki i ostatecznie upadły pomniki Stalina, ale nie dwóch pozostałych sukinsynów: w Warszawie jest ulica Roosevelta! Poznaniacy okazali się lepszymi znawcami historii. Jak podało tvn24 z 12 maja 2013 roku: „Wkrótce poznańska ulica Franklina Delano Roosevelta może zmienić nazwę na Teodora Roosevelta. Radni tłumaczą, że zmiana jest zasadna, bo Franklin Delano nie zapisał się pozytywnie w historii Polski i nie ma powodów, by był patronem ulicy. - Teodor Roosevelt przynajmniej Polsce nie szkodził”. Mam nadzieję, że to nastąpiło. Chyba że interweniowała Ambasada USA w Warszawie. Podobnie jak w takich sprawach interweniowała kiedyś Ambasada Rosyjska w Warszawie. Nazwy ulic Roosevelta w niektórych miastach Polski pochodzą z okresu PRL-u. Polscy komuniści mieli za co dziękować Roosveltowi.

W 1991 roku od Związku Sowieckiego odłączyły się wszystkie jego republiki. W ten sposób po raz pierwszy w dziejach świata powstało państwo ukraińskie – Ukraina. Jednak sowiecka republika ukraińska była sztucznym tworem – dziełem Lenina, Stalina i Chruszczowa. To oni ustalili jej granice. Żeby wiedzieli, że ich „potężny i niezłomny” Związek Sowiecki za kilkadziesiąt lat wezmą diabli, to granice dzisiejszego państwa ukraińskiego byłyby zupełnie inne. Na pewno nie należałaby do niego wschodnia i południowa Ukraina włącznie z Krymem, bo te ziemie NIGDY w historii nie były ziemiami ukraińskimi, a z dzisiejszych ziem tzw. Zachodniej Ukrainy (przedwojenne polskie ziemie) utworzono by osobną republikę, co byłoby w pełni uzasadnione w odniesieniu do Małopolski Wschodniej (historia, etniczność mieszkańców, język, kultura, religia). Na wschodniej i południowej Ukrainie mieszka aż 10 milionów Rosjan (to tyle ile jest np. Szwedów, Czechów, Węgrów, Bułgarów, Greków czy Portugalczyków, oraz dużo więcej niż np. Duńczyków, Finów, Irlandczyków, Chorwatów, Słowaków czy Albańczyków). To po prostu jest to osobny duży naród na terenie Ukrainy. A na dokładkę drugie 10 miliomów mieszkańców tej części Ukrainy (w większości ponoć Ukraińcy) mówi na co dzień po rosyjsku. Czy można się dziwić, że Rosja nie chce się pogodzić, że tylu Rosjan musi żyć poza Rosją, na terenach graniczących z Rosją?!

Prezydent-dyktator W. Putin właśnie oderwał Krym od Ukrainy. W tej krainie 63% ludności to Rosjanie (Ukraińcy 24%), a 90% jej mieszkańców mówi na co dzień po rosyjsku. A poza tym kraina ta, nigdy w dziejach nie powiązana z Ukraina, została do niej włączona w 1954 przez arbitralną decyzję ówczesnego dyktatora Związku Sowieckiego Nikitę Chruszczowa, z pochodzenia Ukraińca. Putin uznał, że może oderwać Krym od Ukrainy na tej samej zasadzie, na jakiej Zachód oderwał Kosowo, w którym większość ludności stanowią Albańczycy, od Serbii w 2008 roku. A po zajęciu przez wojska rosyjskie Krymu zarządził tam przeprowadzanie referendum w sprawie przyłączenia go do Rosji. Przygniatająca większość mieszkańców Krymu, którzy wzięli udział w tym referendum, opowiedziała się za przyłączeniem do Rosji. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może kwestionować wyników tego referendum. To chyba jasne, że Rosjanie tam mieszkający chcieli powrócić na rosyjskie łono, tym bardziej, że władza ukraińska nic dobrego im nie dała. Ten fakt również nie jest żadną tajemnicą dla znawców spraw ukraińskich, nawet na Zachodzie. Trzeba być idiotą, albo ślepym patriotą ukraińskim, aby mieć chęć żyć w ukraińskim burdelu.

Jaka była reakcja Zachodu, a przede wszystkim Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, na zajęcie Krymu przez Rosję?

Otóż prezydent USA Barack Obama i premier Wielkiej Brytanii David Cameron potępili rosyjską agresję na Krym – na Ukrainę. Stwierdzili „urbi et orbi” że zajęcie przez Rosję Krymu jest sprzeczne z prawem międzynarodowym, a referendum przeprowadzone na Krymie jest nieważne, gdyż jest sprzeczne z ukraińską konstytucją i zostało przeprowadzone bez zgody rządu ukraińskiego. Krym ciągle uważają za terytorium ukraińskie.

Mam w nosie Krym. Nie obchodzi mnie to czy będzie on w granicach Ukrainy czy Rosji, chociaż całkowicie popieram prawo narodów do samostanowienia o swym losie. I zgodnie z tym uważam, że jeśli mieszkańcy Krymu NAPRAWDĘ chcą aby należał on do Rosji, to ich wola powinna być uszanowana, niezależnie od tego co mówi na ten temat prawo międzynarodowe, prez. Obama, premier Cameron i inni, oraz czy na to wyraża zgodę rząd ukraiński, który akurat w sprawie Krymu powinien mieć najmniej do powiedzenia, bo jego decyzje w tej sprawie są z góry znane nawet głupcom z Tworek. Żadne państwo nie powinno zajmować ziem etnicznych innego narodu, chyba że ten naród sam tego pragnie. To jest jeden z głównych warunków pokoju na świecie. Co by było, gdyby Zachód zmusił Rosję do oddania Krymu Ukrainie, a jego rosyjscy mieszkańcy przystąpili do zbrojnej – partyzanckiej walki z władzami ukraińskimi i Krym stał się nową tragiczną Syrią, gdzie wszyscy wszystkich mordują i wszystko niszczą? Co wtedy robił by Obama i Cameron i świat? Ze stoickim spokojem patrzeli by na a la syryjską tragedię na Krymie czy wysłali by tam swoje wojsko, aby stłumiło powstanie przez mordowanie tylko tamtejszych Rosjan czy i Rosjan i Ukraińców, a na koniec bezludną i spaloną ziemię oddaliby Ukrainie? To nie przesada. Scenariusz syryjski na Krymie mógłby naprawdę zaistnieć!

Ale w tej sprawie nie o to mi chodzi. Chodzi mi o inną sprawę. Chodzi mi o to jak perfidną i zbójecką w porównaniu z amerykańską i brytyjską reakcją na zajęcie Krymu przez Rosję była ich działalność w Jałcie, gdzie Roosevelt i Churchill zadecydowali o oderwaniu Ziem Wschodnich od Polski, do których posiadania mieliśmy STO RAZY WIĘKSZE PRAWO w każdym aspekcie niż Ukraina do posiadania nie tylko do Krymu, ale także wschodnich i południowych ziem dzisiejszej Ukrainy. Powtarzam, ci sukinsyni, nazywani Wielką Trójką, działali w Jałcie także wbrew prawu międzynarodowemu, wbrew polskiej konstytucji bez udziału i zgody na to rządu polskiego.

Mnie, patriotę polskiego i człowieka, który zna historię Polski, zasmuciło to, że nikt z Polaków, szczególnie nasi wszyscy politycy, którzy tak głośno protestują przeciwko rosyjskiemu Anschlussowi Krymu i jak jeden mąż za „panią matką” z Waszyngtonu i Londynu powtarzają jak mantrę ich uwagi, że to akt bezprawny – sprzeczny z prawem międzynarodowym, ukraińską konstytucją i dokonany bez zgody rządu ukraińskiego, nie przypomnieli sobie tego co w Jałcie w 1945 roku Roosevelt i Churchill zrobili z nami – z naszymi Ziemiami Wschodnimi. Przecież zrobili z nimi dosłownie to samo, co Putin zrobił dzisiaj z Krymem! Ci polscy politycy i ich najemni krzykacze za 30 srebrników z mediów udowodnili tym, że nie znają historii Polski, albo że są posłusznymi wykonawcami woli swoich panów w Waszyngtonie i Londynie, którzy prawdę o ich własnym łajdactwie w Jałcie chcą skrywać w sejfie, tak jak skrywali do niedawna to, że bardzo dobrze wiedzieli o tym, kto wymordował polskich oficerów w Katyniu. I kto wie, czy Waszyngton nie zna także prawdy o katastrofie lotniczej w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku, ale nie chce jej nam ujawnić w imię własnych interesów.

Dlatego my – naród polski, bo rząd polski – ani PO czy PiS - tego nie zrobi!, powinniśmy domagać się głośno i przez nieustanne manifestacje przed ambasadami USA i Wielkiej Brytanii w Warszawie i robienie innych głośnych akcji, aby rządy amerykański i brytyjski przeprosili nas za zdradę w Jałcie i za zgodę na oderwanie od Polski Ziem Wschodnich, co dokonali wbrew prawu międzynarodowemu, wbrew polskiej konstytucji i bez udziału i zgody na to rządu polskiego.

Niech Stany Zjednoczone i Wielka Brytania uderzą się wreszcie w piersi, wyznają swoją potworną winę wobec Polski i Polaków i niech nas nareszcie przeproszą za krzywdy nam wyrządzone: Wielka Brytania za zdradzenie nas we wrześniu 1939 roku, a Londyn i Waszyngton za utratę przez nas Ziem Wschodnich i zafundowanie nam sowieckiej okupacji na przeciąg 45 lat. Powinni to uczynić tym bardziej, że jesteśmy dzisiaj rzekomo przyjaciółmi i na pewno Polska nie jest gorsza od Ukrainy, a Polacy od Ukraińców, którym Rosjanie wyrządzili mniejszą krzywdę od tej jaką my doświadczyliśmy do Churchilla i Roosevelta. A przyjaciel przeprasza za krzywdę wyrządzoną swemu przyjacielowi. Inaczej nie jest przyjacielem, a tylko hipokrytą i kimś, któremu nie można ufać. Kimś, kto może nas ponownie sprzedać jak swego niewolnika w jakiejś nowej Jałcie.

Winston Churchill: wspomnienie pośmiertne

25 stycznia 1965 roku zmarł były premier brytyjski Winston Churchill, człowiek, który bardzo skrzywdził Polskę i Polaków w Jałcie w 1945 roku.

Nie byłem i nie jestem poetą, bo zdaję sobie sprawę z tego, że ze mnie byłby taki poeta jak np. z żony prez. Komorowskiego baletnica. Ale wtedy, w dniu śmierci Churchilla, w redakcji ukazującego się w Melbourne „Tygodnika Polskiego”, po rozmowie z red. Romanem Gronowskim na jego temat, coś mnie natchnęło i napisałem ten oto poniżej drukowany wiersz. Zainteresował się nim poeta polski mieszkający w Melbourne Andrzej Chciuk (1920-1978), który zasugerował mi, abym „nad nim trochę posiedział”, ale ja nie byłem tym zainteresowany. Był on dziełem chwili, a nie zainteresowania się poezją.

Był człowiek – i odszedł.
A odszedł w otchłań piekła.
Bo był to człowiek bez serca,
Lecz tylko z kości i mięsa.

Bohaterem był anglosaskim,
I dla nich dużo zdziałał.
Pękały skrzynie od złota natłoku,
A w Indii Hindus płakał.

Nie wpuścił również Niemca do Anglii.
- To było jego zwycięstwo.
Lecz wpuścił Ruska do Polski
W imię kupieckich interesów.

I to był jego grzech główny,
Który się mści nad światem.
Dlatego dobrze że odszedł.
I przysłowiowy „krzyż mu na drogę”.

Rada dla polityków polskich

Widać, że obecna sytuacja na Ukraina to temat numer jeden wśród Polaków. Politycy jak jeden mąż (poza lewakami) wspierają kijowski Majdan w imię strasznie głupiego hasła „Za WASZĄ wolność i naszą” i głupiego (bo takim ono jest!!!) hasła Jerzego Giedroycia: „Bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski”. A jeśli chodzi o polityków i ludzi związanych z PiS – także przez rusofobię spotęgowaną w ostatnich latach Smoleńskiem. Natomiast zwykły obywatel polski w zdecydowanej większości nie popiera Majdanu lub ma krytyczne spojrzenie na to co się działo i dzieje w Kijowie i na Ukrainie. Potwierdzają to komentarze internautów pod artykułami na tematy ukraińskie. Pomimo tego, że tam starają się być bardzo aktywni nasi politycy i ich sympatycy.

Nasi politycy (Polska nigdy nie miała szczęścia do polityków) nie dostrzegają tego, że obecny problem Ukrainy składa się z dwóch zupełnie innych spraw. Pierwszą jest prawo Ukrainy do niepodległości i suwerenności, czego nikt z nas nie ma prawa kwestionować. W tej sprawie musimy wspierać Ukraińców. Niepodległa Polska może istnieć bez Ukrainy, ale dobrze by było gdyby Polska nie miała na swoim wschodnim „froncie” Rosji, a tylko wolną i suwerenną Ukrainę.

I tu dochodzimy do drugiej sprawy, którą jest polska racja stanu. Z Ukraińcami mamy na pieńku od kilkuset lat. Prawda jest taka, że Ukraińcy nigdy nie byli, nie są i nigdy nie będą naszymi przyjaciółmi i to z wielu powodów – nie tylko historycznych. Ukraińcy zawsze mieli i mają ambicje wielkomocarstwowe. Ich marzeniem jest posiadanie broni atomowej i zostanie liderem całej Europy środkowo-wschodniej, co Polacy na pewno nie zaakceptują. Wyrżnięcie Rosjan (Timoszenko powiedziała ostatnio, że sama by ich wystrzelała!) było by ukoronowaniem ich marzeń. Jak ktoś studiuje ich publikacje to wie, że np. Syberię nazywają „Zieloną Ukrainą”. Wielka i silna Ukraina jest więc niebezpiecznym sąsiadem dla nas! Nie możemy odmawiać istnienia wolnej i suwerennej Ukrainy. Ale jednocześnie powinniśmy robić wszystko, aby Ukraina nie była silniejsza od Polski, aby nie stała się naszym niebezpiecznym wrogiem. Pamiętajmy, że to nasza własna głupota w 1525 roku stworzyła Prusy Książęce, które, też przez naszą głupotę, w 1657 roku wyzwoliły się spod naszej kontroli, a w 1772 roku wspólnie z Austrią i Rosją dokonały I rozbioru Polski. Niech wielka i silna Ukraina nie będzie m.in. naszym tworem. Na pewno nie ochroni nas przez ew. agresją rosyjską, a tym bardziej chińską, tak jak Ruś nie była w stanie zatrzymać marszu Mongołów na Europę w połowie XIII w. Tym bardziej, że dzisiaj, także przez głupotę polską, bezpośrednio graniczymy z Rosją. Jelcyn chciał nam oddać obwód kaliningradzki (Królewiec), ale Warszawa tej oferty nie przyjęła!

Bóg nam sprzyja. Dzisiejsza Ukraina jest bękartem Stalina. To sztuczne państwo stworzone przez komunistów: Lenina, Stalina i Chruszczowa. To zlepek ziem kilku narodów. Obok ziem bezsprzecznie ukraińskich należą do niej ziemie polskie, węgierskie, rumuńskie, tatarskie i przede wszystkim rosyjskie. Ziemie, które zawsze należały do Rosji. Dlatego na dzisiejszej wschodniej i południowej Ukrainie, bo to te ziemie, mieszka 8-10 milionów Rosjan i drugie tyle ponoć Ukraińców, których językiem macierzystym, ojczystym dnia codziennego jest jednak język rosyjski.

Ci Rosjanie mają prawo do tego, aby te ziemie – rosyjskie ziemie nie należały do Ukrainy, a należały do ich ojczyzny – Rosji. Ludzie, którzy mieszkają w innym kraju, ale na ziemi, na której stanowią większość ludności mają BOSKIE I NATURALNE PRAWO do mieszkania w swej ojczyźnie, czyli oderwania się od państwa, które ich ziemie okupuje. W ten sposób Polacy z Wielkopolski oderwali tę krainę od Niemiec w 1919 roku i przyłączyli się do Polski. Podobnie było z Górnym Śląskiem czy Ziemią Sejneńską. Dlatego tego BOSKIEGO PRAWA nie mamy prawa odmawiać Rosjanom mieszkającym na rosyjskiej ziemi należącej dziś do Ukrainy! Szczególnie my – Polacy, którzy musieliśmy żyć przez 146 lat pod zaborem niemieckim, austriackim i rosyjskim. Nie odmawiajmy Rosjanom prawa do włączenia do Rosji rosyjskiej „Ukrainy”.

Ukraińscy nacjonaliści przed wojną „darli gębę”, że Polska niby okupuje ziemie ukraińskie (Małopolska Wschodnia, Wołyń). Dlaczego więc dzisiaj sami chcą okupować nie swoje ziemie, m.in. ziemie rosyjskie?! Tylko dlatego, że śnią o potędze, o Ukrainie od Berlina po Chiny i Japonię? Przecież kilka lat temu wydali we Lwowie książkę, według której Polska była we wczesnym średniowieczu ukraińską ziemią i to oni założyli nie tylko Kraków, ale cały nasz kraj. Nacjonaliści ukraińscy wyciągają ręce po polski Przemyśl, Chełm i Podlasie! (I takim ludziom dajmy do ręki broń atomową!).
I jeszcze jedno. Ci Polacy, którzy stają w obronie obecnych granic Ukrainy, to tą swoją nieetyczną i niemoralną głupotą nie osłabiają Rosji, która z Ukrainą czy bez niej i tak jest supermocarstwem (niedawno człowiek blisko związany z Putinem powiedział nagą prawdę, że Rosja jest jedynym krajem, który mógłby zamieć całą Amerykę w atomowy popiół), ale de facto stają w obronie Jałty, pojałtańskiego ładu, przez który tak bardzo ucierpiała nasza ojczyzna i nasz naród.

Trzeba być marnym patriotą polskim, aby popierać Jałtę!

Na koniec mam radę dla polityków polskich. Jeśli tak bardzo boicie się Rosji i wieszczycie agresję tego kraju na Polskę (Lech Kaczyński, a po nim PiS i teraz nawet PO: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, a pojutrze Polska”) to może naród polski - Polska powinna zawrzeć unię z Niemcami. Stworzyć jedno państwo niemiecko-polskie. Mieliśmy unię z Litwą, to dlaczego teraz nie możemy mieć unii z Niemcami. Nie tylko będziemy żyć w pokoju, ale i w dobrobycie. A jeśli boicie się germanizacji – wynarodowienia się, to czy nie lepiej być Niemcem, żyć w pokoju i dobrobycie niż być zrusyfikowanym chamem klepiącym biedę w Putinowskiej Rosji?!

Polska nade wszystko!

Nigdy nie lubiłem, nie lubię i nie będę lubił Rosji – polityków rosyjskich, dlatego że Rosja zawsze była, jest i zawsze będzie wrogiem Polski i Polaków. Niestety, politycy rosyjscy mają to we krwi. Ale głupim i rusofobem nie jestem, chociażby dlatego, że rusofobia to rasizm, a ja jestem chrześcijaninem. Dlatego nikt mnie nie przekona do tego, że Hitler – Niemcy hitlerowskie były przyjacielem Polski tylko dlatego, że Hitler chciał zniszczyć Związek Sowiecki. Tak samo nikt mnie nie przekona do tego, że dla Polski lepiej jest to, aby Ukraina była w rękach bandyckich ukraińskich polonofobów – banderowców, gdyż oni są wrogami Rosji, niż w rękach prorosyjskich polityków, którzy nie pałali i nie pałają taką wrogością do Polski i Polaków jak banderowcy. Prezydent Janukowycz nie był ani przyjacielem ani wrogiem Polski. Obecny premier Ukrainy Jaceniuk jest banderowcem, a w jego rządzie jest aż 5 innych banderowców, o czym polskie media milczą jak zaklęte, aby trzymać naród w ciemnocie! (Jak to dobrze, że znając język angielski nie jestem uzależniony od polskich mediów).

I nikt nie przekona mnie także do tego, że mamy poświęcać polski interes narodowy przez stawianie się Rosji, przy której z punktu widzenia militarnego jesteśmy zerem. Rosjanie z enklawy kaliningradzkiej mogą być w dwa dni w Warszawie! Trzeba być doprawdy głupcem, aby w puszczy drażnić lwa mając do obrony tylko kij.

Powtarzam, i to powinien zrozumieć każdy Polak, a tym bardziej polski polityk: Ukraińcy nigdy nie byli, nie są (wbrew a la Goebbelsowskiej propagandzie szerzonej wśród Polaków) i nigdy nie będą przyjaciółmi Polski i Polaków. Jest na to aż za wiele dowodów – trzeba być tylko oczytanym, szczególnie znać publikacje ukraińskie, a tych Polacy i nasi politycy nie znają, bo są za leniwi, bo mają w nosie Polskę i Polaków; troszczą się tylko o koryto władzy. Ich słowa o patriotyzmie to zwykłe okłamywanie ludzi-narodu. Prezydent Lech Kaczyński, „lew Gruzji”, był dwadzieścia (!) razy w Wilnie i niczego nie zrobił dla prześladowanych przez Litwinów Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Zadowalał się tylko tym, że Litwa jest wrogiem Rosji i nawet ryzykował własnym życiem, ale nie dla Polski, a tylko - podczas swej tam wizyty - dla Gruzji, która prowadziła kurs antyrosyjski, za co słono zapłaciła – oderwaniem od niej Osetii i Abchazji.

Na odcinku polsko-ukraińskim powinniśmy bronić tylko i wyłącznie polskich interesów narodowych. Niech Ukraińcy giną za Krym (Rosja go oderwała od Ukrainy bez żadnej jego obrony ze strony wojska ukraińskiego; nie padł tam ani jeden strzał!), a nie my. Odrzućmy wreszcie arcygłupie hasła: „Za waszą wolność i naszą” i że „Bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski”. Walcząc o czyjąś wolność zawsze wychodziliśmy na tym jak Zabłocki na mydle: przelewaliśmy krew za innych, a inni mieli nas w nosie. Zrozumiejmy te oto mądre słowa: „Polityka jest amoralna (nie z naszej winy! – M.K.), co więcej, musi być amoralna, w tym jej siła i realizm. Polityka jest bowiem sztuką działania dla dobra własnego narodu, dla żadnych innych celów, jest sztuką świętego egoizmu, świętego oportunizmu, świętej hipokryzji, świętego profitu” („Awantury w rodzinie” Londyn 1967, str. 84). Napisał je żyd lwowski – Polak z krwi i kości Marian Hemar (1901-1972), który, w moim mniemaniu, na pewno był większym patriotą polskim od Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego.

Polskim patriotycznym obowiązkiem jest, aby Ukraina nie była silniejszą od Polski i żeby nie była rządzona przez wrogich nam nacjonalistów. Dlatego wspieranie przez polskich polityków banderowców jest niczym innym jak właśnie głupotą polityczną! Wspieranie antypolskiej nacjonalistyczno-banderowskiej Ukrainy kosztem utraty przez Polskę rosyjskiego rynku (a w grę wchodzą miliardy złotych) też nie można nazwać niczym innym jak głupotą. Tym bardziej, że milion polskich dzieci żyje w nędzy.

Nie znaczy to, że nie powinniśmy popierać istnienia niepodległej i suwerennej Ukrainy, bo naturalne i boskie prawa przysługują wszystkim ludziom - także Ukraińcom i Rosjanom! Oddajmy co boskie Bogu, a co cesarskie cesarzowi. Niech więc Ukraińcy mają swoją Ukrainę, ale tylko na ziemiach ukraińskich. Niech nie będą okupantem ziem innych narodów, które sprezentował im Stalin – jeden z największych ludobójców w dziejach świata i złodziej cudzych ziem. Ukraina może jednak zachować swoje obecne granice jeśli na czas zrozumie, że musi przyznać pełną autonomię mniejszościom narodowym, które dzisiaj zamieszkują jej obszar.

Popieranie naturalnych praw Rosjan (i innych narodów) nie oznacza, że mamy popierać imperialistyczne zakusy Putina. Ale nie rzucajmy się na tego monstera (czyli na Putina i Rosję) z kijem. Trzymajmy z Unią Europejską i NATO w sprawie Ukrainy, ale dodatkowo od siebie nie prowokujmy lwa. Prowadźmy w takich przypadkach jak Gruzja czy Ukraina, ostrożną politykę, ale odważną jeśli chodzi o interesy polskie. Bo jak nam zagrozi Rosja, to ani Gruzja, ani Ukraina nie będą wymachiwać szabelką pod nosem Putina, a tym bardziej przelewać za nas krew czy szkodzić swojemu handlowi z Rosją. Co do tego możemy być całkowicie pewni.

Są wydarzenia historyczne, które są nie odwracalne. Takim jest oderwanie od Polski Ziem Wschodnich. Uważam, że są one dla nas stracone na zawsze (walczyłbym dyplomatycznie tylko o uczynienie z tak bardzo historycznie polskiego Lwowa kondominium polsko-ukraińskiego). Dlatego nie należę do osób głoszących rewizję obecnej granicy polsko-ukraińskiej. A jeszcze bardziej daleki jestem od rozpętania „sikierenady” polsko-ukraińskiej. Uważam, że należy rozwijać współpracę gospodarczą i kulturalną z Ukrainą, bo to powolutku może budować zbliżenie polsko-ukraińskie.

Dla tych, którzy nazywają mnie agentem moskiewskim (które to oskarżenie pod adresem wielu osób stało się prawdziwą plagą w dzisiejszych polskich mediach) mam odpowiedź: a wy jesteście agentami głupoty.

Nie należy uważać się za „świętą krowę” i człowieka-naród bez winy; należy także krytycznie patrzeć na siebie i dzieje swojej ojczyzny. Bo historia jest bardzo dobrą nauczycielką. Oczywiście pod warunkiem, że chce się być dobrym uczniem. A jakim uczniem był np. Bronisław Komorowski, który w 1977 roku ukończył historię na Uniwersytecie Warszawskim, i który nie wiedział, którą z kolei w Europie była polska Konstytucja 3-Maja (powiedział że druga, a była pierwszą); a w oficjalnych kondolencjach w Ambasadzie Japońskiej w Warszawie napisał „bulu” zamiast „bólu”. I taki ciemniak jest prezydentem Polski (a takich „mądrych” jak on jest wśród polskich polityków bardzo wielu)!

Powtarzam, w naszych dziejach było dużo głupoty, wręcz zwykłego kretynizmu z winy wielu naszych polityków. Bo jak nazwać, jak nie skrajną głupotą, np. wybieranie cudzoziemców na królów Polski i to zazwyczaj ludzi, którzy szkodzili Polsce? Jak nazwać, jak nie skrajną głupotą zrezygnowanie przez Polskę z możliwości osadzenia na tronie moskiewskim królewicza Władysława w 1610 roku, co mogło zaowocować inną niż znamy historią Europy Wschodniej? I jak nazwać, jak nie skrajną głupotą nie wykorzystanie polityczne zwycięstw: nad Krzyżakami pod Grunwaldem czy nad Kozakami pod Beresteczkiem lub danie się wciągnąć przez Anglię i Francję, działających we własnym interesie (!), do wojny z Hitlerem?

Przestańmy być więc wreszcie z własnej woli parobkiem na usługach innych państw-narodów i to ze szkodą dla siebie. Zostańmy wreszcie dumnymi Polakami – prawdziwymi patriotami Polski. Skorzysta na tym tylko nasza Ojczyzna, skorzysta na tym naród polski. Chyba, że „wisi” nam to czy ponownie rozbiorą nas kruki, wrony. Bo już raz SAMI doprowadziliśmy do tego, że w 1795 roku Polska zniknęła z mapy politycznej Europy.

Polacy na Krymie

W drodze na podbój Europy, około 1240 roku Mongołowie opanowali Krym, należący od 1016 roku do Bizancjum i włączyli go do swego państwa noszącego nazwę Złota Orda. W 1427 roku Złota Orda rozpadła się na kilka państw, w wyniku czego powstało w 1430 roku państwo tatarskie - Chanat Krymski, rządzony przez dynastię Girejów. W 1475 roku Chanat Krymski stał się wasalem Turcji, która inspirowała jego rozbójniczy charakter, wymierzony w chrześcijańską Europę. Obrzydliwy ten twór polityczny żył z rozboju. Tatarzy krymscy bez przerwy od 1474 do 1699 roku najeżdżali zbrojnie na ziemie ukrainne Rzeczypospolitej (czasami nawet dalej) i południowe obszary Rosji. Największe natężenie najazdów Tatarów na Polskę przypadło na lata 1474-1534, a później na lata 1605-1633. Dokonywano rabunku, niszczono kraj i uprowadzano masowo ludność w niewolę (jasyr), sprzedając ją na targu niewolników w Stambule (Turcja). Zbójecki ten kraj po przegranej przez Turcję wojnie z Rosją w 1774 roku przyjął zwierzchnictwo Rosji. Wówczas większość Tatarów wyemigrowała do Turcji.

Twierdza tatarska w Perekopie blokowała od strony ziem ukrainnych Rzeczypospolitej dostęp do Krymu. W 1575 roku zdobył ją ataman polskich kozaków Bohdan Różyński (zm. 1576), pochodzący z wielkolitewskich kniaziów, osiadłych na wschodnim Wołyniu. W młodości, w czasie jednego z najazdów na ziemie ukrainne Rzeczypospolitej, Tatarzy porwali w jasyr jego matkę i żonę. Związał się wtedy z kozakami, aby szukać zemsty, i szybko został ich atamanem. Zginął w następnym roku podczas kolejnej wyprawy „na Tatary”.

Chanat Krymski i Polska utrzymywały ze sobą kontakty dyplomatyczne i poselstwa polskie dość często ciągnęły na Krym (niektóre listy do królów polskich chanowie pisali po polsku). Niewiele one jednak dawały. Polska i złączona z nią Litwa pomogły w 1428 roku Hadżi Girejowi w przejęciu władzy na Krymie. To wydarzenie zapoczątkowało pierwszy kontakt Polaków z Krymem. W początkowym okresie Chanatu Krymskiego, w latach 1430-78 istniał nawet sojusz polsko-tatarski, skierowany przeciw Ordzie i Moskwie, który zerwał Mengli Girej w chwili, gdy został wasalem Turcji. Król Jan III Sobieski w 1685 roku bezowocnie próbował przeciągnąć Tatarów na stronę polską, zachęcając ich do zerwania zależności od Turcji.

Poza dyplomatami polskimi w Chanacie Krymskim nigdy nie brakowało innych Polaków – ludzi wziętych w jasyr. Nie wszystkich Polaków wziętych do niewoli sprzedawano na targu niewolników w Stambule. Wielu zatrudniano na roli i w rzemiośle. Przebywali na Krymie także polscy duchowni, jak np. pod koniec XVII w. jezuita Paweł Kostanecki, którzy wykupywali tu Polaków wziętych w jasyr. Zajmował się tym przede wszystkim przybyły do Polski w 1685 roku zakon trynitarzy, który kwestował na ten cel w całej Polsce. Nierzadko zakonnicy, gdy już brakowało pieniędzy, sami oddawali się w ręce Tatarów, w zamian za uwalnianego z niewoli. W latach 1688-1783 polscy trynitarze wykupili 517 jeńców za kwotę 573 427 złotych polskich. Dyplomaci i duchowni polscy byli jedynymi wolnymi Polakami, którzy przybywali na Krym do 1699 roku. Po przyłączeniu Krymu do Rosji zaczęli osiedlać się tu zrazu pojedynczy Polacy (na pewno od 1798 roku) oraz przybywać pierwsi polscy turyści.

Najbardziej znanym turystą polskim na Krymie w XIX wieku i w polskiej świadomości po dziś dzień był Adam Mickiewicz. Podczas trwającego dziewięć miesięcy pobytu Adama Mickiewicza w Odessie w 1825 roku, latem i wczesną jesienią tego roku poeta, w gronie kilku innych Polaków: małżeństwa Sobańskich, brata Karoliny Sobańskiej - Henryka Rzewuskiego, generała Witta i Boszniaka, odbył prawie dwumiesięczną podróż na Krym. Była ona barwna i pełna niezwykłych przygód. Najpierw pobyt w malowniczo położonej Eupatorii, a stamtąd piesze lub konne wycieczki do przepięknych okolic, w których dzikie góry, które dobrze zwiedził, wiecznie zielona roślinność czarnomorska i skaliste brzegi Morza Czarnego tworzą pejzaż prawdziwie romantyczny. Wszystko to, jak również otaczająca go cisza, usposabiały poetę do twórczości. Tak powstał cykl pięknych 18 sonetów krymskich, które zostały wydane w Moskwie w 1826 roku. Są one opisem orientalnej przyrody i kultury Wschodu oraz ukazują rozpacz poety - pielgrzyma, wygnańca stęsknionego za ojczyzną, z której wygnała go przemoc wroga. Dawnej stolicy chanów i ich pałacowi w Bakczysaraju Mickiewicz poświęcił szereg sonetów: Bakczysaraj, Bakczysaraj w nocy, Grób Potockiej, Mogiły haremu. Natomiast ruina genueńskiej twierdzy Czembalo w Bałakławie stała się inspiracją dla naszego wieszcza do napisania XVII sonetu krymskiego „Ruiny zamku w Bałakławie”. Piękno sonetów pod każdym względem dostrzegli tłumacze literatury polskiej na obce języki. Poszczególne sonety były tłumaczone na 21 języków, całość m.in. na niemiecki, francuski, angielski, rosyjski, ukraiński, perski. - Znany jest olejny „krymski” Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale pędzla Walentego Wańkowicza (1827–28, w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie), do którego namalowania zainpirował go sonet XVIII Ajudah. Z kolei Stanisław Moniuszko skomponował kantatę Sonety krymskie (1867).

W Liwadii nad Morzem Czarnym koło Jałty polski arystokrata Leon Potocki w 1834 roku kupił teren na którym zbudował niewielką rezydencję, kaplicę katolicką i park. Po śmierci Potockiego, w 1860 roku posiadłość tę odkupił car Aleksander II i przebudował willę Potockich na pałac, który ponownie przebudował car Mikołaj II w latach 1910-11, wznosząc nowy Biały Pałac, który był jego letnią rezydencją. 4-11 II 1945 odbyła się w nim konferencja jałtańska u udziałem Stalina, prez. USA Roosevelta i premiera W. Brytanii Churchilla, na której postanowiono o oderwaniu od Polski Ziem Wschodnich (Lwów, Wilno) i włączeniu ich do Związku Sowieckiego.

Na Krymie w latach 1853-56 toczona była wojna, zwana wojną krymską, między Rosją a Turcją i jej sprzymierzeńcami: Wielką Brytanią, Francją i Sardynią. Jak zwykle, wojnę wywołał rosyjski-carski imperializm, chęć odebrania Turcji dodatkowych ziem. Szczęśliwie Rosja wojną tę przegrała. Polacy chcieli wykorzystać tę wojnę do odzyskania niepodległości. Za zgodą sułtana próbowali budować wojsko polskie na terenie Turcji i obok niej walczyć z przeklętą dla nas Rosją. W tym celu do Turcji udał się Adam Mickiewicz (niestety, zmarł podczas pobytu w Stambule). Michał Czajkowski (Sadyk Pasza), będący na służbie tureckiej, z polskich ochotników utworzył oddziały kozaków osmańskich, a Władysław Zamoyski polską Dywizję Kozaków Sułtańskich (2000 ludzi), która pozostawała na żołdzie brytyjskim. W 1855 roku zgłosiła się do służby jako podlekarz przy sztabie Dywizji Kozaków Sułtańskich Józefa Rostkowska, uczestniczka Powstania Listopadowego 1830-31, a następnie działaczka emigracji polskiej we Francji.

Po 1870 roku na Krymie zaczęli osiedlać się Polacy z dawnych ziem ukrainnych Rzeczypospolitej, przyłączonych do Rosji w latach 1793-95. Osiedliło się tu dość dużo polskich bezrolnych chłopów. W odróżnieniu od innych osiedleńców np. Niemców lub Bułgarów, Polakom zabroniono zakładać własne osady. Lokalny spis ludności przeprowadzony w 1864 roku wśród 198 tysięcy mieszkańców Krymu nie wymienił Polaków. Jednak pierwszy powszechny spis ludności Rosji, przeprowadzony w 1897 roku, odnotował gwałtowny wzrost ludności Krymu - do 546 700 osób, wśród których, obok Tatarów krymskich (35,7%), Rosjan (33,1%), Małorusinów/Ukraińców (11,8%), Niemców (5,8%), Żydów (4,4%), Greków (3,1%), Ormian (1,5%), Bułgarów (1,3%) zostali wymienieni także Polacy - 1,2% ogółu ludności, czyli ok. 6500 ludzi. Nie ulega wątpliwości, że do 1914 roku, czyli do wybuchu I wojny światowej, jak i podczas niej (wysiedleńcy z Królestwa Polskiego) ludność polska na Krymie znacznie wzrosła.

W krymskiej Eupatorii urodziła się słynna po dziś dzień polska śpiewaczka, aktorka filmowa, teatralna i tancerka kabaretowa Zula (Zofia) Pogorzelska (1896-1936), ulubienica warszawskiej publiczności, która pierwsza w Polsce zaprezentowała charlestona, a którą prasa nazywała „polską Mistinguett”. Gimnazjum ukończyła w krymskim Sewastopolu. W tym mieście urodził się Ładysław Buczyński (1919-1943), działacz ruchu młodzieżowego, publicysta, który zginął podczas zamachu na niemieckie kino „Apollo” w Warszawie. Z kolei w Symferopolu urodził się Aleksander Jackiewicz (1915-1988), teoretyk i krytyk filmu, eseista, powieściopisarz, profesor w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk, wieloletni wykładowca w Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. W Kerczu urodził się Władysław Terlecki (1904-1967), inżynier, numizmatyk, 1926-39 kustosz Gabinetu Numizmatycznego Mennicy Państwowej w Warszawie, 1946-47 dyrektor mennicy, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Archeologicznego.

Dla Polaków krymskich za caratu jedyną ostoją polskości, czy raczej rzeczą, która pod względem religijnym przybliżała ich do Polski i polskiej religijnej tradycji, były parafie katolickie, znajdujące się na Krymie: Teodozja (zał. 1787), Jewpatoria (1828), Kercz (1833), Symferopol (1840), Perekop (1851), Rosenthal (1869), Karamin (1883), Jałta (1904), Aleksandrowka (1911), Sewastopol (1911). Satanowiły one dekanat symferopolski (krymski) w diecezji tyraspolskiej, utworzonej w 1848 roku i podległej polskiej z charakteru archidiecezji mehylewskiej. Diecezja tyraspolska miała charakter raczej niemiecki. Jednak pracowali w niej także księża polscy no i byli tu polscy katolicy; Wincenty Lipski był jej biskupem pomocniczym w latach 1856-75, a Edward Ropp nawet jej biskupem ordynariuszem w latach 1902-03. Parafie tutejsze nie były polskie, ale wśród ich parafian dominowali Niemcy i Polacy. W 1912 roku miały one łącznie ok. 18 000 parafian, a więc Polacy stanowili w nich ok. 40-50% parafian. Z braku polskich osad, szkół i kościołów przy jednocześnie prowadzonej rusyfikacji (rosyjski język urzędowy i rosyjskie szkoły) proces asymilacji był prawie że natychmiastowy.

W czasie rewolucji bolszewickiej i po niej wielu Polaków opuściło Krym. W okresie bezpośrednio po I wojnie światowej w Teodozji funkcjonowała polska placówka o charakterze konsularnym. Pozostali Polacy, obawiając się prześladowań i represji, ukrywali swoją prawdziwą tożsamość, podając się z reguły za Ukraińców lub Rosjan. W pierwszym okresie władzy sowieckiej powstało nawet trochę polskich szkół, czy raczej szkółek. Jednak w okresie stalinowskim i aż do 1991 roku Polacy byli prześladowani i pozbawieni wszelkich praw. Najgorzej było podczas represji stalinowskich w latach 30-tych. Oskarżenia o szpiegostwo spadły na wszystkich tych, którzy mieli krewnych w Polsce.

Dziś na Krymie żyje ok. 4000 Polaków, jednak tylko ok. 13% z nich posługuje się językiem polskim. Polacy krymscy założyli Stowarzyszenie Polaków na Krymie (ma swoją siedzibę i od 2009 roku swoją stronę internetową „Dziennik Krymski”), którego filie powstały w: Jałcie – Wspólnota Polaków „Odrodzenie” w Jałcie, w Sewastopolu – Stowarzyszenie Kultury Polskiej „Polonia” i w Symferopolu - Polskie Kulturalno-Oświatowe Stowarzyszenie Polaków na Krymie, które prowadzi zajęcia języka polskiego. Poza tym w Symferopolu działa Polski Ośrodek Kulturalno-Oświatowy im. A. Mickiewicza na Krymie i Krymski Oddział Stowarzyszenia Uczonych Polskich na Ukrainie, a w Jałcie działa Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe Przyjaźni Ukraińsko-Polskiej „Wisła”.

W Chersonezie nieopodal Bałakławy, w którym od przełomu I/II wieku p.n.Chr. stacjonował garnizon wojsk rzymskich, od 1997 roku prowadzone są przez misję polsko-ukraińską (Uniwersytet Warszawski i Rezerwat Archeologiczny „Chersonez Taurydzki”) badania archeologiczne. Badaniami ze strony polskiej kieruje prof. dr hab. Tadeusz Sarnowski. W trakcie badań ujawniono liczne pozostałości rzymskiej obecności, w tym świątynię poświęconą Jowiszowi Dolicheńskiemu (Juppiter Dolichenus) oraz fort rzymski dla ok. 500 żołnierzy. Natomiast archeolodzy Polskiej Misji Archeologicznej Muzeum Narodowego w Warszawie „Tyritake”, która od 2008 roku prowadzi prace wykopaliskowe w Kerczu na Krymie, odkryli m.in. kuchnię z kamiennym piecem i pozostałościami naczyń glinianych, kamienny moździerz i krzemienny nóż. Z kolei archeolodzy z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu we współpracy z Instytutem Historii Kultury Materialnej Rosyjskiej Akademii Nauk w Petersburgu oraz Kerczeńskim Historyczno-Kulturalnym Muzeum w Kerczu prowadzą badania na terenie dawnej twierdzy Iluraton na Krymie. Dotychczas odkryli domostwa, ogromną cysternę do przechowywania wody i kilkanaście monet sprzed 2 tys. lat.

Miastem partnerskim Eupatorii jest Ostrowiec Świętokrzyski, Teodozji Kołobrzeg a Ałuszty Dzierżoniów.

Możemy tu wspomnieć, że na Krymie były kręcone niektóre sceny do polskich filmów: „Popiołów” (1965) Andrzeja Wajdy, „Pana Wołodyjowskiego” (1969) Jerzego Hoffmana, „Akademii Pana Kleksa” (1984) i „Podróży Pana Kleksa” (1986) Krzysztofa Gradowskiego. Efektowny wygląd pałacu w krymskiej Ałupce sprawił iż w 1985 roku ekipa realizująca film „Podróże Pana Kleksa”, wybrała go jako obiekt zdjęciowy, który „zagrał” pałac króla Apolinarego Baja, władcy fikcyjnej krainy filmowej – Bajdocji. W zeszłym roku Polacy mogli podziwiać krymskie krajobrazy w rosyjsko-ukraińskim serialu o polskiej piosenkarce „Anna German”, które Waldemar Krzystek kręcił w Jałcie i Bakczysaraju.

W Lublinie w 2004 roku wyszła książka pod redakcją ks. prof. Edwarda Walewander Polacy na Krymie, która z pewnością podaje więcej informacji o Polakach w tej krainie.

Marian Kałuski

Wersja do druku

Michał Sybirak - 06.04.14 21:40
Przyszłość Słowian… Dowiedz się, o co chodzi! http://urbietorbi-apocalypse.net/Slowianie.pl.html

Lubomir - 05.04.14 22:15
Antypolscy fundamentaliści i szowiniści w Wilnie i Berlinie obawiają się, by Polacy nie przeprosili się z Rosjanami i nie zastosowali wariantu krymskiego na Litwie lub na Pomorzu Przednim. Młodzi Polacy potrafią pokazać temperament królewski Bolesława Krzywoustego i Bolesława Chrobrego. Historię Wolnej i Wielkiej Polski też znakomicie znają. Litwę Polacy zawsze potrafili kochać ponad własne życie. Do Ziem Zachodnich zdobytych dla Polski przez Bolesława Krzywoustego też mieli zawsze ogromny szacunek. Żadna propaganda żadnych antypolaków nigdy nie zdołała osłabić miłości Polaków do polskich ziem.

Robert - 04.04.14 15:10
Szanowny Panie Marianie, jak dzisiaj ta wiedza historyczna jest potrzebna nam Polakom, nie trzeba komentować. Wymuszanie zamordejstwa, do poprawności i słóżalności poddańskiej, zaniechania świadomego, lub eliminowania tej wiedzy i nauki - jest barbarzyństwem kulturowo dziejowym naszej historii. Dobrze sie stało, że mamy tutaj Pana Kałuskiego. Autora historycznych opracowan faktograficznych - które powinny zaistniec w naszych szkołach i uniwersytetach, a przedewszystkim przetłumaczone w europejskich biblotekach rządowych. Coś mi się wydaje, że nasza Polska Historia i uwarunkowania polityczne, są najbardziej skomplikowaną materią, jaką inne państwa nie doświadczyły i nie doświadczają.
Serdecznie Pozdrawiam, Robert.

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

24 Kwietnia 1907 roku
Urodził się Stefan Stanisław Okrzeja, polski pilot wojskowy, zginął w walce powietrznej o Warszawę w 1939 roku


24 Kwietnia 1915 roku
Rozpoczęła się rzeź Ormian w Turcji.


Zobacz więcej