Piątek 19 Kwietnia 2024r. - 110 dz. roku,  Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 27.01.14 - 14:05     Czytano: [2120]

Zagadka 14 sekund





Biegli mają problem z rekonstrukcją ostatniej fazy lotu Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem


Brakuje ważnych danych wejściowych, bez których każda ekspertyza będzie obarczona zbyt dużym marginesem błędu.

„Żadne dostępne źródło nie zawiera informacji dotyczącej momentów bezwładności Tu-154M” – przyznaje prof. Grzegorz Kowaleczko. To jego praca rekomendowana przez zespół Macieja Laska jako jednoznacznie rozstrzygająca o sekwencji zdarzeń w końcowej fazie lotu tupolewa ma potwierdzać wersję o wykonaniu przez samolot półbeczki autorotacyjnej.

Problem w tym, że ekspertyzie prof. Kowaleczki, co przyznaje sam autor, daleko do doskonałości. Do identyfikacji charakterystyk masowych samolotu (momenty bezwładności) przyjęto dane Boeinga 727-200, bo – jak pisze Kowaleczko – konstrukcja ta jest „zbliżona” do Tu-154M. To samo odnosi się do profili aerodynamicznych skrzydła i usterzenia. „Ponieważ literatura dotycząca samolotu Tu-154M nie zawiera takich danych, wykorzystano dane dotyczące samolotu Boeinga 747” – czytamy w analizie.

Ale, co uczciwie przyznaje sam Kowaleczko, „porównanie to ma charakter ograniczony i z powodu braku danych nie uwzględnia dynamicznych własności samolotu. Możliwe było jedynie porównanie pojedynczych, często niekompletnych danych dotyczących ustalonych stanów lotu”.

Licząca 103 strony praca Kowaleczki opiera się na wielu źródłach, mniej lub bardziej wątpliwych, a także uproszczeniach wpływających na wynik. Niektóre są oczywiste i nieuniknione (np. fakt nieuwzględnienia wiatru). Większość potrzebnych danych o właściwościach aerodynamicznych Tu-154 czerpał z rosyjskich książek. Używał też profesjonalnego programu do obliczeń tego rodzaju Advanced Aircraft Analysis. Najtrudniejsze jest stwierdzenie, jak na działające siły wpłynęło oderwanie fragmentu skrzydła.

Profesor Grzegorz Kowaleczko użył tzw. metody panelowej pozwalającej na określenie rozkładu współczynnika siły nośnej wzdłuż skrzydła dla różnych kątów natarcia (czyli między powierzchnią skrzydła a kierunkiem ruchu samolotu względem powietrza). Pewne przybliżenia i uproszczenia związane były z kształtem skrzydła. Wiele ważnych danych zamiast z tupolewa pochodzi z podobnego do niego boeinga 727-200. Chodzi o profile aerodynamiczne skrzydła i usterzenia, a także momenty bezwładności samolotu. Kowaleczko wiele brakujących danych oblicza metodami teoretycznymi opisanymi w fachowej literaturze.

Różne dane

W zakresie masy samolotu i ustalenia jego środka ciężkości naukowiec przyjął dane komisji Millera. Inne pochodzą z raportu MAK. W tym celu Kowaleczko napisał własny program komputerowy, który digitalizuje powiększone fragmenty wykresów rosyjskiego raportu. W ten sposób ustalono prędkość samolotu w punkcie, który autor przyjmuje za początek swojej symulacji (na mniej więcej 8 sekund przed brzozą). Prędkość ta wynosi 77,78 m/s. Z danych rosyjskich wzięto także wysokość radiową w tym samym punkcie i wysokość w kilku dalszych punktach. W ten sposób można określić początkowy kąt pochylenia toru lotu.

Raport MAK dostarczył dane o pracy silnika i wychyleniu sterów. Dlaczego źródłem był rosyjski, a nie polski raport?

– Powodem tego była zasadniczo lepsza jakość zamieszczonych tam przebiegów, co dawało lepszą możliwość poprawnej ich digitalizacji – odpowiada prof. Kowaleczko. Profil terenu odtworzono z dostępnych w internecie map (Google Earth).

Symulacja obejmuje około 14 sekund. Domniemane zderzenie z brzozą następuje mniej więcej w środku (dokładnie 8,39 sekundy od początku symulacji). Wysokość bezwzględna samolotu (liczona od poziomu progu pasa startowego) w chwili początkowej wynosi według autora 18 metrów (MAK podaje w tym punkcie 14,12 m).

W efekcie prof. Kowaleczce wychodzi, że brzoza została przecięta na wysokości 7,2 metra. Według komisji Millera było to 5,1 m, w raporcie MAK jest 5 m, a biegli prokuratury zmierzyli, że pień odcięty jest na wysokości 6,7 m. Różnica między tym ostatnim pomiarem a wynikiem Kowaleczki wynosi tylko pół metra.

Jeśli jednak rzeczywiście w tym miejscu oderwał się fragment skrzydła, to zmniejszy się jego siła nośna.

Wciąż nie jest jednak jasne, jaki fragment został oderwany i ile siły nośnej skrzydło utraciło. Komisje oficjalnie przyjmują, że brzoza odcięła 6,5 m, Kowaleczko zdecydował się na 5,6 metra. Jeśli chodzi o siłę nośną, to mamy tu bardzo rozbieżne opinie. W środowisku parlamentarnego zespołu smoleńskiego mówi się, że jest to zaledwie 3-5 tony (niecałe 4 proc. masy samolotu). Duńczyk Glenn Jørgensen wylicza 8,9 t (11,4 proc.), Artymowicz – 11 t (14,1 proc.). Maciej Lasek mówił o 20 procentach.

Profesor Grzegorz Kowaleczko ma zamiast tego wzór pozwalający wyliczyć siłę nośną w zależności od kąta natarcia. Zgodnie z najnowszą wersją jego pracy siła lewego skrzydła spada najpierw o 16 ton (rzeczywiście 20 proc.), ale wkrótce spada też siła nośna prawego skrzydła (w wyniku wzrostu kąta natarcia) i stąd różnica po niecałych dwóch sekundach prawie znika.

Najważniejsza jest jednak końcowa konfiguracja samolotu, czyli w chwili uderzenia w ziemię. Otóż końcowe przechylenie wynosi poniżej 100 stopni. A więc samolot nie wykonałby półbeczki, ale „ćwierćbeczkę”, czyli uderzył o ziemię bokiem (skrzydłem). To poza tym wynik podobny do 93 st., które po poprawkach wyszły Jørgensenowi. Dla odmiany komisja Millera podaje wartość 150 st., a MAK aż 210 stopni.

Problemem jest tzw. walidacja zastosowanego modelu. Kowaleczko nie mógł sprawdzić, czy przyjęte przez niego współczynniki „pasują” do rzeczywistości. W praktyce testuje się model przy użyciu rzeczywistego samolotu lub modelu w tunelu aerodynamicznym. Wówczas można skorygować współczynniki. Profesor mógł jedynie sprawdzić zgodność uzyskiwanych danych z podawanymi w dostępnej literaturze. Kowaleczko twierdzi, że początkowe dane niezbyt mocno wpływają na końcowy wynik.

– Szukałem odpowiedzi na pytanie, czy zmiana np. początkowego kąta pochylenia toru lotu o 10 proc. lub prędkości lotu o 1 proc. wpłynie zasadniczo na obrót samolotu. Za każdym razem odpowiedź była przecząca – tłumaczy.

Czego nie zrobił Lasek?

Kowaleczko nie ma dostępu do najlepszego narzędzia, jakim byłby tunel aerodynamiczny. Jest takich kilka w Polsce. Ma o to pretensje i do komisji Millera, i do zespołu parlamentarnego.

– Dlaczego zespół zamawiający odpłatnie różne ekspertyzy nie zlecił prostych badań w tunelu aerodynamicznym żadnej instytucji, która ma taki tunel na wyposażeniu. Przecięłoby to dyskusje na temat wielkości utraconej siły nośnej. Może chodzi tu o „ciągnięcie” dyskusji –zastanawia się.

Trzeba więc patrzeć na wyniki symulacji Kowaleczki raczej jakościowo niż ilościowo. To pewne przybliżenie tego, co się stało, do tego nie wiadomo, z jaką dokładnością. Z pewnością pokazuje, że ustalenia raportu Millera nie są wcale tak oczywiste, jak twierdzą jego autorzy. Wskazuje to także na konieczność wykonania koniecznych badań dla poprawnej walidacji modelu oraz sprawdzenia wszystkich formuł i obliczeń. Można mieć nadzieję, że zdecyduje się na to zespół biegłych prokuratury.

Problem z symulacją

Trudno też jednoznacznie zinterpretować wyniki symulacji. Jak mianowicie wytłumaczyć jej niezgodność z danymi oficjalnymi. Trzeba jednak pamiętać, że komisja Millera w sposób bardzo niejasny określała konfigurację samolotu w ostatniej fazie lotu, szczególnie gdy nie można było skorzystać z zapisów rejestratorów, bo w tak nietypowym położeniu samolotu przyrządy pokładowe już nie działały. Może wynik Kowaleczki da się uzgodnić z wiedzą o ułożeniu wraku po katastrofie? Inną drogą idzie Jørgensen. Twierdzi, że końcowe ułożenie, takie jak na zdjęciach z wrakowiska, można uzyskać, zakładając utratę jeszcze jednego fragmentu lewego skrzydła. Z kolei zespół parlamentarny, opierając się na własnych ustaleniach trajektorii lotu, w ogóle odrzuca możliwość uderzenia w brzozę.

W pracy Kowaleczki widać wieloletnie doświadczenie wykładowcy – rozpoczyna od szczegółowego wstępu teoretycznego, definiuje dokładnie wszystkie pojęcia: pochylenie, przechylenie, odchylenie, kąty natarcia i ślizgu, współczynniki aerodynamiczne, trzy różne układy współrzędnych. Ceną za tę precyzję jest utrata czytelności dla przeciętnego czytelnika. Zamiast obrazków samolotów w prostej prezentacji pojawiają się wektory, macierze i układy równań różniczkowych.

Problem w tym, że nie wystarczy tych równań rozwiązać i mieć gotowy wynik w postaci wykresu albo jeszcze lepiej graficznej symulacji ruchu samolotu. Rzecz w przyjętych współczynnikach i parametrach, których jest kilkadziesiąt i większość jest mniej lub bardziej niepewna.

– Przyjąłem jako zasadę, że stosuję wartości obliczone teoretycznie i ich nie poprawiam. Myślę, że byłbym w stanie tak je zmodyfikować w swoim programie, aby uzyskać pełną zgodność symulacji z rejestracją, ale natychmiast byłbym oskarżony o fałszowanie modelu – wyjaśnia „Naszemu Dziennikowi” prof. Kowaleczko. Przyznaje zatem, że wystarczy drobna modyfikacja (a może manipulacja) danymi wejściowymi, by dostać wynik praktycznie na zamówienie. Zgodność „z rejestracją” oznaczałaby potwierdzenie wyników komisji Millera pokazanych na wykresach w tabelach załączonych do jej raportu. Ale można sobie wyobrazić zgodność z dowolną inną hipotezą przebiegu katastrofy.

Kowaleczko ma niewielką „konkurencję” w tworzeniu modelu matematycznego katastrofy smoleńskiej.

– KBWLLP nie zleciła żadnych symulacji, zaś MAK prowadził prace tego typu z wykorzystaniem symulatora, w którym model matematyczny samolotu jest „zaszyty”. Ale nie umożliwia on według mnie analizy urwania kawałka skrzydła – zaznacza prof. Kowaleczko.

Maciej Lasek, członek komisji Millera, a obecnie szef zespołu rządowego mającego „wyjaśniać społeczeństwu” jego ustalenia, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” twierdził, że wykonanie takiego modelu byłoby nieprzydatne, a do tego bardzo trudne.

– Moim celem była odpowiedź na pytanie, czy samolot mógł wykonać obrót. Nie starałem się uzyskać absolutnej zgodności symulacji z zapisami [rejestratorów]. W moim przekonaniu jest to przy istniejących ograniczeniach niemożliwe – uważa. W praktyce oznacza to przyjęcie założenia, że – tak jak twierdzi MAK i KBWLLP – samolot rzeczywiście uderzył lewym skrzydłem w brzozę, w wyniku czego końcówka tego skrzydła odłamała się. Następnie należy wykonać symulację dalszego lotu maszyny, aż do uderzenia w ziemię. Oficjalne komisje twierdzą, że tupolew wykonał półbeczkę, czyli obrócił się wokół podłużnej osi o mniej więcej 180 stopni, do tego w trakcie unosząc się tak, że nie zahaczył lewym (choć skróconym) skrzydłem o ziemię.

Idealną sytuacją byłby zespół specjalistów pracujący nad takim zagadnieniem, potem dyskusja w gronie fachowców lub profesjonalna recenzja. Ciężko jednak o takie warunki w przypadku tematu katastrofy. – Przygotowując pracę, odczuwałem duże osamotnienie w docieraniu do różnych materiałów i danych źródłowych. W zasadzie oparłem się na dwóch raportach i trzech książkach dotyczących samolotu. Zauważalna przeze mnie niechęć środowiska specjalistów z zakresu lotnictwa do mieszania się do wszelkich analiz dotyczących katastrofy spowodowała, że nie miałem możliwości bieżącej weryfikacji poszczególnych etapów badań. W normalnych warunkach wszelkie wątpliwości byłyby wyjaśnione w ramach zespołowej dyskusji. Ja sam mam wiele pytań, na które nie znajduję odpowiedzi – wyznaje Kowaleczko.

Ma w planie prezentację swoich wyników na najbliższej konferencji „Mechanika w lotnictwie” w maju (również w Kazimierzu) i inne formy konsultacji. – Mam nadzieję, że pojawią się też merytoryczne uwagi. Oczekuję na nie, ponieważ nie traktuję swojego raportu jako niekwestionowanej prawdy. Dlatego starałem się pokazać kuchnię modelu, wyznaczania warunków początkowych i obliczeń – wyjaśnia. Liczył też na konferencję prof. Michała Kleibera, prezesa PAN, ale ta nie doszła do skutku.

Piotr Falkowski
Nasz Dziennik

Wersja do druku

Robert - 26.04.14 17:47
Jak demolowali wrak naszej TU-tki 101, pakowali na samochody rozdarte chaotycznie pocięte i rozwalane łomami, fragmenty samolotu. Które były brudne z błotem i jakby zakurzone siwym cementem lub czymś tam, i wywozili - a teraz ZAGADKA GDZIE? Ponieważ na placu wraków za płotem porośnietym trawą, z drutu kolczastego, są podobne elementy kadłuba które daję sie rozpoznać jako bielusieńkie i czyste. Cała operacja wywózki i przywozu jest dokonana w tym samym czasie i z tej samej kamery. Specjaliści, obsługujący te samoloty na lotniskach przez wiele lat, twierdzili i twierdzą, że na tym placu wygladajacym na jakiś beton były poukładane części samolotu nalężące do TU-tki model 102. Nawet po kilku dniach rosjanie, pochwalili się pracą, że umyli nasz wrak. Problem polegał na tym że nikt ich o to nie prosił. Nietrudno się domysleć co było celem tego umycia, bo normalnie nikt tego nie czyni przed zakończeniem badań, jak i niema potrzeby mycia po zakończonym śledztwie(?). Zrobiono podmiankę - słynne rosyjskie "machniom machniom". Zdumiewa mnie, rosyjska dokładność i estetyka w pucowaniu wraka? A to już powód do zastanowienia, w wyniku czego, nie powiem, że wymyli z trotylu? ale tylko z błota i ziemi - bo TEN ROZWAŁEK POCHODZIŁ Z INNEGO MIEJSCA WYPADKU I INNEJ GLEBY. Udało się uciec w porę doktor kopaczce, która ryła i ryje na metr głęboko, bo by ją dobili, zasypali piachem i zabetonowali, dokładnie jak glebę smoleńską. Której wskaznie oficjane mówią, że jest na aparaturze kokpitu - to znaczy, że to jest tylko do "ewentualności badaczy" - naciągacze.

To wszystko, a nawet więcej, można znależć w materiale filmowym "z rozbijania wraku i jego wywożeniu". Jdąc klatka po klatce, w 47-49 sekundy od poczatku, widać jakiś stary cmentarz gdzie składa się rzeczy z naszego rozbitka odzielnie, w poblizu jest Jeep który tego miejsca pilnuje. Teraz informacja za 1000 punktów ustawcie sobie 1min i 14 secund. za płotem na tym wrekowisku widać jak BYK - leży matryca do malowania szachownicy białoczerwonej polskich znaków lotnictwa wojskowego - jest nowa ledwo co użyta, leży na czerwonym podłożu który jest wzorem dobrania koloru. czerwonego. z Pozdrowieniami Robert.

/nie ma zbrodni doskonałej, jest tylko matactwo/

Robert - 31.01.14 13:21
UU-la,la!?. Idąc za publikacją Naszego Dziennika, Profesorowie Glenn Jorgensen i Grzegorz Kowalenko, popełnili podstawowy "szewski błąd w poniedziałek". Jeden z profesorów, wyliczył całkowitą powierznie skrzydeł 180 metrów kwadratowych. Drugi z profesorów wyliczył 223 metry kwadratowe.
Obydwaj panowie wyliczyli do tych danych ubytek części skrzydła i jak się on ma w proporcjach procentowych w stosunku do powierzchni uskrzydlenia.
I Obydwaj, popełnili totalną "fuszerkę" nie uwzględniając najwiekszą stałą powierzchnie nośną kadłuba, która jest znacząca dla rozkładu sił w warunkach aerodynamicznych.
Dla laika jest wiadome, że samolot to skrzydła z kadłubem, chyba, że uwzględniono brak kadłuba w momencie po explozji materiałów wybuchowych. Tylko że o tym nie piszą, choć ciała ofiar na to wskazują.
Prawda jest ciekawa, i ja też mogę sie mylić - Pozdrawiam Robert.

Robert - 28.01.14 13:28
Ciąg dalszy kombinowania?. Zwykle mamy dla danego typu samolotu, kilka konfiguracji faz lotu od startu do "taxi" po wylądowaniu. I praktycznie wszystkie konfiguracje, powinny być przedmiotem dochodzenia. Aby nieco uprościć - nie spotkałem się z danymi parametrami konfiguracji w warunkach przelotu ustalonego do konfiguracji przygotowanie i konfiguracja lądowania. Podobno brak zapisu rejestratorów, "poza pijanym generałem w kabinie"

W dotychczasowych publikacjach, pominięto fazę konfiguracji lądowania. Nieomal każdy pasażer, to zna i odczuł oraz widział na własne oczy. Kiedy samolot podchodzi do ladowania, ma zmniejszoną szybkość ladowania, wypuszczone podwozie i FLOPY - .
Flopy ze swoja masą dynamiczną, mają za zadanie zwiekszenie powierzchni nośnej skrzydeł, oraz stabilizację połozenia poziomego wzgledem lądowiska. Ponadto, systemy hydrauliczne utrzymuja ten poziom automatycznie, stabilizujac bezwładność do wymaganego poziomu od zakłuceń wewnetrznych przemieszczenia ladunku wzgledem ubytków paliwowych i od wszelkich zmian zewnetrznych silnych wiatrów i ich kierunków.
Idac tropem profesorów i logiki, to wypuszczone podwozie i FLOPY, były dokonane zanim samolot spotkał się z "pancerną brzozą" - więc utrata kilku procent powierzchni nośnej skrzydła, (zadanie dla mechaniko-fizyków, jaki to miało wpływ na zmianę momentu obrotowego w osi) gdzie flopy powinny skorygować tą nierównowagę - i samolot nie powinien się przekrecic o podane kąty. Pozdrawiam Robert.

PS. zanim pojawią się dyżurni. Ten samolot był prowadzony do do śmiertelnej pułapki bez wyjścia. Nie był na ściezce do lądowania, bez dostepu do tego pasa. Tak czy innaczej - bez tej brzozy, i tak by rozwalił sie o budynki tego lotniska, gdyby nie zadziałały inne warianty łacznie z materiałami wybuchowymi.

Lubomir - 28.01.14 8:52
Ani 96 ofiarom Smoleńska, ani 250 000 Czeczeńców zamordowanych w putinowskich wojnach na Kaukazie, nikt nie przywróci ziemskiego życia. Trzeba wiedzieć, że bez suwerennego polskiego wywiadu i kontrwywiadu oraz bez suwerennych polskich mediów, stale będziemy znać wyłącznie wersje pochodzące z Moskwy, Berlina lub Nowego Jorku. Przez piećdziesiąt lat będziemy czytać 'prawdy' raz kierowane na lewo, raz na prawo, raz do przodu, raz w tył, ponieważ wywołanie chaosu w głowach jest nadrzędnym celem informujących, a raczej - dezinformujących. Polacy lecieli na wycieczkę. Putin bez przerwy toczy wojny. To dwa różne światy, w których nie wszyscy uznali, że wojna światowa zakończyła się. Po Olimpiadzie w Moskwie rozpoczął się proces rozpadania się carsko-sowieckiego imperium. Jakie zmiany nastąpią po Olimpiadzie u Wrót Kaukazu?. W Rosji nie brakuje kandydatów do przejęcia władzy po Putinie. Proces demokratyzacji Rosji został przerwany właśnie przez Putina...i to w sposób jakiś racjonalnie niewytłumaczalny. Oby wszystko zaczęło się w Rosji od nowa, od postawienia na pierwszym miejscu Dekalogu i szacunku do przykazań, szczególnie do tych: 'Nie zabijaj!' i 'Nie kradnij!'. W relacjach z Rosją Polska zawsze chce iść drogą Mickiewicza, Puszkina i Dekabrystów. Ci ostatni trzymają przy życiu, dziesiątki milionów uczciwych Rosjan.

Jan Orawicz - 27.01.14 18:19
... Te wszelakie kombinacje o przyczynie tragedii nieszczęsnego tupolewa to
tylko materia szyta grubymi nitkami,by ludziom zamazać oczy i myślenie.
A przecież niezbita prawda o przyczynie tragedii nieszczęsnego tupolewa została - przez niezależnych - wysokiej klasy specjalistów o d k r y t a. Ta
przyczyna, to przecież na różnych częściach samolotu, specjalna aparatura
wysokiej klasy wydobyła cząstki materiałów wybuchowych trotylu i heksogenu.
Oni świadomie sieją ludziom mętlik w głowach,ponieważ wiedzą,że wielu ludzi
nie zna się i nie musi się znać na aerodynamice i matariałach wybuchowych.
Od tego są fachowcy. Profesor Binęnda z USA i inni niezależni światowej sławy
odkryli na szczątkach tupolewa właśnie dwa rodzaje materiału wybuchowego -kruszącego w postaci trotylu i heksogenu.Tymi materialami były po prostu wypełnione bomby i basta! Ale także o tym ludzie nie wiedzą,że każdy materiał
wybuchowy w miejscu jego detonacji pozostawia po sobie swoje cząstki,lktore
odkrywa sie przy pomocy specjalnej aparatury. Smutne to,że dziennikarze dają się wciągać w ten obłudny mętlik,który jest świadomie tworzony,by ukryć
po prostu o d k r y t ą p r a w d ę przez niezależnych specjalistów.

Wszystkich komentarzy: (5)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

19 Kwietnia 1988 roku
Zmarł Jonasz Kofta, polski dramaturg, satyryk (ur. 1942)


19 Kwietnia 1632 roku
Zmarł Zygmunt III Waza, król Polski i Szwecji (ur. 1566)


Zobacz więcej