Czwartek 28 Marca 2024r. - 88 dz. roku,  Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 30.03.12 - 23:41     Czytano: [3214]

Lepiej być Polakiem


Zostanie Litwinem to degradacja narodowa i cywilizacyjna

Wszyscy ludzie we wszystkich państwach są sobie równi. Zamieszkują je ludzie zdrowi i chorzy, ładni i brzydcy, pracowici i leniwi, mądrzy i głupi, kulturalni i chamstwo, przestrzegający prawo i je łamiący, itd., itd. Nie ma narodów lepszych i gorszych!

Jednak nie można powiedzieć, że wszystkie narody są sobie równe. Są narody wielkie, duże i małe, narody bogate i biedne, cywilizowane i pełne prostaków, itd., itd.

Jest więc różnica także między Polską a Litwą i Polakami a Litwinami. Polska jest od Litwy obszarowo 5 razy większa, a Polaków jest 12 razy więcej niż Litwinów. Litwa to nie nie tylko zadupie Europy, ale także kraj, który nie ma nawet gór; aby je zobaczyć - to cudo natury, Litwin musi wyjechać za granicę! Także polski produkt narodowy brutto jest kilka razy większy od litewskiego. Również cywilizacyjnie i pod względem kultury naród polski stoi znacznie wyżej od narodu litewskiego. Nawet turystów z Zachodu Polska przyciąga 10 czy nawet 15 razy więcej niż Litwa. I przez to znaczenie Polski i wiedza o Polsce w Europie jest dużo razy większa od znaczenia i wiedzy o Litwie, o której przeciętny obywatel Europy wie niewiele albo częściej nic nie wie.

Jednak największym problemem małych narodów, takich właśnie jak Litwa, jest ich status cywilizacyjno-kulturalnej pustyni czy w najlepszym wypadku półpustyni w porównaniu z dużo większymi narodami, jak chociażby polskim. Język litewski zna najwyżej 3,5 mln osób, a poza Litwinami jedynie garstka językoznawców. To stwarza różnego rodzaju ograniczenia. Uniwersytety litewskie przy uniwersytetach dużych państw to, z barku odpowiednich funduszów i kadry wybitnych uczonych, zazwyczaj tylko uniwersyteciki.

Także życie kulturalne takiej Litwy jest zwykłym kopciuszkiem przy życiu kulturalnym Polski, a tym bardziej np. Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji czy Włoch. Np. wiele znanych i wystawianych w operach polskich czy na Zachodzie oper nigdy nie było wystawionych na Litwie, gdyż narodzik litewski nie stać pod żadnym względem (przede wszystkim finansowym i ilości śpiewaków operowych oraz ilości widzów) na ich wystawianie. Gorzej, wiele arcydzieł literatury światowej nie zostało dotychczas przetłumaczonych na język litewski i zapewne nigdy nie będzie, z braku tłumaczy, możliwości finansowych i odpowiedniej ilości czytelników. Jeśli się nie mylę, to z wszystkich dzieł Szekspira na litewski zostały przetłumaczone tylko dwie pozycje: „Romeo i Julia” i „Hamlet” (litewska Wikipedia); jeśli tych pozycji jest jednak jedna czy dwie więcej, to ciągle to nie zmienia faktu, że większość dzieł Szekspira jest niedostępna w języku litewskim. Dlatego jeśli Litwin poza litewskim nie zna innego dużego języka, to nieznane są mu te pozostałe wielkie dzieła Szekspira. Natomiast po raz pierwszy tłumaczeniami utworów Szekspira na język polski zajął się Ignacy Hołowiński, który w latach 1839–1841 dokonał translacji 10 utworów. Później wszystkie utwory Szekspira tłumaczyli inni Polacy. Sprawa nie dotyczy jedynie Szekspira. Większość najwspanialszych dzieł literatury światowej z braku tłumaczeń na język litewski jest Litwinom nieznana i raczej nigdy nie będzie dostępna w ich języku. Z braku tłumaczeń także większość zdobyczy nauki światowej jest Litwinom niedostępna.

O marnych możliwościach kultury litewskiej świadczy sprawa nakręcenia filmu o bitwie grunwaldzkiej. W 2010 roku przypadała 600. rocznica bitwy pod Grunwaldem, w której, według nacjonalistycznych historyków litewskich czy raczej ich pobożnemu życzeniu, wojska litewskie odegrały większą od wojsk polskich rolę w pokonaniu Krzyżaków i to miał właśnie przedstawić monumentalny film nakręcony przez Litwinów. Zabrakło jednak pieniędzy na jego realizację.

Bycie małym narodem w połączeniu z XIX-wiecznym szowinizmem narodowym – zamknięcie się we własnym języku i marnej – słabor rozwiniętej własnej kulturze to więcej niż tragedia. To cywilizacyjne „ludobójstwo”.

Litwini są więc kalekim narodem (wiem, że to przykre dla nich, ale taka jest prawda).

Przez zaborczość Związku Sowieckiego (Stalina) w granicach dzisiejszej Litwie znalazło się w 1945 roku arcypolskie Wilno i etnicznie polska Wileńszczyzna. Szowiniści litewscy robią wszystko, aby tamtejszych Polaków zlitwinizować. Szkodzą tym nie tylko tamtejszym Polakom, ale także państwu i narodowi litewskiemu. Bowiem litwinizacja Polaków oznacza nie tylko degradację narodową dla tych ludzi, ale także cywilizacyjną. Przy polskiej nauce, kulturze, sztuce, literaturze, muzyce, teatrze czy kinie oraz bibliotekach i muzeach, litewska nauka, kultura, sztuka, literatura, muzyka, teatr, kino, biblioteki i muzea to mniej niż kopciuszek! Przez litwinizację swoich nielitewskich obywateli Litwa pomniejsza swoją armię ludzi cywilizowanych – obywateli Europy. Zlitwinizowani Polacy będą musieli się zadowolić byciem obywatelami drugiej klasy w Europie (podczas gdy Polska należy do czołowych krajów Unii Europejskiej) i daleko stojącymi od stopnia cywilizacyjnego większych narodów, w tym wypadku Polaków.

Każdy naród powinien pielęgnować swój język. Ale w dzisiejszym świecie, aby być równym z równymi – nawet jak się się stosunkowo małym narodem, trzeba się otworzyć na obce języki, na kulturę innych narodów. Tylko przyjaźń między narodami, a nie wrogi innym nacjom narodowy prostacki szowinizm (a prostactwem jest szowinizm litewski, wyniesiony pod koniec XIX w. z prostackich rodzin chłopskich, bo inteligencji litewskiej wówczas nie było), są gwarantami pokojowego współżycia między narodami.

Współczesna Litwa czyli nacjonalistyczna Litwa to ogólnie mówiąc nieciekawy kraj – ponury kraj z wieloma problemami. Znany amerykański reżyser filmowy Edward Zwick, który m.in. na Litwie nakręcał swój ostatni film „Opór”, mówi o tym kraju: „Poznałem trochę historii Litwy. Statystycznie rzecz biorąc jest to kraj z największą liczbą samobójstw, śmiertelnych wypadków samochodowych, zgonów spowodowanych nadmiernym spożyciem alkoholu. Pod wieloma względami to ponure miejsce” („Dziennik.pl” 19.1.2009).

Czy taki naród, bez przymusu ze strony administracji państwowej, może przyciągać do siebie przedstawicieli innych narodów mieszkających z Litwinami w jednym państwie? Szczególnie z dużo większych i bardziej rozwiniętych i cywilizowanych państw!

Nowogródczyzna w twórczości Adama Mickiewicza

Największy polski poeta – Adam Mickiewicz urodził się 24 grudnia 1798 roku w Zaosiu koło Nowogródka (woj. nowogródzkie). W farze nowogródzkiej maleńki Adam został ochrzczony i w domku swych rodziców, w zacisznej uliczce nieopodal nowogródzkiego rynku, spędził swoje dzieciństwo. W szkole dominikańskiej w Nowogródku Mickiewicz pobierał pierwsze nauki. Pogłębiał je w bibliotece Adama Chreptowicza w pobliskich Szczorsach, zanim znalazł się w Wilnie.

„Kraj lat dziecinnych” Adama Mickiewicza to także miejscowości w promieniu 50 kilometrów od Nowogródka. Stąd tak zaczyna się jeden z poematów wieszcza: „Ziemio nowogródzka, kraju mój rodzinny, O, Trembeckimi godzien uwielbienia rymy”. Z usłyszanych w dzieciństwie i w młodzieńczych latach podań i legend nowogródzkich ukształtują się jego znane „Ballady i romensa”, które zrewolucjonizowały poezję polską. Na wieczne czasy weszły do literatury polskiej jeziora Świteź i Kołdyczewo, miasteczko Mir ze swoim potężnym zamczyskiem, który uchodzi za pierwowzór zamku Horeszków z „Pana Tadeusza”, sam Nowogródek, a obok niego wioski takie jak Cyryn i Płużyny czy cerkiew unicka w Wołowiczach, o której wieszcz pisze w balladzie „To lubię”. Dwór w Czombrowie koło Nowogródka jest opisany w „Panu Tadeuszu” jako dwór w Soplicowie. Z kolei Dobrzyń nosi w rzeczywistości nazwę Dołmutowszczyzny. Nowogródczyzna jest więc miejscem na którym rozgrywa się akcja polskiej epopei narodowej – „Pan Tadeusz”.
Także na terenie Nowogródczyzny – w historycznej Lidzie rozgrywa się akcja „Grażyny”.
Tak, oderwanie od Polski Nowogródczyzny jest jednoznaczne z odcięciem Polaków od źródła, z którego pił i czerpał Adam Mickiewicz.

Ukraińcy pokazują, że Lwów był polskim miastem

W 2010 roku Ukraińcy nakręcili 50-minutowy film pt. "Złoty Wrzesień. Kronika Galicji 1939-1941 " (premiera w kinie „Kopernik” we Lwowie 23 września 2010 r.), który pokazuje fragmenty opowiadające o przedwojennym polskim Lwowie, pokazuje wkroczenie Armii Czerwonej na Kresy we wrześniu 1939 roku oraz to, jaki charakter miała okupacja sowiecka Lwowa w latach 1939-41, a także represje reżimu sowieckiego - jakie metody były stosowane wobec ludności tego miasta, wówczas w większości polskiej, i która miała najwięcej ucierpieć przez tą okupację. Film zrealizowany jest w konwencji, której na Ukrainie dotąd nie stosowano. Mamy tu bowiem do czynienia z dokumentem fabularyzowanym. Jak mówi jego reżyser Taras Chymycz, jest to format discovery historia. W filmie m.in. występuje znany ukraiński zespół wokalny Tercja Pikardyjska, który w fabularyzowanym fragmencie śpiewa po polsku bardzo znaną nawet wśród współczesnych Polaków polską przedwojenną piosenkę „Tylko we Lwowie”. Bowiem film nie ukrywa, że w 1939 roku Lwów był polskim miastem, chociaż zbytnio wyeksponowano jego wieloetniczność, bowiem przy jego wielkiej i w sposób naturalny i na każdym kroku rzucającej się w oczy polskości, ta wieloetniczność bledła. Dla widzów ukraińskich to może być nowość, gdyż dotychczasowa propaganda ukraińska twierdziła, że Lwów był zawsze ukraińskim miastem pod polską okupacją. Taras Chymycz korzystał także z pomocy historyków polskich i dwóch Polaków występuje w filmie jako świadkowie tamtych wydarzeń. Jednym z nich jest Janusz Tysson, aktor i kronikarz polskiego teatru we Lwowie. Reżyser mówi: „Staraliśmy się być jak najbardziej obiektywni. Pokazaliśmy Galicję jako część Polski, na którą napadają Niemcy. Potem polską obronę i wkroczenie wojsk sowieckich. I różne reakcje ludzi na to wydarzenie. Polacy byli do Sowietów nastawieni jednoznacznie negatywnie. Ukraińcy różnie, jedni dobrze, inni źle. Żydzi wyłącznie pozytywnie, między innymi z powodu strachu przed Niemcami [...] Mieliśmy ukończyć go rok temu, na 70-lecie września 1939 roku, ale wtedy nie udało się tego zrobić. Na Ukrainie wciąż trwają dyskusje, czy 17 września był najazdem i początkiem obcej okupacji, czy też było to wyzwolenie z rąk bohaterskiej Armii Czerwonej”.

12. Pułk Ułanów Podolskich

W Białokrynicy koło Krzemieńca (woj. wołyńskie), w której, w byłym pałacu Czosnowskich (w jego murach w 1617 r. książę Jerzy Zbarski podejmował okazale królewicza Władysława, późniejszego króla Polski), a w okresie międzywojennym była prowadzona na wysokim poziomie szkoła rolniczo-leśna słynnego Liceum Krzemienieckiego, w latach 1921-39 stacjonował także powstały w grudniu 1917 roku 12. Pułk Ułanów Podolskich. W okresie 1918/19 stacjonował on w Wilanowie pod Warszawą, a następnie do 1920 na Podolu ukraińskim, biorąc chwalebny udział w wojnie polsko-bolszewickiej.

12. Pułk Ułanów Podolskich, stacjonujący w okresie międzywojennym zaledwie 7 km od Krzemieńca, utrzymywał bliskie i serdeczne kontakty tak z tym miastem jak i Liceum Krzemienieckim, szczególnie podczas obchodów rocznicowych 11 listopada, 3 Maja, Bożego Ciała, specjalnych uroczystości, imprez towarzyskich i społecznych aż do Pogotowia Społecznego do Obrony Kraju przeprowadzonego przed wybuchem II wojny światowej we wrześniu 1939 roku. Miasto i młodzież Liceum szczególnie uroczyście witała pułk powracający z dorocznych manewrów. Miasto i licealiści brali udział w Białokrynicy w 1928 roku w obchodach 10-lecia i w 1938 roku 20-lecia istnienia pułku w odrodzonej Polsce. Wspólnie - miasto, Liceum Krzemienieckie i 12. Pułk Ułanów - obchodzono bardzo uroczyście święto 3 Maja; najbardziej pamiętne obchody odbyły się w 1938 roku. Powracający w tym roku z manewrów pułk i tam razem był owacyjnie witany przez ludność Krzemieńca i młodzież licealną. Na powitanie społeczeństwo miasta wręczyło dowództwu pułkowemu ufundowane przez siebie cztery nowe karabiny maszynowe oraz parę kotłów dla orkiestry wojskowej. Wręczenie darów odbyło się bardzo uroczyście przez burmistrza Krzemieńca Jana Beaupre w asyście starosty powiatowego Jana Zaufalla i kuratora Liceum Krzemienieckiego Stefana Czarnockiego oraz licznie zebranych mieszkańców miasta oraz młodzieży i nauczycieli Liceum Krzemienieckiego.Wielu wychowanków Liceum Krzemienieckiego służyło potem w 12 Pułku Ułanów; np. oficerem był Antoni Kropielnicki, a chorążym Antoni Staniewicz, wychowanek Szkoły Rolniczo-Leśnej L.K. w Białokrynicy.

2 lutego 1923 roku marszałek Józef Piłsudski przybył do Krzemieńca-Białokrynicy na uroczystość wręczenia 12. Pułkowi Ułanów nowego sztandaru pułkowego. W czerwcu 1934 roku w koszarach w Białokrynicy gen. Władysław Anders odsłonił tablicę pamiątkową na pamiątkę tej wizyty i uroczystości. W uroczystości tej wzięli udział przedstawiciele władz Krzemieńca i powiatu krzemienieckiego oraz Liceum Krzemienieckiego. Kiedy 12 maja 1935 roku zmarł marsz. Józef Piłsudski miasto, Liceum Krzemienieckie i 12. Pułk Ułanów zorganizowały uroczystości żałobne z udziałem tak całego społeczeństwa jak i Liceum.

Niezapomniane dla wielu krzemieńczan i licealistów było pożegnanie przy Dubieńskiej rogatce w Krzemieńcu nocą w wielkiej ciszy wychodzącego na wojnę 1939 roku 12. Pułku Ułanów Podolskich, który okrył się chwałą w bitwach wrześniowych i w bojach późniejszych na obcej ziemi, ale w walce o wolną Polskę. 1 września 1939 roku pułk stoczył pod Mokrą w rejonie Częstochowy zwycięską bitwę z czołgami niemieckimi, 8 września bił się dzielnie pod Cyrusową Wolą i walczył 13 września pod Mińskiem Mazowieckim. Część pułku przebiła się do Warszawy 19 września i walczyła w obronie stolicy jako zgrupowanie kawalerii mjr. Juniewicza. Pułk został odtworzony w 1942 roku w Palestynie jako pułk rozpoznawczy II Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa brał udział w całej kampanii włoskiej 1944-45. To jego ułani pierwsi zatknęli polską flagę na murach zdobytego klasztoru Monte Cassino 18 maja 1944 roku i otworzyli Aliantom drogę na Rzym.

Kolegiaty katolickie w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu

Kolegiata to kościół niebędący katedrą, przy którym istnieje, podobnie jak przy katedrach, kapituła, czyli zespół duchownych w randze prałatów i kanoników, mających prawo wyboru biskupa i pewne przywileje honorowe. Były to okazałe kościoły o lokalnym znaczeniu, odznaczające się wystawnością ceremonii liturgicznych i dobrze zorganizowanym duszpasterstwem (miały zazwyczaj kilkunastu duchownych). W przedrozbiorowej Polsce (do 1772 r.) były 54 kapituły, z których 3 znajdowały się w Małopolsce Wschodniej (woj. ruskie) i jedna na Wołyniu. Były to kolegiaty we Lwowie, Stanisławowie i Żółkwi w Małopolsce Wschodniej i w Ołyce na Wołyniu. Powstały one w XVII wieku: w Żółkwi po 1620 r. – kościół pw. św. Wawrzyńca, Ołyce w 1641 roku – kościół pw. Świętej Trójcy (był to najpiękniejszy kościół na Wołyniu), Stanisławowie w 1669 roku – kościół pw. Najświętszej Marii Panny oraz św. Andrzeja i św. Stanisława) i XVIII wieku : we Lwowie w 1772 roku – kościół pw. Matki Boskiej Śnieżnej (najstarszy kościół katolicki w mieście z ok. 1340 r.). Kolegiata lwowska składała się z trzech prałatur, prepozytury, scholasterii i kantorii oraz trzech kanonii gremialnych. W 1780 roku arcybiskup lwowski Wacław Sierakowski dokonał aktu jej konsekracji. Prałatury te otrzymały uposażenia. W 1785 roku cesarz Austrii, Józef II zniósł wszystkie kolegiaty. Wspaniałość kolegiaty w Żółkwi była zasługą Żółkiewskich, w Ołyce Radziwiłłów, a w Stanisławowie Potockich. Oni byli ich fundatorami. Były to jedyne na całych Kresach kolegiaty (kolegiat nie było na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego).

Wołczyn – polska perełka na Polesiu

Zaledwie kilka kilometrów na wschód od Niemirowa (pow. siemiatycki, woj. podlaskie), ale już na terenie dzisiejszej Białorusi, leży Wołczyn – jedna z polskich perełek na Polesiu, oderwana od Polski w 1945 roku wolą satrapy sowieckiego Józefa Stalina.

Pierwsza wzmianka o Wołczynie – jednej z czołowych siedzib magnaterii polskiej, który przed wojną leżał na terenie powiatu brzeskiego w woj. poleskim, pochodzi z XVI w. Była to wówczas własność Sołtanów. W pocz. XVII w. jego nowymi właścicielami zostali Gosiewscy. Aleksander Gosiewski wzniósł tu pierwszy kościół katolicki, który konsekrował w 1639 roku biskup wileński Abraham Wojna. Po kądzieli dobra wołczyńskie przeszły do Sapiehów i Kazimierz Sapieha wzniósł tu pierwszy pałac. W 1710 roku Wołczyn nabyli Jakub Flemming i jego żona Franciszka Izabela Sapieżyna. Od nich dobra wołczyńskie przeszły do książąt Czartoryskich. 14 sierpnia 1720 roku córka podkanclerzego polskiego Wielkiego Księstwa Litewskiego (które ze współcześnie pojmowaną litewskością niewiele miało wspólnego!) Kazimierza Czartoryskiego - Konstancja (1700-1759) wyszła za mąż za podstolego wielkolitewskiego Stanisława Poniatowskiego (1676 Chojnik k. Tarnowa – 1762 Ryki, woj. lubelskie), który niebawem stał się twórcą potęgi rodu Poniatowskich; był m.in. generałem wojsk koronnych (polskich), wojewodą mazowieckim od 1731 roku i kasztelanem krakowskim od 1752 roku. Ich syn – Stanisław August Poniatowski był ostatnim królem Polski (1764-1795). Stanisław Poniatowski ojciec był bardzo dobrym gospodarzem, doprowadzając do niebywałego rozwoju dóbr wołczyńskich (spławiał zboże do Gdańska kilkunastoma statkami!).

W 1744 roku dobra wołczyńskie kupił od Stanisława Poniatowskiego kasztelan wileński ks. Fryderyk Michał Czartoryski (1696 Warszawa – 1775 Warszawa), od 1752 roku kanclerz wielki wielkolitewski. Zbudował on w Wołczynie nowy pałac modrzewiowy o 36 pokojach, murowane oficyny o 56 pokojach, założył 24 hektarowy park z 4 altanami malowanymi wewnątrz alfresco, stawami i kanałami oraz w 1733 roku wzniósł śliczny kościół Świętej Trójcy na rzucie kwadratu i w stylu późnobarokowym, który w 1734 roku konsekrował biskup łucki Franciszek Kobielski. W połowie XVIII w. do pałacu dobudowano teatr (przedstawienia były zazwyczaj dawane w okresie balów), oranżerię i cieplarnię. Jak podaje „Słownik geograficzny Królestwa Polskiego...” (t. XIII, Warszawa 1893), komnaty pałacowe obite były gobelinami i karmazynowym adamaszkiem ze złoconymi brzegami, posadzki wyłożone były hebanem, mahoniem i drzewem różanym, bogato rzeźbione meble z brązami były sprowadzone z Francji, a na ścianach wisiały obrazy znanych malarzy włoskich. Według Juliana Ursyna Niemcewicza („Pamiętnik czasów moich” 1848, wyd. 2 1957), który bywał w pałacu, wśród obrazów były m.in. portrety Stanisława Poniatowskiego – fundatora pierwszego pałacu, królów Augusta II i Augusta III oraz króla szwedzkiego Karola XII oraz Konstancji Poniatowskiej – matki króla, przedstawiający ją z małym synkiem – późniejszym królem. W budynku obok pałacu zostało umieszczone bogate archiwum z licznymi dokumentami odnoszącymi się do Wołynia i licząca kilka tysięcy tomów cenna biblioteka, pełna starodruków, które zostały przywiezione tu przez Czartoryskich z Klewania na Wołyniu. Na wspaniałym wołczyńskim dworze Czartoryskich-Poniatowskich wrzało życie towarzyskie (liczne bale), a przez to samo i polityczne całej ówczesnej Rzeczypospolitej.

W kościele wołczyńskim Świętej Trójcy ochrzczony był ostatni król Polski – Stanisław August Poniatowski. W Archiwum i Muzeum Diecezjalnym w Drohiczynie (woj. podlaskie) jest przechowywany zapis metrykalny tego chrztu, sporządzony w wołczyńskiej księdze parafialnej 17 stycznia 1732 roku, o następującej treści (tłumaczenie z łaciny - ks. Eugeniusz Borowski): „Nr 191. Wołczyn dnia 17 stycznia 1732 roku. Jaśnie oświecony ekscelencja, pan Stanisław na Wołczynie i Radwaniu, książę Poniatowski, wojewoda mazowiecki, najwyższy regimentarz wojsk królewskich, otrzymał od wybranki swojej (e`Lectisima) małżonki, syna Stanisława Antoniego, urodzonego o godzinie 10 przed południem, którego tegoż dnia, ja Wojciech Stanisław Kostka-Kłosowicz, świętej Teologii i obojga Praw doktor i publiczny z nadania Stolicy Apostolskiej notariusz, proboszcz wołczyński, prywatnie, odkładając na inny czas ceremonie, ochrzciłem. Do chrztu świętego trzymali Jaśnie oświeceni i wielmożny trzymał Pan Rostkowski, Starosta wizneński”. - Należy tutaj zaznaczyć, że król Poniatowski przyjął imię August dopiero przy koronacji na króla Polski.

19 listopada 1761 roku zawarli w Wołczynie związek małżeński: książę Adam Kazimierz Czartoryski (1734 Gdańsk – 1823 Sieniawa w Galicji) i Izabela z Flemmingów Czartoryska (1746 Warszawa – 1835 Wysocko w Galicji). Małżeństwo pobłogosławił biskup poznański Teodor Kazimierz Czartoryski. Ks. Adam Kazimierz Czartoryski był zasłużonym dla Polski magnatem, który odegrał dużą rolę w okresie Sejmu Wielkiego. Równie znaną w historii Polski jest Izabela Czartoryska, która była także czynnie zaangażowana w polskie życie polityczne schyłkowego okresu I Rzeczypospolitej i pierwszych lat XIX wieku. Była pisarką, a przede wszystkim wielką mecenaską sztuki, kolekcjonerką pamiątek historycznych polskich i europejskich, założycielką pierwszego polskiego muzeum w Świątyni Sybilli i w Domu Gotyckim w Puławach, którego cenne zbiory stały się zaczątkiem obecnego wielkiego i bardzo cennego (m.in. obraz Leonarda da Vinci „Dama z łasiczką”) Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Synem Kazimierza i Izabeli Czartoryskich był ks. Adam Jerzy Czartoryski (1770 Warszawa – 1861 Montfermeil pod Paryżem), m.in. 1803-24 kurator wileńskiego okręgu naukowego i twórca polskiego nowoczesnego Uniwersytetu Wileńskiego, senator-wojewoda Królestwa Kongresowego, prezes Rządu Narodowego w 1831 roku, przywódca polityczny polskiej Wielkiej Emigracji.

Podczas patriotycznej i antyrosyjskiej konfederacji barskiej (1768-72) powstańcy w 1769 roku zabrali z pałacu w Wołczynie 7 armat i dużo kul i prochu.

W 1784 roku Adam i Izabela Czartoryscy przenieśli się do Puław (woj. lubelskie), gdzie w ciągu następnych lat powstało konkurujące ze stolicą centrum życia kulturalnego i politycznego. Miejscowość zyskała przydomek „Polskie Ateny”. Oczywiście odbyło się to kosztem Wołczyna, który stał się teraz tylko jedną z kilku rezydencji Czartoryskich. W 1828 roku ks. Konstanty Czartoryski sprzedał uszczuplone dobra wołczyńskie Karolinie Pusławskiej. Ta w 1844 roku rozebrała pałac wołczyński i przeniosła go do swojej rezydencji w Leoszkach koło Prużany (woj. poleskie), a tutejsze dobra ziemskie sprzedała Bronisławowi i Konstancji z Moraczewskich Narbuttom. W 1890 roku ich właścicielem był Lucjan Moraczewski, a po nim – i jako ostatni właściciel – Tadeusz Narbutt. Na początku XX w. dobra wołczyńskie zostały rozparcelowane. Do I wojny światowej (1914-18) z rezydencji Czartoryskich w Wołczynie nic nie zostało, w czym był duży udział także władz carskich (np. usunięcie pod koniec XIX w. znajdujących się w Wołczynie dwóch tablic z informacjami o królu Stanisławie Auguście Poniatowskim). Pozostał jedynie kościół, którego losy były po Powstaniu Styczniowym 1863 i ponownie po 1945 roku bardzo tragiczne.

Polska rezydencja magnacka w Wołczynie przeszła do historii. Pozostały po niej w dzisiejszej Polsce tylko dwie pamiątki: w zbiorach Muzeum Czartoryskich w Krakowie jest supraporta olejna na płótnie z ręcznym napisem „Xsiężna Michałowa Czartoryska z aniołkami”, na której widać front pałacu wołczyńskiego; i w zbiorach Gabinetu Rycin Uniwersytetu Warszawskiego rycina „Fajerwerk urządzony w Wołczynie w 1761 roku z okazji zaślubin ks. Adama Czartoryskiego z Izabelą Flemming”. Drobna część uratowanego archiwum wołczyńskiego jest przechowywana w Muzeum Czartoryskich w Krakowie.

W życiu narodu polskiego Wołczyn zapisał się także i tym, że w tej małej poleskiej miejscowości urodziło się aż trzech znanych Polaków. Pierwszy z nich – Wincenty Aleksander Gosiewski (1620 – 1662 Ostrynia) był polskim dowódcą wojskowym, dyplomatą oraz marszałkiem Sejmu zwyczajnego w Warszawie w 1650 roku, generałem artylerii wielkolitewskiej od 1631 roku, podskarbim wielkim wielkolitewskim i pisarzem wielkim wielkolitewskim od 1652 roku, hetmanem polnym wielkolitewskim od 1654 roku, zwycięzcą w bitwie pod Prostkami (Mazury) 8 października 1656 roku, w której doszczętnie rozbił wojska brandenburskie i szwedzkie, biorąc do niewoli księcia Bogusława Radziwiłła; bitwę tę opisał Henryk Sienkiewicz w znanej chyba wszystkim Polakom powieści „Potop”. Drugim, jeszcze bardziej znanym w historii Polakiem urodzonym w Wołczynie był Stanisław August Poniatowski (1732-1798 Petersburg) – król Polski w latach 1764-1795. Trzecim był Zygmunt Vogel (1764 – 1826 Warszawa), znany malarz i rysownik, przedstawiciel klasycyzmu w malarstwie polskim, malarz nadworny króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a od 1817 roku profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Urodził się w Wołczynie, gdzie jego ojciec był kuchmistrzem księcia Fryderyka Michała Czartoryskiego.

W ramach represji po Powstaniu Styczniowym 1863 władze carskie w 1866 roku zabrały katolikom kościół w Wołczynie (należał do diecezji wileńskiej) i zamieniły go na cerkiew prawosławną. Katolicy, czyli Polacy, odzyskali go dopiero w 1918 roku. Po utworzeniu w 1925 roku diecezji pińskiej został do niej przyłączony, należąc do dekanatu brzeskiego. Ostatnim proboszczem (do 1945 r.) wołczyńskim był ks. A. Czyszewicz. Cicha parafia stała się głośna w całej Polsce w 1938 roku.

Otóż król Stanisław August Poniatowski zmarł w Petersburgu w 1798 roku i został pochowany w „polskim” kościele katolickim św. Katarzyny w tym mieście. Jego sarkofag znajdował się w tym kościele do czasu zamknięcia świątyni przez bezbożnych i barbarzyńskich bolszewików w 1938 roku (jego majątek zniszczono i rozgrabiono). Władze sowieckie pierwotnie planowały zburzyć kościół. Aby nie było dyplomatycznego skandalu i nieprzychylnej reakcji świata na ewentualne zniszczenie grobu króla polskiego, Kreml postanowił „oddać” zwłoki króla stronie polskiej. Była to nagle powzięta decyzja Moskwy i natychmiast została wykonana. 10 lipca 1938 roku sowieci przywieźli pociągiem sarkofag króla do granicznej stacji Stołpce (woj. nowogródzkie) i przekazali go Polakom. Rząd polski był tym faktem całkowicie zaskoczony i nie miał przez to żadnego czasu na przedyskutowanie tego co zrobić ze szczątkami króla. Tym bardziej, że jego osoba była wówczas i jest ciągle przez wielu Polaków bardzo krytycznie oceniana za podporządkowanie Polski Rosji. Toteż przez kolejne 3 dni sarkofag leżał w towarowym wagonie na bocznicy kolejowej. Mając ciężki orzech do zgryzienia, władze polskie, po otwarciu sarkofagu i oględzinach i po uzyskaniu zgody na to biskupa pińskiego Kazimierza Bukryby, postanowiły, że trumna ze zwłokami króla ma spocząć w kościele pw. Świętej Trójcy w Wołczynie – gdzie król przyszedł na świat, w kościele, który ufundował jego ojciec i w którym przyszły król był ochrzczony. W nocy 14 lipca 1938 roku trumna ze szczątkami króla została w największej tajemnicy przewieziona do Wołczyna. Na miejscu okazało się, że nie można jej umieścić w krypcie kościoła, bo jest za duża. Ostatecznie złożono tam urny zawierające serce i wnętrzności króla. Ważącą zaś 600 kilogramów trumnę umieszczono w jednej z nisz kościoła, starannie ją przy tym zabezpieczając.

Mimo podjętych środków ostrożności, całej sprawy nie udało się utrzymać w tajemnicy. Fakt przekazania Polsce przez Moskwę szczątków króla Stanisława Augusta Poniatowskiego został wkrótce upubliczniony, gdyż o tym fakcie poinformowała oficjalnie sowiecka agencja prasowa. W Polsce jako pierwszy poinformował o tym swych czytelników wydawany w Wilnie opiniotwórczy dziennik „Słowo”. Na jego łamach Józef Mackiewicz wyraził swe głębokie oburzenie faktem sekretnego i niegodnego pochówku króla, który, według niego, był królem-estetą, królem-mecenasem i królem-artystą. I postawił pytania: „Co to jest! Dlaczego tak (postąpiono z królem)?!” Wówczas, w końcu lipca, oficjalny komunikat w tej sprawie opublikowała Polska Agencja Telegraficzna. A przez media w całej Polsce przetoczyła się burzliwa dyskusja na temat nie tylko obecnego pochówku króla, ale też jego biografii. Wydawany w Warszawie ogólnopolski tygodnik społeczno-kulturalny „Wiadomości Literackie” rozesłał specjalną ankietę, w której pisarze, dziennikarze i artyści odpowiadali na trzy pytania. Pierwsze dotyczyło współczesnej oceny króla, drugie – jego stosunku do nauki i sztuki, a w ostatnim pytano o to, gdzie powinny zostać złożone szczątki króla. Wawel jako miejsce pochówku wskazały 32 osoby, 26 uznało, że takim miejscem powinna być Warszawa, a konkretnie katedra św. Jana lub Łazienki, zaś tylko 8 uznało, że szczątki króla należy zostawić w Wołczynie. – Dyskusję przerwał wybuch wojny.

Po czternastu miesiącach od złożenia szczątków króla Stanisława Augusta w Wołczynie, dnia 17 września 1939 roku Związek Sowiecki napadł zbrojnie na Polskę (idąc na pomoc Niemcom, które napadły na Polskę 1 września t.r.). Po zajęciu Wołczyna przez czerwonoarmiejskich żołdaków grobowiec króla został splądrowany, a sarkofag zniszczony. Po wojnie (1945 r.) Wołczyn został oderwany od Polski – włączony do Związku Sowieckiego - do Republiki Białoruskiej (część gminy Wołczyn – miejscowość Koterka i okolice pozostała w granicach nowej Polski), a tamtejsi Polacy wysiedleni do komunistycznej Polski. Wtedy, jak mówił w Polskim Radiu (25.11.2011) Piotr Dmitrowicz: Miejscowi chłopi białoruscy rozgrabili wyposażenie kościoła. Królewska trumna została pocięta na kawałki, a szczątki królewskie porozrzucane po całej świątyni!!!” Sam kościół – prawdziwa perełka architektoniczna! - został obrócony w magazyn nawozów sztucznych i popadał w ruinę do 1987 roku, kiedy to białoruscy konserwatorzy sztuki dokonali ich uporządkowania. Ponownie zaistniała sprawa: co robić z prochami króla? Bowiem w tym czasie, na fali pierestrojki przez którą przechodził Związek Sowiecki w latach 1985-91, możliwą stała się sprawa ponownego sprowadzenia sprofanowanych szczątków króla Stanisława Augusta do Polski. Za zgodą władz sowieckich, w grudniu 1988 roku specjalna grupa naukowców polskich pod kierunkiem dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie, prof. Aleksandra Gieysztora udała się do Wołczyna w celu dokonania oględzin szczątków królewskich i dokonania potrzebnych formalności związanych z ich przekazaniem przez stronę białorusko-sowiecką. Zebrano je jak i części trumny, które jakimś cudem ocalały. Jednocześnie strona białoruska przekazała stronie polskiej szczątki kostne i fragmenty ubioru królewskiego. Wszystko to po powrocie do Polski zostało umieszczone w specjalnej urnie, którą tymczasowo złożono na Zamku Królewskim w Warszawie, który wiele zawdzięczał królowi. Kolejny pogrzeb króla Stanisława Augusta nastąpił 14 lutego 1995 roku w archikatedrze św. Jana w Warszawie, w której podziemiach, za zgodą arcybiskupa warszawskiego, kard. Józefa Glempa, spoczął na stałe sarkofag z jego prochami.

Zrujnowany kościół wołczyński w 2007 roku przejęła odnowiona na Białorusi po upadku Związku Sowieckiego (1991 r.) diecezja pińska. Obecnie trwa jego restauracja, która niestety powoli posuwa się naprzód, gdyż w Wołczynie i okolicy niewielu dziś mieszka Polaków.

Jeszcze wcześniej, bo zaraz po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku, ponownie zarejestrowano parafię św. Katarzyny w Petersburgu, a w 1992 roku kościół został zwrócony Kościołowi (pracuje tu polski dominikanin i jedna z 6 mszy odprawiana jest po polsku). W kościele odsłonięto tablicę po polsku i rosyjsku następującej treści: „W tym kościele spoczywał do 1938 roku ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski. Urodzony 17 stycznia 1732 roku w Wołczynie. Zmarł 12 lutego 1798 roku w Sankt Petersburgu”.

Pamiątką polską w dzisiejszym Wołczynie jest także cmentarz katolicki z nagrobkami polskimi, w tym wielu okolicznych polskich ziemian.

Natomiast jeszcze jedną cenną polską pamiątką, znajdującą się na terenie dzisiejszej Polski - w Archiwum Diecezjalnym w Drohiczynie (woj. podlaskie) - są uratowane cudownie w 1945 roku (to co było do uratowania) akta parafialne parafii wołczyńskiej, na które składają się: Księgi chrztów z lat 1653-1809, 1827-1866, Księgi małżeństw 1728-1860, Księgi zmarłych 1728-1866, Księgi egzaminów przedślubnych 1865-1866, 1928-1944, Księga bierzmowanych 1761, Księgi nawróconych 1763-1780, 1928-1944, Inwentarze kościoła 1788, 1818, 1844, 1851, 1928, 1931, 1933, 1936, Księga spisu parafian 1852-1865, Remonty kościoła 1932-1939, Beneficjum parafialne 1931, Pokwitowanie odebrania kluczy od kościoła i od krypty z trumną królewską, wydane przez sowieckie władze miejscowe księdzu proboszczowi A. Czyszewiczowi, Pismo biskupa K. Bukraby w sprawie przewiezienia do Wołczyna trumny z ciałem ostatniego króla Polski, Wycinki z przedwojennej prasy na temat Wołczyna.

Polskie dzieje Wołczyna przed ich agonią spisał W. Arciszewski w szkicu „Wołczyn dawniej i dziś”, który ukazał się w „Roczniku Ziem Wschodnich”, wydanym w Warszawie w 1939 roku, a więc przed samą wojną – tak tragiczną dla Polski, narodu polskiego i polskich Kresów, a tym samym i Wołczyna.

Po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku Polacy pochodzący z Polesia, a obecnie mieszkający w pojałtańskiej Polsce zaczęli odwiedzać swoje strony rodzinne, w tym także Wołczyn, zazwyczaj w ramach kilkudniowych wycieczek autobusowych, organizowanych przez biura podróży.

A oto inna łączność obecnego Wołczyna z Polską i Polakami: 12 lutego 2008 roku, z inicjatywy polskiego konsulatu w Brześciu, odbyły się uroczyste obchody 210. rocznicy śmierci ostatniego króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów – Stanisława Augusta Poniatowskiego. Uroczystości miały miejsce w Brześciu, gdzie jest duże skupisko Polaków, i Wołczynie, gdzie Stanisław August został ochrzczony w kościele pw. Świętej Trójcy i gdzie znajduje się jego symboliczna mogiła. Część pierwsza obchodów odbyła się w Wołczynie. Oficjalna delegacja, na czele z ambasadorem RP w Mińsku Henrykiem Litwinem oraz Konsulem Generalnym RP w Brześciu – Jarosławem Książkiem, złożyła wieńce pod murami zdewastowanego budynku kościoła i wzięła udział w krótkiej modlitwie, którą poprowadził proboszcz ponownie otwartej wołczyńskiej parafii, zaangażowany w działania na rzecz zwrotu świątyni wiernym. Kwiaty złożyli także przedstawiciele Związku Polaków na Białorusi i Polskiej Macierzy Szkolnej, reprezentanci władz Lublina – wiceprezydent i przedstawiciel wojewody, Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” z Siedlec oraz miejscowe władze („Biuletyn Polonijny MSZ” Nr 2-3, 2008).

I jeszcze jedna rzecz łączy Wołczyn z dzisiejszą Polską. Otóż na kulę Pawilonu pod Orłem w pięknych ogrodach w rezydencji Branickich w Białymstoku powrócił w 2011 roku orzeł trzymający w dziobie jabłko. Rzeźbę tą z twardych żywic wykonał Michał Jackowski, który przy jej odtworzeniu wzorował się na archiwalnym sztychu i rycinie z połowy XVIII wieku autorstwa M. H. Rentza oraz rycinie P.R. de Tirregaille'a i inwentarzach z 1772 roku, opisujących wygląd pawilonu. Natomiast wzorów do dekoracji dostarczyły, oprócz elementów dekoracyjnych białostockiego pałacu Branickich, także dekoracje bogato ozdobionego kościoła barokowego p.w. św. Trójcy w Wołczynie, na którym, chociaż sam kościół popadł w ruinę, to wciąż można podziwiać zachowane ozdoby („Gazeta”, Białystok, 9.1.2011).

Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

28 Marca 1940 roku
Został aresztowany przez Gestapo polski olimpijczyk Janusz Kusociński. Niemcy rozstrzelali go w Palmirach w dn. 21.06.1940r.


28 Marca 1930 roku
Konstantynopol i Angora zmieniły nazwę na Stambuł i Ankara


Zobacz więcej