Piątek 26 Kwietnia 2024r. - 116 dz. roku,  Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 09.08.09 - 21:55     Czytano: [3901]

Góral z Warszawy

27 lipca 2009 roku zmarł w Zakopanem Ryszard Drągowski -taternik, ratownik TOPR i przewodnik tatrzański, instruktor narciarstwa i działacz turystyki. Urodził się w 1920 roku w Warszawie. W czasie drugiej wojny światowej był żołnierzem Armii Krajowej. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim, a po jego upadku dostał się do niemieckiego obozu jenieckiego Stalag XB w Sandbostel pod Hamburgiem.

W 1937 roku zaczął chodzić turystycznie po Tatrach. Po wojnie, w 1946 roku losy przywiodły go do Zakopanego i w Tatry. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku zaczął się wspinać. Przez prawie 20 lat (1954-69 i 1972-73) był kierownikiem schroniska PTTK „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej. W 1958 roku został ratownikiem górskim, a w latach 1969-72 był naczelnikiem Grupy Tatrzańskiej GOPR. Brał udział w 64 wyprawach ratunkowych i zwiózł ze stoków narciarskich kilkudziesięciu kontuzjowanych narciarzy. W 1962 roku został instruktorem narciarskim, a uprawnienia na przewodnika tatrzańskiego otrzymał w 1977 roku. W latach 1974-1980 był prezesem Oddziału Zakopane PTTK, a później otrzymał tytuł Prezesa Honorowego. Był też Honorowym Prezesem Klubu Sekcji Narciarskiej Polskiego PTT. Został odznaczony m.in. Orderem Odrodzenia Polski, Krzyżem Armii Krajowej, Warszawskim Krzyżem Powstańczym, złotą i srebrną odznaką GOPR i złotą odznaką PTTK. Cześć jego pamięci.

Ryszard Drągowski został pochowany 8 sierpnia 2009r. w samo południe, na cmentarzu parafialnym przy ul. Nowotarskiej w Zakopanem.

(Za: www.topr.pl )



HALA GĄSIENICOWA W MOICH WSPOMNIENIACH

Czytam piękną prozę książki Anny Milewskiej pt „Życie z Zawadą”. Wiele w niej opisów wysokogórskich przygód jej męża, znanego himalaisty, a wśród nich pierwszy pobyt autorki w Tatrach i jej pobyt na Gąsienicowej Hali. Były to lata powojenne. Schroniskiem kierował Ryszard Drągowski, z którego gościnności w czasie wakacji i świąt korzystała przez przeszło dwie dziesiątki następnych lat, szeroka brać studencka.

Ryszard, były żołnierz AK, znany taternik i świetny narciarz, wraz ze swą piękną żoną Krystyną stworzyli w tej górskiej przystani klimat przyjazny, i pełen życzliwości. Nawet kiedy schronisko „pękało w szwach” od nadmiaru gości, Ryszard dla zziębniętych, wyczerpanych drogą turystów, zawsze znajdował miejsce. Kiedy brakowało go w pokojach organizował go w tzw. „trumnie” dużej wspólnej sali na poddaszu. Kiedy i tam było ciasno zapewniał im miejsce w pobliskich góralskich chatkach tzw. „Księżówce” lub „Betlehemce”. Oczywiście nie było tam luksusów. Spaliśmy „koedukacyjnie” razem, chłopcy i dziewczęta na jednej wspólnej pryczy. Panował w tych pomieszczeniach zimą smród suszonych przy żelaznym piecyku skarpet i przemakających, choć impregnowanych tłuszczem butów. Porządek był „artystyczny”. Na podłodze walały się kępki słomy z sienników, przemieszane węglem, na nich plecaki, a często i wiktuały. Nic to dla żądnej zimowych, lub letnich przygód miejskiej studenckiej młodzieży. Było wesoło, przed snem opowiadaliśmy kolejno kawały i zarykiwali się śmiechem. Czasem ktoś wziął do ręki gitarę i przy jej akompaniamencie tworzyliśmy i śpiewali różne zabawne teksty. Pamiętam jedną z śpiewek za którą „na dole” można było pójść do mamra: „ Niech żyje nam towarzysz Stalin co usta ma słodsze od malin niech żyje nam towarzysz Roko (Rokossowski) co jedną brew ma za wysoko „ itp. Tam, wysoko w górach, władza ludowa jeszcze w latach pięćdziesiątych nie sięgała, toteż brać studencka pozwalała sobie na niepoprawne politycznie żarty. Tam, wysoko w górach, była enklawa wolności. O dziwo nie było nawet „kapusiów”, których władza miała sporo „na nizinach”. Żeby było bezpiecznie czuwał nasz gospodarz Ryszard. Znał nas wszystkich i uciszał, kiedy pojawiał się ktoś obcy.

Wiedzieliśmy, że z władzą nie ma żartów. Granica nawet z bratnia Czechosłowacją była pilnie strzeżona o czym przekonał się Zawada z kolegami do których puszczono serie z automatu kiedy zanadto w wspinaczce zbliżyli się do granicznego szczytu (Pisze o tym incydencie A. Milewska). Na Hali Gąsienicowej byliśmy bezpieczni. Od rana do nocy śmigaliśmy na nartach po stokach Kasprowego raz przez Gąsienicową, innym razem trasą przez „Goryczkową” bardziej stromą. Taternicy preferowali ściany skalne. Nie obyło się bez przygód. Mój przyjaciel Wojciech Bojanowski złamał przy mnie nogę i miał szczęście, bo halny uniemożliwił jego transport do szpitala i przez całe dwa dni opiekowała się nim studentka prześlicznej urody. W dodatku dzięki temu złamaniu otrzymał dwa tygodnie zwolnienia z pracy, co w owych czasach ogólnej dyscypliny, było dla wielu młodych marzeniem.

Wielu ówczesnych bywalców Hali Gąsienicowej w późniejszym życiu zdobyło znaczącą pozycję w społeczeństwie. Wspomniany Wojciech stał się znanym konstruktorem a jednocześnie świetnym tenisistą. Robert Frydrysiak jako malarz ozdobił swoimi obrazami wiele galerii w świecie, a nawet w Japonii. Bywał tam z nami Kazik Starowieyski i jego znany brat malarz, przyjeżdżali bracia Moesowie, Marysia i Olo Pruszyńscy, Łubieński ze swą piękną siostra, Wisia Lange, Anna Milewska, Iza jej koleżanka, Krystyna Galewska, Ania Ziembińska z dwoma koleżankami, Wojciech Sawicki, Jurek Skarbiński, Maciek Wierzyński, Anna Dubrawska, trzy siostry Janickie, Andrzej Cybulski, Asia Gutkowska ze swym obecnym mężem Januszem Ruskiem i wielu, wielu innych, których nazwisk nie pamiętam. Spotykaliśmy się potem często na wspólnych prywatkach w Warszawie. Z biegiem lat wielu rozjechało się po świecie, a niektórzy opuścili nas na zawsze. Przez wiele następnych lat ogniwem łączącym nas wszystkich był ów wspaniały człowiek, wieloletni kierownik schroniska na Hali Gąsienicowej, Ryszard Drągowski.

Kiedy w ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja o jego śmierci rozdzwoniły się między nami telefony, pobiegły bezprzewodowo e –maile. Zmarł mając 89lat. Odszedł nasz opiekun, dający schronienie i poczucie bezpieczeństwa tam wysoko w górach, ojciec naszej rodziny „halowiczów” Chcemy chociażby tą drogą uczcić jego pamięć. Za naszą paczkę z tamtych lat:

Doc. Dr Rudolf Jaworek
Mgr inż. Wojciech Sawicki

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

26 Kwietnia 1986 roku
Awaria elektrowni atomowej w Czernobylu na Ukrainie.


26 Kwietnia 1923 roku
Urodził się Andrzej Szczepkowski, polski aktor (zm. 1997)


Zobacz więcej