Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 31.12.06 - 17:38     Czytano: [6127]

Egzekucja

„Oni za mną chodzą, śledzą mnie nawet tutaj, w szpitalu, ja stąd nie wyjdę żywy, za dużo wiem o wszystkim" – mówił do swojego przyjaciela Stanisława Nowakowskiego Marek Karp na kilka dni przed śmiercią. Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich – leczył się z urazów po wypadku samochodowym, który wydarzył się 28 sierpnia w pobliżu Białej Podlaskiej. Trafił do szpitala, gdzie – według oficjalnej wersji – zmarł z powodu powikłań powypadkowych. Prokuratura sprawę umorzyła, lecz prawdziwych okoliczności wypadku nie zostały wyjaśnione do dziś. Według naszych ustaleń była to zaplanowana i zrealizowana w najdrobniejszych szczegółach egzekucja, dokonana dla zabezpieczenia paliwowych i energetycznych interesów rosyjskich służb specjalnych.

Niespodziewany wypadek

28 sierpnia 2004 roku, na szosie w Białej Podlaskiej wydarzył się wypadek. TIR na białoruskich numerach rejestracyjnych uderzył w samochód osobowy, którym jechał Marek Karp – dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich (zajmującego się "białym" wywiadem i analizami sytuacji politycznej i gospodarczej w krajach b. ZSRR). W wyniku uderzenia, auto Karpa wypadło z jezdni i wpadło na przeciwny pas ruchu, gdzie zostało staranowane przez nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę. Ciężko rannego Karpa przewieziono do szpitala, gdzie mimo reanimacji i wysiłków lekarzy nie odzyskał przytomności. Zmarł 14 września 2004 r. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci były powikłania powypadkowe.
Tak brzmi oficjalna wersja zdarzeń przyjęta przez prokuraturę w Siedlacach. Śledczy przyjęli, że wypadek nie był zaplanowany, a szef OSW zmarł z powodu odniesionych w nim ran. Sprawa została umorzona. Świadkowie i dowody przeczą oficjalnej wersji śmierci Marka Karpa.

Uwolnić zabójcę
Tuż po północy, 29 sierpnia 2004 roku celę policyjnej izby zatrzymań w Białej Podlaskiej opuścił Siergiej Zawidow – człowiek, który kilkanaście godzin wcześniej spowodował wypadek Karpia. Wyszedł z budynku i natychmiast wyjechał w stronę przejścia granicznego w Terespolu. Kilka godzin później był już na Białorusi, skąd ponownie do Polski nie przyjechał. Dopiero nad ranem okazało się, że podejrzanego kierowcy nie ma już w policyjnym areszcie, zaś bez niego nie będzie można przeprowadzić dalszych czynności śledczych oraz wizji lokalnej.
Zwolnienie z aresztu człowieka podejrzewanego o spowodowanie dzień wcześniej wypadku, w którym zginął ktoś tak ważny jak szef ośrodka zajmującego się "białym" wywiadem musi dziwić. Jeszcze bardziej zdumiewa to, że w aktach śledztwa nie zachował się protokół zwolnienia kierowcy, ani nazwisko osoby decydującej o jego zwolnieniu. A przecież było jasne, że uwolniony Białorusin natychmiast skorzysta z okazji, aby opuścić granice Polski. Strata tak ważnego świadka jak sprawca wypadku praktycznie pozbawiała śledztwo możliwości wyjaśnienia prawdziwego przebiegu zdarzeń. Dopiero pół roku później prokuratura – dzięki współpracy z białoruskim konsulatem – ustaliła adres Zawidowa. Jednak korespondencja sądowa wysyłana na ten adres wracała z adnotacją, że adresat jest nieznany. "Całe te wezwania wyglądały prowizorycznie" – oceniają policjanci, którzy brali udział w śledztwie w tej sprawie. Chodziło o to, aby udawać śledztwo, a w rzeczywistości je zakończyć i całą sprawę zatuszować. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że przez cały czas nie próbowano nawet wyjaśnić okoliczności tajemniczego zwolnienia Zawidowa, ani osób, które to umożliwiły.

800 zł za wypadek
Kiedy zamknięto prokuratorskie dochodzenie, sprawa wypadku trafiła na wokandę. Sąd Okręgowy w Siedlcach (w którym sprawy zwykle ciągną się miesiącami), tym razem wydał wyrok w ciągu jednego dnia. Siergiej Zawidow został uznany za winnego spowodowania ciężkiego wypadku samochodowego i za to przestępstwo skazany zaocznie na "800 zł grzywny" oraz "trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres lat dwóch".
Sąd przyjął argumenty prokuratury o winie kierowcy, podzielił jej wywód i wydał wyrok skazujący. Żadna ze stron nie złożyła apelacji i wyrok uprawomocnił się. Pozostał w mocy tylko na papierze,
gdyż kierowcy nie zatrzymano i nie osadzono w areszcie. Wyjaśnienie tego paradoksu jest proste: chodziło o to, by formalnie zamknąć sprawę i doprowadzić ją do końca, nie wyjaśniając prawdziwego tła i przyczyn wypadku.

Dwie ekspertyzy
Co tak naprawdę wydarzyło się w Białej Podlaskiej 28 sierpnia 2004 roku? Przesłuchani przez prokuraturę świadkowie opowiadają, że w tył samochodu Marka Karpa uderzyła ciężarówka. W konsekwencji, jego samochód wpadł pod nadjeżdżającego z naprzeciwka TIR-a, który zgniótł go. Rannego dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich wyciągnięto ze zgniecionego pojazdu i przewieziono do szpitala. Dokładny przebieg zdarzenia odzwierciedla sporządzona po wypadku ekspertyza biegłego. Wynika z niej, że ciężarówka była sprawna, zaś jej kierowca – Siergiej Zawidow – rozpoczął hamowanie dopiero w ostatnim momencie (świadczą o tym ślady opon i zapisy na tachografie). W samochód Karpa uderzył nie prosto, lecz z boku, więc siła i kąt uderzenia zepchnęły auto na przeciwny pas jezdni, gdzie staranowała je ciężarówka. Jeżeli przypatrzyć się całemu zderzeniu bliżej – widać, że wypadek przebiegał według metod uczonych na specjalnych kursach sowieckich służb specjalnych: NKWD i GRU. Samochód ofiary tracił przyczepność i wpadał pod ciężarówkę, która go taranowała (w podobny sposób wyglądał wypadek, w którym zginął Walerian Pańko – szef NIK, który badał aferę FOZZ) "Przebieg zdarzeń (…) nosi znamiona działania zaplanowanego w celu pozbawienia życia M. Karpa" – czytamy w najważniejszym fragmencie ekspertyzy.
Zupełnie odmienne wnioski przedstawia druga ekspertyza. Wynika z niej, że wypadek w Białej Podlaskiej był zdarzeniem przypadkowym i "nie nosił znamion premedytacji". Winę za jego spowodowanie ponosi kierowca białoruskiej ciężarówki, który "nie zachował szczególnej ostrożności" i "zbyt późno rozpoczął proces hamowania". Skoro tak to w jaki sposób wytłumaczyć to, że nie ominął samochodu Karpa prawym poboczem, choć szerokość miejsca pozwalała na to? Dlaczego – jeśli już uderzył w jego samochód, to trafił w prawą stronę tylnej części, a nie prosto, co uniknęłoby zderzenia z nadjeżdżającą ciężarówką? W końcu – jak to się stało, że doświadczony kierowca ciężarówki nie zdążył wyhamować, choć tego dnia widoczność była dobra, a jezdnia niemal idealnie sucha? Odpowiedź na wszystkie te zagadki jest prosta: w przypadkowość tych zdarzeń można byłoby uwierzyć gdyby nie to, że Siergiej Zawidow, uderzając w pojazd Karpia, z wyjątkowym wyczuciem potrafił tak skręcić, że siła uderzenia wypchnęła auto na przeciwległy pas.
Świadkowie wypadku zwracają uwagę na jeszcze jeden istotny szczegół: białoruski TIR jechał za samochodem Karpa dłuższy czas, trzymając się podejrzanie blisko. Wjechał w jego auto dopiero wtedy, gdy z naprzeciwka nadjeżdżała polska ciężarówka. Każe to domyślać się, że kierowca czekał na moment, kiedy będzie mógł uderzyć w samochód Karpa, aby osiągnąć oczekiwany rezultat – mówi jeden z policjantów, biorących udział w śledztwie.

Na stole operacyjnym
Prokuratorska wersja tego, co się działo bezpośrednio po wypadku, nie znajduje potwierdzenia w relacjach innych świadków. Dr n. med. Franciszek Wiewiórski – lekarz z warszawskiego szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej (pracuje w zawodzie od prawie 30 lat) twierdzi, że stan Karpa wcale nie był taki ciężki, jak podawano to w oficjalnym komunikacie. "Pacjent został przywieziony z poważnymi urazami powypadkowymi" – opowiada. "Jednak nie jest prawdą, aby zagrażały one jego życiu". Wiewiórski potwierdza, że Karp przeszedł skomplikowaną operację, w wyniku której usunięto skutki urazów. Jego zdaniem, od tej pory zaczęła się systematyczna poprawa stanu zdrowia i samopoczucia pacjenta. "Miałem z nim do czynienia codziennie" – mówi lekarz. "Widać było, że dochodzi do zdrowia. Zresztą to był bardzo silny człowiek." Podobnego zdania jest dr Maciej Parzkowski – podwładny Wiewiórskiego. "W tamtych dniach miałem codzienny kontakt z Karpem" – opowiada. "Jego hospitalizacja przebiegała znakomicie. Szybko wracał do zdrowia po swoim wypadku".
Obaj lekarze wspominają, że Marek Karp często pytał jak długo będzie jeszcze musiał pozostać w szpitalu. "Chciał jak najszybciej wyjść. Sprawiał wrażenie człowieka obawiającego się o swoje
życie" – zapamiętał Wiewiórski. "Czegoś się bał, był mocno przestraszony, jednak nie chciał o tym mówić".
Wieczorem, 12 września dr Wiewiórski wychodził z pokoju, w którym przebywał Karp. "Przy drzwiach stało dwóch nieznanych mi ludzi" – opowiada – "Zaczekali aż wyjdę, po czym bez zgody weszli do niego. Podszedłem i powiedziałem, że o tej porze wizyty są już zabronione. Wtedy pokazali mi jakieś legitymacje, powiedzieli, że są ze służb specjalnych i że przyszli w sprawie wagi państwowej, o której nie mogą mówić. Kilkanaście minut później tajemniczych mężczyzn już nie było". Dr Wiewiórskiemu do dziś nie udało się dowiedzieć kim tak naprawdę byli i po co przyszli ludzie ze służb specjalnych.

Tajemnica rany na głowie
Według oficjalnej wersji przyjętej w śledztwie, Marek Karp zmarł chwilę po godzinie 15.00 w dniu 14 września 2004 "wskutek powikłań po wypadku drogowym". Zupełnie inaczej ten dzień zapamiętali lekarze. "Chciał jak najszybciej wyjść ze szpitala i często pytał nas kiedy będzie mógł to zrobić" – opowiadają. "W końcu zgodziliśmy się go wypuścić, pod warunkiem, że za trzy dni zgłosi się na wizytę kontrolną". Dr Wiewiórski pamięta, że 14 września był ostatnim dniem pobytu Karpia w szpitalu, ale dlatego, że… tego dnia został on wypisany. "Zezwoliłem Markowi Karpowi na opuszczenie szpitala" – potwierdza lekarz. "Stan jego zdrowia pozwalał na zakończenie hospitalizacji". Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich opuścił szpital jako człowiek zdrowy, kilka minut po godzinie 15:00. Wyszedł i udał się w stronę najbliższego postoju taksówek.
O 15:30 dwaj sanitariusze znaleźli Karpia leżącego na parkingu samochodowym, kilkadziesiąt metrów od głównego wejścia do szpitala. Rozpoczęli natychmiastową reanimację i przenieśli nieprzytomnego z powrotem na oddział. Mimo wysiłków lekarzy, Marek Karp nie odzyskał przytomności i zmarł godzinę później.
Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci były obrażenia głowy. Według oficjalnej wersji, były one konsekwencją wypadku samochodowego w Białej Podlaskiej. Lekarze Franciszek Wiewiórski i Maciej Parzkowski są pewni, że rany na głowie nie było, gdy Karp wychodził ze szpitala. Nie było jej również w ostatnich dniach jego pobytu. Ich zdaniem, w przeciągu kilkunastu minut, ewentualny nagły nawrót choroby nie mógł osiągnąć takiego stadium. Jeżeli medycy mówią prawdę – oznacza to, że dyrektor OSW został zamordowany na parkingu samochodowym przy szpitalu MSWiA kilkanaście minut po załatwieniu formalności związanych z wypisaniem.

Spotkanie z Wassermannem
Tajemnica rany na głowie, pospieszna sekcja zwłok i szybkie zamknięcie oficjalnego śledztwa, tworzą logiczną całość z obawami Karpa o własne życie i jego próbami jak najszybszego opuszczenia szpitala. Aby wyjaśnić ich przyczynę, należy prześledzić ostatnie tygodnie życia Marka Karpa, o których wiadomo bardzo niewiele. "To był mało towarzyski człowiek, samotnik, zawsze chodził własnymi drogami, ale nigdy się z tego nie zwierzał" – opowiadają koledzy Karpia z Ośrodka Studiów Wschodnich. Pracownicy OSW przyznają jednak, że ostatnie tygodnie swojego życia, ich dyrektor spędził na badaniu procesów ekonomicznego uzależniania przez rosyjskie specsłużby byłych państw Układu Warszawskiego. W tym czasie sejmowa komisja śledcza ds. Orlenu próbowała wyjaśnić prawdę o wpływie rosyjskich służb specjalnych na polski rynek paliw (kilkanaście dni przed wypadkiem Karpa ujawnione zostały wiedeńskie rozmowy Jana Kulczyka z Władimirem Ałganowem). Badania te były również przedmiotem zainteresowania polskich służb specjalnych.
Jak ustaliliśmy, na zlecenie polskich służb pracownicy OSW sporządzili raport o przejmowaniu przez firmy związane z rosyjskimi służbami specjalnymi kontroli nad rynkiem paliw w krajach Europy Środkowo – Wschodniej. Raport opatrzono klauzulą tajności. W lipcu 2004 r. treść tego raportu została przedstawiona na nieformalnym spotkaniu w jednym z ośrodków wywiadu pod Warszawą. "Niestety, nie mogę się wypowiadać ani o przebiegu takich spotkań, ani o ludziach biorących w nich udział, ani o przedstawianych tam materiałach" – mówi Zbigniew Siemiątkowski
– b. szef Agencji Wywiadu. Ze źródeł zbliżonych do OSW udało się nam jedynie dowiedzieć, że w feralnym spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele AW i ABW, którzy rozmawiali o tym jak zapobiec energetycznemu uzależnianiu Polski od Rosji. W efekcie, zapadły decyzje i plany działań, których treści nie znamy. Wiadomo tylko, że sam Karp wyjechał do Rosji i Gruzji, aby zbadać kilka dodatkowych wątków tematu.
W drugiej połowie sierpnia, Karp spotkał się ze Zbigniewem Wassermannem – wówczas wiceprzewodniczącym komisji śledczej ds. Orlenu i członkiem komisji ds. służb specjalnych. "Znałem Karpia i bardzo go ceniłem" – mówi nam Wassermann. "Ceniłem również jego pracowników za ich ogromną wiedzę na temat krajów wschodnich". Koordynator służb specjalnych potwierdza, że kilka dni później miało dojść do kolejnego spotkania, podczas którego dyrektor OSW miał przekazać istotne informacje dotyczące ważnej osoby z branży paliwowej. Informacje te miały mieć związek z działaniami komisji orlenowskiej. Do spotkania nie doszło, bo w Białej Podlaskiej wydarzył się wypadek.

Specjalista ds. biopaliw
Dzięki pracownikom Ośrodka Studiów Wschodnich, znamy osobę, którą przed swoją śmiercią interesował się Marek Karp. To właśnie informacje na jego temat miał przekazać Wassermannowi. Tą osobą jest Robert Gmyrek – wówczas członek zarządu PKN Orlen ds. biopaliw. Karp poznał Gmyrka kilka lat wcześniej podczas oficjalnych delegacji parlamentarnych do krajów kaukaskich. Gmyrek – wówczas urzędnik ministerstwa rolnictwa - zajmował się w tamtym czasie nawiązywaniem nowych kontaktów handlowych i badaniem rynku biopaliw. Informacje o związku Gmyrka ze śmiercią Karpa pojawiały się w mediach już jesienią 2004 roku. Szybko jednak zeszły z łamów gazet.
Kontrwywiad ABW przez dłuższy czas miał interesować się Gmyrkiem ze względu na jego zażyłe kontakty z ambasadą rosyjską i jej pracownikami. "Służby kontrwywiadowcze zawsze interesują się kontaktami przedstawicieli obcych wywiadów w Polsce" – mówi Konstanty Miodowicz – były szef kontrwywiadu UOP. "Badanie i rozpracowywanie tych kontaktów to normalna praca służb".
Pracownicy ministerstwa rolnictwa pamiętają, że bardzo często Roberta Gmyrka odwiedzał jeden z pracowników ambasady rosyjskiej - Nikołaj Zachmatow. Wyrażał się o nim jako o swoim przyjacielu i serdecznym znajomym, wręczał mu różne okolicznościowe prezenty. Tymczasem, jak dowiedzieliśmy się ze źródeł zbliżonych do komisji ds. służb specjalnych, Zachmatow był rozpracowywany przez kontrwywiad cywilny i wojskowy jako członek warszawskiej rezydentury GRU.

Tajny ośrodek GRU
Czego dokładnie dowiedział się przed swoją śmiercią Marek Karp? Bardzo istotnej odpowiedzi na to pytanie udziela protokół przesłuchania Arkadiusza Grochulskiego – jednego z szefów i założycieli polskiej mafii paliwowej (związanego z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi). Grochulski przeżył próbę zamachu na własne życie. Zatrzymany na polecenie krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, został tymczasowo aresztowany. Od tego momentu zaczął udzielać śledczym bardzo cennych informacji na temat funkcjonowania paliwowych grup przestępczych i ich zagranicznych powiązań. W najważniejszym fragmencie jednego z protokołów przesłuchań czytamy: Za granicą polsko – białoruską, na wysokości Hajnówki, znajduje się tajny ośrodek GRU. Służy on jako miejsce spotkań przedstawicieli mafii paliwowej, polskich prokuratorów i funkcjonariuszy rosyjskich służb specjalnych. W dalszej części zeznań padają nazwiska ważniejszych gości tego ośrodka. Jak wynika ze śledztwa w sprawie mafii paliwowej, tajemnice tego ośrodka jako pierwszy poznał właśnie dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.

Zduszone śledztwo
W sprawie wypadku Marka Karpa zgadzają się tylko dwa fakty: fakt jego śmierci i data wypadku samochodowego. Pozostałe informacje to kłamstwa lub wielopiętrowe manipulacje. I nic dziwnego: w zatuszowaniu tej sprawy zainteresowane były bardzo wpływowe grupy interesów oparte na komunistycznych służbach specjalnych. Wyjaśnienie tajemniczego wypadku z Białej Podlaskiej
musi pociągnąć za sobą również wyjaśnienie tego kto i w jaki sposób tak naprawdę rządzi polskim rynkiem paliwa i energetyki. Tych pytań nie można jednak odkładać, bo dotyczą one podstawowych spraw związanych z bezpieczeństwem państwa.

Leszek Szymowski
Polskie Radio

Nazwiska niektórych osób zostały zmienione na ich prośbę i dla ich bezpieczeństwa

.................................


Marek Karp, ur. 2 lipca 1952 roku w Zamościu. Potomek szlacheckiego rodu, wywodzącego się z dawnych ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego (1975-1980), praca magisterska pt.: "Świadomość więzi ogólnopaństwowych i regionalnych w średniowiecznych mitach początków Polski". Z zamiłowania - historyk sztuki i architektury. W latach 80. publikował w drugim obiegu prace poświęcone historii Europy Wschodniej, współtworzył i redagował podziemną "Res Publikę", uczestniczył w niezależnym konwersatorium "Polska w Europie". Od 1986-1990 kierował Biblioteką Główną ASP w Warszawie. Był także wykładowcą historii sztuki na tej uczelni; 1989-1991 pracował naukowo w Katedrze Bałtystyki Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizował się w historii Litwy. Pod koniec lat 80. i na początku lat 90. czynnie wspierał litewski ruch niepodległościowy Sajudis. W kluczowych momentach wydarzeń na Litwie pośredniczył między rządem Tadeusza Mazowieckiego a przywódcami Sajudisu.
Pomysłodawca i wieloletni dyrektor rządowego Ośrodka Studiów Wschodnich, powołanego pod koniec 1990 roku przez premiera Tadeusza Mazowieckiego. Orędownik partnerskiego dialogu z państwami powstałymi po rozwiązaniu Związku Sowieckiego.
Zmarł 12 września 2004 roku w trakcie leczenia po wypadku samochodowym, do którego doszło miesiąc wcześniej pod Białą Podlaską.
Uhonorowany przez władze Litwy Orderem Wielkiego Księcia Giedymina. Laureat Nagrody im. Aleksandra Gieysztora, przyznawanej przez redakcję "Przeglądu Wschodniego", oraz pośmiertnie - Nagrody im. Jerzego Giedroycia (wraz z Ośrodkiem Studiów Wschodnich). Także pośmiertnie odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi na rzecz rozwoju współpracy między narodami Europy Środkowo-Wschodniej.
Marek nie szukał rozgłosu. Był człowiekiem skromnym, o wielkim sercu, pełnym szacunku dla innych, bezpośrednim, chętnie i bezinteresownie niosącym pomoc bliźnim. Na zawsze pozostanie dla nas wzorem do naśladowania.

OSW

Wersja do druku

Praetor - 11.06.10 18:45
Stek bzdur w którym nic nie trzyma się kupy. Autor już sam nie wie co pisze. Cytaty:

Oni za mną chodzą, śledzą mnie nawet tutaj, w szpitalu, ja stąd nie wyjdę żywy, za dużo wiem o wszystkim. (...)Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich – leczył się z urazów po wypadku samochodowym

Ciężko rannego Karpa przewieziono do szpitala, gdzie mimo reanimacji i wysiłków lekarzy nie odzyskał przytomności. Zmarł 14 września 2004 r.

Zmarł 12 września 2004 roku w trakcie leczenia po wypadku samochodowym, do którego doszło miesiąc wcześniej pod Białą Podlaską

". Dr Wiewiórski pamięta, że 14 września był ostatnim dniem pobytu Karpia w szpitalu, ale dlatego, że… tego dnia został on wypisany

mzchess - 26.11.08 12:31
Nieszczęściem wszystkich tych ludzi była wiedza. Sami przyznawali, że dużo wiedzą a jeszcze inni, że chcą napisać na ten temat książkę. Pamiętajcie o tym wszyscy którzy za dużo wiedzą, aby tą wiedzę nie brać ze sobą do grobu, lecz dobrze ją zabezpieczyć! Zabezpieczając tym samym siebie.

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

29 Marca 1837 roku
Urodził się Władysław Sabowski, polski poeta, pisarz, dramatopisarz, dziennikarz i tłumacz (zm. 1888)


29 Marca 1848 roku
We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania legionu polskiego.


Zobacz więcej