Wtorek 16 Kwietnia 2024r. - 107 dz. roku,  Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 11.06.10 - 10:23     Czytano: [3585]

Nowe FAKTY z Kraju i ze Świata



"Solidarni 2010" przeciwko Tuskowi

Rząd z premierem Tuskiem na czele udał się na konsultacje w Komisji Europejskiej w ramach przygotowań do polskiej prezydencji w UE w drugiej połowie 2011 roku. W Brukseli przywitała Tuska grupa Polaków demonstrujących przeciwko niemu i jego antypolskiej polityce, która trzymała transparenty z napisami: „Stop kłamstwom", "Nie niszczcie Polski". Demonstranci apelowali o rzetelne śledztwo ws. katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. "Chcielibyśmy prosić rząd polski i pana premiera, żeby stanęli w obronie rzetelnych badań w sprawie tragedii smoleńskiej - w obronie ofiar i w obronie rodzin, które tam straciły swoich najbliższych" - powiedział Krzysztof Skotnicki z Komitetu Społecznego "Solidarni 2010". Krytykowano także europejską politykę rządu Tuska. "Widzimy, że polskie interesy nie są bronione, że Polska nie ma suwerenności" - dodał Skotnicki. Demonstranci mieli znaczki "Solidarności" i biało-czerwone szaliki.
Był to protest zwolenników kandydatury Jarosława Kaczyńskiego z komitetu "Solidarni 2010”, do którego należy m.in. księżna Izabela Czartoryska-Bnińska, prezes Stowarzyszenia Kombatantów Polskich w Belgii Zofia Mrozowska oraz Anna i Józef Woś reprezentujący Stowarzyszenie Katolickie Polonia Flandria („Dziennik” 9.6.2010).


Kto popiera PO na emigracji?

W Melbourne, gdzie mieszkam, żyje ponad 15 tysięcy Polaków. Biorąc pod uwagę to kim jestem i czym się zajmuję znam dość dobrze Polonię melbourneńską i nieźle światową. Dlatego na pytanie kto w Melbourne (i w ogóle na emigracji) popiera Platformę Obywatelską i Donalda Tuska mogę śmiało odpowiedzieć, że niewiele osób. A ci co popierają PO i Tuska to zazwyczaj przedstawiciele najnowszej emigracji – ludzie młodzi, a przez to mało znający życie i w ogóle nie wyrobieni politycznie, a przede wszystkim przez wychowanie oświatowe III RP wyprani z jakiegokolwiek patriotyzmu. Ich jedynym celem życia jest pieniądz i żyją samym chlebem. Prawdziwe polactwo i obrzydliwi hedoniści!
A co ciekawe w tym wszystkim to to, że ci ludzie nie myślą wracać do Polski – do żadnej Polski, nawet tej rządzonej przez Tuska.
Popierają więc Tuska i PO z przekory – na złość patriotom polskim.
Jak mawiał Lenin: „napluć i przykryć”.


Wolą mafię u władzy niż PiS

9 czerwca 2010 roku na Uniwersytecie Warszawskim odbyła się, zorganizowana przez studentów, debata o swoich wizjach prezydentury - polityki zagranicznej, wewnętrznej, o bezpieczeństwie - również energetycznym - oraz o in vitro i związkach partnerskich, ośmiu kandydatów w czerwcowych wyborach prezydenckich: Bronisława Komorowskiego, Waldemara Pawlaka, Andrzeja Olechowskiego, Marka Jurka, Janusza Korwina-Mikke, Bogusława Ziętka, Kornela Morawieckiego i Andrzeja Leppera. Zabrakło Jarosława Kaczyńskiego (PiS) i Grzegorza Napieralskiego (SLD), którzy mieli zorganizowane inne spotkania przedwyborcze.
Po zakończeniu debaty część studentów-chamów skandowała "Gdzie jest Kaczor?". Z kolei zwolennicy Komorowskiego przynieśli transparenty "Dosyć Kaczora, wybieramy KOMORA" (PAP 10.6.2010).
Ci żałośni młokosi bez doświadczenia życiowego i politycznego oraz wychowani pod hasłem PRL i III RP: „Aby Polska nie była Polską!” wolą mafię-mafiozów w rządzie polskim niż polityków Prawa i Sprawiedliwości. Bowiem „KOMORA” (Camorra) to groźna mafia neapolitańska (Włochy), która ma już ponoć swoje macki i w Polsce.


Jakiej Polski nie chcemy?

Prof. Zdzisław Krasnodębski powiedział: Nie chcę Polski bezsilnej, pokornej i biernej, płynącej zawsze "głównym nurtem". Nie chcę państwa, które nie ma odwagi bronić swoich interesów. Nie chcę Polski, w której rząd pozbywa się odpowiedzialności za centralne funkcje państwa, delegując ją na samorządy, prywatne organizacje i firmy, na podmioty zagraniczne. Nie chcę Polski, w której szarga się godność prezydenta i jego urzędu, dlatego że ma on inne – moim zdaniem o wiele bardziej realistyczne i szlachetne – poglądy polityczne niż obóz rządzący i tzw. elita.
Nie chcę Polski, której prezydent i czołowe osobistości polityczne kraju giną w katastrofie lotniczej, u której podłoża leżą ewidentne zaniedbania służb dyplomatycznych i instytucji odpowiadających za bezpieczeństwo, a zamiast licznych dymisji i surowego rozrachunku mamy kolejną hucpę rządzących i wmawianie obywatelom, że państwo "zdało egzamin". Nie chcę Polski, która nie jest w stanie przeprowadzić wiarygodnego śledztwa w tej sprawie. Nie chcę Polski, w której państwa ościenne usiłują przesądzić o tym, kto ma być jej prezydentem, a kto premierem („Rzeczpospolita” 30.5.2010).
Pod tym tekstem podpisuje się miliony Polaków w kraju i na emigracji – prawdziwych Polaków!


Senator PO przejrzał na oczy

97 osób weszło w skład szczecińskiego społecznego komitetu poparcia dla kandydata PiS na prezydenta Jarosława Kaczyńskiego. Wśród osób popierających kandydata PiS znalazł się m.in. były polityk PO. Inauguracyjne spotkanie komitetu odbyło się w Szczecinie.
Na liście osób popierających kandydaturę Kaczyńskiego znaleźli się prawnicy, naukowcy, ekonomiści, lekarze, przedsiębiorcy, politycy, byli żołnierze Armii Krajowej, dyrektorzy szkół, działacze opozycyjni z lat 70. i 80.

Są wśród nich m.in.: senator Krzysztof Zaremba – były polityk Platformy Obywatelskiej, który zrozumiał jak szkodliwą jest dla Polski ta partia! , były prezes Stoczni Szczecińskiej Porta Holding Krzysztof Piotrowski, działacz opozycyjny i więzień polityczny Andrzej Witkowski, radna sejmiku wojewódzkiego Małgorzata Jacyna-Witt, rysownik Arkadiusz Gacparski.

Prawnik Paweł Mucha powiedział, że będzie głosował na Kaczyńskiego, bo hasło kampanii "Polska jest najważniejsza" zostało potwierdzone całym długim życiorysem politycznym kandydata. - Nie mam wątpliwości, że będzie to prezydentura prawa, uczciwa, ukierunkowana na interes Polski, a nie prywatny, prezydentura konsekwentna - mówił Mucha.

Kardiochirurg prof. Seweryn Wiechowski powiedział, że buta i arogancja czołowych polityków Platformy Obywatelskiej sprowokowała go, aby włączyć się aktywnie i działać, aby prezydentem został Jarosław Kaczyński.
Senator Edmund Bilicki stwierdził, że Kaczyński przez lata swojej pracy i walki o przestrzeganie w kraju prawdy, uczciwości i praworządności zasłużył na to, by go popierać.
Uczestnicy spotkania wystosowali do mieszkańców Szczecina apel o wsparcie Kaczyńskiego w jego staraniach o urząd prezydenta.
"Jesteśmy przekonani, że wybór Jarosława Kaczyńskiego gwarantuje urzeczywistnienie wizji Polski, z której wszyscy będziemy dumni - Polski nowoczesnej a zarazem kultywującej najlepsze rodzime tradycje. Polski suwerennej, otwartej na świat, a jednocześnie nie odcinającej się od swojej tożsamości. Polski niepodzielonej, w której wszyscy obywatele odnajdą godne miejsce i możliwości rozwoju w życiu publicznym zapanuje atmosfera prawdy i szczerej troski o dobro wspólne" - napisano w apelu (PAP 26.5.2010).


Polską rządzą ludzie bez rozumu

Europoseł Marek Migalski oskarża rząd Tuska, że zwleka z ogłoszeniem stanu klęski żywiołowej w Polsce. "Ja się pytam - jeśli to nie jest klęska żywiołowa, to co nią jest, do cholery?! Połowa kraju jest pod wodą, zniszczone zostały duże miasta i małe wsie, zginęli ludzie, straty będą liczone w miliardach euro, a pan premier nie kwapi się z wprowadzeniem stanu klęski żywiołowej. Co jeszcze musiałoby się stać, by do świadomości Donalda Tuska dotarła konieczność podjęcia tej decyzji?" - pisze na blogu w Onet.pl eurodeputowany.
Dalej Migalski sugeruje bardzo wyraźnie, że powody są czysto polityczne.
"Nie dopuszczam do siebie myśli, że jedynym powodem jest chęć jak najszybszego przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Nie chce mi się wierzyć, że Donald Tusk nie chce podjąć tej decyzji, bo obawia się, że każdy kolejny tydzień pozostawania Bronisława Komorowskiego w roli głowy państwa oddala go od perspektywy zwycięstwa. Nie zgadzam się na podejrzenie, że za aż tak bardzo Platforma chce obsadzić ostatni nie należący do niej urząd, że gra w tej kwestii tragedią powodzi. Że aż tak umiłowała władzę, że nie widzi już zupełnie cierpienia ludzi. Nie chce mi się w to wierzyć, bo to by oznaczało, że władzę w Polsce sprawują ludzie bez serca. I bez rozumu" - kończy Marek Migalski (Onet.pl 26.5.2010).


Poseł PO skazany sądownie

Sąd Okręgowy w Szczecinie utrzymał w mocy wyrok skazujący byłego posła PO Cezarego Atamańczuka (wyszedł z tej partii po ujawnieniu czynu przestępczego), m.in. za posiadanie narkotyków, na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata.
Wyrok jest prawomocny. Apelację posła sąd uznał za "oczywiście bezzasadną".
W listopadzie 2008 r. policja zatrzymała dwóch zachodniopomorskich samorządowców: Cezarego Atamańczuka, który był wówczas członkiem zarządu powiatu polickiego oraz ówczesnego przewodniczącego sejmiku zachodniopomorskiego Michała Ł. do rutynowej kontroli drogowej. W samochodzie, którym jechali, znaleziono substancje mogące być - w ocenie policjantów – narkotykami (PAP 26.5.2010).


Dlaczego Tusk oddał Rosjanom zbadanie katastrofy pod Smoleńskiem?

Donald Tusk oddał Rosji zbadanie sprawy katastrofy pod Smoleńskiem.
Dlaczego?
Dlatego, że wiedział, że Rosjanie również we własnym interesie będą mataczyć sprawę, a tym samym nigdy nie wyjdzie na jaw prawda o tej katastrofie. Będzie to chronić Tuska i jego rząd przed takimi czy innymi słusznymi zarzutami, a poza tym PO będzie tę niewiedzę i odwracanie uwagi społeczeństwa od winy rządu wykorzystywała... do walki z PiS, czego już jesteśmy świadkami.
I to jest cała prawda dlaczego Tusk oddał Rosjanom sprawę wyjaśnienia katastrofy pod Smoleńskiem.
Potwory – nie ludzie rządzą Polską. A już na pewno nie Polacy z ducha!
Po prostu Polską rządzi dziś polactwo, kierowane przez Donalda Tuska - wnuka żołnierza hitlerowskiego Wehrmachtu!


Rosjanie „badają” katastrofę

Red. Rafał Ziemkiewicz pisze w „Rzeczpospolitej” z 5 czerwca 2010 roku: Opisywałem w jednym z felietonów − na podstawie relacji biznesmenów i urzędników, którzy mieli przykrość załatwiać różne sprawy z rosyjskimi władzami − typową rosyjską metodę wodzenia kontrahentów czy partnerów zagranicznych za nos. Szef jest serdeczny, otwarty i na wszystko się zgadza, wszystko, zapewnia, jest załatwione, i odsyła do podwładnego, który ma tylko załatwić formalności; a ów podwładny mnoży problemy, przewleka, wynajduje trudności, odsyła w nieskończoność do Annasza i Kajfasza. Idę o zakład, że tak właśnie rozegrano i Tuska. Putin obiecał mu wszystko, a potem się okazało, że wszystko idzie jak po grudzie. Polscy prokuratorzy nie mogą się doprosić protokołów i zeznań, które ich interesują, archeolodzy nie mogą się doprosić zgody na wjazd, obiecane przekazanie kopii czarnych skrzynek jest stale odkładane, a gdy już pod okiem kamer przyjeżdża delegacja po ich odbiór, to Rosjanie nagle uzależniają spełnienie obietnicy od podpisania dodatkowego memorandum, zobowiązującego Polskę do utrzymania zapisów w tajemnicy tak długo, jak długo będzie tego chciała strona rosyjska.
A tymczasem, mimo całej propagandy pożytecznych idiotów i zaprzedanych agentów wpływu (trudno bez poufnej wiedzy jednych od drugich odróżnić) społeczeństwo zaczyna rozumieć, że jesteśmy zwyczajnie robieni w konia. Że oficjalne śledztwo z góry założyło jedną tylko hipotezę, winę polskich pilotów, i nie bada żadnej innej, że zeznania kontrolerów lotu utajniono, albo nawet w ogóle kontrolerów nie przesłuchano, że na lotnisku po katastrofie panowała panika, że załogę jaka zapędzono do samolotu i przez trzy godziny zeń nie wypuszczano, by nie widziała, co się dzieje, że zachowanie służb rosyjskich po katastrofie nosi wszelkie znamiona zacierania śladów…
I Tusk na to wszystko świadomie się zgodził!


Polska odrzuca klientyzm

Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył w czasie debaty nt. wyzwań dla Polski i Europy, że nie przyjmie zasady pełnego zaufania w sprawie prowadzonego przez Rosję śledztwa dotyczącego katastrofy pod Smoleńskiem.
Jak ocenił Kaczyński, taką zasadę przyjęli: premier Donald Tusk oraz pełniący obowiązki prezydenta marszałek sejmu Bronisław Komorowski.
Prezes PiS podkreślał, że w stosunkach z Rosją należy się zwracać nie do władz, tylko do społeczeństwa. Jak dodał, na tym tle trzeba stawiać sprawę katastrofy pod Smoleńskiem. Zaznaczył, że jest to kwestia naszego honoru, interesu, suwerenności, a także "przyzwoitości w sensie takim ogólnospołecznym, ogólnonarodowym".
Tak to widzę, pod tym względem z całą pewnością nie będę człowiekiem gotowym przyjąć w tej sprawie zasadę pełnego zaufania, która w ogóle nie jest przyjmowana nigdzie w stosunkach międzynarodowych i w ogóle rzadko jest stosunkach międzyludzkich, nawet w stosunkach rodzinnych; jeżeli przyjrzeć się regulacjom prawnym widać, że ona nie jest stosowana - oświadczył Kaczyński.
Prezes PiS mówiąc o polskiej polityce zagranicznej podkreślał, że należy odrzucić w niej podejście klientystyczne. Klientyzm - podkreślał - jest złą metodą nawet przy najskromniej zdefiniowanych interesach państwa. Przekonywał, że musi być on odrzucony jawnie - kancelarie dyplomatyczne świata muszą wiedzieć, że polskie władze go odrzucają (PAP 1.6.2010).

Tusk odpowie za katastrofę w Smoleńsku?

Józef Zawadzki w swoim blogu w onet.pl (7.6.2010) pisze: ... śledczych rosyjskich na prawdę o katastrofie smoleńskiej nie stać, co udowadniają każdego dnia, poczynając od momentu kiedy się ona wydarzyła. Przyszły prezydent RP, następca swojego brata bliźniaka wie, że to wyjaśnią służby polskie, i to już niedługo. Wie również, że do odpowiedzialności, prawdopodobnie i karnej, zostaną pociągnięci wszyscy ci z MON i z rządu, co odpowiadają za właściwe przygotowanie przelotów głowy państwa. Ostatniego lotu, niestety, nie przygotowano właściwie i jakąś część odpowiedzialności, jako premier, ponosi również Pan, choć do tej pory jakoś nie trafiło to do Pańskiej świadomości, a może zdążył już Pan ten fakt z niej wyprzeć. Ale takiego wyparcia nie uczynią rodacy, Panie Premierze. Nie zrobił Pan, niestety nic, by prowadzone śledztwo w sprawie katastrofy dawało chociaż cień szansy na jej wyjaśnienie, a to, co Pan w tej sprawie uczynił tę szansę odebrało całkowicie. To, że Pan ucieka od tego, nie zmienia faktu, że tak jest.


Winny Tusk i min. Klich

"Rzeczpospolita" (7.6.2010) zamieszcza obszerny artykuł byłego dowódcy jednostki GROM Generała Sławomira Petelickiego, który twierdzi, że polskie wojsko, tak jak i polskie państwo, jest źle dowodzone - Czas przestać udawać, że mamy sprawne wojsko. Katastrofa smoleńska oraz powódź wykazały wszystkie słabości polskiej armii.
- To nie piloci Tu-154 są winni katastrofy pod Smoleńskiem, ale minister obrony narodowej Bogdan Klich, który zostawił ich bez wsparcia i pomocy, tak jak rok temu śp. kapitana Daniela Ambrozińskiego, którego patrol talibowie bezkarnie ostrzeliwali przez sześć godzin - uważa generał. Zdaniem Petelickiego, państwo, które nie potrafiło zapewnić ochrony swojemu prezydentowi, ministrom i najwyższym dowódcom wojskowym, nie zdało egzaminu.
Wmawianie Polakom, że państwo zdało egzamin, a zawiniła pogoda, piloci, lotnisko w Smoleńsku i Kancelaria Prezydenta, kompromituje nas zarówno w oczach sojuszników w NATO i Unii Europejskiej, jak i przed całym światem - uważa generał.
Gen. Petelicki krytykuje też wizyty premiera i innych oficjeli w miejscach powodzi. Określając takie wizyty jako działania czysto PR-owskie, jako szczególnie naganne i niepotrzebne wymienia odwiedzanie miejsc takich tragedii przez wysokich oficerów wojskowych. Podaje przy tym przykład generała Edmunda Gruszki, odpowiedzialnego za prowadzenie działań wojennych w Afganistanie. Generał podkreśla, że premier i ministrowie powinni kierować akcją pomocy ze sztabu, a na miejsce kataklizmu wybierać się dopiero po zakończeniu tragedii, aby ocenić straty.
- Takie wizyty tylko dezorganizują pracę miejscowych służb ratowniczych. Wystarczy się zastanowić, ile koni czy krów mogłyby uratować amfibie, które musiały zamiast tego transportować terenowe bmw premiera, ministra spraw wewnętrznych i ministra obrony narodowej - pisze generał Sławomir Petelicki w artykule zamieszczonym w dzienniku "Rzeczpospolita".

Łajdacka propaganda PO


PAP doniósł 4 czerwca 2010 roku, że kopie nagrań z czarnych skrzynek polskiego Tu-154, analizują równolegle dwa zespoły ekspertów z Krakowa i Warszawy - powiedział szef MSWiA Jerzy Miller. Odnosząc się do doniesień rosyjskich mediów, że polscy piloci zdecydowali się na próbę lądowania, ponieważ byli pod "bezpośrednią presją" (czytaj: oczywiście prez. Lecha Kaczyńskiego), Miller powiedział, iż możliwe jest, że Rosjanie wiedzą więcej...

Propaganda PO dwoi się i troi, aby winę za katastrofę w Smoleński zwalić na śp. prez. Lecha Kaczyńskiego (zapis zawartości czarnych skrzynek tego nie potwierdza!), z tej prostej przyczyny , że rząd Donalda Tuska ma zbroczone ręce we krwi ofiar katastrofy pod Smoleńskiem!.

Na powyższą informację tak zareagowała „Anka” w „Wirtualnej Polsce”: „Widzę, że Platforma wraca do swioch starych metod. Wprowadzają do mediów konsekwentnie oskarżenie, że pilotów zmusił do lądowania Prezydent. Po wyborach się przeprosi i będzie ok. Tak samo eliminowano Cimoszewicza, który był realnym zagrożeniem dla Tuska. Wtedy wyborcy nie dali się wmanewrować i myślę, że teraz będzie podobnie. Jednak proponuję nagrywać dokładnie te wypowiedzi i potem skierować pozew do sądu w stosunku do osób, które się tego łajdactwa dopuszczają. Widać, że czasem władza sama w sobie przedstawia tak wielką wartość, że politycy gotowi są popełniać największe świństwa. Tylko, czy naprawdę chcemy takiej władzy? Władzy, która w przeszłości dla jej utrzymania wypowiedziała wojnę narodowi wyprowadzając przeciw niemu wojsko na ulice?”


PO zawłaszcza aparat państwowy

Zdominowany przez PO Senat odrzucił sprawozdanie Krajowej Rady Radia i Telewizji, a tym samym Platforma Obywatelska położyła łapę na państwową telewizję i radio.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS) zarzuca PO, że dąży do zakneblowania ostatnich wolnych mediów. - I kiedyś Polacy was za to rozliczą, znajdziecie się na śmietniku historii - mówiła. Także Stanisław Kogut (PiS) zarzuca, że Platforma chce przejąć media publiczne, a Tadeusz Gruszka (PiS) powiedział, że Platforma traci dziś prawo do mówienia o skoku na media, bo sama tego skoku dokonuje. Z kolei Wojciech Skurkiewicz (PiS) skrytykował ostro PO mówiąc: "To, co dzieje się w naszym kraju pod przykrywką katastrofy smoleńskiej i powodzi, zakrawa o skandal", dodając, że PO zawłaszcza aparat państwowy. "Gdzie zapowiedzi, że będą inne działania? Jak wam nie wstyd?" - pytał Skurkiewicz wymieniając odwołanie szefa CBA, wskazanie kandydata na szefa NBP czy dążenie do rozwiązania KRRiT (PAP 28.5.2010).


Pobity przez siebie Palikot?

Poseł i „nadworny błazem” oraz zawodowy cham Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot – przyjaciel Bronisława Komorowskiego(!) napisał w swoim blogu, że w trakcie jego wystąpienia na wiecu w Lublinie nieznani sprawcy zaatakowali go, rzucając w jego kierunku kamienie i butelki z piwem. - Zwolennikom Prawa i Sprawiedliwości puściły nerwy - twierdzi Palikot.
- Skąd Palikot wiedział, że ci co go PONOĆ pobili byli zwolennikami Prawa i Sprawiedliwości? Przedstawili mu się? Pokazali legitymacje partyjne?
Zorganizowany przez Palikota złośliwy i prowokacyjny wiec odbywał się w tym samym miejscu co wiec wyborczy kandydata PiS na prezydenta, Jarosława Kaczyńskiego.
Stało się to, co przewidywaliśmy - mówi prowadzący spotkanie Kaczyńskiego poseł Tomasz Dudziński. Jego zdaniem, domniemanego ataku dokonali ludzie wynajęci przez posła Palikota, gdyż zwolennicy PiS mieli w rękach kwiaty, a nie kamienie i butelki. Dudziński przypomniał, że apelował do uczestników wiecu, aby nie dali się sprowokować, gdyż sprawców incydentu sprowadził sam Palikot, aby oskarżyć PiS. "To są działania pana posła Palikota, które zna już cała Polska i nikt na to się nie da nabrać” - dodał poseł Dudziński (IAR 9.6.2010).


Palikot to prawdziwe oblicze PO!

Bronisław Wildstein uważa, że Janusz Palikot z PO jest fizysem – prawdziwym obliczem Platformy I pisze na ten temat: „Człowiek ze świńskim ryjem i gumowym penisem publicznie się domagał, aby Jarosław Kaczyński poddał się badaniu psychiatrycznemu. Tłumaczył, że ktoś, kto tak zasadniczo się zmienił – co pewnie związane jest ze stratą, którą poniósł – łatwo może ulec psychicznej destabilizacji. Tak mniej więcej brzmiał jego nie całkiem składny bełkot.
Trudno zrozumieć to inaczej niż jako natrząsanie się z osobistej tragedii przeciwnika politycznego. Tragedii, która miała również narodowy wymiar. Człowiek ze świńskim ryjem i gumowym penisem jest jednym z ważniejszych polityków rządzącej w Polsce partii. Dla porządku przypominam, że ma on również nazwisko. Nazywa się Janusz Palikot.
Osobnik ów nieco wcześniej sugerował, że Marta Kaczyńska wyłudziła ogromne odszkodowanie za śmierć rodziców. Fakt, że nie miała ona żadnego związku z wysokością ubezpieczenia prezydenta, w niczym mu nie przeszkadzał. “Polityk” ów zajmuje się wyłącznie obrażaniem, znieważaniem i szczuciem swoich przeciwników. W cywilizowanym kraju nie zaakceptowałoby go żadne poważne ugrupowanie. W Polsce jest salonowym i medialnym pupilem, wychwalają go pokrewne mu dusze w rodzaju Kazimierza Kutza, jego klubowego kolegi. Za swoje działania wynagradzany jest kolejnymi stanowiskami przez macierzystą partię, piastuje godność wiceprzewodniczącego jej sejmowego klubu. Próby jego politycznej działalności to katastrofa. Wystarczy przypomnieć osiągnięcia kierowanej przez niego komisji “Przyjazne państwo”.
Ten milioner znany jest jeszcze z tego, że kampanię wyborczą opłacali mu studenci i emeryci.
Osobnik ów nie ma za grosz poczucia humoru, a jego happeningi są dosyć żałosne, ale obrażać mu się jednak udaje. Fakt, że zachowanie jednego z partyjnych liderów traktowane jest jako indywidualne wyskoki, Platforma Obywatelska zawdzięcza jedynie osłonie medialnej. A trzeba nazwać rzeczy po imieniu: fizys Palikota to także oblicze jego partii” („Rzeczpospolita” 9.6.2010).


Dlaczego Tusk toleruje Palikota?

Janusz Palikot to prawdziwe oblicze PO!
Obrzydliwe oblicze!
Podobne do oblicza hiterowskiego ministra propagandy Josepha Goebbelsa i ministra propagandy PRL Jerzego Urbana.
Dlaczego Donadl Tusk toleruje Palikota?
Odpowiem pytaniem: czy to nie jest osobista tęsknota Tuska do metod hitlerowskiej propagandy? Wszak Tusk to wnuk zdrajcy (przyjął niemiecką folkslistę) i żołdaka hitlerowskiego Wehrmachtu, który może nawet strzelał do Polaków. A sam z domu wyniósł znajomość języka niemieckiego, który, jak z tego widać, był tam w codziennym użyciu. Zresztą Niemcy, niedawno nagradzając go za wysługiwanie się Niemcom, podkreślali, że nie jest Polakiem, a tylko Kaszubem (widać, że dla nich i zapewne dla Tuska Polak i Kaszub to nie to samo!).
Warto podać tę oto – jakże wymowną! - wypowiedź rzecznika Ziomków Sudeckich Bernda Posselta: „Donald Tusk jest nie tylko Europejczykiem, który swój naród próbuje bronić przed nacjonalistycznymi siłami we własnym kraju, ale także człowiekiem, który już jako dziecko po drugiej wojnie światowej w zniszczonym Gdańsku był zawsze zafascynowany śladami niemieckiej histori” („Nasz Dziennik” 24.5.2010)


Bartoszewski to drugi Palikot

Red. Rafał A. Ziemkiewicz pisze o jeszcze jednej czarnej ikonie PO: Władysław Bartoszewski w wywiadzie dla „Polski The Times” powtarza tezę (wcześniej wygłoszoną w „Fakcie”), iż jego słowa o hodowcy zwierząt futerkowych były żartem wymagającym od odbiorców pewnej dozy inteligencji i erudycji; kto dopatruje się w nich czegoś złego, temu po prostu brakuje rozumu i wykształcenia.
Nie będę się spierał co do swoich kwalifikacji umysłowych. Wielokrotnie słyszałem, że skoro nie rozumiem, iż ludzie z kręgu Geremka, Kuronia i Michnika po prostu wszystko wiedzą lepiej, a i moralnie stoją wyżej od całej reszty, to mój brak inteligencji i wiedzy, podobnie jak i podłość, są po prostu oczywiste i nie ma się co trudzić ich udowadnianiem. Przywykłem już do tego dyskursu i nie robi na mnie wrażenia. Jeśli na kimś robi, to współczuję.
Coś mi się tylko przypomniało.
Lat temu − ho, ho, albo jeszcze dawniej − Elżbieta Isakiewicz, wówczas wicenaczelna „Gazety Polskiej”, miała tam stały felieton „moje awantury”, stylizowany na urągania prostej baby wymachującej wałkiem. W jednym z tych felietonów, po gafie Władysława Bartoszewskiego, wówczas Ministra Spraw Zagranicznych, popełnionej podczas wizyty w Izraelu, napisała coś w stylu: „w tym wieku, dziadku, to powinieneś siedzieć w domu i parzyć sobie ziółka, a nie jeździć po świecie i przynosić Polsce wstyd”.
Jednym się to spodobało, innym nie, jedni i drudzy szybko zapomnieli.
Nie zapomniał tylko Władysław Bartoszewski. Paręnaście lat później, gdy nowy wydawca „Tygodnika Powszechnego” zatrudnił Elżbietę Isakiewicz w tym piśmie, „straszny dziadunio” postawił ultimatum: albo ta pani wyleci stąd z hukiem, albo ja demonstracyjnie składam godność członka rady programowej pisma. I faktycznie, gdy wydawca, najwyraźniej moralny karzeł o niskiej inteligencji, publicystki nie wyrzucił, Bartoszewski rzucił dymisją, nie kryjąc wcale, iż powodem jest właśnie pani Isakiewicz i jej felieton sprzed lat. „Kiedy mnie ktoś obrzyga w autobusie, to oczywiste, że się odsuwam” − wyjaśnił to w typowych dla siebie, przepojonych inteligentną ironią słowach.

Tak się zastanawiam − może słowa o hodowcy zwierząt futerkowych to faktycznie była ironia, na której się mój chamski umysł nie potrafi wyrozumieć, mimo posiadanego dyplomu. Ale, w takim razie, czyż żart o parzeniu ziółek nie przynależy do tej samej kategorii ironicznych, ciętych wypowiedzi, wymagających od słuchacza pewnej dozy inteligencji i erudycji? Niby tak, wątek parzenia ziółek jako atrybutu starości jest w pewnym sensie archetypiczny, stanowi swoisty topos, przywoływany w wielu dziełach kultury, zarówno w poważnych, jak i ironicznych czy parodystycznych celach… No tak, ale czy pan Bartoszewski, sam zwolennik ciętej, inteligentnej ironii, mógłby się na tym nie poznać? Chowałby przez kilkanaście lat urazę, zupełnie jak ci nieinteligentni i pozbawieni poczucia humoru „pisowcy”, których krytykuje?
I jak tu odróżnić inteligentną ironię od zwykłego chamstwa? Że kiedy Kali obraża, to ironia, a kiedy ktoś się ośmieli zakpić z Kalego… ? („Rzeczpospolita” 2.6.2010)


Opozycja ma kontrolować władzę

W państwach demokratycznych opozycja jest po to, żeby kontrolować władzę – rząd sprawujący aktualnie władzę.
Niestety tego nie rozumie Donald Tusk, jego zwolennicy i popierające go media, które nie rozliczają Tuska i jego rządu z marnego rządzenia, korupcji i niszczenia państwa polskiego.
Polskę nawiedziła wielka powódź. Kandydat PiS na prezydenta Jarosław Kaczyński wezwał rząd Tuska do udzielenia większej pomocy powodzianom. Premier Tusk na to odpowiedział podczas wizyty w zalanym wodą Sandomierzu: (...) Wolałbym, żeby ludzie, którzy są zaangażowani - co szanuję - we własne cele polityczne nie wtrącali się wtedy, kiedy nie potrafią pomóc. (...) Niektórym się wydaje - i mam wrażenie, że to też problem pana Kaczyńskiego - że można wyremontować wał jak woda jeszcze stoi".
Odnosząc się do słów premiera Jarosław Kaczyński ripostował: - Rozumiem, że pan premier chciałby, żeby nie było opozycji. Dodał, że pogląd Donalda Tuska jest mylny i poprosił premiera o to, by był łaskaw go zweryfikować. - Ja będę w tym uczestniczył, bo jest to mój święty obowiązek. Jestem posłem, reprezentantem społeczeństwa i w demokratycznym państwie i po to jest opozycja, żeby kontrolować władzę - podkreślał podczas spotkania z powodzianami w Jaśle.


W PO to politykierzy nie politycy!

Polska potrzebuje polityków, mężów stanu. I ma polityka, męża stanu, Jarosława Kaczyńskiego. A reszta? Tu właśnie jest problem, że w większości to tylko politykierzy i mam wrażenie, że w Pańskiej partii – panie Tusku - Platformie, która jako żywo nie wiem dlaczego jest nazywana „obywatelską”, jest ich prawie 100%. Wam, w tej PO się wydaje, że rządzenie polega na mówieniu, obiecywaniu, zachwycaniu się preparowanymi sondażami, na legislacyjnym nicnierobieniu, na braku obronny interesu Polski na arenie międzynarodowej i.t.p. Ale to jest właśnie zaprzeczenie rządzenia, Panie Premierze i naród musi Was z tego rozliczyć. I to już w najbliższych wyborach. Może ten naród właśnie oszczędzi drugiej tury i Jarosław Kaczyński, którego tak zaciekle Pan, i Pańska formacja zwalcza, jak ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, już po pierwszej turze zastąpi Brata (Józef Zawadzki blog.onet.pl 7.6.2010).


Cień Tuska wziął fortunę z państwowej kasy

Pamiętacie sprawę szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, który pracując dla rządu brał jednocześnie wielkie pieniądze od Ery? To nie jedyna taka sprawa. Okazuje się, że jeden z najbliższych doradców Donalda Tuska, tajemniczy Igor Ostachowicz, także dostał wielkie pieniądze z państwowej spółki.
Według tygodnika "Newsweek", Ostachowicz zainkasował 280 tysięcy złotych od Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE). Teraz firma ta nazywa się Polska Grupa Energetyczna, a najbliższy polityczny doradca szefa rządu pracował w niej do lata 2007 roku. Potem związał się z PO.
Kiedy już doradzał Donaldowi Tuskowi, pobierał z PSE dwa razy więcej, niż zarabiał jako minister. Pieniądze dostawał na mocy umowy o zakazie pracy w konkurencji po jego odejściu z energetycznego przedsiębiorstwa. W zamian za sute pobory, Igor Ostachowicz nie mógł przez rok pracować dla firm konkurujących z PSE.
Tygodnik pisze, że Ostachowicz to tajemniczy człowiek. Unika publicznych wypowiedzi i kamer, jak tylko może. Podobno ma największy wpływ na decyzje podejmowane przez Donalda Tuska („Dziennik” 31.5.2010).


Ciemniak kandydatem na prezydenta!

Red. Rafał A. Ziemkiewicz pisze: Bronisław Komorowski przyzwyczaił już wszystkich do coraz to nowych wpadek. Pal diabli “przyjemność wizytowania powodzian” czy “kaszaloty” – z niezręczności można się pośmiać i tyle. Z zarekomendowania Marka Belki jako zastępcy sekretarza generalnego ONZ także.
Zaliczenie Norwegii do Unii Europejskiej, mylenie stanu wyjątkowego ze stanem klęski żywiołowej czy deficytu budżetowego z długiem publicznym to już pomyłki znacznie poważniejsze, bo każące podejrzewać, że ogłaszanie zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego z wydrukiem z Wikipedii w ręku nie było jakimś fatalnym przypadkiem, ale poważną oznaką nieprzygotowania kandydata, mimo dotychczas sprawowanych stanowisk, do urzędu, o który się ubiega.
Jednak wypowiedziane w Londynie słowa, że eksploatacji polskich złóż łupków bitumicznych dokonywać można tylko metodą odkrywkową, niszcząc piękne miejsca krajobrazowe, i w związku z tym trzeba się jeszcze nad podjęciem tej decyzji “poważnie zastanowić”, to coś więcej niż palnięcie od rzeczy, i słusznie protestują przeciwko tej wypowiedzi polscy eurodeputowani. Bo choć koncerny, które się badaniem złóż na mocy udzielonych przez Polskę koncesji zajmują, zapewniały wielokrotnie, iż nawet nie rozważają użycia metody odkrywkowej, od pewnego już czasu słyszymy przyjacielskie przestrogi, byśmy nie niszczyli krajobrazu i nie łamali wyśrubowanych europejskich standardów ekologicznych, skoro możemy mieć gazu, ile potrzebujemy, a nawet znacznie więcej, ze źródeł dotychczasowych. Słyszymy te dobre rady ze Wschodu: od ludzi zbliżonych do rządu Rosji i do Gazpromu.
Kiedy ważyło się polskie członkostwo w NATO, prezydent Wałęsa wyskoczył z pomysłem, by najpierw zbudować NATO-bis. Można odnieść wrażenie, że Komorowski ma dziś przy sobie tych samych doradców („Rzeczpospolita” 6.6.2010).


Pognać Komorowskiego widłami

Kandydat PO na prezydenta Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk odwiedzali powodzian, aby pokazać jak ich partia troszczy się o nich i martwi ich losem. Jednak to wizyty nie wyszły na dobre Komorowskiemu przez gafy, które z braku wrodzonej inteligencji popełnił podczas tych odwiedzin.
I tak podczas konferencji w Częstochowie powiedział, że "woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do głównej rzeki i do Bałtyku". Dodał, że od dłuższego czasu nie słyszał o zjawiskach powodziowych, które trwałyby dłużej niż tydzień czy dwa tygodnie. Z kolei w Kaniowie koło Bielska Białej kandydat PO znów miał "wpadkę". Powiedział: "W zeszłym roku powódź, w tym roku powódź, więc pewnie ludzie są już oswojeni, obyci z żywiołem". Ta niefortunna wypowiedź odbiła się szerokim echem w mediach. Wypominali mu ją nie tylko dziennikarze, ale i politycy opozycji. Niektórzy złośliwie nazywają go: Bronisław "wpadka" Komorowski.
Dlatego inny kandydat na prezydenta - Janusz Korwin-Mikke radzi powodzianom, aby takich polityków pogonili widłami.
Tymczasem kandydat PiS na prezydenta Jarosław Kaczyński podczas pierwszej powodzi potajemnie odwiedził mieszkańców Zatora. O tym, że do takiego spotkania doszło, nie powiedział jednak dziennikarzom. Dlaczego to ukrywał? Dlatego, że nie chciał, aby zarzucano mu wykorzystywanie ludzkiej tragedii w kampanii („Wirtualna Polska” 9.6.2010).


Ciemniak Komorowski unika debaty

Telewizja publiczna zaprosiła na 13 czerwca czterech kandydatów: Komorowskiego, Kaczyńskiego, Napieralskiego i Olechowskiego. Szefowa sztabu szefa PiS apeluje do kandydata PO, by wziął udział w tym starciu. Jednak sztab Komorowskiego odmawia. - "Mam nadzieję, że Bronisław Komorowski weźmie udział w debacie, ale rozumiem że sztab kandydata PO na prezydenta może mieć problem z powodu licznych wpadek, które Komorowski zalicza" - mówiła w Radiu ZET Joanna Kluzik-Rostkowska.
Jednak apele szefowej sztabu Jarosława Kaczyńskiego trafiły w próżnię, bo, jak powiedział szef sztabu kandydata PO Sławomir Nowak, Bronisław Komorowski nie pojawi 13 czerwca w studiu TVP („Dziennik” 7.6.2010).
Komorowski nie jest intelektualnie przygotowany do jakiejkolwiek debaty, co potwierdziły jego dotychczasowe liczne wręcz głupie publiczne wypowiedzi.


Prezydentura mu się należy!

Kampania wyborcza nabiera kolorów. Gwiazda lewicy, Bartosz Arłukowicz uderza w Bronisława Komorowskiego.
W rozmowie z "Polską The Times" Bartosz Arłukowicz stwierdził, że kandydat PO na prezydenta popełnia wiele błędów w kampanii wyborczej i ma wrażenie, że dopiero teraz poznajemy prawdziwego Bronisława Komorowskiego. "Nie podoba mi się Komorowski, którego poznajemy" - przyznaje.
"Poczynając od gaf, których można naliczyć całe mnóstwo, poprzez w ogóle, patriarchalny styl uprawiania polityki. Mam wrażenie, że Bronisław Komorowski uważa, że stanowisko prezydenta i wygrana w tych wyborach po prostu mu się należą. Nie podejmuje próby debaty publicznej, nie zajmuje stanowiska w najważniejszych sprawach czy kwestiach dotyczących polskiej polityki i gospodarki. Tak naprawdę nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ukrywa przed nami swoje poglądy" - mówi Arłukowicz („Dziennik” 7.6.2010).


Nowak – król polskich kretynów

8 czerwca gościem Moniki Olejnik w Radiu Zet był Sławomir Nowak, szef sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego. W trakcie z nim rozmowy Olejnik, która całym sercem popiera PO („Po owocach ich poznacie”), zadała Nowakowi podchwytliwe pytanie w temacie, o którym mówi cała Polska i który wystawił na pośmiewisko wiedzę/inteligencję Komorowskiego: „A kto podpowiedział Bronisławowi Komorowskiemu to, że gaz łupkowy wydobywa się metodą odkrywkową?”. - No i zaczęły się rozhowory między nimi na temat co powiedział Komorowski i czy to co powiedział jest zgodne z wiedzą o łupkach bitumicznych i ich wydobywaniu. Długa to była rozmowa i wskazująca jak głupim (niestety!) i upartym jest Sławomir Nowak. Był po prostu bardzo żałosnym facetem. Olejnik, aby się samej nie ośmieszyć przed Polską, nie mogła poprzeć usprawiedliwiania Komorowskiego i tego co mówił Nowak. A mówił ni mniej ni więcej tylko to, że 2 plus 2 jest 5, chociaż nawet dzieci w pierwszej klasie szkoły podstawowej wiedzą, że 2 plus 2 jest 4. I co gorsze, Olejnik, chcąc zapewne zaoszczędzić mu dodatkowego wstydu, kilka razy chciała zmienić temat, a ten uparcie wracał do niego, powtarzając w kółko Macieju swoje bzdury, czym w pełni zasłużył sobie na niechlubny tytuł „króla polskich kretynów”!
Polecam tę rozmowę: jest ciągle w Wirtualnej Polsce.
Albo Kisielewski, albo Jasienica w czasach PRL-u powiedział, że „Polską rządzą ciemniacy”.
Dzisaj Polską także rządzą ciemniacy – ciemniacy z PO.


Odpowiedź fircykowi w zalotach

W rozmowie z red. Olejnik w radiu ZET (8.6.2010) szef sztabu Bronisława Komorowskiego - Sławomir Nowak złośliwie pytał ją o życiorys Jarosława Kaczyńskiego, bo jak przyznał, niewiele o nim wie. Na tę podłą złośliwość odpowiedziała następnego dnia w tym samym radiu Elżbieta Jakubiak z Prawa i Sprawiedliwości: "Sławomir Nowak to młody człowiek i on nie może pamiętać Jarosława Kaczyńskiego sprzed 1989 roku, a widocznie książek nie czyta skoro nic nie wie. Wybaczam taki sposób patrzenia na politykę panu Nowakowi" („Dziennik” 9.6.2010).


Komorowski wykonał polecenia PO?

Piotr Winczorek, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, znawca tematyki konstytucyjnej pisze na łamach „Rzeczpospolitej” (9.6.2010), że: Trudno się dziwić, iż opozycja krytykuje decyzje marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, które podjął, pełniąc obowiązki prezydenta. Dziwne byłoby, gdyby je chwaliła. Zwłaszcza że marszałek jest kandydatem PO w wyborach prezydenckich. Dlatego z punktu widzenia interesów wyborczych marszałka byłoby być może lepiej, aby się od nich wstrzymał.
I dodaje: marszałek Sejmu w roli tymczasowej głowy państwa powinien podejmować przede wszystkim te decyzje i działania, które są pilne i konieczne z powodów prawnych lub faktycznych. Te zaś, które takimi nie są, mogą poczekać aż do chwili, gdy zajmie się nimi prezydent powołany w wyborach powszechnych. Tymczasem Komorowski m.in. powołał szefów Kancelarii Prezydenta i Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz wskazał kandydata na prezesa NBP. Wśród decyzji, które podjął Bronisław Komorowski, wykonując obowiązki prezydenta, szczególne zastrzeżenia wywołało podpisanie ustawy nowelizującej przepisy o Instytucie Pamięci Narodowej. Środowiska związane z pisowską opozycją żądały, by skierował ją przed podpisaniem do Trybunału Konstytucyjnego. Miało to być zgodne z niezrealizowanymi zamierzeniami prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
- Dla ludzi trzeźwo myślących nie ulega wątpliwości, że Bronisław Komorowski umożliwił opanowanie tych instytucji przez Platformę Obywatelską!


Kolejna wpadka Komorowskiego

Nie powinniśmy domagać się od USA zniesienia wiz - stwierdził Bronisław Komorowski w ankiecie TVN24 i tvn24.pl. (8.6.2010) Jest jedynym kandydatem na najważniejszy urząd w państwie, który ma taki pogląd.
Stany Zjednoczone w tym tygodniu po raz kolejny podniosły opłaty wizowe. Złożenie wniosku kosztuje już ok. 150 dolarów. Polacy są oburzeni, a większość z nich uważa, że powinniśmy mieć możliwość jeżdżenia do USA bez wiz.
Tymczasem - jak informuje portal TVN24 - kandydat Platformy Bronisław Komorowski zaleca powściągliwość. - Przyjdzie taki moment, kiedy nasz partner dojrzeje do decyzji o zniesieniu wiz - twierdzi.
Według ekspertów to jasny sygnał dla wyborców: Komorowski będzie realizował politykę zagraniczną swojego ugrupowania. Podobne oświadczenia o tym, iż "żadnych procesji proszalnych nie będzie" składał ostatnio Donald Tusk.
To kolejny przypadek, kiedy Bronisław Komorowski zmienia zdanie. W 2004 roku Komorowski domagał się bowiem "bardzo ostrego" naciskania na USA ws. zniesienia wiz. Trzy lata później chciał powołać specjalny zespół do zbadania kilkuset przypadków osób, którym odmówiono wjazdu do USA.
O zniesienie wiz do USA polskie władze zabiegają od roku 1991, kiedy to jednostronnie zostały zniesione wizy dla Amerykanów („Wirtualna Polska” 8.6.2010).

Komorowski pachołkiem Gazpromu?


Debata o gazie łupkowym rozgorzała w Polsce po słowach Bronisława Komorowskiego. Kandydat PO mówił o eksploatacji gazu łupkowego podczas przedwyborczej wizyty w Londynie. Komorowski odniósł się bardzo chłodno do eksploatacji tego gazu w Polsce. Według niego, decyzja w tej sprawie wymaga przemyślenia argumentów zarówno "za", jak i "przeciw". Ocenił też, że eksploatacja gazu łupkowego musiałaby oznaczać zastosowanie metod odkrywkowych, jak w przypadku węgla brunatnego, a zatem byłaby to "dewastacja obszarów krajobrazowych Polski".
Słowa marszałka spotkały się z ostrą odpowiedzią ze strony PiS. Europoseł Konrad Szymański Szymański mówił na konferencji prasowej, że hamowanie projektu wydobywania gazu łupkowego "pod jakimkolwiek pretekstem" oznacza, że "gaz w Polsce będzie droższy, (...) że gospodarka będzie mniej konkurencyjna, że bezpieczeństwo energetyczne będzie stało pod poważnym znakiem zapytania, a rosyjski Gazprom będzie miał gwarantowaną, decydującą pozycję na rynku gazowym Europy Środkowej". Szymański zaapelował do Komorowskiego, aby ten wycofał się ze swoich słów o gazie łupkowym (PAP 8.6.2010). Natomiast PiS później zasugerował, że Komorowski musi za to zrezygnować z ubiegania się o prezydenturę („Dziennik” 7.6.2010).


Palikotowy penis dla Komorowskiego

„Rzeczpospolita” z 8 czerwca 2010 zamieszcza rozmowę ze Sławomirem Wróblem z Londynu, który przywitał przebywającego tam kandydata PO na prezydenta RP Bronisława Komorowskiego palikotowym penisem.
W tekście zatytułowanym „Były bojówkarz PO ma dość” czytamy m.in.:
Sławomir Wróbel, który podczas spotkania kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego z londyńską Polonią wręczył mu gumowego penisa i skandował: „Palikot, Palikot!”, to były sympatyk Platformy. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, miał m.in. wpływ na przebieg wizyty Donalda Tuska w Londynie w 2007 roku.
Rz: Dlaczego dał pan marszałkowi Komorowskiemu akurat sztucznego penisa? Przecież Janusz Palikot używał też innych gadżetów: świńskiego łba, pistoletów i koszulek z nadrukami.
Sławomir Wróbel: Ten przedmiot jest najwyraźniejszym symbolem polityki Palikota – pozbawionej jakichkolwiek hamulców, żerującej na najniższych ludzkich instynktach. I ten człowiek, któremu normalnie nie powinno się podawać ręki, nie tylko tworzy najbliższe zaplecze polityczne kandydata na prezydenta, ale jest również jego drogim przyjacielem, któremu się wybacza wszystkie grzechy. Powstaje pytanie: a może to zaplanowana gra? Może Palikot służy tylko do odwracania uwagi od istotnych problemów? Może Palikot i Komorowski to tandem? Obawiam się, że gdyby Komorowski został prezydentem, to przeniósłby na salony europejskie nie tylko swoje gafy, ale i sposób uprawiania polityki przez Janusza Palikota.
Rz.: Pana protest był tylko wyrazem tej obawy?
S.W.: Nie. To oczywiście również mocna reakcja na to, że Platforma okłamała wyborców. Że jej rządy są rządami Mirów, Grzechów, Zbychów i innych Rychów ubijających interesy nawet na cmentarzach. Nie powstaje tyle autostrad. Platforma nie dba o emigrantów, bo nie ma m.in. obiecanych ułatwień w urzędach dla tych, którzy po powrocie do Polski chcą założyć firmę. A lustrem jej rządów jest kandydat na prezydenta: nieporadny marszałek Komorowski. Kompletnie nijaki, bez krztyny wyczucia i samodzielności politycznej. Wasal polityczny do wykonywania czyichś poleceń. Polska w moim odczuciu zasługuje na lepszego prezydenta...


Co słowo to kłamstwo

Wbrew zapowiedziom PO w miastach zawisną ogromne reklamy z wizerunkiem Bronisława Komorowskiego.
Biało-czerwone tło, uśmiechnięty Bronisław Komorowski i hasło jego kampanii "Zgoda buduje". Takie ogromne reklamy od piątku są wieszane w polskich miastach (jedna – dwie w każdym regionie). A jeszcze w kwietniu szef Klubu PO Grzegorz Schetyna zapowiedział, że partia nie wywiesi wyborczych billboardów.
– Argumenty, że PO zrezygnowała z billboardów, gdy powiesiła o wiele większe reklamy, są słabe w kontekście apeli polityków tej partii o nieepatowanie kampanią – ocenia dr Norbert Maliszewski, specjalista ds. marketingu politycznego. – Tego rodzaju spryciarstwo może odbić się PO czkawką („Rzeczpospolita” 4.6.2010).


Kneblują artystkę niewygodną dla PO?

Ewa Stankiewicz - reżyserka, która z Janem Pospieszalskim zrobiła rozjuszający zwolenników PO film „Solidarni 2010”, który jest relacją z przebiegu żałoby pod Pałacem Prezydenckim - jest w branży marginalizowana. Gutek Film odmówił dystrybucji jej filmu o miłości. I to mimo gwiazdorskiej obsady i politycznej neutralności obrazu.
"Rzeczpospolita" cytuje list, który dotarł do koproducentów filmu, w którym czytamy, że "firma Gutek Film, w związku z emisją filmu „Solidarni 2010” i medialną burzą wywołaną tym filmem, podjęła decyzję o rezygnacji z dystrybucjikinowej filmu „Nie opuszczaj mnie” w reż. E. Stankiewicz". "Rzeczpospolita" nie uściśla, kto jest autorem listu.
Fanatyczny zwolennik PO Daniel Olbrychski (ten, który już w XVI w. zdradził Polskę!), który zagrał w najnowszym filmie fabularnym Stankiewicz, powiedział gazecie: "Po filmie, który zrobiła pani Stankiewicz z Janem Pospieszalskim, ta decyzja wcale mnie nie dziwi". I dodaje, że nie żałuje, iż film z jego udziałem ma problemy z dystrybucją. "Pani Ewie się to należy" - cytuje Olbrychskiego gazeta.
Agnieszka Grochowska, która w filmie Ewy Stankiewicz zagrała główną rolę, też jest zdumiona wycofaniem się dystrybutora. "Wydaje mi się co najmniej dziwne blokowanie dystrybucji filmu z powodu dokumentu, jaki nakręciła Ewa. Jej debiut fabularny nie ma charakteru politycznego. To bardzo intymny i osobisty film" - powiedziała "Rzeczpospolitej” („Dziennik” 27.5.2010).


Wałęsa: rząd PO nie rządzi krajem

Jak wiemy Lech Wałęsa jest śmiertelnym wrogiem PiS i popiera przez to PO. Jednak ostatnio zdobył się na kilka słów prawdy o rządzie Donalda Tuska.
Według Lecha Wałęsy, przegrana Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich może być niebezpieczna dla PO.
W Radiu Gdańsk były prezydent powiedział, że wygrana kandydata Platformy Obywatelskiej Bronisława Komorowskiego będzie dla PO będzie nowym wyzwaniem, ponieważ PO będzie miała wówczas pełnię władzy. - Dotąd rząd mógł zrzucać winę na prezydenta, że blokuje reformy - mówił Lech Wałęsa. W sytuacji gdy wygra kandydat PO, ta partia będzie musiała zacząć rządzić krajem, gdyż nie będzie mogła obarczać prezydenta odpowiedzialnością za swoją bezczynność (IAR 2.6.2010).


Nowy budżetowy trik PO

Gdybyśmy znowelizowali teraz budżet państwa po to, by zwiększyć wydatki, to chyba bylibyśmy jedynym krajem, który to robi, przynajmniej w Europie – twierdzi Aleksandra Fandrejewska („Rzeczpospolita” 7.6.2010). I pisze dalej: Bo wszyscy inni starają się raczej wydatki ciąć niż je zwiększać. Taka myśl może tlić się w rządzie, który właśnie przekonuje, że nie musi nowelizować budżetu, a pomimo to znajdzie ok. 6 mld zł, by złagodzić skutki powodzi.
Rząd Donalda Tuska pokazał na początku zeszłego roku, że umie ograniczać wydatki. Czarodziejską różdżką znalazł i zaoszczędził, co reklamował jako swój program antykryzysowy, ok. 20 mld zł. Z tym jednak, że większość tych kwot miała wymiar wirtualny, bo były to potencjalne gwarancje, po które na szczęście dla firm, bezrobotnych, finansów publicznych i kieszeni każdego z nas nie trzeba było sięgać. Rząd wypchnął też poza budżet część wydatków, jak choćby te na budowę dróg. Teraz jest w innej sytuacji, musi znaleźć realne pieniądze.
Jeszcze kilka tygodni temu większość ekonomistów uważała, że rząd nie musi i nie powinien nowelizować budżetu. Teraz nie są już tego tacy pewni, ale oceniają, że nie dojdzie do tego przed wyborami prezydenckimi. Ale jeśli tak, to można by zapytać też, po co otwierać puszkę Pandory przed wyborami samorządowymi. A doświadczenia z zeszłego roku pokazują, że rząd Donalda Tuska umie znajdować rozwiązania – obejścia. Gdy pod koniec roku okazało się, że w budżecie państwa są pieniądze, a równocześnie rośnie dziura w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, to rząd zamiast nowelizować budżet zaproponował zmianę przepisów ubezpieczeniowych, tak by FUS miał prawo nie tylko do dotacji, ale też pożyczek z budżetu centralnego. Gdybym miała dziś postawić grosz na nowelizację budżetu, to postawiłabym znów na jakiś budżetowy trik.


Tusk wykorzystuje powódź w kampanii

Premier Donald Tusk zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu, że wykorzystuje tragiczną powódź w kampanii wyborczej. Zaprzecza temu Józef Zawadzki pisząc w swoim blogu w onet.pl (7.6.2010): Jarosław Kaczyński, wbrew temu co Pan był łaskawy mu zarzucić, też nie wykorzystuje jej w kampanii wyborczej, czego nie można powiedzieć o Panu, Panie Premierze i o Pańskim kandydacie na prezydenta. Owszem, jeździcie do powodzian to tu, to tam, żeby pokazać się w telewizji, jacy do gospodarze jesteście. Według Was to jest pomoc powodzianom. A oni nie chcą takich pokazówek, czekają na finansowe wsparcie, które, jak uważa przyszły prezydent Polski Jarosław Kaczyński jest za małe i mogłoby być większe, gdyby Pan działał w tej sprawie lepiej. Uwaga brata Lecha Kaczyńskiego o tym, że jako premier w obliczu tragedii powodzi doprowadziłby do nowelizacji budżetu jest jak najbardziej właściwa, a Pan powinien z pokorą ją przyjąć i nie nazywać tego „marudzeniem”.


Wpiszesz "kłamca" - wyskoczy Tusk

Wyszukiwarki internetowej Google nikomu przedstawiać nie trzeba. To prawdziwy potentat. W każdej minucie korzystają z niej miliony ludzi. Co się stanie, gdy w Google wpisać słowo "kłamca"? Pierwszy link poprowadzi do notki o Donaldzie Tusku na Wikipedii...
Sprawę opisuje Onet.pl. Wyszukiwarka po wpisaniu zapytania "kłamca" zwraca, jako pierwszy, link do informacji o polskim premierze zamieszczonej w internetowej encyklopedii Wikipedia. Wśród pierwszych odnośników można jeszcze znaleźć inne prowadzące do witryn piszących o Donaldzie Tusku, w tym oficjalną stronę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów („Dziennik” 30.5.2010).


Znaki w kioskach i w sieci

Red. Rafał A. Ziemkiewicz pisze w „Rzeczpospolitej” (8.6.2010): Po czym poznać, że Bronisław Komorowski zaraz palnie coś niemądrego? Po tym, że otwiera usta.
Aktualizuję kawał z długą brodą, ale, przyznają państwo, pasuje jak ulał. Mniejsza o mnie; od tygodni obserwuję, jak przerabianiem kawałów i wymyślaniem nowych zabawia się cała rzesza ukrywających swą tożsamość internautów. Jeśli w polskim społeczeństwie coś się ostatnimi czasy zmieniło, to zmieniło się właśnie tam, w sieci.
Jeszcze parę miesięcy temu jedynym zauważalnym obiektem kpin byli bracia Kaczyńscy. No, ewentualnie Lepper, Giertych i Rydzyk, ale głównie Kaczyńscy. Mędrkowie z salonowych mediów pouczali wtedy, że to dlatego, iż PO po prostu nie jest śmieszna, w przeciwieństwie do PiS. No i masz ci los; nie sposób znaleźć dziś w sieci żadnego nowego fotomontażu czy filmiku kpiącego z tego rzekomo tak oczywistego obiektu żartów. Pewien tygodnik, przyrządzany pod gust ludzi, którzy przy czytaniu poruszają ustami, wyrzucił nawet na okładkę zapowiedź “najnowszych dowcipów o Kaczyńskim”. I nic. Dowcipy o “hodowcy zwierząt futerkowych” jakoś nie chwytają.
Za to szyderstw z PO, jej kandydata i autorytetów zatrzęsienie – niektóre robione naprawdę z talentem, jak filmiki “ministerstwa prawdy” czy przerobiony metodą Jacka Fedorowicza wywiad TVN 24, w którym Władysław Bartoszewski opowiada, jak stryjeczny brat jego babki szedł do Pacanowa, żeby się podkuć. Ciekawe, jak sam Fedorowicz (który z wiekiem z kontestatora stał się salonowcem) zareagował na zastosowanie jego pomysłu do tak niewyobrażalnej jeszcze niedawno profanacji.
W każdym razie to coś znaczy. Podobnie jak dane ZKDP, że po katastrofie smoleńskiej wzrosła sprzedaż wszystkich gazet, i tylko “Gazety Wyborczej” spadła. Nie chcę przesądzać co to znaczy. Zobaczymy już za dwa tygodnie.


Dlaczego zagłosuję na Kaczyńskiego?

Wirtualna Polska 26.5.2010
Opinie do: "Tandem Tusk-Kaczyński dobry dla Polski"
Dlaczego zagłosuję na Kaczyńskiego?
- Bo ktoś musi tym złodziejom z PO patrzeć na ręce! I tyle w temacie.
Eddie


„Miłość” potworów z PO

Red. Rafał A. Ziemkiewicz pisze w „Rzeczpospolitej” (1.6.2010): Główną ofiarą specyficznie pojmowanej przez PO i kibicujący jej salon “miłości” pada w tej kampanii Marta Kaczyńska, od pierwszych chwil po pogrzebie rodziców gruntownie opluta za sam tylko fakt, że jako osoba otoczona zrozumiałym współczuciem i sympatią ludzi mogłaby być dla nich argumentem do głosowania na stryja
Stefan Niesiołowski zaatakował ją, że jest rozwódką, więc osobą z zasady niewiarygodną, Kazimierz Kutz dorzucił do tego, że nosi żałobę nieszczerze i na pokaz, a wielu funkcjonariuszy medialnych potępiło ją za włączanie się w kampanię wyborczą, uznając to za ohydne, obrzydliwe i godne pogardy (choć w żaden sposób się nie włączyła).
Przy okazji gazeta salonu opluła też jej męża, insynuując, że jest zamieszany w afery (bo jako prawnik reprezentował interesy spółki oskarżonej o wyłudzenie nienależnej zapłaty). Wszystkich przebił oczywiście Janusz Palikot, platformerski Urban, w nikczemnej formie “ja tylko pytam” ogłaszając, że się na śmierci rodziców nachapała pieniędzy.
Widać tu nie tylko gangsterską bezwzględność i obłudę partii, której oficjalne hasło brzmi: “zgoda buduje”. Widać także dobitnie, jacy to niezależni i bezstronni dziennikarze królują w naszych mediach. Jakoś żaden z nich nie spytał Bronisława Komorowskiego, czy prawdę mówią koledzy z PO, że to on osobiście zaprosił Palikota do swej kampanii, ani czy to prawda, że on właśnie dał mu informacje o ubezpieczeniu prezydenta.
Nie żądają, by się odcinał od swych strzykających jadem stronników – wszak prominentnych postaci PO, nie jakichś tam przypadkowych przechodniów. Ani, skoro się nie odcina, nie dywagują, czy jego wizerunek i hasła są wiarygodne. Nie mówiąc już o wzięciu Marty Kaczyńskiej w obronę. Sama sobie winna, że jest córką znienawidzonego “kartofla”.


Odrzućmy propagandę PO, że byczo jest

Podczas debaty z prof. Jadwigą Staniszkis, dotyczącej wyzwań Polski i Europy do 2020 r. Jarosław Kaczyński oświadczył: - Nie zgodzę się na bylejakość. Kaczyński podkreślił także, że obserwuje w społeczeństwie polskim w wielu sprawach "zgodę na bylejakość", akceptację, że "musi tak być". - Tej zgody w żadnym przypadku być nie może. Nie może być tak, żebyśmy słyszeli, że byczo jest - zaznaczył. - Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby odpowiedzią na obecny stan państwa była bezradna akceptacja - dodał.
Według lidera PiS, polska gospodarka powinna odzyskać autonomiczność, a społeczeństwo spójność. - Na zachodzie państwa organizują narody. U nas z organizowaniem narodu przez państwo jest słabo - ocenił.
- Możemy dokonać bardzo daleko idących zmian zarówno w interesie właściwego funkcjonowania państwa w jego sferze tradycyjnej, czyli bardzo szeroko rozumianego bezpieczeństwa, jak i w sferze nowoczesnej - rozwoju (...) Polityka nie jest zabawą, musi być na poważnie. Być na poważnie to mieć wizję rozwoju kraju, którą da się realizować i która nie podporządkowuje się każdym okolicznościom - mówił Kaczyński.
Dodał, że obawia się, że kryzys euro będzie wykorzystywany "dla usprawiedliwiania dalszej bierności" (PAP 1.6.2010).


Polacy chcą i nie chcą zmian

Z sondażu przeprowadzonego przez Uniwersytet Katolicki Stefana Wyszyńskiego w Warszawie wynika, że warszawianie nie mają zaufania do polskiej demokracji. Połowa (51 proc.) uważa, iż „niewielka grupa ludzi wie, co się dzieje w kraju, i kontroluje sytuację w Polsce, a prawdziwa demokracja nie istnieje”. 70 proc. jest zdania, że partie polityczne straciły kontakt ze zwykłymi wyborcami, a 58 proc. uważa, iż „potrzeba nam nowego przywódcy, nienależącego do układu”.
Myślenie w kategoriach „politykom dziękujemy” dominuje w całej Europie. Dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, mówi, że „Zniechęcenie oraz brak zaufania do polityków i polityki przy jednoczesnym zainteresowaniu polityką, ale w połączeniu z brakiem osobistego zaangażowania, nie jest tendencją, którą można zaobserwować tylko w Warszawie czy Polsce. Dokładnie to samo dzieje się w całej Europie– podkreśla. - „Rzecz w tym, że w naszym kraju ta negacja polityki jest sztuczna. Bo z jednej strony narzekamy na nasze elity, a z drugiej nie rozliczamy ich w kolejnych wyborach – zaznacza politolog Materska-Sosnowska i przypomina, że w Islandii w ostatnich wyborach komunalnych wygrała partia komików założona po kryzysie finansowym. – W Polsce 2010 r. jest to niemożliwe. Ograniczamy się do narzekania – komentuje Materska-Sosnowska.
– Współczesna polityka stała się pewnego rodzaju widowiskiem – tłumaczy dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. I dodaje: – To badanie pokazuje obraz Polski w pigułce. Lubimy rozmawiać o ideach, ale kiedy przychodzi do konkretnego działania, jest znacznie gorzej – dodaje Chwedoruk.
Nie dziwi go spory odsetek osób mówiących o potrzebie nowego przywództwa przy jednoczesnym zakonserwowaniu sceny politycznej. – To takie mówienie, że trzeba coś zmienić, żeby wszystko zostało po staremu. Jak z proszkiem do prania. Zapytani, czy potrzebujemy nowego, deklarujemy, że tak. A potem idziemy do sklepu i kupujemy znany – zauważa („Rzeczpospolita” 9.6.2010).
I dlatego w Polsce jest tak jak jest. U władzy najgorsi z najgorszych przy aprobacie większości Polaków!


Bezczelność i zuchwalstwo GW i M. Czecha

Nie jest to żadną tajemnicą, że jeden z publicystów michnikowskiej „Gazety Wyborczej” i były działacz mało polskiej z ducha Unii Demokratycznej i Unii Wolności – Mirosław Czech jest Ukraińcem. Nie Polakiem ukraińskiego pochodzenia, ale po prostu Ukraińcem i działaczem ukraińskim w Polsce.
Otóż ten Ukrainiec, który jak przystało na Ukraińca, a poza tym publicystę GW, która zionie nienawiścią do polskiej z ducha Polski, niedawno na łamach tego szmatławca zaatakował cały polski Kościół katolicki domagał się, aby państwo polskie zniszczyło ojca Tadeusza Rydzyka.
Według Czecha „większość hierarchii i kleru Kościoła katolickiego” podążyła śladem prawicowych publicystów. „Biskupi i księża nie kryją poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego. Zaangażowanie polityczne kleru powinno mieć granice”.
On – Ukrainiec śmie mówić rządowi polskiemu co ma robić z nielubianymi przez niego Polakami!
Co za bezczelność i zuchwalstwo!
Piotr Skwieciński tak komentuje ten taka GW i tego Ukraińca na polski Kościół katolicki i o. Tadeusza Rydzyka: Czech nie zarzuca o. Rydzykowi złamania prawa. Używa wyłącznie określeń politycznych („działalność destrukcyjna”). Jeśli tak, to niestety trzeba stwierdzić, że pomimo wszystkich ozdobników publicysta „GW” wypowiada tutaj tezy, które łatwo zrozumieć jako wezwanie do złamania przez aparat państwowy — z przyczyn politycznych — generalnej zasady swobody religijnej oraz nieingerencji państwa w wewnętrzne sprawy jednego z wyznań. Emocje, związane z niespodziewaną kampanią prezydencką, są po prostu dobrą okazją, aby dać wyraz sentymentom skrywanym dotąd ze względu na polityczną taktykę. Pomysły, aby realizować w Polsce model zapaterystowski wydawały się dotąd — również obserwatorom osobiście nie religijnym, ale skłonnym doceniać społeczną rolę Kościoła — domeną środowisk marginalnych. Pomysły jeszcze dalej idące — aby próbować objąć Kościół ograniczeniami na wzór laickiej republiki francuskiej z przełomu XIX i XXI wieku, a może wręcz aby wierzących zagnać do skrzyżowania skansenu z gettem, wydawały się dotąd — i wydają się nadal — specjalnością przesadnie uwrażliwionych powieściopisarzy, rozmiłowanych w fantastyce z gatunku political fiction. Artykuł Czecha jest pierwszym od dawna, nie dochodzącym z marginesu marginesów, głosem w publicznej debacie, który może sugerować, że te obawy mogą niestety nie być absurdalne („Rzeczpospolita” 2.6.2010).


Nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim

Wyniki badań socjologów z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie wykazały, że w prace partii i organizacji politycznych włącza się tylko 2 proc. mieszkańców Warszawy, związków zawodowych – 5 proc., organizacji i stowarzyszeń religijnych – 8 proc., różnych stowarzyszeń i fundacji – 9 proc. Najwięcej, bo ponad 10 proc., należy do klubów sportowych, tylko 1,5 proc. do ruchów ekologicznych.
– Te wyniki najlepiej pokazują, że nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim – mówi politolog Materska-Sosnowska („Rzeczpospolita” 9.6.2010).


GW kradnie księdza

Red. Doinik Zdort pisze: Od lat obserwuję, jak środowiska typu “Gazeta Wyborcza”, usiłują uporać się z poglądami współczesnych świętych katolickich. Zwykle taktyka jest następująca: zaakceptujmy, a nawet afirmujmy część osobowości świętego, tę, która jest dla nas wygodna, a zmarginalizujmy i zdeprecjonujmy resztę dla nas niemiłą. Tak jest z Matką Teresą z Kalkuty – godna zaakceptowania jest jako organizatorka akcji charytatywnych, wspierająca ubogich i chorych. Natomiast jej poglądy w kwestii aborcji nazywa się już “kontrowersyjnymi” i zaledwie toleruje się, a zazwyczaj przemilcza.

Podobne wrażenie miałem dziś czytając na drugiej stronie “Gazety” tekst Jana Turnaua pt. “Czy naprawdę bronił wolności”. Turnau uczciwie cytuje słowa x. Jerzego Popiełuszki: “Kultura narodu to również jego moralność. Naród chrześcijański musi kierować się sprawdzoną przez wieki moralnością chrześcijańską. Nie jest mu potrzebna tak zwana moralność laicka, bo jest ona bez oblicza i bez nadziei, stwarza zagrożenie dla wartości duchowych narodu i osłabia te siły, które stanowią o jego jedności”. Po czym dodaje, że te słowa mogą “dziwić i boleć”.

Dziwić i boleć? Słowa księdza katolickiego, który domaga się respektowania chrześcijańskiej moralności i odrzuca tzw. moralność laicką mogą może boleć przeciwników Kościoła i moralności chrześcijańskiej, ale jak mogą rozsądnego człowieka dziwić? Dalej jest jeszcze lepiej. Turnau usiłuje usprawiedliwić x. Jerzego z tego, że wygłaszał on katolickie poglądy, pisze, że te słowa “pochodzą jednak z innej epoki”. Dziwaczna sugestia, że moralność chrześcijańska była i od biedy może potrzebna w Polsce lat 80-ych, ale już dziś jest nieaktualna.

Czytając takie teksty mam wrażenie, jakby ktoś nam chciał ukraść x. Popiełuszkę. Jakby zostawiał nam bojownika o wolność w czasach komunizmu, a ukrywał przed nami katolickiego kapłana. Jan Turnau usiłuje lekko zdeprecjonować światopogląd i intelekt x. Jerzego pisząc, że beatyfikacja to nie literacki Nobel, a Popiełuszko nie był “księdzem Tischnerem ani Halikiem”. A dla mnie to najpiękniejsze komplementy, jakimi “Gazeta Wyborcza” była w stanie dziś obdarować x. Jerzego – nie przypadkiem to właśnie on zostaje wyniesiony na ołtarze („Rzeczpospolita” 5.6.2010).


Ciąg dalszy w drugiej części, Faktów ciekawych... ze Świata

Wersja do druku

Włodzimierz Kowalik - 19.06.10 0:40
Podobnie jak autor ja również mieszkam w Australii.
Przypomnę tu, kto deklarował swoje czynne poparcie dla Tuska i PO. Podczas ostatniej kampanii wyborczej w której zmierzali się śp. Kaczyński i Tusk, w wychodzącym w Melbourne Tygodniku Polskim, mieszkajacy w Canberze, Eugeniusz Bajkowski poinformował o tym obszernie polonijnych czytelników.
Co napisał...?...otóż, Bajkowski mający stałą kolumnę w TP nie żałował miejsca i lansował Tuska a także Aleksandra Gancarza który był oficjalnym przedstawicielem (czy koordynatorem) kampanii prezydenckiej Tuska w Australii. Obaj oni są aktywistami AIPY (Polonia - z reguły - używa określenia: żydowskiej AIPY). AIPA zajmuje się organizowaniem odwiedzin osób takich jak Michnik, śp. Geremek, Balcerowicz, Grynberg, Lewandowski i wielu innych ze środowiska Gazety Wyborczej (i zbiliżonego). Gancarz jest bezbarwny i gdyby nie Bajkowski to mało kto by słyszał o nim, wyróżnia się, takim samym jak Geremek, rabinackim stylem, ufryzowaniem zarostu twarzy.
Ale Bajkowski jest bardziej zasłużony, jest to urodzony w Szanghaju potomek zruszczonych urzędników carskich, szabas-goj który nie potrfi prawidłowo sklecić zdania po polsku. Miał on zawsze wspaniałe stosunki z dyplomatami a okresu PRL-u i jest zdeklarowanym przeciwnikiem lustracji Polonii oraz zdemaskowania ubeckich konfidentów. A także niezmordowanym uczestnikiem przeróżnych rautów organizowanych przez dyplomację PRL-u. My, Polacy, nazywaliśmy takich jak on, kacapami.
To właśnie taka socjo-grupa popiera tu PO (a wcześniej deklarowała poparcie dla UW) obok tych społecznych elementów wymienionych przez pana Kałuskiego.

Agamemnon - 11.06.10 23:54
PO (Palikociarnia Obywatelska) z arsenałem gumowych (i nie tylko) gadżetów.
I wydawać by się mogło, że igrzyska w pełni. Wydawać by się mogło, że PO to zbiorowisko komików wykorzystujących polskojęzyczne mass media w celach politycznej, wybornej emocjonalnej zabawy.

Tymczasem:

„Fakt” (18.11.2009) W ciągu 2 lat do kieszeni ministerialnych urzędników wpadły 122 miliony złotych – pieniędzy podatników, ludzi bardzo często ledwo wiążący koniec z końcem. Sama tylko Gronkiewicz Walc wyprowadziła z kasy około 58 mln złotych o czym ogłosiła oficjalnie. Dodała, że wzięłaby więcej - ale pieniędzy zabrakło.
Profesor J. Żyżyński pisze, że w roku 2008 wytransferowano z Polski ok. 80 mld zł, w tym połowę nielegalnie ("Nasz Dziennik", 4.02.2009).
Pod kryptonimem "Eureko" Tusk wyprowadził 13 mld zł.
Jak widać ziomek nieźle myśli.

O komentarz tu trudno.
Co na to nowy prezydent, który zostanie niebawem wybrany?

Niech zgadnę.

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

16 Kwietnia 1950 roku
W miejsce zlikwidowanej "Bratniej Pomocy" utworzono "Zrzeszenie Studentów Polskich".


16 Kwietnia 1922 roku
Podpisano niebezpieczny dla Polski układ pomiędzy Niemcami a Rosją Sowiecką.


Zobacz więcej