Czwartek 28 Marca 2024r. - 88 dz. roku,  Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 01.03.08 - 11:42     Czytano: [4756]

W kleszczach

Na pierwszy rzut oka, wyglądają całkiem niegroźnie – są niewielkich rozmiarów i wszystkie, całkiem do siebie, podobne. Dopiero pod mikroskopem widać, zakończony haczykami, aparat gębowy, przy pomocy którego, zakotwiczają się w ciele ofiary.
To najgroźniejsze, zewnętrzne pasożyty człowieka – kleszcze. Roznoszą niesłychanie groźną, zakaźną, nieuleczalną, chorobę, boreliozę. Jednym z jej skutków może być tzw. odkleszczowe zapalenie mózgu. Można z nią walczyć całymi latami, bo nie ma szczepionki, która chroniłaby przed nią. Można się nią zarazić na wsi, ale także i w mieście.
Na zakażenie boreliozą narażeni są wszyscy, którzy przebywają na teranie ich działania. Stąd wniosek – chcąc się ustrzec choroby, unikaj kleszczy, nie bywaj tam, gdzie one bywają. Jeśli zaś odkryjesz u siebie kleszcza, trzeba go jak najszybciej usunąć. I trzeba wiedzieć jak.
Ktoś może spytać czy borelioza, w ogóle, ma coś wspólnego z polityką? Otóż ma. Jedną z jej odmian jest borelioza polityczna. Równie niebezpieczna.

Przywykło się mówić, że politycy są przyspawani, lub przyklejeni, do swych wysokich foteli, co oznaczać ma, że nie da się już ich odkleić, odspawać, czyli – trudno – muszą być. Musimy się z tym pogodzić. Taka teoria politykom bardzo odpowiada, bo gwarantuje im posady przez bardzo długie lata. Ktoś powie, że zostali przecież, mechanizmem demokratycznym, wybrani przez elektorat. Tak, ale ten właśnie elektorat jest już na tyle zarażony chorobą mózgową, że nie widzi zła, które czynią i swoje prawo wyborcze, ogranicza tylko do wybierania tych samych ludzi. Wyborcy już nie wiedza, że sami mogą być także wybierani.
Kleszcz, przyczepia się do swej ofiary, haczykami, przy aparacie gębowym – kleszcz polityczny swoimi haczykami jest na stałe umocowany w mózgach społeczeństwa, a jego trucizna mózgowa, rozprzestrzeniana przez media, gwarantuje im rozwój choroby, z jej najbardziej widocznymi objawami, czyli nietykalnością autorytetu i powagą mędrca.
U większości wyborców, choroba jest tak rozwinięta, że, mechanicznie już, wybierają parlamentarzystów zawsze tych z pierwszych miejsc na listach partyjnych lub z ekranów telewizyjnych, nie patrząc nawet na inne nazwiska. Jest to choroba zakaźna i, póki co, nieuleczalna. I nie widać szans, na jej wyleczenie, bo przecież sami politycy, we własnym interesie, dbają o to, by ten paraliż mózgowy się rozprzestrzeniał.
Ci niedotknięci chorobą, na głosowania (niestety) nie chodzą, uważając, że nie ma sensu.

Przy tak skonstruowanej ordynacji wyborczej i gwarancji, że parlamentarzyści za nic nie odpowiadają, można stwierdzić, że kampania wyborcza, to czas obietnic, a czas rządów, to zamiatanie tych obietnic pod dywan, przy jednoczesnym udowadnianiu telewidzom, że ich poprzednicy tak wszystko popsuli, że nie da się już odkręcić, a już z pewnością, nie w ciągu pierwszych 100 dni nowego rządu.

Z chwilą wygranych wyborów, J. Kaczyński był zupełnie innym człowiekiem, niż w chwili oddania władzy. Gdy władze przejmował, wierzyłem mu niestety, jak większość z nas, bez zastrzeżeń; gdy ją oddawał, nie dałbym za niego złamanego centa.
Pytałem sam siebie, czy to ten sam człowiek, czy też tak się zmienił. Nie rozumiałem jego postępowania, dopóki nie podjąłem walki z chorobą, czyli, dopóki nie pojąłem, że sam jestem już tak zarażony boreliozą polityczną, iż miewam objawy mózgowe.
Dzisiaj jestem przekonany, że nigdy nie miał on na celu dobra Polski, tylko realizował plan, którego sensem była zgoda na przyjęcie konstytucji unijnej, zwanej traktatem. Z panią kanclerz Merkel, Kaczyńscy negocjowali treść traktatu i metodę postępowania, przed samym podpisaniem go, o czym nie mieli pojęcia koalicjanci PiS-u. Gdyby Giertych i Lepper wiedzieli, co szykują te dwa kleszcze, zerwaliby koalicję i udowodniliby bliźniakom oszustwo. I przekonaliby społeczeństwo. Potrzebna była afera z Lepperem, któremu, zresztą, niczego nie udowodniono, aby rozwiązać Sejm i w glorii męczeństwa i chwały, rozpisać nowe wybory. Ich termin był również precyzyjnie zaplanowany, aby kampania wyborcza nie dopuściła do publicznej wnikliwej dyskusji dotyczącej uzgodnień traktatowych. Afera z Lepperem była konieczna nie dlatego, że nie dało się rządzić, bo, Lepper miał się okazać łapownikiem, a jedynie z uwagi na prostą matematykę.
Taki parlament, nigdy by nie przyjął, wrogiej Polsce, konstytucji. Po prostu, nie uzbieraliby wystarczającej ilości głosów, więc trzeba było rozwalić własny rząd i Sejm. Musieli to zrobić, bo tak było uzgodnione z Merkel!
Wszystko to razem, było i jest nieodwracalną zdradą i tym gorszą, że bez żadnych konsekwencji dla zdrajców. Zdradą równą śmierci mojej Ojczyzny.

A wydarzyło się to po tym, gdy uwierzyliśmy Kaczyńskim w IV Rzeczypospolitą, w batalie o znaczenie Polski w Unii, o system głosowania, który dawał Polsce należne jej, znaczące miejsce, w tej socjalistycznej dwudziestce siódemce. Gdy cały Zachód, ze zdziwieniem patrzył na zdecydowaną, pronarodową politykę Kaczyńskich, na weto wobec traktatu UE z Rosją, na demontaż WSI.
I dopiero zacząłem myśleć, gdy wybuchła afera z nową ustawą lustracyjną wprowadzającą procedurę procesu sądowego. Dlaczego zlikwidowano Sąd Lustracyjny, zamiast go wzmocnić?
Przecież przepisy nie odbierały agentom żadnych praw, nie odbierały im stanowisk. Nadal mogli być rektorami, burmistrzami, parlamentarzystami, dziennikarzami, nauczycielami itd. Musieli tylko sporządzić oświadczenie o swych kontaktach, lub nie, ze służbami specjalnymi. Mało tego. Jeżeli takie oświadczenie jest kwestionowane, każdy mógł się odwoływać do sądu administracyjnego i cywilnego, a sam fakt odwołania, wstrzymywał wykonanie zaskarżonej decyzji. Praktycznie, więc, nie wyrządzała ona nikomu krzywdy, nikt nie tracił żadnych praw. A najważniejsze, że nie ucierpiała demokracja. Po cóż wiec była ta nowelizacja? Chcieli poszerzyć zasięg lustracji, czy ją ośmieszyć (tak, jak ośmieszyli siebie)? Czy mieliśmy rozliczać przeszłość, czy utrudniać proces lustracyjny?
Zrozumiałem, że Kaczyńscy, tak naprawdę, byli wrogami lustracji.

Polska znalazła się w bardzo groźnych kleszczach. Zakażenie chorobą następowało bardzo szybko, z wyraźnymi objawami porażenia mózgowego społeczeństwa. Praktycznie, wirus rozprzestrzeniał się piorunująco już od trzech lat i choroba groziła zapaścią. I tak się stało.
Kleszcze Kaczyńskich śmiertelnie poraziły naszą Ojczyznę.

Dzisiaj, to już historia. Rządzą platformiarze i znowu nadszedł czas realizacji obietnic przedwyborczych. Naczelnym kierunkiem działania nowej ekipy jest zmiana wszystkiego, co zostawiło po sobie Prawo i Sprawiedliwość. Tak jak dobrze życzyłem Kaczorom, tak, bez wstydu przyznaję, źle życzę, platformiarzom, bo wiem, że oni źle życzą Polakom.
Dzisiaj wszystko to, co przez minione dwa lata było dobre (coś było), okazuje się, że, ich zdaniem, jest złe. Zdecydowana polityka zagraniczna, obrona dobrego imienia Polski i jego prezydenta, zdecydowana, ( choć pozorna), postawa wobec Unii Europejskiej i porządkowanie, przynajmniej w części, polskich spraw było przedmiotem zaciekłych ataków mediów zachodnich i tego małego Hitlerka w Moskwie. Teraz, polityka uśmiechów i wszelakiej miłości zastępuje zdecydowaną postawę w sprawach międzynarodowych. Przedtem, z Polską się liczono i, można powiedzieć, bano się jej.
Pan premier (niestety) Tusk wmawia wszystkim, że z Rosją musimy mieć partnerskie stosunki i wspólnie, z min. Sikorskim, polecieli, przetartym, już dawno, szlakiem, by ugłaskać cara, który podobno już ich nagrodził obietnicą zniesienia embarga na polskie mięso. Może i tak, ale, za co? Z pewnością nie za, wątpliwej jakości, uśmiech Tuska, który raczej odstrasza, a nie zjednuje, tak jak jego wredne oczy.
To nieporozumienie. Dla Rosji nigdy nie będziemy żadnym równocennym partnerem – to kolejne oszustwo. Uśmiechy i życzliwość przed kamerami nie są dowodem na ocieplenie stosunków polsko- rosyjskich i nic nie oznacza. Taki nacjonalista, jak Putin, liczyć się będzie tylko z silnym rozmówcą, za którym stać będzie zupełnie inna siła, w rzeczywistości zagrażająca Rosji. Nawet przecież instalacja amerykańskiej tarczy antyrakietowej (10 rakiet) nie jest, dla Rosji, problemem. Putin, w bezpośredniej bliskości polskiej granicy, teraz już unijnej, ma zainstalowane setki rakiet, którymi jest zdolny zaatakować, w każdej chwili, Polskę, zanim ta zorientuje się, co się dzieje. Już dzisiaj bezkarnie nimi straszy, bez żadnej reakcji wojowniczego NATO.
Rosja nigdy nie będzie naszym równorzędnym partnerem, bo od zawsze była i jest naszym wrogiem, imperialnie nastawionym do Zachodu i traktującym Polskę, jako swój obszar wpływu, do czego została przyzwyczajona od dziesiątków lat. Jednocześnie umiejętnie sprzedaje swą wielkość, używając, jako straszaka, mediów energetycznych, w tym przede wszystkim, gazu ziemnego, usiłując wymusić, dla siebie, wymierne korzyści, w tym także polityczne. Już teraz liczy się z nią cała Unia, porażona możliwością zakręcenia kurka z gazem. Głos Polski nie ma tu żadnego znaczenia, bo Rosja liczy się tylko z twardym rozmówcą i nigdy nie zrezygnuje z przesyłu gazu do Europy.

Dlatego właśnie bliska współpraca ze Stanami Zjednoczonymi jest, dla nas, gwarantem stabilizacji i spokoju. A nasze partnerstwo wojskowe w Iraku, docenione przez Amerykanów, do dzisiaj nie zostało, przez nas, skonsumowane. Mało tego. Pan premier (niestety) Tusk już wcześniej, wsłuchując się w głos ludu pracującego miast i wsi, (cenne głosy w wyborach) zapowiedział, że wycofa polskie wojska z Iraku, co oznacza, że Polska utraci miano wojskowego sojusznika Amerykanów, ze wszystkimi skutkami stąd płynącymi. Utraci Amerykanów, a zyska poklask Rosji!
Przeciągające się negocjacje dotyczące tarczy antyrakietowej są również bardzo niepokojące. Dochodzące informacje o zrywaniu negocjacji oraz niezadowoleniu z propozycji USA, świadczą zapewne o tym, że oprócz gestów i uśmiechów, podjęto jednak jakieś ustalenia w Moskwie. I z pewnością, nie chodzi tu o polskie mięso, dla którego eksport do Rosji został już, podobno, odblokowany, a faktycznie jest realizowany w jakiś symbolicznych ilościach.
Wszystko na to wskazuje, że dokonano jednak znaczących, dla nas, ustaleń. Można przypuszczać, że Rosja sprawę postawiła jasno, ale i zdecydowanie. Polska ma zrezygnować z instalowania tarczy antyrakietowej, ma też umożliwić zainstalowanie się, w naszym kraju, rosyjskiego Gazpromu, a Rosja, bez przeszkód, ale też bez strat, dla siebie, będzie dostarczała gaz do Polski.
Jest wiele dowodów świadczących o dużym prawdopodobieństwie takich ustaleń. Zobaczymy, z czym wróci Tusk z Waszyngtonu.
Dzisiaj Warszawa, bezspornie, umizguje się do Moskwy. A podczas wizyty delegacji rządowej nas Kremlu, kolega naszego narcyzowatego ministra spraw zagranicznych, Sikorskiego, powiedział, że Rosja nie ma prawa weta wobec tarczy antyrakietowej, co jest bardzo znamienne. Może to np. oznaczać, że, tylko chwilowo, w tej sprawie, akurat nie będzie ingerować.
Taki oświadczenie rosyjskiego ministra dowodzi, że Rosja musi mieć interes, by nagle tak twierdzić. Nie wiadomo, co odpowiedział nasz minister Radek S. Jeśli jest prawdą, że nie będzie tarczy, czyli nie będzie Amerykanów w Polsce, a będzie Gazprom, czyli będą Rosjanie, to gra, która podjął Tusk jest bardzo ryzykowna. I to nie chodzi tu o jego ambicje polityczne, wymarzony fotel prezydencki. Chodzi w ogóle o bycie Polski. Bo jak tu żyć, gdy, z jednej strony ponownie oddano nas pod kontrolę agresywnej, jak zawsze Rosji, a z drugiej, pod kontrolę równie wrogich Niemiec?

Tusk, to kolejny wódz bandy kleszczy, sam równie niebezpieczny, a może nawet jeszcze bardziej groźny, bo brutalnie zaatakował już wycieńczony, wyniszczony organizm. Tuskowa trucizna już dobija Polskę. Nie da nam szans tym bardziej, że większość nie dostrzega niebezpieczeństwa, a u innych już brak sił.

Międzynarodowa Agencja Energetyczna twierdzi, że Rosjanom skończy się gaz wcześniej, niż ktokolwiek myśli. Zdaniem prof. Oxfordu, J. Sterna, w wyniku rabunkowej eksploatacji złóż gazowych i przestarzałej technologii, już za dwa lata można oczekiwać dużego deficytu w dostawach gazu, o czym wiedzą już odbiorcy gazu rosyjskiego na Zachodzie. Wiedzą o tym także, z pewnością, nadludzie z Gazpromu i dalej uprawiają swoją polityką sukcesu i terroru.
Jeśli tak się stanie, jeśli staną nasze zakłady produkcyjne, a w naszych domach zabraknie gazu, nie dlatego, że Putin, ( premier), przykręci kurek, chcąc jeszcze coś wymusić, tylko dla tego, że będzie musiał, bo zabraknie go dla jego rodaków, to co w tedy? Aż strach pomyśleć.

Jak tuż żyć w objęciach takich kleszczy?

Przy zakażeniu polityczną boreliozą pierwsze, co trzeba szybko zrobić, to kleszcza usunąć. Lekarze podkreślają, że aby wyjąć kleszcza, należy go uchwycić delikatnie pęsetą i zdecydowanie wyciągnąć obrotowym ruchem. Wtedy stawia mniejszy opór.
To prawda, trzeba szybko, ale niekoniecznie delikatnie. Nie ma już czasu na pieszczoty.

Przy bardzo optymistycznym założeniu, że, jakimś cudem, uda się nam usunąć te kleszcze, to jak pozbyć się trucizny mózgowej, pozostałości po nich?
W kleszczach Kaczyńskich dostąpiliśmy cudu gospodarczego (?). W kleszczach Tusków żyjemy w kraju wiecznej miłości.

Tylko skąd tyle biedy, skąd aż 25%, (według ostatnich badań,) dzieci głoduje, a 21% jest na granicy głodu. To oficjalne dane z krainy cudu i miłości.!
A ilu jest emerytów i bezdomnych, żyjących siłą woli, ilu oczekujących na śmierć, ludzi, bo nie ma ich kto i czym leczyć?

Już Konfucjusz powiedział, że: „W państwie rządzonym dobrze, wstyd być biednym, w państwie rządzonym źle, hańbą być bogatym”.

Polityczne kleszcze nie znają wstydu!

Andrzej Ruraż-Lipiński

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

28 Marca 1930 roku
Konstantynopol i Angora zmieniły nazwę na Stambuł i Ankara


28 Marca 1943 roku
Zmarł w Kaliforni Siergiej Rachmaninow, rosyjski kompozytor, pianista i dyrygent (ur. 1873)


Zobacz więcej