Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 111 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 28.06.12 - 17:40     Czytano: [2108]

Czarny Czwartek w Poznaniu




Potrzeba było 50 lat od pamiętnych wydarzeń Poznańskiego Czerwca 1956, by wykazać, że robotnicy Poznania wystąpili przeciwko komunistycznej niewoli, upominając się nie tylko "o wolność, prawo i chleb", ale także "o Boga". Jednak wiedza o tym, że pierwszy w Polsce Ludowej masowy bunt ludności miał charakter religijny, nadal nie jest powszechna.

Wczesnym rankiem 28 czerwca 1956 r. w największej w Poznaniu fabryce - historycznych Zakładach im. Hipolita Cegielskiego (HCP), przemianowanych w 1949 r. na Zakłady Metalowe im. Józefa Stalina (ZISPO) - nie doszło do tradycyjnej wymiany pracowników schodzących z "nocki" na tych, którzy ciężką, robotniczą pracę mieli rozpocząć, jak zawsze, o godz. 6.00. Tym razem buczek fabryczny obwieścił bowiem strajk.
Jako pierwsza pracy nie podjęła załoga zakładu W3 w ramach ZISPO. Robotnicy kończący zmianę nie wrócili do domów, lecz przystąpili do strajkujących. O godz. 6.35 do pracowników W3 dołączyli robotnicy z kolejnych zakładów - W2, W4, W6, W8. Tak uformowany wielotysięczny pochód robotników w szarych drelichowych strojach i nogach obutych w fabryczne drewniaki ruszył ulicami robotniczej dzielnicy Poznania w kierunku śródmieścia.
Stopniowo do pracowników Ceglorza przyłączali się pracownicy z niemal wszystkich zakładów i biur Poznania. Demonstrujący pokojowo robotnicy chcieli uzyskać od władz spełnienie składanych od wielu miesięcy obietnic poprawy ich losu, godziwych zarobków i racjonalizacji systemu pracy.
Robotnicy pracowali ponad miarę, w systemie akordowym, a ich zarobki należały do najniższych w kraju. Podobnie jak większość Polaków pod rządami komunistów żyli w ubóstwie. Historycy wskazują, że rozważając przyczyny poznańskiej rewolty, nie można zapominać, iż okres stalinizmu był jednym z najgorętszych okresów zimnej wojny. W tle m.in. konfliktu w Korei stała teza Stalina o nieuchronności starcia komunistycznego Wschodu z burżuazyjnym Zachodem, dlatego ogromne sumy przeznaczano na przemysł zbrojeniowy, zaniedbując inwestycje w te działy przemysłu, które produkowały towary konsumpcyjne. W efekcie poziom życia polskich rodzin był bardzo niski, z głodowych pensji trudno było się utrzymać.

Ta ekonomiczna i bytowa motywacja protestu robotniczego na ulicach Poznania w pamiętny Czarny Czwartek przejawiła się szybko w hasłach wypisywanych na pospiesznie przygotowanych transparentach "Chcemy chleba". Jednak istotne było również poczucie upokorzenia wynikające z faktu sowieckiej dominacji w Polsce i politycznego zniewolenia. I tak stopniowo, na wypełnionym około godz. 9.00 już przez ponadstutysięczny tłum demonstrantów ówczesnym placu Stalina hasła ekonomiczne mieszały się z politycznymi, ale także z religijnymi.

Trzy poziomy protestu

Przez lata w dominującym dyktacie laickich i liberalnych mediów nie mieściło się to, że czysto robotniczy protest mógł mieć wypisane na sztandarach hasła i żądania religijne. Że polski robotnik mógł upominać się o Boga, o wiarę, a nawet o więzionych w stalinowskiej Polsce duchownych z Prymasem Polski ks. kard. Stefanem Wyszyńskim na czele. Ta lewicowej proweniencji doktryna po prostu tego nie dopuszczała. A gdy dojdzie do tego poprawność polityczna, która nie pozwala wykraczać poza dyktowany przez mainstreamowe ośrodki kanon interpretacyjny, łatwo zrozumiemy, dlaczego o religijnych aspektach Poznańskiego Czerwca 1956 przez lata nie pisano właściwie nic.

Ksiądz biskup Marek Jędraszewski, analizując istotę Powstania Poznańskiego, wskazuje w swojej książce "Ku wolności. Powstanie Poznańskie 1956", że odnosił się on do trzech poziomów wartości, o których pisał niegdyś filozof Max Scheler, twórca fenomenologii monachijskiej. Najpierw były wartości związane z podstawami egzystencjalnymi człowieka. Robotniczy protest odwołujący się do tego poziomu wyrażał się w dramatycznym napisie umieszczonym na niesionym przez demonstrantów transparencie: "Chcemy chleba". Kolejny etap protestu odnosił się do wartości duchowych, streszczając się w takich hasłach jak: "Chcemy wolnej Polski", "Precz z Ruskami", "Chcemy wolności", "Precz z Rokossowskim", "Żądamy wolnych wyborów pod kontrolą ONZ".
Wreszcie trzeci poziom wartości widocznych w żądaniach demonstrantów Poznańskiego Czerwca odnosił się do sfery sacrum. Zaświadczyły o tym takie wymowne hasła, jak: "My chcemy Boga, żądamy religii w szkołach", "Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej".
Według niektórych świadków, transparent z żądaniem przywrócenia religii do szkół niósł też Romek Strzałkowski, jedna z najtragiczniejszych i najbardziej symbolicznych ofiar Poznańskiego Czerwca 1956, 13-letni uczeń szkoły muzycznej, który zginął od strzału w pobliżu gmachu Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego w Poznaniu. To tam około godziny 13.00 pierwsze strzały do demonstrującego tłumu oddała funkcjonariuszka UB. "Padło 6, 7 strzałów i od razu kładli się ludzie na ulicy. Nie wiem, czy byli zabici, ale ranni byli na pewno" - mówił w 1981 r. dziennikarkom Poznańskiej Rozgłośni Polskiego Radia Jan Suwart, jeden z wielu uczestników Poznańskiego Czerwca, który później za ten udział stanął przed sądem.
Uczestnicy wydarzeń Poznańskiego Czerwca, które z manifestacji przed siedzibami władz partyjnych i państwowych PRL przy ówczesnym placu Stalina i Armii Czerwonej przerodziły się w regularną strzelaninę pod gmachem WUBP na nieodległych Jeżycach, przy ul. Kochanowskiego, wspominali też, że demonstracji towarzyszyło śpiewanie pieśni kościelnych "My chcemy Boga", "Serdeczna Matko" i "Boże, coś Polskę".
W samych aktach UB znalazły się też wzmianki o duchownym, prawdopodobnie zakonniku, który stał na stopniach prowadzących do jednego z budynków i błogosławił przechodzących demonstrantów. Aleksandra Kozłowska-Siejek, która w 1956 r. była laborantką w Szpitalu im. Raszei, oddalonym o kilkadziesiąt metrów od gmachu UB i wezwana została do nieżyjącego Romka Strzałkowskiego.
W swojej relacji tak zapamiętała te wydarzenia:"Wraz z drugą koleżanką niosłyśmy zwłoki chłopca na noszach do szpitala. Tuż przy szpitalu na ulicy Mickiewicza mijałyśmy zakonnika, który zatrzymał się i nakazał nam postawić na chwilę nosze, po czym przyklęknął i zaczął się modlić. My również uklęknęłyśmy. Po drugiej stronie zauważyłam żołnierzy, którzy obojętnie przyglądali się tej scenie. Nie wytrzymałam i zawołałam do nich: "Na kolana, bestie! Zobaczcie, co zrobiliście!". Nic nie odpowiedzieli. Nie wiem nawet, czy mnie zrozumieli, krążyły bowiem pogłoski, że wśród żołnierzy wielu było Rosjan w mundurach polskiego wojska".

Dzień 28 czerwca 1956 r. miał jeszcze przynajmniej jeden kościelny wymiar. Tego dnia po raz pierwszy od II wojny światowej w poznańskiej bazylice archikatedralnej odprawiono uroczystą Mszę św. pontyfikalną, której w zastępstwie ciężko chorego ks. abp. Walentego Dymka przewodniczył ks. bp Franciszek Jedwabski. Pierwszy raz w odbudowanej po 11 latach od zakończenia działań wojennych najstarszej polskiej katedrze modlono się, gdy tajemniczym zrządzeniem Opatrzności kilka kilometrów dalej, na lewym brzegu Warty rozgorzały walki. Ksiądz prałat Jan Stanisławski, kanonik poznańskiej kapituły katedralnej, był wówczas klerykiem Arcybiskupiego Seminarium Duchownego i bardzo dobrze zapamiętał te podniosłe chwile. "Po zakończeniu Mszy św. czuło się jakiś niepokój. Nie kursowały trolejbusy, które wówczas regularnie przejeżdżały koło katedry. Z oddali - ku naszemu zdziwieniu i wielkiemu przejęciu - słyszeliśmy odgłosy strzałów. Na horyzoncie, za Wartą, unosił się jakiś dym. Nie mieliśmy jeszcze pojęcia, że coś ważnego dzieje się w mieście! Komuna tak wszystkich trzymała w ryzach, że nawet nie pomyślałem wtedy, że może być to początek wielkich historycznych wydarzeń" - wspominał ks. prałat Stanisławski.

Procesy

Aresztowania poznaniaków i innych uczestników Powstania Poznańskiego miały miejsce już 28 czerwca 1956 roku, wieczorem. Ostatecznie, jak głosi raport UB, zatrzymano i aresztowano 746 osób. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, liczba ta została jednak znacznie zaniżona. Wśród poznaniaków już wówczas krążyły pogłoski o tysiącach zatrzymań. Część ludzi wypuszczono od razu po wstępnych przesłuchaniach, innych przetrzymywano dłużej.
W najgorszej sytuacji byli ci, których przyłapano 28 czerwca na ulicy z bronią lub na przykład nabojami czy łuskami po nich. W takiej znalazł się m.in. 20-letni wówczas Janusz Biegański. W Czarny Czwartek brał udział w ostrzeliwaniu gmachu WUBP przy ul. Kochanowskiego. Przebywał wraz z demonstrantami w centrum krwawych wydarzeń. Ujęto go wieczorem, gdy wracał do domu. Niestety, miał przy sobie naboje. Tak rozpoczął się najbardziej dramatyczny rozdział jego życia, do dziś wspominany nie bez wzruszenia.

Po zatrzymaniu przewieziony został w okolice lotniska Ławica. Było tam już bardzo dużo ludzi. Przez kilkanaście godzin wszyscy stali w jednym z pomieszczeń twarzami do ściany. Przesłuchania Biegańskiego i innych zatrzymanych odbywały się początkowo na poznańskiej Ławicy, w hangarach niedaleko portu lotniczego. "Strażnicy podchodzili do nas, bili po plecach, uderzali w tył głowy, tak że twarzą uderzaliśmy mocno w ścianę. Do następnego dnia nie otrzymaliśmy żadnego jedzenia" - wspomina uczestnik Poznańskiego Czerwca. Janusz Biegański zapamiętał pierwszy posiłek, jakim zatrzymanych "poczęstowali" funkcjonariusze - kawałek suchego chleba i czarna, a raczej "szara" kawa - jakże przypominał on głodowe racje z obozów i więzień okupacyjnych.
Przez następne trzy dni aresztowani przesłuchiwani byli w gmachu Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu przy ul. Kochanowskiego. Na porządku było bicie, wymuszanie zeznań, bestialskie metody pastwienia się nad aresztowanymi. 18-letnia tramwajarka Stanisława Sobańska straciła podczas przesłuchania wszystkie zęby. Była bita i kopana po całym ciele, szczególnie po nerkach. Po wypuszczeniu z przesłuchań przeszła cztery operacje i została kaleką z pierwszą grupą inwalidztwa.
W takiej atmosferze władze śledcze przygotowywały akty oskarżenia. Pierwsze procesy miały rozpocząć się już w połowie lipca 1956 roku. Zapowiadano, że będą one mieć charakter publiczny, aby przykładnie ukarać "elementy chuligańskie, które wykorzystały zamieszki w mieście, by prowadzić działalność przestępczą". Jednak termin rozpoczęcia procesów przesuwano kilka razy - przede wszystkim dlatego, że aresztowani byli zbyt mocno pobici, aby można było pokazać ich w sali sądowej. Aparat śledczy przygotował pierwotnie 51 procesów, przekazując do Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu 51 aktów oskarżenia przeciwko 135 osobom. Ostatecznie na wokandzie stanęły trzy najgłośniejsze procesy, które przeszły do historii sądownictwa polskiego po II wojnie światowej jako jedno z najważniejszych wydarzeń o wielkim znaczeniu społecznym, moralnym oraz niemałym rezonansie za granicą.

Adam Suwart,syn Jana Suwarta, jednego z uczestników Poznańskiego Czerwca
Nasz Dziennik

Wersja do druku

Jan Orawicz - 10.07.12 2:12
Drogi Panie Adamie może jeszcze znajdzie Pan w swej pamięci ważne fragmenty tamtych krwawych dni Poznania?Ja np. mam mizerną wiedzę na temat zachowań w tamtym czasie zagranicznych gości,których było sporo w Poznaniu.Bo trwały MTP. Oprócz tego są 2 wersje śmierci śp. Romka Strzałkowskiego. Ja w moim wierszu wybrałem tę pierwszą wersję,którą słyszałem z Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa,że Romek padł, kiedy podniósł biało-czerwoną szturmówkę z ulicy. Raz będąc w Poznaniu 2 lata po wypadkach, 2 panów z Poznania powiedziało mi, że Romek został zamordowany na posterunku MO i wyrzucony na przejście między garażami.Ale już nie pamiętam przy jakiej ulicy? Jednak bardziej przemawia do mnie 1 wersja podana przez wspomniane radio,ponieważ były tam podawane świeże wieści z tamtego poznańskiego pola walki.Myślę,że Szanowni Czytelnicy Kworum chętnie przeczytają Pańskie wspomnienia. Łączę dla Pana serdeczne pozdrowienie. (JO)

Jan Orawicz - 01.07.12 2:13
Szanowny Panie Kosiba kto myśli o szarym ludzie? A przecież byli to - głowa w głowę odważni Polacy,którzy mieli aż tyle odwagi,by czerwonym bandytom powiedzieć "Dość waszego bandytyzmu!" Ludzie z wyższymi uczuciami płakali,
słuchając jak grał poznański bruk pod drewniakami spracowanych robotnic z fabryki Cegielskiego,którą rodzime pachołki nazwali imieniem bandyty Stalina.
Szedł cały robotniczy Cegielski.Wnet włączały się inne zakłady.Partyjniacy znikali jak szczury z tonącego okrętu.A z nimi zmykała tzw. inteligencja w dybach... Ci za to otrzymali podwyżki płac,wyższe stanowiska i oczywiście na 1 maja i 22 lipca krzyże i medale. Mamy już sporo lat niby wolną Polskę,ale kto pamięta z rządzących o tych bohaterach z POZNAŃSKIEGO CZERWCOWEGO CZWARTKU 1956r? Przypomniała o tym Solidarność podkreślając Krzyżem pamięć o tamtym krwawym czasie. Aż 36O czołgów ruszyło na biedny lud roboczy!!! Wtedy władza ludowa pokazała prawdę o sobie,gdzie ma lud! Podobnie stało się w Budapeszcie.
W 198Or straszono nas solidarnościowców krwawymi zajściami w Budapeszcie z 1956r.Gdy dzisiaj mówimy o tym,co widać gołym okiem,że Polską nie rządzą Polacy, to jest wielka obraza MAJESTATU Ale nasza polska codzienność niesie na to sporo przykładów. Minęło kilka dni od tamtych krwawych POZNAŃSKICH DNI. Nie zauważyłem,by Władza pamiętała o tamtych patriotach i bohaterach zarazem. No cóż widzę,że i dzisiaj mamy wielu takich "patriotów" ,którzy wtedy nabierają wody w usta,gdy się dookoła dzieje czerwonych rozpusta!!! To widoczne także po stronie tzw. Prawicy. Widać to w sporym procencie w prawicowych mediach. Tak wygląda jakby Prawica straciła pamięć o tym czasie,o którym wciąż należy pamiętać.Dałby Bóg,by się odrodził DUCH SOLIDARNOŚCI w NARODZIE. Inaczej skończy się ten czas dla Polski bardzo żle!!! Pozdrawiam

Jan Kosiba - 29.06.12 0:10
Mnie najbardziej poraża brak odpowiedzialności ówczesnych bandziorów i zbrodniarzy żydokomunistycznych z tamtych czasów. Żyją oni sobie na sowitych emeryturach rechocąc sobie czasami z klepiacych biedę Polaków.
Co prawda są starymi dziadkami, niektórzy już na cmentarzu, ale unikaja nadal odpowiedzialnosci ponieważ sprawujacy władzę w Polsce bardzo dobrze ich osłaniają, nie dopuszczajac do skazania czy rozpoczęcia śledztw.

Głównym przykładem jest Jaruzelski i Kiszczak, którzy nadal unikają odpowiedzialności za swoja antypolską działalność ponieważ system i układ nie dopuszcza do ich skazania i przedłuża procesy w nieskończoność.

Ta bezkarność i brak wymierzenia sprawiedliwosci komunistycznym przestępcom obciąża cały system sądownictwa i prokuratury wywodzącej sie jeszcze z okresu komunistycznego, których kadry nie zostały zweryfikowane.
Młody ich pomiot jest dobierany z dawnego komunistycznego klucza, gdyż zawody prawnicze i stanowiska w sądownictwie były zawsze domeną żydokomunistów. Istnieje nadal wiele instytucji państwowych, gdzie dominują nadal stare żydokomunistyczne układy i zależności.

Jakkolwiek można uznać zryw poznaniaków w 1956 r jako wyraz determinacji ulegającej wielkiej pauperyzacji mas robotniczych w tym okresie, to dotarły tutaj echa węgierskiego oporu w obec sowieckiej próby spacyfikowania tego narodu i państwa.
W okresie po śmierci Stalina w 1953 r. trwała ostra walka w łonie KPZR o władzę. Chruszczow przeprowadził zamach stanu i aresztował Berię co pozwoliło mu objać stanowisko I sekretarza.
W Polsce żydowscy stalinowcy aresztowali Gomółkę i starali się utrzymać przy władzy.
Dopiero zdecydowana postawa określonych grup KC PZPR doprowadziła do zmian w PZPR i uwolnienia z więzienia Gomułki. Odsunięto od władzy twardych stalinowców i żydokomunistów. Gomułka został pierwszym sekretarzem KC PZPR.
Widać na jakim tle odbywał się poznański czerwiec 1956 roku.

Stary, betonowy układ powrócił jednak do władzy w 1968 roku. Żydokomuniści sprowokowali wystąpienia studenckie i odsunęli Gomułkę od sterów władzy. Po okresie niepewności w 1969 roku żydzi w Polsce postawili na czele PZPR Edwarda Gierka jako świecznik, wszystko było sterowane jednak z Moskwy, której agenci pisali scenariusze wydarzeń dla Polski i Polaków. Właśnie wtedy wypłynął na szerokie wody Jaruzelski współpracujący z Wojskowymi Słuzbami Informacyjnymi Polski i ZSRR.
Został nawet odznaczony przez ZSRR orderem zasługi już za czasów przełomu w Polsce po 1989 roku.
Jaruzelski jak widać bardziej zasłużył się sowieckiej Rosji niż Polsce.

Kto odznaczy polskich robotników, bohaterów 1956 roku z Poznania za ich walkę przeciwko totalitarnym władzom zniewalającym Polskę?
O tym prezydent Komorowski nie chce lub nie raczy pamiętać.
Niektórzy udowadniają, że sam wywodzi się z WSI.

Jak widać historia Polski pisana jest krwią Polaków ale również amnezją obecnych władz RP.

Jan Kosiba

Ps.
W łonie PZPR wytworzyły się grupy i frakcje w owym okresie. Trwała ostra walka o władzę. Właśnie z tego okresu pochodzą oktreślenia frakcji komunistów polskich. Jednych nazywano -"Żydy", innych -"Chamy". Wzajemnie w łonie komunistów nie żałowano sobie różnego rodzaju przezwisk i epitetów. Duże znaczenie miała frakcja "natolińczyków" nazwanych tak od miejsca ośrodka propagandy i wypoczynku PZPR w Natolinie tej grupy komunistów w Polsce.

Jeden z blogerów został nawet niedawno oskarżony przez jakiegoś lewaka o homofobię przed "niezawisłym" sądem, za używanie tych nazw komunistów tj. "żydy" i "chamy" nie znając faktu, że komuniści sami używali takich przezwisk w stosunku do siebie.
Tu widać jaka jest znajomość historii tego zaślepionego i niedouczonego lewaka.
Tylko patrzeć jak "niezależny" i "niezawisły" sąd podzieli jego rację.

Jan Orawicz - 28.06.12 22:53
Należy dodać,że w czasie tego -można rzec Poznańskiego powstania przeciw rządom Imperium Zła w Polsce okupant użył także 36O czołgów,które prowadzili radzieccy tankiści. Tak podejrzewali powstańcy. Oprócz tego sowieccy żołnierze. poprzebierani w polskie mundury - razem z ubekami strzelali do tłumu.Dobrze pamiętam ten czas i grożną wypowiedż Cyrankiewicza,że każda ręka podniesiona na władzę zostanie obcięta!!! Pozdrawiam

Wszystkich komentarzy: (4)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia 1889 roku
Urodził się Adolf Hitler, malarz, dyktator III Rzeszy Niemieckiej, kanclerz i prezydent Niemiec, ludobójca, prawdopodobnie zmarł śmiercią samobójczą w 1945


20 Kwietnia 2007 roku
Zmarł Jan Kociniak, polski aktor filmowy i teatralny, partner Jana Kobuszewskiego w telewiz. progr. satyr. Wielokropek(ur. 1937)


Zobacz więcej