Czwartek 28 Marca 2024r. - 88 dz. roku,  Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 20.09.12 - 23:40     Czytano: [2179]

Złote żniwa sowieckiej agresji


(...) W tej ciszy rozległ się krzyk –Bracia! To jest czwarty rozbiór Polski! Boże zlituj się nade mną…Huk wystrzału rozległ się w powietrzu. …Na ziemi leżał podoficer. W stygnącej dłoni trzymał jeszcze pistolet.

„Noc 23 sierpnia 1939r zeszła mi na wesołej zabawie. Wydawał ją syn ambasadora Portugalii w Warszawie, Susa de Mendes- wspomina Jan Karski w „Tajnym Państwie”. Po ukończeniu Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie, odbyciu stażu w Szwajcarii, Niemczech i Anglii wrócił właśnie do Polski. Rankiem, następnego dnia po zabawie, otrzymał rozkaz mobilizacyjny. Gdy stawił się na dworcu kolejowym, zdawało mu się, że są tam mężczyźni z całej Warszawy. Przydzielony do dywizjonu artylerii konnej, atak Niemców 1 września 1939 roku przeżył w Oświęcimiu, skąd wraz z rezerwową baterią ruszył na wschód. „Złe wieści jak sępy, żywiąc się resztkami naszej nadziei, podążały za nami. Niemcy zajęli Poznań. Padła Łódź. Już są w Kielcach, wkroczyli do Krakowa.
Po 15 dniach marszu umęczeni, zlani potem, otępiali i zdezorientowani dotarliśmy w okolice Tarnopola. Był 17 września i datę tę zapamiętałem do końca życia.”
Na ulicach Tarnopola sowieckie pojazdy wojskowe z czerwoną gwiazdą, sierpem i młotem. Z megafonu usłyszeli komunikat:
„Komendant Płaskow żąda, aby natychmiast dołączyć do jego oddziału, po uprzednim złożeniu broni. Będzie nam zwrócona w późniejszym czasie….Śmierć Niemcom! Niech żyje Polska i Związek Sowiecki!... Odpowiedzią była kompletna, paraliżująca cisza. Działo się coś, co wykraczało poza nasze zdolności rozumienia. Trwaliśmy w bezwolnym transie. Jak manekiny. Nikt nie drgnął. Podobną chwilę przeżyłem kiedyś, gdy podawano mi eter przed operacją”. W tej ciszy rozległ się krzyk –„Bracia! To jest czwarty rozbiór Polski! Boże zlituj się nade mną…Huk wystrzału rozległ się w powietrzu. …Na ziemi leżał podoficer. W stygnącej dłoni trzymał jeszcze pistolet”
I tak Jan Karski stał się jeńcem Armii Czerwonej, skazany na „Katyń”.

„Prawie dokładnie, co do dnia, dziewiętnaście lat po decyzji o zbrodni, bo 3 marca 1959 roku, przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego przy Radzie Ministrów ZSRR Szelepin, przedstawił Chruszczowowi informację, iż w specjalnym, zaplombowanym pomieszczeniu przechowywanych jest 21.857 teczek personalnych rozstrzelanych w 1940 roku Polaków.” (Jerzy Ciesielski).
Polaków, zmobilizowanych jak Jan Karski do walki z Niemcami. Jan Karski miał szczęście, w listopadzie 1939r. uciekł sowieckim zbrodniarzom i wrócił do zniszczonej przez Niemców Warszawy: „Widok Warszawy poraził mnie. Skala zniszczeń była o wiele większa niż mogłem sobie wyobrazić. Radosna stolica przestała istnieć. Eleganckie budynki, teatry, kawiarnie, kwiaty, urocza, gwarna, pełna rodzinnego ciepła Warszawa gdzieś zniknęła. Szedłem ulicami zawalonymi gruzem zrujnowanych domów. Ludzie byli ponurzy, przybici i niechętni. Wszędzie były prowizoryczne groby: w parkach, na trawnikach, na placykach, nawet na chodnikach.”

Pobyt w obozie w Starobielsku przeżył i opisał w książce „Na nieludzkiej ziemi” Józef Czapski. „Kiedy będę pisał o Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie, będę miał na myśli jedynie jeńców, którzy przebywali w tych miejscowościach od października 1939 do maja 1940 r. To znaczy będę pisał o Starobielsku Nr 1, Kozielsku Nr 1, Ostaszkowie. Bo był jeszcze Starobielsk Nr 2 (więźniowie polityczni, również przeważnie wojskowi, wzięci przez sowietów na terenie okupowanych Kresów Wschodnich albo przyłapani przy próbach ucieczki przez granice Rumunii lub Węgier), był również Kozielsk Nr 2 (internowani polscy oficerowie z okupowanej Litwy). Tylko kilka nazwisk spośród najbardziej wartościowych i cennych ludzi, których straciliśmy przez te obozy: wybitny neurolog prof. Pieńkowski, prof. Marcin Zieliński - kierownik Oddziału Psychiatrycznego Szpitala Wojskowego w Wilnie, wybitny uczony, dr Nelken, dawny wiceminister zdrowia, prof. Godłowski-dyrektor Kliniki Neurologicznej na Uniwersytecie Wileńskim i Instytutu Badań Mózgu, wybitni chirurdzy warszawscy, dr. Kołodziejski i dr. Levittoux, Morawski, prof. Politechniki Warszawskiej, prof. Tucholski, fizyko-chemik, specjalista od materiałów wybuchowych, docent w Cambridge, prof. Piotrowicz, sekretarz krakowskiej Akademii Umiejętności, 80% pracowników Instytutu Technicznego Uzbrojenia, 80% wychowanków sekcji uzbrojenia Politechniki Warszawskiej.
„Wśród licznych kolegów, z którymi żyłem blisko, chciałbym wspomnieć jeszcze paru. Przede wszystkim Zygmunta Miterę. Był to jedyny Polak, który miał stypendium rockefellerowskie, doktoryzował się w studiach wiertniczo-górniczych w Ameryce. Jeden z jego braci zginął, jako młody chłopak w Legionach, drugi artysta malarz, redaktor „Głosu Plastyków. Bomba z aeroplanu zniszczyła we Lwowie doszczętnie mieszkanie Zygmunta, w którym miał rękopis swej wielkiej pracy naukowej, nad która pracował szereg lat…Nazywaliśmy go żartobliwie „gondolierem”, bo zajęciem jego w obozie było wielogodzinne „ wiosłowanie” ogromną chochlą w kadzi, gdzie gotowała się dla nas zupa. Ten człowiek miał w obozie niespożyte siły i humor; pomagał nam wszystkim, wygłaszał odczyty z dziedziny geologii i jeszcze pięknie śpiewał. Człowiek o rzadkiej wartości serca i umysłu zaginął razem z innymi, w chwili, kiedy po wielu latach pracy liczył, że nareszcie wiedzę swoją będzie mógł dać Polsce.

Wśród lekarzy chciałbym nazwać dr. Dadeja. Znany pediatra zakopiański, prowadził przez szereg lat wielki zakład na Bystrem pod opieką Uniwersytetu Jagiellońskiego dla najbiedniejszych dzieci gruźliczych. Parę lat przed wojną, pewien profesor sowiecki, przejeżdżając przez Zakopane wpisał się do książki szpitala „pragnąłbym cały szpital z całym personelem przewieźć do Rosji Sowieckiej”…Dr Dadej, człowiek zachodni do szpiku kości, najtrudniej znosił sowiecko-rosyjski świat, brud, bałagan, pogardę i wyższość, które nam okazywał pierwszy lepszy bojec sowiecki. Smutny, gorzki, o 10 lat postarzały, z workami pod oczyma i nowymi zmarszczkami od oczu do skroni, siedział godzinami bezczynnie ten polski „burżuj”, który w Polsce wymyślał 100 powodów, żeby od pacjenta nie brać pieniędzy. Teraz, karmiony morałami naiwnych politruków i badany przez głupich i chytrych sędziów, z trudem znosił te warunki bytowania. W obozie był również jego szwagier kpt. Hoffman. Był to oficer zawodowy, skończył politechnikę w Belgii, pracował kilka lat w Szwecji, był ze Szwedka zaręczony. Wrócił do Polski, jako jeden z nielicznych specjalistów – fachowców od działek przeciwlotniczych. Opowiadał mi, jak jeszcze przed wojną fabrykę, która ten sprzęt wyrabiała, odwiedził generał angielski. Zakupywał te działka dla armii angielskiej….”

Józef Czapski napisał książkę w latach 1942-47, wspomnienia o ludziach, którzy odeszli, i chwilach, które nie wrócą. „W miarę pisania nie słabła we mnie, ale narastała świadomość tragicznej przeciwstawności Polski i Rosji, naszych koncepcji, naszych dróg historycznych. Narastało poczucie śmiertelnego zagrożenia Polski „.
Słowa prorocze, miliony wymordowanych i zesłanych Polaków, zgwałconych kobiet, osieroconych dzieci, wypędzonych inteligentów z kraju. Zagrabione ziemie Kresów Rzeczypospolitej, zniszczone i rozkradzione dziedzictwo narodowe Polski, tysiące wyszkolonych Polaków do pracy w UB, komunistyczni dygnitarze i bolszewiccy inżynierowie dusz indoktrynujący i gnębiący myślących inaczej, rozkradający wspólne dobra Polaków. "Jak wynika z danych Centralnego Urzędu Statystycznego, do 2 sierpnia 1945 roku jednostki trofiejne wywiozły z sowieckiej strefy okupacyjnej, z terytoriów przyłączonych do Polski i tych, które znajdowały się w jej granicach przed 1939 rokiem, 3,6 mln ton urządzeń (288 tys. wagonów, każdy średnio po 12,5 tony) i 1,28 mln ton materiałów (98 461 wagonów, każdy średnio po 13 ton). Wśród wywiezionych po 2 sierpnia urządzeń znalazło się m.in.:
188 558 obrabiarek skrawających, 42 829 urządzeń kuźniczych i pras, 1038 lokomotyw,4057 wagonów...lista długa. Do tego należy jeszcze dodać 183 statki pełnomorskie i 1113 śródlądowych. Fatalne w skutkach było to, że sowieckie komanda nie ograniczały się do państwowo sterowanej grabieży dzieł sztuki i dóbr kultury, ale niszczyły wszystko, czego nie zdołały wywieźć. Zamek w Świerklańcu znajdujący się niedaleko Tarnowskich Gór, zwany popularnie "małym Wersalem", był rezydencją potężnego niemieckiego rodu. Czerwonoarmiści zajęli ten obiekt 23 stycznia 1945 roku i od razu przystąpili do rabunku i dewastacji. Przedmioty, których nie mogli lub nie chcieli zabrać, ponieważ nie potrafili oszacować ich wartości (jak np. zbiór starogreckich waz z Krety), rozbili, porąbali na kawałki i podziurawili pociskami, a na koniec podpalili. Z zamku pozostały tylko ruiny, które w 1962 roku komunistyczna władza kazała wysadzić w powietrze z racji tego, że stanowiły one pozostałość "niemiecką". Podobny los spotkał setki pałaców i dworków na terenie całego Śląska i na pozostałych niemieckich obszarach przyłączonych po wojnie do Polski. Sowieccy żołnierze niszczyli całe miasta. Doszczętnie spalili np. Kluczbork, Opole, Brzeg, Twardogórę i Trzebnicę. W Trzebnicy nie było żadnych walk, a co za tym idzie, żadnych zniszczeń wojennych, a mimo to 70% substancji miasta spłonęło w pożarach wznieconych przez czerwonoarmistów. Na przedwojennych terenach wschodnioniemieckich żołnierze Armii Czerwonej zniszczyli więcej dóbr kultury i dzieł sztuki, niż zdołali wywieźć do ZSRR. Reszty dokonali miejscowi szabrownicy i władze komunistyczne.." (Bogdan Musiał, "Wojna Stalina")

Oddech „Lenina” wszechobecny w 1985 roku, gdy uwięziono śp. profesora Józefa Szaniawskiego oskarżonego o wrogi stosunek do bolszewizmu. A potem jego samotna walka o pamięć ofiar Katynia i pamięć pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. A obecnie? Przedwojenne kamienice i inne zabytkowe budowle burzone w Warszawie, niezabezpieczone przez konserwatora zabytków freski w kamienicach, brak zainteresowania dobrami narodowymi na ziemiach Kresów Rzeczypospolitej. I pytanie, w których mediach prezentowane są nazwiska, wyroki, przeprosiny, sprostowania tych, co wykluczyli z życia i pamięci moich wielkich Rodaków, którzy o nasze wspólne dobro potrafili dbać? Gdzie odszkodowania, rekompensaty, wpłaty na cele społeczne wnoszą odpowiedzialni za wykluczenie wartościowych, cennych dla nas Polaków?

Bożena Ratter

Wersja do druku

Lena - 28.12.12 19:22
Wiele listow podobnych i artykulow prosze wysylac rowniez na rzadzace adresy

Niech sie "GORA" przede wszystkim doinformuje o rzeczywistosci

jak rowniez na adresy prokuratorskie i cenzury,

np; listy@prezydent.pl
kontakt@kprm.gov.pl
cmjw@cmjw.pl itd,itp..............

Jan Orawicz - 15.10.12 0:33
Jeszcze dodam do mojego poprzedniego komentarza,że jako chłopiec mieszkający w niedalekiej odległości od magistrali kolejowej Śląsk-Porty widziałem obładowane transporty cennymi urządzeniami pobliskiej wielkiej fabryki materiałów wybuchowych,gazów bojowych i różnego kalibru amunicji,a także bomb,min morskich,granatów możdzierzowych,ręcznych itp.Sowieccy rabusie dewastowali budynki produkcyjne tej fabryki,wyrywając dosłownie czołgami cenną aparaturę chemiczną i wiele innych urządzeń, włącznie z dużym obiektem warsztatów naprawczych. Znam te sprawy też z opowiadań tych z mojej rodziny,którzy w tej olbrzymiej fabryce pracowali przymusowo.
Dzisiaj ten zakład nazywa się "Zachem", którego produkcja jest zupełnie inna
w postaci barwników,tworzyw sztucznych itp. Pozdrawiam

Jan Orawicz - 24.09.12 19:21
Droga Pani Bożeno i ja jako młody Polak z Pomorza, w czasie wakacji wciągnięty do Brygady Służbie Polsce przebywałem na Dolnym Śląsku pod Opolem we wsi Pszecza,Jako junacy pracowaliśmy w miejscowym pegeerze,a także w innych pobliskich pegeerach.2 km od naszego miejsca stacjonowania było miasteczko Skorogoszcz, zupełnie zniszczone.Spod gruzów wyzierały różne zasypane sprzęty domowe. W jednym miejscu stało pianino w gruzach,które
chcieliśmy wydostać,ale dowódca Brygady z obawy na nasze bezpieczeństwo nie pozwolił na to. Bywało,że mieliśmy wycieczki w dookolny świat,co pozwoliło nam widzieć gruzy Opola,Brzegu Dolnego i innych miast i miasteczek.
Blisko naszej Brygady przepływała rzeka Nysa Kłoska, ze swoimi drewnianymi mostami,bo stare leżały w gruzach. Serdecznie pozdrawiam

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

28 Marca 1930 roku
Konstantynopol i Angora zmieniły nazwę na Stambuł i Ankara


28 Marca 1933 roku
Rozwiązano Obóz Wielkiej Polski


Zobacz więcej