Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 28.04.12 - 20:51     Czytano: [1777]

Strach Tuska


Fakt, że państwo polskie zrzeka się swojej suwerenności, premier Donald Tusk i podległy mu aparat próbują przysłonić, przykryć agresją, atakiem i groźbami. W tym działaniu ludzie ci przypominają władze z okresu PRL-u – Gomułka i inni sekretarze PZPR zastępowali brak argumentów przemocą. Tak jest zawsze, gdy władza państwa pogodzi się z rolą wasala – z Antonim Macierewiczem, posłem PiS, przewodniczącym zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, rozmawiają Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski.

Premier Tusk, odnosząc się do wypowiedzi na temat katastrofy, m.in. dotyczących wybuchu, zaczął straszyć („żarty się kończą”), prokurator Seremet dyskredytuje tezy niezależnych naukowców o eksplozji, w sukurs idą im dziennikarze mainstreamowi, m.in. Monika Olejnik, która „utwardziła” brzozę. O czym ten nagły kontratak świadczy, Pana zdaniem?

To jest reakcja wskazująca na narastający strach władzy. Nie ma wątpliwości, że wyniki badań zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej, także to, co od dłuższego czasu robią niezależne media, m.in. „Gazeta Polska”, „Gazeta Polska Codziennie” (myślę także o publikacji „Gazety Polskiej” – książce pt. „Musieli zginąć”, która podsumowuje państwa dotychczasową wiedzę o katastrofie smoleńskiej), a także audycje nadawane w telewizji Trwam, Radiu Maryja, artykuły w „Naszym Dzienniku” – to wszystko wywołało strach. Jestem zażenowany, gdy widzę, że tak reagują nie tylko politycy z premierem Donaldem Tuskiem na czele, którzy czują na sobie brzemię odpowiedzialności za to, co się stało, i już niemal histerycznie próbują się bronić. Wtórują im mainstreamowi publicyści i dziennikarze. Ale ze szczególnym niepokojem stwierdzam, iż presji ulegają także prokuratorzy. Niekompetencja takich wypowiedzi przez lata będzie ciążyła na ich wizerunku. Zapamiętamy, że to prezydent Bronisław Komorowski nakazywał prokuratorom zamknięcie śledztwa. Niektórzy z nich deklarowali, że zgadzają się z tezami, jakich od nich oczekują rządzący politycy.

Co było zapalnikiem, który wywołał ten histeryczny strach?

Powodem, według mnie, była reakcja naukowców, w tym także przychylnych dotąd środowisku politycznemu Donalda Tuska. Prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. dr hab. Michał Kleiber wezwał, i to na łamach „Gazety Wyborczej”, do powołania międzynarodowej komisji specjalistów. Uznał, że wyniki badań dotyczące okoliczności i przyczyn katastrofy przedstawione przez zespół parlamentarny wymagają merytorycznej dyskusji oraz analizy, i to przez osoby, które będą całkowicie niezależne od różnych – nie tylko politycznych – uwarunkowań polskich. Drugą osobą jest prof. dr hab. Marek Żylicz, specjalista od międzynarodowego prawa lotniczego, członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, przypomnę – główny ekspert prawny komisji ministra Jerzego Millera. Profesor Żylicz zaapelował 17 kwietnia br., także na łamach „Gazety Wyborczej”, o powołanie nowej państwowej komisji badania wypadków lotniczych lotnictwa państwowego z udziałem specjalistów z zespołu parlamentarnego.

Ale nie ma odzewu na te apele…

Jest. Odpowiedzią na głos obu uczonych, a także zespołu parlamentarnego i milionów Polaków, którzy od dawna chcą powołania międzynarodowej komisji, jest brutalny i gwałtowny atak premiera Tuska oraz niespotykane w historii polskiego parlamentaryzmu słowa prezydenta Bronisława Komorowskiego, który wydał polecenie prokuraturze, żeby jak najszybciej zamknęła śledztwo. Prezydent każe je zakończyć, ponieważ Polacy zaczynają dochodzić do prawdy. To dowód, że do świadomości obecnej władzy dotarło, iż grunt usuwa im się spod nóg. Polacy przestali wierzyć bezkrytycznie w ich teorie na temat katastrofy. Że nawet bliscy ekipie rządzącej prawnicy i naukowcy – przypomnę, że prof. Michał Kleiber był ministrem w rządzie SLD – widzą, iż tego przekazu, jaki sformułowali szefowa MAK, pani Anodina oraz szef polskiej komisji, minister Jerzy Miller, nie da się dalej utrzymać. Świadomość blamażu teorii „brzozowych” Anodiny i Millera zatacza coraz szersze kręgi międzynarodowe i nie można ich dłużej propagować.

Dalsze milczenie polskiego środowiska naukowego może też pośrednio wpływać na opinię o nim na arenie międzynarodowej.

Presja polityczna w Polsce i presja rosyjska nie mogą tłumaczyć bezczynności naszego świata naukowego i bezkrytycznego przyjmowania absurdalnych przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem. Tylko nieliczni przedstawiciele środowisk naukowych włączyli się do badań naszego zespołu i naszych ekspertów zagranicznych.

A polska władza zareagowała na apele własnego środowiska naukowego groźbami, atakami na ekspertów zespołu i na Pana, a także próbą zdyskredytowania ustaleń niezależnych ekspertów.

Brutalność reakcji polityków Platformy Obywatelskiej przeniosła się także do mediów. Stąd opinie pani redaktor Moniki Olejnik o miękkiej brzozie, stąd reakcje innych dziennikarzy, którzy bez końca odwołują się do raportu Millera i powtarzają jego nieprawdziwe tezy. Rządzący liczą na to, że może uda się jeszcze zagłuszyć prawdę, kogoś zastraszyć, znaleźć okoliczności, które odsuną w czasie poznanie tej prawdy. Widzę bezskuteczność i jałowość takich działań. Im szybciej premier Tusk i jego podwładni pozwolą dojść do prawdziwych przyczyn i okoliczności tragedii smoleńskiej, ujawnić je, tym będzie to korzystniejsze zarówno dla nich, jak i dla całego społeczeństwa polskiego i dla polskiej racji stanu. I chcę wierzyć, że ich winą jest tylko odpowiedzialność za to, iż dali się wciągnąć w tę dramatyczną sytuację.

Wymycie do połysku części wraku nie spotkało się ani z notą protestacyjną rządu, ani z oświadczeniem prokuratury, że wystosowała ostry protest w tej sprawie…

Prokurator generalny Andrzej Seremet postanowił wysłać do Rosjan zapytanie w tej sprawie.

To wydaje się zbyt delikatnym posunięciem.

To prawda. Co więcej, prokurator generalny deklaruje zakończenie śledztwa bez zbadania głównych dowodów! A przecież kodeks postępowania karnego wyraźnie mówi, że do zamknięcia śledztwa konieczne jest uwzględnienie wszystkich dowodów.

Doradca prezydenta Komorowskiego, Tomasz Nałęcz, stwierdził beztrosko, że wrak Tu-154 nie jest już dowodem. Nie zauważyliśmy zdecydowanych głosów oburzenia telewizji ani mediów mainstreamu, że Rosja znów niszczy dowody, a rząd milczy. Jeśli tak ewidentne upokarzanie Polski przy otwartej kurtynie nie wzbudza oburzenia, to co może go wywołać?

Mamy do czynienia z sytuacją, w której media prorządowe i niektóre instytucje państwowe – m.in. prokuratura – zostały przywołane do porządku przez władzę związaną z Platformą Obywatelską; wydano dyspozycje, jak powinny postępować w sprawie smoleńskiej, czyli, de facto, dyspozycje, iż mają bronić rosyjskiej tezy dotyczącej przyczyn katastrofy. To obrazuje zakres ograniczenia suwerenności Polski. Taka sytuacja nie miała prawa się wydarzyć, bez względu na różnice ideowe między rządzącymi a opozycją. Państwo, które nie potrafi albo nie chce zabezpieczyć dowodów niezbędnych w prowadzonym śledztwie – wraku i oryginałów czarnych skrzynek – zrzeka się swojej suwerenności. Premier Donald Tusk i podległy mu aparat fakt ten próbuje przysłonić, przykryć agresją, atakiem i groźbami. W tym działaniu ludzie ci przypominają władze z okresu PRL-u – Gomułka i inni sekretarze PZPR brak argumentów zastępowali przemocą. Tak jest zawsze, gdy władza państwa pogodzi się z rolą wasala.

I gdy, jak w tym przypadku, wisi nad nią strach przed oskarżeniem o współudział, przyczynienie się do katastrofy.

Chcę podkreślić, że my nie mówimy, iż to był zamach, chociaż tego nie wykluczamy. Kończymy badać fizyczne okoliczności katastrofy dotyczące np. eksplozji. Dopiero podejmujemy analizę tego, co ją spowodowało i czy przyczyny te mogły mieć związek z jakimikolwiek działaniami politycznymi.

Premier Donald Tusk powiedział, że katastrofa smoleńska obrasta kłamstwami tych, którzy chcą wmówić Polakom, że była ona „wynikiem zamachu i spisku”. Wśród tych kłamstw Tusk wymienił „tezę o rozdzieleniu wizyt” premiera i prezydenta przez rząd PO.

To przykład, jak można, korzystając z podporządkowania władzy większości mediów, zaprzeczać oczywistym faktom. Zespół parlamentarny, korzystając z materiałów Kancelarii Prezydenta, a częściowo także Kancelarii Premiera, analizował sprawę rozdzielenia wizyt. Opublikowaliśmy w „Białej Księdze” cały zbiór dokumentów na ten temat. Przypomnę tylko niektóre. Pierwszy to oświadczenie wiceministra Jacka Najdera z MSZ, który publicznie stwierdził, że już w grudniu 2009 r. rząd podjął decyzję, iż odbędą się dwie odrębne wizyty – 7 kwietnia i 10 kwietnia, i że rozpoczęto przygotowania do tych wizyt. Istnieje domniemanie, że był to wynik rozmowy premierów Tuska i Putina na Wybrzeżu na przełomie sierpnia i września 2009 r. Tematem tego spotkania była polityczna propozycja rosyjskiego premiera, by Polska włączyła się do sojuszu niemiecko-rosyjskiego, który miał stać się alternatywą polityczną Europy zastępującą Unię Europejską. Taka propozycja została wtedy zgłoszona publicznie na łamach „Gazety Wyborczej” przez Putina. Warunkiem była rezygnacja z domagania się przez Polskę, by Rosja uznała zbrodnię katyńską za zbrodnię ludobójstwa. Platforma Obywatelska przystała na te warunki i od tamtej pory daje temu wyraz na arenie zarówno krajowej, jak i międzynarodowej. Te rozmowy zaowocowały także decyzją, że będzie oddzielne spotkanie Putina z Tuskiem w kwietniu 2010 r., i że to premier Tusk będzie główną osobą w kontaktach rosyjsko-polskich.

Drugi dokument, który warto przywołać, pochodzi ze stycznia 2010 r. Jest to sprawozdanie z posiedzenia Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, na którym została podjęta decyzja o wspólnej wizycie. Dokument ten zawiera dekretację ministra Tomasza Arabskiego: „akceptuję 10 kwietnia 2010 r. jako datę wspólnej wizyty”.

Trzeci istotny dokument pochodzi z 23 marca 2010 r. Jest to zapis rozmów dyplomatów rosyjskich z dyplomatami ministra Radosława Sikorskiego. Stronę rosyjską reprezentował wówczas Siergiej Nieczajew, szef departamentu III europejskiego MSZ Rosji, stronę polską – wiceminister Andrzej Kremer. Na pytanie strony rosyjskiej, czy planowana jest wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego, strona polska odpowiedziała, że nic na ten temat nie wie. Nieczajew stwierdził więc, że w takim razie strona rosyjska nie będzie zabezpieczała wizyty prezydenta, zabezpieczy tylko wizytę premiera Tuska. Ten dokument pokazuje grę, jaką prowadził Donald Tusk. Z jednej strony ustalał z Putinem, że będą dwie wizyty, a przewodniczącemu ROPWiM, Andrzejowi Przewoźnikowi, który nie uczestniczył w tych zakulisowych planach politycznych, sugerował, że odbędzie się jedna wizyta. W rozmowach z Rosjanami premier Tusk i jego współpracownicy jasno stwierdzali, że będą dwie wizyty, i jednocześnie zaakceptowali zapowiedź Rosjan, iż ci nie zapewnią polskiemu prezydentowi bezpieczeństwa.

Te dokumenty zostały opublikowane rok temu, są publicznie dostępne i na nic zda się próba przekonywania teraz, że przebieg tych ustaleń był inny.

Powiedział Pan: „Jak będziemy znali nazwisko człowieka, od którego pan minister Sikorski dowiedział się zaraz po katastrofie, że wszyscy zginęli, to będziemy wiedzieli dużo więcej o tym, kto naprawdę jest odpowiedzialny za tę straszliwą tragedię”. Czy istnieją przesłanki wskazujące, kto mógł tę wiedzę Sikorskiemu przekazać?

Możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że Sikorski nie dowiedział się tego z Centrum Operacyjnego MSZ. Centrum ma obowiązek, zgodnie z przepisami prawa, monitorować najważniejsze wydarzenia międzynarodowe, w tym także przebieg polskich oficjalnych delegacji państwowych, a więc i delegacji prezydenta RP. Tego dnia – jak nam dzisiaj już wiadomo – zablokowane zostały wszystkie serwery komputerowe MSZ. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero dwa lata później – MSZ ukrywało ten fakt nie tylko przed opinią publiczną, ale także przed przedstawicielami Sejmu RP. To pokazuje, że załamanie struktur państwa związane z tragedią smoleńską było dużo głębsze, niż się wydawało. Otóż minister Radosław Sikorski poinformował o tragedii Centrum Operacyjne MSZ o godz. 9.02, czyli 20 minut po katastrofie. Minister nie dowiedział się więc o tym, co wydarzyło się pod Smoleńskiem od swoich urzędników w kraju i nie przekazał mu tej informacji także ambasador RP w Moskwie Jerzy Bahr (Bahr zeznał, że minister już wcześniej, przed rozmową z nim, wiedział o katastrofie). Wiadomo, że przez cały czas lotu Tu-154M 101 odbywały się między MSZ Rosji i kierownictwem Ambasady RP w Moskwie, w szczególności z Tomaszem Turowskim, rozmowy i negocjacje, gdzie prezydent ma wylądować. To wynika m.in. z informacji zastępcy ambasadora w Rosji, Piotra Marciniaka, który powiedział, że około godz. 8.00 czasu rosyjskiego, czyli niedługo po starcie polskiego samolotu z Okęcia, przekazano mu polecenie, by udał się na lotnisko moskiewskie Wnukowo, bo tam ma wylądować Tu-154. Takie dyspozycje wydał mu Tomasz Turowski, który był, de facto, osobą podejmującą decyzje we wszystkich sprawach, zarówno technicznych, jak i politycznych, związanych z wizytą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wiemy, że kontroler Paweł Plusnin z lotniska w Smoleńsku próbował odesłać polski samolot na lotnisko Wnukowo, ale zwierzchnicy z Moskwy nie wyrazili na to zgody. Jak widać, ustalenia dotyczące lotu polskiego samolotu trwały do końca. W moim przekonaniu, tak ważne decyzje musiały być konsultowane na bieżąco z ministrem Sikorskim. Sądzę, że szef polskiego MSZ dowiedział się o katastrofie bezpośrednio od Rosjan. Uważam, że jest sprawą pierwszoplanową przesłuchanie ministra Sikorskiego w sprawie przegotowania wizyty, jak również negocjacji i rozmów prowadzonych w trakcie lotu Tu-154 – powinny one dostarczyć nam informacji niezbędnych do identyfikacji po stronie rosyjskiej ośrodka, który ostatecznie podejmował decyzję o lądowania i naprowadzaniu polskiego samolotu.

Prokurator Seremet w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” tłumaczy, że prokurator Krzysztof Parulski i inni prokuratorzy przebywając na miejscu katastrofy, nie mogli zabezpieczyć tego miejsca. Seremet mówi: „Byli w obcym państwie. Mieli wezwać GROM i go bronić?”. A przecież wiadomo – jak zeznał zastępca ambasadora w Moskwie, Piotr Marciniak – ambasador Bahr miał zwracać się do Rosjan w sprawie ograniczenia akcji rosyjskich służb wyłącznie do ratowania i uznania miejsca za eksterytorialne. Jednak polska ambasada nie wyegzekwowała tego. Prokurator Seremet nie wyjaśnia, czy prokuratura ustaliła, kto odpowiada za to zaniechanie.

Ten wywiad biorę „w nawias”, bo on w ogóle w takim kształcie nie powinien zostać opublikowany. Nie potrafię np. przyjąć do wiadomości, że polscy prokuratorzy nie mogli uczestniczyć w sekcjach zwłok. Mogli, czego dowodem jest ich udział w sekcji zwłok śp. Prezydenta. Prokurator Parulski, ówczesny szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej, nie wydał podwładnym dyspozycji, by uczestniczyli w innych sekcjach. W nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 r. odbyła się narada prokuratorów polskich i rosyjskich, podczas której m.in. ustalono wspólne przesłuchania. Prokuratura rosyjska była początkowo otwarta na działania razem z Polakami. Prokurator Parulski postąpił w sposób sprzeczny z przepisami k.p.k., tym samym popełnił przestępstwo. Przestępstwem była także rezygnacja z sekcji zwłok po przywiezieniu ciał ofiar katastrofy do Polski. Obowiązek wykonania wtedy sekcji wynikał także z faktu, że część ciał była sfragmentaryzowana i niezidentyfikowana. Te szczątki sprowadzono do Polski dopiero w końcu kwietnia 2010 r. i podobno skremowano, bez zbadania ich przez polskich biegłych. Mogły to być ciała – i takie jest racjonalne wytłumaczenie – tych osób, które najbardziej ucierpiały, ponieważ były najbliżej miejsca eksplozji. Być może badania nie potwierdziłyby hipotezy o eksplozji. Prokuratura zezwalając na zniszczenie dowodów, zaprzepaściła bezpowrotnie jednoznaczne stwierdzenie tego faktu. W tej sprawie należy wyciągnąć konsekwencje karne wobec odpowiedzialnego za tę decyzję prokuratora Parulskiego. Analizując skutki takiego postępowania dla ustalenia przyczyn katastrofy, nie mogę pominąć też innej kwestii – szacunku dla zmarłych i ich rodzin.

Prokurator Seremet w wymienionym wywiadzie odnosi się do konkluzji dwóch wybuchów: „Czy można formułować tezy kategoryczne [o zamachu – red.], nie mając wraku i czarnych skrzynek?”. Zarazem na końcu tego samego wywiadu mówi, że śledztwo może się zakończyć, zanim Rosjanie oddadzą nam wrak i skrzynki. Oznacza to, że prokuratura chce zamknąć śledztwo bez poznania prawdy.

Cały ten wywiad, a szczególnie ten fragment, świadczy o ogromnym stresie, w jakim znajduje się prokuratura, i o naciskach, jakim jest poddawana. Nie wierzę, by prokurator generalny RP zaakceptował zakończenie śledztwa przed powrotem do Polski głównych dowodów – wraku i czarnych skrzynek. Byłoby to złamanie prawa. O stresie i naciskach – moim zdaniem – świadczą wypowiedzi także innych prokuratorów, którzy jednego dnia mówią, że wykluczają zamach, a innego – że teza o zamachu jest wciąż brana pod uwagę. Dają sygnał opinii publicznej, że wskazanie premiera lub prezydenta albo decyzja Rady Ministrów, jak np. ta w sprawie dopuszczenia do sekcji eksperta Michaela Badena, są dla nich wiążące. Chociaż z punktu widzenia prawa takie wskazania są niedopuszczalne.

Prokurator Seremet pytany przez „GW”, czy pod kątem wybuchu badany był również wrak, odpowiada, że to Rosjanie badali wrak i wybuch wykluczyli. Oznacza to, że polscy eksperci wraku nie badali, choć argument, że go badali, jest bez przerwy podnoszony.

Wiadomo, że nie badali. Jest na ten temat jasne stwierdzenie Macieja Laska i 14 innych ekspertów oraz Edmunda Klicha, który pisze o tym w swojej najnowszej książce.

Edmund Klich w „Kontrwywiadzie” RMF FM przyznał, że wersja o zamachu powinna być sprawdzona zarówno przez MAK, jak i przez zespół Jerzego Millera („uważam, że to powinno być sprawdzone”). Ta wypowiedź wskazuje, że strona polska tego nie badała. Mimo to prokurator Seremet twierdzi, że badania były. Były badania części ubrań…

Nie wiemy nawet, jakie części ubrań, do kogo należały te ubrania, w jakich miejscach znajdowali się ludzie, których kawałki ubrań badano, jak prowadzone były te badania itd. To gra słowna polegająca na tworzeniu pozorów, pewnego wrażenia, które dostarcza „amunicji” propagandystom, którzy skrzętnie cytują takie wypowiedzi.

Klich stwierdził też, że już na początku dochodzenia pojawiła się presja „z góry”, aby winę zrzucić na pilotów. Czy prokuratura nie powinna po takim oświadczeniu zająć się z urzędu wykryciem tych, którzy wywierali presję? Przecież to oznacza, że kierowano śledztwo na fałszywy tor.

Nie chodzi tylko o słowa Klicha. Mamy też materialny dowód – nagranie rozmowy Edmunda Klicha z Bogdanem Klichem, podczas której rozważają, jak ukryć dowód rosyjskiej winy. Prokuratura, mimo doniesienia o przestępstwie, uznała, że nie będzie się tym zajmowała. To dowód, że to śledztwo jest sterowane.

Prokurator generalny w przywoływanym wywiadzie odnosi się do sprawy umyślnie złego sprowadzenia na ziemię pilotów przez kontrolerów rosyjskich, którzy pozwolili im zejść do 50 m. Według Szeremeta, zeznania dwóch pilotów jaka na ten temat „zweryfikowane zostały, gdy biegli z IES odczytali zapis rejestratora głosów w kokpicie. Tam słychać 100 m. Gdy odtworzyliśmy im nagranie, dostrzegli sprzeczność i przyjęli to do wiadomości”. Co oznacza: przyjęli do wiadomości?

Z tej wypowiedzi nie wynika, czy piloci jaka zmienili swoje zeznania, czy tylko przyjęli do wiadomości informację o 100 m i podtrzymali zeznania. Niestety, ta wypowiedź może zostać wykorzystana do różnych manipulacji z nagraniami magnetofonowymi z wieży w Smoleńsku, które są teraz w Rosji przesłuchiwane. Wyniki tych badań prokuratura ma dostać dopiero w przyszłym miesiącu.

Jak ocenia Pan perspektywy śledztwa smoleńskiego?

Przeżywamy teraz niezwykle silny atak polityczny i prokuratorzy temu atakowi się poddają. Ale to minie. Zespół parlamentarny będzie dalej prowadził badania i wierzę, że prokuratorzy otrząsną się i podejmą właściwe działania, a naukowcy przypomną sobie o swoich powinnościach. I wtedy dojdziemy do prawdy o katastrofie smoleńskiej.

Gazeta Polska

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

29 Marca 1848 roku
We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania legionu polskiego.


29 Marca 1865 roku
Urodził się Antoni Listowski, polski dowódca wojskowy, gen. dywizji, pełniący obowiązki Naczelnego Wodza wiosną 1920 (zm. 1927


Zobacz więcej